Wpisy archiwalne w kategorii

Do/Z Pracy

Dystans całkowity:77127.33 km (w terenie 12259.30 km; 15.89%)
Czas w ruchu:3366:45
Średnia prędkość:22.91 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:282073 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:2943915 kcal
Liczba aktywności:2426
Średnio na aktywność:31.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Upiór w operze...

Wtorek, 3 grudnia 2013 · Komentarze(3)
Janusz Radek i Justyna Steczkowska - Upiór w operze


Powrót po ciemku, ale człowieka nosi..., zastanawiam się co zrobić z tak pięknie rozpoczętym powrotem, tym bardziej, że temperatura wyraźnie wyższa niż wczoraj o podobnej porze i dzisiejszym poranku.
Kombinuję, kombinuję i wykombinowałem, specjalnie nie mam ochoty na na zbaczanie z kursu.., z trasy i robienia dodatkowych kilometrów. Za to przejeżdżam i tak w pobliżu kilku ciekawych miejsc. A że mrok zapada szybko, to pora wykorzystać to do zdjęć nocnych. Za 2-3 miesiące nie będzie mi się chciało czekać aż zapadnie zmrok... Teraz mam to na obrót koła...
Droga powrotna głównie po szosach z wyjątkiem drobnego epizodu na Wirku. Zatrzymuję się dopiero Na Zadolu w parku. To o tym miejscu myślałem, to tutaj coś pstryknę, może coś z tego wyjdzie?

Zabawy ze zdjęciami nocnymi © amiga


A to z czego kadrowałem...

Duch na Zadolu © amiga


A tutaj oryginał

Oryginał zdjęcia z parku Zadole © amiga

rześki poranek...

Wtorek, 3 grudnia 2013 · Komentarze(0)
Jerzy Wasowski i Anna Maria Jopek - Ktoś zbudził mnie


Sprawdzam temperaturę, -3 - rześko, zresztą czego można się spodziewać jeżeli wczorajszy powrót był przy -1. Dwa pozytywy widzę w tym wszystkim, po pierwsze nie pada, niebo jest czyste, a po drugie w powietrzu jest niewiele wilgoci. Chyba to zabija najbardziej.
W chwili wyjazdu zegar pokazuje 7:10, nieźle, ale i tak jest jeszcze ciemnawo, za to bawią mnie ludzie odrapujący swoje samochody..., najbliższe 2-3 miesiące będą wyglądały podobnie, ale nie ma co cię cieszyć przedwcześnie, zima jeszcze się nie zaczęła.
Rucha na drogach niewielki, jednak godzina szczytu jeszcze przede mną. Trafię na nią w okolicach Zabrza.
Próbuję rozpoznać stan ulic, wyglądają na czarne, bez lodu, no może miejscami pojawiają się jakieś zamarznięte kałuże, należy to jednak traktować jako anomalię, a nie normę. Przynajmniej dzisiaj.
Dojeżdżając do Panewnik zastanawiam się czy nie poszaleć i ni wbić się w teren, błoto jest zamarznięte, tyle, że mogą być koleiny do których łatwo wpaść, an których można nieźle się poobijać. W końcu zwycięża pragmatyzm - szosy od K do G :)
Po wymianie łańcucha, czuję, że sytuacja zaczyna się stabilizować, odzyskałem jedno z przełożeń, to najbardziej twarde. Jeszcze tylko 2. W sumie to spoty sukces, że łańcuch zaczyna się układać po 70km po tak długiej przerwie.
Dojeżdżam do Wirka, mijam wczoraj obfocony kościół, o świcie nie wygląda tak okazale, zdecydowanie lepsza dla niego jest noc. Kilka km dalej wjeżdżam w niewielki kawałek terenu i tak jak myślałem, błoto zastygło, zestaliło się w fantazyjne kształty. Tyle, że muszę po tym przejechać, a to już nie jest tak przyjemne.
Dojeżdżam do granicy Rudy Śląskiej i Zabrza, tydzień temu myślałem, ze powoli będą kończyli przebudowę ul.Rogoźnickiej, ale nie... postawili nowe zasieki i dalej bawią asfaltowymi wycinankami. Ciekawi mnie kiedy mieszkańcy powiedzą dość? Przecież to trwa już 3 kwartał..., wiem że ciąża musi być donoszona, ale bez przesady.
Stoję na rogatkach Kończyc, zaczyna się szczyt, jest jednak jakiś niemrawy, niewiele samochodów, przypomina to bardziej letnią pauzę, niż normalny dzień roboczy, an początku grudnia.
Przez Zabrze udaje się przejechać bez postoju, no może tylko raz zatrzymały mnie na chwilę światła, podobnie jest też w Gliwicach.
Dziwny powolny dzień, a może po prostu wszystko dzisiaj będzie się działo w zwolnionym tempie?

Pętla tramwajowa w Katowicach Brynowie - gdy wszystko się jeszcze zieleniło © amiga

do pracy

Poniedziałek, 2 grudnia 2013 · Komentarze(2)
Ukraina jest zielona - Grzegorz Tomczak


To mamy poniedziałek, po nieudanej niedzielnej ustawce z Monsterem i Devilkiem dzisiaj pora wsiąść na rower i sprawdzić jak poskładałem rower. Ruszam, korba spisuje się nieźle, zero luzów..., rewelacja... przy okazji zmieniłem łańcuch na drugi po... 1500km... przegiąłem... pewnie jakieś 300km będę miał skaczący łańcuch.... cóż... za błędy się płaci.
Jadę, nie mylę się co do łańcucha..., najmniejsze 3 koronki praktycznie nie do użycia. Na 4-tej wszystko ok. więc trudno... z tyłu 15T muszę nadrabiać kadencją, za którą średnio przepadam, ale nie ma innego wyjścia...
Wyjechałem nieco wcześniej, chwilę po 7:00. Cieszy to, że na drogach pusto, Korków spodziewam się dopiero w okolicach Zabrza..., bo tam będę ok 8:00. O dziwo też czysto. Dopiero końcówka w Gliwicach to wleczenie się za busem i autobusem...

Korci mnie, aby zamontować czujnik kadencji.... :)

Jaskinia - fotosketcher © amiga

Ukręcona korba ;P

Piątek, 29 listopada 2013 · Komentarze(11)

If I were a rich man / Gdybym był bogaty - Piosenka z musicalu "Skrzypek na dachu" ("Fiddler on the Roof" 1971)

Poranek..., za oknem całkiem nieźle, drogi mokre, ale nie wygląda na to aby były zmrożone. Spoglądam na termometr jest na plusie. W końcu wychodzę i ruszam.
Jako że wyjeżdżam nieco wcześniej to ruch stosunkowo niewielki..., przemieszczam się dość sprawnie, dopiero na Panewnickiej blokuje mnie autobus, którego ani specjalnie nie ma jak wyprzedzić, a jechać za nim też nie jest przyjemnością.
Na szczęście na wysokości Kuźnickiej mogę jechać tak jak lubię, docieram do skrzyżowania w Kochłowicach, czekam na "okienko", naciskam na pedały i... czuję, że coś się urwało..., rower nie jedzie, a ja na środku skrzyżowania, szybka wysiadka, przerzucenie rowera przez barierki i... widzę, że z rowera zrobiła mi się hulajnoga. Oba ramiona korby są na dole..., rozkręcam na szybko lewe ramię, i widzę, że po zębatkach w zasadzie nie ma już śladu... Próbuję coś z tym zrobić..., ale 2-3 machnięcia korbą i efekt jest dokładnie taki sam....
Wysyłam wstępnie sms-a do firmy z informacją, co się stało i chyba nie dotrę do Gliwic..., spoglądam na zegarek... za wcześnie, wszystkie sklepy i serwisy rowerowe pozamykane... nic z tym w tej chwili nie zrobię...
Pozostała wycieczka z buta do domu..., można było bawić się z autobusami, ale jakoś nie miałem na to chęci...
Wybrałem nieco inną drogę przez Radoszowy, nie jest zbyt optymalna, za to po drodze mam okazję nieco dokładniej zbadać ten teren. Dość rzadko tutaj zaglądam, a chyba szkoda, po drodze odkryłem jaką dziwną omszałą mogiłę, ale zostawiam ją sobie na kiedyś, gdy będzie pewnie cieplej..., teraz mam jeden plan dotrzeć do domu i zastanowić się co dalej...
Najbardziej optymalne byłoby kupno lewego ramienia, jednak szanse aby zrobić to dzisiaj są praktycznie zerowe. "Spacerując" z rowerem pod rękę, pogodziłem się z wydatkiem kilkuset zł na korbę. Zastanawiam się jeszcze nad Octalinkiem, jednak w domu mam i zapasowy suport, ten w rowerze to też nówka...
W końcu docieram do domu. Szybko się przebieram i do rowerowych..., trafiam d pierwszego, niby dobrze zaopatrzony, jest właściciel, ale 2 min rozmowy i dowiaduję się, że gość się na tym nie zna i mam przyjść za 3 godziny jak będzie serwisant... Chyba och pop...o. Idę do sklepu kupić pudełko z korbą, a gość mi mówi, że on nie wie co ma w sklepie...
Idę dalej na Jankego 32 do znajomego... i ma 2 korby które mnie interesują. Obie to 10 rzędówki i obie współpracują z 9-kami. Jedna to XT-k za trochę ponad 600zł i ta druga Deore M610 za ok 350zł. Biorę tą tańszą..., dla mnie waga nie ma tak wielkiego znaczenia, a zębatki i tak będą do wymiany max do polowy przyszłego roku. Może nie będzie generowała takich kosztów... Zastanawia mnie jeszcze jak będą się do niej miały zębatki z M660 które mam założone w starej korbie. Blat i średnia są w zasadzie nowe. Nie chce mi się tego sprawdzać, ale odnoszę wrażenie, że zmieniła się nieco konstrukcja zębatek, pomimo tego, że rozstaw śrub jest chyba taki sam...
Kilkanaście min później jestem w domu..., wymiana korby zajmuje mi ok 15-20 min... Pozostaje jeszcze zabawa z przednią przerzutką..., bo w starej korbie zębatka miała 44 zęby a ta ma 42 zęby... Wymusiło to na mnie jeszcze wymianę linki, po obniżeniu przerzutki linka była za krótka, a poza tym była okazja na wyczyszczenie pancerzy.
Wieczorem planowałem jazdę testową, ale... się nie udało, plany zostały zmienione..., może jutro?

Prawie jak hulajnoga :) © amiga

środa...

Środa, 27 listopada 2013 · Komentarze(0)
Krzysztof Daukszewicz-I to jest mój kraj


Kolejny dzień do pracy, zaczynają mi się zlewać w całość, jedynie ten rower z rana...
Pora się pozbierać i ruszyć do pracy, kolejny dzień z wcześniejszym wyjazdem..., jest w tym jakiś urok, może to polubię..., chociaż wiem, że działam na bateriach słonecznych. Spieszy mi się..., szybkie śniadanie i... wyjazd..., zaczyna powoli świtać, pustawe ulice..., mam sporo czasu..., ale nie mogę przegiąć, szosy to jedyna opcja... Dętki po wczorajszej przygodzie w Kochłowicach połatane..., remont na Panewnickiej mocno opóźnia, wszyscy zwalniają, dziwna pora na wymianę asfaltu..., z drugiej strony będzie okazja na koleje łatanie po zimie...
Mijam Kochłwice, Wirek i trafiam na kolejne wykopki na granicy z Zabrzem..., wydawało mi się, że tutaj już nic więcej nie będzie siedziało, a okazało się, że powycinany został asfalt dookoła studzienek, a one zostały podniesione, wygląda na to, że szykuje się kolejna wylewka... sporo robotników, uwijają się, by zdążyć przed zimą.
Jestem już w Gliwicach, kąpiel i do pracy.

Brzózka nad jeziorem w Pławniowicach © amiga

powrót z Gliwic

Środa, 27 listopada 2013 · Komentarze(0)
Janis Joplin - Maybe


Czuję zmęczenie, przemęczenie..., jest stosunkowo chłodno, drogi niby czarne, ale -2 to nie jest dobra temperatura... Boję się, że trafię na jakiś idiotów na letnich laćkach.
Przy czym wyjechałem na tyle późno, że na szczęście ruch jest dość niewielki i z każdą chwilą coraz mniejszy... Denerwuje mnie jedynie niewielki fragment w Kochłowicach, nie lubię tego odcinka... chyba muszę się przestawić na alternatywę tuż obok tzw, czerwonym szlakiem, ale i tak pod koniec trafiam na DDR-a którego nie lubię, chociaż omijam samo centrum. Pewnie docelowo będę tędy jeździł, przynajmniej w sezonie zima 2013/2014...
Do domu docieram o czasie, za to jutro szykuje mi się zupełnie nierowerowy dzień... Odrobię to w piątek...

Wspomnienia z Warszawy :) © amiga

Wcześnie z rana

Wtorek, 26 listopada 2013 · Komentarze(0)
Mela Koteluk - Niewidzialna


Wtorek..., budzę się wcześniej, tylko zastanawiam się czemu..., w końcu jednak sobie przypominam, że muszę być nieco wcześniej w Gliwicach..., zbieram się w ekspresowym tempie.
Wychodzę i lecę szosami, dość czysto na drogach, przynajmniej na początku, za to łapią mnie wszystkie światła po drodze..., to chyba złośliwość rzeczy martwych. Najbardziej paskudny dzisiaj to fragment przez Zabrze, ale to nic dziwnego, bo trafiam tam tuż przed 8:00. Wiem, że wariactwo będzie trwało jakieś 20 min..., tyle, że w tym czasie powinienem już być w pracy.
W firmie jestem delikatnie po czasie, ale nic złego się nie stało...

Lotnisko Muchowiec - fota z archiwum © amiga

Wracając do domu - 2 gumy

Wtorek, 26 listopada 2013 · Komentarze(2)
Artur Andrus - Życie Jest Dziwne


Powrót znowu w ciemnościach, za to względnie ciepło...
W Gliwicach zatrzymuje mnie przejazd w Sośnicy, dobre kilka min czekania na przejazd pociągu...
W końcu ruszam dalej, drugi denerwujący epizod przy wyjeździe z ul Matejki na rondo w Zabrzu. gdzie jakiś kretyn trąbi na mnie i okazuje na chodzik.... Chyba go pogięło, moje miejsce jest na drodze..., a nie na chodniku... Pewnie wydaje mu się że tam jest DDR. Owszem jest ale nie tu... Jest kawałek dalej na ul. Wilibalda Winklera, którą i tak będę jechał ale nie po rowerówce...
Zastanawiam się kto je projektuje i dla kogo? Te drogi mają po kilkaset metrów i prowadzą donikąd, nie ma na nie wjazdu i zjazdu..., a przynajmniej takiego aby nie trzeba było łamać tzw. przepisów...
Nawet policja mnie olewa widząc jak jadę po szosie w ty miejscu...
Reszta drogi, bez przygód, poza małym szczegółem, również związanym z DDR-em, tym razem w Kochłowicach..., ten fragment który uważam, że jest źle zaprojektowany i wykonany. Łapię tam 2 gumy..., nie wiem co leżało, ale wyciągam z jednej dętki jakieś 2cm zardzewiałego drutu..., w drugiej jest tylko dziura...
20 min później jadę dalej... w domu czeka mnie łatanie...

Zachód słońca nad Pławniowicami © amiga

powrót po Funexie i pierwsza śnieżyca tej jesieni

Poniedziałek, 25 listopada 2013 · Komentarze(0)
Ania Dąbrowska - Charlie, Charlie


Weekend lekko się przeciągnął, na dokładkę o poranku zostałem przekonany do wyjazdu nierowerowego do pracy...
Po pracy ponownie ląduję na Helence, chwila na rozmowy i w końcu ok 20:00 zbieram się i w drogę. Ponownie problem sprawia mi fragment za Rokitnicą, tam gdzie jest ciemno jak diabli...., ci piesi... masakra... chociaż jedne mały odblask...

Mijam centrum Zabrza i kieruję się powoli do Kończyc gdzie odbijam na Bielszowice i Wirek. Zaczyna padać śnieg..., jeszcze tego mi brakowało dzisiaj... Sypie coraz bardziej, na dokładkę wieje silny wiatr od wchodu..., chwilami nic nie widzę...
Na szczęście to tylko chwilowe załamanie pogody. Już na podjeździe w kierunku Kochłowic, pogoda się poprawia, przestaje padać, a wiatr jakby zelżał.

Końcówka już bokami, przez Panewniki, Ligotę, Piotrowice i w końcu Ochojec..., mam dość idę spać...

To już się nie wróci - teraz to już historia - lokomotywownia w Katowicach © amiga

koniec pewnej epoki....?

Piątek, 22 listopada 2013 · Komentarze(4)
Wishmaster - Nightwish (End of an Era)


Po wczorajszym myciu i serwisie rowerka..., usunięciu okablowania do starego licznika Sigmy 1609 i montażu nowego licznika Sigma 1609STS dzisiaj test tego rozwiązania. Pamiętając wady Cyclomastera na dzień dobry zacząłem testy Sigmy i widzę, że jest nieźle, żadnych zakłóceń od komórki..., po prostu działa. Dzisiaj z rana test w rzeczywistych warunkach..., na drogach.
Zastanawiało mnie czy nie będzie jakiś przekłamań np pod liniami wysokiego napięcia, przy stacjach bazowych GSM itp... O dziwo wygląda na to że jest nieczuła na takie numery. Świetnie się spisała, a ja pozbyłem się kabli...
Sigma coś sp...a z nową generacją liczników... coś jest nie tak z podstawkami i kablami... oryginalny kabelek z Sigmy 1609 potrzebował ponad roku aby się przetrzeć z mojej winy gdy zwisał nad oponą... Nic go nie ruszało, te nowe lecą w ciągu 2-3 miesięcy. To jakieś nieporozumienie.
Przy czym chyba i tak kupię jeszcze podstawkę do starego licznika..., pod warunkiem, że znajdę oryginał. Może być używany...

A dzisiejsza trasa po szosach, w nocy widać, że lało, sporo kałuż, błota. Do lasu nie wjeżdżałem poza kilkoma drobnymi epizodami po to aby ominąć korki, czy nie nadkładać niepotrzebnie drogi. W końcu jutro czeka mnie wyjazd do Krakowa na jeden z ostatnich RNO w tym roku: Funex Orient

Fotosketcher - ruina © amiga