Wpisy archiwalne w kategorii

Do/Z Pracy

Dystans całkowity:77127.33 km (w terenie 12259.30 km; 15.89%)
Czas w ruchu:3366:45
Średnia prędkość:22.91 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:282073 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:2943915 kcal
Liczba aktywności:2426
Średnio na aktywność:31.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

zdążyć przed burzą..

Środa, 28 maja 2014 · Komentarze(2)
Negatyw - Zrobię wszystko tak jak chcę

Jest po 17:00, jestem zmęczony dzisiejszym dniem..., na dokładkę prognozy wskazują na lokalne silne burze. Spoglądam na niebo, jest mocno zachmurzone, ale... gdzieniegdzie pojawiają się dziury w tym całunie. O terenie raczej nie ma mowy, chce jak najszybciej dotrzeć do Katowic, jadę szosami, co ciekawe, ruch na drogach jest spory, podobnie jak rano. Dalej nie wiem co może być tego przyczyną? Jakiś specjalny dzień? Nieważne... Gdy jednak docieram do Wirka, wbijam się na boczną drogę którą poprowadzony jest czerwony szlak rowerowy, tutaj jest spokojniej, ale... to nie koniec zmian. Niebo wyraźnie się przetarło, trochę białych chmurek sunie po błękicie. Tylko gdzie te burze? Zmieniam plan, Przed centrum Kochłowic skręcam, w kierunku na Halembę i za wiaduktem A4-ki wbijam się w boczną ścieżkę, jadę na czuja... nie wiem czy gdzieś wyjadę, czy będę musiał się wrócić. jednak jest nieźle, posiłkując się google maps udaje się odnaleźć wąską ścieżynkę i dojechać do drogi prowadzącej na Katowice, ale po raz kolejny skręcam w las, jadę odszukać czarny staw, byłem tam jakieś 2-3 lata temu, z grubsza wiem gdzie go szukać i trafiam bezbłędnie, chwila focenia i lecę dalej również na czuja.. odnajduję jeszcze jeden staw z rybaczówką nieco dalej. Kolejna przerwa, kolejne focenie i obieram kierunek z grubsza na wschód, docieram do znanej mi drogi... nieco dalej wjeżdżam w ścieżkę prowadzącą na Kokociniec. Następny staw i kolejna przerwa... Na niebie zaczynają się znowu pojawiać ciemne chmury, chyba pora kończyć wycieczkę... Jadę do domu, starczy na dzisiaj... 
Czarny staw
Czarny staw © amiga
Niedaleko czarnego stawu jest kolejny mniejszy
Niedaleko czarnego stawu jest kolejny mniejszy © amiga
Staw w pobliżu Kokocińca
Staw w pobliżu Kokocińca © amiga

Po deszczu...

Wtorek, 27 maja 2014 · Komentarze(1)
Dezerter - Polska Złota Młodzież

Kolejny poranek, sprawdzam szybko prognozy pogody, po południu możliwe burze, ale teraz niby ma być ok. Wstaję i tak późno, gonitwa ze wszystkim, z przygotowaniami do wyjazdu, śniadaniem itd... Nie zaglądam za okno... 
7:10 wychodzę..., jest ciepło ale widać, że w nocy musiało solidnie lać..., przejeżdżam może 50m jeszcze raz zastanawiam się czy mam wszystko..., zawracam. Szczegół, nie wziąłem nic do przebrania, w firmie jest co prawda zestaw awaryjny (przynajmniej tak mi się wydaje), ale mimo wszystko jestem zbyt blisko domu... 5 min później drugi dosiadam ponownie szaraka...
Ulice mokre, oczywiście błotniki w domu. Już nie zawracam..., jadę dalej. 
Drogi coś podejrzanie puste, normalnie powinien być sporo większy ruch. Nie tęsknię do niego, niemniej lekko to zaskakuje. Jadę szosami, to ani czas ani pora na szaleństwa. Za to noga dzisiaj coś wyraźnie podaje, nie wierzę jednak w cuda, sprawdzę w firmie, ale podejrzewam, że wieje idealny dla mnie wiatr - z południowego wschodu :)
Na jakikolwiek pierwszy zacisk trafiam dopiero w Kochłowicach przed "rynkiem", wymijam samochody i wkrótce mogę zmierzyć się z podjazdem przed Wirkiem... coś szybko poszło...
Na Wirku pusto, nie muszę czekać jak wczoraj na skręt w Bielszowicką..., dzięki temu 2 min później jestem koło kopalni w Bielszowicach. Pozostał przejazd przez Pawłów, tutaj dla odmiany trafiam na koparkę za którą muszę się bujać, nie mogę wyprzedzić... nie ma jak. Na szczęście skręca na jakąś budowę. W Zabrzu jestem ciut przed 8:00, więc czeka mnie szaleństwo, tak też jest, ale dzisiaj nie odpuszczam, pcham się dalej głównymi drogami, wkrótce docieram do Gliwic i firmy. Zaskoczył mnie czas przejazdu, ale jak później sprawdziłem to wspomagał mnie wiatr :), mam nadzieję, że wieczorem powieje z północnego-zachodu.

Gdzieś tam przebija się słońce
Gdzieś tam przebija się słońce © amiga

ogród botaniczny...

Wtorek, 27 maja 2014 · Komentarze(3)
IRA - Ogród

Wieczorny wyjazd z firmy, jest późno, dzień był długi i ciężki. Początkowo kołacze mi się po głowie jedna myśl... do domu, do domu...
Kilka km dalej zmieniam plan, pojadę przez hałdę w Sośnicy, tylko czego można się tam spodziewać, w ciągu dnia dość mocno lało, mogę się natknąć na błotne osuwisko...
Trudno jadę..., najwyżej będę pchał rower..., wbrew obawom nie jest źle, fakt, że jest trochę błota, kałuż, ale da się jechać.
W Makoszowach po raz kolejny modyfikuję dzisiejszy plan..., wieki nie byłem w Chudowie..., bez większego namysłu skręcam... w odpowiednią drogę, kilkanaście minut później jestem już pod zamkiem, kilka minut przerwy i mogę jechać dalej, to miał być pierwszy i jedyny punkt wycieczki...,

Zamek w Chudowie
Zamek w Chudowie © amiga

dalej jadę przez Bujaków, w pobliżu kościoła coś mi się przypomina, jakiś tydzień temu rozmawiając z Darkiem o ogrodzie botanicznym wspominał coś o "ogrodzie botanicznym" w Bujakowie właśnie przy kościele... zawracam i odnajduję wjazd, wejście... Tak na dobrą sprawę przypomina to na trochę odjechany ogród w którym zostało umieszczone sporo figurek, rzeźb i różnej maści sprzętów. Całość nie sprawia jednak wrażenia chaosu, mimo wszystko jest to na tyle spójnie i dobrze skomponowane, że miło się spaceruje pomiędzy tym wszystkim. Spoglądam na zegarek, czas na mnie...
Ruszam na Mikołów, po drodze są jeszcze 2 miejsca gdzie planuję jeszcze wpaść, Śląski Ogród Botaniczny i Sośnia Góra..., przejeżdżam tuż obok, ale na dzisiaj starczy. Walczę jeszcze trochę z podjazdami i jestem w centrum Mikołowa. Ruszam dalej przez Zarzecze i gdzieś tam źle skręcam, jedna droga za wcześnie. Spoglądam na napę w endomondo i widzę, że kilkaset metrów dalej powinienem mieć drogę dzięki której skoryguję błąd i dotrę na Tunelową w Piotrowicach.
Przyznam się, że dzisiejsza trasa powrotna trochę mnie zaskoczyła.

Instrukcja obsługi?
Instrukcja obsługi? © amiga
Nie wieje
Nie wieje © amiga
Instrukcja kamienia pogody
Instrukcja kamienia pogody © amiga
Figurka Ojca Pio
Figurka Ojca Pio © amiga
Może dam się zakuć
Może dam się zakuć © amiga
Trochę gadżetów
Trochę gadżetów © amiga

A gdzie pszczoły?
A gdzie pszczoły? © amiga
Brama do...?
Brama do...? © amiga
Nawet najmniejsza kałuża odbija niebo
Nawet najmniejsza kałuża odbija niebo © amiga
Wszędzie figurki
Wszędzie figurki © amiga
Schronili się pod drzewem
Schronili się pod drzewem © amiga
Studnia w centrum Bujakowa
Studnia w centrum Bujakowa © amiga
Kościół w Bujakowie
Kościół w Bujakowie © amiga

powrót, częściowo terenowy

Poniedziałek, 26 maja 2014 · Komentarze(0)
Sztywny Pal Azji - Nie Gniewaj Się Na Mnie Polsko

Wybiła 17:00, pora się zbierać. W ciągu dnia padało, grzmiało, ale o tym zapomniałem. Od początku chcę wjechać w teren..., rano odpuściłem i teraz chcę to nadrobić, tyle, że nie ciągnie mnie na hałdę w Sośnicy. Omijam ją przez lasek Makoszowski i Zabrze Makoszowy. Wjeżdżam dopiero w okolicach starej hałdy. Dość zgranie mi to wyszło, wziąwszy pod uwagę że musiałem się przebijać przez plac budowy ciut wcześniej.  Przebijając się w kierunku na wały przy Kłodnicy czuję, że tylne koło mi tańczy, shit.... powoli ucieka powietrze, w końcu wybieram jakieś ciekawe miejsce i łatam dętkę... bo oczywiście ostatnio nie miałem czasu by to zrobić...
 15 min później jadę dalej, tyle, że zaczyna się ochładzać, a gdzieś na Halembie czuję, że zaczyna kropić... Lekko przyspieszam, jednak po deszczu jest już tylko wspomnienie. 
Przy boisku kolejarza podziwiam postępy nowej kadry piłki nożnej - akademii piłki nożnej, widzę, że chłopcy wzięli sprawy w swoje ręce i próbują doprowadzić to boisko do stanu używalności. Ciekawe co będzie gdy w tym miejscu powstanie ośrodek sportowy, jeszcze w tym roku mają zacząć tam budowę.
Ozdobnik na pałacyku myśliwskim w Promicach
Ozdobnik na pałacyku myśliwskim w Promicach © amiga

do pracy po weekendzie

Poniedziałek, 26 maja 2014 · Komentarze(0)
TSA - Maratończyk

Poniedziałek, budzi mnie ból... przy obracaniu się... ech... już nie śpię, za kilkanaście min zadzwoni budzik. Powoli zaczynam się zbierać, jeszcze tylko szybka wizyta w sklepie, drobne zakupy, śniadanie i mogę jechać.
Jest wyraźnie chłodniej niż ostatnio, prognoza pogody coś mówi o 12 stopniach, niemniej miałem wrażenie, że jest więcej, spoglądam na termometr za oknem i pokazuje ok 18. Pewnie częściowo to efekt nagrzanego budynku..., niemniej różnica nie powinna być zbyt wielka. 
Ruszam..., czuję delikatny chłód, ale w ciągu kilkunastu minut powinienem się rozgrzać. Naciskam mocniej na pedały i wkrótce muszę hamować, jakiś baran zajechał mi drogę....Później dobre kikaset metrów wlokę się za tą sierotą za kółkiem. W końcu dojeżdżam do Piotrowic i mogę popchnąć bardziej przewidywalnymi drogami.
W Panewnikach na Bałtyckiej Spotykam Artura, chwilę rozmawiamy i każdy leci w swoją stronę, do pracy. Dość zaskakujące ale i miłe spotkanie. Od razu poprawia mi się humor, mogę jechać dalej. Ruda Śląska mija dość zgranie i szybko, za to na Pawowie snuję się za wozem sprzątającym ulicę, ani tego wyprzedzić, ani objechać i tak dobry kilometr. Za nami ciągnie się spory sznur samochodów.... masakra.. w końcu na skrzyżowaniu nie wytrzymuję i wbijam się na chodnik, to jedyna opcja by minąć toto... Za to później prawie jak król szos... Przede mną pusto, za mną daleko, daleko, zawalidroga i spory ruch z naprzeciwka uniemożliwiający reszcie wyprzedzenie problematycznego wozu. Dzięki temu dość szybko udaje mi się przemknąć przez Zabrze. W Gliwicach też pustki, jest już po 8:10. Docieram do firmy i... pora zabrać się za pracę :)

Stacja pkp na Podlesiu
Stacja pkp na Podlesiu © amiga

Piątkowy przelot po szosach

Piątek, 23 maja 2014 · Komentarze(0)
Łąki Łan - Luźny Łan

Wyjazd o 7:03, za to spieszy mi się do firmy, obiecuję sobie, że nie będę przeginał, staram się utrzymywać tętno poniżej 140, średnio się to udaje, tym bardziej, że wieje z południowego-wschodu - kierunku idealnego jeżeli chodzi o dojazd do pracy. 
Gnam po szosach, kilka razy jednak odpuszczam, gdy czuję, że ból się nasila. Chyba mnie pogrzało lekko..., miałem odpuścić na kilka dni a nie szaleć. Dojeżdżam do bram firmy, Ci którzy wiedzą o tym co się ostatnio zdarzyło i ślad na endomondo mówią mi co o tym myślą, wiem... W weekend odpocznę, a teraz do pracy.

Stara Kuźnia... - okolice jamny
Stara Kuźnia... - okolice jamny © amiga

Koniec tygodnia, koniec jeżdżenia...

Piątek, 23 maja 2014 · Komentarze(0)
Alkatraz - Życie pyk lufa pyk

Ostatni przejazd w tym tygodniu, przynajmniej taki jest plan, weekend ma być pełny relaksu i zupełnie bezrowerowy, za to wieczór jest ciepły, wręcz gorący... jadę przez hałdę w Sośnicy. Kolejny raz w tym tygodniu wbijam się na nią przez budowę DTŚki, spoglądając na to co się tutaj dzieje, mam wrażenie, że jeszcze max miesiąc i skończą, szybko idzie budowa tego odcinka. 
Porównując poranne gnanie po szosach, ty teraz odpoczywam, tępo powolne, spokojne, w końcu nigdzie mi się nie spieszy, mogę zaznać delikatnego terenu. Odpoczywam..., zupełnymi tyłami docieram do Starej Kuźni, nawet zawracam jakieś 100m na szosie by zahaczyć o pobliski sklepik, dobra kola, siły doda, tyle, że kawałek dalej, na kolejnej hałdzie. Krótki postój i mogę ruszyć do domu, zostało ok 10km... Gdzieś po drodze mija mnie jakiś wariat na canondale z jedną lagą pod nosem burknął cześć..., podniosło mi się ciśnienie..., ja Ci dam... I co z tego, że ma ramę karbonową, że rower waży przynajmniej 4-5 kg mniej od szaraka..., że jeździec pewnie waży 2/3 mnie... naciskam na pedały, rower rozbujał się do 30ki. Podjazd prowadzący na drogę w kierunku hałdy w Panewnikach to dla przeciwnika za wiele... pęka gdzieś po drodze, mam go... na odjezdne rzucam cześć... i gnam dalej, jak ma ochotę to niech mnie goni... jak nie złapię pany to nie ma takiej opcji aby mnie dorwał... to mój teren, moja droga, znam na niej każdą dziurę, każdy kamień..., każdą koleinę....
Dojeżdżam do domu, dochodzę do wniosku, że chyba mnie pogrzało... nie powinienem tak reagować, nie w tej chwili... ;P

Kwitnąca koniczyna
Kwitnąca koniczyna © amiga

Czwartek z rana, po terenie i nieco wolniej

Czwartek, 22 maja 2014 · Komentarze(1)
Skálmöld - Gleipnir

Czwartek... Wizyta u lekarza, niestety potwierdziła to, że coś jest nie tak, upadek spowodował oprócz widocznych z zewnątrz uszkodzeń - otarcia, siniaka, krwiaka, dodatkowo stłuczenie płuca... W sumie proponowano mi nawet zwolnienie lekarskie, tylko co by to dało, pewnie i ta bym nie wytrzymał przy takiej pogodzie i przynajmniej gdzieś wyszedł/wyjechał. 

Wyjeżdżam bardzo późno, jednak aby się nieco oszczędzać decyduję się na podróż po terenie, dość prostym, bez większych wzniesień, wyjadę w Kończycach przez węzeł A4ki. Nie lubię tego miejsca, ale też nie mam ochoty pchać się na hałdę, tym bardziej, że jest późno. Może w ten sposób dojadę względnie bez problemów i nie zrobię sobie większego kuku...
w firmie jestem dopiero ok 8:50.... ale czego mogłem się spodziewać... zresztą chyba lepiej przyhamować na chwilę...
Za to definitywnie odpuszczam sobotni wyjazd na kolejny maraton... Mam tylko nadzieję, że 2.5 tygodnia starczy na wykurowanie się, czas to pokaże.

Latryna już stoi
Latryna już stoi © amiga

I znowu lasem

Czwartek, 22 maja 2014 · Komentarze(1)
LEGION OF THE DAMNED - Doom Priest

Dzisiaj wychodzę jeszcze później niż zwykle, dochodzi 17:30, na zewnątrz słońce pali, jest gorąco... czuję się przemęczony i.... postanawiam po raz kolejny pojechać lasami, hałdami, terenem. Dość przyjemnie mi się jedzie, tyłami, mijam większość cywilizacji, na szosy w zasadzie wjeżdżam dopiero w Halembie i... jest coś co rzuca mi się w oczy, jeden z kominów elektrowni Halemba jest chyba przypalony..., Coś się tam musiało stać, co prawda zakład jest ok ponad roku nieczynny, ale samo z siebie się nie zapaliło? Ktoś temu pomógł? Ciekawe co się stało...?


Elektrownia Halemba - jeszcze stoi, ale już niedługo
Elektrownia Halemba - jeszcze stoi, ale już niedługo © amiga

kolejny piękny dzień...

Środa, 21 maja 2014 · Komentarze(2)
UNSUN - Whispers
Środa poranek, wyjeżdżam jakieś 15 minut po siódmej, po raz pierwszy od dawna rozważam jazdę do pracy alternatywnymi środkami lokomocji - pociągiem, z rana zdążyłem zadzwonić do przychodni i umówić się na wizytę wieczorem. Pojawiły się dość paskudne objawy, chyba lekko się naruszyłem... zobaczymy co powie lekarz.
Dziwi mnie jednak jeszcze coś o ile wstawanie z krzesła, fotela, podpieranie się, czy podnoszenie czegokolwiek sprawia mi dość nieprzyjemny ból nie włączając w to głębokiego oddychania, to jazda rowerem bez przeginania z prędkością i tętnem jakoś mi wychodzi. 
Ciągnę szosami, mimo wszystko, chcę dojechać do Gliwic w miarę normalnym czasie, tym bardziej, że będę musiał ciut wcześniej wyjść.

Przed wyjściem z domu miałem i tak nieco więcej czasu, więc zająłem się wymianą klocków w pomarańczce po ZaDymnie. I przód i tył zeszlifowany do zera, a nawet ciut więcej, zdarta została część metalu. Obłęd, przed wyjazdem klocki z tyłu zostały wymienione na nowe, z przdu powinny wystarczyć jeszcze przynajmniej na 2000-3000km. A tutaj wystarczyło jedynie 50km i było po...

Klocki po jednym przejeździe w deszczy, po piachu i błocie
Klocki po jednym przejeździe w deszczy, po piachu i błocie © amiga