Coś się z rana nie mogę zwlec, idzie to... jak krew z nosa..., za oknem deszcz... w efekcie opóźniam start ile się da, wyjeżdżam ok 7:12. Początek jak to w deszczu nieprzyjemny, jednak... już po chwili jest mi wszystko jedno... ;) Jadę standardowo szosami, w teren nawet nie mam ochoty wjechać. Kiedyś to przerabiałem i wiem jak to się kończy. Na drogach całkiem spory ruch, jak zawsze to częściowo efekt pogody, a częściowo późnego wyjazdu. Jednak im dłużej jadę tym aura bardziej mi sprzyja, przy wyjeździe z Zabrza nawet na chwilę pojawia się słońce. Aby wieczorem było lepiej.
Piątkowy poranek, budząc się przypominam sobie prognozy, jednak patrząc za okno..., coś mi tutaj nie gra, jest sucho, nie ma śladu po deszczach. Wchodzę na new.meteo i widzę, że trochę się zmieniło. Możliwe są jakieś przelotne drobne opady, ale to wszystko.
Przed siódmą wsiadam na rower, ruszam, czuję, że jest delikatna mżawka..., ale jest przyjemnie, nawet przy 9 stopniach. Na drogach tak sobie, nie przeszkadzają mi samochody, za to zaliczam małą wtopę w Panewnikach. Zapomniałem, że na skrzyżowaniu jest pętla indukcyjna tyle, że średnio działa na rower. Kwitnę dobre 2 zmiany świateł..., w końcu jednak podjeżdża jakiś samochód i chwilę później mam zielone. Sam się z siebie śmieję, z drugiej strony rzadko w tym miejscu jest tak pusto... ;P
Za to chwilami wiatr daje mi do wiwatu, wieje od północy i często czuję podmuchy napierające z prawej strony, za to na kawałkach z południa-na północ hamuje mnie solidnie. Po około godzinie docieram na miejsce, czuję zmęczenie, jednak gorąca kąpiel szybko przywraca mnie do życia, teraz można zabrać się za pracę :)
Wybiła 17:00, zbieram się... powoli, na rowerze siedzę 15 minut później, ruszam.
Zastanawiam się czy nie pojechać przez hałdę w Sośnicy, jednak... nie dzisiaj, przypominam sobie, że o 19:00 jestem umówiony, więc jadę wariantem szybkim i skróconym. Wiatr dalej wieje od północy, za to jakoś specjalnie tym razem nie przeszkadza, czyżby osłabł? Drogi puste, dzięki temu szybko wydostaję się z Gliwic i później Zabrza. W Rudzie Śląskiej mała zmiana jadę delikatnie bokiem, omijam centrum Kochłowic i pędzę na Panewniki. Na Bałtyckiej po raz drugi w tym tygodniu... spotykam Artura, dobre kilkanaście minut rozmowy...:) o wszystkim i każdy udaje się w swoją stronę. 15 min. później jestem w domu, muszę się ogarnąć i przygotować do wyjścia...
Jak to w tym tygodniu wychodzę późno, poranne prognozy wskazywały na to, że deszcze powinien zaniknąć. Myliły się..., dalej pada, może słabiej, może krople są drobniejsze, ale dalej jest nieprzyjemnie. Na dokładkę wyraźnie się ochłodziło. W ciągu dnia większość ciuchów się wysuszyła, tyle, że buty nie.., są ciepłe i mokre :). W końcu wychodzę i ruszam, czuję, że wiatr dalej wieje z północy, jest zimny..., nie wróży to dobrze moim nogom w przemokniętych butach. W ciągu kilku minut do butów dostają się nowe porcje deszczówki, nieprzyjemne uczucie. Gnam po szosach, to nie czas na zwiedzanie, dzisiaj marzę tylko o tym by jak najszybciej dotrzeć do domu. Za to w którymś momencie zdaję sobie sprawę z jeszcze jednego drobiazgu, w takich warunkach zdecydowanie lepiej mi się oddycha, to chyba wilgoć w powietrzu ma taki wpływ na moje kurujące się płuco. Miałem iść w tym tyg. na kontrolę, ale nie miałem kiedy, szkoda czasu, za to już umówiłem się na wizytę w kolejną środę, zanim pojadę w góry chcę mieć pewność, że się nie załatwię bardziej, chociaż muszę przyznać, że pomimo bólu, potrafię od czasu do czasu przycisnąć... Po godzinie kręcenia docieram do domu, jestem kompletnie zziębnięty..., jedyne o czum w tej chwili marzę to ciepła kąpiel... :)
Zbieram się nieco wcześniej niż zwykle. Punkt 7:00 jestem na zewnątrz, wsiadam na rower i jadę, czuję, że wieje gdzieś z północnego-zachodu - będzie ciężka przeprawa...
Na wstępnie spotykam się, ze sporym ruchem na drogach, pora na korki, na zaciski, taka zupełnie nijaka... ruch powinien się zacząć gdzieś za 30-40 min. Niemiła niespodzianka. W Panewnikach zaczynam skracać trasę, przez Bałtycką, podobnie czynię jeszcze w kilku miejscach. Dojeżdżając do Kochłowic natykam się na szaleństwo, długi ciąg samochodów, ciężko się to wymija, jeszcze gorzej jest na Wirku, jakimś cudem udaje się prawie bez postoju wjechać w Bielszowicką. Ostatni zacisk to Zabrze.., jest na tyle paskudnie, że skręcam nieco inaczej, zamiast pociągnąć do końca szosami, wbijam się kawałek w teren... dopiero tutaj jest luz. Końcówka w Gliwicach też dziwnie zawalona, 2 zmiany świateł w okolicach Beskidzkiej i korek pod koniec Błogosławionego Czesława. Zupełnie nie mam pojęcie czemu dzisiaj był taki sajgon na drogach..., co było jego przyczyną, oby wieczór był spokojniejszy