Wpisy archiwalne w kategorii

tam i z powrotem

Dystans całkowity:23118.73 km (w terenie 6486.68 km; 28.06%)
Czas w ruchu:1325:59
Średnia prędkość:17.44 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:128130 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Suma kalorii:971214 kcal
Liczba aktywności:427
Średnio na aktywność:54.14 km i 3h 06m
Więcej statystyk

BSOrient

Sobota, 15 września 2012 · Komentarze(10)
Farben Lehre - Ferajna
&feature=related

Jest sobota, wcześnie rano, budzę się ok 6:00, ale nie jeszcze chwila, ucinam komara i budzę się grubo po 7:30, lekkie śniadanie, uzupełnienie płynów i marynarskim krokiem (lekko chwiejnym) udaję sie powoli na miejsce zbiórki BSOrientu. Jest jeszcze chwila czasu, można pogadać, Kiri proponuje mi wspólną jazdę, w parze będzie się lepiej jechało, będzie mniej błędów nawigacyjnych, poza tym jest się do kogo odezwać, jazda samotnie na tak długim dystansie może być ciężka..., chociaż, już to też przerabiałem :).

Chwilę przed startem... © amiga


Dochodzi 9:00, dostajemy mapy, opisy punktów, wskazówki i... pora się zastanowić w jaki sposób będziemy zaliczać punkty, w sumie jest ich 21 (oczko).

Na pierwszy ogień leci PK9(Mostek AniK – zdejmujemy buty!), jest najbliżej i jest okazja zanurzyć się w zimnej wodzie :), punkt znajduje się pod mostkiem..., daje nam to do myślenia, zaczynamy czego się spodziewać na trasie, oj będzie ciężko, zaczęły mi się przypominać relacje z Grassora...

brrr... a woda zima jest... © amiga


Nie ma czasu na dłuższą kąpiel, trzeba wsiadać i ruszać dalej, kolejny punkt PK5(Kryjówka Wudza), dobrze, że kręcą się tam duchy, inaczej mógłby być problem z jego znalezieniem, punkt znajduje się 50m od traktu w szuwarach na drzewie (gratuluję pomysłowości),

nad rzeczką opodal krzaczka... © amiga


Pędzimy, pędzimy.... © amiga


zawracamy i pędzimy w większej grupie na PK8 (Wielbłąd Mariatrucka) w Chechle, tym razem nie ma większych problemów z odszukaniem perforatora, garbatego ciężko pominąć, nie zauważyć, jest wielki i wyraźnie chce nam pomóc przy podbijaniu kart.

wielbłąd też miał swój udział... © amiga


Kończymy zabawę z przemiłym, ale mało rozmownym zwierzakiem i jedziemy na Pustynię Błędowską PK4(Tablica informacyjna przy Pustynii Mavika) już czeka, kolejny punkt odnaleziony bez większych problemów, chwila rozmowy z GhostBikerami i rozdzielamy się.

Pustynia wciąga nas... © amiga


Wraz z Kirim jedziemy na Klucze, tam są 2 punkty do zdobycia, przejazd szosą nie nastręcza nam większych problemów i zaczynamy od PK15(Powalone drzewo przy mostku Ola), hmmm... jedziemy przez las i... tu są same powalone drzewa, niby wszystko się zgadza, ale... tych drzew jest trochę dużo, szczęśliwym trafem zauważamy bikera, który wychodzi zza krzaczka i podbitą kartą :).

Stawik w lesie.... © amiga


Zbieramy się i jedziemy (a w zasadzie to prowadzimy rowery), do kolejnego punktu

jaka pustynia, może las ? © amiga


PK14 (Wieża widokowa a'la żyrafa Morsa), niby wszystko pięknie, ale gdzieś po drodze wypadła nam karta Piotrka, masakra, musimy się wrócić, kilkaset metrów dalej znajdujemy leżąca kartę, ehh..., a czas leci... .

Wieża widokowa... © amiga


W mieście stajemy jeszcze na chwilę przy sklepie, uzupełniamy płyny, pochłaniam 2 tabletki przeciwbólowe (czemuś mnie głowa boli o rana) i sprawdzamy rozmieszczenie pozostałych punktów, daleko nie ma ale po raz pierwszy lekko mylimy drogę i przejeżdżamy skrzyżowanie, na szczęście w porę orientujemy się, że coś jest nie tak, że należało skręcić i zawracamy, trzeba jechać dalej docieramy PK17 (Mostek Glebożercy), przynajmniej tak nam się wydaje, po dłuższym poszukiwaniu coś nam nie pasuje, tel. do przyjaciela i dostajemy podpowiedź, w końcu odnajdujemy perforator ukryty pod mostkiem, kolejny raz trzeba wejść do zimnej wody.... ZNOWU!!!!

Kolejny mostek...., czeka nas kolejne brodzenie w rzece... © amiga


Chwilę później jedziemy na PK21 (Ruiny zamku Asiczki), odnalezienie zamku nie stanowi większych problemów, za to perforator jest ukryty, tracimy kilkanaście minut obchodząc zamek z zewnątrz i wewnątrz, ale jest, jest za krzakami wewnątrz zamku. Trochę czasu straciliśmy ale mamy jeszcze spory zapas, jest szansa na zaliczenie wszystkich punktów...
Chwila zastanowienia i kolejny punkt w pobliżu PK19 (Pomnik Niewe'go), dojazd tym razem po terenie, całkiem spory kawałek pod górę, po drodze sesja z konikami i jedziemy dalej...

pędzą konie.... © amiga


kawałek dalej w końcu można przycisnąć jadąc z przepaści, jest rewelacyjnie, lubię takie zjazdy...

z górki na pazurki.... © amiga


Docieramy do Smolenia na PK20 (Pniak wewnątrz ruin zamku CheEvary), hmmm, z każdej strony znaki ostrzegawcze o zakazie wstępu, kręcą się pracownicy, chyba coś jest nie tak? Okazuje się, że da się wejść do środka, jednak pracownicy jakoś krzywo na nas patrzą, nie zostajemy tutaj długo, po co ryzykować ;P, a kolejny punkt tuż za miedzą :)

zamki, zamki, zamki... © amiga


PK18 (Przy świętym obrazie Agenciary (uwaga! krzyżaki atakują!)) - kolejna ruinka, dość szybko zlokalizowana, praktycznie zero problemów, nie ma na co czekać, duży zapas czasu może być złudny, ruszamy dalej. Obieramy kierunek na PK16 (Skrzyżowanie ścieżek Niradhary i Kajmana) - natykamy się na gromadkę uczestników przeczesujących wszystkie okoliczne drzewa, 10-15 minut mamy z głowy.

Trzeba pędzić dalej, PK12 (Latarnia od północnej strony zamku Amigi), ten punkt musiałem obowiązkowo zaliczyć, niby powinno być bez problemu, w końcu to mój zamek i moja latarnia, ale, popełniam poważny błąd, oglądam tylko 70% latarni i stwierdzam, że tam nic nie ma, obszukujemy wszystkie okoliczne i tam też nic nie ma, masakra, tracimy sporo czasu, w końcu w desperacji jeszcze raz zaglądam za pierwszą latarnię i jest, jest, jest.... Masakra taki błąd (mam nauczkę na przyszłość).

Podzamcze... © amiga


pogoda chwilami była idealna.... © amiga


Moja latarnia, nie oddam jej, już stoi koło kominka... © amiga


Tutaj zostajemy chwilę na popas, w końcu trzeba uzupełnić zapasy, organizm wyraźnie zaczął domagać się paszy, wiem, że nie można ignorować takich sygnałów, bo zemści się to później, a kolejne minuty uciekają...
Po "obiadku" ruszamy dalej na Żelazko PK13 (Skrzyżowanie szlaków Edytki i Tadzika1963) tutaj natykamy się na szukającego punktu Blase-a, na szczęście idzie łatwo i już 2 min. później możemy lecieć na kolejny punkt...
PK11 (Skrzyżowanie ścieżek AniBani i Jurka) - po drodze popełniam duży błąd w nawigacji gratis nadkładamy kilkanaście km po terenie, po piachu, po końskim szlaku... W końcu bokami docieramy do góry Chełm do skrzyżowania szlaków, tylko... tego skrzyżowania nie ma, tracimy dobre 30 min. (Już w domu na spokojnie analizując ślad GPS i zawartość dostarczonej mapy, map Compass-a oraz zdjęć satelitarnych tego miejsca wynika, że na nich jest błąd, różnica to kilkaset metrów), po prosty szlak widokowy jest zaznaczony w złym miejscu.

Góra Chełm... i gdzie ten punkt ;P © amiga


Straciliśmy zbyt dużo czasu, do zamknięcia bramek została już tylko godzina, odpuszczamy 2 punkty w okolicy, może uda się jeszcze zaliczyć te 4 znajdujące się w pobliżu bazy. Jednak czas płynie nieubłaganie, do mety docieramy 15 min. przed zamknięciem. Ech..., a tak dobrze żarło..., i zdechło.

Nic to mam nauczkę na przyszłość, aby zaliczać wpierw to co jest oczywiste, a nie pędzić do najdalej oddalonych punktów. Ale... człowiek uczy się na błędach, "następną razą" będzie lepiej (chyba).

Do mety docierają kolejni uczestnicy, w końcu jesteśmy wszyscy, chwila na odpoczynek, posilenie się i zaczyna się koronacja....

Rozpoczecie ceremonii rozdania nagród.... © amiga


chwila napięcia... © amiga


mam medal.... © amiga


jeszcze trochę ich zostało... © amiga


wygramy, wygramy, wygramy.... © amiga


Igor03 - świetny wynik © amiga


Wiktor97 - fryzura po tatusiu © amiga


najmłodsi uczestnicy BSOrientu © amiga


dyplomy, medale, zaświadczenia ;P © amiga


Na zakończenie świetnego dnia i rewelacyjnej zabawy czeka nas ognisko integracyjne, zabrała się całkiem liczna grupa znajomych i nieznajomych (już też znajomych), można było porozmawiać, wymienić się doświadczeniami, dowiedzieć się czegoś nowego, a nade wszystko miło spędzić czas.

Ogniska już dogasa blask... © amiga


Lacarnum Inflamare.... © amiga


Niradhara... - wieczorne pogawędki.... © amiga


Kajman - trochę już zmęczony © amiga


Tymoteuszka z pięknym wygranym kubkiem BS :) © amiga


W końcu jednak część uczestników wyjeżdża, a reszta udaje się na spoczynek, jutro czeka nas powrót do domu, a wcześniej krótki objazd po okolicy.



Ps. Dzięki za wszystko, za wspaniałą zabawę, za miłe towarzystwo, za wszystko.
Liczę na kolejne rajdy BSOrientowe :)

Ps2. Górę Chełm odwiedzę i to jeszcze w tym roku, domyślam się gdzie był punkt...

Chory jest ten kraj…

Niedziela, 9 września 2012 · Komentarze(2)
KULT - Arahja


Niedziela rano, czemuś wstaję trochę po 6:00, czuję jakbym była na statku, buja mnie jeszcze na boki, gdzieś w uszach brzmią „szanty”. Wczorajsze urodziny troszkę się przeciągnęły, ale powoli dochodzę do siebie. Plan na dzisiaj to chociaż trochę odgruzować chałupę.
Po 9:00 dzwoni kumpela – „Wiesz w Tarnowskich Górach gra dzisiaj Kazik… jedziesz ?”, głupio byłoby nie pojechać. Czas zaczyna mi się lekko redukować, wstępnie miałem plany rowerowe, teraz zaczęły się zmieniać. Z odgruzowywania zostało niewiele, udało się z grubsza zrobić porządek w akwarium, umyć rower (po chyba miesiącu), naoliwić napęd, przerzutki i zmienić łańcuch (drugi cykl 3łańcuchowej przygody z napędem). Wybija 13:00 masakra, dzisiaj jeszcze wypad do siostry na Raclette-a, na szczęście też mają poślizg i umawiamy się na 15:00. Zastanawiam się co tu zrobić, jest piękna pogoda, mam prawie 2 godziny czasu, rower czysty, więc… do lasu :).
Wyjeżdżam i tak z opóźnieniem, pozostało ok. 90min na jazdę, więc nie poszaleję, lecę na Lędziny, później lasami odbijam w kierunku Wesołej i przez Giszowiec wracam do domu. Prawie zdążyłem na czas, udało się nawet nieco zmęczyć…, Szybki prysznic i do siostry.
Wybija 18:00 pora zbierać się i wypad na Rynek w Tarnowskich Górach, pogoda rewelacyjna, dojeżdżamy gdzieś po 19:00, jeszcze wizyta w kawiarni (muszę uzupełnić zapasy kofeiny, jestem jeszcze zmaltretowany), jest czas na pogaduchy i lecimy na koncert. Ludzi co niemiara, pierwszy raz widzę tak zapchany rynek w tym mieście, zawsze gdy to docierałem, niezależnie od pory dnia hulał tylko wiatr. Dzisiaj jest inaczej, jest pełno, pełno ludzi, wiek ok. 5-105 lat, wszyscy przyjechali w jednym celu, posłuchać Kazika. W końcu jest wychodzi na scenę, koncert powala, grubo ponad 2 godziny fantastycznej zabawy, bisy trwają kilkadziesiąt minut w końcu przed 11:00 wszystko kończy się pokazem sztucznych ogni…

łaki łan... © amiga


Dychy w knajpce © amiga


Rewelacyjny koncert Kazika © amiga


Aż tak nisko upadłem ? © amiga


Z koncertu oprócz fantastycznej muzyki, specyficznego klimatu zapadło mi kilka słów wypowiedziane przez Kazika, odnoście karania za posiadanie marihuany, wywód w zasadzie dotyczył wsadzenia za kraty Rafała Kwaśniewskiego na7 lat za posiadanie niewielkiej ilości narkotyków. 7 lat za co? W tym względzie zgadzam się z nim w 100%, goni się bogu ducha winnych zwykłych ludzi, czasami młodzież która ukończyła ledwie 18 lat i wsadza się ich do paki, za to że mieli przy sobie joint-a. W statystykach policyjnych wygląda to rewelacyjnie, można się wykazać ilu to „groźnych” przestępców zostało złapanych i skazanych na wieloletnie wyroki. Problem w tym, że Ci ludzie już nigdy nie będą w stanie podjąć normalnej pracy, nigdy nie wrócą jako „normalni” do społeczeństwa… . Rozumiem, że trzeba gonić dealerów, że jest to nielegalne ale bez jaj, równie dobrze można by wsadzać ludzi za kupowanie alkoholu, papierosów, czy za inne uzależnienia… . Jakieś takie to chore, sami sobie fundujemy świat wg Orwell, gdzie jednostka nic nie znaczy, a za byle pierdołę idzie się siedzieć, tworzymy na własne życzenie państwo policyjne, na każdym kroku kamery, na każdym kroku fotoradary, niby jest to dla naszego bezpieczeństwa, ale czy aby na pewno ? Czy nie chodzi to o coś zupełne innego ?
Moje poglądy są proste, osobiście zalegalizowałbym wszystkie narkotyki, lepiej aby państw miało nad tym jakąś kontrolę, mogły by być sprzedawane nawet w aptekach. Ci co chcą ich używać i tak znajdą dostęp no nich. Powtarzamy błędy Stanów Zjednoczonych z okresu prohibicji, gdzie dzięki zakazowi sprzedaży alkoholu powstała mafia, to samo dzieje się i u nas z … narkotykami. Owszem jestem za jakąś kontrolą tego, za wydawaniem zezwoleń na ich sprzedaż, może nawet nie wszystkie bym dopuścił do użytku, ale i tak bezwzględny zakaz sprzedaży do 18 roku życia, później należy do naszego sumienia czy chcemy się niszczyć, czy nie. Inna sprawa, że czas odbywania kary jest niewspółmierny do winy. Może pora w końcu się zreflektować, może pora wymienić całą klasę polityczną, może, może, może…
Ktoś może mi zarzucić, że się nie znam, bo nigdy nie ciągnęło mnie do prochów, nigdy nie miałem potrzeby się zaciągnąć, wciągnąć kreskę, itd…. Lecz to był mój wybór, zawsze go miałem, i mam nadal. Wiem czym to grozi, jakie są tego skutki… Mam/miałem qmpli którzy eksperymentowali z tym już w szkole podstawowej (jeszcze za komuny). Miałem qmpla którego to zniszczyło, który skończył jako warzywo…, w tej chwili opiekuje się nim rodzina, czasami widzę jak się snuje cień człowieka po dzielnicy… Masakra. Ale… znam też ludzi uzależnionych od miękkich narkotyków, którzy dają sobie świetnie radę w życiu, zdają sobie sprawę z tego, że wyniszcza to ich organizm, leczy czy nie robią tego też papierosy, czy nie robi tego również alkohol? Przyznam się, że częściej widuję ludzi zniszczonych przez wódę niż przez prochy (i wcale nie z tego powodu, że prochy niby są trudniej dostępne, myślę, że jeżeli ktoś wie gdzie szukać, to znajdzie dostęp w ciągu godziny), więc gdzie jest sens w takich działaniach. Jeszcze chwila i trzeba będzie wybudować więzienia dla ludzi którzy zaciągnęli się jonitem, a my będziemy musieli ich utrzymywać, a później co? Część z nich pozostanie bez wykształcenia, bez szkoły, bez jakichkolwiek perspektyw na przyszłość.
Wiem, że pewnie oburzą się rodzice, bo niby musi być całkowity zakaz sprzedaży, do narkotyków, aby ich pociacha nie sięgnęła po nie. Ale czy zakazany owoc nie pociąga bardziej? Czy przez przypadek nie wpadamy w błędne koło? Czy za chwilę nie będzie jeszcze większego problem? Działania prewencyjne powinny być prowadzone w szkole poprzez uświadamianie tego jakie są zagrożenia, dodatkowo rodzice powinny chyba szczerze porozmawiać ze swoimi pociechami, na ten temat. Nie ma/nie widzę innego rozwiązania, to jest jedyne słuszne i jedyne możliwa droga… Amen

Rajd przygodowy

Sobota, 8 września 2012 · Komentarze(4)
Piotr Bukartyk Niestety trzeba mieć ambicję


Na kole przez Katowice

Sorry, za strasznie lakoniczny dzisiejszy wpis, ale czas mnie strasznie goni...

Jest sobota, wcześnie rano, a ja wstaję o 6:30, po co? Mógłbym jeszcze spać kilak godzin, zająć się jakimiś błahymi sprawami, może w końcu zająłbym się odgruzowaniem mieszkania? Nie…, czeka mnie dzisiaj Rowerowa gra miejska w Katowicach, zgłosiliśmy się w 3-kę Darek, Wiktor Und mła ;).
Rajd zaczyna się o 10:00, ale wyjeżdżam z domu nieco po ósmej, chcę się przejechać nieco okręzną trasą przez 3 stawy i Bulwary Rawy. Po drodze okazuje się, że Katowice obchodzą kolejną okrągłą rocznicę 175-lecia. Dziwne, jakoś wcześniej ochłodziliśmy już 250 rocznicę i 750 rocznicę, jakoś tak dziwnie, no ale nic. Wczoraj odbywały się tutaj koncerty, dzisiaj również coś ma być wieczorem, niestety nie będę miał czasu, wieczór mam już zajęty, pech…
Chyba będzie koncert wieczorem :) © amiga

Na miejscu jestem sporo przed czasem, organizatorzy dopiero się rozpakowują, dzwonię do Darka i wiem, że są już w drodze, z nudów wałęsam się po okolicy i trochę focę…
Oczekując na przyjaciół © amiga


Pomnik powstań śląskich... © amiga


Śląskie skrzydła © amiga

W końcu z lekkim poślizgiem rozpoczyna się odprawa, chwila zastanowienia i jedziemy, szukać pierwszego punktu, na miejscu okazuje się, że jest spora kolejka, i musimy czekać. Tragedii nie ma, w końcu zaliczamy punkt i lecimy dalej
Na odprawie... © amiga


Na pierwszym punkcie © amiga

Kolejny skakanie w workach, średnio mi to idzie, jakoś nie przepadam być skrępowany, na dokąłdkę, syrenki obsługujące punkt coś nap….y i nie dostajemy jednej z podpowiedzi, ale co tam…, ruszamy dalej, kolejny punkt to stara baba na szosie…. Hmm… ani ona stara ani na szosie, ale ok. punkt z zapamiętywaniem wierszyka zaliczamy i jedziemy dalej…
Na kolejnym punkcie © amiga

Kolejne punkty to stary dziad (chyba się obraził gdy nazwałem go mięsnym jeżem) z rybami, pod Wieżą spadochronową, laboratorium w którym trzeba wyłowić toksyczne rybki,
Laboratorium chemiczne... © amiga

Pod I Urzędem Skarbowym czeka na nas szalony architekt ze swoimi planami,
Architekt.... © amiga

Weżowiec w Katowicach © amiga

przy katedrze punkt z latająca rybą
Tour de fuck you... © amiga


Stylizacja retro... © amiga


I w końcu możemy zjechać do bazy mieszczącej się przy Rialcie. Trochę zaskoczeni organizatorzy, są lekko nieprzygotowani i w efekcie mamy czas na to aby się posilić, podziwiać rowery retro rozstawiona w pobliżu…
Piekne są rowery nasze... © amiga

I w końcu następuje długo wyczekiwana chwila, odczytanie listy zwycięzców.
Wrażenia z rajdy są pozytywne, pomimo tego, że nie obyło się bez drobnych potknięć organizatorów, ale w końcu to pierwszy taki rajd/maraton/zabawa. Fajnie było tu być, spotkać się z przyjaciółmi, znajomymi i nieznajomymi…
Ok. 13:00 rozstajemy się i Darek wraz z Wiktorem ruszają do Zabrza, ja okrężną drogą przez 3 stawy wracam do domu, staję na chwilę w pobliskim pubie, w końcu trzeba nabrać sił...
Już po maratonie, chwila odpoczynku... © amiga

i ruszam dalej, mam do odwiedzenia jeszcze kwieciarnię.



Ślad GPS


Pamięć absolutna.

Wczoraj ponarzekałem na upadek 10 muzy w USA, jednak od czasu do czasu zdarza się, że się mylę w różnych kwestiach i dotyczy to wczorajszego seansu. Spodziewałem się odgrzewanego kotleta, kolejnego nieudanego remake-ya, filmu w którym pierwsze skrzypce grają efekty specjalne, że fabuła została przysłonięta przez ładne obrazki i szybką akcję. Nic bardziej mylnego, historia pomimo, że znana to opowiedziana jest w zupełnie inny sposób, scenariusz to swoisty majstersztyk, gdybym miał zestawić oba filmy razem ten z 1990 i ten z 2012, nie jestem w stanie wskazać który z nich jest lepszy, każdy jest inny, ma inny klimat, inaczej się go ogląda. Naprawdę dawno nie widziałem tak doskonałego filmu SF, gdzie jest fabuła trzymająca się kupy. Zmierzenie się z legendą „Total Recall” z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej było naprawdę niesamowitym wyzwaniem i tym razem to się udało, a mam wrażenie, że może lekko przebiło pierwowzór…. Po prostu chylę czoła przed twórcami tak doskonałego filmu.

Helenkowe okolice....

Niedziela, 2 września 2012 · Komentarze(2)
Marek Dyjak - Już kąpiesz się nie dla mnie


Niedziela, budzę się, jest 7:20, masakra, spałem 3 godziny, całe 3 godziny…, pierwsze co dostrzegam to głowę Darkana podłodze przykrytą kołdrą, coś mi tu nie pasuje, to nie ten matrix, to nie ta rzeczywistość, zamykam na chwilę oczy, próbuję pozbierać myśli…
Ponownie przyglądam się „Darkowi”, uff, na szczęście to tylko duży pluszowy pies :), nie jest tak źle, stabilizatory jeszcze działają, leżę w łóżku i rozmyślam o wczorajszym dniu, o wczorajszych rozmowach, jest nieźle…


Dolomity... tutaj nie zjadę... jeszcze © amiga



Kamień na kamieniu © amiga


Darek otwórz ? © amiga


Proszę dzwonić © amiga


W końcu pora wstać, i zacząć się zbierać, pozostali domownicy, również się budzą, śniadanie, chwila na rozmowę i kombinujemy gdzie by tu wyskoczyć na rowerze, proponuję Anaberg, ale… obawiam się, że izobroniki skutecznie wyłączą mnie, z dłuższej jazdy, w końcu staje na tym ,że jedziemy do Bibeli, do zalanej kopalni żelaza… . Ruszamy późno jest grubo po 11:00…, trasa planowana jest na ok. 3:00, ale co z tego wyjdzie nikt nie wie…, proszę jedynie „przewodnika” o teren na początku „wycieczki” i to najlepiej niezbyt trudny. Pierwsza prośba zostaje spełniona, jednak z drugą jest mały problem, na dzień dobry, dostaję podjazd na Krajszynę, później kilka kolejnych kilka single-tracków, tak mija godzina, powoli dochodzę do siebie. Jednak Darek wiedział co czyni, mogę w pełni kontrolować to co robię, to jak i gdzie jadę, nie straszne mi już żadne górki, zjazdy, podjazdy, czuję się dobrze…

chwila odpoczynku -Nakło-Chechło © amiga


Bibiela - zatopiona kopalnia © amiga


Ruiny kopalni żelaza © amiga


Niewiele pozostało © amiga


Ruin ciąg dalszy © amiga


Jeden ze stawów.... © amiga


znowu pod górkę ;) - to lubię © amiga


W trasie jest czas na kontynuowanie rozpoczętych w nocy rozmów, a ciągle jest o czym gadać, jest co rozważać, jest czym się dzielić, kumulowanie w sobie problemów nie wychodzi nam najlepiej, a kolejne szczere rozmowy działają oczyszczająco, pobudzają, chce się żyć, znowu :)
Pewnie część problemów gdzieś tam wróci od poniedziałku, skończyły się wakacje, na drogach zwiększy się ruch, ludzie zaczną znowu latać za swoimi błahymi problemami jak oparzeni, liczę jednak na to, że do nich nie dołączę, że będę dalej w moim matrixie, zaprogramowanym przeze mnie, w świecie który znam, z ludźmi (przyjaciółmi) których znam, z którymi tak mile spędziłem weekend :)

Goczałkowice....

Piątek, 24 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Nirvana - Nevermind (1991) - Full Album


Drugi dzień pobytu w kraju, zaczynam się powoli zbierać po tygodniu spędzonym we Francji, jest ciężko się przestawić na nico wolniejszy tryb, ale to nieważne. Ważne, że mam rower pod ręką, wsiadam i jadę, cel: Goczałkowice. Do przejechania ok 90km, jak będzie mi się chciało i czas na to pozwoli to więcej, bardziej okrężną trasą.

Jadę na "krechę" tzn po drodze technicznej wzdłuż wodociągu, na drodze niewieli ruch, mało bikerów, ale to zrozumiałe, w końcu piątek to normalny dzień roboczy.

Dość szybko docieram na miejsce, chwila na odszukanie bankomatu, później odwiedziny knajpki, trzeba obniżyć ciśnienie

Chwila na odpoczynek © amiga



i coś zjeść. Ruszam dalej w końcu wypadałoby odwiedzić tamę i zalew, ale gdzieś po drodze zauważam, że czas gdzieś mi przeciekł przez palce i zaczyna mi go brakować. Więc przy tamie jedynie kilka min. i ruszam dalej, jadę przez Pszczynę a za nią odbijam na drogę techniczną i już do domu.

Jadalne grzyby - żółciak siarkowy © amiga


W sobotę planowałem wypad w góry, ale się przeziębiłem, więc niestety dzisiaj na prochach, muszę się wykurować do poniedziałku. Skończy się pewnie na jakimś krótkim wypadzie po okolicy. Jeszcze nie mam jakiś konkretnych planów.

pusto jakoś © amiga



Coś strasznie muli mi net, chyba pora zadzwonić do Netii. Chciałem wrzucić więcej fot ale niestety jest tragedia z uploadem.

Ps. coś mnie dzisiaj wzięło na Nirwanę ;), miłego słuchania. Album jest fantastyczny

nie, nie żałuję niczego...

Czwartek, 23 sierpnia 2012 · Komentarze(6)
Edith Piaf - Non, Je ne regrette rien


Dzisiejsza wycieczka dość krótka..., po tygodniu absencji rowerowej musiałem gdzieś pojechać, musiałem dosiąść rower..., musiałem gdzieś pojechać, ale nie po to aby coś zobaczyć, coś pofocić, ale aby pojechać, aby pędzić, aby poczyć te dwa koła między nogami..., brakowało mi tego..., jestem chory... .

W skrócie Ochojec->Murcki->Ledzieny->góra św. Klemensa->Imielin->Mysłowice-> Krasowy->Wesoła->Giszowiec->Ochojec... Na dzisiaj starczy opisu...


Francja....


Cały poprzedni tydzień ciężki, na szczęście dla mnie to nie zorganizowana wycieczka, tylko mały hardcore z tubylcami, z moimi przyjaciółki.... (zresztą nie wyobrażam sobie innego zwiedzania jakiegokolwiek kraju, części świata, regionu...)

Mosty mosty, piękne wiszące... © amiga


drogi rowerowe © amiga


Space station ? © amiga



kolejny most.... © amiga



Pierwszy dzień nieco lajtowy, na dzień dobry jazda z lotniska pod Paryżem w okolice Normandii..., po południu zwiedzanie okolicy..., niestety/stety samochodem - jest pięknie niesamowicie, inaczej, udaje mi się oderwać od szarej rzeczywistości, jest to co lubię....

Ech te plaże.... © amiga


jak tam zejść ? © amiga


Eric (mój prywatny przyjaciel), obwozi mnie po ciekawych miejscach, wie co lubię, na dokładkę nie jest zwykłym francuzem, ma "jazdę" na punkcie czasów Napoleońskich i II wojny światowej - nie przeszkadza mi to..., lubię jedno jak i drugie, w zasadzie interesuje mnie Normandia, D-Day..., czekałem na to od miesiąca...

Napoleon patrzy i wszystko widzi.... © amiga


Ktoś się nieźle natrudził © amiga


Grób Napoleona © amiga



Sobota, Niedziela to wizyta w Paryżu, bałem się, że będzie to standardziak, tzn wieża Eiffel-a, Łuk Triumfalny, może coś jeszcze, co odwiedzają "zwykli" turyści, ale na szczęście nie... .

Apteka... czasami trzeba skorzystać © amiga


To chyba każdy zna :) © amiga


Eifell tower jeszcze raz... © amiga



Co prawda Wieża Eiffel-a została zaliczona, Louvre również, ale miałem okazję pooglądać inne miejsca, trafiło się muzeum armii (invalid museum), Montmar (zakochałem się w tym miejscu, wrócę tu, jest piękne, jest inne).... katedra Notre-Dame (Kwazimodo gdzieś zwiał), po drodze kilka mniej znanych placyków, pomników itp., i coś co mnie urzekło, coś mnie zachwyciło, coś o czym nigdy nie zapomnę, do czego wrócę... Paryskie Metro. Niesamowite miejsce, jestem zachwycony tymi wagonikami, tymi stacjami, tym klimatem..., chyba zacznę wierzyć... W sumie mam ponad 300 fot z metra, ze stacji..., jestem nienormalny..., chyba?

Montmar nocą © amiga


Paryż nocą.... © amiga


Notre-Dame © amiga


Notre-Dame - inaczej © amiga


Metro - fantastyczne miejsce © amiga


W podziemiach ... © amiga


Louvre od dołu © amiga


resztki pierwszego palacu... © amiga


Sfinks też tu zawędrował... © amiga


Pierwsza rozmowa po przylocie dotyczyła tego co lubię jeść, odpowiedź - jeżeli jestem we francji jem TYLKO francucki jedzenie... i przez cały okres pobytu raczyłem się fantastycznymi specjałami, najadłem się ślimaków (pewnie z Polski), w tym morkich (te raczej nie z polski), krewetek, ostryg (te ostatnie jadłem pierwszy raz), jestem zachwycony nimi, pomimo tego, że wiem, iż to jeszcze żyje, że to gdzieś tam pływa w moim żołądku), i co tego, nie przeszkadza mi to... ten smak, ten zapach... i te wino :).

Ostrygi..., pycha © amiga


Krewetki - pychota © amiga


Inne krewetki ;) © amiga


ślimaki morskie © amiga



Restauracje w Paryżu :) © amiga


Już wiem, czemu dobre wino może kosztować 100, 200, 300zł. Ten niesamowity aromat, smak...., w Polsce jestem skazany często na tanie gatunki :( z Lidla i innych marketów. Wolę rzadziej, ale wypić coś dobrego. Co z tego że dobra wódka potrafi kosztować >20Euo, co z tego, że dobre Whisky kosztuje >25Euro, co z tego że dobre Wino to koszt >20 Euro - nie muszę przecież pić tego codziennie... - na razie nie musze :), ale z chęcią się uzależnię od drogich trunków :)


Wracając do Francji, kolejne 2 dni to Normandia, w zasadzie wybrzeże, miejsce gdzie lądowali alianci podczas II wojny światowej (plaże Omaha, Juno, Gold, Sword, Pegasus Brigge i kilka innych...).

Cmentarz żołnierzy niemieckich © amiga


Pomnik na cmentarzu niemieckim © amiga


i jeszcze raz od przodu.... © amiga


Przyznam się, że spodziewałem się czegoś innego, może po prostu, za dużo filmów wojennych, z tego okresu, za dużo gier (Medal of Honour, Call of Duty itd.), żadnych zasieków, w bunkrach co najwyżej turyści, na plażach również. Gdyby nie cmentarze, bunkry i muzea to miejsca te byłyby jak najbardziej zwykłe, nie różniące się niczym szczególnym od Polskich plaż..., są piękne..., tyle, że zdaję sobie sprawę z tego iż ok 70 lat temu w tym miejscu rozegrały się dantejskie sceny, że zginęli tu ludzie, czemu,... ? Kaprys jednego dyktatora?

John Steel dalej wisi... © amiga


Polski akcent - 1.09.1939 © amiga


Zasieki jednak są gdzieniegdzie... © amiga


Sherman... © amiga


Klify, amerykanie mieli co robić podchodząc tutaj © amiga


Jednego człowieka? Patrząc na daty, to byli bardzo młodzi ludzie często tacy którzy skończyli ledwie 18 lat, qrwa, tak nie może być... . Na dokładkę zdaję sobie sprawę, że zbliżamy się do kolejnej cienkiej czerwonej linjii..., padła Grecja, padła Hiszpania, padły Włochy,... niewiele brakuje aby padła... Francja..., jeżeli do tego dojdzie czeka nas kolejny wielki "burdel" w Europie. Kolejna wojna? O co? W imię czego?
Do władzy doją ludzie, którzy niegodni są uwagi, których należy uciszyć zawczasu... kolejni nacjonaliśni, kolejni niebezpieczni spadkobiercy Hitlera, Stalina (i Piłsudzkiego - o tak był dyktatorem, ale też takie były wtedy czasy)... tyle, że być może będą to właściciele banków, koncernów itd..., dla których najważniejszy jest zysk, którzy mają w d...ie zwykłego "szarego" człowieka. Zresztą wystarczy zaglądnąć do "Lalki" Prusa, a historia lubi się "niestety" powtarzać.

Sorry trochę poleciałem, ale to chyba przeciążenie obwodów po całym tygodniu jazdy bez trzymanki..., po tygodniu zwiedzania, od świtu do późnego wieczora/nocy..., tych pięknych miejsc o których wielokrotnie czytałem, widziałem fotografie, oglądałem filmy... Tyle że dzisiaj są inne, na szczęście..., pozostały muzea, które przypominają o tym co się tutaj działo w 44 roku.

Las krzyży.... © amiga


Jednak ktoś pamięta © amiga


Cmentarz amerykański © amiga


Jednak nie same krzyże... © amiga


Symbole... © amiga


Te kilka fot dołączonych do wpisu w żaden sposób nie jest w stanie oddać tego co czuję, o czym myślę, pisząc te kilka niezdarnie skleconych zdań..., zresztą co tu dużo pisać, TEN rok jest dla mnie specyficzny, jest niesamowicie odmienny od tego do czego przywykłem, co do tej pory uważałem za moje ideały, za punkty odniesienia, za mój świat. Odmieniło się po raz kolejny całe może życie, przewróciło się wszystko co kochałem, co znałem... .
W tej chwili zupełnie inaczej spoglądam na ludzi mnie otaczających, nie liczy się dla mnie nic poza nimi, poza ludźmi do których coś czuję, których mogę nazwać przyjaciółmi. Z którymi wiem, że mogę konie kraść, na których mogę liczyć, do których mogę zadzwonić o każdej porze, każdego dnia, który są mnie w stanie wysłuchać, porozmawiać.... i vice versa .

Zrobiło się ckliwie, a nie o to mi chodziło, niestety TEN tydzień odcisnął na mnie swoje piętno, zapamiętam go na długo, był niesamowity. Na dokładkę po raz kolejny dowiedziałem się, że to nie ja szukam pracy, tylko praca mnie, jest to dla mnie kolejny szok..., tyle, że tym razem we Francji - języka jestem w stanie nauczyć się w ciągu 2-3 miesięcy - dam radę, wystarczy tylko przestawić kilka klepek w mózgu i już ;) W zasadzie na dzień dzisiejszy nic mnie w Polsce nie trzyma, pewnie przyjaciele, ale na szczęście świat to globalna wioska internetowa (w końcu jak pisał poeta: skype über alles ;).

Armata... o jaka wielka © amiga


pole pole, a za polem, bukry © amiga


Widok na bunkier © amiga


Co zapamiętam z tego tygodnia? Erica i Mumu (hej przyjaciele...), Montmar, Metro Paryskie, plaże i bunkry w Normandii, smak francuskich potraw, serów, ostryg, wina i tego jak oddani mogą być ludzie, jak potrafią się odwdzięczyć jak potrafią być bezinteresowni, jak potrafią kochać... .

V1 - Brytyjczycy ich nie lubili © amiga


Nie żałuję, absencji rowerowej, nie żałuję ani jednej minuty spędzonej we Francji, wiem, że tam wrócę, zakochałem się w Paryżu, w Normandii, w tym kraju, wiem, że jest ktoś kto nie tam oczekuje, na kogo mogę liczyć... .

Pegasus Bridge © amiga


konstrukcja mostu tymczasowego © amiga


Niestety wiele ludzi w Polsce/na świecie patrzy przez pryzmat mamony, to nie jest dobra perspektywa, to nie jest klucz do wolności, można być biednym, ale wolnym, bogatym, a jednocześnie więźniem pewnych przyzwyczajeń, pewnego stylu bycia (świata konsumpcji którego szczerze nienawidzę), więźniem banków, korporacji i pewnej skrzywionej wizji rzeczywistości wykreowanej przez marketingowców, polityków... . Spotykałem ludzi na swojej drodze którzy twierdzili jedno, a robili zupełne co innego, ludzi zakłamanych, ludzi którzy za wszelką cenę dążą tylko do swojego dobra, pożądają dóbr doczesnych (sorry daleko mi do jakiejkolwiek wiary, ale wyrosłem w takiej kulturze, tak się wychowałem i tego nie zmienię, czuję się z tym całkiem dobrze).
Ten tydzień uświadomił mi, że tego nie chcę, chce być inny, chcę być wolny, wolny od wszystkiego.... . Jakiś czas temu podjąłem pewne kroki aby pozmieniać parę rzeczy, które od dawna przeszkadzają mi jako człowiekowi, jako jednostce, chcę wyjść o ludzi,... zobaczymy co z tego będzie..., w październiku będę mógł sprawdzić czy obrałem właściwą drogę...., ale to nie miejsce i czas aby o tym pisać, może za jakiś czas? Kto to wie?

Starczy tego grafomaństwa, na dzisiaj ;), reszta na fotkach (kilkudziesięciu wybranych na szybko z ponad 3000 ;).

Ps. Pewnie za kilka dni dojdę do siebie i zacznę norlamnie egzystować, będę miał trochę czasu, aby zaglądnąć na blogi..., ale jeszcze nie w tej chwili....

Z młodym po okolicy...

Wtorek, 14 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Na młodość - Grzegorz Turnau


Dzisiaj bez wygłupów, dostałem pod opiekę małego i matkę swoją Helenę. Dziwne że się nie bali :P. Głownie chodziło o małą wycieczkę po okolicy, tak aby nikogo nie zajechać a przy okazji zobaczyć, czy są w lesie grzyby. Tych ostatnich niebyło, ale sama wyprawa wszystkim się podobała (może wg mnie była zbyt wolna :). W drodze odwiedziliśmy pomniki obrońców wieży spadochronowej, Starganiec, bunkier i kilka ciekawych miejsc w lesie gdzie szukaliśmy grzybków (jadalnych). W drodze powrotnej jeszcze chwila odpoczynku w parku na Zadolu i szybko do domu, na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury, a to nie zwiastuje niczego dobrego.

Pomnik obrońców wieży spadochronowej w Piotrowicach © amiga


Starganiec © amiga


Prawie jak na pustyni Błędowskiej (tyle, że jest więcej piasku) © amiga


Crash testy © amiga


Bunkier w pobliżu Halemby © amiga

Goczałkowice

Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
KAZIK : YUMA


Po Śnieżce musiałem się lekko rozjeździć, nosiło mnie od wczesnego rana, jednak było trochę spraw do załatwienia związanych z wyjazdem do Francji i.. dopiero ok 14:00 mogłem pokręcić. Korciło mnie, aby władować się w góry, jednak dość późna godzina wyjazdu zmusiła mnie do korekty planu. Więc padło na Goczałkowice... . Wersja najkrótsza to jedynie 40km. Sam przejazd prawie na krechę po drodze technicznej wzdłuż wodociągu. Dość szybko dojeżdżam na miejsce, zaopatruję się we wsiowym sklepie w żywność i ruszam nad zalew...

Zalew Goczałkowicki © amiga


Korona zapory w Goczałkowicach © amiga


chwila spokoju, ciszy, mogę posiedzieć, pofocić i... wpada mi szalona myśl, a może do kina :) w końcu Yuma jest już na ekranach. Tyle, że jest 17:20..., zdążę... . Wsiadam na rower i lecę tym razem centralnie przez Pszczynę

Dąb katyński w Pszczynie © amiga


Dąb Katyński © amiga


Ślubujemy Ci Ojczyzno... © amiga


Pałac w Pszczynie © amiga


dopiero dalej odbijam na drogę techniczną. W Tychach skracam trasę jeszcze bardziej, jadąc przez miasto po ścieżkach rowerowych. W domu jestem ok 19:00, szybkie spotkanie z szwagrem i siostrą i lecę do Katowic, tym razem bez rowerka.

Sam film nie jest najwyższych lotów, ale... warto o obejrzeć, całkiem niezłe kino, patrząc na tą papkę, którą ostatnio jesteśmy raczeni.

Karpacz przygotowania.....

Niedziela, 12 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
John Lenon - Imagine


Sobota poranek, wyruszamy z Darkiem do Karpacza, droga wstępnie planowana jest na ok 3 godziny jazdy, pogoda nieszczególna, popaduje od czasu do czasu, a nad głowami krążą ciężkie deszczowe chmury. Nas to jednak nie zraża, mamy cel, zdobycie Śnieżki. Jednak od początku prawie wszystko idzie nie tak. Wyjeżdżamy z opóźnieniem, w drodze stoimy przed zjazdem z autostrady we Wrocławiu dobre 30 min, dalej w kilku miejscach są przewężenia związane z remontami. W efekcie docieramy do Karpacza 2 godziny później, mamy dość.
Czeka nas większe wyzwanie, znalezienie miejsca noclegowego. Pierwszy raz miałem z tym takie problemy, efekt po 4 godzinach krążenia zostajemy skierowani do Borowic, a tam udaje się szybko odnaleźć odpowiednie miejsce. Z sobotniej rozgrzewki nie wyszło nic, jesteśmy zmęczeni, na dokładkę, co chwilę leje, nie ma mowy o jeździe, zjeżdżamy na chwilę do pobliskiego sklepu wsiowego (10km) zaopatrujemy się we wspomagacze, jakieś jedzenie i wracamy na kwaterę, trzeba przygotować rowery na dzień następny.



Wieczorne przygotowania © amiga


Budzimy się ok 6:00, zbieram się i postanawiam chwilę pokrążyć po okolicy (Darek zostaje w pokou), tym bardziej że w końcu pogoda do tego zachęca, lubię takie poranne szwendanie się po górach chwilę po deszczu, gdy świeci słońce i podnoszą się mgły.

Róże są, tylko gdzie te pistolety ? © amiga


Piękny poranek w Karkonoszach © amiga


Las o poranku © amiga


Mgły a może to chmury ? © amiga


Trochę mokro © amiga


Wszechobecne skałki © amiga


I ukazał mi się Bóg... © amiga


Nareszcie widać szczyty © amiga


Chata wuja toma? © amiga


Kapliczka w pobliżu © amiga


Gościu, usiądź na ławeczce, a odpocznij sobie... © amiga


Kapliczka św. Jana z Dukli © amiga


staruszka śliwa © amiga


Trzeba się zbierać, ruszamy do Karpacza, musimy się zameldować i kawałek przejechać, sprawdzić jak sprawują się rowery, jak z naszą kondycją. W sumie niewielki rozjazd, ale wystarczająco męczący, podjeżdżamy jakieś 3km pod górkę, zawracamy i czekamy na start....

Zabrzańska Masa

Piątek, 10 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Hasiok - Heja Hołda


17:40 wyjeżdżamy spod bloku na Helence, mamy mało czasu, za 20 min zaczyna się masa w Zabrzu, lecimy ile sił w nogach i... jesteśmy 2 minuty przed czasem :)
Policja ma nas eskortować, prowadzi nas może kilometr i pod PGNiG-iem zatrzymuje kolumnę i puszczają nas po 15 rowerów :) i... to by było na tyle z eskorty. Mały zgrzyt, jednak kolumny dośc szybko się łączą i jedziemy razem. W Rokitnicy czeka na nas mały poczęstunek z okazji jubileuszowej masy :) Fajnie. Chwila na pogaduchy ze znajomymi i lecimy dalej, tym razem Darek, Wiktor i ja.

Masa krytyczna w Zabrzu © amiga


Jubileuszowa masa © amiga


Podjeżdżamy pod dom gdzie opuszcza nas Wiku :(. Dalej już sami podjeżdżamy pod Krajszynę i leśnymi wąskimi ściezkami błądzimy po lesie. Trasa jest mocno wymagająca technicznie, jest ciężko. Czasu jednak niewiele, zaczyna się ściemniać, więc pora wracać. Jutro wpad do Karpacza.

Zabytkowa ławeczka © amiga