Wpisy archiwalne w kategorii

tam i z powrotem

Dystans całkowity:23118.73 km (w terenie 6486.68 km; 28.06%)
Czas w ruchu:1325:59
Średnia prędkość:17.44 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:128130 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Suma kalorii:971214 kcal
Liczba aktywności:427
Średnio na aktywność:54.14 km i 3h 06m
Więcej statystyk

Kubalonka :)

Środa, 30 lipca 2014 · Komentarze(2)
Rise Against - Bridges

Wybiła 14:00, zbieramy się z firmy w kilak osób i.. jedziemy do Wisły samochodami... po drodze jeszcze mała przerwa na stacji benzynowej i wkrótce w pobliżu centrum Wisły, wypakowujemy rowery. Dzisiaj będę miał się okazję przekonać czy dam radę wdrapać się na górki... to w ramach przygotowania do wyjazdu do Karpacza już za 1.5 tygodnia. Jako, że Andrzej chyba najlepiej zna okolicę więc on jest projektantem trasy, cóż... będzie się działo...Już po 5 minutach jazdy mamy pierwszy podjazd... lekko nie jest,

Takie widoki tylko w górach
Takie widoki tylko w górach © amiga

i póki jest asfalt jest ok, jednak na bruku, podnosi mi się przednie koło i... mam po jeździe, podprowadzam rower kilka metrów i mogę jechać dalej... Nie wróży to dobrze na dalszej części wycieczki...
Arek na podjeździe
Arek na podjeździe © amiga
Tomek
Tomek © amiga
Andrzej
Andrzej © amiga

Jedziemy na Kubalonkę, jest nieźle... do czasu gdy trafiamy na płyty na dokładkę dziurawe, szybko wybija nas to z rytmu, jedynie Andrzej wjeżdża do końca, reszta towarzystwa zostaje zatrzymana... i wpycha rowery... 

Prawie cała ekipa
Prawie cała ekipa © amiga

Dobrze, że to nie był zbyt długi kawałek. Na szczycie krótki postój w karczmie ;) i ruszamy dalej w końcu czasu też nie ma zbyt wiele... Kolejny zaliczony szczyt to Szarcula i zatrzymujemy się na chwilę w Stecówce... gdzie odbijamy w teren... Początkowo czerwony szlak, później czarny, oczywiście oba piesze, jednak przejezdne na całej długości. Mijamy Karolówkę i kolejny postój robimy w Schronisku na Przysłupie. Mija 10 minut i możemy ruszyć dalej... omijamy wielkim łukiem Baranią górę, od tej strony nie ma szans na podjazd, po

Kawałek zjazdu
Kawałek zjazdu © amiga

kamieniach, korzeniach, za to zrobił się całkiem przyjemy szutrowy długi zjazd... tyle, że jak się zjechało to później jest i podjazd, tak też się dzieje, żółty szlak wyprowadza nas na szczyt pasma, którym jedziemy dalej, co jakiś czas jest podjazd, zjazd, w tym jeden taki gdzie myślałem ,że nie poradzę sobie, zrobiło się wąsko, stromo... mokro, kamieniście... ale rower dał radę... a i psychika wytrzymała... 
Docieramy do Karczmy Cieńków, tym razem trzeba coś zjeść... 30-40 minut przerwy...

Panorama na Wisłę
Panorama na Wisłę © amiga

Zaczyna się ściemniać... odpalamy lampki i ruszamy w dół, pora kończyć wycieczkę, przed nami dość stromy zjazd po płytach betonowych... i kilkoma dość ostrymi zakrętami... W samej Wiśle pozostał już tylko 2-3km przelot szosami..., docieramy do samochodów... i pora wracać jest po 21:00. Było miło..

powrót w deszczu

Poniedziałek, 28 lipca 2014 · Komentarze(0)
Kamelot - "Ghost Opera"

Wyjeżdżam z firmy jest 17:15 - późno, ale pogoda nieszczególna, zapowiedzi wspominają coś o ulewach... trudno ruszam. Już na dzień dobry pada, jednak prawdziwa ulewa zaczyna się gdy jestem w Zabrzu, staję pod jednym z wiaduktów i chowam komórkę i dokumenty do plecaka, lepiej nie ryzykować. Sprawdzam jeszcze co pokazuje meteor... za kilka min główna ulewa powinna minąć, deszcz powinien zelżeć. Tak też się dzieje, po 10-15 minutach ruszam dalej. 
W butach chlupie :), ale im dalej jestem od Zabrza, tym deszcz jest słabszy. Gdy jestem w Bielszowicach drogi są zupełnie suche, muszę wyglądać idiotycznie w przeciwdeszczówce. Ponownie zaczyna kropić gdy jestem na mrówczej górce w Kochłowicach, jednak pojawia się na horyzoncie słońce. Już w Katowicach odbijam jeszcze na myjnię, nie pada, drogi trochę tylko mokre, a na rowerze sporo piachu. 2 minuty spłukiwania rozwiązują problem, teraz mogę wrócić do domu.

Tęcza nad Ochojcem
Tęcza nad Ochojcem © amiga

na Goczałkowice i Pszczynę

Niedziela, 27 lipca 2014 · Komentarze(3)
Lidia Stanisławska i Krzysztof Cugowski
Wczoraj dzień mi wypadł z kalendarza rowerowego, awaria netu załatwiła mnie na kilka godzin, a wieczorem przy ponad 30 stopni już mi się nie chciało, tym bardziej, że miałem wpaść do Siostry.
Za to dzisiaj z rana nie ma już zmiłuj się... około 10 zbieram się.. kierunek Pszczyna, droga tam ma być szybka... chcę całość zaliczyć w 4 godziny, po prostu ma być tam i z powrotem po drodze technicznej wzdłuż wodociągu. W Goczałkowicach-Zdroju jestem po około 90 minutach w między czasie wypijam ok 1.5 litra wody którą zabrałem ze sobą... Ciepło dzisiaj. Nieco dalej wjeżdżam na tamę, chwila przerwy i ruszam w drogę powrotną.

Na zaporze w Goczałkowicach
Na zaporze w Goczałkowicach © amiga
Zalew Goczałkowice
Zalew Goczałkowice © amiga

Zatrzymuję się jeszcze w pobliskim sklepie, kupuję baniak Pepsi i jakieś batony... 5 min na uzupełnienie energii i ruszam na Pszczynę..., oczywiście obowiązkowy postój przy pałacu i stawach..

Pałac w Pszczynie
Pałac w Pszczynie © amiga
Na stawach przypałacowych
Na stawach przypałacowych © amiga
Różne kolorki
Różne kolorki © amiga
Jakieś ważki się przyplątały
Jakieś ważki się przyplątały © amiga

Minęło kilka minut , ruszam dalej i trafiam na rzeźbę w drzewie które nie kojarzę.... stoi tuż przy budowanym kościele pw. Jana Pawła II

Rzeźba w drzewie
Rzeźba w drzewie © amiga
Tuż przy nowym kościele
Tuż przy nowym kościele © amiga
Pw. Jana Pawła II
Pw. Jana Pawła II © amiga

Ciekawe ile takich kościołów w tej chwili powstaje...

Obieram trasę czerwoną rowerówką, nie jechałem nią ze 3-4 lata... W Kobiórze krótka przerwa przy wiadukcie

Szlak Kolejowy Katowice-Bielsko
Szlak Kolejowy Katowice-Bielsko © amiga
Mostek - nie jechałem nim ze 3 lata
Mostek - nie jechałem nim ze 3 lata © amiga
I z drugiej strony
I z drugiej strony © amiga
jednak czas goni już widzę, że się nie wyrobię, kolejne przerwy na focenie, zabierają czas... trudno, wysyłam info do domu... 
I odwiedzam Promnice ;)
Kierunek Promnice
Kierunek Promnice © amiga
Zameczek w Promnicach
Zameczek w Promnicach © amiga

oraz jezioro Paprocańskie

Jezioro Paprocany
Jezioro Paprocany © amiga
Chwilę odpoczywając na pomoście
Chwilę odpoczywając na pomoście © amiga
Fontanna :)
Fontanna :) © amiga
Zresztą nie jedna
Zresztą nie jedna © amiga
Panorama jeziora
Panorama jeziora © amiga

Pozostało już tylko obraź kierunek Żwaków, Wilkowyje, Podlesie i... tam stwierdzam, że średnio mam ochotę jazdy szosami, odbijam na Kostuchnę, spoglądam na licznik pokazuje niecałe 90km. Hmmm. chyba dobiję do setki... 
Skręcam na Murcki i przez lasy wracam na Ochojec... 
W domu lecą kolejne litry wszystkiego, Herbaty, Wody... itd... Endomondo pokazało mi że mam wypić 10l... masara...
Nie wiem czy dam radę ;P

kolejna najdłuższa podróż...

Niedziela, 20 lipca 2014 · Komentarze(15)
Uczestnicy
Queen - Flash

Kilka dni temu Darek zagadał coś na temat trzysetki… w weekend. Pierwsza myśl, nie dam rady, w tym roku najdłuższy dystans jaki pokonałem to 141km…, na dokładkę każdy maraton kończył się jakąś katastrofą. Początkowo problem z zatokami ciągnący się przez kilka miesięcy, coś z żołądkiem… starość nie radość. Później 2 paskudne kontuzje, jedna na ZaDymno, druga na BikeOriencie, kilka odpuszczonych wyjazdów… Tak na dobrą sprawę dopiero od około 2 tyg. czuję się nieco lepiej, ale czy na tyle dobrze by porwać się na 300kę? Mam wątpliwości.

Trasa jest z grubsza tak planowana by w razie czego wsadzić zwłoki w pociąg i wrócić…, w zasadzie całe opracowanie zostawiam na głowie Darka…., z grubsza rzucił tylko pomysł… i kierunek, ja widziałem raczej Wisłę, Żywiec (to idealny plan na wycieczkę max 200km), ale racja jest po jego stronie, góry mogą być za ciężkie… w połowie trasy, a jeszcze trzeba wrócić…

Niedziela tuż po północy, wszystko gotowe ruszamy…, jako że jedziemy w nocy, to pewnie wiele nie będzie widać przez pierwsze 4 godziny, za to można mocniej przycisnąć, podgonić, tym bardziej, że prognozy wspominają o temperaturach w okolicy 35 stopni w ciągu dnia.

Pałac w Brynku nocą
Pałac w Brynku nocą © amiga

W dość ekspresowym tempie docieramy do Brynku, nie minęła nawet godzina, odbijamy w pobliże pałacu, próba focenia słabo oświetlonego budynku i ruszamy dalej, dzisiaj nie ma czasu na podziwianie, na zwiedzanie, to z założenia szybki przelot z kilkoma miejscami do odwiedzenia.

Tuż za Brynkiem Darek sygnalizuje awarię, pada mu bateria w liczniku, na dokładkę, ani On, ani ja nie mamy zapasu… Mój został w firmie, jego w domu… Chwila zastanowienia i rezygnuje z pulsometru, chyba lepiej jak jednak licznik będzie działał…

Rynek w Lublińcu
Rynek w Lublińcu © amiga
Pomnik na rynku :)
Pomnik na rynku :) © amiga

Ruszamy dalej, mijamy Tworóg, Kokotek by dotrzeć do Lublińca, kolejna krótka przerwa, parę zdjęć, po raz pierwszy uzupełniam elektrolity… i chwilę rozmawiamy z jakąś lekko podchmieloną młodzieżą wracającą z imprezy…, gdy wyjaśniamy im gdzie jedziemy, patrzą na nas jak na nienormalnych – może coś w tym jest, może nie jesteśmy normalni…, pytanie tylko co to jest „normalność”…?

Kolejne miejscowości zaliczone w nocy, to Glinica, Ciasna i zmieniamy plan wycieczki…, mieliśmy odbić na Krzepice by odwiedzić tamtejszy Kirkut, tyle, że będziemy tam godzinę przed wschodem słońca… , w nocy pewnie wiele zdjęci nie zrobimy, a szkoda by było. Zmieniamy plan…, odbijamy na Olesno, (W między czasie opuszczamy woj. Śląskie i witamy się z Opolskim.) jakiś czas temu zwróciliśmy uwagę ta dość nietypową konstrukcję kościoła św. Anny.

Kościół św Anny w Oleśnie
Kościół św Anny w Oleśnie © amiga
Rzeźba przy kościele
Rzeźba przy kościele © amiga
I jeszcze jedna
I jeszcze jedna © amiga
Pomniki
Pomniki © amiga

Trochę dłuższa przerwa, tym razem pora na batony, kolejne porcje wody… i ruszamy dalej, jest jeszcze wczesna pora, niebo powolutku zaczyna się rozjaśniać, za Starym Olesnem wjeżdżamy na bardziej boczną drogę. I stajemy w Chocianowicach, naszą uwagę przykuwają 2 kościoły obok siebie, jeden murowany, drugi drewniany… (parafia pw. Narodzin Najświętszej Maryi Panny). Oczywiście chwila przerwy… i pora ruszyć na Kluczbork.
Parafia pw. Narodzin Najświętszej Maryi Panny w Chocianowicach
Parafia pw. Narodzin Najświętszej Maryi Panny w Chocianowicach © amiga
Stary kościół w Chocianowicach
Stary kościół w Chocianowicach © amiga
Pomnik na terenie
Pomnik na terenie © amiga

Nie ujechaliśmy nawet 300m gdy naszą uwagę przykuwa bryczka na balkonie jednego z domów…, przejeżdżamy, ale 50m dalej zawracamy… przecież to musi być uwiecznione :)

Teraz niż nikt nam nie może zarzucić, że trzymamy rowery w domach… ;p
Nie tylko rowery trzyma się na balkonie
Nie tylko rowery trzyma się na balkonie © amiga

Kawałek przez las, zawiało chłodem, ale jest przyjemnie, temperatura oscyluje w okolicy 17 stopni.., ale czuć poranną wilgoć. Docieramy do Kluczborka i zatrzymujemy się w pobliżu dworca PKP przy cmentarzy Żołnierzy Radzieckich.
Cmentarz żołnierzy radzieckich w Kluczborku
Cmentarz żołnierzy radzieckich w Kluczborku © amiga
Sporo ich tutaj poległo
Sporo ich tutaj poległo © amiga
Tylko czemu zniszczono stary cmentarz
Tylko czemu zniszczono stary cmentarz © amiga

W centrum Kluczborka
W centrum Kluczborka © amiga

Oraz na rynku, powoli zaczynamy szukać czegoś otwartego, czegoś gdzie można by kupić śniadanie…, tyle, że wszystko jest jeszcze zamknięte… Trudno, zjemy dalej… Wracamy na 11-kę, pędzimy przez Krzywiznę, Sarnów.

Trzeba uwiecznić odwiedzane miejsca
Trzeba uwiecznić odwiedzane miejsca © amiga
Wieża w Byczynie
Wieża w Byczynie © amiga
Brama Niemiecka
Brama Niemiecka © amiga

DK11 zaczyna się jednak zapełniać samochodami, na dokładkę wschód słońca działa na nas usypiająco, decydujemy się odbić na Paruszowice i tam odbić do Byczyny, w której robimy przerwę śniadaniową. Tyle, że otwarta jest jedynie Żabka w której nie do końca jest to na co liczymy. Kupujemy kabanosy, zagryzamy je 7daysem i zapijamy Pepsi :)
Pora na śniadanie
Pora na śniadanie © amiga

Kierunek Jaśkowice i Gola. Opuszczamy woj. Opolskie i wjeżdżamy do Łódzkiego.

Mijamy Chróścin, Bolesławiec i… skręcając na Podbolesławiec zauważamy młyn, zawracamy i kolejna fotoprzerwa.
Jak już później wyczytałem to po młynie pozostało tylko koło i fragment konstrukcji drewnianej…
Młynarzówka
Młynarzówka © amiga

Jak piszą na stronie http://www.stary-mlyn.pl/dzieje_starego_mlyna.htm...
W dniu 07.02.2007 budynek młyna spłonął w pożarze. W oczekiwaniu na decyzję Ministerstwa Kultury w kwestii dalszych losów zabytkowego budynku na terenie Ośrodka Stary Młyn wybudowaliśmy nową Karczmę Młynarzówkę i Gościniec Młynarz.
Pozostałości po młynie
Pozostałości po młynie © amiga
Jeszcze kilka lat temu tutaj stał
Jeszcze kilka lat temu tutaj stał © amiga
Jeszcze raz młynarzówka
Jeszcze raz młynarzówka © amiga

Na chwilę wracamy na DK11 i szybko odbijamy na (jesteśmy w woj. Wielkopolskim) Opatów, Trzebień, Biadaszki, Trzebień, Donaborów
Kościół św Marcina w Donaborowie
Kościół św Marcina w Donaborowie © amiga
Stare rzeźby
Stare rzeźby © amiga
Nieco nowsze pomniki
Nieco nowsze pomniki © amiga

i Janowy by w końcu osiągnąć Kępno. Na rynku obowiązkowy postój, standardowo zaczynamy się rozglądać za jakąś otwartą jadłodajnią, lub chociażby sklepem, ale jest niedziela siódma rano, czego moglibyśmy się spodziewać?

Fontanna w Kępnie - fantastycznie chłodna woda
Fontanna w Kępnie - fantastycznie chłodna woda © amiga
Na rynku w Kępnie
Na rynku w Kępnie © amiga
Chwila przerwy
Chwila przerwy © amiga
Zaczyna robić się ciepło
Zaczyna robić się ciepło © amiga
Logo Kępna ?
Logo Kępna ? © amiga

Obmywam jedynie twarz z soli w pobliskiej fontannie, chwilę rozmawiamy z mieszkańcem który kieruje nas na Wieruszów.

Dość paskudny kawałek przez Olszową i Świbę.
Ciekawe oznaczenie
Ciekawe oznaczenie © amiga

Po raz drugi dzisiaj wjeżdżamy do woj. Łódzkiego, odbijamy na Podzamcze by znaleźć się w Wieruszowie, króciusieńka przerwa przy kościele pw. Zesłania Ducha Świętego
Kiedyś pewnie latał
Kiedyś pewnie latał © amiga
Przy klasztorze paulinów
Przy klasztorze paulinów © amiga

i odbijamy na nieco bardziej boczne drogi prowadzące przez Klatkę, Krajankę, Parcice. Pomimo, że to względnie krótki fragment drogi to dłuży się niesamowicie. To chyba już efekt zmęczenia i coraz mocniej grzejącego słońca.
Zatrzymujemy się przy ruinach pałacu w Parcicach,
Parcice - ruiny pałacu
Parcice - ruiny pałacu © amiga
Z drugiej strony też nieciekawie
Z drugiej strony też nieciekawie © amiga
Chyba już tego nie odbudują
Chyba już tego nie odbudują © amiga

Kilka łyków wody i pora ruszyć dalej, do godziny powinniśmy osiągnąć Wieluń.
Chrobel, Koryta, Młynisko, Dębina, Piaski, Zwiechy… ta ostatnia nazwa oddaje to co czujemy, prawie cały czas na otwartym terenie, prawie cały czas słońce nas przygrzewa…

Fontanna w Wieluniu
Fontanna w Wieluniu © amiga
Relikty średniowiecznej kolegiaty
Relikty średniowiecznej kolegiaty © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga
Jakiś nowszy pomnik
Jakiś nowszy pomnik © amiga
Dojeżdżając do Wielunia, mam ochotę na coś zimnego i jakieś normalne jedzenie. Docieramy do rynku, knajpka, Lech bezalkoholowy, może to nie jest to na co miałbym tak naprawdę ochotę, ale jakiś substytut jest :). Powoli stygniemy, przenosimy się do ogródka pobliskiej restauracji. Są konkrety, nawet jest to smaczne i syte, kolejny zimny Lech…
Tablica informująca że w tym miejscu 1 września 1939 roku o 4:40 rozpoczęła się wojna
Tablica informująca że w tym miejscu 1 września 1939 roku o 4:40 rozpoczęła się wojna © amiga

Rozkładamy mapy i korygujemy trasę powrotną, dzisiaj już nie pojedziemy przez Dobrodzień, mija jak pierwotnie planowaliśmy, za to staramy się nakreślić cokolwiek przez lasy, mamy dość tego skwaru…

Coś wstępnie ustaliliśmy i można ruszać, o odpuszczeniu Kirkutu w Krzepicach nie ma mowy. Początkowo chcieliśmy jechać DK43 jednak DK43 jest mniej ruchliwa więc kierujemy się na Gaszyn, Kadłub, (ponownie jesteśmy w Opolskim) Wierzbie, Sołtysy.
10 min przerwy w przydrożnym sklepie, lody, zimne napoje i kierunek Marki, w końcu wjeżdżamy do lasu… jest ciut chłodniej, tylko cóż tego jak słońce jest prawie w Zenicie, droga na południe więc i tak niewiele jest cienia.
Przed markami przerwa w przydrożnym rowie, chwila odpoczynku…
Chwila przerwy w Markach
Chwila przerwy w Markach © amiga

Wyjeżdżamy w lachowskich i Dalichowie. Chyba za bardzo mi przygrzało, zaczynam popełniać błędy, w efekcie wymuszam pierwszeństwo i na dokładkę źle skręcamy, trzeba kawałek zawrócić i ponownie wymuszam pierwszeństwo… masakra…
Jest coraz goręcej… termometr pokazuje mi coś około 41 stopni…
Młyny, Teodorówka, Rudniki, znowu jedziemy w pełnym słońcu, Cieciułów, Cieciulów, Stary Bugaj, Bobrowa. Wjeżdżamy do woj. Śląskiego.

Starokrzepice, i już niewiele zostało, wjeżdżamy do Krzepic, pojawiają się kierunkowskazy na Kirkut. Docieramy na miejsce w ciągu kilku minut, przerwa, wpierw na uzupełnienie płynów i oczywiście na sesję fotograficzną… To dość nietypowe miejsce ze względu na żeliwne macewy

Cmentarz żydowski w Krzepicach
Cmentarz żydowski w Krzepicach © amiga
Nowa macewa?
Nowa macewa? © amiga
Piękne sa
Piękne sa © amiga
I jest ich całkiem sporo
I jest ich całkiem sporo © amiga
Widać, że ktoś się nimi zainteresował
Widać, że ktoś się nimi zainteresował © amiga
Niektóre to małe arcydzieła
Niektóre to małe arcydzieła © amiga
Sporo ich
Sporo ich © amiga
Kamienne też sa
Kamienne też sa © amiga
Panorama kirkutu
Panorama kirkutu © amiga
Jeszcze jedna panorama
Jeszcze jedna panorama © amiga
Zniszczenia
Zniszczenia © amiga
Panorama z telefonu
Panorama z telefonu © amiga

Już później szukając informacji znalazłem stronę http://www.kirkuty.xip.pl/krzepice.htm gdzie jest informacja o tym, że miejscem tym ktoś zaczął się opiekować:
Jednak przełomowym rokiem dla krzepickiej nekropolii był rok 2000. Wówczas to młodzież ze szkół średnich z Warszawy i Krzepic oraz podopieczni pana Jerzego Fornalika ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Borzęciczkach dokonali gruntownej renowacji obiektu
Więc jest jednak szansa na ocalenie tego miejsca…

W Wieluniu zakładaliśmy, że pojedziemy na Herby, jednak ponownie korygujemy plan, jedziemy przez Pacanów i Kuźnicę Starą na Przystajń, a dalej Brzeziny, Bór Zajaciński, Kamińsko by w końcu wjechać do Parku Krajobrazowego nad Górną Liswartą i chwilę odpocząć od palącego słońca, w zamian mamy okazję zmierzyć się z piaskami i leśnymi szuterkami.
Jesteśmy w Zborowskich, przerwa przy dość mocno zniszczonej fajczarni
Fajczarnia
Fajczarnia © amiga
Ktoś przed nią siedzi
Ktoś przed nią siedzi © amiga
Szkoda, że takie zniszczone
Szkoda, że takie zniszczone © amiga

Cytując za http://www.lubliniec.starostwo.gov.pl/index.php?url=infor&kat=11
W Zborowskiem stoi - trzeba wyraźnie podkreślić, jeszcze stoi - budynek, ostatni z czterech będących kiedyś fabryką fajek glinianych. Nawet ulica, przy której się znajduje obiekt jest zabytkowa - Fabryczna, podobnie jak cała ta cześć wsi od ponad dwustu lat zwana Na Fabryce.
Manufaktura fajek powstała w roku 1753

Kolejne miejsce które być może nie zniknie z map...

Nieco dalej, wyjeżdżając w Pawełkach naszą uwagę przykuwa dość nietypowy maleńki drewniany kościółek pw. Matki Boskiej Fatimskiej. Obowiązkowa przerwa, wchodzę do środka i… jest niesamowity… na dokładkę ten zapach drewna i kadzidła :)
Kościółek pw. Matki Boskiej Fatimskiej - Pawełki
Kościółek pw. Matki Boskiej Fatimskiej - Pawełki © amiga
Wnętrze jest niesamowite
Wnętrze jest niesamowite © amiga

Ruszamy dalej, do mety pozostało już niewiele, szacujemy czas na ok. 2 godziny ciągłej jazdy + oczywiście przerwy.. które są coraz częstsze, ta część pleców gdzie tracą swoją szlachetną nazwę coraz bardziej daje o sobie znać… na dokładkę wkładki w butach też gniotą…

Pałac w Kochcicach
Pałac w Kochcicach © amiga

Dojeżdżamy do Kochnic, kolejna przerwa w pobliżu Pałacu :), pensjonariuszki szpitala łapią się za głowę gdy dowiadują się skąd i dokąd jedziemy… :) Miło było ale musimy jechać dalej, do Zabrza niedaleko, pakujemy się na drogę 906 prowadzącą przez Sadów w którym ponownie stajemy przy sklepie i kościele św. Józefa

Kościół św Józefa
Kościół św Józefa © amiga

Dalej przejazd przez Wierzbie i lądujemy w Koszęcinie, szukamy jakiegoś otwartego fastfooda, ale nadaremno, jeszcze 10 min przerwy w tutejszym pałacu siedzibie Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.
Pałac w Koszęcinie
Pałac w Koszęcinie © amiga

Planetka Koszęcin
Planetka Koszęcin © amiga

Kończą nam się zapasy, liczę jednak na to, że w Kaletach uda się jeszcze coś zjeść… w końcu w pobliżu centrum jakiś czas temu namierzyłem całkiem przyzwoitego kebaba :)

Tyle, że jest niedziela, późny wieczór… minęła 20:00. Pozostało obejść się smakiem i obrać kierunek Tarnowskie Góry przez głęboki dół w którego wodach z chęcią bym zanurzył pewną część ciała.
Mijamy Tarnowskie Góry i DK78 docieramy w pobliże Stolarzowic. Widać już komin Elzabu… Kilka minut później jesteśmy na miejscu. Licznik wskazuje 337km… Czyli jednak można :)

Mimo wszystko jestem w szoku, że to jakoś przejechałem, po problemach które się ciągnęły przez ostatnie pół roku… Pewnie w najbliższym czasie nie będzie szans na podobną trasę, ale kto wie… może pora na coś innego? Pora na jakieś góry?


Pod przewodnictwem Posterunkowej :)

Niedziela, 13 lipca 2014 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Gregorian - the moment of peace

Weekend wypadł mi z kalendarza wyjazdów maratonowych zresztą i piątek i sobota były zupełnie bezrowerowe. Za to dzisiaj wstaję o 3:30 - to nie moja pora..., ale po 5:00 mam pociąg na który muszę zdążyć... 4:20 jestem na zewnątrz, jest chłodno, ale prognozy mówią coś o możliwych 30 stopniach. Dojeżdżam do dworca PKP, pakuję się do pociągu i mam 3 godziny... tylko na co? Sen nie przychodzi, zresztą specjalnie nie mam na niego ochoty..., tym bardziej, że wczoraj odpuściłem mecz i spać poszedłem ok 21:00
Kilka min. po 8:00 jestem w Piotrkowie Trybunalskim, pierwsze o czym myślę, to wizyta w sklepie, jakaś woda mineralna się przyda dzisiaj, ale czasu nie ma... spieszy mi się, szybko wyjeżdżam z miasta zatrzymując się jeszcze na chwilę tuż za Piotrkowem przy pomniku...
Pomnik w Piotrkowie Trybunalskim
Pomnik w Piotrkowie Trybunalskim © amiga

Kierunek Wolbórz - trasa nakreślona przez Karolinę na mapach nawet nie ma większości tych dróg, wczoraj jeszcze starałem się zapamiętać jak powinienem jechać i trochę na wariata jadę wzdłuż S8, W Polichnie mam przejechać przez wiadukt na drugą stronę i dalej po drodze technicznej. 
Przejeżdżając przez wiadukt czuję silny zachodni podmuch..., oj powrót może być ciężki, ciekawe jak Posterunkowa daje sobie radę? W końcu cały czas jedzie pod wiatr. Okazuje się, że jest tuż za wiaduktem, zdążyła przejechać większość trasy..., 
Krótka przerwa i powitanie... po czym ruszamy do pobliskiego Wolborza, gdzie zatrzymujemy się kolejno przy pałacu Biskupów Kujawskich (obecnie jest w nim szkoła), zahaczamy również o park przypałacowy, by wyjechać z drugiej strony. 

Pałac Biskupów Kujawskich
Pałac Biskupów Kujawskich © amiga
Pałac Biskupów Kujawskich z drugiej strony
Pałac Biskupów Kujawskich z drugiej strony © amiga

Kolejne przerwy przy kościele św Michała i kaplicy św. Anny. 
Kościół św Michała w Wolborzu
Kościół św Michała w Wolborzu © amiga
Kaplica św Anny
Kaplica św Anny © amiga
Niektóre pomniki zwracają uwagę
Niektóre pomniki zwracają uwagę © amiga

Lecimy dalej, Karolina pyta się czy nie za wolno... spoglądam na licznik, lecimy ponad 30km/h... W piorunowym tempie docieramy do Tomaszowa Mazowieckiego, przelatujemy przez centrum i w zasadzie zatrzymujemy się po drugiej stronie miasta przy zakładach Wistom (jeżeli się nie mylę), a w zasadzie przy tym co po nich zostało. Może kiedyś będzie okazja na jakąś dłuższą eksplorację... jednak dzisiejszy plan wycieczki jest inny... 
Teraz to już ruina
Teraz to już ruina © amiga
Za to przyroda się odradza
Za to przyroda się odradza © amiga

Nieco dalej jest bajkowa chatka... oczywiście krótka przerwa, na kilka fot i jedziemy dalej...

Bajkowa chatka
Bajkowa chatka © amiga
Darek przy chatce z bajki w Dąbrowie
Darek przy chatce z bajki w Dąbrowie © Tymoteuszka

do Konewki gdzie do zwiedzenia czeka na nas wielki prawie 400m bunkier kolejowy... 1.5 roku wcześniej zwiedzałem jego klona w Jeleniu, tamten niestety jest zaniedbany, podniszczony. ten w Konewce miał więcej szczęścia. Wchodzimy do środka, jest wyraźnie chłodniej niż na zewnątrz... Przypuszczam, że utrzymuje się tutaj stała temperatura gdzieś w okolicy 10 stopni... 
Wewnątrz bunkra w Konewce
Wewnątrz bunkra w Konewce © amiga
Jakiś posterunek?
Jakiś posterunek? © amiga
Radio jeszcze działa
Radio jeszcze działa © amiga
Graffiti z drugiej wojny
Graffiti z drugiej wojny © amiga
Bunkier z drugiej strony
Bunkier z drugiej strony © amiga
Trochę sprzętu jest
Trochę sprzętu jest © amiga

Zziębnięci wychodzimy na zewnątrz, tyle, że tutaj zaszło słońce i również jest nie za gorąco... robimy sobie ciut dłuższą przerwę posilając się niespodzianką Karoliny :)

Przez Królową Wolę docieramy w pobliże Inowłodza, kolejno zwiedzamy, Cmentarz Wojskowy z pierwszej wojny światowej,
Na cmentarzu z I wojny w inowłodzu
Na cmentarzu z I wojny w inowłodzu © amiga
Krzyż z 1914 roku
Krzyż z 1914 roku © amiga
Proste drewniane krzyże
Proste drewniane krzyże © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

kościół św. Idziego z dość stromym kamiennym podjazdem.. 
Jest ostro pod górę, a ja się uśmiecham?
Jest ostro pod górę, a ja się uśmiecham? © Tymoteuszka
Darek tutaj doświadczył namiastki Śnieżki ;)
Darek tutaj doświadczył namiastki Śnieżki ;) © Tymoteuszka
Kosciół św Idziego
Kościół św Idziego © amiga
Rozciągająca się panorama
Rozciągająca się panorama © amiga
Jedna ze stronic księgi
Jedna ze stronic księgi © amiga
Jeszcze na dole jest coś
Jeszcze na dole jest coś © amiga
Pomnik króla
Pomnik króla © amiga

odnowiony zamek... a w zasadzie ruiny zamku
Wewnątrz zamku
Wewnątrz zamku © amiga
Widać kościół św Idziego na wzgórzu
Widać kościół św Idziego na wzgórzu © amiga
Rampa
Rampa © amiga

i coś co mnie zupełnie zaskoczyło w ty miejscu - Synagoga. Wewnątrz jest sklep spożywczy, co jeszcze bardziej mnie zaskakuje. Wchodzę do środka, nie foce, ale polichromie robią wrażenie. Dziwnie na mnie to miejsce podziałało, bo kupiłem za dużo wody mineralnej..., teraz będę musiał to tachać... w plecaku nie ma miejsca nawet na aparat. 

Synagoga w Inowłodzu
Synagoga w Inowłodzu © amiga

Ruszamy dalej, ja z uwieszonym na szyi Nikonem i 4kg balastem w plecaku ;P, jednak kawałek dalej kolejna przerwa, w sumie nie powinno mnie to miejsce dziwić, bo to Kirkut... tyle, że stan pozostawia wiele do życzenia, nie wiem czemu, ale pierwsze skojarzenie mam z filmem "Pokłosie".
Kirkut w Inowłodzu
Kirkut w Inowłodzu © amiga
Strasznei zniszczone
Strasznie zniszczone © amiga
Ale ktoś położył te kamienie
Ale ktoś położył te kamienie © amiga
Ale ktoś położył te kamienie
Ale ktoś położył te kamienie © amiga
Paskudnie to wygląda
Paskudnie to wygląda © amiga
Czemu kojarzy mi się to z Pokłosiem?
Czemu kojarzy mi się to z Pokłosiem? © amiga

Tuż obok znajduje się kopalnia odkrywkowa... i częściowo odkopany bunkier... 

A tuż obok jest odkrywka
A tuż obok jest odkrywka © amiga

Kierunek Spała DK48, nieprzyjemny fragment, tym bardziej, że samochodów jak "mrówków", dzisiaj jest jarmark, ludu co niemiara..., odpuszczamy to miejsce, zatrzymujemy się jedynie przy żubrze... symbolu Spały...
Z żubrem w krainie żubra
Z żubrem w krainie żubra © Tymoteuszka

Staramy się nieco pociągnąć, powoli musimy zawracać, na 17:00 muszę być w Piotrkowie...., droga którą wybrała Karolina jest mi znana, przejeżdżamy w pobliżu bunkra w Jeleniu :), ale dzisiaj to nie czas na zwiedzanie tego miejsca...
Pora coś zjeść, ale trzeba wpierw tam dojechać, po drodze zatrzymujemy się jeszcze na Tamie na zalewie Sulejowskim, 
Widok na Pilicę
Widok na Pilicę © amiga
I zalew Sulejowski
I zalew Sulejowski © amiga

a popas robimy w naleśnikarni w Swolszewicach Małych, gdzie kupujemy.... kotlety schabowe ;P.

Kilka kg później ruszamy do Piotrkowa, kierując się wpierw na Polichno i później wzdłuż S8 do miasta. 

Poszło to dość zgrabnie i w centrum jesteśmy prawie godzinę przed czasem odjazdu pociągu..., więc jest chwila czasu by zatrzymać się przy Kirkucie, Synagodze, na rynku, przy zamku :), więzieniu...

Kirkut w Piotrkowie Trybunalskim
Kirkut w Piotrkowie Trybunalskim © amiga
Wielka Synagowa
Wielka Synagowa © amiga
Z tej strony też ciekawie
Z tej strony też ciekawie © amiga
Zamek w Piotrkowie
Zamek w Piotrkowie © amiga
Na rynku
Na rynku © amiga
I przy byłym więzieniu
I przy byłym więzieniu © amiga

Wkrótce osiągamy dworzec PKP, chwila rozmowy i... niestety pociąg podjeżdża... krótkie pożegnanie...,
Szkoda, że ten dzień był taki krótki, jeszcze z Taką przewodniczką... Dzięki za wszystko, za poświęcenie mi czasu... liczę na kolejne wycieczki... :) jeżeli czas Ci na to pozwoli.

A w pociągu niestety jak to na kolei... przedział na rowery nie istnieje, zmuszony jestem do pilnowania rowera gdzieś pomiędzy przedziałami, w którym momencie zauważam, że zerwałem szprychę w tylnym kole, w domu będę miał zajęcie... Gdzieś za Zawierciem przebija mi się dętka... jak na czym nie wiem, ale faktem jest że powietrze uchodzi w kilka sekund... masakra... 
Tuż po wyjściu z pociągu zmuszony jestem do wymiany dętki. Do domu pozostało ok 6.5km... docieram przed meczem... 


Objazdówka z siostrą

Niedziela, 6 lipca 2014 · Komentarze(5)
ELUVEITIE - KingGdzieś po 15:00 jedziemy z siostrą po okolicy, jest gorąco, duszno i zapowiedziane są przelotne burze, więc specjalnie nie mamy w planach długiej wycieczki, gdyby coś to do domu nie powinno być więcej niż 40min drogi. 
Początek raczej standardowy na Panewniki, tam wbijamy się na czerwoną rowerówkę i odwiedzamy wszystkie okoliczne stawy zaczynając od Czarnego stawu.

Czarny staw
Czarny staw © amiga
Później klucząc lasami wyjeżdżamy na Halembie, krótki odcinek szosami i wbijamy się nad staw Kiszka. Chwila przerwy.
Staw Kiszka
Staw Kiszka © amiga
Kaczuszka
Kaczuszka © amiga
Roślinki
Roślinki © amiga
Gdzieś od wschodu słyszymy odgłosy burzy, chyba pora się zbierać, kierujemy się bokiem przez Mikołów robiąc sobie jeszcze przerwę nad Jamną i pobliskim źródełkiem. 
Wzburzone wody Jamny
Wzburzone wody Jamny © amiga
Burza jest jednak gdzieś blisko... skracamy wycieczkę odpuszczamy Starganiec i najkrótszą drogą dojeżdżamy do domu.

Na Lędziny i Imielin

Sobota, 5 lipca 2014 · Komentarze(0)
Nightmares - Frontiers Dzień, miał być nierowerowy, odpoczynkowy..., jednak ok 17:00 coś mnie naszło, może jednak gdzieś się na szybko przejadę?
Pierwotnie chodzi mi po głowie Pszczyna..., tyle, że nie wyrobię się przez zmrokiem... Wybieram inny kierunek - Lędziny i Imielin. 
Sporo po lasach..., świetnie się tędy jeździ, szkoda, że ostatnio nie miałem czasu by tutaj zajrzeć... dzisiaj też pewne wiele nie poszaleję. Po prostu szybki przelot tam i z powrotem.
Zatrzymuję się dopiero na Górze św.Klemensa, - jedna wcześniej przed Klimontem na którym jest kościół św Klemensa ;)
Kilka zdjęć...
Kościół św. Klemensa
Kościół św. Klemensa © amiga
Widać Beskidy :)
Widać Beskidy :) © amiga
Za chwilę tam pojadę
Za chwilę tam pojadę © amiga

I dzwoni kuzynka, awaria, tłumaczenie, że mój przyjazd nic nie zmieni i trzeba zadzwonić po serwis niewiele daje.., trudno, zahaczę o nich wracając przez Giszowiec, a teraz jestem jeszcze w Lędzinach, zjeżdżając z górki zatrzymuję się jeszcze przy kościele św. Anny.
Kościół św. Anny
Kościół św. Anny © amiga
i pobliskim cmentarzu, wiele razy tędy przejeżdżałem, ale z jakiegoś powodu nie zauważyłem tej bramy, kolejny postój, kilka zdjęć, wchodzę nawet na cmentarz... spodziewałem się czegoś innego, ale widzę, że dalej jest użytkowany, w większości są nowe groby, chociaż nie brakuje takich sprzed ponad wieku... 
Brama na cmentarz
Brama na cmentarz © amiga
Tabliczka informacyjna
Tabliczka informacyjna © amiga
Zaczyna mi się spieszyć, pędzę przez Krasowny, Kosztowy na Wesołą, chwila przerwy przy zalewie 
Zachód słońca na Wesołej
Zachód słońca na Wesołej © amiga
Nowy nasyp
Nowy nasyp © amiga
Sporo wędkarzy
Sporo wędkarzy © amiga
Wycięli drzewa, ale i tak jest pięknie
Wycięli drzewa, ale i tak jest pięknie © amiga

jednak czas goni, kilkanaście minut później jestem na Giszowcu. zostaję tutaj na dobre 3 godziny. Tak jak podejrzewałem , to ja nic nie zrobię potrzebny jest serwis... Wyjeżdżam ok 22:50 i jadę przez las, dobrze, że wziąłem lampki... 
15 min później melduję się w domu. Zdążyłem na 2-gą połowę :)

BikeOrient Jura Wieluńska 2014

Sobota, 28 czerwca 2014 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Ancient Bards - A New Dawn Ending
Sobotni poranek ruszamy z lekkim poślizgiem do Krzeczowa położonego niedaleko Wielunia, to tam rozgrywana jest kolejna edycja BikeOrientu. Ciężko powiedzieć czego się spodziewać, Piotrek obiecał masę piachu, świetną zabawę i pogodę. Już na miejscu chwila na powitania ze znajomymi, a muszę przyznać, że frekwencja dopisała, ponad 200 uczestników…
Organizator BikeOrientu :)
Organizator BikeOrientu :) © amiga
Powoli docierają zawodnicy
Powoli docierają zawodnicy © amiga
Jeszcze chwila
Jeszcze chwila © amiga
Kilka zdjęć
Kilka zdjęć © amiga
Kilka ujęć
Kilka ujęć © amiga
Trzeba wysłuchać uwag przed startem
Trzeba wysłuchać uwag przed startem © amiga
Rozrysować wariant
Rozrysować wariant © amiga
Pewnie każdy będzie jechał innym wariantem
Pewnie każdy będzie jechał innym wariantem © amiga
To o czymś świadczy.Trzeba jedna przygotować rowery i.. siebie do pokonania ok 100km, ok 9:30 rozpoczyna się odprawa, kilka ważnych informacji i dostajemy mapy, mamy sporo czasu na wyrysowanie wariantu, start za ok 15 minut. Spoglądając na mapę wariant jest… nieoczywisty, zacząć można od 2 punktów, jednak później pewnie grupy podzielą się na mniejsze, i mniejsze i mniejsze… Pewnie dość szybko zostaniemy sami…
Wybija godzina S, ruszamy, jako pierwszy wybieramy

PK2 - Dno wąwozu

Tak jak się spodziewaliśmy, do punktu ciągnie spora grupa bikerów, pomimo tego zjazd z szosy nie jest oczywisty, wiele osób przestrzeliwuje go… my z tym nie mamy problemów, wjeżdżamy poprawnie i podążając za bikerami docieramy na właściwy PK, chociaż miejsce jest nie do końca oczywiste, wąwozów jest więcej i można było krążyć przy tym wcześniejszym. Trzeba było dobrze wczytać się w dołączone rozświetlenie aby to zauważyć. Jednak przy takiej ilości zawodników, nawet spora pomyłka byłaby szybko skorygowana, dałoby się na upartego przeczesać całkiem spory teren w krótkim czasie. Niemniej jest to dla nas informacje, że trzeba będzie się dokładanie wczytywać w mapę, w rozświetlenia. Podbijamy karty i ruszamy na

PK8 – Zakręt wąwozu


Czeka nad dość długi przelot, Za to pod koniec wybieramy ciut dłuższą drogę, ale z mapy wynika, że powinna być lepsza, tak też się dzieje, gdy mijamy miejsce gdzie łączą się 2 warianty to jesteśmy zadowoleni z naszego wybory, „alternatywa” jest dość mocno zarośnięta, więc co z tego, że krótsza.
Do miejsca umieszczenia lampionu docieramy szybko i bez najmniejszych problemów, cokolwiek by nie mówić to na BikeOrientach PK zawsze są na miejscu. Minute później jedziemy na
W pobliżu PK
W pobliżu PK © amiga
Wracający Darek
Wracający Darek © amiga

PK11 - Dół

W między czasie Darek pyta się mnie czy widziałem opis punktu…, oczywiście, że nie, bo opisy mam z drugiej strony mapy. Dochodzi do małego nieporozumienia gdy zaczynam szukać opisu Pk na dole mapy… ech…
Dojeżdżamy do miejsca gdzie spodziewamy się ścieżki dojazdowej w pobliże punktu widokowego z Krzyżem Jubileuszowym. Tyle, że wjechaliśmy jedną przecinkę dalej, różnica ok 50m… więc decydujemy się stanąć na wysokości granicy lasu i z buta pokonać pole. Kolejny raz odnalezienie lampionu nie stwarza nam problemu. Pora na
W dołku
W dołku © amiga
Przez pole
Przez pole © amiga

PK18 – źródło

Punkt położony jest dość blisko, okolicę osiągamy dość szybko, jednak w tym miejscu ścieżek i rozwidleń jest jakby więcej, posiłkując się kompasem wybieramy tą która powinna być właściwa i… oczywiście tak jest. Z to źródełko zaskakuje. Na mapie opisane jest jako  Źródełko Objawienia tyle, że nic nie wskazuje na to co tam zastajemy. Robi to niesamowite wrażenie. Jadąc już w kierunku kolejnego PK zauważamy na drzewach kolejne stacje drogi krzyżowej.
Zaskakujące miejsce
Zaskakujące miejsce © amiga
Naprawdę robi wrażenie
Naprawdę robi wrażenie © amiga
Nowa rzeźba
Nowa rzeźba © amiga

PK14 – Dół

Umieszczony dość blisko poprzedniego z namierzeniem okolicy nie mamy najmniejszych problemów, za to tuż przy chwila konsternacji, opis to dół, a w pobliżu jest kilka wzniesień… Przyglądamy się mapie i widać, że tzw. dół musi być na szczycie jednego z nich. Patrząc po ścieżkach to ten interesujący nas musi być może 50m na północ od nas. Tak też jest. Karty przedziurkowane więc możemy jechać dalej.
Kolejny PK
Kolejny PK © amiga

PK17 – Skrzyżowanie przecinki ze strumieniem

Trochę dłuższy dojazd niż ostatnio, jednak również nie mamy najmniejszych problemów z wjazdem na PK. Tyle, że podczas dojazdu czuję iż tylna opona ma trochę za mało powietrza. Stajemy przy lampionie i wymieniam dętkę. Mija 10 min, gzy i komary dają nam znać o sobie, to… chyba najgorsze miejsce na taką awarię. Nie dopompowuję koła, zrobię to później, jeżeli stąd natychmiast nie wyjedziemy to zjedzą nas żywcem… Wydostajemy się na drogę zdecydowanie lepiej.
Widoki piękne
Widoki piękne © amiga

PK5 – Dno wyrobiska

Lubię takie opisy, już wcześniej kilka razy wyprowadzały nas w pole… tym bardziej, że często wyrobiskiem okazuje się niewielki dołek ;) W okolice OK dostajemy się bez problemu, tyle, że na miejscu jest kopalnia odkrywkowa… Hmmm. Czyży PK był na dole? Coś tutaj nie gra, nie podejrzewam aby Piotrek postawił lampion na dnie czynnej kopalni… Zauważamy jednak jeszcze coś, do tego punktu mamy rozświetlenie i już wiemy, że lampion musi być kawałek dalej, a wyrobisko jest mocno porośnięte drzewami. Straciliśmy kilka min, ale i tak jest nieźle.

PK7 – Róg lasu


Zaczynamy powoli odczuwać zmęczenie, piasku jak do tej pory było stosunkowo niewiele, ale i tak dawał się we znaki. Jadąc przez Załęcze Małe popełniamy błąd i wjeżdżamy o jedną drogę wcześniej, Na dokładkę zaczyna lać, wiać, temperatura w krótkim czasie spada do ok 16 stopni. Walące pioruny nie upraszczają orientacji w terenie. Efekt… tracimy dobre kilkanaście minut. W końcu jedak ponownie pochylamy się nad mapą i widzimy gdzie popełniliśmy błąd. Zjeżdżamy do drogi i tym razem trafiamy bezbłędnie. Na miejscu kręci się kilka osób, więc samo odnalezienie perforatora banalne.

PK6 – Podstawa skały


Poruszamy się czerwonym szlakiem, powinien nas podprowadzić prawie pod punkt, Na miejscu natrafiamy na grupę bikerów, próbujących odszukać lampion, wszyscy krążą po okolicy i twierdzą, że PK niema, tyle, że coś jest nie tak, Darek dzwoni do organizatora, chwila rozmowy i… nie było zgłoszeń, że lampionu nie ma. Więc jesteśmy w niewłaściwym miejscu. 3 minuty później odnajdujemy właściwą skałkę (standardowo jest ich więcej) i nasz lampion. Pora udać się na

Bufet mapa z PK1


Walcząc z piaskami na drodze dojazdowej zaliczam glebę…kierownica uderza mnie kolano, czuję ból…, ale chwilę później jest już lepiej, wsiadam na rower i jedziemy na bufet. Miejsce oczywiste, widoczne z daleka. Do zjedzenia są owoce, ciasto, batony i oczywiście woda. Uzupełniamy zapasy, staram się wypłukać rower z piasku w Warcie i musimy nanieść na naszą mapę umiejscowienie PK1 z dostępnego na bufecie rozświetlenia. Dodatkowe utrudnienie

PK1 – bez opisu (wejście do jaskini)


Ruszamy w grupie 4 osób, na miejsce ciągną jednak „pociągi” więc z dojazdem do Pk nie na najmniejszego problemu. Karty podbite i jedziemy na

PK19 – podnóże wapiennika


Większość terenem, docieramy na miejsce bez większego problemu, pod wapiennikiem spotykamy 2 zawodników wracających od PK. Jest nieźle, za to błąd przy PK7 zaczyna się mścić. Straciliśmy tam za dużo czasu. Decydujemy się na odpuszczenie PK12, PK16 i PK20. Skracamy przejazd. Kierujemy się na
Chyba trzeba będzie skakać
Chyba trzeba będzie skakać © amiga

PK13 – Szczyt wzniesienia

Ciągniemy DK42, ruch jest niewielki więc nie stwarza to większego problemu, W dość ekspresowym tempie docieramy do Działoszyna. Krótki, ale męczący podjazd i wbijamy się w teren. Po raz kolejny zaczyna lać, słychać uderzenia piorunów. Szczyt wzniesienia to idealne miejsce w trakcie burzy….
Na szczęście lampion odnaleziony błyskawicznie i możemy zjeżdżam w kierunku drogi prowadzącej na Bobrowniki która ma nas doprowadzić w pobliże PK4.

Awaria


Mijając cmentarz czuję bicie tylnego koła, pierwsza myśl to… zerwałem szprychę…
Zatrzymuję się spoglądam na koło…, oponę… 10cm rozdarcie tuż przy obręczy, to koniec jazdy na dzisiaj… przynajmniej mojej, proponuję by Darek pojechał dalej, ale nie chce… stajemy na poboczu zdejmuję koło i widzę w czarnych barwach możliwość zrobienia z tym czegokolwiek. Dziura jest za wielka. Zagaduje jakiegoś lokalnego bikera o sklep rowerowy, ale jest sobota 16:00. Szanse zerowe… Wypakowuję plecak, szybki remanent. Poświęcam jedną z dętek, rozcinam ją dzięki temu uzyskuję długie łaty, jedną wklejam od środka… zakładam oponę na obręcz, teraz dętka, delikatnie pod podpompowuję i zakładam drugi fragment rozciętej dętki od zewnątrz, gdzieś w plecaku odnajduję jeszcze kropelkę lub coś podobnego… Sklejam tyle ile się da… Teraz w ruch idzie skocz… Zaczynam pompować, koło chyba jest nieźle. 30PSI więcej nie ryzykuję, muszę tylko dojechać. Do mety mam może kilkanaście km. Oczywiście o zbieraniu PK nie mam mowy.
No i po zawodach
No i po zawodach © amiga

Za duże ryzyko, że będę musiał z buta kończyć maraton. Odbijamy na Szczyty i dalej już na Krzeczów. Czuję spore bicie na kole… rower jest niestabilny przy zjazdach na których osiągam ok 40km/h hamuję… 30 min później osiągamy
Metę

Mamy zaliczone 12 punktów o jeden za dużo na trasę mega i sporo za mało by liczyć się na giga. Za to mamy sporo czasu by zjeść, doprowadzić siebie i rowery do stanu używalności i porozmawiać ze znajomymi, wymienić się uwagami. Rozdanie nagród i tombola zaczyna się ok 19:00. Darek zdobywa nową mapę :) Jednak czas nagli. Pora wracać na Śląsk. Było pięknie, jak zawsze na BikeOriencie.
Przestało padać
Przestało padać © amiga
Nagrody już przygotowane
Nagrody już przygotowane © amiga
Można jeszcze porozmawiać
Można jeszcze porozmawiać © amiga
Chyba już wszyscy dotarli
Chyba już wszyscy dotarli © amiga
Jeszcze tylko przygotować się do zdjęcia
Jeszcze tylko przygotować się do zdjęcia © amiga
Grupowa fotka
Grupowa fotka © amiga

Ciupaga Orient

Sobota, 7 czerwca 2014 · Komentarze(1)
Kac - Koniec Świata

Zapowiada się ciężki maraton górski, baza zlokalizowana jest w Jordanowie na granicy Beskidu Żywieckiego i Makowskiego. Jak zapowiadają organizatorzy do pokonania będzie 165km w poziomie i 4500m w pionie w czasie 13 godzin. Całość została podzielona na 2 pętle, pierwsza o długości ok 110km i druga 46km. Prognozy wskazują na bezchmurne niebo i temperaturę oscylującą w okolicach 30 stopni. W pierwszej chwili jesteśmy z tego zadowoleni, bo to spora odmiana po ciągnących się deszczach, pluchach, śnieżycach… Po chwili jednak nachodzi nas refleksja… 30 stopni, góry… 160km… - idealny przepis na odwodnienie…
Start przewidziany jest na 9:00, rowery są już dawno przygotowane, kilkanaście min przed startem, czeka nas odprawa, organizatorzy dzielą się swoimi spostrzeżeniami, po ostatnich ulewach jest trochę błota, w kilku miejscach trzeba uważać… głównie chodzi o główne drogi które powinniśmy omijać szerokim łukiem, ale… o tym wiemy sami…

Krótko przed odprawą
Krótko przed odprawą © amiga
Sporo zawodników
Sporo zawodników © amiga
A po piąte i po szóste
A po piąte i po szóste © amiga
Chwilę przed startem dostajemy mapy i możemy zająć się wykreślaniem wariantu…, dość szybko… dochodzimy do konsensusu, zaczynamy od PK5 i zaliczymy wpierw północną część mapy a później południową. Staramy się ograniczać do szos, jednak w wielu miejscach nie ma innej możliwości czeka nas teren…. A patrząc na gęste poziomice to może się skończyć spacerem.

PK05 – złamane drzewo

Początek dość banalny, nawet przewyższenie niewielkie, po kilku km odbijamy w teren, nad nawigacją nie zastanawiamy się.., ciągnące się pociągi bikerów wskazują właściwe miejsce. Podbijamy karty i ruszamy dalej

PK03 – kępa drzew

Punkt zlokalizowany jest w pobliżu Łętowni, wracamy na szosę i ponownie kilka km dość spokojnej jazdy, odbijamy na szuterek i wkrótce odnajdujemy lampion, zresztą po raz drugi spora grupa zawodników pojawiających się z przeróżnych stron… wskazuje miejsce ukrycia perforatora. Prawie standardowo tuż przed PK łapię gumę co zmusza nas do kilkuminutowego postoju. W końcu wszystko jest ok i możemy ruszać dalej.

PK02 – Przecięcie drogi ze strumieniem

Na zjeździe do szosy zastanawiam się gdzie pojechali nasi znajomi, zawracając z PK… już po chwili widzę, że można było spokojnie pojechać na PK 4 po poziomicach zostawiając PK02 na później… Trudno… już jest za późno na korektę, trzymamy się planu. Tuż przy skrzyżowaniu drogi coś na mapie nam nie do końca pasuje… Po raz pierwszy przekonujemy się, że dane niekoniecznie są aktualne, droga jest jakby…. zarośnięta i mało przebieżna… niemniej docieramy do lampionu. Za to zaczynam odczuwać pierwsze spotkania z podjazdami. To przynajmniej częściowo ciągnące się problemy z zatokami, z dodatkowo nałożonymi problemami po kontuzji na ZaDyMnie. Pora jednak ruszyć dalej.

PK01 – kopiec kamieni

Kilka km dość paskudnego podjazdy, dla mnie częściowo podejścia…, za to na samym końcu pojawia się drobny problem z odnalezieniem kopca… Chwilę zajmuje zanim go namierzyliśmy…. Jest mocno zarośnięty trawą i nie do końca jestem przekonany, że pod spodem są kamienie.

PK04 – zakręt szlaku

Czeka nas zjazd niebieskim szlakiem pieszym… i… muszę przyznać, że psychika nie pozwalała mi jechać, wypłukane wąwozy pełne kamieni czy błota…, to nie najlepsza opcja. Gdzieś na łące rozmawiam z Darkiem, czuję, że to nie jest mój dzień, nie pora na góry… Po kilku minutach rozstajemy się…, chyba po raz pierwszy podczas naszych wypraw. Wiem jedno, będę podążał wytyczonym przez nasz szlakiem, przy czym jeżeli poczuję się, źle to zjeżdżam do bazy i daję znać Darkowi. To będzie najlepsza opcja, przynajmniej jeden z nas ma szansę powalczyć w tak trudnym terenie.
Górski zjazd na szczęście zaczyna być bardziej łagodny, z mniejszymi kamieniami, dość szybko osiągam szosę, teraz kolejny podjazd i na rozwidleniu skręcam nie tak. Droga zaczyna piąć się ostro w górę i powoli odbija na południowy-zachód… Muszę wrócić do skrzyżowania, natykam się na Darka wracającego z PK :) Chwilę później podbijam kartę i jadę dalej…

PK21 – róg młodnika przy ogrodzeniu

Niesamowicie długi i szybki zjazd…, kilka km z prędkością przekraczającą 50km/h, tylko czemu tak krótko… Zatrzymuję się przy mostku, spoglądam na mapę, wg której powinienem przy nim skręcić, kilka sekund później, znowu spotykam Darka, zamieniamy kilka słów i każdy leci dalej…. Bez większych problemów odnajduję kolejny perforator. Zawracam i pora na

PK20 – róg polanki

Początek to droga ciągnąca się wzdłuż doliny Bystrzanki, na początku Bystrej czeka mnie odbicie w teren… na początku jest płasko, jednak im dalej, tym nachylenie większe… Natykam się na jakieś zabudowania… samochód na podwórzu… czyżbym źle skręcił? Wygląda jakbym wjeżdżał o zagrody… Kilka zdań z gospodarzami i dowiaduję się, że to jest droga i która tuż za budynkiem zakręca… Od razu mi lepiej, ale gdy tylko mijam zabudowania widzę co się szykuje, Zjeżdżający Darek pociesza mnie, że dalej jest jeszcze gorzej… 10-15 minutowa wędrówka i jestem u celu. Podbijam karty i chwila przerwy, muszę uzupełnić płyny. Mija kilka min. i docierają „Zdezorientowani” taszcząc swoje maszyny. Przynajmniej nie tylko ja… Zamieniamy kilka zdań, słyszę, że chcą na kolejny PK jechać wbijając się na czerwony szlak… i później odbić na zielony rowerowy. Zaczynam rozważać alternatywę w stosunku do tego co zaplanowaliśmy z Darkiem…
Chybanie tylko dla mnie było za stromo
Chyba nie tylko dla mnie było za stromo © amiga
Piękna panorama gór
Piękna panorama gór © amiga
Na punkcie
Na punkcie © amiga

PK18 – róg ogrodzenia

Bardzo długi przejazd szosami, po drodze widzę jak „Zdezorientowani” skręcają na czerwony szlak, przez moment po głowie chodzi mi myśl by za nimi jechać… w grupie będzie raźniej…, ale… nie… trzymam się planu. Chwilę później trafiam na otwarty sklep…, nie zastanawiam się, staję, uzupełniam zapasy wody, koli i rozkoszuję się zimnym lodem :). Trzeba się zbierać, przede mną jeszcze sporo drogi…, odbijam w kierunku Jarominy i coś ciężko mi się kręci… droga wydaje się w miarę po płaskim… jednak coś nie mogę wykręcić więcej niż 18km/h. W końcu docieram do miejscowości, droga się kończy, z mapy wynika, że za zabudowaniami powinienem skręcić… więc jeszcze kawałek jadę prosto, tyle, że nie ma śladu po zielonym rowerowym… Zawracam. Po raz drugi przekonuję się jak nietypowa jest tutaj zabudowa, znowu drogę pomiędzy zabudowaniami potraktowałem jako pojazd do posesji… Zbyt kręte szosy, zbyt blisko siebie położone budynki…, mylące trochę. Za to dalej już banalnie… kilka min później trafiam na lampion. Wracając trafiam na Darka…, też miał tutaj problemy… a jak później się dowiedziałem to najgorszą opcją była jazda zieloną rowerówką… dobrze, że tym razem trzymałem się wyznaczonej trasy…

PK15 – szczyt małego pagórka

Dojazd wydaje się prosty, ważne by skręcić we właściwą ścieżkę, punktem odniesienia jest dla mnie zaznaczona na mapie remiza strażacka. Tyle, że są 2 w odległości ok 700m.Pierwszej nie zauważam, bo jest nieco odsunięta od drogi, za to druga jest świetnie rozpoznawalna. Nie zdaję sobie jednak sprawy że przestrzeliłem. Ignoruje pozostałe przesłanki ciesząc się, że jest rzeczka, kapliczka… więc muszę być we właściwym miejscu. Skręcam w drogę prowadzącą z grusza na północny-wschód i podjeżdżam… droga gdzieś mi ginie… tzn robi się mniej przejezdna, jeszcze raz analizuję mapę, przecież dobrze wjechałem… Postanawiam dotrzeć do ściany lasu… a tam odnajdę właściwą drogę… Tracę sporo czasu… w końcu jestem… odnajduję ścieżkę, tyle, że rozgałęzienia mi się nie zgadzają, jeszcze raz spoglądam na mapę i rozważam przypadek gdy skręciłbym za drugą remizą. Dopiero teraz zauważam, że przy obu jest rzeczka, przy obu jest kapliczka… No to sobie pojeździłem….
Wbijam się na jakąś bardziej przejezdną drogę, niż to czym przyjechałem. Zjeżdżam do miejscowości i tym razem trafiam bezbłędnie… Podbijam kartę i zawracam.

PK19 – stadnina (bufet)

Nawigacja banalna, za to podjazd w upale mnie męczy… czuję go… końcówka to zjazd, w budynku przy stadninie jakaś impreza, może się wbić? Dowiaduję się, że nasz bufet jest ciut dalej. :) Nie ma w nim piwa w zamian woda, coś na ząb… i 10 min przerwy. Spotykam też kilka osób jadących od południa, chwila rozmowy, dzielimy się wskazówkami i ruszamy w swoich kierunkach

PK16 – przepust

Początek to podjazd…, a tak fajnie się zjeżdżało…, na szczycie odbijam na niebieski szlak i szukam miejsca odbicia na zielony rowerowy, pomimo braku oznaczeń trafiam bezbłędnie, za to dalej pojawia się mały kolejny błąd nawigacyjny, gdzieś przegapiam zjazd w kierunku Sidziny… za to trafiam na żółty szlak… trudno, pojadę trochę dookoła. Gdybym widział co mnie czeka to pewnie bym zawrócił… ale… pcham się dalej… początkowo da się jechać, kilka razy przekraczam wijący się strumień, w końcu żółty zaczyna prowadzić korytem…, kamieniste podłoże uniemożliwia jakąkolwiek jazdę, za to zima woda…. dodaje sił… przy tym ukropie to zbawienne… Kilka km dość paskudnego podłoża, łąk, grzęzawisk…, spotykam jakiegoś autochtona…, zagaduję o drogę na Sidznę…, niepokoi mnie tylko ta siekiera w ręce. Zaciąga dziwnie z rosyjskiego… hm…. Szkoda czasu, ruszam dalej….
Jeszcze mnie cieszyły takie widoki
Jeszcze mnie cieszyły takie widoki © amiga

Może kilometr dalej natykam się na Darka, który zaplanował przebicie się żółtym szlakiem w kierunku PK 8, odradzam mu ten spacer. Zmienia plan i kawałek powinniśmy jechać razem, zieloną rowerówką, ja trafię na 16-kę o on odbije na 8-kę. Tyle, że droga gdzieś nam ginie na szczycie i robimy wielkie koło… próbując się przebić przez las. Lądujemy w okolicy miejsca gdzie skręciłem na żółty szlak… Masakra…
Gdzieniegdzie trochę błota
Gdzieniegdzie trochę błota © amiga

Decyduję że 16-ka będzie moim ostatnim PK, mam dość upału. Rozstajemy się ponownie z Darkiem…, jadę jeszcze 3km i powinienem dotrzeć na PK. Jako, że kręci się tak kilku znajomych to z lampionem nie mam problemu. Wracam na szosy i nimi mam zamiar pociągnąć do mety.

Meta

Przejazd przez Sidzinę rozpoczynam od wizyty w sklepie. Litr pepsi znika w ciągu chwili, ale mam drugi :) na później.
Dojeżdżam do rozjazdu na Toporzysko, już raz tędzy jechałem jadąc na PK15, wiem, że czeka mnie kilka km podjazdu. Męczy nie, czuję, że to końcówka sił, jednak po ok 20 minutach Pepsi zaczyna działać. Krótki postój na szczycie i zjeżdżam, zjeżdżam, zjeżdżam… Dopiero tuż przed Jordanowem lekki podjazd, w okolicach przejazdu kolejowego spotykam Adama jadącego na drugą pętlę.
Kościół w Jordanowie
Kościół w Jordanowie © amiga
Ciekawa architektura
Ciekawa architektura © amiga

Wjeżdżam do Jordanowa, zdając sobie jednak sprawę, że wiele dzisiaj nie powalczyłem, to staję w centrum na małą sesję foto. Kilka min później melduję się w bazie. Jest prawie pusto. Co ciekawe dopiero 2 osoby pojechały na drugą petlę, a jest coś koło 20:00. Idę się ochłodzić, kąpiel przywraca mnie do życia, mam czas by porozmawiać z organizatorami, jestem zachwycony terenem, okolica zupełnie mi nieznaną. Wkrótce dojeżdża Darek z kilkoma PK więcej. Widzę, że trasa i pogoda odcisnęły na nim swoje piętno.
Darek na mecie
Darek na mecie © amiga

mały rozjazd w Jordanowie

Piątek, 6 czerwca 2014 · Komentarze(1)
Rammstein - Rosenrot
Dojeżdżamy do Jordanowa, jest sporo czasu, organizatorzy też dopiero się rozpakowują, w bazie jedynie 2 znajome osoby..., zamieniamy kilka zdań i idziemy przygotować rowery do jutrzejszego wyjazdu. Dość sprawnie to idzie, zastanawiam się co teraz? Może mała przejażdżka po okolicy? Będziemy wiedzieli z czym jutro przyjdzie nam się zmierzyć... 
30 minut to może nie jakoś specjalnie dużo, ale jedno jest dla nas oczywiste, lekko to jutro nie będzie :)
Przy okazji zauważam, że zapomniałem pasa do pulsometru, ech... chyba za szybko się zbierałem w firmie...

Samotny rycerz na swym koniu
Samotny rycerz na swym koniu © amiga