Ciupaga Orient

Sobota, 7 czerwca 2014 · Komentarze(1)
Kac - Koniec Świata

Zapowiada się ciężki maraton górski, baza zlokalizowana jest w Jordanowie na granicy Beskidu Żywieckiego i Makowskiego. Jak zapowiadają organizatorzy do pokonania będzie 165km w poziomie i 4500m w pionie w czasie 13 godzin. Całość została podzielona na 2 pętle, pierwsza o długości ok 110km i druga 46km. Prognozy wskazują na bezchmurne niebo i temperaturę oscylującą w okolicach 30 stopni. W pierwszej chwili jesteśmy z tego zadowoleni, bo to spora odmiana po ciągnących się deszczach, pluchach, śnieżycach… Po chwili jednak nachodzi nas refleksja… 30 stopni, góry… 160km… - idealny przepis na odwodnienie…
Start przewidziany jest na 9:00, rowery są już dawno przygotowane, kilkanaście min przed startem, czeka nas odprawa, organizatorzy dzielą się swoimi spostrzeżeniami, po ostatnich ulewach jest trochę błota, w kilku miejscach trzeba uważać… głównie chodzi o główne drogi które powinniśmy omijać szerokim łukiem, ale… o tym wiemy sami…

Krótko przed odprawą
Krótko przed odprawą © amiga
Sporo zawodników
Sporo zawodników © amiga
A po piąte i po szóste
A po piąte i po szóste © amiga
Chwilę przed startem dostajemy mapy i możemy zająć się wykreślaniem wariantu…, dość szybko… dochodzimy do konsensusu, zaczynamy od PK5 i zaliczymy wpierw północną część mapy a później południową. Staramy się ograniczać do szos, jednak w wielu miejscach nie ma innej możliwości czeka nas teren…. A patrząc na gęste poziomice to może się skończyć spacerem.

PK05 – złamane drzewo

Początek dość banalny, nawet przewyższenie niewielkie, po kilku km odbijamy w teren, nad nawigacją nie zastanawiamy się.., ciągnące się pociągi bikerów wskazują właściwe miejsce. Podbijamy karty i ruszamy dalej

PK03 – kępa drzew

Punkt zlokalizowany jest w pobliżu Łętowni, wracamy na szosę i ponownie kilka km dość spokojnej jazdy, odbijamy na szuterek i wkrótce odnajdujemy lampion, zresztą po raz drugi spora grupa zawodników pojawiających się z przeróżnych stron… wskazuje miejsce ukrycia perforatora. Prawie standardowo tuż przed PK łapię gumę co zmusza nas do kilkuminutowego postoju. W końcu wszystko jest ok i możemy ruszać dalej.

PK02 – Przecięcie drogi ze strumieniem

Na zjeździe do szosy zastanawiam się gdzie pojechali nasi znajomi, zawracając z PK… już po chwili widzę, że można było spokojnie pojechać na PK 4 po poziomicach zostawiając PK02 na później… Trudno… już jest za późno na korektę, trzymamy się planu. Tuż przy skrzyżowaniu drogi coś na mapie nam nie do końca pasuje… Po raz pierwszy przekonujemy się, że dane niekoniecznie są aktualne, droga jest jakby…. zarośnięta i mało przebieżna… niemniej docieramy do lampionu. Za to zaczynam odczuwać pierwsze spotkania z podjazdami. To przynajmniej częściowo ciągnące się problemy z zatokami, z dodatkowo nałożonymi problemami po kontuzji na ZaDyMnie. Pora jednak ruszyć dalej.

PK01 – kopiec kamieni

Kilka km dość paskudnego podjazdy, dla mnie częściowo podejścia…, za to na samym końcu pojawia się drobny problem z odnalezieniem kopca… Chwilę zajmuje zanim go namierzyliśmy…. Jest mocno zarośnięty trawą i nie do końca jestem przekonany, że pod spodem są kamienie.

PK04 – zakręt szlaku

Czeka nas zjazd niebieskim szlakiem pieszym… i… muszę przyznać, że psychika nie pozwalała mi jechać, wypłukane wąwozy pełne kamieni czy błota…, to nie najlepsza opcja. Gdzieś na łące rozmawiam z Darkiem, czuję, że to nie jest mój dzień, nie pora na góry… Po kilku minutach rozstajemy się…, chyba po raz pierwszy podczas naszych wypraw. Wiem jedno, będę podążał wytyczonym przez nasz szlakiem, przy czym jeżeli poczuję się, źle to zjeżdżam do bazy i daję znać Darkowi. To będzie najlepsza opcja, przynajmniej jeden z nas ma szansę powalczyć w tak trudnym terenie.
Górski zjazd na szczęście zaczyna być bardziej łagodny, z mniejszymi kamieniami, dość szybko osiągam szosę, teraz kolejny podjazd i na rozwidleniu skręcam nie tak. Droga zaczyna piąć się ostro w górę i powoli odbija na południowy-zachód… Muszę wrócić do skrzyżowania, natykam się na Darka wracającego z PK :) Chwilę później podbijam kartę i jadę dalej…

PK21 – róg młodnika przy ogrodzeniu

Niesamowicie długi i szybki zjazd…, kilka km z prędkością przekraczającą 50km/h, tylko czemu tak krótko… Zatrzymuję się przy mostku, spoglądam na mapę, wg której powinienem przy nim skręcić, kilka sekund później, znowu spotykam Darka, zamieniamy kilka słów i każdy leci dalej…. Bez większych problemów odnajduję kolejny perforator. Zawracam i pora na

PK20 – róg polanki

Początek to droga ciągnąca się wzdłuż doliny Bystrzanki, na początku Bystrej czeka mnie odbicie w teren… na początku jest płasko, jednak im dalej, tym nachylenie większe… Natykam się na jakieś zabudowania… samochód na podwórzu… czyżbym źle skręcił? Wygląda jakbym wjeżdżał o zagrody… Kilka zdań z gospodarzami i dowiaduję się, że to jest droga i która tuż za budynkiem zakręca… Od razu mi lepiej, ale gdy tylko mijam zabudowania widzę co się szykuje, Zjeżdżający Darek pociesza mnie, że dalej jest jeszcze gorzej… 10-15 minutowa wędrówka i jestem u celu. Podbijam karty i chwila przerwy, muszę uzupełnić płyny. Mija kilka min. i docierają „Zdezorientowani” taszcząc swoje maszyny. Przynajmniej nie tylko ja… Zamieniamy kilka zdań, słyszę, że chcą na kolejny PK jechać wbijając się na czerwony szlak… i później odbić na zielony rowerowy. Zaczynam rozważać alternatywę w stosunku do tego co zaplanowaliśmy z Darkiem…
Chybanie tylko dla mnie było za stromo
Chyba nie tylko dla mnie było za stromo © amiga
Piękna panorama gór
Piękna panorama gór © amiga
Na punkcie
Na punkcie © amiga

PK18 – róg ogrodzenia

Bardzo długi przejazd szosami, po drodze widzę jak „Zdezorientowani” skręcają na czerwony szlak, przez moment po głowie chodzi mi myśl by za nimi jechać… w grupie będzie raźniej…, ale… nie… trzymam się planu. Chwilę później trafiam na otwarty sklep…, nie zastanawiam się, staję, uzupełniam zapasy wody, koli i rozkoszuję się zimnym lodem :). Trzeba się zbierać, przede mną jeszcze sporo drogi…, odbijam w kierunku Jarominy i coś ciężko mi się kręci… droga wydaje się w miarę po płaskim… jednak coś nie mogę wykręcić więcej niż 18km/h. W końcu docieram do miejscowości, droga się kończy, z mapy wynika, że za zabudowaniami powinienem skręcić… więc jeszcze kawałek jadę prosto, tyle, że nie ma śladu po zielonym rowerowym… Zawracam. Po raz drugi przekonuję się jak nietypowa jest tutaj zabudowa, znowu drogę pomiędzy zabudowaniami potraktowałem jako pojazd do posesji… Zbyt kręte szosy, zbyt blisko siebie położone budynki…, mylące trochę. Za to dalej już banalnie… kilka min później trafiam na lampion. Wracając trafiam na Darka…, też miał tutaj problemy… a jak później się dowiedziałem to najgorszą opcją była jazda zieloną rowerówką… dobrze, że tym razem trzymałem się wyznaczonej trasy…

PK15 – szczyt małego pagórka

Dojazd wydaje się prosty, ważne by skręcić we właściwą ścieżkę, punktem odniesienia jest dla mnie zaznaczona na mapie remiza strażacka. Tyle, że są 2 w odległości ok 700m.Pierwszej nie zauważam, bo jest nieco odsunięta od drogi, za to druga jest świetnie rozpoznawalna. Nie zdaję sobie jednak sprawy że przestrzeliłem. Ignoruje pozostałe przesłanki ciesząc się, że jest rzeczka, kapliczka… więc muszę być we właściwym miejscu. Skręcam w drogę prowadzącą z grusza na północny-wschód i podjeżdżam… droga gdzieś mi ginie… tzn robi się mniej przejezdna, jeszcze raz analizuję mapę, przecież dobrze wjechałem… Postanawiam dotrzeć do ściany lasu… a tam odnajdę właściwą drogę… Tracę sporo czasu… w końcu jestem… odnajduję ścieżkę, tyle, że rozgałęzienia mi się nie zgadzają, jeszcze raz spoglądam na mapę i rozważam przypadek gdy skręciłbym za drugą remizą. Dopiero teraz zauważam, że przy obu jest rzeczka, przy obu jest kapliczka… No to sobie pojeździłem….
Wbijam się na jakąś bardziej przejezdną drogę, niż to czym przyjechałem. Zjeżdżam do miejscowości i tym razem trafiam bezbłędnie… Podbijam kartę i zawracam.

PK19 – stadnina (bufet)

Nawigacja banalna, za to podjazd w upale mnie męczy… czuję go… końcówka to zjazd, w budynku przy stadninie jakaś impreza, może się wbić? Dowiaduję się, że nasz bufet jest ciut dalej. :) Nie ma w nim piwa w zamian woda, coś na ząb… i 10 min przerwy. Spotykam też kilka osób jadących od południa, chwila rozmowy, dzielimy się wskazówkami i ruszamy w swoich kierunkach

PK16 – przepust

Początek to podjazd…, a tak fajnie się zjeżdżało…, na szczycie odbijam na niebieski szlak i szukam miejsca odbicia na zielony rowerowy, pomimo braku oznaczeń trafiam bezbłędnie, za to dalej pojawia się mały kolejny błąd nawigacyjny, gdzieś przegapiam zjazd w kierunku Sidziny… za to trafiam na żółty szlak… trudno, pojadę trochę dookoła. Gdybym widział co mnie czeka to pewnie bym zawrócił… ale… pcham się dalej… początkowo da się jechać, kilka razy przekraczam wijący się strumień, w końcu żółty zaczyna prowadzić korytem…, kamieniste podłoże uniemożliwia jakąkolwiek jazdę, za to zima woda…. dodaje sił… przy tym ukropie to zbawienne… Kilka km dość paskudnego podłoża, łąk, grzęzawisk…, spotykam jakiegoś autochtona…, zagaduję o drogę na Sidznę…, niepokoi mnie tylko ta siekiera w ręce. Zaciąga dziwnie z rosyjskiego… hm…. Szkoda czasu, ruszam dalej….
Jeszcze mnie cieszyły takie widoki
Jeszcze mnie cieszyły takie widoki © amiga

Może kilometr dalej natykam się na Darka, który zaplanował przebicie się żółtym szlakiem w kierunku PK 8, odradzam mu ten spacer. Zmienia plan i kawałek powinniśmy jechać razem, zieloną rowerówką, ja trafię na 16-kę o on odbije na 8-kę. Tyle, że droga gdzieś nam ginie na szczycie i robimy wielkie koło… próbując się przebić przez las. Lądujemy w okolicy miejsca gdzie skręciłem na żółty szlak… Masakra…
Gdzieniegdzie trochę błota
Gdzieniegdzie trochę błota © amiga

Decyduję że 16-ka będzie moim ostatnim PK, mam dość upału. Rozstajemy się ponownie z Darkiem…, jadę jeszcze 3km i powinienem dotrzeć na PK. Jako, że kręci się tak kilku znajomych to z lampionem nie mam problemu. Wracam na szosy i nimi mam zamiar pociągnąć do mety.

Meta

Przejazd przez Sidzinę rozpoczynam od wizyty w sklepie. Litr pepsi znika w ciągu chwili, ale mam drugi :) na później.
Dojeżdżam do rozjazdu na Toporzysko, już raz tędzy jechałem jadąc na PK15, wiem, że czeka mnie kilka km podjazdu. Męczy nie, czuję, że to końcówka sił, jednak po ok 20 minutach Pepsi zaczyna działać. Krótki postój na szczycie i zjeżdżam, zjeżdżam, zjeżdżam… Dopiero tuż przed Jordanowem lekki podjazd, w okolicach przejazdu kolejowego spotykam Adama jadącego na drugą pętlę.
Kościół w Jordanowie
Kościół w Jordanowie © amiga
Ciekawa architektura
Ciekawa architektura © amiga

Wjeżdżam do Jordanowa, zdając sobie jednak sprawę, że wiele dzisiaj nie powalczyłem, to staję w centrum na małą sesję foto. Kilka min później melduję się w bazie. Jest prawie pusto. Co ciekawe dopiero 2 osoby pojechały na drugą petlę, a jest coś koło 20:00. Idę się ochłodzić, kąpiel przywraca mnie do życia, mam czas by porozmawiać z organizatorami, jestem zachwycony terenem, okolica zupełnie mi nieznaną. Wkrótce dojeżdża Darek z kilkoma PK więcej. Widzę, że trasa i pogoda odcisnęły na nim swoje piętno.
Darek na mecie
Darek na mecie © amiga

Komentarze (1)

O rany, jednak opublikowałeś to kompromitujące zdjęcie z pchania rowerów pod górę! ;-)

mandraghora 19:24 niedziela, 22 czerwca 2014
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa dykow

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]