Wpisy archiwalne w kategorii

tam i z powrotem

Dystans całkowity:23118.73 km (w terenie 6486.68 km; 28.06%)
Czas w ruchu:1325:59
Średnia prędkość:17.44 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:128130 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Suma kalorii:971214 kcal
Liczba aktywności:427
Średnio na aktywność:54.14 km i 3h 06m
Więcej statystyk

Pszczyna.... powrót z buta i pociągiem

Niedziela, 19 października 2014 · Komentarze(0)
Dr Misio - Pogo
Plan był ambitny, miały być Goczałkowice z tamtejszymi stawami i zalewem Goczałkowickim.
Interesujące są w okolicy stawy, jeziorka, Wisła i oczywiście zalew Goczałkowicki… Szczególnie to miejsce upodobali sobie miłośnicy ptaków, tutaj zawsze i o każdej porze roku można spotkać całe stada najprzeróżniejszych ptaków, kormoranów, mew, łabędzi, kaczek, czapli…. Itd… Ale co jest jeszcze ciekawsze przynajmniej dla mnie to świetna baza do wypadu w Beskidy. Najbliższe góry są w odległości ok. 30km… może nawet ciut bliżej… Widać je stąd bardzo dobrze pod warunkiem, że pogoda dopisuje. Na całą wycieczkę mam ok. 4 godziny…

Wyjechałem z domu, cieszyłem się słońcem, ciepłem, kolorami w lesie…. Gdzieś za Kobiórem na ok. 30km… zeszło mi powietrze z przedniej opony…, stanąłem i zacząłem łatać dętkę… nowe łatki jakiegoś innego producenta i masakra… dopiero trzecie klejenie, trzecia łatka złapała… Spędziłem na tym 30 minut… w końcu ruszyłem dalej, ale już wiedziałem, że Goczałkowice muszę odpuścić… Dojechałem do pałacu w Pszczynie, ludzi jak na odpuście, więc zbyt długo nie siedziałem, kilka fotek i ruszyłem krótszą drogą do domu…. Czasu zaczynało brakować, ale po kilku km czułem, że z tylnego koła uchodzi mi powietrze… jeszcze tego brakowało, pamiętając walkę z łatkami… miałem tylko nadzieję, że powietrze nie będzie zbyt szybko uchodzić… stanąłem na chwilę dopompowałem i pojechałem dalej.
Na stacji w Piasku
Na stacji w Piasku © amiga
Przy zamku w Pszczynie
Przy zamku w Pszczynie © amiga
I młoda para się znalazła
I młoda para się znalazła © amiga
Przed Tychami kolejna krótka przerwa na dopompowanie i… katastrofa, urwał się zawór… zacząłem kombinować co tutaj zrobić… do domu w wersji najkrótszej miałem ok. 16km… dzwonić po wóz…??? Ale coś sobie przypomniałem, w końcu to Tychy.. przez to miasto jeżdżą wszystkie pociągi na Bielsko, Pszczynę, Cieszyn i dalej na Czechy, Słowację, do dość spory węzeł komunikacyjny, tyle, że ja jestem dokładnie po drugiej stronie… Analiza sytuacji i do 2 mniejszych stacji mam ok. 3km… jednej na linii Pszczyna-Katowice tyle że jak się okazało najbliższy pociąg miał być za ok. 1.5 godziny i drugiej stacyjki, gdzie jeżdżą pociągi lokalne z Tych do Sosnowca… Sprawdziłem na necie i wyszło na to, że za ok. 40 minut mam pociąg do Katowic… Przepchnąłem rower zahaczyłem jeszcze o sklep bo już zaczynałem się robić głodny i zdążyłem na pociąg, po wejściu na stację miałem tylko 5 minut do odjazdu… Wsiadłem i 10 minut później byłem już w Katowicach-Piotrowicach. 10 minut z buta do domu… 

Trening z Darkiem i coś jeszcze

Sobota, 11 października 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
J. Kaczmarski - Ballada Wrześniowa
Darek ma na dzisiaj zaplanowany trening... 2 godziny, na szosie pewnie będę mu w stanie towarzyszyć, ale w terenie myślę, że nie ma szans... trudno najwyżej na mnie będzie musiał poczekać. Ruszamy coś koło 10:00 kierujemy się na Tarnowskie Góry, Co jakiś czas Dark wjeżdża gdzieś w teren poćwiczyć, ja kieruję się najprostszą drogą co najwyżej focąc... Zatrzymuję się w kilku miejscach. Zatrzymujemy się przy kamieniołomie w Bytomiu, dalej przy hałdzie popłuczkowej w Tarnowskich Górach i w Reptach gdzie Darek jedzie na czasówkę... Tam się nie wybieram, wertepy mnie zabiją, a nie chcę załatwić ramienia bardziej, niż w tej chwili...I tak cieszy mnie, że od kilku dni jestem w stanie obrócić się na prawy bok bez większego bólu... Tyle, że o spaniu na tym boku dalej nie ma mowy... po kilku minutach muszę się odwrócić... ;P
Kapliczka św. Barbary
Kapliczka św. Barbary © amiga
Kolejna wąskotorowa?
Kolejna wąskotorowa? © amiga
Nadjeżdża Darek
Nadjeżdża Darek © amiga
Kamieniołom
Kamieniołom © amiga
Szyb sztolni
Szyb sztolni "Czarnego Pstrąga" © amiga
Wracając do trasy, była dość urokliwa, a pogoda dopisała jest pięknie, koło 12:00 wracamy na Helenkę odbieramy Wiktora i Igorka i jedziemy coś zjeść do pobliskiej Pizzerii... Pizza Była pyszna, ale obsługa taka sobie... 90 minut to trochę za dużo, brak sztućców... i wariacka cena... cóż.. coś mi się zdaje że prędko tutaj nie przyjedziemy. Po posiłku Igorek chce jechać z nami gdzieś na rowerze... Mamy ok 120 minut do zachodu słońca... kierunek... Stadion Górnika Zabrze... częściowo ścieżkami leśnymi, częściowo bocznymi drogami docieramy na miejsce... i trzeba się zbierać. Czasu nie ma zbyt wiele.... a kawał drogi przed nami. Tuż przed zachodem docieramy, pora chwilę odpocząć ;)

Boisko gdzieś w drodze
Boisko gdzieś w drodze © amiga
Buduje się... tylko czemu tak długo
Buduje się... tylko czemu tak długo © amiga

do Jacka

Piątek, 10 października 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
BiG CyC - Zegarek Putina

Dość nietypowy wypad... Normalnie pewnie gnałbym do domu a dzisiaj mała odmiana. Z Darkiem jadę na Helenkę samochodem, a stamtąd już rowerami do Miechowic do Jacka. Dynio chce porozmawiać o przygotowaniach do Harpagana... planowałem kiedyś też na nim się pojawić, ale ramię skutecznie mnie blokuje... Hmm. Gdy lekarz mi wspominał o tym, że będzie bolało pół roku patrzyłem na niego jak na wariata, w tej chwili minęły już 2 miesiące i... dalej nie widać specjalnie poprawy, może już tak nie rwie, ale dalej pewne czynności są poza moim zasięgiem... Pewnie gdybym powiedział ortopedzie, że dalej jeżdżę na rowerze to by mnie zabił ;)
U Dynia w miłym towarzystwie spędzamy dobrą godzinę, może dłużej, jednak trzeba wrócić... którędy? Boję się wjeżdżać z ciężki teren, jednak jeszcze bardziej nie podoba mi się droga z Miechowic do Stolarzowic... Chyba wolę trochę pocierpieć... nawet zjeżdżając z Krajszyny ;)

Pięknie tutaj jest
Pięknie tutaj jest © amiga

na grzyby

Niedziela, 28 września 2014 · Komentarze(0)
Forrest Gump - Hollywood in Vienna
Krótki wypad po lesie... z siostrą i mamą. Trasa niewielka, ale całość w sumie zajęła ok 5 godzin... z tego 4 to szukanie grzybów... samej jazdy niewiele.
Ostatni grzybek
Ostatni grzybek © amiga

BikeOrient - Dookoła jeziora Sulejowskiego

Niedziela, 14 września 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Retrospective - Enemy World Vision6:00 - pobudka... zbieram się powoli, na śniadanie pizza :) Zbieram się przygotowuję jeszcze rower i dostaję informację od Karoliny, że wyjeżdża. Mam 5 minut czasu... Wychodzę do zaczarowanego ogrodu i.... widzę, że samochód jest już przed bramą... Krótkie powitanie i jedziemy do Sulejowa. 
W moim magicznym ogrodzie ;P
W moim magicznym ogrodzie ;P © amiga

Na miejscu mamy czas na uzbrojenie bikeów, udanie się na miejsce zbiórki, rozmawiamy z kilkoma znajomymi i... mamy ponad godzinę czasu do odprawy. Ruszamy tropem wczorajszych zawodów MTB w okolice rzeki Luciąży, może odnajdziemy jeszcze jakiś punkt ;P
Na wysokości żarełka w Polance odbijamy w kierunku rzeki, tam już dość wyraźnie oznaczenia trasy MTB i poruszaliśmy się po trasie w kierunku Sulejowa. Muszę przyznać, że kilka miejsc jest niesamowicie pięknych, mijamy kolejne zakola rzeki wpierw Luciąży, później Pilicy. Gdy wyjeżdżamy  na drogę mamy ledwie klika minut do odprawy, Pędzimy ile sił w nogach... Na szczęście odprawa ma delikatną obsuwę ;P

Już w Sulejowie
Już w Sulejowie © amiga
Klasztor - dzisiaj już w zasadzie hotel
Klasztor - dzisiaj już w zasadzie hotel © amiga
Na chwilę przed odprawą
Na chwilę przed odprawą © amiga

Dostajemy mapy i chwila na decyzję, Karolina zgodziła się bym jej towarzyszył więc uwspólniamy plan... Zaczniemy od 8ki, a dalej, 6, 10, 2, 18, 3, 20, 19, 15, 16. Ten ostatni punkt okazuje się, że znajduje się w miejscu które minęliśmy godzinę wcześniej, pewnie w odległości ok 50m... :) 

Bierz co chcesz, czyli rozdanie map
Bierz co chcesz, czyli rozdanie map © Tymoteuszka

Po 15 minutach możemy ruszyć, tym razem już na dzień dobry można pojechać na 4 różne punkty, więc peleton szybko się rozbija na mniejsze grupy. My ruszamy na 

Teraz trzeba narysować wariant
Teraz trzeba narysować wariant © amiga

PK-8 - róg ogrodzenia
Droga banalna, w ciągu 10 minut jesteśmy na miejscu... czyży miało być aż tak prosto?

PK-6 - brzeg jeziora
Kierujemy się na wschód, by wkrótce odbić na północny-wschód, plan to dotrzeć do zielonego szlaku rowerowego. Odnajdujemy go, tyle, że zamiast na wschód, odbijamy na północ... myśląc że jesteśmy bardziej na południe od szóstki. Docieramy do miejsca gdzie spodziewamy się ścieżki na PK i... coś jest nie tak, błądzimy dobre kilkanaście minut, spoglądamy na kompas... coś się kierunki nie zgadzają... Zawracamy na główny szlak... i spotykamy innych bikerów udających się na PK10... Masakra... błąd, trudno się mówi i trzeba go naprawić. Do 10-ki od tej strony raczej nie dotrzemy więc i tak trzeba zawrócić. Tym razem 6-ka odnaleziona bez większych problemów.

PK-10 - brzeg bagna
Pierwotnie chcemy jechać zielonym szlakiem i odbić z niego po ok 2km, ale... jedziemy wzdłuż linii brzegowej.. będzie krócej i szybciej. Natykamy się jednak na małe bagno. Trzeba podjąć decyzję, zawracamy, czy forsujemy..., idę na przeszpiegi, widzę, że to max 50m gdzie trzeba będzie skakać z kępki na kępkę wzdłuż czegoś w rodzaju strumienia... Wraz z kilkoma innymi zawodnikami docieramy na drugą stronę. Pozostaje odnalezienie lampiony. Wjeżdżamy w ścieżynkę która ma nas doprowadzić na miejsce, tyle, że ścieżynka gdzieś ginie. Zsiadamy z rowerów i z buta czeszemy okolicę. Karolina zauważa pomarańczowy punkt na drugim brzegu bagna, czyżby Piotrek popełnił taki błąd? Zawracamy i testujemy inne ścieżki, w końcu udaje się znaleźć coś czym dochodzę do miejsca gdzie spodziewam się lampiony który widzieliśmy.... Nie ma... za to z daleka widzę lampion tam...gdzie ma być... Zawracamy i jeszcze raz udajemy się na odszukanie właściwej drogi. Oczywiście pod koniec wiąże się to z przełażeniem przez bagno do pół-łydki ...Podbijamy karty i... jednak jest ścieżka..., ścieżynka, ścieżynusia... która praktycznie na całym odcinku jest sucha... Ech... Przynajmniej powrót był na sucho ;P
Wjazd na metę
Wjazd na metę © Tymoteuszka

PK-19 - 5m na wschód od przecinki
Zmieniamy plany, zamiast na 2-kę jedziemy na 19kę. Wyjazd z poprzedniego punktu i tak poszedł nam nieco inaczej i wyjechaliśmy nieco bardziej na południe, ale nie ma tego złego, zobaczyliśmy w końcu asfalt... jadąc obok kapliczki Nepomucena Dojeżdżamy do Błogich-małych i przed drugim krzyżem odbijamy na PK. Poszło nieźle. 

PK-20 - zakręt przecinki
Mała zmiana planów, pora odwiedzić sklep, uzupełnić elektrolity i coś zjeść... 5 minut później jedziemy dalej szukać naszego PK. Po drodze natykamy się m.inn na Anię testującą nowy mapnik który już być może niedługo będzie do kupienia na BikeOrientach... Chwila rozmowy przy lampionie i ruszamy dalej na

PK-3 - szczyt hałdy
Trasa ma być banalna, początkowo po drodze Lubianowskiej, później czarnym szlakiem na punkt. Jet jednak opcja skrócenia trasy z której chętnie korzystamy, droga niby właściwa na północny-wschód..., tyle, że coś poszło nie tak...  wygląda na to, że dojechaliśmy do Julianowa, tylko gdzie popełniliśmy błąd? Dopiero po analizie śladu GPS podejrzewam co się stało... i dopiero przy zdjęciach satelitarnych widać, że w okolicy układ ścieżek jest bardziej gęsty niż na mapie. Cóż. By nie popełnić drugi raz błędu jedziemy na Góry Trzebiatowskie i stamtąd już bezbłędnie trafiamy na PK. Przy okazji zauważam, że dookoła otaczają nas setki jadalnych grzybów, głównie to chyba maślaki, szok, wielki nie widziałem takiego urodzaju.
Schodzimy
Schodzimy © Tymoteuszka

PK-18 - pomnik
Jedziemy na Karolinów i Twardą... tam odbijamy w pobliże jeziora i pomnik jest tuż obok. Banalny punkt... 
Zawracamy w kierunku na 

PK-2 - brzeg jeziora
Początkowo asfaltem, a od Karolinowa Niebieskim Szlakiem Rzeki Pilicy, gdzieś w połowie drogi do Zarzęcina odbijamy nad jezioro. PK odnaleziony :)

Punkt nad jeziorem Sulejowskim
Punkt nad jeziorem Sulejowskim © amiga

PK-15 - samotne drzewo
Nie powinno być specjalnie problemów, kurs na Sulejów niebieskim szlakiem który wczoraj pokonałem w drogą stronę, Odbijamy dopiero przed metą na Owczary, liczymy przecinki i skręcamy..., dość grząski teren, ale lampion i drzewo widoczne z daleka. Zawracamy pozostał już tylko jeden PK do zaliczenia 

PK-16 - prawy brzeg Luciąży
Rano przed startem jechaliśmy tuż obok, nie wiedząc, że był tak blisko.... teraz musimy go odnaleźć. Jednak już na 12-tce Karolina sygnalizuje, że źle się czuje, że odcina ją... stajemy na Orlenie, Chwila na Hot-Doga i kawę mrożoną... ale to niewiele pomaga. Zawracamy

Meta
Jesteśmy sporo przed końcem czasu, mamy czas by na spokojnie zjeść, spłukać się... zapakować rowery i poczekać na wyniki...
Karolina jest na 11 miejscu wśród kobiet, ja ląduję na 40-tym. Dzisiaj i tak to nie był mój dzień na ściganie, a miło było pojeździć w tak zacnym towarzystwie. Trasa niesamowicie malownicza, szkoda, że tak mało fociłem... Powrót niebieskim szlakiem za to dał mi popalić, w nocy kilka budził mnie ból... Ale i tak wydaje mi się, że był to jeden z lepszych jak nie najlepszy BikeOrient... 
Dzięki... 

Na mecie



Na mecie © amiga
I fotograf jest
I fotograf jest © amiga

Po rozdaniu jedziemy do Smardzowic i pora się pożegnać... Weekend minął szybko, za szybko... 

Po Tomaszowie z Karoliną

Sobota, 13 września 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Rydwany Ognia - Vangelis

Pobudka o 3:30, sobota... na szczęście wszystko przygotowane do wyjazdu, na śniadanie zdecydowanie za wcześnie..., ale biorę coś ze sobą... Rower zapakowany... Ruszam. Całość waży chyba z tonę, w pierwszej chwili mam problem z normalną jazdą, muszę się przyzwyczaić do jazdy z sakwami... Chyba dobre 2-3 lata tego nie testowałem, ale jest okazja, jest powód.

5:03 wsiadam do pociągu... wieszam rower i... zasypiam, mam prawie 4 godziny czasu... udaje mi się pospać gdzieś do wschodu słońca... może ciut dłużej... 

8:44  - jestem w Piotrkowie, krótka wizyta w sklepie, uzupełnienie elektrolitów, kupuję jakąś drożdżówkę polecaną przez panią sprzedawczynię i ustalam trasę, w zasadzie bardziej kierunek... bo trasę pomogła mi wybrać  Karolina. Mogłem jechać krótszą trasą przez Koło, lub wzdłuż S8 po drogach technicznych, ale... jadę na Sulejów..., jutro w tym miejscu też się pewnie pojawię na maratonie na orientację BikeOrient. Tyle, że raczej turystycznie, kontuzja barku dalej mi przeszkadza, a lekarz... zabronił mi jeździć na rowerze przez pół roku.... 
Korzystam z mapy 1:100000 - to dobry wybór przy dłuższych trasach, brak rozpraszających szczegółów, a przy okazji naniesione są informacje o atrakcjach, może... czasami są lakoniczne, ale zupełnie wystarczające, by zaplanować trasę. 

Pierwszy krótki postój w Witowie, w zasadzie nie do końca planowany, ale spory zespół klasztorny sam zapraszał... 

Sanktuarium Matki Bożej Zwiastowana w Witowie
Sanktuarium Matki Bożej Zwiastowana w Witowie © amiga

Podoba mi się gra świateł wewnątrz
Podoba mi się gra świateł wewnątrz © amiga

Udało się pochłonąć drożdżówkę, trochę poczytać o tym miejscu i trzeba ruszać... Ciąg dalszy wzdłuż 12, aż do Sulejowa. Krótko przed spotykam zawodników ruszających na trasę MTB dookoła jeziora Sulejowskiego, Gdzieś mi mignął Paweł Banaszkiewicz... Pewnie zobaczymy się jutro :)
Jadę Niebieskim szlakiem do Zarzęcina, niedawno musiało tutaj padać..., sporo błota kałuż... muszę uważać, gdzieniegdzie zdarzają się łachy piachu z którymi moje wąskie oponki średnio sobie radzą. Z Zarzęcina jadę do Karolinowa a stamtąd na Twardą, podziwiam kolejne ciekawe budowle, ale czas mnie goni, zatrzymam się tutaj przy innej okazji, Przy wyjeździe z Twardej na Smardzowice spotykam Wikiego który rozstawia PK na zawody :), mija dobre kilka minut i ruszam dalej. W Smardzowicach muszę dotrzeć na kwaterę...
Jestem o czasie, coś koło 11. Zostawiam graty i jadę dalej do Tomaszowa, nie mija nawet 5 minut gdy z naprzeciwka dojeżdża Karolina :) Krótkie powitanie i ruszamy dalej, środek drogi to nie jest dobre miejsce na dłuższe przemówienia, powitania, pogadanki... :) 

Za to po kilkunastu minutach jesteśmy już przy małych grotach Niegórzyckich..., w końcu chwila odpoczynku... 

Małe Groty :)
Małe Groty :) © amiga
Ciutkę bliżej
Ciutkę bliżej © amiga

i zupełnie niechcący odkrywamy jeden z punktów jutrzejszego BikeOrientu... 

O.... pierwszy Punkt z BikeOrientu znaleziony :)
O.... pierwszy Punkt z BikeOrientu znaleziony :) © amiga

Jedziemy do Tomaszowa, do Skansenu rzeki Pilicy, troszeczkę mnie on zaskakuje, sporo elementów wojskowych, począwszy od pistoletów a skończywszy na czołgu. podobno wszystko zostało wyciągnięte, znalezione w rzece bądź z bezpośredniej jej okolicy. Mam niezłego przewodnika... :) który przekazuje mi te historie.

W skansenie rzeki Pilicy
W skansenie rzeki Pilicy © amiga
Miss Tomaszowa
Miss Tomaszowa © amiga

Wewnątrz jest co zwiedzać, m.inn. sporo miniatur młynów, czy przedmiotów używanych jeszcze nie tak dawno..., niektóre potrafię jeszcze nazwać, a niewielki odsetek pamiętam jak był używany przez babcię... 
Miniaturki młynów
Miniaturki młynów © amiga
Nawet jeden moilny
Nawet jeden mobilny © amiga
Ktoś włożył w to sporo pracy
Ktoś włożył w to sporo pracy © amiga
Stare mapy
Stare mapy © amiga
Jeszcze jedna
Jeszcze jedna © amiga

Na zewnątrz spora kolekcja kół młyńskich, ale nie tylko, tuż obok stoi czołg, armata...
Zbiór kamieni młyńskich
Zbiór kamieni młyńskich © amiga
I coś z nieco nowszej historii
I coś z nieco nowszej historii © amiga
Prawie jak Rudy
Prawie jak Rudy © amiga

Ale co ciekawe została też przeniesiona cała stacja kolejowa z Czarnocina... Gdyby u nas też dało się coś takiego zrobić... ale sporo starych budynków już się rozpadło...
O której mamy pociąg?
O której mamy pociąg? © amiga
Wszystko jest na rozkładzie
Wszystko jest na rozkładzie © amiga
Armata... o jaka wielka
Armata... o jaka wielka © amiga
Gramofon też się znalazł
Gramofon też się znalazł © amiga

Wychodząc ze skanseny trafiamy na plakat wystawy autorskiej Karoliny i Jerzego
Wystawa Karoliny i Jerzego
Wystawa Karoliny i Jerzego © amiga

Jadąc przez centrum Tomaszowa trafiamy na otwarty kościół ewangelicki, podobno jest to bardzo rzadka okazja, pech jednak chce, że trafiamy na jakiegoś oszołoma... który zaczyna nam wciskać że ewangelicy nie potrafią czytać ewangelii... ;P
Kościół ewangelicki w całej krasie
Kościół ewangelicki w całej krasie © amiga
Wewnątrz kościoła ewangelickiego w Tomaszowie
Wewnątrz kościoła ewangelickiego w Tomaszowie © amiga
I pomnik tuż przy kościele
I pomnik tuż przy kościele © amiga

Nieco dalej jeszcze jeden postój przy pałacu... 
Budynek muzeum Antoniego Ossowskiego
Budynek muzeum Antoniego Ossowskiego © amiga

i cmentarzu żydowskim, a w zasadzie tym co z niego zostało, o wejściu raczej nie ma mowy... szkoda...
Cmentarz żydowski w Tomaszowie
Cmentarz żydowski w Tomaszowie © amiga

Jedziemy na Ujazd, po drodze przerwa przy starym młynie, z tego co widać jest on dzisiaj zagospodarowany, częściowo odnowiony, niewiele potrzeba by przywrócić go do stanu świetności
Stary młyn w Zaborowie
Stary młyn w Zaborowie © amiga
Stary młyn w Zaborowie z innej strony
Stary młyn w Zaborowie z innej strony © amiga
Piasecznica w Zaorowie
Piasecznica w Zaborowie © amiga

W Ujeździe obowiązkowy postój przy kościele, a że jest okazja obmyć się z potu, soli korzystamy z tego sprzętnie
Kościół św.Wojciecha w Ujeździe
Kościół św.Wojciecha w Ujeździe © amiga
Kościół św.Wojciecha w Ujeździe z innej perspektywy
Kościół św.Wojciecha w Ujeździe z innej perspektywy © amiga
Coś Karolinę zaniepokoiło
Coś Karolinę zaniepokoiło © amiga
Trzeba obmyć ręce
Trzeba obmyć ręce © amiga

i jedziemy odwiedzić pobliski park z pałacem. Oczywiście trafiamy na kolejnego oszołoma, który dla odmiany wciska nam że bunkier jest lodownią... już w domu sprawdziłem to.. i to jest bunkier, powstał sporo później niż pałac, a nie jak twierdził przemiły pan...
Przy pałacu w Ujeździe
Przy pałacu w Ujeździe © amiga
Pałac w Ujeździe w pełnej krasie
Pałac w Ujeździe w pełnej krasie © amiga
Docieramy w do Grot Niegórzyckich, zwiedzanie sobie odpuszczam, ale zaglądamy na wystawę Karoliny, po kilku godzinach w słońcu chyba obydwoje jesteśmy lekko zmęczeni, nie przeszkadza nam nawet kawa i batony z automatu. Spędzamy tutaj dobre kilanaście minut, podziwiam to co się zmieniło... a w zasadzie poza grotami, to okolica jest dość mocno odmieniona na plus oczywiście.
Miniaturka przeprawy przez Pilicę na wystawie Karoliny i Jerzego
Miniaturka przeprawy przez Pilicę na wystawie Karoliny i Jerzego © amiga
Dzień zbliża się ku końcowi, ale jest jeszcze jedna atrakcja w pobliżu - studnia św Anny  
Konik czy co?
Konik czy co? © amiga
Przy źródełku św. Anny
Przy źródełku św. Anny © amiga
Kolumna tuż obok
Kolumna tuż obok © amiga

Czas jednak mija nieubłaganie, dojeżdżamy w okolice Niebieskich Źródeł i rozstajemy się... Zobaczymy się już za kilka godzin w drodze na BikeOrient... 
Dobranoc... :D

IWW

Sobota, 16 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Pamiętam IWW sprzed roku... rano chłodno później upał, wieczorem znowu chłodno... Wtedy zniszczyła nas właśnie temperatura, jak będzie w tym roku? Zobaczymy, prognozy nie są łaskawe, wszystko wskazuje na to że będzie padać. Po przyjeździe w bazie spotykamy całkiem sporą grupę znajomych. Dość długo rozmawiamy w między czasie przygotowując rowery, w końcu jednak kładziemy się spać... 
Gdzieś koło 1:00 w nocy budzą nas piesi z trasy 100km... na przepadku... jednak dzisiaj nic nie jest mi w stanie przerwać na długo snu. 

Kilka godzin później trzeba jednak wstać, za oknem szaro-buro i leje... jest paskudnie, to kolejny mój wyjazd na maraton w takiej aurze..., brrr. W końcu czas na odprawę, organizatorzy przekazują nam kilka wskazówek, informacji dotyczących trasy, wygląda na to, że sama trasa nie powinna być zbyt trudno, stosunkowo niewiele przewyższeń... 
Chwila na odprawie
Chwila na odprawie © amiga

Pod koniec odprawy dostajemy "mapki" z zaznaczonym jednym punktem :), miejscem gdzie dostaniemy te właściwe... 
Gdy wybija godzina startu..., jakoś nikt nie kwapi się do wyjazdu, w końcu jedyny odważny Bartek rusza, reszta jedzie za nim kierunek

Chyba mam za duży mapnik
Chyba mam za duży mapnik © amiga

Wesołówka - Mapy
Kilka km wśród znajomych bikerów i w rzęsistym deszczu, na dzień dobry trochę terenu, jest cholernie ślisko, sporo błota... Dopiero na szosie można nieco przyspieszyć... Dojeżdżamy na miejsce, dostajemy mapy i... jak na nich cokolwiek narysować? Nie da się... Są zalaminowane, a deszcz uniemożliwia zaznaczenie czegokolwiek. Po raz pierwszy nie rysujemy wariantu, nie ma jak... Będzie trzeba zapamiętywać odwiedzone punkty. Pierwszy który chcemy zaliczyć to:

PK 8 - Strumień
Kierunek  Pisarzowice, początkowo szosami, później jednak zaczyna się walka z terenem, lekko nie ma... czuję jak rower mi pływa na brei po której jadę... ech... tle, że sam punkt dość banalny, podbijamy karty i ruszamy dalej na

PK 6 - Pod wiaduktem
Punkt przy strumieniu :)
Punkt przy strumieniu :) © amiga
Wyjazd z tereny średnio przyjemny, sporo błota, kolein... dojeżdżamy jednak do drogi, tyle, że to krótki fragment, do PK prowadzi ścieżka terenem, ponownie walczymy z tańczącymi rowerami..., mam wrażenie, że opony są zdecydowanie nie na takie warunki... masakra. Dopieramy pod wiadukt... Punkt zaliczony, pochylamy się nad mapami i...ruszamy na 

PK 3 - Centrum Kultury i Sportu (Bufet)
Przepychamy rowery przez rozlewiska, koleiny, błocko, miejscami ciężko jest przejść nie mówiąc o jeździe, w końcu jednak docieramy do asfaltu...jaka ulga, Darek zaczyna pędzić, w kierunku Nowogrodźca... zanim go doganiam, jest już za późno, mieliśmy zaliczyć jeszcze 2 PK 7-kę i 10-kę... ale za to będzie okazja się posilić. Jesteśmy dzisiaj pierwsi na bufecie... co nie oznacza oczywiście nic, poza tym, że wybór jest większy :) Pochylamy się nad mapami, zaliczymy PK4 a później zaległe PK 7 i 10, Ruszamy.

PK 4 - Skała / U podnóża
Opis punktu za którym chyba obydwoje nie przepadamy, już niejednokrotnie okazywało się, że to nie pojedyncza skała tylko cała ich grupa, a odszukanie lampionu może zająć sporo czasu. Tym razem jest podobnie, skałek jakby więcej, jednak wczytując się w mapę, wydaje się, że lampion powinien być przy drugiej... i tak też jest. Punkt zaliczony, powoli przestaje padać...
Skała jest gdzieś w dali
Skała jest gdzieś w dali © amiga

PK 7 - Dół / Północna strona
Pora na odrobienie zaległości, zawracamy do Milikowa i wbijamy się w ścieżkę, która ma nas doprowadzić do punktu, oczywiście lekko nie ma, są chwile gdzie bezpieczniej jest zejść z roweru. Niemniej szybko docieramy na właściwe miejsce i dziurkujemy karty.
Gdzie jest Darek?
Gdzie jest Darek? © amiga
Kolejny PK
Kolejny PK © amiga

PK 10 - Rów (2m od drogi)
Punkt  w sumie niedaleko, na dokładkę prowadzi do niego dość szeroki szuter, dość szybko odnajdujemy punkt docelowy. 

PK 12 - Skraj polany (budowa)
Kierujemy się na Mściszów, przejeżdżamy przez drogę i wjeżdżamy znowu w teren, jedziemy wąskimi ścieżkami, gdzie tuż obok jest nowo powstająca szeroka droga... szutrowa... ech... Punkt zaliczony, jednak przy zjeździe trafiamy na dość grząski podkład pod nowo powstającą drogę, rowery stają dęba, na kołach po kilkanaście kg szlamu, błota, czy innego paskudztwa. 

Błota wszędzie pełno
Błota wszędzie pełno © amiga
Ten jest prosty
Ten jest prosty © amiga

PK 11 - Ruiny / Wewnątrz, od północy
Zjeżdżamy w kierunku Gościszowa, Darek gdzieś mi ginie na horyzoncie, i chwilę później zaliczam dość paskudną glebę przy prędkości ok 20km/h. Na dokładkę uderzam barkiem, ból... mija dobre kilka minut zanim się zbieram na tyle, że mogę wsiąść na rower, ramię boli...
Dojeżdżam do szosy..., Darek mył rower w między czasie czekając na mnie... Jedziemy dalej, jeszcze wydaje mi się, że wszystko będzie ok. 
Kółko się nie kręci
Kółko się nie kręci © amiga
Chyba tak jeszcze w tym roku nie było
Chyba tak jeszcze w tym roku nie było © amiga

PK 16 - Strumień
Początkowo sporo asfaltu, później podjazd po dość wyboistym terenie, zwalniam, nie jestem w stanie normalnie jechać, każda większa dziura to nasilający się ból w prawym ramieniu. Wlokę się gdzieś daleko za Darkiem... Masakra... Odnajdujemy lampion... kolejny Pk zaliczony,
Jeziorko na trasie
Jeziorko na trasie © amiga

PK 21 - Dołek (10m od ścieżki)
Ruszamy na kolejny punkt, spory fragment po terenie, jest coraz gorzej..., jadę coraz wolniej... jest lampion, 

PK 20 - Skraj lasu
Wyjazd z poprzedniego Punktu niszczy mnie do końca... Przy asfalcie staję i namawiam Darka by jechał dalej sam, ja... nie dam rady, zjeżdżam do bazy, do najbliższej apteki po cokolwiek.... Chwila rozmowy i... Darek rezygnuje z kontynuacji jazdy, odholuje mnie na metę, jedziemy jednak przez PK 20 i PK14 bo są po drodze. 20ka -okazuje się banalna... za nią docieramy do szerszego szutru i jedziemy na 

PK 14 - Dołek (10m od drogi)
Gdy jadę po równym jest nieźle... tyle, że nie mogę liczyć na to, że przez kolejne 100km będzie podobnie, nie chce ryzykować... Sam punkt równie banalny... aż śmieszne... Kierujemy się na metę do Lubania

Meta
Wjeżdżając na asfalt jedzie mi się całkiem nieźle, poza przypadkami gdy mam wyciągnąć prawą rękę by wskazać prawoskręt, za każdym razem wiąże się to z silnym bólem, na dokładkę, nie mogę odwrócić głowy w lewo..., nie mogę sprawdzić czy coś mnie nie wyprzedza... obłęd... 
Docieramy do bazy, kąpiel, chwila rozmowy z organizatorami, posiłek, kąpiel i... pakujemy się, wracamy na Górny Śląsk. 
Po drodze na chwilę zatrzymujemy się w Henrykowie Lubańskim przy najstarszym drzewie w Polsce.
Najstarsze drzewo w Polsce - Cis Henrykowski
Najstarsze drzewo w Polsce - Cis Henrykowski © amiga
Nasz Cis Naszym Bogactwem
Nasz Cis Naszym Bogactwem © amiga
Pomnik przyrody prawem chroniony
Pomnik przyrody prawem chroniony © amiga

Szpital... 
W Zabrzu trafiam do szpitala, po 90 minutach łaskawie wykonano mi zdjęcie i okazało się, że to Zwichnięcie stawu barkowo-obojczykowego I stopnia. Na szczęście obędzie się bez gipsu, jedynie temblak...przez jakiś czas, skierowanie do ortopedy.
Wieczór za to mija w dość miłej atmosferze przy środkach uśmierzających ból :)

Mimo wszystko szkoda maratonu, szkoda sezonu, boję się, że to może być koniec moich wyjazdów na Rajdy w tym roku... Lekarz coś wspomniał o 4-5 tygodniach... zobaczymy jednak co będzie dalej...
No i po zawodach
No i po zawodach © amiga

Przełęcz Karkonoska

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
La Rasarit - ROA (Rise Of Artificial)

Niedzielny poranek, dzisiaj plan prosty, przełęcz karkonoska, tyle, że od Borowic, więc w zasadzie skrócony wariant...
Ruszamy dość wcześnie, krótki postój przy cmentarzu znanym nam z poprzedniego roku i jedziemy w kierunku Golgoty.

Kamień z upamiętkaniający
Kamień z upamiętniający © amiga
Cmentarz więźniów obozu pracy nad przesieką
Cmentarz więźniów obozu pracy nad przesieką © amiga
Z innej strony
Z innej strony © amiga

Przed potworem krótka przerwa na nawodnienie i powoli wspinamy się w górę, by po 50m natknąć się na szlan... trzeba przerzucić rowery i dopiero wtedy ruszyć dalej... Napęd coś mi szwankuje... dziwne jest to, że nie zmieniałem przełożeń... przy przenoszeniu... po chwili odzyskuję kontrolę i gonię Darka... OSMAnd dość dokładnie wskazuje mi ilość km którą mamy do pokonania... Wbrew wszystkiemu... jedzie się zdecydowanie lepiej niż wczoraj na Śnieżkę, a nachylenie jest większe, ale nie ma kocich łebków... wybojów... Jestem w szoku...
Jednak nie ma tak różowo, gdzieś pod koniec daję za wygraną... po prędkość 5km/h to jakaś porażka, kawałek podchodzę... i wsiadam ponownie na rower, muszę wjechać... Na szczycie kilka sweet foci... wizyta w schronisku.... 

Panorama z przełęczy
Panorama z przełęczy © amiga

Rowery 2
Rowery 2 © amiga

Zaproszenie na IWW ;)
Zaproszenie na IWW ;) © amiga

Wieje niemiłosiernie, w ciągu kilku chwil czuję, że wiatr wychładza mnie, po szybkim piwku pora wracać... Zjeżdża się dość przyjemnie i szybko, aż prosi się o puszczenie klamek, jednak  nie ma takiej opcji, asfalt pozostawia wiele do życzenia, co jakiś czas są w nim wyrwy i o ile przy podjeździe to nie przeszkadza... bo przy 5km/h po prostu jest czas by je ominąć, to przy 50km/h może nie być czasu na reakcję... ale i tak na dole jesteśmy w ciągu kilkunastu minut ;) Cała wycieczka włącznie z przerwą zajęła nam 2 godziny... aż szok, że to tylko tyle... W zasadzie to mam wrażenie, że na Chrobaczej Łące swego czasu dostałem bardziej w d...ę niż tutaj... 
Widzę jednak jeden mały problem w tym wszystkim, brakuje mi gór..., długich podjazdów.., w tym roku pewnie tego już nie doświadczę... chyba że na wyrypach... Chociaż na Izerskiej nie spodziewam się cudów... za to na Kaczawskiej zawsze można pojechać na Jelenią Górę...  W przyszłym roku chyba zmienię plany.... Beskidy w końcu są niedaleko....

Śnieżka 2014

Sobota, 9 sierpnia 2014 · Komentarze(1)
Piotr Rogucki - Wielkie K

Dzień nietypowy, pobudka w Borowicach i szybki wyjazd do Karpacza... ostawiamy Anetkę i Wiktora w okolice wyciągu, a sami jedziemy do centrum, zostawiamy samochód i przygotowujemy rowery i siebie... Darek przekonuje mnie do rozgrzewki na którą nie mam zupełnie ochoty. A drugiej strony może to i lepiej..., cóż i tak nie spodziewam się cudów... Ten rok to jedno pasmo problemów najczęściej ze zdrowiem.  Jednak jak co roku założenie jest tylko jedno wjechać, wejść na Śnieżkę nawet gdybym musiał wnieść rower. 
Po krótkiej rozgrzewce jedziemy na start, w między czasie rozmawiamy ze znajomymi z kolegami z firmy...i w końcu doczekaliśmy się startu...
Chwilę przed startem
Chwilę przed startem © amiga

Początek jak zwykle dość banalny, bo po szosie, jednak te 3 km jakoś wyjątkowo mi się dłużą..., chyba zapomniałem jak długi jest ten początkowy fragment, dojeżdżamy do Wangu, zaczyna się kostka i stromy podjazd... nogi płoną, jednak jakimś cudem podjeżdżam, czuję zmęczenie... czuję ten podjazd... Spoglądam na pulsometr pokazuje coś koło 165... - czyli się op...am... 
Jednak wiem jedno to w końcu dopiero początek, przede mną jeszcze 10km wertepów, nie ma co się wygłupiać, wspinam się kawałek po kawałku, w końcu gdzieś tam w lesie ktoś mi delikatnie zajeżdża drogę, uślizg i.. leżę... Chyba pierwszy raz zaliczam glebę na tym podjeździe..., na szczęście prędkość spacerowa, będzie co najwyżej siniak... Ruszam dalej... 

Ostatni podjazd
Ostatni podjazd © amiga
Szczęśliwy Darek
Szczęśliwy Darek © amiga

Po kolejnym długim i mozolnym odcinku spotykam kogoś proszącego o dętkę... większość ludzi go olewa, ale ja jak zawsze mam ze sobą pełny arsenał narzędzi... pomimo braku plecaka to i tak jakiś klucz do kasety i francuz by się znalazł :) w torbie podsiodłowej... Oddaję dętkę i ruszam dalej... Zbliżam się do strzechy, czuję ból, widzę osoby zsiadające z rowerów... chyba zrobię to samo... przechodzę kilkadziesiąt metrów i wsiadam na rower, dopadam wyjątkowo bufetu umieszczonego tuż przy budynku... Szybki banan, woda i ruszam dalej, tylko po diabła wiozę ze sobą litr isotoniców jeżeli z tego nie korzystam? Może później się przydadzą....
Ciężki podjazd, ale już widać szczyt, widać schronisko... oceniam, że zajmie mi to ok 30-40 minut... 
Co chwilę kamienie wybujają z rytmu, w końcu chwila słabości i krótki spacer, ale... tak nie może być... wsiadam na rower i jadę dalej...
W końcu po długim boju Dom Śląski... prawie kilometrowe siodło, w końcu można chwilę odpocząć, co z tego, że rower podskakuje na wertepach, na liczniku ponad 30km/h :), spory ruch pieszy, trzeba bardzo uważać.
P...ę nie jadę ;P
P...ę nie jadę ;P © amiga

Schronisko coraz bliżej... ostatni podjazd... ostatni kilometr... Początkowo jadę... gdzieś w 2/3 długości denerwują mnie piesi rowerzyści którzy wpychają rowery szybciej niż ja jadę, licznik pokazuje coś około 4-5km... przegięcie... w końcu decyzja, podejdę ostatnie kilkaset metrów... koniec z torturami... nie dziś... Będę szybciej na szczycie...  Docieram na szczyt. czas coś kolo 1:45... gorzej niż rok i 2 lata temu, ale cóż... ważne że dotarłem... Jest jeszcze coś dziwnego, coś co również czułem w zeszłym roku, wydaje mi się, że jechałem bardzo asekuracyjnie, bojąc się, że braknie gdzieś mi sił, starając się je zachować na później... Może to i dobra taktyka...? Tzn dobra przy długich dystansach, a nie przy krótkim sprincie... (przesadzam). Na mecie czekali już na mnie Andrzej i Darek... pierwszy z czasem 1:17 drugi 1:39 (wartości z pamięci), a kilka minut później dołącza do nas Krzysiek. 
Na szczycie
Na szczycie © amiga
Drużyna w komplecie
Drużyna w komplecie © amiga
Jakiś znak?
Jakiś znak? © amiga
Sporo rowerzystów
Sporo rowerzystów © amiga
W sumie i tak wjechałem w czasie krótszym niż się spodziewałem, może za rok będzie lepiej... kto wie.....
Na szczycie za to szok... jesteśmy ponad godzinę i cały czas świeci słońce jest ciepło, temperatura w okolicach 25 stopni, to najlepsze warunki z jakimi się tutaj spotkałem... Po prostu jest idealnie. 
Widoki rewelacyjne
Widoki rewelacyjne © amiga
Pogoda też dopisała
Pogoda też dopisała © amiga
Chyba warto było się pomęczyć
Chyba warto było się pomęczyć © amiga

Przyszła jednak pora na drugą część imprezy, trzeba zjechać... za pilotem, tej części chyba bardziej nie lubię... kocie łebki zabijają bardziej przy jeździe w dół na zaciśniętych klamkach... Pierwszy i zarazem ostatni postój przy Domu Śląskim, ten najbardziej wredny fragment mamy już za sobą. Ciąg dalszy już nie jest, aż tak paskudny całość trwa ponad godzinę... Gdy za Wangiem wjeżdżamy na asfalt, tak jak co roku czuję ulgę... dłonie mogą odpocząć...  
Krótka przerwa na zjeździe
Krótka przerwa na zjeździe © amiga
Kolejna Śnieżka zaliczona, może to nie był najlepszy mój występ... ale nie można mieć wszystkiego..., za rok będzie kolejna okazja na podjazd...

2 medale :)
2 medale :) © amiga

Tam i z powrotem

Piątek, 8 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
A Moment to Share - Brainstorm

Jest coś koło 13:00 - wychodzę z firmy i gnam do Katowic, po szosach, jak najszybciej, tylko dlatego, że o 15;00 muszę być u lekarza... masakra... Co ciekawe na drogach jest luźno, ale to pewnie dlatego, że godziny szczytu jeszcze przede mną. Gdy docieram do Piotrowic zauważam, że mam sporo czasu, ponad 50 min..., zahaczam więc o kebaba :) coś zjem, pewnie przez najbliższe kilka godzin nie będzie szans na cokolwiek.... Po "obiedzie" wizyta w domu, umyć się, przebrać i do przychodni. Jestem tam też trochę przed czasem, ale wszystko na mnie czeka, więc 10 minut później wracam. Tel. do Darka i gnam do Gliwic... Tą samą drogą, poza mną tam jest już wszystko... na miejscu ląduję coś około 16:30-16:40, chwila rozmowy z Darkiem i idę się po raz któryś dzisiaj przebrać i wykąpać...  
Wszystko spakowane załadowane do samochodu, lecimy na Borowice...
Jutro Śnieżka...

Tablica informacyjna w Śląskim Ogrodzie Botanicznym w Mikołowie
Tablica informacyjna w Śląskim Ogrodzie Botanicznym w Mikołowie © amiga