Wpisy archiwalne w kategorii

tam i z powrotem

Dystans całkowity:23118.73 km (w terenie 6486.68 km; 28.06%)
Czas w ruchu:1325:59
Średnia prędkość:17.44 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:128130 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Suma kalorii:971214 kcal
Liczba aktywności:427
Średnio na aktywność:54.14 km i 3h 06m
Więcej statystyk

do kuzynki

Sobota, 31 maja 2014 · Komentarze(2)
Closterkeller - Władza
Po 17:00 zbieram się i jadę do kuzynki, jestem i tak spóźniony..., za to jadę pomarańczką, muszę ją mieć przetestowaną przed przyszłotygodniową przepierduchą. Czuję, że przednie klocki z jakiegoś powodu zbyt mocno przylegają do tarczy, przez większość trasy szumią, jutro muszę sprawdzić co jest nie tak... może jakieś resztki piachu gdzieniegdzie zostały... Zobaczymy


Kwiat
Kwiat © amiga

Częściowy objazd trasy z Dorotą...

Sobota, 31 maja 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
KSU - Dziwne Drzewa
Sobotni poranek, świeci słońce, ale jest jeszcze chłodno.., Zbieram się i coś po 8:30 jadę w kierunku Gliwic, mam spory zapas czasu, umówiony jestem na ok 10:30. Początkowo gonię, jednak w Zabrzu zwalniam i wjeżdżam w lasek Makoszowski, szybka wizyta na cmentarzu żołnierzy radzieckich, później sprawdzenie stanu budowy DTŚki i zaczynam jechać w kierunku firmy.
Cmentarz żołnierzy radzieckich
Cmentarz żołnierzy radzieckich © amiga
Kwiaty na gromach
Kwiaty na gromach © amiga

"podejście" na DTŚkę © amiga
Wygląda naprawdę nieźle, tylko czemu kosztem połowy parku :(
Wygląda naprawdę nieźle, tylko czemu kosztem połowy parku :( © amiga
Po drodze jeszcze krótka wizyta w bankomacie i pobliskiej cukierni. Mam dobre 20 minut czasu, mogę coś zjeść, napić się kawy.

Przyjeżdża Dorota, i ruszamy na objazd fragmentu trasy do Siewierza, części od Gliwic do DSD. Początek po drogach, później nieco terenu i oczywiście ul.leśna na której jest sporo błota, prędkość wyraźnie spada, ale jakoś trzeba ominąć kałuże. Pocieszające jest to, że to tylko ok 300-400m. Za to kawałek dalej czeka nas dość ruchliwy fragment zabrzańskich dróg i idiotyczny wjazd na rowerówkę gdzie w zasadzie nie da się nie złamać przepisów, o albo trzeba przejechać po pasach, albo przelecieć przez podwójną ciągłą na zakręcie. 
Wkrótce osiągamy Rokitnicę i chwila przerwy, dzwonię do Darka, umawiamy się gdzieś w Ostoi Miechowickiej, ruszamy dalej, krótki, ale intensywny podjazd i jesteśmy w lesie. Trzeba przyznać, że Ostoja jest chyba najtrudniejszym fragmentem naszej wycieczki, w wielu miejscach mamy do czynienia z podjazdami, zjazdami i delikatnym śliskim błotem. 
Stajemy pod Tulipanowcami, czekamy na Darka, 5 min później zdzwaniamy się, zmieniamy miejsce spotkania, bliżej cywilizacji, jedzie razem z Igorkiem z zawodów w Radzionkowie i mieli problemy z dojazdem. 
Tulipanowiec zaczął kwitnąć
Tulipanowiec zaczął kwitnąć © amiga
Mija kolejne 10 minut i w końcu jesteśmy w komplecie. Chwila rozmowy i... jedziemy na DSD, tym razem jest głównie z górki, dopiero pod koniec mały podjazd pod dolinę, paskudnie jedzie się po betonowych płytach, ale późniejsze widoki wynagradzają wysiłek.
Pora jednak zawrócić, nadciągają powoli ciemne chmury, 30 min później jesteśmy w pobliżu Helenki, żegnamy się Darkiem i gnamy do Gliwic. W sumie jest o tyle dobrze, że większość drogi będzie z górki. Zaczyna kropić, nie jest to oberwanie chmury, ale źle wróży, oby nas nie zlało, nie jesteśmy przygotowani na taką ewentualność. W końcu osiągamy centrum, krótkie pożegnanie i każdy jedzie w swoją stronę.
Nadciągają ciemne chmury
Nadciągają ciemne chmury © amiga

Gnam standardowym szosowym szlakiem na Katowice. po trochę ponad godzinie jestem w domu. Mam godzinę by przygotować się do wyjścia ;)

Z siostrą na Paprocany

Niedziela, 25 maja 2014 · Komentarze(0)
Roman Kostrzewski - Kijanka

Gdzieś koło południa dzwoni siostra..., może na rower? Weekend miał być bezrowerowy, ale czego nie robi się dla rodziny. Ma być względnie prosto i jak najwięcej po lesie. W sumie to mi nawet pasuje, przejadę się na bikeu, a przy okazji nie przegnę. Trochę przed 16:00 spotykamy się i jedziemy tyłami na Podlesie, Tychy-Mąkołowiec, później lasem na Żwaków i dalej nad jezioro Paprocańskie, po drodze zaliczamy kilka przerw, przy sklepach, ma murkach i w lesie. W zasadzie za każdym razem jest chwila na focenie.


W końcu docieramy do Promnic i i jeziora Paprocańskiego, w sumie objazd zbiornika zajmuje nam ponad godzinę... gdy wybija 18:30 opuszczamy to miejsce i tylko z jedną przerwą dojeżdżamy do domu...

W sumie fajnie wyszło, nie był to męczący przejazd... na to przyjdzie czas jutro :)


Gdzieś w trasie
Gdzieś w trasie © amiga

Grzyby też są :)
Grzyby też są :) © amiga
Pajączek
Pajączek © amiga
Jezioro.... z tej strony wygląda pięknie
Jezioro.... z tej strony wygląda pięknie © amiga
Pałacyk myśliwski w Promnicach
Pałacyk myśliwski w Promnicach © amiga
Żaglówki na jeziorze
Żaglówki na jeziorze © amiga
Słońce już zachodzi
Słońce już zachodzi © amiga

Rodzinnie po lesie...

Niedziela, 18 maja 2014 · Komentarze(1)
TURBO - Kawaleria Szatana I

Niedziela popołudniu. Szybka ustawka z siostrą i mamą, jedziemy do pobliskiego lasu sprawdzić czy pojawiły się już grzyby. Jak zwał tak zwał, niemniej ja i szukanie grzybów to 2 różne sprawy, może inaczej, szukać to mogę, ale nie znajduję, za to chcę się przekonać czy po wczorajszej glebie jeszcze jestem w stanie prowadzić rower. Stłuczenie boli jak diabli, ale w końcu to dzień po, można się tego było spodziewać.

Kilka razy stajemy, w końcu przyjechaliśmy "rozkoszować się" lasem, przyrodą, a nie gnać po lesie. Dość miło upływa nam czas, powstaje dość spora kolekcja zdjęć :) Kilka z nich poniżej.

Pierwsze grzyby
Pierwsze grzyby © amiga

Coś na mnie zerka
Coś na mnie zerka © amiga

W górę panowie
W górę panowie © amiga

Gdzieś w leśnym runie
Gdzieś w leśnym runie © amiga

ZaDymno - ZaMokro

Sobota, 17 maja 2014 · Komentarze(0)
Martin Kesici feat. Tarja Turunen - Leaving You For Me


W Piątkowy wieczór docieramy do Starej Wsi pod Otwockiem, w bazie natykamy się na kilkadziesiąt osób przygotowujących siebie i rowery do maratonu. My mamy trochę czasu, startujemy rano. Jest za to chwila by porozmawiać z kilkoma znajomymi, a jest ich całkiem sporo. Czas mija dość szybko, udało się w między czasie przygotować rowery. Gdzieś w okolicach północy próbujemy zasnąć…, o ile Darek z tym nie ma większych problemów to ja walczę ze sobą…, walczę do 2:00, do chwili gdy piesi wychodzą na trasę i ruch w bazie zamiera.


Punkty jeszcze w bazie
Punkty jeszcze w bazie © amiga
Biuro pracuje pełną parą
Biuro pracuje pełną parą © amiga

Poranek
Wstajemy z dużym zapasem czasu, za oknem szaro, ale nie pada. Jemy śniadanie, rozmawiamy i powoli przygotowujemy się do wyjazdu. W między czasie dojeżdżają kolejni znajomi, chwila na powitania. Odprawa wyraźnie się opóźnia…, ale te kilkadziesiąt minut niewiele zmieni, miała być godzinę przed startem, a jest może za dwadzieścia ósma, gdy dostajemy wskazówki i mapy… To dość zaskakujące, na wszystkich maratonach mapy otrzymywaliśmy tuż przed startem, teraz mamy sporo czasu by zastanowić się nad trasą. Jest to o tyle trudne, że przed nami leży 5 płacht, 2 mapy główne 1:50000 – część północna i południowa oraz 3 mapy OS-ów. W skalach 1:15000 i 1:10000. Drugim zaskoczeniem jest rak jakiegokolwiek opisu punktów, czyżby aż tak perfekcyjnie zostały rozstawione?
Zobaczymy.


Rowery już gotowe
Rowery już gotowe © amiga
Chwila na odprawię
Chwila na odprawię © amiga

8:00-9:00
Kilkanaście minut po 8:00 w końcu wsiadamy na rowery, żegnani przez osoby jadące na TR75 i startujące dopiero za 2 godziny. My będziemy musieli stawić czoła lejącemu się z nieba deszczowi.
Ruszamy i już po chwili wjeżdżamy na teren pierwszego OS-a dla który został rozrysowany na 2 mapach. Najbliżej nas jest PK 2, początkowo po szosach, jednak już po chwili spotykamy się z pierwszym terenem, sporo kałuż i gdzieś po drodze odpada mi tylny błotnik, kilka sekund później czuję jego brak, spodenki są mokre… Podbijamy karty j zawracamy, na szczęście tą samą trasą i odnajduję zgubę, zapinam go, tym razem sprawdzam, czy wszystko jest poprawnie zapięte. Jedziemy w kierunku północnej części mapy, wjeżdżając w kolejne przecinki, Do jedynki skręciliśmy nie tak, ale zdajemy sobie z tego sprawę i możemy to skorygować ciut później, nadłożymy może 300metrówm jednak punkt jest tuż po skręcie, na dokładkę spotykamy jednego z organizatorów który nas informuje, że źle rozstawili ten PK i właśnie zabierają go na właściwe miejsce. Cóż… mała wtopa… za to my mamy podbitą kartę…i możemy jechać dalej szukać PK 5 i 3. Zawracamy do szosy, i wbijamy się w kolejną przecinkę, PK 5 pękła bez większych problemów, chociaż w butach już wyraźnie mokro, cały teren upstrzony jest kałużami i tonami piachu który powoli oblepia nasze rowery, słyszę jak rzęzi napęd, jak męczą się hamulce… PK 3 jest nieopodal i z jego namierzeniem nie mamy najmniejszych problemów.

Nie za dużo tych map?
Nie za dużo tych map? © amiga
Mała awaria
Mała awaria © amiga
Bunkier.... tutaj?
Bunkier.... tutaj? © amiga

9:01-10:00
Najbliżej nas jest wysunięty najbardziej na północ punkt OS-a- PK4, Droga dość prosta i po raz kolejny w zasadzie wjeżdżamy na miejsce, wyjeżdżamy nieco inaczej niż planowaliśmy, ale za to będzie bliżej do kolejnego lampionu przy PK6. Przy dojeździe natykamy się na spore łachy piachu, które stwarzają nam problemy przy próbie jazdy, las jakby się przerzedza, tyle, że ścieżki, przecinki jakby są mniej wyraźne, trudniejsze do namierzenia, kompas musi być w użyciu, z grubsza kierujemy się na azymut, piesi dobitnie nam wskazują miejsce umieszczenia lampionu, nie mamy z nim problemu. Za to przy wyjeździe z punktu coś Darkowi strzela w tylnym kole. Zatrzymujemy się i sprawdzamy co to może być, Chwila oględzin i wygięła się sprężynka, przy klockach, to ona haczy o tarczę, prostujemy ją i ruszamy dalej, w tej chwili więcej nie zrobimy, może gdy będziemy przejeżdżać w pobliżu cywilizacji i będzie otwarty jakiś sklep rowerowy… - pomarzyć można :)
Ósemkę odnajdujemy dość szybko. Wygląda na to, że zaliczamy ok 3 punktu na godzinę, jako, że na OS-ie jest ich 18 to utkniemy tutaj na jeszcze kilak godzin…, to już nie cieszy, tym bardziej, że czeka nas jeszcze jeden nieco mniejszy OS nieco później


Trzeba się zastanowić gdzie dalej
Trzeba się zastanowić gdzie dalej © amiga

10:01-11:00
Kierujemy się z grubsza na południowy-zachód. Docieramy do mostku i musimy odszukać właściwą ścieżkę, prowadzącą do PK 10, Lampion podobnie jak wcześniejsze jest na swoim miejscu. Zawracamy do mostku i chwila zastanowienia, czas na 11-kę (już na mecie zauważyliśmy, że w pobliżu w lewym górnym rogu był jeszcze jeden punkt, po prostu go nie zauważyliśmy, oznaczenie zlało nam się z pobliskim boiskiem, trochę szkoda). PK11 – banalny, nie mamy problemów z jego namierzeniem, 12-ka nie wygląda na specjalnie trudniejszą. Licząc kolejne przecinki wjeżdżamy na właściwe miejsce, podbijamy karty i lecimy na PK7, dojazd również wydaje się banalny, tyle, że tym razem wjechaliśmy o jedną przecinkę za wcześnie, dopiero po analizie oznaczeń na mapie zdajemy sobie sprawę z tego, gdzie jesteśmy, straciliśmy tutaj dobre kilkanaście minut… Za karę czeka nas dość wredny podjazd po piachu, hamulce i napęd coraz głośniej dają znać o sobie, wkrótce odnajdujemy lampion. Podbijamy karty.
Powoli przestaje padać.


Masa piachu na rowerze
Masa piachu na rowerze © amiga

11:01-12:00
Za to do Pk13 prowadzi dość prosta droga, nieco przed mijamy leśników, którzy dość dziwnie się nam przyglądają, zaliczamy PK i ruszamy na 14-kę i późniejszą 17-kę odnajdujemy bez problemów. Za to przejazd przez łąkę po wyrębie lasu jest niebyt przyjemny ale to drobny fragment całości, tyle, że tam czekał na nas lampion z 18-ką ;). Przez chwilę gubię się na mapie, ale jak wkrótce się wyjaśniło, darek miał zaznaczony nieco inny wariant na mapie i ciągnął nim, dlatego nie zgadzał mi się kierunek przy dojeździe do PK18. Ja miałem zaznaczony najazd od zachodu, a Darek od wschodu ;), nie pierwszy i nie ostatni to taki przypadek. Do zaliczenia na OS-ie zostały już tylko 2 punkty, Pobliska 16-ka i nieco dalej 15-ka. Zaliczamy je bez problemu i chyba schodzi z nas napięcie, w końcu mamy OS-a za sobą. Mam wrażenie, że o klockach hamulcowych mogę tylko pomarzyć. Odgłosy wydobywające się z napędu świadczą o tym, że dostał popalić…
12:01 – 13:00
Wyjeżdżamy z Mazowieckiego Parku Krajobrazowego i z grubsza kierujemy się na Reguty, na kolejny OS, ma być nieco mniejszy i tylko 9 punktów do zaliczenia. Na dzień dobry spotykamy się z dość wredną drogą – 50ką, sporo Tirów, ale musimy nią pojechać, to najkrótszy i najszybszy wariant by dojechać do krańca OS-a i naszego pierwszego PK. Do PK 27 podjeżdżamy od wschodu zamiast jak planowaliśmy od północy, ale może to i lepiej… chwilę później zawracamy na szosę i jeszcze kawałek ciągniemy na wschód by wjechać w przecinkę prowadząca na PK 28, towarzyszy nam kilku innych zawodników, gdzieś na całym odcinku wielokrotnie się mijamy :) Tutaj odległości pomiędzy punktami są niewielkie, za to spore znaczenie ma poprawna nawigacja. Las dość ładny, jednak nie ma specjalnie jakiś wielu charakterystycznych punktów, PK 25 znajduje się w pobliżu zabudowań Regut. Kierujemy się z niego dalej na wschód by odnaleźć PK 24.
13:01-14:00
Tuż obok znajduje się PK 23, nie podoba mi się jednak plątanina ścieżek na mapie, tutaj łatwo o błąd. Tuż przed punktem skręcamy nie w tą ścieżkę, na szczęście szybko się orientujemy, że coś poszło nie tak i zawracamy, tym razem bez problemu docieramy na PK23. Podbijamy karty i lecimy na PK22 – dość mocno wysunięty na południe. Kolejne punkty odszukujemy w dość ekspresowym tempie, więc zaliczamy 22, 21, 19 i 26, Dwa ostatnie zaliczyliśmy w odwrotnej kolejności niż było to zaznaczone na mapie, Przyczyna prozaiczna, skręciliśmy nie tak i w efekcie wylądowaliśmy w pobliży 19ki.
Koniec OS-a, już więcej nie będzie, sporo punktów za nami i tylko 50km przejechane. Chyba obydwoje czujemy ten odcinek, gdzie cały czas trzeba było walczyć z piachem wodą i błotem…
Jednak to już historia ;)


Nad Wisłą
Nad Wisłą © amiga
Lekko podniesiony poziom wody
Lekko podniesiony poziom wody © amiga

14:01-15:00
W końcu możemy zacząć posługiwać się mapami 1:50000, w końcu czekają nas dłuższe przeloty, kierujemy się na PK29. Robi się ciepło, termometr wskazuje ponad 20 stopni. Może się wysuszymy?
Końcówka dojazdu do lampionu dość paskudna, ścieżka prowadząca przez podmokły teren, przez bagna, w wielu miejscach zalana. Za to namierzenie lampionu banalne, zawracamy do szosy. Chwila rozmowy z Darkiem i odpuszczamy PK 47, jest zupełnie nie po drodze, a pewne jest jedno, nie zdobędziemy kompletu.
Do 32-ki obieramy inną drogę niż pierwotnie planowaliśmy, ścieżka prawdopodobnie będzie przypominała to z czym mieliśmy do czynienia przy dojeździe do 29ki. Pojedziemy naszą ulubioną szosą – 50ką ;). W okolicach Taboru widzę jakąś małą lokalną stację benzynową i… toytoykę. Dano coś mnie tak nie ucieszyło. Zatrzymujemy się na chwilę, kupujemy kolę i proszę właściciela/pracownika o udostępnienie klucza, po prostu muszę. Słyszę, że to dla pracowników, ale dla przyjaciół rowerzystów… nie ma problemu.
Do Całowania (taka miejscowość) dojeżdżamy dość szybko, chyba warto było nadłożyć te kilka km po szosach, niż przepychać się przez bagna. Punkt w pobliżu miejscowości, kolejne dziurki pojawiają się na naszych kartach.
Zawracamy, kierujemy się na Sobiekursk i Ostrówiec.
15:01-16:00
Większość drogi banalna po szosach, po raz ostatni dzisiaj przekraczamy 50-kę. Dopiero za Ostrówcem wjeżdżamy w pola, jest tego niewiele, a Lampion przy PK30 po raz kolejny widoczny z daleka.
Teraz przyszło pora na decyzję, co z PK 31, spotkany wcześniej na OSie Adam wspominał, że dojazd do PK w zasadzie jest niemożliwy, tyle, ze on próbował podjechać na niego od wschodu czy może północnego wschodu. My będziemy jechać z drugiej strony, powinno być chyba lepiej…
Większość po raz kolejny szosami, można się rozpędzić i poczuć wiatr we włosach…, za to kilkaset metrów przed Pk niespodzianka, pozalewane dość głębokie rowy, w 2 miejscach przed kołami przepełzają nam węże (później próbowałem odszukać co to było i najprawdopodobniej były to padalce, czemu ich od razu nie rozpoznałem? W końcu w lasach Ochojeckich też tego pełno, ale może to adrenalina, zmęczenie, zaskoczenie?). Próbujemy dostać się do PK z 2- stron. W końcu decyzja, to… nie ma sensu i tak straciliśmy już sporo cennego czasu. Odpuszczamy i zawracamy.

Co tam widać po drugiej stronie?
Co tam widać po drugiej stronie? © amiga

16:01-17:00
Bardzo długi przelot mijamy Wygodę, Otwock Wielki, Nabrzeż by skręcić w pobliżu ośrodka WOPY w ścieżkę i płytówką dotrzeć do brzegu Wisły i naszego PK. Chwila odpoczynku, chwila na banana i ruszamy dalej. Zawracamy do Nabrzeża i odbijamy w kierunku na Karczew wzdłuż kanału Ulgi. Czeka nas dość długi i wredny odcinek po drodze 801. Początkowo uciekamy na pobocze, ale tak się nie da jechać, w końcu namawiam Darka na pociągnięcie asfaltem, będzie szybciej i może nie będzie tak męczące. Wkrótce docieramy do skrzyżowania z 721i skręcamy na zachód, szukając ścieżki prowadzącej nas na punkt, tyle, że ścieżki nie ma a my skręciliśmy na południe, jak? Kiedy? Chwila nieuwagi i zaliczam glebę, próbując odsunąć zwisającą gałąź nie zauważam piaskownicy pod spodem… Róg uderza mnie kilka cm od splotu słonecznego. Mija dobre kilka minut zanim dochodzę do siebie…, Darwek coś wspomina o powrocie do bazy, ale jeszcze nie teraz…. Sprawdzam uszkodzenia, siebie, zdjęty skalp z klaty, trochę krwi, będzie siniak, sprawdzam żebra – wydaje się, że są całe… Rower w zasadzie wyszedł z tego bez większego szwanku, złamany mapnik… będę go trzymał w ręce. Chyba, że nie dam rady… ale to się okaże.
W końcu zawracamy by nieco dalej odnaleźć właściwą przecinkę i nasz punkt.


I po mapniku
I po mapniku © amiga

17:01-18:00
W Józefowie gdzieś przy drodze zatrzymujemy się przy sklepie, Darek wchodzi, ja pilnuję rowerów, chwila z energetykami powinna mi pomóc, jedno jest pewne, musimy powoli zawracać do bazy. Kilka minut przerwy dodało mi nieco sił, obicie boli ale mogę jechać. Niedaleko jest PK 35 w okolicy ośrodka wychowawczego, gdzieś na niebieskim szlaku. Do ośrodka dojeżdżamy dość szybko, jednak chwilę zajmuje nam namierzenie lampionu, zbyt dużo ścieżek na miejscu… Niemniej lampion jak to na całej trasie znajduje się we właściwym miejscu :)

Ostatni PK na trasie
Ostatni PK na trasie © amiga

18:01-19:00
Dzisiaj zaliczymy już tylko dwa punkty, 38 i 37, na więcej nie mamy specjalnie czasu.
Kierujemy się szosami na Młądz, z mapy nie wynika, że będziemy mieli jakieś problemy, jednak na miejscu krążymy w koło, na dokładkę zaczyna padać, kilka razy odmierzamy odległości sprawdzamy mapy i… nic…W końcu ostatnie próba, i lampion jest… na płocie obok kontenera, w którym jest mini salon gier. Lampion powinniśmy od razu zauważyć…, Po raz pierwszy chyba żałuję, że nie było opisu PK… rozświetleń czy czegokolwiek. Zawracamy, kierujemy się na Teklin i dalej na Jabłonną, gdzieś pomiędzy tymi miejscowościami powinien być kolejny lampion – 37. Tym razem trafiamy na niego w zasadzie bezbłędnie. Podbijamy karty.

Dalej mokro
Dalej mokro © amiga

19:01-meta
Teraz pozostało nam już tylko dojechać do mety przed 20:00, jest jeszcze trochę czasu, ciągniemy szosami, i w końcu dopadamy bram szkoły, oddajemy karty i dopiero teraz zauważamy brak PK9 (o czym pisałem wcześniej).
Jeden prysznic na kilkadziesiąt osób to trochę za mało, ale dzięki temu mamy sporo czasu na rozmowy ze znajomymi, mija chyba dobra godzina do chwili gdy udaje nam się spłukać błoto, piasek i pot. Na dokładkę nasze rowery będą pozbawione tej przyjemności, muszą cierpieć jeszcze trochę, organizatorzy nie przewidzieli miejsca na spłukanie tego syfu…
W sumie impreza całkiem udana, gdyby nie drobne niedociągnięcia: prysznic, brak możliwości opłukania rowerów, reszta to pogoda, która mocno dała się we znaki. W chwili gdy pisze te słowa wiem o jeszcze jednym szczególe, gleba była na tyle paskudna, że na siniaku się nie skończyło, żebra całe, ale jest krwiak i obite płuco… Na chwilę muszę odpuścić maratony a dojazdy dopracowe powinny być bardziej lajtowe. Ideałem było by gdybym odpuścił zupełnie jazdę na rowerze i wziął wolne.

Objazd trasy, trening i powrót....

Sobota, 10 maja 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
KAZIK - Idę tam gdzie idę


Dzień nietypowy..., z rana pobudka i... muszę siąść i zaplanować trasę, wprowadzić interesujące mnie punkty do endomondo...
W końcu gdzieś kolo 9:00 wyjeżdżam z domu. Kierunek.... Dworzec PKP Katowice. 
Pakuję się do pociągu i... spotykam Yoasię :) jadącą na Jurę... W pociągu na miłej rozmowie moja godzina.
W Łazach muszę wysiąść, Yoasia jedzie dalej, muszę dotrzeć do Siewierza i sprawdzić przejezdność wstępnie wyznaczonego szlaku przejazdu uczestników spotkania integracyjnego..., przynajmniej taki jest plan. 
Początek drogi to zielony szlak z Łaz do Siewierza, tyle, że na chwilę odbijam pofocić odnowiony dworzec PKP w Łazach...

Dworzec PKP w Łazach
Dworzec PKP w Łazach © amiga

By po kilku minutach ruszyć na zachód, kierunek jest o tyle prosty do ustalenie, że dzisiaj wiatr wieje z tamtego kierunku..., niby pomaga, ale jak będą górki...
Początkowo nie ma nigdzie oznaczeń "zielonego", jadę trochę na czuja, wspomagając się mapami i gps-em... Na szczęście już po kilku km zaczynają się gdzieniegdzie pojawiać jakiekolwiek znaki. Niestety część szlaku tonie w jakiś bagnach... Przepycham rower..., za to im bliżej Siewierza tym ścieżka lepsza, lepiej oznaczona...., robi się szeroka...
w mieście obowiązkowy postój przy zamku i na ryku, jednak to nie cel mojej wycieczki, na dokładkę, nie mam zbyt wiele czasu, za... kilka godzin muszę być  w kaletach, a kilka miejsc wymaga sprawdzenia.

Zamek w Siewierzu
Zamek w Siewierzu © amiga
Fontanna na rynku
Fontanna na rynku © amiga

Za Siewierzem kluczę po lasach szukając pozostałości składu bomb i resztek jednostki wojskowej..., niestety wiele nie zostało..., myślę, że to miejsce nikogo nie zainteresuje, w zasadzie jedyny ślad do wybetonowane place 5x5m. szkoda. Za to las po którym jechałem robi wrażenie, jest niesamowity.

Piękne lasy
Piękne lasy © amiga

W Zadzieniu w oko wpada mi dla odmiany miejsce postojowe, przy okazji sprawdzam godziny otwarcia wszystkich napotkanych sklepów, to może być bardzo cenna informacja za miesiąc.

Miejsce postojowe w Zadzieniu
Miejsce postojowe w Zadzieniu © amiga
Sklepy też są ważne na trasie
Sklepy też są ważne na trasie © amiga

W Zendku pakuję się w teren, interesują mnie tutaj 2 miejsca, stare poniemieckie lotnisko, tyle, że w tej chwili całość terenu pochłonął już AirPort Katowice w związku z rozbudową, trochę szkoda.... jednak nieco dalej natykam się na drugi i punkt... zbiorniki na paliwo (niestety nie są zbyt ciekawe) i ciekawy bunkier kamienno-betonowy, jest małym, ale o dość niespotykanej budowie.

Bunkier kamienno-betonowy
Bunkier kamienno-betonowy © amiga
Panorama z bunkra
Panorama z bunkra © amiga

Kilkadziesiąt minut później mijam Brynicę i zdzwaniam się z Darkiem, już nie mam czasu na podziwianie, na błądzenie, na szukanie... teraz muszę pędzić na Kalety. 

Granica - Brynica
Granica - Brynica © amiga

Udaje mi się dotrzeć na miejsce ciut przed czasem, pakujemy rowery na samochód i jedziemy do Zabrza gdzie dowiaduję się o treningu Darka..., jestem trochę zmęczony, ale cóż..., jak trzeba to trzeba, dobrze, że mam szybszy rower ze sobą, przynajmniej mam szansę na dotrzymanie koła Darkowi ;P

Po dość intensywnych 90 minutach wracamy do Zabrza, mam jeszcze godzinę, w zasadzie upłyneło nieco więcej czasu, jednak muszę się zebrać i wrócić do Katowic.


W sumie dzień wypadł dużo lepiej niż się spodziewałem ;)

Rudawska Wyrypa - Wina, wina, wina dajcie…

Sobota, 3 maja 2014 · Komentarze(5)
Uczestnicy
…A jak umrę pochowajcie

Hetman Hej Sokoły

Piątkowe popołudnie, minęła 16:00, zbieramy się z Darkiem i powoli opuszczamy Górny Śląsk, kierunek Łomnica. Jeszcze przed wyjazdem analizujemy prognozy pogody i z niepokojem spoglądamy w niebo, nic nie zapowiada tego co ma się zdarzyć co nas będzie czekać, z czym będziemy musieli się zmierzyć. Jednak im bliżej jesteśmy Jeleniej Góry, tym temperatura niższa. Niby nie powinno nas to dziwić, jednak mimo wszystko mieliśmy nadzieję, że tym razem pogodynki i pogodyni się mylą…, że nie mają racji. Mam jeszcze nadzieję, że środek na poparzenia słonecznie i fenistil na coś się przydadzą.

W chwili osiągnięcia bazy…, zaczyna padać deszcz, początkowo nieśmiało, jednak im więcej mija czasu tym bardziej robi się nieprzyjemny, niektórym zupełnie to nie przeszkadza, w bazie atmosfera piknikowa, przed szkołą ktoś rozpalił grilla, wszyscy są pełni zapału i nadziei... - jakoś to będzie :)

W biurze witają nas uśmiechnięci organizatorzy, proponujący specjalny wariant Wyrypy do Złotoryi. :) To efekt naszych poczynań na Kaczawskiej Wyrypie, chyba zostaliśmy zapamiętani…, wtedy pomimo błędu nieźle się bawiliśmy, tym razem mamy nadzieję powalczyć, zmierzyć się z chyba najbardziej wymagającym wyzwaniem dla rowerzystów. W końcu 200km po górach przy prawie 7km przewyższeń to nie przelewki. Boimy się tylko jednego, ja dalej walczę z zapaleniem zatok, Darek jest krótko po anginie…., oby nie skończyło się to dla nas kolejnym tygodniem spędzonym na leczeniu.
Cóż w końcu wiemy na co się porywamy, przynajmniej mam taką nadzieję.

W oczekiwaniu na odprawę
W oczekiwaniu na odprawę © amiga

Jest coś około 21:00, w teren miała wyjść pierwsza grupa miłośników pieszych 100km wycieczek, coś jednak poszło nie tak…, start został przesunięty o 2 godziny.
Krótkie spotkania ze znajomymi
Krótkie spotkania ze znajomymi © amiga

Dochodzi godzina 22:30, pora na naszą odprawę i opóźnioną odprawę 100 kilometrowych biegaczy. Dostajemy cenne wskazówki, mogące się przydać w drodze, mapy na pierwszą pętlę i rozświetlenia okolic PK. Trochę szkoda, że opisy tym razem w wersji tekstowej, piktogramy z którymi zetknęliśmy się rok temu dodawały kolorytu, wyróżniały tą imprezę, zresztą jak wspominałem byłem zachwycony dokładnością oznaczenia punktów w terenie. Wtedy spotkaliśmy się z tym pierwszy raz i początkowo sprawiało nam problem rozszyfrowanie co może oznaczać wężyk krzyżujący się z kreską, jednak już po kilku punktach „hieroglify” stały się oczywiste. To jednak już historia, przed nami nowe wyzwanie…, mapy zostały pozbawione niepotrzebnie rozpraszających elementów, w końcu po co komu nazwy miejscowości ;p

Rozdanie map
Rozdanie map © amiga

Rozrysowujemy nasz wariant, (w zasadzie wiele kombinacji nie będzie, gdyż kolejność zaliczania PK jest z góry narzucona, co jest również odmianą w stosunku do zeszłego roku), tyle, że do kolejnych PK można podjechać na kilka sposobów, z różnych stron, zmagając się z różnymi podjazdami czy zjazdami.

Dużo tego
Dużo tego © amiga

Dojazd do pierwszych dwóch PK jest oczywisty, przynajmniej dla nas, za to 3 PK to wstęp do odcinka specjalnego, który rok wcześniej był ciężki… wtedy pokonanie 10km odcinka zajęło nam ok 3 godzin, jak będzie tym razem? Nie wiem…, OS będzie w nocy, do pokonania ok 13km, po zupełnie nam nieznanym terenie. Nie podejrzewam aby było za prosto. Po kilkunastu minutach mamy rozrysowaną całą drogę, ew. korekty będziemy nanosić już w trakcie (jak zwykle zresztą).

Dość niespiesznie wsiadamy na rowery, odpalamy lampki i ruszamy.

PK1 - u podstawy skały od strony E

Kierujemy się z grubsza na wschód od bazy, staramy się wybrać wariant względnie najkrótszy, już z wstępnej analizy warstwic wygląda na to, że lekko nie będzie…, Początek po szosach, jest jeszcze przyjemnie, pojawia się teren, a nachylenie z każdym km robi się większe, w końcu nie ma możliwości jazdy.  Wąwozy wypłukane przez wodę, kamienie wielkości TV Rubin uniemożliwiają podjazd, trzeba wpychać rower, odmierzamy odległości… i docieramy do miejsca gdzie powinniśmy spodziewać się lampionu, w ruch idzie rozświetlenie, z którego wynika, że to okolice góry Sokolik, a PK powinien znajdować się gdzieś u podstawy skały, tyle, że opis doczytujemy nieco za późno wspinając się już po stalowych schodach na szczyt skały… szybki odwrót… i próbujemy okrążyć skałę tak by odnaleźć lampion, po chwili robi się tłoczno, sporo piechurów oraz rowerzystów, wspólnymi siłami odnajdujemy perforator i pierwsze dziurki lądują na kartach. Może nie będzie tak źle….

PK2 - u podstawy skały od strony S


Chwila rozmowy ze znajomymi ze Szkoły Fechtunku ARAMIS i okazuje się, że spędzili w okolicy kilka dni jeżdżąc i zwiedzając Rudawy…, znają teren…. Spoglądając na mapę wiedzą co to za skałki, co to za górka, pomimo braku opisu na mapie głównej, w grupie będzie raźniej więc jedziemy wspólnie. Kolejny lampion powinien być kawałek dalej, końcówka to podejście, o jeździe nie ma mowy, ponownie pojawiają się skałki, kamienne schody… i gdzieś tam na końcu w krzakach pod skałą jest lampion :), drugi sukces… Pojawia się jednak coś na co średnio mamy dzisiaj ochotę…, zaczyna prószyć drobny śnieg…, a przed nami droga do kolejnego

PK 3 - droga przy granicy kultur


Jak ja nie lubię takiego opisu, może oznaczać wszystko i nic…, niemniej w tym miejscu czeka na nas wjazd na odcinek specjalny, jeszcze się łudzę, że nie będzie źle… Na trójeczkę docieramy w ekspresowym czasie…, odbieramy mapy… Nie ma po co rysować wariantu przejazdu, odległości są zbyt małe, mapa w skali 1:15000. 10cm to jedynie 1.5km…więc powinniśmy sobie z tym poradzić… już po chwili wsiadamy na rowery i kierujemy się na

S01


Na odcinku specjalnym okolice PK nie posiadają rozświetlenia, bo w sumie po co przy takiej skali, nie ma też opisów, słowa gdzie jest umieszczony lampion, niemniej gdy nawigacja będzie poprawna to nie powinno być większych problemów z odnalezieniem kolejnych dziurkaczy przytroczonych do lampionów. Z dość dużą grupą docieramy w miejsce gdzie spodziewamy się lampionu, tyle, że grupa skręca nie tam, a my zgodnie z zachowaniem stada podążamy na kierownikiem wycieczki, wkrótce odkrywamy błąd, ścieżka którą jechaliśmy ma się nijak do tego co wynika z mapy, korygujemy błąd i przedzierając się przez mokrą polanę przysypaną już delikatnie świeżym puchem. Docieramy do lampionu, każdy krok po przesiąkniętej łące powoduje wlewanie się do wnętrza butów kolejnej porcji zmrożonej wody. Brrr…, jeżdżąc w zimie po szosach, po lesie nie przypominam sobie sytuacji bym miał tyle wody w butach…. Masakra…

Wracamy do rowerów, dobrze, że lampki są odpalone, ale pamiętając poprzednie wpadki z założenia zostawiamy zapalone światełka, to pomaga i to bardzo, szczególnie w nocy, w lesie, gdzie chwila nieuwagi może skończyć się błądzeniem po okolicy w poszukiwaniu rumaków.
Brniemy z powrotem na główną ścieżkę, by w końcu można wsiąść na rowery… i ruszyć na

S07


Kolejny punkt jest niedaleko, w końcu to OS na stosunkowo niewielkim terenie…, Jedziemy w silnej 5 osobowej ekipie. Pod koniec klasycznie porzucamy rowery i idziemy pieszo na azymut…
Jakieś skałki…, jest lampion, podbijamy karty i wracamy, tyle, że nie w tym kierunku, coś spieprzyliśmy, jednak…. śnieg wyjątkowo pomaga…, wyraźnie odcisnęły się ślady w świeżym puchu…, wracamy po nich… Rowery odnalezione…, zjeżdżamy i… pora na

S11


Dojazd dość prosty, po drodze po raz kolejny porzucamy rowery, w zasadzie nie wszyscy, ja z Darkiem ciągniemy je ze sobą…, Docieramy do czeluści, to… chyba jeziorko, odpalamy lampki na 100% wydajności…, WOW… miejsce musi zabijać w dzień…, tutaj musi być naprawdę pięknie… kilkadziesiąt metrów dalej jest lampion… podbijamy karty i zawracamy
W końcu pora wsiąść na rowery i zaczynamy zjeżdżać do „głównej” ścieżki, okazuje się iż Basia zgubiła licznik, podejrzenie pada na jedną z choinek, to pewnie ona przywłaszczyła go sobie. Z żalem rozstajemy się, chociaż być może uda się spotkać później. Szermierze zawracają…, odszukać zgubę, a my kierujemy się na

S12


Punkt banalny, odnalezienie go nie sprawia nam najmniejszych kłopotów, w zasadzie wpadamy na niego…, oby było tak dalej… Pierwotnie planowaliśmy poczekać na Basię i Grześka jednak…, pogoda i przenikliwe zimno zmienia naszą decyzję (im szybciej skończymy OS-a tym będzie dla nas lepiej)… postanawiamy jechać na

S09


Do punktu powinna nas doprowadzić dość szeroka droga…, problem jednak pojawia się dość szybko…, droga co prawda jest szeroka, jednak w wielu miejscach pojawiają się głębokie kałuże, koleiny i masa błota. Kilkukrotnie rower się zapada, o jeździe nie ma mowy, trzeba prowadzić maszynę… 
Na szczęście „dziewiątka” na swoim miejscu…, kawałek dalej jest

S10


Ruszamy…, o jeździe w dalszym ciągu nie ma mowy…, po odnalezieniu lampiony kombinujemy jak dojechać do S04 i S02… szkoda, że nie zaliczyliśmy ich wcześniej, teraz nie specjalnie mamy je po drodze…, chyba je odpuścimy… za to skierujemy się na

S08


Z mapy wynika, że droga nie powinna być specjalnie skomplikowana…, co prawda odległość całkiem spora…, jak na OS-a, ale ścieżka przynajmniej na mapie robi wrażenie niezłej… oczywiście mylimy się…. Nasza pomyłka dotyczy oczywiście „przejezdności” ścieżki… w którymś momencie nie ma mowy nawet o pchaniu, wycinka drzew dołożyła swoje, próbujemy wyminąć przeszkodę, jednak im bardziej próbujemy, tym bardziej jest nie do ominięcia… w końcu po krótkim postoju i rozważeniu alternatyw podsnawiamy odszukać jakąkolwiek ścieżkę, ścieżynkę, cokolwiek prowadzącego nas z grubsza we właściwym kierunku... i… odnajdujemy, tyle, że za diabła nie mamy pojęcia gdzie jesteśmy, docieramy do czegoś szerszego i gdzieś tam w lesie majaczy w świetle lampi odblask… to lampion, w odległości max 100m….
Podchodzimy… to S08…, nieważne jak, ale wstępują w nas nowe siły, wiemy gdzie jesteśmy…, wiemy gdzie chcemy dotrzeć…, jest droga…. Damy radę…

S03


Dotarcie do PK nieco inaczej niż zwykle… jako że stan ścieżek na OSie pozostawia wiele do życzenia, to spacer na azymut po najkrótszej linii nie robi nam specjalnie różnicy… (zaczyna świtać), chwilę później jesteśmy na miejscu, na szczycie, przy kolejnych skałkach z lampionem… Chwila rozmowy z Darkiem i ruszamy odszukać 

Poranek w górach
Poranek w górach © amiga

S05


Chcemy zdobyć w podobny sposób, no może niezupełnie.. z mapy wynika, że las przed nami jest raczej mało przyjemny…, trochę za gęsty, trzeba obejść go by dostać się do polanki…, powoli też pojawiają się poranne mgły… i przestaje padać… w końcu coś pozytywnego, jednak 1 stopień na plusie to nie za dużo, szczególnie gry wędruje się w mokrych ciuchach…
Drobny błąd i idziemy początkowo nie w tym kierunku, zawracamy i chwilę później docieramy do ścieżki…, dotarcie w pobliże skałek przy S05 to kwestia kilku minut…, końcówka to ostra wspinaczka, pierwotnie planujemy przepchnąć rowery przez skałki i przedostać się do kolejnego PK znajdującego się tuż za górką… Wpychanie rowerów okazuje się sporym błędem, w którymś momencie okazuje się iż nie mam mowy by zrobić krok z dodatkowym ciężarem… nawet podpierając się rowerem nie ma mowy o dalszej wędrówce…, porzucamy myśl o przedzieraniu się górą i porzucamy rowery…, odszukujemy lampion S05 i…. możemy sprowadzić rowery tą samą drogą którą je wepchnęliśmy… ech…
Mgiełki dodają uroku
Mgiełki dodają uroku © amiga

S06

Jedziemy dookoła, i teoretycznie nadkładamy sporo drogi… jednak przy tej skali mapy to nie ma znaczenia…, kiedy w końcu dojdziemy do tego, że na OS-ach warto nadłożyć drogi, a nie pchać się przez wszystkie przeszkody…, skały, rzeki, bagna… W końcu powinniśmy o tym wiedzieć, to w końcu nie nasz pierwszy OS w życiu… Takie podejście zemściło się na nas m.inn. na Funexie. Za to sama szósteczka pękła dość składnie, nawet chwilami dało się jechać…,

Lekko nie ma
Lekko nie ma © amiga

PK16 - narożnik ruin od strony SW


To punkt kończący OSa… pokonanie tych kilkunastu km zajęło nam 4 godziny…, w tym czasie zlało nas i przymroziło… za to ruina do której dojeżdżamy robi wrażenie… jest niesamowita…. Chwilę później z kolejnym zaliczonym PK ruszamy dalej na

PK 17 - narożnik wklęsły budynku od SE – BUFET


W końcu cywilizacja, w końcu jakieś miasto…., w końcu market Dino… zamknięty w tym roku, jednak odżywają wspomnienia, gdy rok temu wycieńczeni wysoką temperaturą siedliśmy w pobliżu zaopatrzeni w pączki z czekoladą…, ech... Dzisiaj jest zamknięty… za to niedaleko czeka na nas BUFET…, wchodzimy do środka, oddajemy kartę sędziom i… jest banan, jest gorąca kawa…, chwila odpoczynku, wstępują we mnie nowe siły… (solidna porcja malej czarnej czyni cuda). Wychodzimy na zewnątrz… dalej zimno.. .a tak było przyjemnie na punkcie….

Na punkcie
Na punkcie © amiga

Nieopodal jest …

PK 18 - wierzchołek wzniesienia

Tym razem możemy cieszyć się jazdą rowerem, nie ma zsiadania.., nie ma przepychania…, w końcu jest to maraton rowerowy…, Dojeżdżamy w okolice PK i za diabła nie mogę dopasować rozświetlenia do mapy i okolicy… sporo później przy analizie mapy, wiem gdzie zrobiłem błąd… za to sama górka nie do pomylenia… na szczycie czeka na nas perforator…

Tym razem czeka na nas długi przelot na

PK19 – granica kultur od strony N


Jest dobre kilkanaście km dalej… pomimo kilku pagórków da się jechać szybko, w wielu miejscach przekraczamy magiczne 30km/h, tyle, że przemoczone ciuchy zaczynają dawać znać o sobie. O ile jeszcze korpus i nogi są nieźle zabezpieczone, nawet przemoczone buty jakoś przeszkadzają…, to największym problemem są mokre rękawiczki… W Maciejowej Darek sygnalizuje, że ma dość, że zgrabiałe z zimna dłonie nie są w stanie zmieniać przerzutek…, naciskać na klamki hamulcy… Próbuje mnie przekonać do jazdy dalej… jednak po chwili obydwoje kierujemy się do bazy…, jazda w mokrych ubraniach nie sprawia mi specjalnie radości i chęcią przebiorę się…, zrzucę mokre przesiąknięte łachy…, wbiję się w suche ciepłe zapasowe, i ruszymy dalej…

Meta


Dojeżdżamy do bazy, odstawiamy na chwilę rowery… idziemy się przebrać…, trafiamy na odprawę trasy Pieszej 50km… by nie przeszkadzać idziemy do swojego kąta…, chwila rozmowy, zdejmujemy rękawiczki…, buty, kurtki… jest lepiej… Darek zauważa, że podłoga jest podgrzewana… sam jestem w szoku…, szkoła musiała wydać niezły kawał grosza na to rozwiązanie... tylko po co jeszcze kaloryfery?
Postanawiamy nieco bardziej się rozgrzać lądując na kilka min w śpiworach…, tyle, że zamiast być coraz lepiej jest dokładnie odwrotnie… pojawiają się dreszcze…, nie potrafimy się rozgrzać… może coś ciepłego, kawa, herbata nam pomoże…
Mija 1.5 godziny i nic… dalej jest nam zimno, na samą myśl o wyjściu na zewnątrz robi nam się niedobrze… w końcu trzeba podjąć decyzję… rezygnujemy… pogoda nas pokonała… bardzo powoli zbieramy się, coś co rzuca mi się w oczy… to to..., że do chwili naszego wyjazdu nikt nie skończył pierwszej pętli…, wynika z tego jasno iż warunki są naprawdę ciężkie… w bazie jest tylko jeden rowerzysta… który odpuścił tuż po OSie…. Z podobnego powodu jak my…

W końcu wszystko zostało spakowane, rowery zamocowane na dachu samochodu…, możemy wracać, jeszcze tylko pora pożegnać się z organizatorami… i powrót na Górny Śląsk.

Powrót lekko się dłuży, jest męczący…, i pomimo tego, że wewnątrz pojazdu jest ciepło, dalej dopadają nas dreszcze…., kiedy to przejdzie?

Już w Zabrzu, po pysznym posiłku…, raczymy się grzanym winem i… dopiero ono rozgrzewa nas na tyle, że znikają bezpowrotnie targające nami drgawki…

O ile na początku tuż, po skończeniu występu na RW…, wydawało mi się, że to porażka, pomyłka…, że nie warto było się męczyć to, w chwili gdy emocje opadły…, mam wrażenie, że w warunkach z którymi przyszło nam walczyć nie ma co narzekać na OSa… Przecież można było go odpuścić, tyle, że nie myśleliśmy o tym, bo … na krótkim odcinku było wiele PK do zdobycia. Pewnie gdyby nie przedzieranie się przez łąkę…, nie przemoczone buty, rękawiczki, które zamiast chronić potęgowały odczucie zimna…, i ten niepotrzebny półmataron z buta… w błocie, wodzie… Tym razem trzeba było po prostu ominąć przeszkodę, ew. zaliczyć kilka PK znajdujących się pomiędzy 03 i 15, a zmierzyć się z podjazdami na reszcie trasy…
Cóż… zdobyliśmy kolejne doświadczenia, wiemy, że w maju w Jeleniej Górze, może padać śnieg, może być chłodniej niż w lutym w Katowicach… Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to mimo wszystko OS-a wolałbym w tym miejscu zaliczać w dzień… i to nie ze względu na problemy z nawigacją w nocy, a raczej na piękno tego miejsca (zeszłoroczny OS nie był taki malowniczy), którego w zasadzie nie udało nam się zobaczyć…, mogę się jedynie domyślać jak niesamowity musi być widok jeziorka w pobliżu S11, co może być widać ze skałek na które prowadziły stalowe schody na PK01….

Zastanawiam się czy… za rok będę miał na tyle odwagi by zmierzyć się po raz kolejny z Rudawską Wyrypą, tym bardziej, że wiem
(mam taką nadzieję) czego po niej oczekiwać i wiem, że jest to najcięższy maraton z jakim przyszło mi się zmagać…, pod tym względem dorównuje mu chyba tylko Transjura, tyle, że tam zabijają piachy…


na wesołą...

Czwartek, 1 maja 2014 · Komentarze(1)
Międzynarodówka - Internationale
(tą piosenką katowali mnie w podstawówce)

1 maja - święto... już od wczoraj wiem, że część dnia muszę poświęcić siostrze, z rana tel... chwila rozmowy i umawiamy się na mały przejazd po lesie, przy okazji chcę sprawdzić jaka będzie średnia dla osoby niewiele jeżdżącej rowerem, będzie to miało znaczenie przy planowaniu wyjazdu firmowego w większym gronie. Dzisiaj nie zapowiada się jakiś wielki hardcore, raczej spokojna jazda. Obieram kierunek na zalew Wesoła, bo... w linii prostej jest ok 10km, w razie czego nawet z buta wrócimy w ciągu 1.5 godziny, a po drodze sporo lasów... Fakt, że przy podjeździe na Murcki trochę się nasłuchałem... ale później już było nieźle, nawet podjazd przy powrocie z zalewu w kierunku Giszowca nie sprawiał jakiś większych problemów.
Przy okazji planujemy pofocić w kilku miejscach, w końcu po coś są lustrzanki, ja nastawiam się na fotografię IR, zabrałem ze sobą D70. Poniżej kilka efektów zabawy z filtrem podczerwieni. 


Czyż tu nie jest pięknie?
Czyż tu nie jest pięknie? © amiga
Pomimo tego, że to sztuczny zbiornik
Pomimo tego, że to sztuczny zbiornik © amiga
Pogoda również sopisuje
Pogoda również sopisuje © amiga
I te szuwary :)
I te szuwary :) © amiga
Woda, woda, woda
Woda, woda, woda © amiga
Molo :) na zalewie
Molo :) na zalewie © amiga
Ciekawie to wygląda
Ciekawie to wygląda © amiga

Odyseja Miechowska 2014

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Jacek Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński Powrót z Syberii Malcze

Jest wczesny niedzielny poranek, jedziemy do Miechowa na kolejną edycję Odysei Miechowskiej. Zastanawiamy się jak będzie, czy może jak rok temu gdzie odnalezienie PK graniczyło z cudem, bo lampiony w większości przypadków znajdowały się w 5mm kółku, czy może oznakowanie będzie tak perfekcyjne jak na Galicji Orient?
Dojeżdżamy na miejsce mamy sporo czasu na przygotowanie siebie, przygotowanie rowerów…, przywitanie się ze znajomymi. Cały czas mnie męczy jedno pytanie, czy problem z zapaleniem zatok nie dobije mnie dzisiaj podobnie jak to było na BikeOriencie. Trochę się tego boję, bo tutaj teren nie wybacza, tutaj będzie więcej przewyższeń…
Pogoda sprzyja, poranek chłodny, ale słońce szybko nagrzewa powietrze, robi się całkiem przyjemnie. W końcu nadchodzi czas odprawy i startu. Wyjazd z miasta w konwoju policji i tuż za miastem dostajemy mapy. Przed dojazdem okazuje się ,że Darek łapie panę, ciekawie się zapowiada. Gdy Darek wymienia dętkę, ja zajmuję się wykreśleniem wariantu. Zaznaczam punkty w kolejności:
3, 4, 8, 9, 10, 11, 12, 15, 14, 13, 7, 6, 5, 2, 1. Chwila konsternacji gdy spoglądam na mapę…, czegoś mi brakuje, jakiegoś punktu na południowym wschodzie…, może jeszcze jakiś po drugiej stronie miasta, ale sprawdzam jeszcze raz, liczę PK, są wszystkie. W zasadzie pewne jest, że wszyscy wykreślili identyczny wariant, różnica będzie polegała tylko na samym dojeździe pomiędzy PK, część będzie jechać terenem, a reszta szosami. Masakra, to wróży jazdę w pociągach i włączeniu się instynktu stadnego.
W końcu ruszamy, Darek ma jeszcze jeden problem, mapnik został w domu, więc mapa ląduje za pazuchą…, może to też jakaś metoda.
W drodze na PK
W drodze na PK © amiga
Pomimo tego, że ruszyliśmy jako ostatni wkrótce spotykamy grupę bikerów tłoczących się w pobliżu punktu „3 – skraj lasu”, to również pierwsze spotkanie z tutejszymi górkami, może nie idzie mi idealnie ale wdrapuję się na szczyt…, podbijamy karty i jedziemy dalej, zmieniamy rozrysowany plan, początkowo chwieliśmy wrócić co szosy tą samą drogą jednak krócej będzie zjeżdżając polną do
Widoki piękne
Widoki piękne © amiga
Pojałowic, po drodze mijamy rowerzystów, w kilku miejscach wybierają inne warianty dojazdu do „4 – 1 z 3 leśnych dróg” jednak na końcu i tak napotykamy grupę kilkunastu zawodników, trochę błota i kilka innych drobnych niespodzianek. Chwilę później jedziemy na „9 – pd-wsch. Strona cmentarza”, krótki przejazd ale czuć go w nogach, PK znaleziony i pora na kolejny punkt również w pobliżu: „10 - dolinka”, przy dojeździe czuję, że z tyłu mam ciut za mało powietrza, rower lekko pływa. Przy lampionie dopompowuję co 45 PSI i w drogę, liczę na to, że dziura jest na tyle niewielka iż uda się przejechać całość bez wymiany, bez niepotrzebnego tracenia czasu.
Okolica niesamowita
Okolica niesamowita © amiga
Nieco dalej jest „11 – krzyżówka leśna”, jedyne co trzeba zrobić to poprawnie policzyć przecinki przy drodze, tyle, że jest ich jakby nieco więcej. Trochę ryzykujemy, wjeżdżamy w jedną z nich, cały czas pod górkę… w końcu widzimy, że to nie ta, jesteśmy ciut za wcześnie, ale żaden z nas nie ma ochoty na zjazd i ponowny podjazd, pochylając się nad mapą decydujemy się na krótki spacer na przełaj, może 100-150 dalej jest przecinka w lesie która powinna nas wyprowadzić w pobliże punktu, chwilę później spotykamy zdezorientowanych. Podbijamy karty i zjeżdżamy…, kilka min później zatrzymuję się, powietrza zostało niewiele, trzeba wymienić
Chwila na wymianę dętki
Chwila na wymianę dętki © amiga
dętkę, dalej tak jechać się nie da, w między czasie spotykamy Maćka wracającego z PK 11 i dalej już jedziemy w trójkę. Droga do „12 – rozwidlenie dróg” strasznie paskudna, masa kolein, błota, pełno wody, średnio się jedzie po tej brei. Mam wrażenie, że w którymś momencie chyba nie tak pojechaliśmy, niemniej na PK docieramy bez większego problemu. Czeka na nas dość długi przelot na „15 – krzyżówka leśna”, z mapy wynika, że końcówka nie będzie zbyt szczęśliwa, las i sporo przecinek, ciekawe jak będzie w
Prawie jak tapeta z Windowsa XP
Prawie jak tapeta z Windowsa XP © amiga
rzeczywistości. Ta jakoś nie zaskakuje, jest gorzej niż mogło być przecinek jest kilkakrotnie więcej, biegną we wszystkich możliwych kierunkach, decydujemy się jednak na skręt na północ i kontunuowanie drogi wzdłuż ściany lasu, jest zdecydowanie lepiej. Końcówka już bezbłędnie, wjeżdżamy na lampion. Kolej na odszukanie „14 – sezonowy skład drewna” początek dojazdu coś mnie nie cieszy, zjeżdżamy w dół…, nie wróży to zbyt dobrze, bo po czymś takim jest coś na co mam średnią ochotę dzisiaj – kolejny podjazd. Nie mylę się…, kilka km kręcenia pod górkę i dojeżdżamy na miejsce, punkt banalny, zresztą chyba, żaden nie był skomplikowany, nie stwarzał problemów. Gdzieś chyba zatracił się ten klimat zeszłorocznej odysei… gdzie odszukanie lampionu było niezłym wyzwaniem. Trochę nie tak zjeżdżamy, za to podziwiamy borsuka pędzącego gdzieś w lesie…, i lądujemy we wsi, pytamy się o jakiś otwarty sklep…, ale oczywiście jest niedziela…, nie ma szans…, za to gratis mamy dodatkowy podjazd. Cóż nie pierwszy i nie ostatni dzisiaj, spoglądam na licznik, prawie 1000m przewyższeń… i dalej żyję…, Zapalenie oczywiście daje znać o sobie, ale nie jest to aż tak męczące jak na BikeOriencie czy Korno… „13 – leśna ścieżka” nieco problematyczna, przynajmniej przy podjeździe od północy, droga urywa się, z mapy jednak widać coś innego, musimy się jakoś przebić, szukamy opcji obejścia i kilka min później Darek
Zamek - ciekawe miejsce
Zamek - ciekawe miejsce © amiga
Kapliczka..., tylko gdzie lampion?
Kapliczka..., tylko gdzie lampion? © amiga
odnajduje lampion. Gdybyśmy pojechali wg planu, bez zjazdu do wsi to na lampion po prostu wjechalibyśmy. Spoglądamy na zegarki, jest nieciekawie, mało czasu…, po drodze zaliczamy jeszcze „7 – kaplica zamkowa” gdzie czeka na nas poczęstunek i możliwość uzupełnienia baków. Może km dalej jest „6 – krzyżówka leśna” wredny podjazd, ale lampion jest, kierujemy się na niebieski szlak, może będzie przejezdny…, tak też się dzieje. W trakcie drogi zastanawiamy się co dalej, „5 – mostek (bufet)” zaliczamy bo mamy go po drodze, ale nie ma szans na skręcenie na PK 2 i 1, nie mamy czasu, trzeba gnać ile sił w nogach do mety, droga wije się, to wznosi to opada, chwilami mam już dość. W którymś momencie widzę dzwonnicę kościoła w Miechowie, meta już niedaleko. Wpadamy na nią, oddajemy karty i… starczy na dzisiaj. Ciekawe jak będzie jutro, czy będę miał zakwasy, czy czeka mnie kolejne 2 dni walki z zapaleniem? Zobaczymy… Czeka na nas ciepły poczęstunek i losowanie nagród. W końcu musimy wracać…, żegnamy się i wracamy na Śląsk.
Na rozdaniu
Na rozdaniu © amiga
Losowanie nagród
Losowanie nagród © amiga
Finał Odysei Miechowickiej
Finał Odysei Miechowickiej © amiga

podążając za gwiazdami

Sobota, 12 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Limahl - Never Ending Story
Opis i zdjęcia ze strony etisoftbiketeam.pl

Dość nietypowy wypad tym razem, jednak ze względu na to że nasze koleżanki z pracy – Olga i Dorota zapisały się na czwartą edycję rajdu miejskiego postanowiliśmy im potowarzyszyć jako wsparcie na trasie. Baza rajdu mieści się w budynku Instytutu Fizyki Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Dziewczyny do pokonania będą miały ok 20km pieszo, 50km rowerami a na punktach zadania czasami sprawnościowe, czasami umysłowe. Poranek jest chłodny, ale dzień zapowiada się ciepły i słoneczny. Kilkanaście minut przed Starrem dziewczyny idą na odprawę do auli. Około 9:30 już przed budynkiem następuje rozdanie kart z opisami punktów, map dla części pieszej. Chwila zastanowienia i pora ruszyć.


Podążajcie za mną a będzie wam dane
Pamiątkowa fotografia
Pierwsze zadanie to przedostać się na drugą stronę ul. Rozdzieńskiego, punkt jest umieszczony niedaleko na placu zabaw. Problem polega na tym, że kładka nad ulicą jest obwarowana zasiekami, przejścia oficjalnie brak. Idąc w ślady współzawodników forsują przeszkodę i docierają na miejsce. Na punkcie zadanie do wykonania - 10 pompek.
Olga bierze to zadanie na siebie i chwilę później mogą udać się na poszukiwanie drugiego punktu umieszczonego dla odmiany w kinie Kosmos.
Sama droga nie jest jakaś skomplikowana i wkrótce docierają na miejsce, po wejściu do wewnątrz czeka na nie zadanie logiczne, dotyczące m.in. Agnieszki Holland i rodziny Simpsonów :). Po raz kolejny pokazują klasę i chwilę później mogą udać się dalej do jaskini ludzi gór – „Knajpy Podróżników Namaste” na ul Sobieskiego. Kolejny długi pieszy odcinek, a na miejscu po raz kolejny dzisiaj zadanie logiczne. Umiejscowienie w europie masywów górskich. Okazuje się, że rozwiązują najlepiej ze wszystkich dotychczasowych drużyn. Brawo.
Szczęśliwe
Parę minut później już pędzą dalej tym razem do parku Kościuszki gdzie czeka na nie „grzybek”, w ruch idą mięśnie i bez żadnych problemów Olga razie sobie z tym trudnym zadaniem.
I kto tu jest wielki
Zadowolone ruszają dalej - kierunek… „Biały Domek” – Górnośląskie Centrum Kultury im. Krystyny Bochenek, już samo umiejscowienie punktu wskazuje, że muszą liczyć się z zadaniem logicznym. Na miejscu dostają do rozwiązania rebusy, pytanie tylko czy warto tracić zbyt dużo czasu na ich rozwiązanie…, za brak jest tylko 10 min kary. W takich przypadkach zawsze warto rozważyć czy nie lepiej poświęcić zadanie w zamian za więcej czasu na dotarcie do kolejnych punktów.
Po kilku min. ruszamy dalej - kierunek Biblioteka Śląska, jak można się spodziewać, będzie kolejne zadanie logiczne… Spoglądam na licznik, w nogach mają już 13km… sporo… Na miejscu po zaliczeniu zadania możemy wracać do ścisłego centrum, po drodze jeszcze tylko przejście podziemne na ul. Wojewódzkiej i spisanie informacji o Henryku Sławiku i pozostały do zaliczenia już tylko 2 punkty, pierwszy w Muzeum Śląskim i kawałek dalej w Altusie, tym razem czeka je wspinaczka na szczyt Katowickiego drapacza chmur…
A kto to ten Sławik
W między czasie dojeżdża Darek i wspólnie czekamy pod budynkiem na powrót dziewczyn.
Gdzieś tam biegną właśnie dziewczyny
Teraz powrót do bazy i odebranie map na trasę rowerową. Organizatorzy wspominali coś o 50km na rowerze, jednak patrząc na mapę na pierwszy rzut oka mam wrażenie, że jest tego sporo więcej, oceniam iż będzie to około 70km… najkrótsza droga to prowadzi do głównych drogach, zupełnie bez sensu… Spodziewałbym się raczej poprowadzenia trasy po południowej części miasta. A tutaj punkty umieszczone w okolicznych miastach…, Czeladzi, Bytomiu, Chorzowie.
Chwila rozmowy i od razu kasujemy punkty wysunięte najdalej…, pozostaje Wełnowiec, Park Śląski, Nikiszowiec, Giszowiec i Muchowiec. Całość powinna zamknąć się w ok. 30km. Czasu powinno starczyć.
W końcu na 2 kołach
Pierwszy punkt jest umieszczony na hałdzie na granicy Katowic i Siemianowic Śląskich, trochę zakosami ale docieramy na miejsce, w zasadzie cieszy mnie to, że to nie ja muszę się wspinać na górę. Dorota i Darek pędzą na szczyt, a my z Olgą obmyślamy trasę dojazdu do Parku Śląskiego.
Punkt zaliczony
Po chwili jesteśmy znowu w komplecie, przez Koszutkę docieramy do stacji Elki i… dziewczyny mają chwilę odpoczynku, jadą wygodnie na krzesełku do stacji Stadion Śląski. A my gnamy na rowerach, po drugiej stronie czekają na nie do wykonania 3 zadania, pierwsze to rowerki wodne i zaliczenie 2 PK na stawie, drugi punkt w pobliżu, trzeba zapamiętać nazwę firmy ochroniarskiej jednego z budynków i trzecie to siłownia. W między czasie dojeżdża do nas Agnieszka, pokibicować naszym gwiazdom :).
|Żeby nie tracić czasu relacja online
Znów rower
I rozciąganie mięśni
Ćwiczymy wszystkie partie mięśni
Chwila rozmowy i ruszamy rowerami w drogę powrotną, niestety do stacji Elki Olga i Dorota muszą dotrzeć pieszo, dopiero tam dosiadają rowerki i pora udać się na Muchowiec, przedostanie się przez place budów sponsorowane przez Boba Budowniczego chwilę zajmują, wkrótce jednak jesteśmy na miejscu, tutaj nie ma zadania, jest tylko punkt, spoglądamy na zegarki… i mało czasu… jest coś około 15:00. Nikiszowiec odpuszczamy, ale… Giszowiec jest jak najbardziej w zasięgu. Jedziemy w pobliżu źródeł Kłodnicy i… nieco dalej muszę się pożegnać, dzisiaj niestety mój limit czasowy się wyczerpał. Dalej jadą w eskorcie Darka i Agnieszki.
W drodze na Muchowiec
Pędząc przez lasy
Do punktu pozostało im ok. 10 minut jazdy po dość prostym terenie i asfaltowej ścieżce rowerowej, nie powinno być problemów.
Na punkcie kolejne zadanie logiczne, tyle, że czasu mało…, decyzja… punkt zaliczony pora wracać jak najkrótszą drogą. Do zamknięcia mety pozostało 40 min.
Staw Janina na Giszowcu
Do pokonania jest torowisko w pobliżu ul.73 Pułku Piechoty i dalej wąska ścieżka usiana korzeniami. To nie za dobrze dla roweru Doroty, z wąskimi oponami przystosowanymi do szos. Na metę wpadają 10 minut przed końcem czasu… Zmęczone, zziajane i szczęśliwe.
Zadanie logiczne na tym etapie?
W sumie fajnie było trochę potowarzyszyć… i przyglądać się nieco z boku zmaganiom… W klasyfikacji znajdują się na 15 miejscu na 22 drużyny mix. Jak na pierwszy spontaniczny występ to rewelacyjne osiągnięcie. Już zapowiadają udział w kolejnych tego typu imprezach. :)