Wpisy archiwalne w kategorii

do 34km

Dystans całkowity:73100.96 km (w terenie 11237.08 km; 15.37%)
Czas w ruchu:3228:23
Średnia prędkość:22.64 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:262950 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:2777597 kcal
Liczba aktywności:2354
Średnio na aktywność:31.05 km i 1h 22m
Więcej statystyk

2 zerwane szprychy

Środa, 4 września 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Coldplay - Atlas


Dzień jak co dzień, niby..., w każdym bądź razie wychodzę z firmy i pędzę do Katowic umówiłem się z Filipem, w planie jest pętla po okolicy. Niby mam sporo czasu, ale cisnę ile wlezie... Początkowo myślę, o przejechaniu całej drogi po szosach, bo będzie tak szybciej. Jednak ruch jest na tyle duży i nieprzewidywalny, że odpuszczam. W Kończycach wjeżdżam w las i lecę leśnymi autostradami. Jestem już w Starej Kuźni, czuję, że coś jest nie tak, rower mi pływa. Pierwsza myśl, to złapałem panę..., spoglądam na koło widzę, że ma jakiś bicie. To nie snejk..., staję robię szybki przegląd..., mam zerwane 2 szprychy... No to sobie pojeździłem dzisiaj... Wsiadam na zdezelowany rower i powoli toczę się przez las na Panewniki. Prędkość max 18km/h..., szybciej nie chcę jechać, nie chcę zerwać kolejnej szprychy. W końcu udaje mi się dojechać na miejsce spotkania. Chwila rozmowy, pokazuję na koło..., Ech...
Filip pilotuje mnie do domu, może nie wprost, ale dzisiaj już wiele więcej nie pojeździmy. Wieczorem będzie mnie czekała praca... W Ochojcu rozmawiamy z dobrą godzinę, w końcu się rozstajemy. Flip leci do domu, a ja... cóż... mam koło do remontu...

Wspomnieniowo z Giszowca © amiga

Błotniście...

Wtorek, 3 września 2013 · Komentarze(4)
KAZIK - Jesień


Budzę się wcześniej niż zwykle, jeszcze przed budzikiem, w zasadzie telefonem bo to on przejął tą rolę...
Spoglądam za okno..., pada..., sprawdzam prognozę na new.meteo.pl, deszcz ma zanikać..., mam jeszcze chwilę czasu, zbieram się, śniadanie, wychodzę.
Nie pada :), gdzieś na wschodzie pojawia się nieśmiało słońce, próbuje przebić się przez warstwę chmur..., ruszam.
Temperatura na starcie specjalnie nie zachwyca - +13, jednak pora przywyknąć do chłodu o poranku, w końcu do początku już niedaleko...
Początkowo szosami, później jednak las, trudno, będę musiał umyć rower, znowu...
Na leśnych ścieżkach mimo wszystko mało wody, kałuż, większość się wchłonęła. Przy wyjeździe w Starej Kuźni zaliczam delikatną glebę, najazd na błotniste zbocze głębokiej koleiny pod niewielkim kontem i... leżę... :)
Sprawdzam czy wszystko z rowerem w porządku..., uff nic się nie stało, nic nie odpadło, złamało się..., mogę ruszać dalej.
Chwila po szosach na Halembie i ponownie las, tutaj nie ma błota, można nieco popędzić...., pojawiają się nawet ludzie na trasie, biegający, czy jadący rowerami... w każdym bądź razie są...
Dzisiaj chyba wycinki nie ma, za to podjazd na starą hałdę w Kończycach niemiłosiernie błotnisty, koło delikatnie się zapada, ale jadę dalej. Na szczycie chwila przerwy, kilka fot i mogę gnać dalej. Zastanawiam się czy jechać przez hałdę w Sośnicy, ale tam teren po opadach jest zupełnie nieprzewidywalny, przy każdych większych ulewach część hałdy spływa w dół uniemożliwiając jakikolwiek przejazd..., więc odpuszczam.
Jadę przez całą długość Zabrza Makoszowy i wjeżdżam do parku, przecinam budowę DTŚki, znowu masa błota..., na szczęście to nie za duży odcinek...
W końcu wyjeżdżam na szosy, mogę trochę popędzić maszynę...
Dojeżdżam do firmy jestem do pada ubłocony..., ale nie żałuję, dobrze się jechało...

Krótko po opadach © amiga


Na starej hałdzie w okolicach Kończyc © amiga

kolejne spotkanie....

Wtorek, 3 września 2013 · Komentarze(4)
Avantasia - Where Clock Hands Freeze


Jak to zwykle u mnie... gdy planuję wyjść „normalnie” czyli po 16:00 to za diabła mi to nie wychodzi...
W efekcie opuszczam firmę około 17:30..., rower jest uwalony w błocie, więc już nie robi mi to różnicy czy pojadę po błotnistym terenie czy też nie. Jadę prawie identyczną drogą jak ta o poranku, tyle, że tym razem już nie ma tyle kałuż, błota, jedynie w okolicach budowy DTŚ-ki lekko nie ma.
Pogoda rewelacyjna i to słońce..., masa ludzi na rowerach, w parkach, lasach...
W Starej Kuźni doganiam jakiś bikerów, później okazuje się, że to ojciec prowadził synów..., słyszę dziwną wymianę zdań..., tutaj go spotkałem wskazując na hałdę, po czym gość się odwraca i rozpoznajemy się, w poniedziałek się spotkaliśmy dokładnie w tym miejscu, dzisiaj jechał z synami tą samą trasą, chciał im pokazać fragment drogi którą jechaliśmy...
Jedziemy dalej jakieś 2 km..., chwilę rozmawiamy i... on odbija jeszcze w kierunku stawów Księżycowych (chyba tak się one nazywają, a ja lecę przez Panewniki i Ligotę do domu).
Już na miejscu spoglądam na rower..., ech... nie chce mi się go myć..., może rano chociaż spłuczę z niego trochę charakteru..., zdecydowanie jest tego za dużo...

Na Muchowcu w Katowicach - z archiwum © amiga

Zaginanie ogniw...

Poniedziałek, 2 września 2013 · Komentarze(16)
Dezerter - Zmiany


Poniedziałek, pobudka…, spoglądam za okno, nie pada, prognozy się jednak nie sprawdziły, w zasadzie nawet mi to pasuje :). Na szybko z rana poprawiam linki w tylnej przerzutce… zasadzie czyszczę część pancerzy i linek, ale coś wydaje mi się że dzisiejszy wieczór będzie poświęcony zmieniarkom…, dawno przy nich nie kopałem, a widzę, że najwyższa pora…, gdzieś dostał się syf i trzeba to sprawdzić…, ech… Wczorajszy przegląd rowera i test w terenie potwierdził wszystkie moje obawy…, przyszła pora by nieco zainwestować w bike-a…, pora na nowy napęd… , ten już umiera…, rower razem z nim. Potwierdza to dobitnie dzisiejsza droga do pracy gdzie po raz n-ty skręca mi się jedno z ogniw, tyle, że dzisiaj nie mam przy sobie spinki…, shit, została w domu, szybki przegląd sprzętu i… hmm… mam jakieś ogniwa na stanie… z tego łańcucha gdy był nowy…, usuwam uszkodzony fragment wstawiam to co mam i… ruszam dalej, czuję, że na zębatkach od 11-15 łańcuch tańczy… te „nowe” ogniwa nie pasują do całości, zmieniam przełożenia na te rzadko używane, jest nieco lepiej, ale muszę „gęściej” przebierać nogami…
W skrócie… lista zmian na wrzesień wygląda tak:
Kaseta, łańcuchy, blat (ten leży i czeka)
Komplet hamulców przód/tył klamki - mają luzy jak diabli/coś się złego dzieje w samym układzie, niby jest odpowietrzony, wycieków nie ma, ale to nie to co powinno być… masakra…, nawet nie myślę o wymianie klocków, te co są jeszcze powinny działać sprawnie, a nowych nie kupię jeżeli w planach jest wymiana… całości…
Suport do wymiany (w domu czeka przygotowany akcent z wymienionymi łożyskami)
Tylna piasta do serwisu…
To chyba na tyle.., tanio nie będzie…
Za to wiem, że pora pożegnać się z łańcuchami Shimano, starczy, 9rz im nie wyszły…, co do Kaset to zastanawiam się czy na zimę nie wrzucić 11-28, zamiast szosowej 11-26…, chociaż… zobaczy

Chyba zacząłem zaginać ogniwa siłą woli © amiga

powrót do domu....

Poniedziałek, 2 września 2013 · Komentarze(0)
Another World - Wielki Młyn


Jest po 17:00, w końcu wychodzę...., ruszam. Denerwuje mnie łańcuch, te wymienione o poranku ogniwo doprowadza mnie do białej gorączki...
Wjeżdżam w teren, zatrzymuję się w lesie w okolicach Zabrza Makoszowy, mam dość..., zdejmuję łańcuch i usuwam to co rano dołożyłem w zamian za uszkodzone ogniwo, łańcuch został skrócony...
Ruszam i... szok..., nie ma skoków, wszystko zaczyna poprawnie działać... lepiej niż dotychczas..., fakt, że łańcuch jest na wykończeniu, ale reszta napędu również ledwie dyszy. Jest na tyle nieźle, że zaczyna sobie pozwalać..., zaczyna sprawdzać jak napęd się spisuje na podjazdach. Nawet naciskając na blacie można podjechać na większość górek..., im bliżej domu tym bardziej sobie pozwalam, w najgorszym przypadku będę miał z buta. Dopiero przy nachyleniu >5% nastąpił skok na blacie... za to już na środkowej zębatce nie ma problemów....., czyżby ten napęd miał jeszcze chwilę posłużyć? Coś w tym może być. Jeżeli 10 ogniw wydłużyło się o 1mm to na 100 ogniwach wydłużenie sięga już 1cm..., usuwając ogniwo, napiąłem łańcuch... hmmm.. może to jest rozwiązanie na zajechany napęd...

A w domu trochę zabawy ze zmieniarką, dokładniej to z czyszczeniem pancerzy i linek z syfu jaki się ostatnio tam dostał.... 30 minut później wszystko działa.. :), Pozostał jeszcze problem hamulca, ale... to już jest pewnie, po 30000km najwyższa pora go zmienić...

Widok z hałdy w Halembie © amiga

W końcu po okolicy

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(6)
Kategoria do 34km, Solo
Closterkeller - Wyznanie Siebie


Niedziela, jest około 13:00, będę miał jakieś 90 minut..., wsiadam na rower i jadę, muszę sprawdzić co namieszałem z rowerem, muszę sprawdzić hamulce..., jadę w teren przynajmniej taki jest plan, myślę o Lędzinach...
Początkowo też tak jadę, jednak gdzieś w ołowie zauważam, że tylna zmieniarka coś nie tak chodzi..., chwila przerwy i już wiem... do dolnego pancerze dostało się błoto, brud..., będę miał co robić po powrocie, ustawiam ręcznie potrzebne mi przełożenie i jadę dalej, ale jedno jest pewne, nie pojadę do Lędzin, nie zdążę, mam za mało czasu.
Odwiedzam okolice hałdy w Murckach, dalej kawałek ul Lędzińską i odbijam na Mysłowice Wesołą, kieruję się na staw..., wieki tu nie byłem, próbuję sobie przypomnieć... i nie potrafię... Musiało to być dawno temu, przyznam się, że nawet nie kojarzę czy w tym roku udało mi się odwiedzić to miejsce... hmmm...
Pora wracać, koniec wycieczki, najszybszy wariant to chyba Giszowiec i staw Janina..., jadąc w Giszowca w oczy rzuca mi się mała przeróba przy przejściu podziemnym pod ul. Pszczyńską. Szok..., jednak coś się dzieje w Katowicach z Ddr-ami..., może w końcu zaczną być użyteczne....?
Pozostało ok 5km do domu..., tyle, że już nie pora na przerwy, na focenie, czas się skończył..., w domu jestem kilka minut przed czasem... Uff udało się :)

A jednak zamknięte © amiga


Podjechać, nie podjechać © amiga


Zakaz wjazdu rowerami...? © amiga


Zalew Wesoła © amiga


Rzut okiem w kierunku masztu w Kosztowach © amiga


Jednak coś się zmienia na Katowickich rowerówkach © amiga


A wieczorem chwila na grę © amiga


Sposób na powiększenie wygranej :) © amiga

takie tam powolne kulanie się do Gliwic

Piątek, 30 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Andrzej Grabowski - Z pijanym, to nie


Poranek, zbieram się, wychodzę, wsiadam na rower i ruszam...
Coś zimno..., spoglądam na licznik... 9 stopni..., jeszcze 2 mniej i trzeba będzie zacząć ubierać długie spodnie...,
Dzisiaj i tak chyba za lekko się ubrałem, czuję ten chłód, ale... dam radę, świeci słońce, więc temperatura powinna dość szybko się podnieść. Przynajmniej na to liczę...
W Panewnikach wjeżdżam w las, jakoś nie mam melodii do jazdy po szosach, nie chce mi się, może to efekt ostatniego dnia "roboczego"..., za to w lesie całkiem przyjemnie, mało tego sporo rowerzystów, biegaczy, temperatura więc nie odstrasza ludzi...,
W Gliwicach melduję się w żółwim tempie, ale za to przejechana hałda w Sośnicy..., przyszły tydzień to Sajgon na drogach, więc pewnie przez pierwsze kilka dni będę z założenia jechał lasami..., koniec wakacji..., chociaż prawdziwy bałagan zacznie się dopiero za jakieś 3 może 4 tygodnie gdy wrócą studenci...


VI Bytomski Rajd Rodzinny © amiga

Powrót do domu w towarzystwie...

Piątek, 30 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
KSU - Po drugiej stronie drzwi


Piątek, jaki piękny dzień, popołudnie zapowiada się przyjemnie, temperatura >20 stopni. Wychodzę z firmy i ruszam, wiem jedno, jadę terenem. Dzisiaj mi się nie spieszy. Pogoda zachęca do jazdy dla przyjemności, poza tym wieczór wyjątkowo ma być wolny, no może nie do końca, może uda się poświęcić trochę czasu rowerowi :)

Wbijam się w Sośnicy na hałdę, dalej szlakami leśnymi przez Makoszowy, Kończyce, Halembę. W Starej Kuźni wjeżdżam na hałdkę i trochę foce, obok mnie przejeżdża jakiś biker, jedzie dalej, tyle, że tam nei ma przejazdu, moja może 5 min i wraca..., pyta się o drogę, jest z Mikołowa i od niedawna zaczął jeździć rowerem

Czyż nie jest pięknie? © amiga


Jeszcze nieznajomy biker © amiga



po okolicy, poznaje ją dopiero, chce wyjechać gdzieś do cywilizacji. Z informacji którą od niego wyciągnąłem przyjechał od strony doliny Jamny, cóż.. chwila rozmowy i jedziemy razem, na Panewniki, trochę opowiadam mu co w okolicy jest co można zobaczyć, czego poszukać...
Dojeżdżamy do Katowic, jeszcze kawałek Ligoty, ul. Śląska i pora się pożegnać, pokazuję mu drogę na Starganiec, dalej już powinien sobie poradzić , a ja bokiem czmycham na Ochojec. Fajnie jest spotkać kolejnego zarażonego Cyklozą...


Ciekawe miejsce na ćwiczenia © amiga


Jakieś zawody lokalne? © amiga

po raz kolejny do pracy...

Czwartek, 29 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Łzy - Narcyz Się Nazywam


Czwartek…, pora po raz n-ty pojechać do pracy, do Gliwic…
Za oknem dziwnie chłodno, chociaż ostatnie dni powinny mnie już do tego przyzwyczaić, 14 stopni… pewnie w marcu by mnie to cieszyło, ale… mamy sierpień…, liczę jednak na to, że lato przeciągnie się podobnie jak zima, nie miałbym nic przeciwko temu aby… potrwało do grudnia :).
W końcu jednak trzeba wyjść, długa bluza i da się jechać, wczoraj udało mi się w końcu umyć rower po… Izerskiej Wielkiej Wyrypie…, przy okazji usunąłem luzy z tylnego koła, i sprawdziłem co się dzieje z hamulcem…, jakimś cudem tarcza hamulca zaczęła trzeć o zacisk…, dość nieprzyjemny zgrzyt, ale przeszedł już do historii (przynajmniej dzisiaj go nie słyszałem). Poprawiłem nieco ustawienie siodełka.., pewnie trzeba będzie się do tego przyzwyczaić i w zasadzie to wszystko na już… Nie zmienia to faktu, że muszę się umówić w serwisie na coś więcej…, wyczuwalny luz na korbie i wydobywające się dźwięki z suportu wskazują na padanie łożysk…, ech…. 1.5 miesiąca i po suporcie…, shit…, chyba zlecę też pełny serwis obu piast, tak… dla zasady, w końcu mają niecałe 10000km sobą… z jednym czyszczeniem/przeglądem…, jest jeszcze kilka innych drobiazgów, ale większość nie jest czasochłonna…, więc pewnie zrobię to sam… . W tej chwili jest niby nieco więcej czasu.., bo kolejny rajd „dopiero” za 2 weekendy… chociaż kto to wie…, może narodzi się jakaś nowa idea, plan… Cały czas korci aby pojechać w góry…, zmierzyć się jeszcze raz z czerwonym szlakiem jurajskim…, czasu coraz mniej, a zimą raczej nie ma mowy o tym…
A dzisiaj…, od początku wiedziałem, że pojadę nieco bardziej terenem…, bo nic mi nie przeszkadza, zagraża, chyba…, że jakiś dzik samobójca wejdzie mi pod koła…
Trochę denerwuje i spowalnia wycinka lasy pomiędzy Kończycami, a Makoszowami, bez zejścia z roweru nie ma mowy o tym aby pokonać ten odcinek…, po prostu trzeba przenieść bike-a…, leśnicy coś na mnie dziwnie spoglądają ale mam to gdzieś…, może chodzi o te znaki zakazu wstępu…? Ale to w końcu oni władowali mi się na drogę, a nie odwrotnie… :)


Kolejna fota ze zlotu Old Timer Garage w Zabrzu © amiga

po pracy

Czwartek, 29 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
The Police - Live In Concert At The Tokyo Dome 2008


Powrót do domu..., jakimś cudem udaje się wyjść nieco wcześniej..., za to pogoda taka sobie, w chwili gdy ruszam zaczyna kropić, nie zakładam jednak kurtki przeciwdeszczowej, łudzę się, że ulewa przejdzie bokiem i mimo wszystko jakoś to będzie...

Już wyjeżdżając z Gliwic deszcze zanika, na ulicach jest wręcz sucho, ale co tam, skręcam początkowo do lasku Makoszowskiego, później wbijam się na niebieski szlak i jadę w kierunku Kończyc, tam zmiana szlaku na czerwony Rudzki, który wyprowadza mnie w okolice Halemby. Tutaj szlaki się urywają na jakiś czas..., pędzę dalej w kierunku Panewnik..., zastanawia mnie zerowa liczba bikerów..., może pogoda trochę wystraszyła ludzi, ale nawet w gorszych warunkach spotykałam jednego czy dwóch..., a dzisiaj nie jest tak źle, chmury tylko straszą...
Do samych Katowic nie spadła na mnie już żadna kropla deszczu..., w sumie nawet dość przyjemnie się jechało.

Wóz strażacki na Old Timer Garage w Zabrzu © amiga