kolejne spotkanie....
Wtorek, 3 września 2013
· Komentarze(4)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę, W towarzystwie
Avantasia - Where Clock Hands Freeze
Jak to zwykle u mnie... gdy planuję wyjść „normalnie” czyli po 16:00 to za diabła mi to nie wychodzi...
W efekcie opuszczam firmę około 17:30..., rower jest uwalony w błocie, więc już nie robi mi to różnicy czy pojadę po błotnistym terenie czy też nie. Jadę prawie identyczną drogą jak ta o poranku, tyle, że tym razem już nie ma tyle kałuż, błota, jedynie w okolicach budowy DTŚ-ki lekko nie ma.
Pogoda rewelacyjna i to słońce..., masa ludzi na rowerach, w parkach, lasach...
W Starej Kuźni doganiam jakiś bikerów, później okazuje się, że to ojciec prowadził synów..., słyszę dziwną wymianę zdań..., tutaj go spotkałem wskazując na hałdę, po czym gość się odwraca i rozpoznajemy się, w poniedziałek się spotkaliśmy dokładnie w tym miejscu, dzisiaj jechał z synami tą samą trasą, chciał im pokazać fragment drogi którą jechaliśmy...
Jedziemy dalej jakieś 2 km..., chwilę rozmawiamy i... on odbija jeszcze w kierunku stawów Księżycowych (chyba tak się one nazywają, a ja lecę przez Panewniki i Ligotę do domu).
Już na miejscu spoglądam na rower..., ech... nie chce mi się go myć..., może rano chociaż spłuczę z niego trochę charakteru..., zdecydowanie jest tego za dużo...
Jak to zwykle u mnie... gdy planuję wyjść „normalnie” czyli po 16:00 to za diabła mi to nie wychodzi...
W efekcie opuszczam firmę około 17:30..., rower jest uwalony w błocie, więc już nie robi mi to różnicy czy pojadę po błotnistym terenie czy też nie. Jadę prawie identyczną drogą jak ta o poranku, tyle, że tym razem już nie ma tyle kałuż, błota, jedynie w okolicach budowy DTŚ-ki lekko nie ma.
Pogoda rewelacyjna i to słońce..., masa ludzi na rowerach, w parkach, lasach...
W Starej Kuźni doganiam jakiś bikerów, później okazuje się, że to ojciec prowadził synów..., słyszę dziwną wymianę zdań..., tutaj go spotkałem wskazując na hałdę, po czym gość się odwraca i rozpoznajemy się, w poniedziałek się spotkaliśmy dokładnie w tym miejscu, dzisiaj jechał z synami tą samą trasą, chciał im pokazać fragment drogi którą jechaliśmy...
Jedziemy dalej jakieś 2 km..., chwilę rozmawiamy i... on odbija jeszcze w kierunku stawów Księżycowych (chyba tak się one nazywają, a ja lecę przez Panewniki i Ligotę do domu).
Już na miejscu spoglądam na rower..., ech... nie chce mi się go myć..., może rano chociaż spłuczę z niego trochę charakteru..., zdecydowanie jest tego za dużo...
Na Muchowcu w Katowicach - z archiwum© amiga