Wpisy archiwalne w kategorii

do 34km

Dystans całkowity:73100.96 km (w terenie 11237.08 km; 15.37%)
Czas w ruchu:3228:23
Średnia prędkość:22.64 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:262950 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:2777597 kcal
Liczba aktywności:2354
Średnio na aktywność:31.05 km i 1h 22m
Więcej statystyk

Z przygodami do domu

Poniedziałek, 23 lipca 2018 · Komentarze(0)
W firmie lekko nie było, tuż przed wyjazdem pędzę do sklepu rowerowego, kupuję opony Continental Tace King 2.0. Ostatni raz miałem je założone dobre 8 lat temu. To moje pierwsze opony z których byłem mega niezadowolony, te jednak są inne. Producent w końcu dodał gumy, są wyraźnie cięższe od tego co pamiętam ,boki grubsze, nawet bieżnik wyższy. Gdy zabieram się do zmiany... okazuje się że nie mam pompki. Chwila, przecież rano miałem... Przekopuję plecak, sprawdzam czy nie wrzuciłem do szafki, czy nie została na biurku, ale nie... Jedyna opcja to po wymianie dętki musiała zostać na Wirku... Szlak... Kolejna wizyta w sklepie, pompka jest :)
20 minut później ruszam. Jest coś około 17:30, chciałem pojechać lasem, ale nie o tej porze. Pozostaje jazda szosami. Upał dobija, na dokładkę wiatr zmienił kierunek na wschodni. Daje czasu... 

Czuję, że coś za mało napompowałem po 15 minutach jazdy staję na chwilę, dopompowuję, jest lepiej. Rower chce jechać. Opony zaskakują, są niesamowicie ciche, toczą się bez większych oporów, mało tego w lasku Makoszowskim też pokazują co potrafią :) Chyba przeproszę się z Continentalem. Pozostaje jeszcze problem trwałości, ale to najwcześniej za miesiąc, może 2. 
Na Wiadukcie w Zabrzu
Na Wiadukcie w Zabrzu © amiga
Zabija mnie gorąco, zastanawiam się, czy gdzieś nie stanąć na kupić czegoś do picia. Może pora wozić ze sobą bidon? Trasa krótka ale dzisiaj wykorzystałbym każdą kroplę. Opieram się jedna pokusie postoju, zakupów. Jadę do domu, wiatr nie chce pomagać, za to opony i owszem :)
Kiedy koniec?
Kiedy koniec? © amiga

Solidnie rozkopane
Solidnie rozkopane © amiga
W domu po kąpieli lecę do sklepu, muszę uzupełnić elektrolity. 

Po ulewach w końcu na rowerze

Piątek, 20 lipca 2018 · Komentarze(1)
Po kilku dniach ulew, w końcu pogoda na tyle się poprawiła, że wracam na rower, zdaje się, że czasy gdy jeździłem podczas oberwania chmury już minęły... Średnio mam ochotę w tej chwili na ubieranie się w mokre ciuchy, w mokre buty... Chyba się starzeję ;)

Niemniej, 3 dni oderwania od rowera to stanowczo za długo. Pomimo lekkiego dżdżu kilka minut po 7 wsiadam na rower, opady wg radarów są na góra 10-15 minut. Wiatr niestety w twarz, jest wyraźnie odczuwalny, za to na drogach pustko, niewiele samochodów. Na Zbożowej jeszcze nie dokończyli wylewania asfaltu, ale tym razem mnie to nie dziwi. Brodzenie w wodzie po kostki miało średni sens..  Myślę, że dzisiaj chłopaki poszaleją i wieczorem gdy będę wracał nowy dywanik będzie na miejscu.

Trasę staram się maksymalnie skrócić, obawiam się jednak lasu i jak się okazuje słusznie, wielkie kałuże, rozlewiska są wszędzie. Krótki test na Bałtyckiej utwierdza mnie w przekonaniu, że las dzisiaj nie dla mnie, a przynajmniej nie w tej chwili. Może wieczorem... 

Mokro w lesie
Mokro w lesie © amiga

Pomimo tego, że nie pada to na niebie dalej gęste nieprzyjemne chmury, jest ciemno, brak słońca, co to za lato? Co to za lipiec... Zero przyjemności, zero ciepła... Prognozy na kolejny tydzień też nie pokrzepiają, choć nie powinno już być ciągłych ulew... 

Jazda pod wiatr meczy, rower średnio ma ochotę na jazdę, trzeba mocniej naciskać,  Na Bielszowickiej wjeżdżam na DDRkę, jest już połatana, po drugie droga jest w wielu miejscach zalana, woda po większych opadach tutaj potrafi stać nawet kilak dni.

Sama DDRka też nie jest idealna, od czasu gdy została oddana do użytku wielokrotnie musiała być naprawiana, poprawiana, łatana, wyrównywana. Utwierdza mnie to w ocenie, że na tej drodze nie powinno jej być, a przynajmniej nie w takiej formie. 
Połatana DDRka na Bielszowickiej
Połatana DDRka na Bielszowickiej © amiga

W Zabrzu drogi świecą pustkami, dawno już tak szybko nie przejechałem tego miasta :). Wracając do DDRem to wczoraj na Górnośląskiej w Rudzie Śląskiej jest nowa rowerówka, wygląda na nieźle wykonaną, asfaltowy, czerwony dywan... całość odseparowana od drogi. Na pierwszy rzut oka w końcu zaczyna to jakoś wyglądać. Jednak weryfikacja będzie gdy przejadę się tam rowerem. Może dzisiaj? Do lasu i tak nie wjadę, a od  czasu do czasu warto zmienić szlak... 

W Zabrzu też mokro
W Zabrzu też mokro © amiga

W firmy dojeżdżam w średnim czasie, warunki jednak nie były idealne, ale... co by nie mówić, jazda rowerem daje niesamowitego kopa i frajdę. żaden inny środek transportu nie może się z nim równać. 

Zauważyłem jednak, że dogorywa napęd w góralu, spróbuję go dojechać, myślę, że za góra miesiąc czeka mnie kompletna wymiana wszystkiego. Część elementów już mam ;)

Zaświeciło słońce

Piątek, 20 lipca 2018 · Komentarze(1)
Jest coś koło 16:40, wychodzę, z przyzwyczajenia ubrałem wiatrówkę, muszę ją zdjąć, jest za ciepło, świeci słońce, niebo błękitne, usiane białymi obłoczkami. Ulewy się skończyły. Aż chce się jechać... 
Łańcuch po porannym piaskowaniu chrzęści, ale nie chcę go smarować, jeszcze nie. Niech piasek odpadnie, później mycie i dopiero smarowanie będzie miało jakikolwiek sens. 
Korci mnie by pojechać lasami, jednak obawiam się, że odcinki na hałdach będą mało przyjemne. Sporo błota, być może jakieś osunięcie, nie ryzykuję, raczej będę się trzymał asfaltów. W Zabrzu pakuję się w lasek Makoszowski i wiadukt przy DTŚce. Zaskakują zdjęte puzzle, są miejsca gdzie na całej szerokości brakuje kostek. 10 cm progi do pokonania, To chore. Na dokładkę pewnie nie zmieni się to do przyszłego tygodnia... 
Niespodzianki na podjeździe na wiadukt
Niespodzianki na podjeździe na wiadukt © amiga
Słońce jeszcze wysoko
Słońce jeszcze wysoko © amiga
Na zjeździe z wiaduktu
Na zjeździe z wiaduktu © amiga
Za laskiem wyjeżdżam na szosy, ruch niewielki, wiatr w plecy, jedzie się niesamowicie szybko i przyjemnie, tylko ten łańcuch... cóż... jeszcze chwilę pocierpi... W Bielszowicach zamiast standardową trasą odbijam nieco inaczej przez Nowy Świat docieram do Skośnej, długi podjazd... Jednak dziwnie nie męczy, prędkość nie schodzi poniżej 20km/h. Później długi zjazd i zostaje kawałek lasem. Tutaj spore utrudnienia, masa kałuż, błota rozlewisk, zwalniam. Za to od stawów księżycowych znowu jest przyjemnie, tyle, że znowu jadę asfaltem ;)
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga
Ta DDRka powinna być zlikwidowana, nie spełnia żadnych wymogów.
Ta DDRka powinna być zlikwidowana, nie spełnia żadnych wymogów. © amiga
Podjazd zaliczony
Podjazd zaliczony © amiga
Jakby trochę wilgotnie na ścieżkach w lesie
Jakby trochę wilgotnie na ścieżkach w lesie © amiga
Stawy księżycowe w okolicach Kochłowic
Stawy księżycowe w okolicach Kochłowic © amiga
Jeden ze stawów w lasach Rudzkich
Jeden ze stawów w lasach Rudzkich © amiga
Leśna ścieżka
Leśna ścieżka © amiga
W końcu z lasów wyjeżdżam na Kokocińcu. Pogoda dopisuje, nie chcę za bardzo skracać trasy, tak więc kręcę nieco dookoła, chcę przejechać się nowym wariantem DDRki w Ochojcu. Chcę w końcu zobaczyć na ile to rozwiąże problemy. 
Leśny staw przed Kokocińcem
Leśny staw przed Kokocińcem © amiga
Ścieżka na terenie bazyliki w Panewnikach
Ścieżka na terenie bazyliki w Panewnikach © amiga
Chwila zadumy
Chwila zadumy © amiga
Bazylika w Panewnikach
Bazylika w Panewnikach © amiga
Niby jest lepiej, piękny równy asfalt, ale zmiana organizacji gdy raz są to 2 drogi jednokierunkowe, później znowu jednokierunkowe po jednej stronie drogi będzie powodował chaos. Zastosowanie tych zmian jeżeli rowerzyści będą się trzymać przepisów powinno rozwiązać problemy bezpieczeństwa na Tyskiej, ale... normą jest to, że na jednokierunkowych DDRkach i tak ruch odbywa się w 2 kierunkach. Potrzebna by była akcja policji, przez kilka dni powinni uświadamiać bikerom, że coś tutaj się zmieniło, że znaki, oznaczenia jednak do czegoś służą. Na tą chwilę z mojego punktu widzenia jest to krok do przodu. Nie jest zbyt wielki, przebudowie powinny ulec pozostałe fragmenty rowerówki. Zmuszanie  do przejeżdżania kilkukrotnie z prawej na lewo i z powrotem, zmiana DDRki z 2 kierunkowej na jednokierunkową i odwrotnie spowoduje kolejne problemy. Będą inne, ale będą... 
Nowe rozwiązanie DDRki na Ochojcu...
Nowe rozwiązanie DDRki na Ochojcu... © amiga
W sumie powinno być bezpieczniej przy takim wariancie DDRki.
W sumie powinno być bezpieczniej przy takim wariancie DDRki. © amiga
Do domu docieram zmęczony, ale szczęśliwy... Dzień dobrze wykorzystany :)

W poniedziałek na rowerze

Poniedziałek, 16 lipca 2018 · Komentarze(0)
Kilka minut po 7, jestem gotowy do startu, prowadzę rower i czuję, że coś jest nie tak. Nie ma powietrza w przednim kole... jak? kiedy? Zdejmuję koło, dętkę,  widzę dziurę, jest po jakimś kolcu, widoczna nawet bez pompowania. Powietrze musiało uciec w ciągu kilkudziesięciu sekund... Cóż... wymiana dętki i drugie podeście, jest 7:18. 

Na drogach nieco więcej samochodów, lekki wiatr z zachodu, jadę, jest nieźle, rower miejscami sam jedzie. W Panewnikach czuję jednak coś dziwnego, coś czego nie powinienem czuć...Potworny ból kolan... Zwalniam, kilka przełożeń mniej... ból nie ustępuje aż do Kochłowic... 

Dopiero dalej jazda znów zaczyna sprawiać przyjemność. Kombinuję czy coś ostatnio zmieniałem w rowerze, ale oprócz dętki z rana, mycia roweru w sobotę i instalacji nawigacji na kierownicy. Nie zmieniałem ani wysokości kierownicy, ani wysokości sztycy, pozycji siodełka... Więc co? 

Do firmy jadę już spokojniej, nie chcę czuć tego drugi raz, wiatr za to jakby się nieco wzmocnił, od Zabrza zaczyna męczyć, wjeżdżam w lasek Makoszowski... Cisza, spokój... tyle, że to krótki odcinek. 
Miejsce postojowe w lasku Makoszowskim
Miejsce postojowe w lasku Makoszowskim © amiga

Kilka minut później wracam na szosy, ostatnie 6 km po Gliwicach.Na bł. Czesława wiatr pokazuje co potrafi, zwykle na tym odcinku normalna prędkość waha się od 25-30 km/h... Dzisiaj ledwo 20. W firmie odpoczywam... 

Powrót do domu

Poniedziałek, 16 lipca 2018 · Komentarze(1)
Minęła 17, pora wracać, gdy podchodzę do rowera widzę, że brakuje powietrza, tym razem w tylnym kole... Musiało bardzo powoli schodzić, w środku jest go jeszcze trochę. Jakiś dzień pan... 10 minut zabawy i mogę jechać. 
Z rana jedno łatanie teraz drugie ;)
Z rana jedno łatanie teraz drugie ;) © amiga

Z prognoz wynika, że może padać, radary pokazuję przechodzące po okolicy przelotne opady, mam nadzieję, że mnie nie dorwie. Wiatr nieco zmienił kierunek, teraz dmucha z północy. Mimo zagrożenia deszczem częściowo pakuję się w teren, wpierw lasek Makoszowski, a później park Rotmistrza Pileckiego... wieki mnie tutaj nie widziano, troszkę się zmieniło :) Wyjeżdżając z parku pakuję się w dzielnicę cudów... szybko ją mijam... ufff... 
Dalej kawałek niebieskiego szlaku... chyba nikt o niego nie dba. Do przejechania w zasadzie tylko na góralu... 
DTŚka w lasku Makoszowskim
DTŚka w lasku Makoszowskim © amiga
Nowe ławki w parku Poleckiego
Nowe ławki w parku Poleckiego © amiga
Niebieski szlak rowerowy w Zabrzu
Niebieski szlak rowerowy w Zabrzu © amiga
Ten mostek na szlaku rowerowym to lekkie przegięcie
Ten mostek na szlaku rowerowym to lekkie przegięcie © amiga
Droga do Muzeum PRL
Droga do Muzeum PRL © amiga
Wyjeżdżam z drugiej strony Pawłowa, cóż, na dzisiaj starczy jazdy terenowej, wracam na szosy, słońce gdzieś znika za chmurami, trzeba się pospieszyć. Na Wirku pakuję się na ul Polną i Wirecką, zerowy ruch. Dopiero w Kochłowicach pojawiają się samochody, ale też nie ma ich zbyt wiele. 
Trzeba zwolnić
Trzeba zwolnić © amiga
Żołędzie jeszcze zielone ;)
Żołędzie jeszcze zielone ;) © amiga
Docieram powoli do Katowic, mijam kolejne dzielnice, docieram w końcu do Zbożowej i widzę wylaną pierwszą warstwę asfaltu, w końcu, łaty, dziury tutaj dobijały, mam tylko nadzieję, że nie zamontują leżących sierżantów, są inne lepsze spowalniacze, a na takich garbach można się połamać, coś w końcu wiem na ten temat... 
W domu jestem w przyzwoitym czasie, powrót bardzo przyjemny, jednak prognozy na jutro trochę straszą...  Cóż zobaczymy
Nowy asfalcik naZbożowej
Nowy asfalcik na Zbożowej © amiga



W piątek 13 do pracy

Piątek, 13 lipca 2018 · Komentarze(0)
Jest prawie 7:10, po 2 dniach gdy musiałem zrezygnować z jazdy rowerem, zastanawiam się czy dziś nie dać sobie jeszcze spokoju, w końcu w nocy lalo, teraz jest mokro, chłodno, na dokładkę wieje silny wiatr z zachodu... 
Zbieranie idzie mi opornie, jednak w końcu decyzja została podjęta, wsiadam na rower zaopatrzony w wiatrówkę i na wszelki wypadek przeciwdeszczówkę (tyle, że w plecaku). 
Zaskakuje mnie postęp prac na Zbożowej...  jeszcze chwila i wyleją asfalt :), tyle, że koło Famury głównych prac jeszcze nie zaczęli... 
A gdy to skrzyżowanie będzie mało drożne, to południowe dzielnice staną ;)

Chyba powoli zbliżają się do końca
Chyba powoli zbliżają się do końca © amiga
Jadę dzisiaj spokojniej, jestem zmęczony, mało snu zrobiło swoje. Trochę obawiam się, że kałuże jednak podtopią mi buty, ale... o dziwno nie ma tragedii. 
Na drogach względnie spokojnie. Sama jazda nie jest szarpana, nie muszę co chwilę się zatrzymywać, zwalniać, przyspieszać czy cokolwiek omijać. Gdzieś tam z tyłu głowy jednak chodzi myśl, wjedź do lasu, wjedź do lasu... kilka razy mało tego nie zrobiłem.  Jednak z rana to trochę głupi pomysł w takich warunkach, może wieczorem jeżeli nie będzie lało. 
Ciemne chmury nad Rudą Śląską
Ciemne chmury nad Rudą Śląską © amiga
Na Bielszowickiej specjalnie wjeżdżam na DDRkę, chcę ocenić to co pozostawiły sobie ekipy po jakiś naprawach... Nie wygląda to dobrze, w nocy, przy większej prędkości można się zdziwić. Niby jest płytko, ale jednak spora ilość kamieni wielkości pomarańczy nie pomoże. Jestem ciekaw co dalej z tymi wyrwami. Czy zostaną załatane? Choć dla mnie rowerówka w tym miejscu to pomyłka. A przynajmniej nie w takiej formie. 
Rozwalona rowerówka...
Rozwalona rowerówka... © amiga
Kolejne ciekawe miejsce na DDRce
Kolejne ciekawe miejsce na DDRce © amiga
W Zabrzu jestem około ósmej, szkoły pozamykane,  cisza spokój... 
Wjeżdżam do lasku Makoszowskiego, na ścieżkach niewielu spacerowiczów. O rowerzystach nie ma mowy. Za to zauważam wysyp grzybów, są trujące więc te jadalne też powinny się pojawić. Co prawda trafiam na żółcika siarkowego - jadalny grzyb, jednak jakoś nie ciągnie mnie do przyrządzania go.  
W lasku Makoszowskim o poranku
W lasku Makoszowskim o poranku © amiga
Zaczynają pojawiać się grzyby
Zaczynają pojawiać się grzyby © amiga
Żółciak Siarkowy - jadalny :)
Żółciak Siarkowy - jadalny :) © amiga

Do firmy docieram z lekkim poślizgiem, specjalnie się nie spinałem, z wiatrem nie chciało mi się walczyć. W powrotnej drodze będzie wspomagał mnie wiatr, może więc będę szybko pędził do domu szosami... Kto wie... 

Z burzą za plecami

Piątek, 13 lipca 2018 · Komentarze(0)
16:40 ruszam. Radary pokazują bardzo szybko zbliżającą się burze idącą na nas od Opola. Oceniam, że dorwie mnie za około 40-50 minut . Spróbuję jej uciec, czy się uda? Nie wiem, najwyżej przeczekam, bo wydaje się, że przejdzie w ciągu 30 minut. Cóż... wsiadam na rower, ubrałem przeciwdeszczówkę, ale... gotuję się, jest gorąco, duszno. Po 3 km zdejmuję ją i chowam do plecaka. jest zdecydowanie lepiej. Gdy docieram do Zabrza, na horyzoncie pojawiają się pierwsze ciemne chmury, powoli znika słońce. 
Staram się skracać drogę, ale oczywiście bez przesady, jak chcę jechać szybko to jednak trzeba wybierać szosy. 
Drzewa po wycince w Lasku Makoszowskim
Drzewa po wycince w Lasku Makoszowskim © amiga
Paskudna buda
Paskudna buda © amiga
Docieram do Pawłowa, chmur coraz więcej, główna ulewa jest widoczna nieco bardziej z południa, wiatr w północnego-zachodu, więc łudzę się jeszcze, że jakoś mnie to minie. Jeszcze 20 minut wcześniej zastanawiałem się czy nie pojechać lasem... teraz zdaję sobie sprawę z tego, że to byłoby mega głupie. W lesie ciężko się schować przed walącymi błyskawicami. Miast jest pod tym kontem bezpieczniejsze. 
Na Bielszowickiej na chwilę staję, patrzę do tyłu... masakra... szybka fora i analizuję rozmieszczenie miejsc gdzie w razie czego mogę się schować, do najbliższego przystanku z wiatą mam jakieś 2 km, tuż obok jest kościół, może będzie otwarty. Dalej na podjeździe na mrówczą górkę jest jeszcze jeden przystanek z wiatą, dalej dopiero za szczytem po kolejnym kilometrze. Jeszcze nie pada więc jadę dalej. 
Ciemne chmury powoli suną
Ciemne chmury powoli suną © amiga
Nie wygląda to zbyt dobrze, tym bardziej, że ulewa wyraźnie chce mi przeciąć drogę
Nie wygląda to zbyt dobrze, tym bardziej, że ulewa wyraźnie chce mi przeciąć drogę © amiga
Mam tylko nadzieję, że nie dorwie mnie na szczycie górki... Zjeżdżam nieco na bok... kolejny raz zaglądam za siebie... Może jednak pójdzie to trochę bokiem, może mnie minie? Gdy docieram co centrum Kochłowic zaczyna kropić, zastanawiam się czy nie wjechać na stację Orlenu... a może pod wiatę przystankową, tutaj mam kilka opcji, ale to tylko kropienie. Jadę dalej. Zaczyna padać wracać się nie będę, ale za jakieś 300m jest wiadukt. Docieram tam w dobrym czasie. Gdy jestem już pod wiaduktem, zaczyna lać... Ubieram kurtkę, sprawdzam radary... wydaje się, że główna fala przejdzie za jakieś 10 minut...  czekam.... 
Na Wireckiej w Kochłowicach
Na Wireckiej w Kochłowicach © amiga
Ulewa mnie dopadła, trzeba chwilę przeczekać
Ulewa mnie dopadła, trzeba chwilę przeczekać © amiga
Pod wiaduktem na szczęście nie pada ;)
Pod wiaduktem na szczęście nie pada ;) © amiga
Powoli niebo zaczyna się rozjaśniać, ulewa zmienia się w kropienie. Wsiadam więc na rower i ruszam, nie spieszę się bo nie chcę dogonić ulewy... nie o to chodzi ;) Na spokojnie docieram do Panewnik i dalej do Ligoty, zaglądam na plac budowy tężni i ruszam do domu 
Budowa tężni w parku Zadole
Budowa tężni w parku Zadole © amiga
Czarne chmury powoli znikają
Czarne chmury powoli znikają © amiga

Wychodzi słońce, nie pada... rower usyfiony, ale nie mam ochoty jechać z nim w tej chwili na myjnię, zrobię to jutro. 


We wtorek do pracy

Wtorek, 10 lipca 2018 · Komentarze(0)
Wstaję nieco wcześniej niż zwykle, dobre 40 minut przed budzikiem, nie mogę już zasnąć, zaczynam się zbierać. W blokach startowych jestem o 6:30... Ruszam.
Na drogach jakby nieco większy ruch niż wczoraj... może to jednak złudzenie. Jest przyjemnie nie za gorąco, nie za zimno. W sam raz. Za to wiatr głównie z zachodu, choć mam wrażenie, że kręci... Od czasu do czasu czuję podmuchy z innej strony... 

W firmie muszę być jak najszybciej... czasu mam sporo, ale mogę być wcześniej niż planowałem ;). Decyduję się na jazdę szosami. Początek w niezłym czasie, później jednak górki trochę studzą moje zamiary ;)

Przejazd przez Rudę Śląską zaskoczył, był bezproblemowy, w zasadzie nigdzie nie musiałem się zatrzymywać, no... może na kilka sekund na wirku, ale... to tylko kilka sekund. 

W Zabrzu jadę przez ul Winklera, wiatr daje popalić, choć to kierunek północny, ale wspominałem, że mam wrażenie, że od czasu od czasu coś kręci... 

Przy lasku Makoszowskim powoli kończą likwidację awarii, sporo czasu im to zajęło, tydzień temu wywaliło studzienki... a jeszcze droga jest zamknięta. Tyle, że dzisiaj już da się przejechać po chodniku. Wczoraj mogłem o tym jedynie pomarzyć. 

W firmie jestem w niezłym czasie, pytanie jaki będzie wieczór, meteo wróży burze... oby przeszły bokiem... 

Jeszcze nie skończyli usuwać awarii...
Jeszcze nie skończyli usuwać awarii... © amiga

Padający deszcz

Wtorek, 10 lipca 2018 · Komentarze(0)
Jest coś koło 17 gdy ruszam spod firmy, pada deszcz... Przed wyjazdem sprawdziłem radary, do pół godziny powinienem trafić na okienko pogodowe, a raczej na dziurę w chmurach. Początkowo czuję jak woda leci na mnie z nieba, powoli czuję że buty robią się wilgotne. Zakładam, że do domu będę miał na nogach 2 baseny... 

Jakież jest moje zdziwienie gdy docieram do Sośnicy, to ledwie 4km i... deszczu nie ma... Drogi prawie suche..  Cieszy mnie to niezmiernie, jednak niedługo, bo już w Zabrzu czuję, że coś kropi... Tyle, że to dalej nic wielkiego, to co spada szybko odparowuje. 
Na szczęście ruch na drogach nie jest zbyt wielki, tak więc jest możliwość w razie czego wjechania nawet na środek drogi, gdyby były kałuże, a tych nie ma. Skracam drogę przez lasek Makoszowski, jednak nie zamierzam się wygłupiać, radary pokazywały, że to tymczasowa dziura w chmurach, że za jakiś czas znowu zacznie padać. 
Na Sośnicy po deszczu nie ma prawie śladu
Na Sośnicy po deszczu nie ma prawie śladu © amiga
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga
Wirek przy przejeździe kolejowym
Wirek przy przejeździe kolejowym © amiga
Dość sprawnie mijam kolejne dzielnice, mokre drogi pojawiają się dopiero w Kochłowicach, miejscami widać wypłukany piasek, ziemię naniesioną na drogi. W Panewnikach dla odmiany trafiam na większe kałuże. Cały czas obserwuję niebo, chyba nie powinno mnie już nic dorwać. 
A tutaj lało...
A tutaj lało... © amiga
Mokra droga w kierunku Katowic
Mokra droga w kierunku Katowic © amiga
Kałuże, dawno ich nie było
Kałuże, dawno ich nie było © amiga
Budowa tężni na Zadolu
Budowa tężni na Zadolu © amiga
Piękna rurka
Piękna rurka © amiga

W domu jestem w około 18:20, wszystko mokre, ale nie od deszczu, a od potu, ubrana przeciwdeszczówka niestety tak zadziałała w połowie trasy i tak się rozpiąłem, było mi za gorąco, ale nie  odważyłem się schować jej do plecaka, w końcu ma jeszcze coś padać... 

Poniedziałkowy wypad do pracy....

Poniedziałek, 9 lipca 2018 · Komentarze(0)
Jakoś udaje się zebrać w miarę szybko, choć ze wstawaniem miałem dziś problem... 
Za oknem słońce, na termometrze 16 stopni i paskudny zimny wiatr z zachodu... Ubieram wiatrówkę... jest zdecydowanie lepiej. 

Na drogach nie ma specjalnie wielkiego ruchu, w Piotrowicach na skrzyżowaniu też specjalnie nie zaciska. Jazda jest jednak szarpana, tzn w wielu miejscach muszę się zatrzymać przed skrętem, bo coś. 

Dopiero od Starych Panewnik jazda jest płynna, krótki postój dopiero w Kochłowicach, brakło może 10 sekund zanim piesi opuścili przejście... na drodze którą przecinałem. Musiałem swoje odstać. Cóż... tak też się zdarza. 
W Piotrowicach na skrzyżowaniu
W Piotrowicach na skrzyżowaniu © amiga

Spoglądam na zegarek... mimo przeciwnego wiatru dobrze mi się kręci, może to efekt wczorajszego rozjazdu? W Zabrzu melduję się jeszcze przed ósmą, trochę samochodów uprzykrza jazdę w tym autobus linii 23, choć ona akurat przejechał ze sporym marginesem. Odpuszczam sobie jazdę ul Winklera, w zamian skracam drogę przez lasek Makoszowski. Staję przy stawie który został zalany przez studzienki. W piątek uwijały się przy nim służby, myślałem, że coś zrobią, ale jaki smród był taki jest. Ryby wyginęły, kaczki zmieniły miejsce pobytu, w tej chwili widać, że i rośliny padają. Być może jakieś przepłukanie załatwiłoby sprawę, a może wręcz wypompowanie wody było by lepszym rozwiązaniem. Wygląda to tragicznie. Tylko muchy są zadowolone... 
Wszystko ginie w tym stawiku
Wszystko ginie w tym stawiku © amiga
W lasku Makoszowskim o poranku
W lasku Makoszowskim o poranku © amiga
Słońce pięknie przygrzewa
Słońce pięknie przygrzewa © amiga

Wyjeżdżam w Gliwicach, zostało 6 km do mety, do pracy. Na tym odcinku ruch jest zerowy. Natykam się na kilku zapalonych rowerzystów. Wkrótce docieram do firmy. 

Jak pięknie rozpoczęty tydzień....