Drugi dzień wyprawy - Zielone śląskie
Niedziela, 14 sierpnia 2016
· Komentarze(6)
Kategoria do 136km, Śląsk - poza mapą, Spotkania Bikestats-owe, tam i z powrotem, W towarzystwie, Wyprawy z Karoliną
Po wczorajszych 140 km pod wiatr w nocy budziłem się co chwilę, boli mnie dolna część kręgosłupa...
Pobudka po 4:00, szybka toaleta, jakieś bardzo lekkie śniadanie, coś gorącego do popicia... Zbieramy się, wszyscy jeszcze śpią. Profilaktycznie zabieramy lampki, jest jeszcze ciemnawo gdy ruszamy, a nie wiadomo o której ściągniemy z powrotem.
Za to dzisiejszy dzień bez sakw...
Jest 5:23 gdy ruszamy, świta, lampki sygnałówki włączone, na wszelki wypadek, pierwsza część dzisiejszej wycieczki to Herby, mamy kilkanaście km do przejechania, tam będziemy czekać bądź na nas będą czekać uczestnicy wycieczki do Gliwic z KKTA z Częstochowy. Część naszych planów pokrywa się, ze śladem wycieczki, postanawiamy się dołączyć do Koszęcina tym bardziej, że bardzo namawiała nas na to Anwi. Od Koszęcina pokombinujemy co dalej... plany mamy tylko z grubsza nakreślone.
Początkowo gnamy na złamanie karku, średnia i czas niezły, nawet początkowe 13-14 stopni nam nie przeszkadza, jest nam gorąco.
Na chwilę stajemy przy drewnianym kościółku w Borze Zapilskim, kilka ujęć i jedziemy dalej na Herby.
Kościół św. Jacka - Bór Zapilski © amiga
W Herbach © amiga
Na miejscu spotkania jesteśmy przed czasem, oceniamy, że wycieczka powinna dotrzeć za około 10 minut, tuż obok jest plac zabaw z ławeczkami, ale wejście jest ustawione bardzo nieszczęśliwie. Więc rowery czekają pod drzewami, a my na poboczu raczymy się bułkami. Popijamy i wkrótce podjeżdżają pierwsi uczestnicy. W sumie nie ma ich zbyt wielu 7 może 8 osób. Po krótkim powitaniu jedziemy dalej. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to sposób prowadzenia wycieczki. Rozumiem, że plan jest napięty, ale to nie powód by gnać po 30 km/h zostawiając gdzieś daleko w tyle część osób.
Gdybyśmy podobnie postępowali na wycieczce firmowej do Wisły to pewnie część z osób zostałaby gdzieś po rowach... Przyznam się, że to chyba najsłabszy element tej wycieczki. Jak wspomniała Anwi, to wycieczka powinna dopasować się do najsłabszego ogniwa. A dwa to jest wycieczka a nie maraton.
Po drodze odbijamy na Diabelski Kamień w Olszynie tutaj chwila przerwy, opowiadanie przewodnika, swoją drogą świetnego bajarza :) z tym dobrym sensie. Po prostu chce się go słuchać... bo opowiada bardzo ciekawie.
Diabelski Kamień © amiga
Tabliczka przy kamieniu © amiga
By specjalnie nie przedłużać kierujemy się na Cieszową, nieco na skróty, po leśnych duktach, początkowo trochę się ich obawiałem bo jestem na dość wąskich oponach, prawie bez bieżnika, jednak rower bez dodatkowego obciążenia w postaci sakw całkiem nieźle sobie z tym radzi, tym bardziej, że piasku i błota w zasadzie nie ma :)
W Cieszowej przerwa, znów udaje się zebrać całą grupę przy kościele, jednak ostatnia osoba dociera po dobrych 5-6 minutach, to chyba trochę za dużo...
Kościół św. Marcina w Cieszowej © amiga
Spichlerz w Cieszowej © amiga
Ruszając spod kościoła znowu widzę, że szykują się wyścigi... po prostu masakra. gnamy na wariackich papierach do Koszęcina, odległość pomiędzy pierwszym, a ostatnim wynosi ponad kilometr...
W Koszęcinie lądujemy przy pałacu, zresztą na naszą prośbę, Karolina jest tutaj pierwszy raz, nie możemy ot tak przelecieć przez miasteczko, tym bardziej że pałac jak i okalający go park są godne obejrzenia. W pałacu swoją siedzibę ma zespół pieśni i tańca "Śląsk". Mija dobre 10-15 minut. Jedziemy jeszcze kawałek pod drewniany kościół, tutaj rozstajemy się z przewodnikiem, Anwi i pozostałymi uczestnikami. Miło było poznać i szkoda, że tak krótko. Może kiedyś...
Na ławeczce w Koszęcinie © amiga
Koszęcińska siedziba zespołu "Śląsk" © amiga
W przypałacowym parku © amiga
Wśród zieleni © amiga
W kościele trwa msza, o wejściu nawet nie myślę, za to udaje się to Karolinie :). Zawracamy, nasza droga wiedzie do Boronowic, jednak wcześniej na placu przy ul Kościuszki robimy krótką przerwę by spojrzeć na mapy, coś zjeść, napić się, zadzwonić...
Parafia Rzymskokatolicka Świętej Trójcy w Koszęcinie © amiga
Kierunek Boronowice, na drogach niewielki ruch, szosa wiedzie przez lasy, słońce prześwituje spomiędzy koron drzew, króciutka przerwa przy pomniku leśniczego.
Pomnik przy szosie Koszęcin-Boronów upamiętniający miejsce śmierci leśniczego Friedricha Wilhelma Prieur po upadku z konia © amiga
Przy szosie na Boronów © amiga
Gdy dojeżdżamy do Boronowic bardzo pozytywne wrażenie robi odnowiony czy może wyremontowany mały park przy Listwarcie, droga rowerowa z daleka widoczny drewniany kościółek i... masa ludzi podążających na poranną mszę. Cóż... kolejny raz nie uda nam się wejść do środka...
Park w Boronowie © amiga
Kapliczka przy kościele w Boronowie © amiga
Kościół NMP Królowej Różańca św. w Boronowie © amiga
Kościół NMP Królowej Różańca św. w Boronowie © amiga
Takie wehikuły tylko w Boronowie © amiga
Zaglądamy na mapy, miejscowość specjalnie nie obfituje w atrakcje, jeszcze powinien być jakiś folwark, ale nie udaje nam się go znaleźć, w zamian trafiany na rozsypujące się budynki szkoły. W chwili obecnej znajdują się na prywatnej posesji. Jeden jest przy ulicy, drugi w głębi, ale cała działka jest mocno zarośnięta, niewiele widać, a szkoda.
Zabudowania szkolne w Boronowie © amiga
Na szlaku © amiga
Z Boronowa kierujemy się niebieskim szlakiem na Hadry, już raz dzisiaj przejeżdżaliśmy przez tą miejscowość, a raczej gnaliśmy za przewodnikiem, nie zwracając na nic uwagi. Tym razem możemy się zatrzymać przy obiektach które nas interesują, na szlaku natrafiamy na kilka starych drzew.
Wielkie drzewa przy szlaku © amiga
Może fotkę? © amiga
W Hadrach stajemy na fotę przy starym folwarku i jedziemy dalej do Kochanowic, przyglądając się mapie zastanawiamy się czy nie byłoby dobrym pomysłem byłoby zahaczyć o jakąś knajpkę zjeść coś ciepłego, bo przez kolejne kilkadziesiąt km na bank nie na restauracji czy nawet baru, co najwyżej możemy liczyć na sklepy.
Pozostałości folwarku - Hadra © amiga
Parafia rzymskokatolicka św. Wawrzyńca w Kochanowicach © amiga
Pałac w Kochanowicach © amiga
W Kochanowicach zaliczamy market... szokuje mnie gość który o tak wczesnej porze kupuje pół litra i specjalnie jej nie chowając wychodzi na zewnątrz. Po szybkich zakupach ruszam dalej, ujeżdżamy może 300m gdy trafiamy na otwarty zajazd. Jest pora śniadaniowa :), zamawiamy jajecznicę na kiełbasie, gorącą kawę. Mija dobre 30-40 minut.
Najedzeni ruszamy dalej na Kochcice, byłem tam kilka lat temu z Darkiem, już wtedy pałac zrobił na mnie takie sobie wrażenie, jest użytkowany, ale stan... do remontu. Park też pozostawia wiele do życzenia, a gdy objeżdżamy okolice zauważamy jeszcze kilka niesamowitych budynków które również naruszył ząb czasu.
Kapliczka przy pałacu w Kochcicach © amiga
Wewnątrz kapliczki św. Huberta © amiga
Pałac von Ballesrema - obecnie Wojewódzki Ośrodek Rehabilitacyjny w Kochcicach © amiga
Zabudowania przypałacowe © amiga
Jakieś pozostałości zakładu/fabryki w Kochcicach © amiga
Kierunek Pawełki, tam tak naprawdę poza drewnianym kościołem nie ma nic. Ale pamiętam jakie na mnie wywarł wrażenie, taki.... mikro kościółek, wewnątrz miejsca na może 20 osób. Całość odnowiona, zadbana. Gdy docieramy na miejsce trwa msza... na szczęście Karolina zauważa, że nie powinno to potrwać dłużej niż 10 minut. Stajemy w pobliskim sklepie, jest zamknięty, wisi kartka - Jestem w Kościele :). Damy sobie radę.
Pora na Pawełka, tyle, że nie mamy takowego... Jakoś sobie radzimy, pijemy co nieco.
Msza dobiegła końca, pierwsza przychodzi właścicielka, wchodzę za nią do środka, uzupełniam zapasy napojów, kilka sekund później wpada grupa spragnionych wiernych już od progu wołają 2 Żubry proszę...
Wychodzimy, i podchodzimy do kościółka, jest już prawie pusty, wewnątrz trwa liczenie ofiary, mamy chwilę na focenie, Karolina wchodzi na... mikro-chór, ledwie widać jej głowę ;)
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach © amiga
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach © amiga
Wewnątrz mikro kościółka w Pawełkach © amiga
Kościółek odwiedzony, ale myślę, że jak będzie okazja to jeszcze go nawiedzę, jego skala mnie powala :)
Kierunek Zborowskie, trochę po terenie, co prawda mieszkańcy nas przestrzegają bo samochody mają tam ciężko, ale przecież jesteśmy na rowerach... Okazuje się, że droga jest prawie idealna, utwardzony tere, może kilka niewielkich kałuż. W Zborowskich kilka sekund przerwy przy kościele i nieco dalej przy fajczatni. Gdy byłem tutaj kilka lat temu fajczarnia wyglądała inaczej.
Parafia Rzymskokatolicka Podwyższenia Krzyża Świętego w Zborowskich © amiga
Stara fajczarnia w Zborowskich, jej stan cię=ciężko określić © amiga
Przy fajczarni © amiga
Coś zaczęto robić, jednak daleko do ideału. Poniżej zdjęcie fajczarni z 2014 roku
Fajczarnia © amiga
No... ok jest lepiej, jednak pamiętam, że została przyznana kasa na remont tego budynku, co dla mnie oznacza pełną odbudowę, renowację, w tej chwili jest jedynie zabezpieczona przed dalszym niszczeniem. Ale aż prosiło by się o możliwość wejścia do środka, zwiedzenia, w końcu jest to unikat.
Lekko zawiedzeni ruszamy dalej na Kamińsko szlakiem przez park krajobrazowy... oczywiście trafiamy na piasek, na szczęście nie jest zbyt sypki, rowery co prawda tańczą, jednak cały szlak jest przejezdny.
A piasku miało nie być © amiga
W Klucznie odbijamy na chwilę w kierunku czynnego drewnianego młyna wodnego. Szkoda tylko, że nikt nie napisał, że jest na prywatnej posesji, zdjęcia robimy więc ukradkiem zza bramy.
Stary młyn - niestety na prywatnej posesji, a może i dobrze... przynajmniej ktoś się nim opiekuje © amiga
Spoglądając na mapę postanawiamy pojechać na Krzepice, w zasadzie to namawiam na to Karolinę. Krzepice mieliśmy w planach na jutro jednak, zupełnie nie są po drodze, tym bardziej, że jesteśmy wstępnie umówieni z Iwoną w Częstochowie. Kirkut jest warty odwiedzenie. Tyle, że jest jeszcze coś, zaczynamy być głodni, to już pora obiadowa. Nadzieje na restaurację wiążemy z Przystajnią, tym bardziej, że w centrum są Sukiennice, a one jakoś na myśl przywodzą mi Kraków.
Jadąc dalej naszą uwagę zwraca kamienny kościół w Ługach-Radłach. Szkoda tylko, że dobrze prezentuje się jedynie z zewnątrz. Za to Kościelny zapraszał nas za godzinę na mszę... Za godzinę będziemy być może już w Krzepicach ;)
Ługi Radły – kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa © amiga
Wewnątrz - tak sobie © amiga
Podział płci istnieje i w kościele © amiga
Mężczyźni z prawej a kobiety z lewej © amiga
Droga do Przystajni nieco się dłuży, mało tego Karolina słowem nie wspomniała, że ma problem z kolanem... o tym dowiaduję się dopiero w Krzepicach... Wiatr nieco się odwraca, mamy go z północnego-zachodu więc trochę średnio pomaga. a rzekłbym, że nawet przeszkadza.
Przystajń niestety zawiodła nasze oczekiwania, miejscowość wymarła, brudna, z walającymi się śmieciami. sukiennice odrapane, chociaż sama ich bryła jest przyjemna dla oka.
Rozkładamy mapy, do Krzepic 30 minut jazdy, tyle, że bez żadnych atrakcji, jedynie na mojej mapie widzę zaznaczony skup złomu ;)
Korzystamy z przerwy i jemy zakupione jeszcze w Kochanowicach kabanosy i bułkę. Jest jakby lepiej, chociaż przydałoby się coś ciepłego... Z mapy wynika, że w Krzepicach są 2 restauracje :) wiec tam zjemy...
Sukiennice w Przystajni © amiga
Kościół Przenajświętszej Trójcy w Przystajni © amiga
Pora ruszyć dalej, na niebie pojawiają się nieprzyjemne chmury, ale radary twierdzą, że z nich nie pada.. i nie powinno padać, to dobrze. W Krzepicach podjeżdżamy pod pierwszą restaurację, zamknięta impreza - poprawiny. 300m dalej jest druga - zamknięta na głucho. To nie jest normalne.
W Pacanowie... tylko gdzie te kozy? © amiga
Mamy za to blisko do kirkutu, podjeżdżamy na miejsce, dowiaduję się o bolącym kolanie Karoliny, chwila zastanowienia i Karolina podejrzewa to, że siodełko zostało podniesione, mam klucze, więc minutę później siodełko jest ciut niżej... czy pomoże? Dopiero się dowiemy.
A teraz hyc na teren cmentarza, od mojej ostatniej wizyty wiele się nie zmieniło, może więcej powalonych drzew. Rano przewodnik coś wspominał by nie pytać tubylców o kirkut bo jest jakaś zmowa milczenia... nie wiem czemu ale ma myśl przychodzi mi film Pokłosie. Obym się mylił... i to nie o to chodzi...
Kirkut w Krzepicach © amiga
Jedyny taki kirkut w Europie © amiga
Krzepicki kirkut © amiga
Macewy na cmentarzu © amiga
Pomniki podtrzymują drzewa © amiga
Sporo macew i wszystkie ponumerowane © amiga
Omszałe © amiga
...zarośnięte © amiga
...zapomniane © amiga
...połamane © amiga
Wyjeżdżając z kirkutu jeszcze kilka minut spędzamy przy ruinach synagogi i kierujemy się na rynek.
Pozostałości Synagogi w Krzepicach © amiga
Przez kraty zaglądamy do środka © amiga
Kapliczka przy kościele w Krzepicach © amiga
Kościół pw. Św. Jakuba w Krzepicach © amiga
Wrota kościoła z historią miejscowości © amiga
Gdy wjeżdżamy do centrum naszą uwagę zwracają obiady domowe pizzeria , jednak gdy zbliżamy się widać, że wszystko pozamykane, działa jedynie lodziarnia i 2 sklepu z alkoholem...
2 Karmi musi wystarczyć, zjadamy czekoladę i ruszamy na Truskolasy. Cóż, dzisiaj obiadu w drodze nie będzie, może coś uda się upichcić na kwaterze.
Droga za Kochlami © amiga
Długa prosta © amiga
Dojeżdżamy do Truskolasów, zamiast na kwaterę jedziemy do pobliskiego sklepu zrobić jakieś zakupy, wpadamy na szatański pomysł a może by tak makaron z czymś? Kupujemy potrzebne składniki, a że cmentarz niedaleko to podjeżdżamy poszukać czaszki ;) Jest jedna, na starym pomniku.
Czaszka na cmentarzu w Truskolasach © amiga
Jedziemy na kwaterę, Karolina odpala piec... nie wszystkie grzałki działają, na niektórych coś jest wysypane, przypalone, korzystamy więc z jednej. Wszystkie naczynia myjemy dokładnie przed ich użyciem. Piec jest oblepiony czymś tłustym... widać, że wieki nie był myty. Ale udaje się coś ugotować i nie otruć... jest ciepłe i nawet smaczne. Karolina jest świetną kucharką :)
Po kolacji mamy jeszcze czas by zajrzeć na mapy, ocenić odległości do Częstochowy, umówić się z Iwoną, zajrzeć na to co dzieje się w Rio i pora uciekać spać. Jutro kolejna wczesna pobudka, tym bardziej, że chcemy dotrzeć do Częstochowy przed pielgrzymami.
Pobudka po 4:00, szybka toaleta, jakieś bardzo lekkie śniadanie, coś gorącego do popicia... Zbieramy się, wszyscy jeszcze śpią. Profilaktycznie zabieramy lampki, jest jeszcze ciemnawo gdy ruszamy, a nie wiadomo o której ściągniemy z powrotem.
Za to dzisiejszy dzień bez sakw...
Jest 5:23 gdy ruszamy, świta, lampki sygnałówki włączone, na wszelki wypadek, pierwsza część dzisiejszej wycieczki to Herby, mamy kilkanaście km do przejechania, tam będziemy czekać bądź na nas będą czekać uczestnicy wycieczki do Gliwic z KKTA z Częstochowy. Część naszych planów pokrywa się, ze śladem wycieczki, postanawiamy się dołączyć do Koszęcina tym bardziej, że bardzo namawiała nas na to Anwi. Od Koszęcina pokombinujemy co dalej... plany mamy tylko z grubsza nakreślone.
Początkowo gnamy na złamanie karku, średnia i czas niezły, nawet początkowe 13-14 stopni nam nie przeszkadza, jest nam gorąco.
Na chwilę stajemy przy drewnianym kościółku w Borze Zapilskim, kilka ujęć i jedziemy dalej na Herby.
Kościół św. Jacka - Bór Zapilski © amiga
W Herbach © amiga
Na miejscu spotkania jesteśmy przed czasem, oceniamy, że wycieczka powinna dotrzeć za około 10 minut, tuż obok jest plac zabaw z ławeczkami, ale wejście jest ustawione bardzo nieszczęśliwie. Więc rowery czekają pod drzewami, a my na poboczu raczymy się bułkami. Popijamy i wkrótce podjeżdżają pierwsi uczestnicy. W sumie nie ma ich zbyt wielu 7 może 8 osób. Po krótkim powitaniu jedziemy dalej. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to sposób prowadzenia wycieczki. Rozumiem, że plan jest napięty, ale to nie powód by gnać po 30 km/h zostawiając gdzieś daleko w tyle część osób.
Gdybyśmy podobnie postępowali na wycieczce firmowej do Wisły to pewnie część z osób zostałaby gdzieś po rowach... Przyznam się, że to chyba najsłabszy element tej wycieczki. Jak wspomniała Anwi, to wycieczka powinna dopasować się do najsłabszego ogniwa. A dwa to jest wycieczka a nie maraton.
Po drodze odbijamy na Diabelski Kamień w Olszynie tutaj chwila przerwy, opowiadanie przewodnika, swoją drogą świetnego bajarza :) z tym dobrym sensie. Po prostu chce się go słuchać... bo opowiada bardzo ciekawie.
Diabelski Kamień © amiga
Tabliczka przy kamieniu © amiga
By specjalnie nie przedłużać kierujemy się na Cieszową, nieco na skróty, po leśnych duktach, początkowo trochę się ich obawiałem bo jestem na dość wąskich oponach, prawie bez bieżnika, jednak rower bez dodatkowego obciążenia w postaci sakw całkiem nieźle sobie z tym radzi, tym bardziej, że piasku i błota w zasadzie nie ma :)
W Cieszowej przerwa, znów udaje się zebrać całą grupę przy kościele, jednak ostatnia osoba dociera po dobrych 5-6 minutach, to chyba trochę za dużo...
Kościół św. Marcina w Cieszowej © amiga
Spichlerz w Cieszowej © amiga
Ruszając spod kościoła znowu widzę, że szykują się wyścigi... po prostu masakra. gnamy na wariackich papierach do Koszęcina, odległość pomiędzy pierwszym, a ostatnim wynosi ponad kilometr...
W Koszęcinie lądujemy przy pałacu, zresztą na naszą prośbę, Karolina jest tutaj pierwszy raz, nie możemy ot tak przelecieć przez miasteczko, tym bardziej że pałac jak i okalający go park są godne obejrzenia. W pałacu swoją siedzibę ma zespół pieśni i tańca "Śląsk". Mija dobre 10-15 minut. Jedziemy jeszcze kawałek pod drewniany kościół, tutaj rozstajemy się z przewodnikiem, Anwi i pozostałymi uczestnikami. Miło było poznać i szkoda, że tak krótko. Może kiedyś...
Na ławeczce w Koszęcinie © amiga
Koszęcińska siedziba zespołu "Śląsk" © amiga
W przypałacowym parku © amiga
Wśród zieleni © amiga
W kościele trwa msza, o wejściu nawet nie myślę, za to udaje się to Karolinie :). Zawracamy, nasza droga wiedzie do Boronowic, jednak wcześniej na placu przy ul Kościuszki robimy krótką przerwę by spojrzeć na mapy, coś zjeść, napić się, zadzwonić...
Parafia Rzymskokatolicka Świętej Trójcy w Koszęcinie © amiga
Kierunek Boronowice, na drogach niewielki ruch, szosa wiedzie przez lasy, słońce prześwituje spomiędzy koron drzew, króciutka przerwa przy pomniku leśniczego.
Pomnik przy szosie Koszęcin-Boronów upamiętniający miejsce śmierci leśniczego Friedricha Wilhelma Prieur po upadku z konia © amiga
Przy szosie na Boronów © amiga
Gdy dojeżdżamy do Boronowic bardzo pozytywne wrażenie robi odnowiony czy może wyremontowany mały park przy Listwarcie, droga rowerowa z daleka widoczny drewniany kościółek i... masa ludzi podążających na poranną mszę. Cóż... kolejny raz nie uda nam się wejść do środka...
Park w Boronowie © amiga
Kapliczka przy kościele w Boronowie © amiga
Kościół NMP Królowej Różańca św. w Boronowie © amiga
Kościół NMP Królowej Różańca św. w Boronowie © amiga
Takie wehikuły tylko w Boronowie © amiga
Zaglądamy na mapy, miejscowość specjalnie nie obfituje w atrakcje, jeszcze powinien być jakiś folwark, ale nie udaje nam się go znaleźć, w zamian trafiany na rozsypujące się budynki szkoły. W chwili obecnej znajdują się na prywatnej posesji. Jeden jest przy ulicy, drugi w głębi, ale cała działka jest mocno zarośnięta, niewiele widać, a szkoda.
Zabudowania szkolne w Boronowie © amiga
Na szlaku © amiga
Z Boronowa kierujemy się niebieskim szlakiem na Hadry, już raz dzisiaj przejeżdżaliśmy przez tą miejscowość, a raczej gnaliśmy za przewodnikiem, nie zwracając na nic uwagi. Tym razem możemy się zatrzymać przy obiektach które nas interesują, na szlaku natrafiamy na kilka starych drzew.
Wielkie drzewa przy szlaku © amiga
Może fotkę? © amiga
W Hadrach stajemy na fotę przy starym folwarku i jedziemy dalej do Kochanowic, przyglądając się mapie zastanawiamy się czy nie byłoby dobrym pomysłem byłoby zahaczyć o jakąś knajpkę zjeść coś ciepłego, bo przez kolejne kilkadziesiąt km na bank nie na restauracji czy nawet baru, co najwyżej możemy liczyć na sklepy.
Pozostałości folwarku - Hadra © amiga
Parafia rzymskokatolicka św. Wawrzyńca w Kochanowicach © amiga
Pałac w Kochanowicach © amiga
W Kochanowicach zaliczamy market... szokuje mnie gość który o tak wczesnej porze kupuje pół litra i specjalnie jej nie chowając wychodzi na zewnątrz. Po szybkich zakupach ruszam dalej, ujeżdżamy może 300m gdy trafiamy na otwarty zajazd. Jest pora śniadaniowa :), zamawiamy jajecznicę na kiełbasie, gorącą kawę. Mija dobre 30-40 minut.
Najedzeni ruszamy dalej na Kochcice, byłem tam kilka lat temu z Darkiem, już wtedy pałac zrobił na mnie takie sobie wrażenie, jest użytkowany, ale stan... do remontu. Park też pozostawia wiele do życzenia, a gdy objeżdżamy okolice zauważamy jeszcze kilka niesamowitych budynków które również naruszył ząb czasu.
Kapliczka przy pałacu w Kochcicach © amiga
Wewnątrz kapliczki św. Huberta © amiga
Pałac von Ballesrema - obecnie Wojewódzki Ośrodek Rehabilitacyjny w Kochcicach © amiga
Zabudowania przypałacowe © amiga
Jakieś pozostałości zakładu/fabryki w Kochcicach © amiga
Kierunek Pawełki, tam tak naprawdę poza drewnianym kościołem nie ma nic. Ale pamiętam jakie na mnie wywarł wrażenie, taki.... mikro kościółek, wewnątrz miejsca na może 20 osób. Całość odnowiona, zadbana. Gdy docieramy na miejsce trwa msza... na szczęście Karolina zauważa, że nie powinno to potrwać dłużej niż 10 minut. Stajemy w pobliskim sklepie, jest zamknięty, wisi kartka - Jestem w Kościele :). Damy sobie radę.
Pora na Pawełka, tyle, że nie mamy takowego... Jakoś sobie radzimy, pijemy co nieco.
Msza dobiegła końca, pierwsza przychodzi właścicielka, wchodzę za nią do środka, uzupełniam zapasy napojów, kilka sekund później wpada grupa spragnionych wiernych już od progu wołają 2 Żubry proszę...
Wychodzimy, i podchodzimy do kościółka, jest już prawie pusty, wewnątrz trwa liczenie ofiary, mamy chwilę na focenie, Karolina wchodzi na... mikro-chór, ledwie widać jej głowę ;)
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach © amiga
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach © amiga
Wewnątrz mikro kościółka w Pawełkach © amiga
Kościółek odwiedzony, ale myślę, że jak będzie okazja to jeszcze go nawiedzę, jego skala mnie powala :)
Kierunek Zborowskie, trochę po terenie, co prawda mieszkańcy nas przestrzegają bo samochody mają tam ciężko, ale przecież jesteśmy na rowerach... Okazuje się, że droga jest prawie idealna, utwardzony tere, może kilka niewielkich kałuż. W Zborowskich kilka sekund przerwy przy kościele i nieco dalej przy fajczatni. Gdy byłem tutaj kilka lat temu fajczarnia wyglądała inaczej.
Parafia Rzymskokatolicka Podwyższenia Krzyża Świętego w Zborowskich © amiga
Stara fajczarnia w Zborowskich, jej stan cię=ciężko określić © amiga
Przy fajczarni © amiga
Coś zaczęto robić, jednak daleko do ideału. Poniżej zdjęcie fajczarni z 2014 roku
Fajczarnia © amiga
No... ok jest lepiej, jednak pamiętam, że została przyznana kasa na remont tego budynku, co dla mnie oznacza pełną odbudowę, renowację, w tej chwili jest jedynie zabezpieczona przed dalszym niszczeniem. Ale aż prosiło by się o możliwość wejścia do środka, zwiedzenia, w końcu jest to unikat.
Lekko zawiedzeni ruszamy dalej na Kamińsko szlakiem przez park krajobrazowy... oczywiście trafiamy na piasek, na szczęście nie jest zbyt sypki, rowery co prawda tańczą, jednak cały szlak jest przejezdny.
A piasku miało nie być © amiga
W Klucznie odbijamy na chwilę w kierunku czynnego drewnianego młyna wodnego. Szkoda tylko, że nikt nie napisał, że jest na prywatnej posesji, zdjęcia robimy więc ukradkiem zza bramy.
Stary młyn - niestety na prywatnej posesji, a może i dobrze... przynajmniej ktoś się nim opiekuje © amiga
Spoglądając na mapę postanawiamy pojechać na Krzepice, w zasadzie to namawiam na to Karolinę. Krzepice mieliśmy w planach na jutro jednak, zupełnie nie są po drodze, tym bardziej, że jesteśmy wstępnie umówieni z Iwoną w Częstochowie. Kirkut jest warty odwiedzenie. Tyle, że jest jeszcze coś, zaczynamy być głodni, to już pora obiadowa. Nadzieje na restaurację wiążemy z Przystajnią, tym bardziej, że w centrum są Sukiennice, a one jakoś na myśl przywodzą mi Kraków.
Jadąc dalej naszą uwagę zwraca kamienny kościół w Ługach-Radłach. Szkoda tylko, że dobrze prezentuje się jedynie z zewnątrz. Za to Kościelny zapraszał nas za godzinę na mszę... Za godzinę będziemy być może już w Krzepicach ;)
Ługi Radły – kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa © amiga
Wewnątrz - tak sobie © amiga
Podział płci istnieje i w kościele © amiga
Mężczyźni z prawej a kobiety z lewej © amiga
Droga do Przystajni nieco się dłuży, mało tego Karolina słowem nie wspomniała, że ma problem z kolanem... o tym dowiaduję się dopiero w Krzepicach... Wiatr nieco się odwraca, mamy go z północnego-zachodu więc trochę średnio pomaga. a rzekłbym, że nawet przeszkadza.
Przystajń niestety zawiodła nasze oczekiwania, miejscowość wymarła, brudna, z walającymi się śmieciami. sukiennice odrapane, chociaż sama ich bryła jest przyjemna dla oka.
Rozkładamy mapy, do Krzepic 30 minut jazdy, tyle, że bez żadnych atrakcji, jedynie na mojej mapie widzę zaznaczony skup złomu ;)
Korzystamy z przerwy i jemy zakupione jeszcze w Kochanowicach kabanosy i bułkę. Jest jakby lepiej, chociaż przydałoby się coś ciepłego... Z mapy wynika, że w Krzepicach są 2 restauracje :) wiec tam zjemy...
Sukiennice w Przystajni © amiga
Kościół Przenajświętszej Trójcy w Przystajni © amiga
Pora ruszyć dalej, na niebie pojawiają się nieprzyjemne chmury, ale radary twierdzą, że z nich nie pada.. i nie powinno padać, to dobrze. W Krzepicach podjeżdżamy pod pierwszą restaurację, zamknięta impreza - poprawiny. 300m dalej jest druga - zamknięta na głucho. To nie jest normalne.
W Pacanowie... tylko gdzie te kozy? © amiga
Mamy za to blisko do kirkutu, podjeżdżamy na miejsce, dowiaduję się o bolącym kolanie Karoliny, chwila zastanowienia i Karolina podejrzewa to, że siodełko zostało podniesione, mam klucze, więc minutę później siodełko jest ciut niżej... czy pomoże? Dopiero się dowiemy.
A teraz hyc na teren cmentarza, od mojej ostatniej wizyty wiele się nie zmieniło, może więcej powalonych drzew. Rano przewodnik coś wspominał by nie pytać tubylców o kirkut bo jest jakaś zmowa milczenia... nie wiem czemu ale ma myśl przychodzi mi film Pokłosie. Obym się mylił... i to nie o to chodzi...
Kirkut w Krzepicach © amiga
Jedyny taki kirkut w Europie © amiga
Krzepicki kirkut © amiga
Macewy na cmentarzu © amiga
Pomniki podtrzymują drzewa © amiga
Sporo macew i wszystkie ponumerowane © amiga
Omszałe © amiga
...zarośnięte © amiga
...zapomniane © amiga
...połamane © amiga
Wyjeżdżając z kirkutu jeszcze kilka minut spędzamy przy ruinach synagogi i kierujemy się na rynek.
Pozostałości Synagogi w Krzepicach © amiga
Przez kraty zaglądamy do środka © amiga
Kapliczka przy kościele w Krzepicach © amiga
Kościół pw. Św. Jakuba w Krzepicach © amiga
Wrota kościoła z historią miejscowości © amiga
Gdy wjeżdżamy do centrum naszą uwagę zwracają obiady domowe pizzeria , jednak gdy zbliżamy się widać, że wszystko pozamykane, działa jedynie lodziarnia i 2 sklepu z alkoholem...
2 Karmi musi wystarczyć, zjadamy czekoladę i ruszamy na Truskolasy. Cóż, dzisiaj obiadu w drodze nie będzie, może coś uda się upichcić na kwaterze.
Droga za Kochlami © amiga
Długa prosta © amiga
Dojeżdżamy do Truskolasów, zamiast na kwaterę jedziemy do pobliskiego sklepu zrobić jakieś zakupy, wpadamy na szatański pomysł a może by tak makaron z czymś? Kupujemy potrzebne składniki, a że cmentarz niedaleko to podjeżdżamy poszukać czaszki ;) Jest jedna, na starym pomniku.
Czaszka na cmentarzu w Truskolasach © amiga
Jedziemy na kwaterę, Karolina odpala piec... nie wszystkie grzałki działają, na niektórych coś jest wysypane, przypalone, korzystamy więc z jednej. Wszystkie naczynia myjemy dokładnie przed ich użyciem. Piec jest oblepiony czymś tłustym... widać, że wieki nie był myty. Ale udaje się coś ugotować i nie otruć... jest ciepłe i nawet smaczne. Karolina jest świetną kucharką :)
Po kolacji mamy jeszcze czas by zajrzeć na mapy, ocenić odległości do Częstochowy, umówić się z Iwoną, zajrzeć na to co dzieje się w Rio i pora uciekać spać. Jutro kolejna wczesna pobudka, tym bardziej, że chcemy dotrzeć do Częstochowy przed pielgrzymami.