Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2016

Dystans całkowity:1775.46 km (w terenie 281.00 km; 15.83%)
Czas w ruchu:85:05
Średnia prędkość:20.87 km/h
Maksymalna prędkość:48.59 km/h
Suma podjazdów:8050 m
Maks. tętno maksymalne:210 (114 %)
Maks. tętno średnie:140 (76 %)
Suma kalorii:60631 kcal
Liczba aktywności:39
Średnio na aktywność:45.52 km i 2h 10m
Więcej statystyk

Drugi dzień wyprawy - Zielone śląskie

Niedziela, 14 sierpnia 2016 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Po wczorajszych 140 km pod wiatr w nocy budziłem się co chwilę, boli mnie dolna część kręgosłupa... 
Pobudka po 4:00, szybka toaleta, jakieś bardzo lekkie śniadanie, coś gorącego do popicia... Zbieramy się, wszyscy jeszcze śpią. Profilaktycznie zabieramy lampki, jest jeszcze ciemnawo gdy ruszamy, a nie wiadomo o której ściągniemy z powrotem. 
Za to dzisiejszy dzień bez sakw... 

Jest 5:23 gdy ruszamy, świta, lampki sygnałówki włączone, na wszelki wypadek, pierwsza część dzisiejszej wycieczki to Herby, mamy kilkanaście km do przejechania, tam będziemy czekać bądź na nas będą czekać uczestnicy wycieczki do Gliwic z KKTA z Częstochowy. Część naszych planów pokrywa się, ze śladem wycieczki, postanawiamy się dołączyć do Koszęcina tym bardziej, że bardzo namawiała nas na to Anwi. Od Koszęcina pokombinujemy co dalej... plany mamy tylko z grubsza nakreślone.

Początkowo gnamy na złamanie karku, średnia i czas niezły, nawet początkowe 13-14 stopni nam nie przeszkadza, jest nam gorąco. 

Na chwilę stajemy przy drewnianym kościółku w Borze Zapilskim, kilka ujęć i jedziemy dalej na Herby.

Kościół św. Jacka - Bór Zapilski
Kościół św. Jacka - Bór Zapilski © amiga

W Herbach
W Herbach © amiga

Na miejscu spotkania jesteśmy przed czasem, oceniamy, że wycieczka powinna dotrzeć za około 10 minut, tuż obok jest plac zabaw z ławeczkami, ale wejście jest ustawione bardzo nieszczęśliwie. Więc rowery czekają pod drzewami, a my na poboczu raczymy się bułkami. Popijamy i wkrótce podjeżdżają pierwsi uczestnicy. W sumie nie ma ich zbyt wielu 7 może 8 osób. Po krótkim powitaniu jedziemy dalej. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to sposób prowadzenia wycieczki. Rozumiem, że  plan jest napięty, ale to nie powód by gnać po 30 km/h zostawiając gdzieś daleko w tyle część osób. 

Gdybyśmy podobnie postępowali na wycieczce firmowej do Wisły to pewnie część z osób zostałaby gdzieś po rowach... Przyznam się, że to chyba najsłabszy element tej wycieczki. Jak wspomniała Anwi, to wycieczka powinna dopasować się do najsłabszego ogniwa. A dwa to jest wycieczka a nie maraton. 

Po drodze odbijamy na Diabelski Kamień w Olszynie tutaj chwila przerwy, opowiadanie przewodnika, swoją drogą świetnego bajarza :) z tym dobrym sensie. Po prostu chce się go słuchać... bo opowiada bardzo ciekawie. 

Diabelski Kamień
Diabelski Kamień © amiga
Tabliczka przy kamieniu
Tabliczka przy kamieniu © amiga

By specjalnie nie przedłużać kierujemy się na Cieszową, nieco na skróty, po leśnych duktach, początkowo trochę się ich obawiałem bo jestem na dość wąskich oponach, prawie bez bieżnika, jednak rower bez dodatkowego obciążenia w postaci sakw całkiem nieźle sobie z tym radzi, tym bardziej, że piasku i błota w zasadzie nie ma :)

W Cieszowej przerwa, znów udaje się zebrać całą grupę przy kościele, jednak ostatnia osoba dociera po dobrych 5-6 minutach, to chyba trochę za dużo... 

Kościół św. Marcina w Cieszowej
Kościół św. Marcina w Cieszowej © amiga
Spichlerz w Cieszowej
Spichlerz w Cieszowej © amiga

Ruszając spod kościoła znowu widzę, że szykują się wyścigi... po prostu masakra. gnamy na wariackich papierach do Koszęcina, odległość pomiędzy pierwszym, a ostatnim wynosi ponad kilometr... 

W Koszęcinie lądujemy przy pałacu, zresztą na naszą prośbę, Karolina jest tutaj pierwszy raz, nie możemy ot tak przelecieć przez miasteczko, tym bardziej że pałac jak i okalający go park są godne obejrzenia. W pałacu swoją siedzibę ma zespół pieśni i tańca "Śląsk". Mija dobre 10-15 minut. Jedziemy jeszcze kawałek pod drewniany kościół, tutaj rozstajemy się z przewodnikiem, Anwi i pozostałymi uczestnikami. Miło było poznać i szkoda, że tak krótko. Może kiedyś... 

Na ławeczce w Koszęcinie
Na ławeczce w Koszęcinie © amiga
Koszęcińska siedziba zespołu
Koszęcińska siedziba zespołu "Śląsk" © amiga
W przypałacowym parku
W przypałacowym parku © amiga
Wśród zieleni
Wśród zieleni © amiga

W kościele trwa msza, o wejściu nawet nie myślę, za to udaje się to Karolinie :). Zawracamy, nasza droga wiedzie do Boronowic, jednak wcześniej na placu przy ul Kościuszki robimy krótką przerwę by spojrzeć na mapy, coś zjeść, napić się, zadzwonić... 

Parafia Rzymskokatolicka Świętej Trójcy w Koszęcinie
Parafia Rzymskokatolicka Świętej Trójcy w Koszęcinie © amiga

Kierunek Boronowice, na drogach niewielki ruch, szosa wiedzie przez lasy, słońce prześwituje spomiędzy koron drzew, króciutka przerwa przy pomniku leśniczego. 

Pomnik przy szosie Koszęcin-Boronów upamiętniający miejsce śmierci leśniczego Friedricha Wilhelma Prieur po upadku z konia
Pomnik przy szosie Koszęcin-Boronów upamiętniający miejsce śmierci leśniczego Friedricha Wilhelma Prieur po upadku z konia © amiga
Przy szosie na Boronów
Przy szosie na Boronów © amiga

Gdy dojeżdżamy do Boronowic bardzo pozytywne wrażenie robi odnowiony czy może wyremontowany mały park przy Listwarcie, droga rowerowa z daleka widoczny drewniany kościółek i... masa ludzi podążających na poranną mszę. Cóż... kolejny raz nie uda nam się wejść do środka... 

Park w Boronowie
Park w Boronowie © amiga
Kapliczka przy kościele w Boronowie
Kapliczka przy kościele w Boronowie © amiga
Kościół NNMP Królowej Różańca św. w Boronowie
Kościół NMP Królowej Różańca św. w Boronowie © amiga
Kościół NNMP Królowej Różańca św. w Boronowie
Kościół NMP Królowej Różańca św. w Boronowie © amiga
Takie wehikuły tylko w Boronowie
Takie wehikuły tylko w Boronowie © amiga
Zaglądamy na mapy, miejscowość specjalnie nie obfituje w atrakcje, jeszcze powinien być jakiś folwark, ale nie udaje nam się go znaleźć, w zamian trafiany na rozsypujące się budynki szkoły. W chwili obecnej znajdują się na prywatnej posesji. Jeden jest przy ulicy, drugi w głębi, ale cała działka jest mocno zarośnięta, niewiele widać, a szkoda. 

Zabudowania szkolne w Boronowie
Zabudowania szkolne w Boronowie © amiga
Na szlaku
Na szlaku © amiga

Z Boronowa kierujemy się niebieskim szlakiem na Hadry, już raz dzisiaj przejeżdżaliśmy przez tą miejscowość, a raczej gnaliśmy za przewodnikiem, nie zwracając na nic uwagi. Tym razem możemy się zatrzymać przy obiektach które nas interesują, na szlaku natrafiamy na kilka starych drzew. 

Wielkie drzewa przy szlaku
Wielkie drzewa przy szlaku © amiga
Może fotkę?
Może fotkę? © amiga

W Hadrach stajemy na fotę przy starym folwarku i jedziemy dalej do Kochanowic, przyglądając się mapie zastanawiamy się czy nie byłoby dobrym pomysłem byłoby zahaczyć o jakąś knajpkę zjeść coś ciepłego, bo przez kolejne kilkadziesiąt km na bank nie na restauracji czy nawet baru, co najwyżej możemy liczyć na sklepy.

Pozostałości folwarku - Hadra
Pozostałości folwarku - Hadra © amiga
Parafia rzymskokatolicka św. Wawrzyńca w Kochanowicach
Parafia rzymskokatolicka św. Wawrzyńca w Kochanowicach © amiga
Pałac w Kochanowicach
Pałac w Kochanowicach © amiga
W Kochanowicach zaliczamy market... szokuje mnie gość który o tak wczesnej porze kupuje pół litra i specjalnie jej nie chowając wychodzi na zewnątrz. Po szybkich zakupach ruszam dalej, ujeżdżamy może 300m gdy trafiamy na otwarty zajazd. Jest pora śniadaniowa :), zamawiamy jajecznicę na kiełbasie, gorącą kawę. Mija dobre 30-40 minut.

Najedzeni ruszamy dalej na Kochcice, byłem tam kilka lat temu z Darkiem, już wtedy pałac zrobił na mnie takie sobie wrażenie, jest użytkowany, ale stan... do remontu. Park też pozostawia wiele do życzenia, a gdy objeżdżamy okolice zauważamy jeszcze kilka niesamowitych budynków które również naruszył ząb czasu. 

Kapliczka przy pałacu w Kochcicach
Kapliczka przy pałacu w Kochcicach © amiga
Wewnątrz kapliczki św. Huberta
Wewnątrz kapliczki św. Huberta © amiga
Pałac von Ballesrema - obecnie Wojewódzki Ośrodek Rehabilitacyjnyw Kochcicach
Pałac von Ballesrema - obecnie Wojewódzki Ośrodek Rehabilitacyjny w Kochcicach © amiga
Zabudowania przypałacowe
Zabudowania przypałacowe © amiga
Jakieś pozostałości zakładu/fabryki w Kochcicach
Jakieś pozostałości zakładu/fabryki w Kochcicach © amiga

Kierunek Pawełki, tam tak naprawdę poza drewnianym kościołem nie ma nic. Ale pamiętam jakie na mnie wywarł wrażenie, taki.... mikro kościółek, wewnątrz miejsca na może 20 osób. Całość odnowiona, zadbana. Gdy docieramy na miejsce trwa msza... na szczęście Karolina zauważa, że nie powinno to potrwać dłużej niż 10 minut. Stajemy w pobliskim sklepie, jest zamknięty, wisi kartka - Jestem w Kościele :). Damy sobie radę. 

Pora na Pawełka, tyle, że nie mamy takowego... Jakoś sobie radzimy, pijemy co nieco. 

Msza dobiegła końca, pierwsza przychodzi właścicielka, wchodzę za nią do środka, uzupełniam zapasy napojów, kilka sekund później wpada grupa spragnionych wiernych już od progu wołają 2 Żubry proszę... 

Wychodzimy, i podchodzimy do kościółka, jest już prawie pusty, wewnątrz trwa liczenie ofiary, mamy chwilę na focenie, Karolina wchodzi na... mikro-chór, ledwie widać jej głowę ;)


Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach © amiga
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach © amiga
Wewnątrz mikro kościółka w Pawełkach
Wewnątrz mikro kościółka w Pawełkach © amiga

Kościółek odwiedzony, ale myślę, że jak będzie okazja to jeszcze go nawiedzę, jego skala mnie powala :)

Kierunek Zborowskie, trochę po terenie, co prawda mieszkańcy nas przestrzegają bo samochody mają tam ciężko, ale przecież jesteśmy na rowerach... Okazuje się, że droga jest prawie idealna, utwardzony tere, może kilka niewielkich kałuż. W Zborowskich kilka sekund przerwy przy kościele i nieco dalej przy fajczatni. Gdy byłem tutaj kilka lat temu fajczarnia wyglądała inaczej.

Parafia Rzymskokatolicka Podwyższenia Krzyża Świętego w Zborowskich
Parafia Rzymskokatolicka Podwyższenia Krzyża Świętego w Zborowskich © amiga
Stara fajczarnia w Zborowskich, jej stan cię=ciężko określić
Stara fajczarnia w Zborowskich, jej stan cię=ciężko określić © amiga
Przy fajczarni
Przy fajczarni © amiga

Coś zaczęto robić, jednak daleko do ideału. Poniżej zdjęcie fajczarni z 2014 roku
Fajczarnia
Fajczarnia © amiga

No... ok jest lepiej, jednak pamiętam, że została przyznana kasa na remont tego budynku, co dla mnie oznacza pełną odbudowę, renowację, w tej chwili jest jedynie zabezpieczona przed dalszym niszczeniem. Ale aż prosiło by się o możliwość wejścia do środka, zwiedzenia, w końcu jest to unikat. 

Lekko zawiedzeni ruszamy dalej na Kamińsko szlakiem przez park krajobrazowy... oczywiście trafiamy na piasek, na szczęście nie jest zbyt sypki, rowery co prawda tańczą, jednak cały szlak jest przejezdny. 

A piasku miało nie być
A piasku miało nie być © amiga

W Klucznie odbijamy na chwilę w kierunku czynnego drewnianego młyna wodnego. Szkoda tylko, że nikt nie napisał, że jest na prywatnej posesji, zdjęcia robimy więc ukradkiem zza bramy. 

Stary młyn - niestety na prywatnej posesji, a może i dobrze... przynajmniej ktoś się nim  opiekuje
Stary młyn - niestety na prywatnej posesji, a może i dobrze... przynajmniej ktoś się nim opiekuje © amiga

Spoglądając na mapę postanawiamy pojechać na Krzepice, w zasadzie to namawiam na to Karolinę. Krzepice mieliśmy w planach na jutro jednak, zupełnie nie są po drodze, tym bardziej, że jesteśmy wstępnie umówieni z Iwoną w Częstochowie. Kirkut jest warty odwiedzenie. Tyle, że jest jeszcze coś, zaczynamy być głodni, to już pora obiadowa. Nadzieje na restaurację wiążemy z Przystajnią, tym bardziej, że w centrum są Sukiennice, a one jakoś na myśl przywodzą mi Kraków. 

Jadąc dalej naszą uwagę zwraca kamienny kościół w Ługach-Radłach. Szkoda tylko, że dobrze prezentuje się jedynie z zewnątrz. Za to Kościelny zapraszał nas za godzinę na mszę... Za godzinę będziemy być może już w Krzepicach ;)

Ługi Radły – kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa
Ługi Radły – kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa © amiga
Wewnątrz - tak sobie
Wewnątrz - tak sobie © amiga
Podział płci istnieje i w kościele
Podział płci istnieje i w kościele © amiga
Mężczyźni z prawej a kobiety z lewej
Mężczyźni z prawej a kobiety z lewej © amiga

Droga do Przystajni nieco się dłuży, mało tego Karolina słowem nie wspomniała, że ma problem z kolanem... o tym dowiaduję się dopiero w Krzepicach... Wiatr nieco się odwraca, mamy go z północnego-zachodu więc trochę średnio pomaga. a rzekłbym, że nawet przeszkadza. 

Przystajń niestety zawiodła nasze oczekiwania, miejscowość wymarła, brudna, z walającymi się śmieciami. sukiennice odrapane, chociaż sama ich bryła jest przyjemna dla oka. 

Rozkładamy mapy, do Krzepic 30 minut jazdy, tyle, że bez żadnych atrakcji, jedynie na mojej mapie widzę zaznaczony skup złomu ;)
Korzystamy z przerwy i jemy zakupione jeszcze w Kochanowicach kabanosy i bułkę. Jest jakby lepiej, chociaż przydałoby się coś ciepłego... Z mapy wynika, że w Krzepicach są 2 restauracje :) wiec tam zjemy... 

Sukiennice w Przystajni
Sukiennice w Przystajni © amiga
Kościół Przenajświętszej Trójcy w Przystajni
Kościół Przenajświętszej Trójcy w Przystajni © amiga

Pora ruszyć dalej, na niebie pojawiają się nieprzyjemne chmury, ale radary twierdzą, że z nich nie pada.. i nie powinno padać, to dobrze.  W Krzepicach podjeżdżamy pod pierwszą restaurację, zamknięta impreza - poprawiny. 300m dalej jest druga - zamknięta na głucho. To nie jest normalne. 
W Pacanowie... tylko gdzie te kozy?
W Pacanowie... tylko gdzie te kozy? © amiga

Mamy za to blisko do kirkutu, podjeżdżamy na miejsce, dowiaduję się o bolącym kolanie Karoliny, chwila zastanowienia i Karolina podejrzewa to, że siodełko zostało podniesione, mam klucze, więc minutę później siodełko jest ciut niżej... czy pomoże? Dopiero się dowiemy. 

A teraz hyc na teren cmentarza, od mojej ostatniej wizyty wiele się nie zmieniło, może więcej powalonych drzew. Rano przewodnik coś wspominał by nie pytać tubylców o kirkut bo jest jakaś zmowa milczenia... nie wiem czemu ale ma myśl przychodzi mi film Pokłosie. Obym się mylił... i to nie o to chodzi... 

Kirkut w Krzepicach
Kirkut w Krzepicach © amiga
Jedyny taki kirkut w Europie
Jedyny taki kirkut w Europie © amiga
Krzepicki kirkut
Krzepicki kirkut © amiga
Macewy na cmentarzu
Macewy na cmentarzu © amiga
Pomniki podtrzymują drzewa
Pomniki podtrzymują drzewa © amiga
Sporo macew i wszystkie ponumerowane
Sporo macew i wszystkie ponumerowane © amiga
Omszałe
Omszałe © amiga
...zarośnięte
...zarośnięte © amiga
...zapomniane
...zapomniane © amiga
...połamane
...połamane © amiga

Wyjeżdżając z kirkutu jeszcze kilka minut spędzamy przy ruinach synagogi i kierujemy się na rynek. 
Pozostałości Synagogi w Krzepicach
Pozostałości Synagogi w Krzepicach © amiga
Przez kraty zaglądamy do środka
Przez kraty zaglądamy do środka © amiga
Kapliczka przy kościele w Krzepicach
Kapliczka przy kościele w Krzepicach © amiga
Kościół pw. Św. Jakuba w Krzepicach
Kościół pw. Św. Jakuba w Krzepicach © amiga
Wrota kościoła z historią miejscowości
Wrota kościoła z historią miejscowości © amiga

Gdy wjeżdżamy do centrum naszą uwagę zwracają obiady domowe pizzeria , jednak gdy zbliżamy się widać, że wszystko pozamykane, działa jedynie lodziarnia i 2 sklepu z alkoholem... 

2 Karmi musi wystarczyć, zjadamy czekoladę i ruszamy na Truskolasy. Cóż, dzisiaj obiadu w drodze nie będzie, może coś uda się upichcić na kwaterze. 

Droga za Kochlami
Droga za Kochlami © amiga
Długa prosta
Długa prosta © amiga
Dojeżdżamy do Truskolasów, zamiast na kwaterę jedziemy do pobliskiego sklepu zrobić jakieś zakupy, wpadamy na szatański pomysł a może by tak makaron z czymś? Kupujemy potrzebne składniki, a że cmentarz niedaleko to podjeżdżamy poszukać czaszki ;)  Jest jedna, na starym pomniku. 

Czaszka na cmentarzu w Truskolasach
Czaszka na cmentarzu w Truskolasach © amiga

Jedziemy na kwaterę, Karolina odpala piec... nie wszystkie grzałki działają, na niektórych coś jest wysypane, przypalone, korzystamy więc z jednej. Wszystkie naczynia myjemy dokładnie przed ich użyciem. Piec jest oblepiony czymś tłustym... widać, że wieki nie był myty. Ale udaje się coś ugotować i nie otruć... jest ciepłe i nawet smaczne. Karolina jest świetną kucharką :)

Po kolacji mamy jeszcze czas by zajrzeć na mapy, ocenić odległości do Częstochowy, umówić się z Iwoną, zajrzeć na to co dzieje się w Rio i pora uciekać spać. Jutro kolejna wczesna pobudka, tym bardziej, że chcemy dotrzeć do Częstochowy przed pielgrzymami. 



Pierwszy dzień wyprawy - północne rubieże śląskiego

Sobota, 13 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Dzień zgodnie z przewidywaniami i planami zaczyna się bardzo wcześnie, pobudka jeszcze w trakcie gdy słońce śpi, w zasadzie to pewnie obraca się na drugi bok a na niebie króluje księżyc i "spadające gwiazdy". 

Ruszamy z Karoliną z Tomaszowa Mazowieckiego kilka chwil po 6:00, już jest jasno, jednak prognozy coś mówią, że dzień a przynajmniej jego pierwsza część nie będzie dla nas sprzyjające i jeszcze ten wiatr w południowego-zachodu. Wygląda na to, że będzie nam wiał w twarz przez całą drogę. 

Niebo zasnute chmurami, rowery objuczone. Drogę którą zaplanowaliśmy ma prowadzić nas głównie po zabytkach szlaku architektury drewnianej, chociaż dzisiaj pewnie będą to głównie kościoły, zaplanowaliśmy około 130-140km. Pewne jest tylko miejsce noclegu :). 

Ze względu na to, że jedziemy z sakwami, raczej będziemy unikać terenu, chociaż jeżeli ma to nam skrócić trasę, czy oddalić od głównych dróg, to czemu nie... Zresztą po szutrach dobrze się jedzie, gorzej jeżeli trafimy na błoto czy piasek. 

Gnamy na Wiaderno, Golesze, Lubiaszów, trasa głównie lasami, bez atrakcji, zresztą tą okolice mamy zjeżdżoną :), W okolicach Barkowic przymusowy postój na wymianę dętki w rowerze Karoliny. Zeszło powietrze, Dziura w dętce... na szczęście mamy zapas, wymieniamy, pompujemy, stara dętka ląduje jako rezerwa, ale załatamy ją bądź na kwaterze, bądź jak zajdzie taka potrzeba w drodze. oby nie. Raz starczy. 

Gnamy dalej - Przygłów, Milejów, Cekanów, Łochińsko, Stara Wieś, Gościnna, Gorzkowice.

Chyba pora się zatrzymać, jest koło 9:00, mamy około 60 km za sobą, pora coś zjeść, czegoś się napić.
W centrum spory ruch, sklepy pełne, ale nas interesuje w tej chwili punkt wydający gorącą kawę :), zjadamy Tomaszowskie jagodzianki, popijając Gorzkowicką kawą - i nawet pasuje jedno do drugiego ;)

Po krótkim posiłku zaglądamy na mapy, fota pobliskiego kościoła i robimy kółeczko w poszukiwaniu synagogi która jest zaznaczona ma mapie, chwilę krążymy, ale nie widać czegoś co przypominałoby synagogę. cóż odpuszczamy i kierujemy się na Kamińsk. 

Już w domu zajrzałem na net i okazuje się, że synagogi nie ma, pozostał po niej pusty plac - została rozebrana w 2008 roku. Szkoda tylko, że na mapach dalej istnieje. Prawdę powiedziawszy to mapy zawierają sporo błędów, począwszy od złego nazewnictwa wsi, po rodzaje nawierzchni a skończywszy na umiejscowieniu "atrakcji" czego nie raz doświadczyliśmy wcześniej. 


Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gorzkowicach
Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gorzkowicach © amiga

Czas nas trochę goni, niby prawie połowę drogi mamy za sobą, czas niezły, ale... to dopiero początek, zmęczenie dopadnie nas pewnie za 2-3 godziny... pogoda nie rozpieszcza, na niebie gęste chmury, nie pada, jednam mamy świadomość prognoz... co jakiś czas spoglądamy ma radary, niby nigdzie nie pada... jednak kilka kropli spadło nam na nosy. 

Zatrzymujemy się przy drewnianym kościółki w Gorzędowie , niestety jest zamknięty, chwilę wcześniej wyszedł z niego... chyba kościelny i zamknął go na 4 spusty, pora też obrócić mapy... jesteśmy na jej krawędzi. 

Kościół św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Gorzędowie
Kościół św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Gorzędowie © amiga

Rozbrajający uśmiech Karoliny :)
Rozbrajający uśmiech Karoliny :) © amiga

Na drodze do Kamińska pojawia się nieco większy ruch, od czasu do czasu mijają nas nawet ciężarówki, na szczęście większość kierowców już się nauczyła, jak się wyprzedza i dobrze jest zostawić margines przynajmniej jednego metra.

Gdy lądujemy w Kamińsku podjeżdżamy pod kościół, ten nie robi na nas jakiegoś wrażenia, taki standardziak... nawet nie myślimy by wejść do środka. jeszcze tylko fota pomnika na placu Wolności i kierujemy się mocno na zachód w kierunku Lgoty Wielkiej.

Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Kamińsku
Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Kamińsku © amiga

Na placu Wolności w Kamińsku
Na placu Wolności w Kamińsku © amiga

Po drodze podziwiamy górę Kamińsk, którą już mieliśmy okazję najechać ją na jednej z wcześniejszych edycji BikeOrientu. Zaczyna mżyć. droga robi się wilgotna, nieco bardziej śliska. Do Lgoty Wielkiej mamy po drodze do zaliczenia około 3 km fragment lasu, oby nie zaczęło padać bardziej a przede wszystkim by nie grzmiało, to chyba najgorsze co można spotkać w lesie, już chyba wolałbym się ścigać z dzikami... 

Deszczowe chmury nad górą Kamińsk
Deszczowe chmury nad górą Kamińsk © amiga

Gdy oddalamy się od góry Kamińsk widzimy, że nad nią wisi wielka chmura i się nie rusza, a im bliżej jesteśmy Lgoty Wielkiej tym jest lepiej. Drogi znów są suche, nie ma śladów po opadach, za niektórych polach pracują kombajny... 

W samej Lgocie, przerwa wpierw przy drewnianym młynie, a chwilę później przy drewnianym kościółku, niestety jest zamknięty, zaczynamy też rozglądać się za sklepami, kombinujemy gdzie by tu zjeść obiad, chyba najbliższy punkt może być w Nowej Brzeźnicy a później w Kłobucku. 

Lgota Wielka - drewniany młyn
Lgota Wielka - drewniany młyn © amiga

Kościół św. Klemensa w Lgocie Wielkiej
Kościół św. Klemensa w Lgocie Wielkiej © amiga

W krzywym zwierciadle - Lgota Wielka i nie tylko ;)
W krzywym zwierciadle - Lgota Wielka i nie tylko ;) © amiga

Kościółek św. Klemensa w Lgocie Wielkiej z drugiej strony
Kościółek św. Klemensa w Lgocie Wielkiej z drugiej strony © amiga

Do Nowej Brzeźnicy jedziemy nieco inaczej niż pierwotnie planowaliśmy, przez Wiewiec i Wolę Wiewecką, przyczyna prozaiczna, w kierunku Woli Blakowej widać solidny długi podjazd, w tej chwili jakoś nie mamy na to ochoty, co nie oznacza, że nowy wariant będzie zupełnie po płaskim ;)
Kościół św. Marcina w Wiewcu
Kościół św. Marcina w Wiewcu © amiga

Zdjęcia muszą być :)
Zdjęcia muszą być :) © amiga

Gdy docieramy do Nowej Brzeźnicy, miejscowość rozczarowuje, niewiele tutaj jest, stajemy przy kościele, jest otwarty wchodzimy do środka, odnajdujemy czaszkę i ruszamy dalej pytając się mieszkańców o jakąś restaurację, bar... dostajemy informację, że jak pojedziemy jeszcze 3km to tam jest parking, a na parkingu bar... więc jest niedaleko...  cieszymy się na samą myśl o odpoczynku i gorącej strawie.
Kościół św. Jana Chrzciciela w Nowej Brzeźnicy
Kościół św. Jana Chrzciciela w Nowej Brzeźnicy © amiga

Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga
Zdobione sklepienie
Zdobione sklepienie © amiga
Pięknie zdobione
Pięknie zdobione © amiga
Znaleziona czaszka
Znaleziona czaszka © amiga

Pora opuścić kościół
Pora opuścić kościół © amiga

Jednak na miejscu okazuje się, że to jakiś śmierdzący bar na kółkach, reklama kebaba i żywego ducha przy nim. starym olejem śmierdzi z daleka. Chyba lepiej tutaj nie jeść. jedziemy dalej. Może coś jeszcze będzie, może Kłobuck będzie bardziej łaskawy, mamy do tego miejsca co najmniej godzinę jazdy... Gdzieś za Ważnymi Młynami stajemy przy jakimś sklepie w miejscu które można opisać słowami: "in the middle of nowhere". kilak domów, skrzyżowanie dwóch dróg 492 i 483, przejazd kolejowy i... to wszystko. 
Sklep wygląda nieciekawie, zanim weszliśmy myślimy, że dostaniemy jakieś bułki, może suchą wędlinę. Wnętrze jednak odstrasza, wędlina wygląda jakby ją już ktoś raz przeżuł, z pieczywa jest chleb chyba tostowy. Jednak udaje się coś znaleźć, coś po czym nie powinno nam się nic stać. Są banany i czekolada. Jedno i drugie w szczelnym opakowaniu. Więc zaraza sklepowa do środka pewnie się nie dostała.
Przy sklepie jest zadaszenie, kilka stolików, przy jednym z nich gdzieś z tyłu siadamy, odpoczywamy, spożywamy banany, na drugim końcu tubylcy, wyraźnie wstawieni. zapijają piwem zawartość kieliszków, mam wrażenie, że sprzedawca im towarzyszy. 
Za to dowiadujemy się 2 cennych informacji... pierwsza to taka, że do Kłobucka mamy 25km, druga, kilka km stąd jest smażalnia/wędzarnia ryb. Ta druga informacja dociera do nas ze sporym opóźnieniem... Prawdę powiedziawszy to na początku nie zwróciliśmy na nią żadnej uwagi. Dopiero gdy ruszyliśmy, minęło może 15 minut.. widzimy znak... chwila, przecież oni coś wspominali o smażalni, wjeżdżamy do środka... Są ryby :) karp i pstrąg z własnego stawu, kilka innych gatunków importowane. 

Zamawiamy po pstrągu :)... mija może 20 minut gdy dostajemy pełne michy :)... w ciągu chwili poprawiają się nam humory, gorąca herbata dopełnia szczęście ;)

Po dłuższej przerwie możemy ruszyć dalej, z pełnym brzuchem początkowo jedzie się ciężko, ale przynajmniej mamy siły by pedałować. W końcu ile można jeść słodkiego... ;)

Za Ostrowami nad Okszą jedziemy przez takie cudo jak drogowy pas startowy, szeroki jak diabli, 2 pasy, spokojnie można by wylądować tutaj samolotem. Szeroka jezdnia powoduje jednak, że niektórym kierowcą rozum gdzieś uleciał, jadą jakby byli na autostradzie, niby fajnie, ale z lasu może wypaść zwierzak, może się zdarzyć cokolwiek i będzie problem. 2 km takiej drogi nieco nas meczy, na dokładkę jakieś łożysko w rowerze Karoliny zaczęło stukać. Obstawiam suport bądź pedał. Wstępne spojrzenie na korbę i nie widzę tam luzów które były by powodem takich odgłosów, korba kręci się luźno, bez oporów, nie czuję przeskakiwania, to samo z pedałami... żałuję, że nie zabrałem klucza do suportu... dzisiaj sobota, już po południu, pewnie rowerowe będą zamknięte. Masakra. Może na kwaterze uda mi się tam zajarzeć, może to tylko piasek? Może wystarczy go wypłukać? 

Kilka km dalej w Łobodnie zauważam otwarty sklep rolniczy, zatrzymujemy się i na szybko kupuję Imbusy, te ze scyzoryka mają trochę za krótkie ramię, a jak chcę zajrzeć do suportu to jednak lepiej mieć coś konkretniejszego. Zresztą imbusów nigdy za mało ;)

Ujeżdżamy może 2 km i... trafiamy na sklep rowerowy. Nieźle wyposażone, ale suportu Srama oczywiście nie mają, jest za mało popularny w naszym kraju. Za to dostaję klucz do misek suportu i dętkę. Tą którą przedziurawiliśmy zutylizujemy później. 

Do Kłobucka droga nieco się dłuży, większość przez lasy, bory... trochę polami. W Kłobucku krótka przerwa przy pałacu. Prezentuje się nieźle. chociaż widać, że brak pomysłu, kasy i właściciela zostawił na nim swój ślad. 

Neogotycki pałac von Haugwitzów w Kłobucku
Neogotycki pałac von Haugwitzów w Kłobucku © amiga
Kłobuck - zaniedbany pałac
Kłobuck - zaniedbany pałac © amiga

Nieco dalej zatrzymujemy się w samym centrum, podziwiamy, zabudowę, kościół, łamiemy kilka przepisów, ale... jesteśmy rowerami a na robienie kółek po mieście zgodnie z przepisami jakiś nie mamy ochoty. Tym bardziej, że zmęczenie, po kilku godzinach pchania rowerów pod wiatr, daje o sobie znać. 

Kościół pw. NMP Fatimskiej w Kłobucku
Kościół pw. NMP Fatimskiej w Kłobucku © amiga
Z drugiej strony na focenie nie ma szans, trwa uroczystość i dziesiątku ludzi wyległy na ulice
Z drugiej strony na focenie nie ma szans, trwa uroczystość i dziesiątku ludzi wyległy na ulice © amiga
Uśmiechnięta jak zawsze
Uśmiechnięta jak zawsze © amiga

Z Kłobucka mamy może 13-14km do miejsca noclegu. Pogoda coraz lepsza, pojawia się słońce, robi się ciepło... w końcu...
Jednak ostatnie kilka km jest bardzo męczące jak zawsze, odliczamy kolejne km. W końcu jesteśmy na miejscu. Jest dziwne... to stadnina koni, nieco zapuszczona, zaniedbana, ale gdzie pokoje? Tym bardziej, że takich osób jak my jest więcej. Mało tego w większości to  pielgrzymi idący, jadący do Częstochowy. Zupełnie o tym zapomniałem. Dobrze, że noclegi zaklepane... 

Przyjeżdża właściciel, rozlokowuje wpierw pielgrzymów, później nas. Jesteśmy zmęczeni... na wiele rzeczy nie zwracamy początkowo uwagi. Jednak późniejsze oceny, opinie o tym miejscu są.... nie najlepsze. Brud panuje wszędzie. W kuchni klei się od tłuszczu, na kuchence coś poprzypalane, garnki wyglądają cieciekawie. Much bez liku... 

Pokój w takim sobie stanie, bywało gorzej jednak tutaj też króluje bród. Czujemy się jak nasi sportowcy po wylądowaniu w RIO. Na dzień dobry małe sprzątanie, wietrzenie. W łazience źle zrobiony odpływ, prysznic otoczony jakąś foliową zasłoną, klejącą się do ciała... szkoda gadać. Tak naprawdę, to może warto by to zgłosić do sanepidu... ?

Na szybko po wrzuceniu rzeczy do pokoju podjeżdżamy do pobliskiego sklepu, szybkie zakupy ma kolację i śniadanie. Podjeżdżamy jeszcze pod kościół w Truskolasach, Karolina zagaduje przewodnika pielgrzymów. Dowiaduję się, że jesteśmy zaproszenie na 20... do kościoła... Na mszy nie byłem wieki... ale... dzielnie towarzyszę Karolinie. Hmmm skóra nie piecze... chyba jest dobrze... sama ceremonia chociaż nie wiem jak to nazwać jest inna niż to z czym miałem do czynienia... Całość trwa 2 godziny... gdzie pielgrzymi śpiewają. Taki... koncert na księży i pielgrzymów... Ciekawe doświadczenie...  

Pielgrzymi w kościółku św. Mikołaja w Truskolasach
Pielgrzymi w kościółku św. Mikołaja w Truskolasach © amiga

Już po zmroku wracamy na kwaterę, pora na spoczynek, jutro czeka nas długi dzień, musimy wstać przed 5, jesteśmy umówieni w Herbach około 6:20-6:25... 


Krótki dojazd na stację PKP

Piątek, 12 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
Wyjazd krótki i dość późno, jest 13:00 gdy wyjeżdżam, w planie jeszcze szybkie odwiedziny sklepu podróżnika w centrum Katowic. Szybkie zakupy i na stację PKP, kupno biletów i chwilę później podjeżdża pociąg, dzisiaj to na tyle z rowerowania. 4 godziny jazdy pociągiem i jestem w Piotrkowie Trybunalskim. Jutro za to szykuje się nieco dłuższy wypad. 

Zapakowana czapla
Zapakowana czapla © amiga

Czwartek wieczór przed urlopem

Czwartek, 11 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam około 16:40, dzień był długi męczący, ale ostatni... jutro przygotowanie do wyjazdu i wyjazd... w siną dal... W plecaku 2 nowe opony kupione na wyjazd. W sklepie były tylko Kendy. Średnio przepadam za tą marką z reguły szybko padają, ale cóż... Jak się nie ma już czasu... to kupuje się to co jest... ;)

Pogoda w stosunku do poranka czy wczorajszego dnia mocno się poprawiła, jest wyraźnie cieplej, w chwili gdy ruszam termometr pokazuje ponad 18 stopni. Wszędzie widać jeszcze kałuże, ale jest przyjemnie, nawet wiatr w plecy nie przeszkadza ;)
Pogoda się poprawiła
Pogoda się poprawiła © amiga
Może nie za ciepło, ale przyjemnie
Może nie za ciepło, ale przyjemnie © amiga

Droga w całości po szosach, chcę mieć jak najwięcej czasu na przygotowania, jestem jeszcze daleko w lesie... Nawet sakwy jeszcze schowane... Z pozytywnych rzeczy załamania pogody tego wczorajszego to uświadomiłem sobie, że zabranie SoftShella może być jednak dobrym pomysłem... 

W drodze zatrzymuję się na myjni w Bielszowicach, dzięki temu lżejszy o 2 zł wyjeżdżam czystym rowerem... kilogramy piasku spłynęły... W domu zostanie przesmarowanie łańcucha... i to wszystko. Teraz mam 15 km by wszystko wyschło..... 
Pora zmyć piasek z roweru
Pora zmyć piasek z roweru © amiga
Na Bielszowickiej
Na Bielszowickiej © amiga
Znak po prawej mocno ogranicza widoczność
Znak po prawej mocno ogranicza widoczność © amiga
Pogoda wręcz namawia by wjechać do lasu, ale... opieram się dzielnie do samego końca, nie po to myłem rower by go teraz uświnić. 
Na Asnyka... 2 km pod domu
Na Asnyka... 2 km pod domu © amiga

Dojeżdżam do domu i okazuje się, że jeszcze muszę podjechać z kumplem do sklepu pomóc mu kupić tajle do komputera... Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jesteśmy w pobliży Go Sportu... wchodzimy na chwilę... kupuję kolejne 2 opony tym razem CST takie jak lubię. SemiSlicki... 700x42C + dodatkowo 3 nowiutkie dętki... Opon mam więc dość do końca roku... ;) Te które mam myślę, że jeszcze dojadę. ale to po powrocie... 
Więc znikam na kilka dni... ;)

Zimny czwartkowy letni poranek.

Czwartek, 11 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
Patrząc za okno odechciewa mi się jazdy... jest zimno, mokro  i ogólnie do d....y
Wczoraj odpuściłem bo lało, ale wykorzystałem to na wizytę w sklepach podróżnikagegorafie. Mapy zakupione jutro będzie można zacząć przedłużony nieco weekend. Oby pogoda dopisała... 

Ale dzisiaj trzeba jakoś dostać się do Gliwic, 2 dni bez rowera w tygodniu nie wchodzą w rachubę, wsiadam na szaraka... ze sporym opóźnieniem jest 7:18 gdy ruszam... lekko kropi, wieje z północnego-zachodu... Po raz pierwszy od 2 może 3 miesięcy ubrałem softshella, bez niego chyba bym zamarzł... 
Na drogach na szczęście niewiele samochodów, chyba tylko to ratuje poranek... Rowerzystów praktycznie wcale, w Katowicach spotykam jednego za to 2 razy ;)
Znowu mokro

Znowu mokro © amiga
Zalane ddrki
Zalane ddrki © amiga
W Kochłowicach ddrka jak zawsze zalana, usyfiona, bezpieczniej jest na chodniku, w centrum Kochłowic dalej asfalt podrapany, myślałem, że zrobią to w ciągu jednego dnia, a wygląda na to, że i na święta nie zdążą... 
Kawałek z górki
Kawałek z górki © amiga
Powoli przestaje kropić, temperatura jednak utrzymuje się na poziomie 10 stopni... jedna gdy dojeżdżam do Zabrza na niebie pojawiają się niewielkie błękitne dziury w chmurach. Czyżby to zapowiedź poprawy pogody? Oby... 
Pusto w Zabrzu
Pusto w Zabrzu © amiga
Im bliżej Gliwic tym przyjemniej, cieplej, może trochę przesadzam, temperatura przekroczyła 11 stopni... tyle, że tego nie czuć... wiatr robi swoje... Zadowolony jestem z SoftShella, działa idealnie... 
Chyba niebo zaczyna się przecierać
Chyba niebo zaczyna się przecierać © amiga
Gdy docieram do pracy marzę tylko o gorącym prysznicu. Buty niestety zebrały trochę wody... mam nadzieję, że wyschną do wieczora. 
Prawie w firmie
Prawie w firmie © amiga

Wtorek późnym popołudniem

Wtorek, 9 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
Od około 15 obserwuję radary meteo, nad Górny Śląsk nadciągają ciężkie burzowe chmury, szukam okienka, wg radarów ma się coś takiego pojawić w okolicy 16:20  - mniej więcej tak wychodzę.
Pada deszcz, ale odwrotu już nie ma... ruszam... wiatr delikatnie w plecy... początkowo woda mi przeszkadza, ale po kilku km jest mi wszystko jedno... niech pada... 
Jakby wilgotno
Jakby wilgotno © amiga

Gdy przekraczam granicę Zabrza, słyszę znajomy ssyk... jakaś masakra... jakieś fatum... uciekło powietrze z przedniego koła... 10 minut przerwy, z pozytywów przestało padać... Na spokojnie wymieniam dętkę, pompuję ruszam dalej.
Kolejna pana... jakieś fatum
Kolejna pana... jakieś fatum © amiga
Niebo jakby nieco lepiej wyglądało
Niebo jakby nieco lepiej wyglądało © amiga
Drogi mokre ale to wszystko, syf leci spod kół... na niebie dalej wiszą ciężkie deszczowe chmury, jednak nie przeszkadza mi to pojechać wzdłuż potoku Bielszowickiego, chcę chociaż na chwilę uciec od zgiełku... od ulic... pd samochodów.... 
Te chmury nie wróżą nic dobrego
Te chmury nie wróżą nic dobrego © amiga
Wzdłuż potoku Bielszowickiego
Wzdłuż potoku Bielszowickiego © amiga
Kochłowice nieco zaskakuje, są miejsca gdzie jest sucho bądź prawie sucho, za to gdy tylko mijam granicę z Katowicami wodny koszmar wraca. tutaj musiało solidnie lać, jeszcze teraz płyną potoki, tworzą się kałuże, delikatnie zaczyna kropić. 
W Kochłowicach jakby nieco bardziej sucho
W Kochłowicach jakby nieco bardziej sucho © amiga
Prawie w domu
Prawie w domu © amiga
Tyle, że jestem prawie pod domem... więc co z tego... kilka minut później jestem w domu, ciuchy do prania... ja do suszenia... W sumie nie było tak źle... 

Wtorek o poranku w lesie

Wtorek, 9 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
Wyjeżdżam z domu kilka minut po 7, dzień zapowiada się pięknie, ciepło, wiatr w twarz, słońce na niebie, niewiele obłoczków. Co prawda na popołudnie meteo zapowiada kataklizm, ale teraz się tym nie przejmuję. Dziarsko pedałuję do Panewnik gdzie wjeżdżam w las, plan to przejechać w większości wczorajszą trasę. Tyle, że w drugą stronę i z pominięciem większości Makoszów... 
W lewo skręt, do lasu wjazd
W lewo skręt, do lasu wjazd © amiga
Resztki wilgoci
Resztki wilgoci © amiga
Tory na drodze do hałdy w lasach Panewnickich
Tory na drodze do hałdy w lasach Panewnickich © amiga
Las o poranku to dobry wybór, zero samochodów, zero problemów, za to zaskoczyli rowerzyści... są :) w lesie o 7:30.... najczęściej jestem sam o takiej porze... a dzisiaj niespodzianka. 
Nie tylko ja jestem o poranku w lesie
Nie tylko ja jestem o poranku w lesie © amiga
A jeszcze kilka lat temu były tu pola
A jeszcze kilka lat temu były tu pola © amiga
Wyjeżdżam do cywilizacji na Halembie, trochę szos i ponownie pakuję się w las by dojechać w okolice Kończyc gdzie postanawiam przeprawić się po wiadukcie nad A4-ką. Nie lubię tego miejsca, ruch najczęściej jak diabli, pomimo ograniczenia prędkości mało kto się do niego stosuje bo i po co... 
Do czeluści
Do czeluści © amiga
Na wiadukcie nad A4
Na wiadukcie nad A4 © amiga
Są wakacje więc ruch jest na szczęście mniejszy, ale wariatów nie brakuje...  jakiś misiek z Poczty Polskiej minął mnie mając sporo za dużo an liczniku... poczułem tylko podmuch... 
Dobrze, że to tylko 300 może 400 m. W Kończycach jest już spokojniej, już kierowcy się pilnują, odbijam tyłami na Makoszowy i lasek Makoszowski... 
A ten tu czego
A ten tu czego © amiga
tu dla odmiany zaskakuje mnie ilość połamanych drzew... wydawało mi się że po ostatnich burzach zostało to uprzątnięte... a jednak gdzieniegdzie coś leży... 
Połamane drzewa
Połamane drzewa © amiga
Gdy wyjeżdżam w Gliwicach jest już spokojnie, ruch niewielki, przyjemnie się jedzie. zostało ostatnie 6 km.. 
Multicar - mam wrażenie, że ostatnio ich więcej jest
Multicar - mam wrażenie, że ostatnio ich więcej jest © amiga

Nawet na Zabrskiej pustki...  przelatuję pod firmę... jeżeli pogoda pozwoli to wracam lasem... podobało mi się to... a różnica w czasie dojazdu niewielka... szkoda walczyć na drogach... tylko ten wiadukt nad A4... 
Prawie w firmie
Prawie w firmie © amiga

Poniedziałek późnym popołudniem

Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Wyjeżdżam około 16:40, słońce świeci, jest ciepło, przyjemnie, wiatr z południa, może z południowego wschodu, od początku wiem, że chcę do lasu, tyle, że z pominięciem hałdy na Sośnicy... Ostatnio padało i jakoś mnie tam nie ciągnie. 
Na drogach znośnie, ale nie oznacza to, że idealnie...  odbijam w lasek Makoszowski i podjazd przy DTŚce... a dalej przy kopalnie Makoszowy i wjeżdżam na starą hałdę w Makoszowach, tam oczywiście sporo syfu... 

Chciał mnie rozjechać
Chciał mnie rozjechać © amiga
Niektórzy mają z górki
Niektórzy mają z górki © amiga
Kopalnia Makoszowy
Kopalnia Makoszowy © amiga
Stara hałda w Makoszowach
Stara hałda w Makoszowach © amiga
Za to na leśnych ścieżkach jest przyjemnie, nieco chłodniej. Staję na chwilę po kolę w Starej Kuźni  i jakiś kilometr dalej w okolicy doliny Jamny by się nią uraczyć - kolą oczywiście nie Jamną. Woda w Jamnie  jest wyraźnie czystsza niż jeszcze 2-3 lata temu, ale i tak nei odważyłbym się jej pić... 
Postój przy cukierni ;)
Postój przy cukierni ;) © amiga
Dolina Jamny
Dolina Jamny © amiga
Słońce ładnie przygrzewa dzisiaj
Słońce ładnie przygrzewa dzisiaj © amiga
Rodzinne wyjazdy
Rodzinne wyjazdy © amiga
Trochę zazieleniła się woda
Trochę zazieleniła się woda © amiga

Za top przypominam sobie, że może warto zrobić kilka zdjęć rowera po.. no właśnie upgrade czy downgrade... chyba to drugie... ;) Siodełko durszlakowe zostało wymienione na WTB. czemu? Było zbyt giętkie, gdyby tworzywo było bardziej sztywne było by lepsze... a tak... wylądowało w archiwum... WTB za to jest stosunkowo szeroki... ma opuszczony dziób... to ostatnie akurat bardzo mi pasuje... 

Giant po małym downgrade;)
Giant po małym downgrade;) © amiga
Trochę się pozmieniało
Trochę się pozmieniało © amiga
Nowy widelec
Nowy widelec © amiga
Po dobrych 10 minutach ruszam dalej, po drodze jeszcze udzielam jakiemuś zagubionemu rowerzyście kilku wskazówek jak dojechać do Starej Kuźni, a później jak odbić w kierunku 44ki. Myślę, że sobie poradził... 

W Panewnikach już nic nie kombinuję, jadę w kierunku domu... Dzisiaj czeka mnie jeszcze klejenie porannej dziury w dętce... 
Boisko Kolejarza - trochę zarosło
Boisko Kolejarza - trochę zarosło © amiga

Poniedziałek z paną ;)

Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
Chwilę po 7 jestem na rowerze, jest nie za ciepło, termometr pokazuje coś około 16 stopni, za to świeci słońce, na niebie nie ma zbyt wielu chmur, dzień zapowiada się przyjemny, mało tego wydaje mi się, że wiatr mnie wspomaga... a przynajmniej nie przeszkadza. 

Dziwnie sporo samochodów jak na połowę wakacji... jeszcze za wcześnie na powroty, już w Piotrowicach nieco zaciskało, podobnie na wylocie z Katowic... 
W tunelu Piotrowickim
W tunelu Piotrowickim © amiga

Za to w lasku przed Kochłowicami na DDRce wpierw widzę, że coś sterczy mi z opony, chwilę później słyszę charakterystyczny dźwięk... masakra... przebita opona, dętka... 10 minut z głowy. Okazuje się że wbił mi się jakieś wielki stalowy opił, przynajmniej łatwo go zlokalizować...  Znowu zaczyna się robić syf na tym odcinku, następne sprzątanie pewnie w kwietniu... a wystarczyło by usunąć odbojniki...  i samochody same by wyczyściły tą drogę... 

Miejsce gdzie wbił mi się wielki stalowy opił oponę
Miejsce gdzie wbił mi się wielki stalowy opił oponę © amiga

Po kilku minutach ruszam dalej... w centrum Kochłowic kolejna niespodzianka - wymiana asfaltu... trzeba zwolnić.  uważać... 
Podrapane centrum Kochłowic
Podrapane centrum Kochłowic © amiga
Dobrze, że to tylko fragment, nieco dalej odbijam na Wirecką, jest spokojniej i chyba przyjemniej. 
Na Wirku za to względny spokój... szybko odbijam na Bielszowicką gdzie jest zupełnie pusto...  tutaj zastanawia mnie jak zawsze po cholerę zrobili DDRkę z jednej strony, toż trzeba było zrobić ją albo z obu bądź wcale... 

Na Bielszowickiej
Na Bielszowickiej © amiga

Zabrze o dziwo puste... co szokuje, gdy jadę ul Winklera zastanawia mnie ilość szkła z potłuczonych butelek, tego tu nie było w piątek, muszę jechać środkiem pasa, ale wiele to nie zmienia... droga i tak jest pusta, dopiero na rondzie natykam się na kilka samochodów... dalej też jest pusto.... 
Wyjazd z Ronda na Matejki
Wyjazd z Ronda na Matejki © amiga
Remont coś utknął
Remont coś utknął © amiga
Okno na świat ;)
Okno na świat ;) © amiga
Ruch samochodowy ponownie się pojawia w Gliwicach na Zabrskiej, gdzie muszę swoje odstać... tyle, że mam może 300 metrów do pracy. 
Ciekawe chmurki
Ciekawe chmurki © amiga

Ogołnie dojazd był bardzo przyjemny, tylko po co ta pana?

Piątkowy powrót przed burzami

Piątek, 5 sierpnia 2016 · Komentarze(1)
Jest trochę przed wpół do 17, wyjeżdżam, to co widziałem na radarach zupełnie mnie nie cieszy, od południa a raczej z południowego zachodu idą na nas deszczowe chmury... jak się sprężę to może ich uniknę.
Jest w miarę ciepło, wieje delikatnie w plecy, tyle, że wyjeżdżając z Gliwic widzę wielkie deszczowe chmury wiszące gdzieś na mojej trasie przejazdu. 
Ciemne chmury na horyzoncie

Ciemne chmury na horyzoncie © amiga
Staram się przyspieszyć, chcę też podjechać na chwilę do znajomego na Kokocińcu, tyle, że jak mnie zleje, to będę musiał zmienić plany... Do Zabrza jest nieźle, gdy jednak mijam stację BP drogi są mokre, przed chwilą musiało tutaj padać. 
Uciekający króliczek
Uciekający króliczek © amiga
Paskudnie jest w Bielszowicach i na Wirku, wszędzie mokro, sporo kałuż. Gdy docieram na Wirek widzę, że na niebie nieco ładniejsze obłoki się pojawiły, coś błękitnego,  prześwituje, więc zmieniam nieco kurs i wjeżdżam na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego. 
Wilgotno się robi
Wilgotno się robi © amiga
Wjazd na ścieżkę wzdłuż potoku Bielszowickiego
Wjazd na ścieżkę wzdłuż potoku Bielszowickiego © amiga
Jedzie pociąg
Jedzie pociąg © amiga
Dojeżdżam na czas a nawet nieco wcześniej na miejsce, godzinę zajmuje mi wizyta, gdy wychodzę, szok taki termiczny, temperatura spadła do około 18 stopni, jest ciemno nieprzyjemnie, widać, że padało.. 

Okolice Kokocińca
Okolice Kokocińca © amiga

Też się spieszy
Też się spieszy © amiga
Na szczęście do domu niedaleko, przejazd zajmuje mi około 15 minut. W sumie gdyby nie te rozlewiska było by idealnie. Ciekawe co przyniesie weekend, raczej szykuje się bezrowerowy... ale różnie to bywa...
Ciemność zapada

Ciemność zapada © amiga