Wyjeżdżam z pracy przed 17... chce mi się spać, jeść, pić... masakra... Skwar leje się z nieba.... Szybko dochodzę do wniosku, że jedyna słuszna opcja przejazdu to ta leśna... W Makoszowach odbijam w las zahaczając uprzednio o sklep. Kupuję energetyki, jestem padnięty po weekendzie... a niby to tylko 2 dni bez snu ;)
Tropiciel... dawno nas na nim nie było, zresztą nawet nie planowałem by pojawić się na tej edycji... ale plany planami, a życie sobie. Tym razem z zaskoczenia, zapisujemy się jako 4 osobowa drużyna nieco ponad tydzień przed imprezom ;)
Drużynę EBT zbieramy około 20:00 w sobotę, 4 osoby... Dorota, Olga, Darek i oczywiście ja. Na miejscu jesteśmy około 22:00. Nie możemy się zarejestrować, pobrać pakietów startowych. Organizatorzy każą nam czekać do 23... trochę bez sensu... ale ok. za to jest czas by podejść do pobliskiej żabki, nawodnić się, przygotować rowery.
Czas mija nieubłaganie.
23:00 - odbieramy pakiety startowe, Pytamy się Czy wydawane są też czarne worki... Chwila konsternacji, pytanie przekazywane jest dalej... "Czy my wydajemy czarne worki?" Odpowiedź niestety nas nie zadowala. Nie wydajemy czarnych worków... Szkoda, poległych będziemy zakopywać bezpośrednio w ziemi, może jedynie zakopiemy do pasa, będzie pomnik...
Koszulki Tropiciela robią wrażenie, są nieźle wykonane. Zostają jednak w samochodzie poczekają na powrót Niby mamy sporo czasu, pochylamy się nad rowerami, mocujemy lampki, witamy się ze znajomymi którzy pojawiają się w okolicach bazy...
Dowiadujemy się, że naszym celem jest sprawdzenie czy jest bezpiecznie, a jedyny który przeżył siedzi tuż obok, tyle, że jest mało rozmowny... być może się zatruł.
Dostajemy mapy... możemy zacząć kreślić trasę...
1:00 - start
siedzimy dalej ;) i ustalamy trasę..., średnio znam ten teren, za to Darek często tutaj jeździ... więc zakładam, że to co ustaliliśmy jest w porządku...
dojazd do punktu jest dość banalny, umiejscowiony jest tuż przy jeziorze Nakło-Chechło, nie można się zgubić, 90% dojazdu to asfalt. W niezłych humorach dojeżdżamy an PK, a tam zadanie specjalnie rozpoznaj 2 sygnały alarmowe. Poszło dość sprawnie.
1:28 - tym razem nieco więcej terenu, leśnych ścieżek, w ich plątaninie, źle skręcamy wyjeżdżając nieco za bardzo na południe na drogę 78 zamiast 912... błąd nie jest zbyt duży, szybko można go naprawić, asfalt jednie pomaga nadrobić nam czas. Odbijamy na leśny dukt, później w wąską ścieżynkę wzdłuż nasypu kolejowego. Musimy zsiąść z rowerów... o jeździe nie ma mowy...
2:15 - Wykreślona przez nas trasa wiedzie na Ożarowice, Zendek, cały czas asfaltem, prędkość nie schodzi poniżej 25 km/h, mamy dobre humory... do czasu....
2:49 - przekraczamy Brynicę, do punktu w linii prostej jest wg mapy góra kilometr, szybko się uwiniemy, wystarczy pojechać wzdłuż granicy lasu, odbić na ścieżkę która doprowadzi nas jak po sznurku na PK...
...tyle, że za Brynicą ścieżka jakaś taka zarośnięta, ginie w chaszczach... zawracamy, szukamy innej ścieżki, jako że zamykam kolumnę, to ścieżka dla mnie istnieje, widzę, że ktoś przede mną tędy jechał, tyle, że po chwili uświadamiam sobie, że wcześniej jechały tutaj tylko 3 rowery - Darka, Olgi i Doroty...
Pojawiają się mgły, jest ciemno,,, niewiele widać... co dalej?
3:26 - chyba pora na przebijanie się na azymut, na północ, tam musi być "cywilizacja" czyli droga... jakoś tak się składa, że mam przyjemność prowadzić wycieczkę ;) o jeździe nie ma mowy, doły, drzewa, i wysokie trawy utrudniają nam przejście... Gehenna trwa ... przeszliśmy może 200m.
3:46 - wychodzimy na budowę autostrady A1, pora napić się, coś zjeść... tylko co dalej i gdzie jesteśmy?
3:47 - nieco nieco się rozjaśnia, jesteśmy na drodze technicznej wzdłuż budowanej autostrady, jedziemy ostrożnie obserwując lewą stronę, musimy trafić na naszą ścieżkę....
4:14 - jest droga, być tyle, że przejechaliśmy ponad 2 km... czy to aby ta nasza? cóż, próbujemy podjechać na PK w efekcie lądujemy po raz kolejny na autostradzie ;)
Decyzja może być tylko jedna, odpuszczamy ten punkt, musimy znaleźć jakiś punkt odniesienia, mapy są stare... mają się średnio do rzeczywistości... nie ma autostrady. Zresztą innych elementów też brakuje. To po czym się poruszamy ma kilka metrów szerokości i jest mocno utwardzone...
4:40 - natykamy się na żywe dusze... też lekko zagubione, ale nie aż tak bardzo jak my :) Chwilę później natykamy się na Szermierzy... w końcu wiemy gdzie jesteśmy.
PK P - ruiny
Zmieniamy plan, punkt L odpuszczony, jedziemy na P jest w pobliżu. 4:49 - Darek uświadamia sobie gdzie był punkt i jaką niepotrzebną pętlę zrobiliśmy, patrząc na mapę, to sam się dziwię, że wybraliśmy taki wariant, który z góry był skazany na porażkę...
na punkcie oczywiście zadanie specjalne, tym razem wojskowe, rozpoznawanie stopni wojskowych, wozów bojowych itp. plus informacja, że jest do wykonania zadanie sprawnościowe, przy jednym z pobliskich stawików, trzeba pobrać próbkę wody do próbówki która jest do odnalezienia po drodze...
Tym razem prowadzi Olga, rozgląda się po po bokach... próbówek nie ma, nie ma, nie ma....
5:02 - jesteśmy na miejscu, dostajemy probówkę i montujemy Olgę na uprzęży i opuszczamy nad staw. Próbka wody zdobyta, mamy ją dostarczyć na punkt G, tyle, że nikt nie wie gdzie on jest.
Przyglądamy się mapą, może jednak wrócimy na tą nieszczęsną Elkę?
L - sztuka współczesna
Odczuwamy zmęczenie, po 3 godzinach mamy 3 punkty... chyba nie ma szans na zdobycie kompletu. Tyle, że PK L jest niedaleko... aż szkoda go nie zaliczyć.
5:32 - jesteśmy na punkcie :) zadanie specjalne - puzzle, układamy je w niezłym czasie, dostajemy po mufinie, było nam to potrzebne, od razu wstępuje w nas duch walki...
rzut oka na mapę, teraz punkt X, nie powinno być problemów, wystarczy skręcić w dowolną przecinkę na północ...
PK X - strumień
...tyle, że przecinki na północ kończą się na pobliskiej kopalni Ostra Góra, pozostało jednak pojechać lekko dookoła, ale za to "pewną drogą" Miejsce o w rzeczywistości Garbaty mostek, z prostym dojazdem, pod koniec nieco piasku, jednak jak wspomina Darek było tutaj gorzej, znacznie gorzej... Pod drodze spotykamy Wojtka, zamieniamy kilka zdań, i ruszamy dalej, do "Garbatego" już niedaleko.
6:21 - meldujemy się na PK, oczywiście nie mogło być inaczej, zadanie specjalne, tym razem dla grzybiarzy, po drugiej stronie rzeczki jest tablica z grzybami, zapamiętaj 3 grzyby jadalne, i trzy niejadalne.... Proste :)
Jak tak dalej pójdzie to kto wie... oczywiście jest jeszcze problem w zlokalizowaniu punktu G...
ale tym jeszcze nie zaprzątamy sobie głowy... z podpowiedzi na punktach wynika, że jest on gdzieś w pobliżu działki 104, to przy samym Miasteczku Śląskim... a my jesteśmy daleko na północy...
PK F - wiata Leśnictwa
Długa łatwa prosta bez żadnych zakrętów, nie można nie trafić, tym bardziej, że na punkcie rozbili się strażacy...
6:41 - czekamy na zadanie, okazuje się że jesteśmy setną ekipą :) i z tej okazji nie mamy zadania do wykonania, niemniej uzupełniamy płyny... czujemy już zmęczenie... do mety niby blisko a jednak daleko, gdzieś w głowach tli się nadzieje, może jednak uda się zdobyć wszystkie punkty?
Spory kawał po asfalcie, gdzie dogania nas Wojtek, ponownie zamieniamy kilak zdań, an więcej nie ma czasu, odbijamy w kierunku Jurnej Góry gdzie znajduje się kolejny PK. pod koniec pojawiają się piaski, to raczej podejście niż podjazd... Wpychamy rowery na szczyt...
7:08 - kolejne zadanie specjalne, tym razem do odgadnięcia symbole niebezpieczeństw... przyglądamy się mapie... hmmm... chyba już pora odszukać nieoznaczony punkt G
długa prosta, odbijamy w kierunku kwatery 104 z daleka widać jakiś samochód, podejrzane jest to miejsce, okazuje się, że jest tam ścieżka prowadząca na właściwe miejsce. Co prawda na początku lekko przestrzeliliśmy jednak szybko naprawiamy błąd.
7:34 - wygrzebuję z plecaka próbkę wody okazuje się, że jest radioaktywna, na szczęście nie napromieniowałem się ;).... Ruszam dalej, Niby tylko 2 punkty do zaliczenia i meta jednak czekają nas długie przeloty...
bardzo długa prosta, co prawda jakość dróg nie zgadza się z tym co mamy na mapie, ale odległości wskazują, że wszystko jest w porządku. To pierwszy z 2 punktów gdzie nie ma obsady, jest tylko lampion, perforator. Knoppers wspomaga Dorotę, gna po 30km/h po lesie, ciężko dotrzymać jej kroku.
8:10 - Punkt odnaleziony, czasu mało, jedziemy dalej... na oko do mety mamy 10 km...
PK U - wiata na terenie leśniczówki
nie ma żadnych kombinacji z dojazdem, wpadamy na leśniczówkę na wiatę, chociaż nikt z nas nie nazwałby tego wiatą, 8:26 - Olga dopija energetyka... coś przekąsza... i jedziemy dalej...
Meta
8:39 - Początkowo leśne dukty, szutry, ale na mapie nic nie było o bruku... masakra, przecież po tym nie da się jechać, Darek pociesza, że to tylko 2 km.
8:48 - Wpadamy na metę... przed czasem, jak udało nam się zrobić wszystkie PK, 2 godziny spędzić w lesie, poza światem, poza cywilizacją, poza drogami?
Cóż... Rozsiadamy się na łące, boisku czy czymś takim, słońce niemiłosiernie pali... pora zjeść kiełbasę z grilla, nie wegetariańską ;), popijamy tym co jeszcze mamy, szybkie zakupy, dostajemy dyplomy Tropicieli...
Czekamy na 11:00 - ogłoszenie wyników i losowanie nagród... W okolicach południa opuszczamy bazę... zaczynam odpadać, chce mi się spać...
A tak naprawdę to zapomniałem, jak świetną imprezą jest Tropiciel, jak pomimo nocy, można się nieźle bawić... dodatkowo zadania na punktach nieco ożywiają całą zabawę, a połączenie to z wątkiem historycznym, dopisania scenariusza... jest strzałem w dziesiątkę. Zarówno my - Darek i ja jak i Olga z Dorotą świetnie się bawiliśmy... tyle, że chyba warto poświęcić te dodatkowe kilak minut na analizę map... Na trasie 60km zrobiliśmy 87... chyba rekord, ale przynajmniej wiemy jak będzie przebiegać autostrada A1 w okolicy...
A jeszcze czemu Jubiletusz :) - kto był ten wie... jak można sprzedać błąd na koszulce - Mistrzostwo świata :)
Wyjeżdżam po 16... trochę później niż planowałem, z drugiej strony mam od groma czasu i... plecak na sobie, takie większy z rzeczami które mogą się przydać w Miasteczku Śląskim. Jest gorąco... i wietrznie. Jadę powolutku by specjalnie się nie spocić, nie zajechać bo za kilka godzin będzie gonitwa...
Tuż za granicą z Katowicami odbijam w las, jest chłodniej, tyle, że jazda zajmie nieco więcej czasu. W Bielszowicach wracam na chwilę na główną trasę, jednak nie na długo, wjeżdżam na dookólny szlak Zabrzański. Z obciążeniem i przy wysokich temperaturach jedzie się ciężko.. ale cóż...
Wyjeżdżam dopiero o 17:00, jest dość ciepło, wiatr nieco mocniejszy od południa, a plan na dzisiaj, to odszukać jakieś sensowny przejazd na Witosa, z grubsza nakreślam trasę, część drogi pokrywa się z moją trasą do domu, część drug znam, ale fragment od Wirka, średnio kojarzę. Wg Google droga ma być, podobnie twierdzi Open Street, tyle, że nie wiadomo jakiej są jakości i czy przejezdne. Ruszam.
Na drogach niewielki ruch... ale... w Zabrzu pakuję się przez park Pileckiego, jakoś nie mam ochoty jechać przez cały Pawłów, dzisiaj to chyba dobry wybór.
Coś w tym tygodniu nie jest mi dane wcześniej wyjechać. Budzę się przed 6:00 ale wstaję i tak po 6:20. Śniadanie, ubieranie i... nic mi się nie chce. W końcu wychodzę dzierżąc pod pachą rower. Jest 7:16 gdy w końcu ruszam. Wiatr w końcu osłabł, ciężko określić jego kierunek, być może jest to południowy-zachód, może nieco bardziej zachód... Niemniej zupełnie nie przeszkadza.
Na drogach pustki... samochodów jeszcze mniej niż wczoraj. Zdaje się, że wakacje już w pełni :). Gnam szosami, chociaż przed Kochłowicami, ciągnie mnie w las, na ścieżki którymi wczoraj jechałem.
Wyjeżdżam z firmy nieco wcześniej niż zwykle, jest przed 16:30. Dalej wieje zachodni wiatr, jest słabszy niż rano czy wczoraj. 21 stopni jednak nie rozpieszcza szczególnie. Przydały by się te 2-3 stopnie więcej, ale takie mamy lato.
Wyjeżdżam znowu późno, jest... 7:20, wieje jak diabli od zachodu, jest słonecznie i chłodno. Przed wyjazdem termometr za oknem zeznawał jedynie 14 stopni. Zakładam wiatrówkę.
Na drogach niewielki ruch, wydaje się, że samochody jeżdżą jakoś spokojniej. Pomimo paskudnego wiatru jedzie się dość przyjemnie, co nieco zaskakuje. Na fragmentach z południa na północ wiatr zupełnie nie przeszkadza. gorzej gdy zmienia się kierunek na zachodni.
Jest 16:40 wychodzę, ruszam. Jest ciepło... ale do upału daleko, za to wieje jak diabli, wyjątkowo w plecy :) do domu będę miał krótszą drogę, ale czy aby na pewno?
Na Franciszkańskiej w Gliwicach zaskakuje remont, a raczej wymiana asfaltu zniszczonego w trakcie budowy DTŚki... Najwyższa pora, mam tylko nadzieję, że obejmie to całą tą drogę, a nie do pierwszego zjazdu.
Na drogach jest dziwnie mało rowerzystów, tylko czemu? Przez wiatr... Chyba nie... w lasku Makoszowskim widzę uginające się drzewa, mocno dmucha, jednak gałęzie się nie łamią ;)