Powrót do domu ok 16:20. Trasa nieco objazdowa. Miałem ochotę, na nieco dłuższą trasę, tym bardziej, że wyjątkowo dobrze mi się jechało. Objazd głównie w okolicach Rudy Śląskiej ale warto było. Cisza, spokój w lesie i nad stawami. Ostatnio coraz bardziej potrzebuję odpoczynku, oderwania się od wszystkiego (Jak mówił Adaś Miałczyński - "Muszę odpocząć. Za wszelką cenę. To moja ostatnia szansa!"). Niestety na to ostatnio nie mam czasu praca, praca a po pacy też praca tyle, że inna. powoli mam dość. Liczę na doładowanie baterii za ok 3 tygodnie na urlopie :). Starczy tego narzekania. Poniżej kilka dzisiejszych fotek :)
Wczoraj krótki odpoczynek od rowera, poranne prognozy wyglądały nieciekawie, więc sobie odpuściłem. Inna sprawa że myśli o "rowerku" gdzieś tam goniły w głowie i dzień skończył się na zmianie kierownicy na inną. Zależało mi na podniesieniu jej, więc wracając do domu kupiłem Bop BOP BARSPIN.
Podniosło mi to miejsce chwytu o ok 4.5 cm. Niby niedużo, ale w końcu czuję, że nacisk nie jest na zewnetrznych krawędziach dłoni tylko opiera się na jej całej szerokości. Mam nadzieję, że zakończy to moje boje z drętwieniem palcy. Również wczoraj dotarł pulsometr. Dzisiaj po raz pierwszy z niego skorzystałem.
Cięzko powiedzieć czy jestem zadowolony z tego zakupu. Pewnie okaże się to również wkrótce :)
Dzisiejsza droga ... ... raczej standardowa. Ominąłem hałdę Makoszowy, pojechałem przez lasek Makoszowski, aby zaoszczędzić na czasie. Wyjazd z domu był mocno opóźniony, przygotowanie się do wyjazdu to była dzisiaj duża sztuka. Pogoda za oknem nie zachęcała do wychodzenia. Jednak gdy znalazłem się już na rowerze było ok, chociaż trochę chłodno. Nieco dziwnie się czułem jadąc na rowerze z tak szeroką kierownicą. W stosunku do poprzedniej to ok 8 cm więcej. Chyba Zygfryd dostanie kolejną ksywę. El Torro. :) Fotkę wrzucę wieczorem w kolejnym wpisie :) i chyba będzie jasne czemu tak :).
Rowerek spędził dzisiaj dzień w serwisie. Jadąc do Gliwic coś strasznie zgrzytało w okolicach korby/pedałów. Podejrzenie serwisanta - padł środek suportu :(. Ok 17:00 odebrałem rower i okazało się, że nasmarowanie i dokręcenie śrub rozwiązało problem. Przy okazji serwisant dokonał kilku regulacji. Przedniej przerzutki, sterów i kilku innych drobiazgów. Wczoraj zaszalałem i wymieniłem łańcuch, rano miał tendencję do przeskakiwania na częściej używanych koronkach. Po południu gdy wracałem do domu czuć było już wyraźną różnicę. Łańcuch zaczął się dopasowywać do kasety :). Jeszcze ze 2-3 dni i będzie ok. Wracając do trasy powrotnej to pojechałem dzisiaj nieco inną trasą, ślad GPS wrzucę jak uda mi się poskładać kilka zapisów - Tel. coś se dzisiaj jaja robił i kilka razy się powiesił :(. W każdym bądź razie skierowałem się do lasku Makoszowskiego, później odpiłem na Kończyce i tam skierowałem się na kopalnię Bielszowice, planowałem przejechać nad autostrada. Google maps twierdziło, że jest tam przejazd. Jednak już na miejscu okazało się, że przejazd może i jest, ale za zasiekami i musiałbym się włamać na teren kopalni. Na szczęście nadrabiając jakiś 1 km ominąłem problematyczną trasę i dalej bocznymi ścieżkami skierowałem się w kierunku kolejnej kopalni, tym razem Halemba. jechałem ciekawą boczną drogą a później ścieżką leśną, ciekawe miejsce, pewnie je wkrótce odwiedzę ponownie. Jadąc dalej dojechałem do Panewnik, tam ponownie standardową trasą do domu. W lesie w Rudzie Śląskiej ilość błota świadczyła, że niedawno musiała być jakaś ulewa. Na krótkim odcinku może 3-4 km, rower i ja pokryliśmy się grubą warstwą błota. Tragedii nie było bo warstwa była po jakimś czasie na tyle gruba, że sama odpadała ;) Dojeżdżając do domu przechodnie jakoś dziwnie się na mnie patrzeli, ciekawe o co mogło im chodzić ;) Poniżej kilka fotek z dzisiejszej drogi
kolejny rowerowy dzień. Pogoda taka sobie. Wyjeżdżając z Ochojca wyglądało to nieźle - ciepło i sucho. Jednak już w Panewnikach okazało się, że padał tam deszcz, w zasadzie cała droga do Gliwic była usłana kałużami.
Odnośnie wczoraj wymienionych części. Nowe bloki spisują się rewelacyjnie, mam nadzieję, że tak zostanie na dłużej. Nowy łańcuch ma tendencję do przeskakiwania co jakiś czas na "biegach", których najczęściej używam. Pewnie jest to spowodowane tym, że stary już nieco naruszył zębatki i chwilę potrwa zanim ten nowy się "ułoży", no nic poczekamy. Chwyty spisują się nieźle, są bardziej miękkie, ale i tak chyba wymienię kierownicę na inny model - wygodniejszy. dopasowany do mnie.
I jeszcze jeden "drobny zgrzyt" Wczoraj gdy jechałem z rana co jakiś czas moich uszu dobiegał taki dość nieciakway zgrzyt. Klasycvznie go zignorowałem, myśląc, że po nasmarowaniu będzie wszystko ok. Wczoraj w trakcie powrotu okazało się, że problem się nasilił, ale niespecjalnie byłem w stanie określić co się dzieje. W domu przy okazji wymiany łańcucha wymyłem cały napęd, nasmarowałem go i ... dzisiaj jest jeszcze gorzej. Jedyna dobre w tym jest to, że z daleka mnie słychać, nie muszę dzwonić na przechodniów gdy napatoczą mi się pod koła. :) Na wszelki wypadek umówiłem się już w serwisie w Gliwicach na diagnozę/naprawę. Mają czas do ok 17:00.
Info z ostatniej chwili. Rower w serwisie. Rozwalony środek suportu :)
Powrót ok 16:45. Pogoda paskudna, przynajmniej ja takiej nie lubię gdy jadę na rowerze. Wysoka temperatura duszno. Męczyłem się przez całą drogę. Ominąłem hałdę Makoszowy, za to na wysokości Rudy Śląskiej odbiłem nieco w bok. Dobrze się tamtędy jedzie, ale dzisiaj i tak nie byłem w stanie docenić tej trasy. Ech. Może jutro będzie lepiej ;) Dzisiaj dotarło trochę części do rowerka. najważniejsze są nowe bloki do pedałów :), przy tych starych robią wrażenie, są zdecydowanie lepiej wykonane. Mam nadzieję, że posłużą nieco dłużej :) Przy okazji wymieniłem łańcuch na nowy, ten stary jest już wyraźnie rozciągnięty. I ostatnia zmiana to nowe chwyty :) Ritchey True Grip WCS Black. To ciąg dalszy zmian związany z poprawieniem komfortu rąk. Po wymianie mostka sytuacja się poprawiła, ale pewnie jeszcze przez kilka tygodni będę odczuwał dyskomfort i aby sobie "dogodzić" wymieniłem chwyty. Czekam jeszcze na zamówiony pulsometr. W zasadzie nie wiem po co mi on, ale jakoś tak mnie poniosło ostatnio :)
Kolejny dzień się zaczął. Rano "rzut okiem" na new.meteo.pl. Shit. Będzie lało, ale przelotnie i może uda dojechać się suchą oponą do pracy :). Pozbierałem się dość szybko, wyjechałem ok 6:40 - jak na mnie to rewelacja. Droga na szczęście w całości bez deszczu a wiatr nie przeszkadzał. Bez przygód dotarłem do Gliwic. Zmieniłem nieco trasę przejazdu, po raz kolejny nie miałem ochoty zmagać się z hałdą Makoszowy, więc ominąłem ją szerokim łukiem przez lasek Makoszowski. Zmiana trasy to dodatkowe 2km, ale za to średnia jest nieco większa.
Powrót do domu ok 16:30. Dla odmiany niesamowicie wcześnie jak na mnie :) Wyjeżdżając łudziłem się, że uda mi się uciec przed deszczem, jenak już na 2 kilometrze zaczął kropić "kapuśniaczek", póżniej było coraz ciekawiej, zraszacz wyłączył się dopiero 6km przed domem. Dzisiaj zdecydowałem się ominąć hałdę Makoszowy. Kosztowało mnie to dodatkowe 2km, obawiałem się ew. burz, które mogłyby mnie zaskoczyć, gdy byłem na szczycie hałdy. O dziwo pomimo deszczu bardzo przyjemnie się jechało. Temperatura nieco spadła, a deszcz był ciepły i przyjemny - taka rowerowa klimatyzacja :)
Przynajmniej taką mam nadzieję. Zobaczymy na ile pogoda pozwoli. Dzisiejsza trasa standardowa, bez odchyłek. Jednak dzisiaj na skrzyżowaniu ulic Beskidzkiej i Reymonta w Gliwicach, miałem idiotyczny incydent. Zapaliło się światło zielone, więc ruszyłem, ujechałem może 7-8m, i nie z gruchy, ni z pietrychy z prawej strony wyjechał mi ambulans, bez sygnału, świateł, czegokolwiek. Ja rozumiem, że te pojazdy są uprzywilejowane, ale bez przesady. Co za Baran ją prowadził, przecież to aż się prosi o wypadek.
Powrót z pracy masakryczny. Blok uszkodzony do końca, zero trzymania, co chwilę but się wypinał. Na dokładkę pop....em drogę, w zasadzie chciałem ominąć hałdę w Makoszowach, a w efekcie zrobiłem niepotrzebne 4km kółko w lasku Makoszowskim. Na dokładkę trafiłem tam na policję przeczesującą las w poszukiwaniu zaginionej nastolatki. Wróciłem na standardową trasę i pojechałem w kierunku Rudy Śląskiej, tam zatrzymałem się przy kilku sklepach rowerowych w poszukiwaniu bloków. Jak na złość nie było interesującej mnie części. Shit. Czy moje pedały są, aż tak oryginalne ? Bez przesady ... . To sklepy w okolicy są do d...y. Zmęczony i nie do końca szczęśliwy dotarłem do domu. Późnym wieczorem postanowiłem jeszcze umyć rower ... . Wygląda dzisiaj jakoś tak dziwnie. Nie jestem przyzwyczajony do takiego blasku. A na poważnie to należało mu się po tym tygodniu, gdy w lesie było sporo kałuż i błota.
Kolejny rowerowy dzień :). Rano pobudka o 5:30, ale z pozbieraniem się już nie było tak prosto, z domu wyjechałem dopiero ok 7:00. Późno. W trasie okazało się, że szlag trafił lewy blok. Jechało się niemiłosiernie żle, co chwilę, lewy but wypinał się z pedała. Coś szybko się zużył. Z informacji na necie wynika, że powinny wytrzymać nieco więcej rok, dwa. Może lewy blok był od poczatku uszkodzony/wybrakowany ? W środę miały być w sklepie zamówione nowe bloki, mam nadzieję, że dzisiaj będą. W przeciwnym przypadku powrót to będzie masakra.