Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 3

Piątek, 21 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Kolejny dzień, kolejna wczesna pobudka, choć dzisiaj zbieranie idzie nam sporo wolniej ;) Chyba to efekt wczorajszego lekkiego przegięcia trasą, dokładniej jej długością i temperaturą z którą musieliśmy walczyć. 

W hotelu i przystawkach jeszcze wszyscy śpią. Patrząc po parkingu, to sporo rowerzystów pojawiło się na nocleg :). Podejrzewam, że jesteśmy pierwsi który jadą dalej. Śniadanie hotelowe jest o godzinie 8:00 czy może 9:00. Nie ma mowy byśmy na nie czekali. O 5:53 wychodzimy za bramę spakowani, najedzeni, napici i mający nadzieję, że dzisiaj trasa będzie krótsza.

Początek zaplanowaliśmy po polskiej stronie aż do Łęknicy gdzie zamierzamy wrócić na niemiecką stronę. 
Po kilku km marzymy o asfalcie, kocie łebki niestety strasznie uprzykrzają jazdę, strasznie nas spowalniają, liczniki miejscami pokazują 10-11 km/h szybciej z sakwami się nie da. Gdy pojawia się asfalt musimy rozluźnić nieco nadgarstki... dać odpocząć ręką...  Koszmarna droga... 

Docieramy jednak do miejsca dla którego warto było się pomęczyć, to teren po starej zalanej kopalni Babina... W tej chwili to rezerwat i ścieżka geoturystyczna. Całość to szutry, ale przyjemnie się po tym jedzie, na dokładkę co kilkaset metrów jest miejsce postojowe z takimi widokami, że chce się krzyknąć WOW... Przy ścieżce co jakiś czas widzę grzyby, głównie niejadalne, choć widziałem też smardza, po raz pierwszy w życiu... Mijam go jednak, po co mi jeden grzybek.. ;)

W razie czego można naprawić rower :)
W razie czego można naprawić rower :) © amiga
Żegnamy się z naszym miejscem noclegowym
Żegnamy się z naszym miejscem noclegowym © amiga
Myślałem, że takie drogi odeszły już do historii, a tutaj są na porządku dziennym
Myślałem, że takie drogi odeszły już do historii, a tutaj są na porządku dziennym © amiga
Poranek na polskich drogach
Poranek na polskich drogach © amiga
Trasa Geoturystyczna „Dawna Kopalnia Babina”
Trasa Geoturystyczna „Dawna Kopalnia Babina” © amiga
Wózki kopalniane
Wózki kopalniane © amiga
Kolorowe jeziorka o świcie
Kolorowe jeziorka o świcie © amiga
Ciekawe formy geologiczne
Ciekawe formy geologiczne © amiga
Warto było tutaj przyjechać o takiej porze
Warto było tutaj przyjechać o takiej porze © amiga
Prócz nas nie ma tutaj nikogo
Prócz nas nie ma tutaj nikogo © amiga
Promień słońca oświetlił Anioła :)
Promień słońca oświetlił Anioła :) © amiga
Nad stawem w zalanej kopalni
Nad stawem w zalanej kopalni © amiga
Pięknie tutaj
Pięknie tutaj © amiga
Słonko już grzeje
Słonko już grzeje © amiga
Rowerki dzielnie czekają
Rowerki dzielnie czekają © amiga
Uśmiechnięta jak zwykle :)
Uśmiechnięta jak zwykle :) © amiga
Zalany las
Zalany las © amiga
Kolejne zalane wyrobisko
Kolejne zalane wyrobisko © amiga
Postoje tu i tam, w sumie przejazd tych kilku km zajmuje nam około godziny... Warto było... Wyjeżdżamy w Łęknicy, miejscowość niczym się nie wyróżnia... gdy widzę jakąś restaurację z napisem śniadania zatrzymuję się, sprawdzam i dowiaduję się, że śniadania wydają po 10:00. Tylko komu? Dla nas 10:00 to pora obiadowa ;) Przy wyjeździe jeszcze krótka wizyta w Biedronce, szybkie uzupełnienie zapasów i ruszamy za granicę. Tam zaskakuje nas piękny zamek z wielkim zadbanym parkiem. Chwilę po nim krążymy, podziwiamy okolicę, budynki i... tracimy szlak z oczu :) 
Mamy mapy więc dość szybko wjeżdżamy na właściwe drogi i wyjeżdżamy z miasta... 
Zamek w Bad Muskau
Zamek w Bad Muskau © amiga
Zamek w Bad Muskau
Zamek w Bad Muskau © amiga
Zamek w Bad Muskau
Zamek w Bad Muskau © amiga
Urząd stanu cywilnego w Bad Muskau
Urząd stanu cywilnego w Bad Muskau © amiga

W kilku miejscach oznaczenia są nieco inne niż na mapie, nowy wariant jest bardziej bez sensu, to niepotrzebny zjazd do rzeki, tylko po to by po 100 metrach zaliczyć podjazd i powrót na główną drogę... Cóż... Od teraz będziemy częściej sprawdzać czy nie ma lepszej i krótszej opcji... Gdy pojawia się punkt postojowy, zatrzymujemy się, pora coś zjeść, z restauracją nie wyszło, ale mamy własny prowiant :) Niebo jest zasnute jeszcze ciemnymi chmurami. Sprawdzam dla zasady radary, ale zarówno one jak i prognozy nie pokazują by miało lać... deszcze już się odsunęły gdzieś dalej... Wygląda na to, że za jakiś czas niebo się "oczyści" i powinno znów być ciepło ;)


Chwila postoju
Chwila postoju © amiga
Znaleziony grzybek, szkoda, że robaczywy :(
Znaleziony grzybek, szkoda, że robaczywy :( © amiga
W nocy padał deszcz
W nocy padał deszcz © amiga
Chmury trochę straszą
Chmury trochę straszą © amiga
Ścieżka przy granicy
Ścieżka przy granicy © amiga
Szeroka rzeka
Szeroka rzeka © amiga
Strasznie płaska okolica
Strasznie płaska okolica © amiga
Bardzo długi odcinek po wałach i przy wałach trochę zaczyna nużyć, wolę gdy coś się dzieje, gdy krajobraz się zmienia, trak wiec każdy budynek, każde drzewo wyróżniające się na tle pozostałych witamy radośnie. W kilku miejscach zatrzymujemy się choć na chwilę, by odpocząć od monotonii jazdy. Najbliższe "coś" czeka nas dopiero w Forst. Do dziwne miasto... a raczej to co się z nim stało po wojnie. Podobnie jak Zgorzelec, czy Frankfurt, zostały podzielone pomiędzy dwa państwa, ale tutaj... nie odbudowano mostu, mało tego, tutaj po stronie polskiej mimo, że miasto przetrwało nie chciał nikt mieszkać, w efekcie w ciągu kilkunasu lat zabudowania po stronie wschodniej zostały rozebrane. Został tylko zarys zabudować na mapach satelitarnych, widać jak rozchodziły się kiedyś ulice. Chyba jedynie cmentarz jako taki ocalał.. czy może inaczej nie został rozebrany, czy rozkradziony. 

Mimo tego mijając Forst, kilka km za miastem przejeżdżamy na polską stronę. Po głowi chodzi mi postój i napicie się gorącej kawy na stacji, jakiś postój chwila odpoczynku. Jednak gdy widzimy wszystkie ceny w euro, widzimy bazarek i witających nas sprzedawców witających się Guten Morgen, dajemy sobie spokój. Ten kraj jest chory, rozumiem, że z Niemcami warto handlować, ale by robić aż taki cyrk? To nie pierwsze miasto w którymś z czymś takim się spotykamy, ale im dalej na północ tym mam wrażenie, że jest gorzej.


Punkt widokowy przy Nysie
Punkt widokowy przy Nysie © amiga
Chyba elektrownia po polskiej stronie
Chyba elektrownia po polskiej stronie © amiga
Po wałach Nysy
Po wałach Nysy © amiga
Jakaś tama? A może mała elektrownia?
Jakaś tama? A może mała elektrownia? © amiga
Ogród różany
Ogród różany © amiga
Róże z ogrodu różanego w Forst
Róże z ogrodu różanego w Forst © amiga
Resztki starego mostu w mieście Forst
Resztki starego mostu w mieście Forst © amiga
Dziwna jest powojenna historia tego miasta, po polskiej stronie zabudowania zostały rozebrane przez mieszkańców... Zniknęło pół miasta
Dziwna jest powojenna historia tego miasta, po polskiej stronie zabudowania zostały rozebrane przez mieszkańców... Zniknęło pół miasta © amiga
Pozostałości po moście w mieście Forst
Pozostałości po moście w mieście Forst © amiga
Wybieramy trasę na skróty w kierunku Gębic gdzie zarezerwowaliśmy nocleg... Jedziemy przez Janiszewice, Mielno i skręcamy na Węgliny, drogą przez las i to był nasz poważny błąd, niby jest bliżej, ale po drodze mamy łachy piasku, to jeszcze jakoś da się przejechać, ale ostatnie 300m to wypłukany przez wodę wąwóz, powalone drzewa uniemożliwiają jazdę, musimy prowadzić, a raczej przenosić rowery. Problemem jest to, że komary z całej okolicy przyleciały na kolację, z chęcią byśmy się dołączyli, gdyby nie to, że to my byliśmy głównym daniem... Karolina odszukuje Off, pryskamy się to nieco pomaga, chmura krążąca dookoła nas nieco rzednie, ale od czasu do czasu i tak znajduje się jakiś bardziej odporny komar który nas dziabie... 

Te kilkaset metrów wykańcza nas... Docieramy do drogi i w nogi... a raczej na koła... Uciekamy... 
I jesteśmy w Mielnie tylko gdzie morze?
I jesteśmy w Mielnie tylko gdzie morze? © amiga
Rowery czekają :)
Rowery czekają :) © amiga
Komary chciały nas tutaj zeżreć
Komary chciały nas tutaj zeżreć © amiga
Drewniany mostek :)
Drewniany mostek :) © amiga
Plac Pamięci Narodowej im. Maksymiliana Kolbego
Plac Pamięci Narodowej im. Maksymiliana Kolbego © amiga
Pomnik na Placu Pamięci Narodowej
Pomnik na Placu Pamięci Narodowej © amiga
Aż do Gębic nie kombinujemy, zostajemy na głównych drogach, na asfaltach z daleka od kniei. Słońce jest dla nas łaskawe, chowa się za chmurkę, lekki wiatr chłodzi nas... Docieramy do agroturystyki w Gębicach... Chwila rozmowy i mamy apartament :) 
Kościół w Gębicach - w zasadzie zabezpieczone ruiny
Kościół w Gębicach - w zasadzie zabezpieczone ruiny © amiga
Wnętrze ruin kościoła, wygląda na to, że trwają jakieś prace by przywrócić go do życia
Wnętrze ruin kościoła, wygląda na to, że trwają jakieś prace by przywrócić go do życia © amiga
Jakieś zabudowanie przy kościele
Jakieś zabudowanie przy kościele © amiga
Kościół w Gębicach
Kościół w Gębicach © amiga
Jeden z nagrobków przy kościele
Jeden z nagrobków przy kościele © amiga
Prawdopodobnie tutaj był cmentarz, mogą o tym świadczyć nieliczne rozwalone nagrobki
Prawdopodobnie tutaj był cmentarz, mogą o tym świadczyć nieliczne rozwalone nagrobki © amiga
Ruiny kościoła w Gębicach
Ruiny kościoła w Gębicach © amiga
Nasz nocleg :)
Nasz nocleg :) © amiga
Zostawiamy sakwy i wsiadamy na rowery, pora na małe zakupy, miejscowy sklep z jakimś strasznie zmierzłym sprzedawcą, widać że raczej z tego się nie utrzymuje. Tutaj nic w zasadzie nie można kupić. Na pytanie czy jest w pobliżu jakiś inny sklep twierdzi, że nie ma... Coś mu nie wierzę, po wyjściu pytam się pana googlea... Ten mówi, że w wiosce obok - niecałe 2 km dalej są 3 sklepy i wszystkie powinny być otwarte.. Tak więc wsiadamy na rumaki i pędzimy dalej. Tam zdecydowanie lepiej to wygląda, zaopatrzenie lepsze a i sprzedawczyni jakby z innej bajki :) 

Wracamy na kwaterę, musimy jeszcze poszukać miejsca na nocleg w dniu jutrzejszym, z grubsza określić trasę. Jest sporo czasu... 


Dla przypomnienia, część relacji jest na stronie PodPrad.info, opisany trochę innej perspektywy niż na blogach BS...

Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 2

Czwartek, 20 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Drugi dzień wyprawy, tak naprawdę to po raz pierwszy wjedziemy na Oder-Neiße-Radweg, szlak po Czeskiej i Niemieciej stronie prowadzący od źródeł Nysy Łużyckiej poprzez miejsce gdzie łączy się z Odrą dalej Wartą, aż do ujścia do morza. Odpuściliśmy sobie początkowy odcinek, wiele by to nie zmieniło, jednak naszym celem jest morze. Szlak ma nas w tym wspomóc. Przy okazji planujemy zwiedzać ile się da po obu stronach rzek... Z Bogatyni wyjeżdżamy około 5:30... Planujemy odcinki po około 80-90 dziennie tak by po 15 uciekać przed słońcem. Pogoda na dzisiaj także zapowiada się upalna. Przedsmak upału mieliśmy wczoraj, kilak godzin w pełnym słońcu i obydwoje mocno się odwodniliśmy. 

Dzisiaj dalej czuję tego konsekwencje, na szczęście zabieramy ze sobą spory zapas picia, a po drodze powinno być sporo sklepów, tak więc damy radę. Montując sakwy na rowerze zauważyłem przyczynę tego, że jedna z nich wczoraj spadła. Poluzował się pasek ;) 20 sekund starczyło by to poprawić ;)

Zabudowania Bogatyni
Zabudowania Bogatyni © amiga
Budynek w którym nocowaliśmy
Budynek w którym nocowaliśmy © amiga
Dom zegarmistrza
Dom zegarmistrza © amiga
Miedzianka w Bogatynii
Miedzianka w Bogatynii © amiga

Dobre kilka minut fotografujemy Bogatynię, w zasadzie jedno z jej obliczy. To ładniejsze. Wiele budynków w mieście wymaga renowacji, kompletnego remontu, czy jakiejkolwiek inwestycji. To efekty powodzi z 1997 roku i 2010... choć pewnie też wielu lat zaniedbań. W końcu wyjeżdżamy w kierunku granicy, po drodze mijamy kopalnię węgla, a w oddali widać elektrownię. O świcie wygląda to niesamowicie. Choć po wizycie w Bełchatowie chyba w jakiś sposób byłem przygotowany do widoku tak olbrzymiej dziury w ziemi. 

W drodze na trójstyk
W drodze na trójstyk © amiga

Widok na kopalnię i ekeltrownię
Widok na kopalnię i ekeltrownię © amiga
Wielka dziura w ziemi
Wielka dziura w ziemi © amiga
Kopalnia jeszcze raz
Kopalnia jeszcze raz © amiga

Co jakiś czas zerkamy na mapy, kombinujemy nad wariantami jazdy. W którymś momencie przejeżdżamy tuż przy granicy z Czechami, po polskiej stronie droga taka, że szkoda gadać, po czeskiej idealny równiutki asfalt, długo się nie zastanawialiśmy.. Z sakwami lepszym wariantem będzie coś mniej dziurawego :) Na dokładkę znak informuje nas, że do droga rowerowa ;) Chce się jechać. Po kilku km jednak musimy wrócić na polską stronę. Pojawiają się gdzieniegdzie stragany z papierosami, krasnalami i innymi śmieciami które chętnie kupują Niemcy. Sporo jest też stacji benzynowych, jak się później okazało paliwo jest nieco tańsze po naszej stronie... Co trochę mnie zaskakuje. 

Granica między Polską, a Czechami
Granica między Polską, a Czechami © amiga
Takie szlaki rowerowe to ja lubię
Takie szlaki rowerowe to ja lubię © amiga
Wracamy do Polski
Wracamy do Polski © amiga
W drodze
W drodze © amiga
Uśmiechnięta Karolina
Uśmiechnięta Karolina © amiga

Lądujemy przy trójstyku, miejscu gdzie spotykają się granice Polski, Czech i Niemiec. Punkt jest dobrze zaznaczony, wygląda nieźle. Musimy zrobić kilka zdjęć... Powolutku odbijamy w kierunku Zittau, nieco wcześniej przejeżdżamy przez most na Niemiecą stronę, trochę się kręcimy po uśpionym jeszcze mieście. Odszukujemy szlak wzdłuż Nysy. Jest dobrze oznaczony i robi wrażenie, to asfaltowa ścieżka :) Coś pięknego... 

Na trójstyku
Na trójstyku © amiga
W centrum Zittau
W centrum Zittau © amiga
Centrum Żytawy
Centrum Żytawy © amiga
Kostel sv. Petra a Pavla
Kostel sv. Petra a Pavla © amiga
Zabudowania w Niemieckich miasteczkach
Zabudowania w Niemieckich miasteczkach © amiga
Kolejny szachulec
Kolejny szachulec © amiga
Można by jechać takimi szlakami w nieszkończoność
Można by jechać takimi szlakami w nieszkończoność © amiga
Most nad Nysą
Most nad Nysą © amiga
Jakiś zamek?
Jakiś zamek? © amiga
Kolejne małe miasteczko
Kolejne małe miasteczko © amiga

Ludzi na drogach nie ma zbyt wielu, zresztą rowerzystów też widzieliśmy może 2-3 i to raczej w mieście w wariancie "jadę po mleko i bułki" a nie tych podróżujących. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to nie jest dzień wolny, jeszcze nie ma wakacji. To my nieco przed czasem wystartowaliśmy. W sumie jakoś nie sprawia mi to większego problemu, zresztą osobiście wolę gdy jest cisza i spokój, niż gwar i setki ludzi. Z tego powodu nie lubię Wisły, Ustronia, Zakopanego... Z niewiadomych dla mnie powodów ludzie z dużych miast jadą do Zakopanego na Krupówki... Tylko po co jak i w Warszawie i w Krakowie i w Katowicach jest dokładnie to samo. Nie lepiej pojechać w las, w zakątki zapomniane przez ludzi i boga... Gdzie można faktycznie wypocząć.  


Niemieckie szlaki rowerowe
Niemieckie szlaki rowerowe © amiga
Pięknie tutaj
Pięknie tutaj © amiga
Sam szlak przynajmniej na tym odcinku robi na mnie niesamowite wrażenie, projektanci pomyśleli przy  projektowaniu, że czasami warto odbić nieco od rzeki, by coś pokazać. Przejeżdżamy przez Ostriz, stajemy nieco dalej na śniadanie za klasztorem St. Marienthal. Najwyższa pora na nieco dłuższy odpoczynek. Przed nami jeszcze spory kawał drogi. Patrząc na mapę już wiem, że źle oszacowałem odległość do przejechania na dzisiaj. Zapomniałem do dystansu dołożyć dojazd z Bogatynii do granicy. W sumie zamiast początkowo planowanych 90 km będzie tego o około 20 km więcej... Przy wieczornym zmęczeniu, będzie walka o przetrwanie. Na tą chwilę cieszmy się z przerwy :)

Centrum Ostriz
Centrum Ostriz © amiga
Klasztor St. Marienthal
Klasztor St. Marienthal © amiga
Klasztor St. Marienthal
Klasztor St. Marienthal © amiga
Wyjątkowo pojawił się szuter
Wyjątkowo pojawił się szuter © amiga
Zadowolona Karolina
Zadowolona Karolina © amiga
Po przerwie ruszamy dalej, szlaku trzymamy się do Ostriz, gdzie zaskakuje nas kładka na Polską stronę, na mapie jej nie ma... Długo się nie zastanawiamy, przejeżdżamy, a to pozwoli nam odwiedzić zaporę w Niedowie. Tam też się udajemy, szlak trochę się wije, tracę orientację, na mapie coś mi nie pasuje, to miejsce wygląda zupełnie inaczej na 2 różnych mapach. Pytamy się o drogę mieszkańców... Ufff... wiemy gdzie jesteśmy i gdzie jechać Chyba słońce wypaliło mi już dziurę w mózgu ;) 
Docieramy nad tamę, wiele tutaj nie ma, szkoda, że nie da się wjechać na samą tamę. Droga jest zagrodzona. Trudno. Zawracamy i kierujemy się na Radomierzyce i przejazd przez rzekę na niemiecką stronę. 
 
Zapora Wodna Niedów
Zapora Wodna Niedów © amiga
Okolice Radomierzyc
Okolice Radomierzyc © amiga
Strumień w okolicach Radomierzyc
Strumień w okolicach Radomierzyc © amiga
To gdzie jedziemy?
To gdzie jedziemy? © amiga
Wiadukt kolejowy przed Zgorzelcem
Wiadukt kolejowy przed Zgorzelcem © amiga

Powoli odczuwamy skutki podróży, to i tamto zaczyna nas boleć, a do mety jest jeszcze kawał drogi. Zbliżamy się do Görlitz, miasto zachwyca, jest niesamowicie odnowione, w centrum sporo turystów. W większości chyba niemieckich. Trochę kręcimy się tu i tam, by przejechać na Polską stronę. Ta część podzielonego miasta wygląda inaczej...  brak jakiegoś sensownego centrum, czegoś w rodzaju rynku, sporo remontów wymusza na nas skrócenie zwiedzania. Za to szukamy jakiejś otwartej knajpki. Problemem jest to, że dzisiaj w Polsce mamy Boże Ciało... W sumie jedyne co udało się znaleźć to chińską restaurację. Namawiam Karolinę byśmy tutaj zjedli. Ja nie mam problemów z takimi miejscami. Karolina obawia się, że nie będzie wiedziała co kucharz ugotował, czy będzie to wieprzowina czy lokalny mruczek, który nawiną się akurat w chwili gdy trzeba było przygotować dla nas danie ;)

Jak się okazało, samo jedzenie jest smaczne, pożywne i dość szybko podane. Obawy, że będzie to danie z kota czy szczura szybko się rozwiały. :) Z pełnymi brzuchami wracamy na niemiecką stronę i wyjeżdżamy z miasta czy raczej z miast... ;)
Görlitz - centrum
Görlitz - centrum © amiga
Mimo wczesnej pory jest już sporo turystów
Mimo wczesnej pory jest już sporo turystów © amiga
Görlitz - centrum
Görlitz - centrum © amiga
Uliczki w Görlitz
Uliczki w Görlitz © amiga

Obiad u Chińczyka ;)
Obiad u Chińczyka ;) © amiga
Dwa miasta - jedna rzeka
Dwa miasta - jedna rzeka © amiga
Görlitz przy Nysie
Görlitz przy Nysie © amiga
Szeroka Nyska w Görlitz
Szeroka Nyska w Görlitz © amiga
Widok na Zgorzelec
Widok na Zgorzelec © amiga
Droga łącząca 2 miasta - Zgorzelec i Görlitz
Droga łącząca 2 miasta - Zgorzelec i Görlitz © amiga
Karolina wraca z Polski ;)
Karolina wraca z Polski ;) © amiga
Wybrukowana uliczna na szlaku
Wybrukowana uliczna na szlaku © amiga
Takich niespodzianek nie lubię - chodzi o nawierzchnię
Takich niespodzianek nie lubię - chodzi o nawierzchnię © amiga
Punkt widokowy na Görlitz
Punkt widokowy na Görlitz © amiga
Pędząca przez pola :)
Pędząca przez pola :) © amiga
Okolica robi się coraz bardziej płaska, gór już nie widać, od czasu do czasu jedynie wiatraki umilają jazdę :) Jednak słońce i dystans daje się nam we znaki, co jakieś 30 minut robimy chwilę przerwy... To pomaga i to bardzo :) Ostatni odcinek przed Przewozem prowadzi lasem gdzie cień drzew bardzo nas wspomaga. Szkoda, że nie było tego więcej, otwarta przestrzeń zabija. W słońcu jest grubo ponad 30 stopni... Myślę, że nawet jest blisko 40... 
Wiatraki po niemieckiej stronie granicy
Wiatraki po niemieckiej stronie granicy © amiga
Punkt postojowy
Punkt postojowy © amiga
Domki na drzewach
Domki na drzewach © amiga
Kolejny domek :)
Kolejny domek :) © amiga
Chwila postoju
Chwila postoju © amiga
Centrum Rothenburga
Centrum Rothenburga © amiga
W Rothenburgu
W Rothenburgu © amiga
Chwila ulgi od skwaru
Chwila ulgi od skwaru © amiga
Pusto i płasko
Pusto i płasko © amiga
Gdyby jeszcze słońce tak nie paliło...
Gdyby jeszcze słońce tak nie paliło... © amiga

W końcu osiągamy przewóz, odszukanie noclegu nie nastręcza nam problemów. Jednak na miejscu okazuje się, że za sporą kasę dostajemy budki dla ptaków... Krew się we mnie trochę gotuje. W środku jest ciasno i gorąco... Rozmawiamy z właścicielem, dopłacam chyba 20 zł i przemeldowujemy się do Hotelu... Ściany blokują słońce, w środku jest zdecydowanie chłodniej... Jeszcze tylko wyprawa do sklepu i zwiedzić okolicę ;) I pora przyjrzeć się mapą, poszukać kolejnego miejsca postojowego. Kolejnego noclegu. Jak się później okazało dzisiaj był najdłuższy nasz odcinek. prawie 120 km... Było co robić ;)

Wieża Głodowa w Przewozie
Wieża Głodowa w Przewozie © amiga
Tablica przy wieży
Tablica przy wieży © amiga
Wieża Głodowa z innej strony
Wieża Głodowa z innej strony © amiga
Nasz dzisiejszy nocleg
Nasz dzisiejszy nocleg © amiga


Dla przypomnienia, część relacji jest na stronie PodPrad.info, opisany trochę innej perspektywy niż na blogach BS... 

Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 1

Środa, 19 czerwca 2019 · Komentarze(2)
Uczestnicy


Długo wyczekiwany dzień, coś od około 2 tygodni z grubsza mieliśmy ustalony termin, to nie byliśmy pewni kierunku w którym się udamy... Wariacji było kilka i wszystkie zawierały opcję morze, Polskie morze. Decyzja zapadała kilka dni temu... m.in. po konsultacjach z pogodynką ;) Pojedziemy wzdłuż zachodniej granicy Polski, korzystając ze szlaku po niemieckiej stronie. 

O poranku pakujemy się do pociągu w Koluszkach, ten ma nas zawieźć do Wrocławia... Jazdę w pociągu wykorzystujemy m.in. na zaplanowanie trasy na dzisiaj. Czasu będzie mniej niż zwykle. W pociągach spędzimy czas do około 16... 

Na chwilę wysiadamy we Wrocławiu, pędzimy na rowerach co centrum do księgarni by odebrać zamówione mapy... te na nas czekają i po 20 minutach jesteśmy z powrotem na dworcu... Mamy jeszcze trochę czasu więc wykorzystujemy go na posiłek w barze dworcowym. Reklamy mają się nijak do tego co serwują... Potrawy... hm... niesmaczne to mało powiedziane. Lokal nadaje się do zamknięcia... 

Wychodzimy z baru i kierujemy się na peron. Pociąg zapchany... ledwo się mieścimy. To prawdopodobnie efekt zakończenia roku szkolnego.. i jeszcze ta godzina... gdy część pracowników wraca do domów... 

Rowerki w pociągu
Rowerki w pociągu © amiga

Wysiadamy w Węglińcu... Stacja może i czysta, ale straszy... wygląda jakby ktoś w połowie renowacji po prostu stwierdził, że dalej nie robi... Wyjście ze stacji... katastrofa. Nikt nie przewidział rowerzystów z sakwami, nikt nie przewidział opcji inwalidów, wózków... Wpierw kilka pięter po schodach w górę, później nieco mniej dół...  

Na dworcu w Węglińcu
Na dworcu w Węglińcu © amiga
Stan dworca w Węglińcu pozostawia wiele do życzenia...
Stan dworca w Węglińcu pozostawia wiele do życzenia... © amiga

Miasteczko, czy raczej miejscowość jest kompletnie nijaka... trochę domów, senna atmosfera... bez perspektyw i pomysłu na siebie... , a podpowiem lasy i okolica naprawdę jest piękna... szkoda tylko, że gospodarze tego nie zauważają. 
My wsiadamy na rowery i czym prędzej uciekamy z tego miejsca, przed nami kilku km odcinek leśny, na co cieszę się w środku, mimo, że droga leśna, mimo, że kurzy będzie trochę, to jednak wolę lasem jechać, niż główną drogą. Po około kilometrze jazdy po wertepach spada mi jedna sakwa... pewnie ją źle założyłem? Jedziemy dalej... Wyjeżdżamy w końcu na drogi asfaltowe, ruch znikomy, jedzie się też szybciej, namawiam Karolinę na zahaczenie o Henryków i podjechanie pod najstarsze drzewo w Polsce... 

Piękny asfalcik :)
Piękny asfalcik :) © amiga

Na miejscu mały szok... gdzie to drzewo? Kilka lat temu wracając z jakiejś Wyrpy z Darkiem podjechaliśmy w to samo miejsce, wyglądało to nieco inaczej... Teraz drzewo jest osłonięte, prawie niewidoczne, trwają próby jego ratowania, zastanawiam się czy nie można tego robić nieco inaczej? Te rusztowania tylko przeszkadzają... Przecież można by zrobić dostęp w pobliże drzewa, tak by zrobić mu choć zdjęcie... Tutaj wygląda to jak plac budowy... Na tą chwilę szkoda było się fatygować. Karą za moje przemyślenia jest rozcięcie opony na prawdopodobnie jakimś szkle... Powietrze schodzi dość wolno, jednak przy remizie muszę stanąć i sprawdzić co się stało. Widzę około 5mm rozcięcie... nie powinno być z nim problemu, a raczej ignoruję problem... Zakładam nową dętkę i jedziemy dalej... 

Cis w Henrykowie....
Cis w Henrykowie.... © amiga
Trochę jak hasła za komuny
Trochę jak hasła za komuny © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

W Lubaniu w centrum jest za to ciekawie, miasteczko zadbane, jak nie w Polsce, robimy trochę zdjęć i jedziemy dalej, czas nas goni, tym bardziej iż zdajemy sobie sprawę z czekającego nas 10 km podjazdu przed Czeską granicą... 

W centrum Lubania
W centrum Lubania © amiga
Ratusz w Lubaniu
Ratusz w Lubaniu © amiga
Zabudowania w centrum Lubania
Zabudowania w centrum Lubania © amiga

Trochę za Lubaniem można jechać bardziej boczną drogą, równoległą to głównej, ruchu tutaj nie ma, zresztą ta "główna" też specjalnie ruchliwa nie jest. Może jedziemy trochę wolniej, ale widoku są bardzo przyjemnie, O oddali podziwiamy krajobraz, zabytki... zaglądamy na przydrożne podwórka... Jest niesamowicie... W Leśnej szukamy jakiegoś otwartego sklepu... i... dowiadujemy się, że w Polsce o tej porze... to możemy zapomnieć, najbliższy otwarty sklep jest w Czechach ;)  Kończy nam się picie, a to niedobry znak... 

Widoki w drodze do Czech
Widoki w drodze do Czech © amiga
Obecnie przedszkole w Leśnej
Obecnie przedszkole w Leśnej © amiga
Drzewo przy drodze
Drzewo przy drodze © amiga
Karolina na swoim Czarnym Bocianie
Karolina na swoim Czarnym Bocianie © amiga
Górki widać dookoła
Górki widać dookoła © amiga
Uwielbiam takie widoki
Uwielbiam takie widoki © amiga

Podjazd robi swoje, pierwsze kilka km nie straszy to 1 może 2 procent, ale dalej 8-9 a nawet 10... Z sakwami to mordercze nachylenie... chwilami jedziemy 5-6 km/h później zaczyna się wypłaszczać, gorzej bo skończyło nam się picie... słońce coraz niżej a w perspektywie jeszcze jakieś 20 km. Mijane miejscowości w Czechach charakteryzują się tym, że nie ma tutaj nic prócz domów... Dopiero gdy docieramy do Frydlandu pojawiają się sklepy, tyle, że o tej porze już zamknięte... Rezygnujemy z podjazdu pod zamek, trochę szkoda, jednak już jest późno... Na kwaterę fajnie by było podjechać o jakiejś cywilizowanej godzinie... 

Zamek we Frydlandzie
Zamek we Frydlandzie © amiga
Słońce już zachodzi
Słońce już zachodzi © amiga

Do Bogatyni docieramy około 21, na zwiedzanie nie ma czasu, gnamy na kwaterę mając nadzieję, że właściciele jeszcze nie śpią... Na szczęście wita nas uśmiechnięta pani... Rowerki na noc będą w środku w pobliżu pokoju czy raczej apartamentu... który mamy do dyspozycji na dzisiejszą noc... Całość mieści się w zabytkowym domu szachulcowym w samym centrum starego miasta. Wnętrze wygląda jak za najlepszych czasów. Wszystko odnowione, zadbane... 
Na szybko lecimy do pobliskiego Tesco, zakupy trwają może 10 minut, a przed sklepem opróżniamy napoje... Pić się strasznie chce, czuję, że jestem odwodniony, zresztą Karolina także... 

Wracamy na kwaterę, na szybko omawiamy plan na jutro... prysznic i spać. Pobudka szykuje się bardzo wcześnie. Chcemy uniknąć jazdy w skwarze. Czy to się uda? 

Przy okazji wraz z Karoliną odpaliliśmy stronę PodPrad.info gdzie już teraz jest opisany szlak, którym jechaliśmy. Z trochę innej perspektywy niż na blogach BS... ale taki też był nasz zamiar gdy zakładaliśmy stronę ;)

Powrót do domu

Poniedziałek, 17 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Jest chwila po 16 gdy ruszam, na drogach w Gliwicach nieco większy ruch,  pewnie to wczesna pora ;). Dziś muszę pędzić do domu, muszę być jak najwcześniej, wieczorem mam jeszcze sporo do zrobienia. Od środy wyjazd rowerowy, a ja jeszcze w lesie i to głębokim.  
Tak więc dziś nie ma widoków na lasy, na ścieżki zagubione między hałdami ;) Zostaje proza życia... - szosy
Co prawda po minięciu Gliwic wjeżdżam do lasku Makoszowskiego, ale głównie dlatego, ze skraca mi to przejazd. 
Lasek Makoszowski
Lasek Makoszowski © amiga
Mimo, że Zabrze trochę objechałem tylnymi drogami, to na Legnickiej i Chudowskiej paskudny ruch... Źle się jedzie. Sytuacja powtarza się w Bielszowicach. Na Wirku mam dość, skręcam na ścieżkę wzdłuż potoku Bielszowickiego. Tutaj jest spokojniej. Zero samochodów, jedynie kilku piechurów i może 2 rowerzystów... Wyjeżdżam w Kochłowicach, długa rowerówka wyjazdowa pomaga... 
Na Bielszowickiej
Na Bielszowickiej © amiga
W Kochłowicach wzdłuż kolei
W Kochłowicach wzdłuż kolei © amiga
A w Katowicach już bocznymi drogami jadę do domu... Przejazd może nie był jakiś super szybki, ale w zupełności mi wystarczył. Temperatura idealna, może tak 2-3 stopnie mniej... jednak nie ma co narzekać. 
Z tyłu na Medyków
Z tyłu na Medyków © amiga

O poranku do pracy

Poniedziałek, 17 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam kilka minut po 7. Weekend bezrowerwy, częściowo zleciał na przygotowaniach do wyjazdu bożocielnego, a częściowo na pracy... Lepiej było odpuścić jeden weekend niż niepotrzebnie później walczyć z czasem.

Na drogach o dziwo Na Ochojcu i w Piotrowicach luz... Dość szybko przedostaję się na Ligotę i Panewniki. Dopiero gdzieś w okolicach szpitala pojawia się nieco więcej samochodów... 

Temperatura zaskoczyła, odzwyczaiłem się od 18 stopni ;), przez chwilę zastanawiałem się czy nie ubrać wiatrówki ;), ale to by mnie zabiło. Ugotowałbym się ;)

Wiatr lekko w twarz, niby nic wielkiego, ale jednak odczuwalne. W plecaku za to gratis kilka kg więcej, bo i komputer i 2l picia... 
Jest to wyraźnie odczuwalne.... 

W Kochłowicach udaje mi się dość szybko przeskoczyć centrum, jadę bez postoju. Za to w Bielszowicach... szkoda gadać, ruch jak diabli, muszę przepuścić kilkanaście samochodów. Sytuacja powtarza się nieco dalej w Zabrzu... To nie będzie rekordowy przejazd, choć cały czas trzymam się dróg... 

Gliwice jak zwykle puste :) Można odetchnąć. Gdzieś w oddali widzę gościa na szosówce, przez głowę przelatuje mi myśl, a może go dogonić? Nie..., bez przesady na wąskich kolach ma sporą przewagę. Mimo, że po mieście można spokojnie jechać te 30 km/h na góralu, to na szosówce te 5-10 km więcej spokojnie się pchnie :)
Przy lasku Makoszowskim
Przy lasku Makoszowskim © amiga

W firmie jestem w przyzwoitym, choć nie rekordowym czasie. Pogoda dopisała...

Powrót z pracy

Piątek, 14 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Wychodzę z firmy nieco później niż planowałem, wsiadam na rower i... masakra jak gorąco, jedyna opcja to przejazd lasem... Tak więc gdy tylko nadarza się okazja wjeżdżam w las. Na ścieżce trochę niespodzianek w postaci połamanych drzew. To efekt wczorajszych burz nad Gliwicami.... 

Wyjeżdżam na Makoszowach. Mam wrażenie, że się rozpuszczę. Na szczęście mam co pić ;) Bidon pełny, w zasadzie to połowa znika na raz ;). Odcinek asfaltowy szybo przejechany. W lesie znowu chłodniej. 
Na spokojnie jadę na Halembę by tam jeszcze raz przejechać asfaltem.  I pozostał przejazd do Panewnik. Droga cały czas lekko się pnie. 

W Panewnikach chwila zastanowienia. Wiem, że muszę podjechać pod paczkomat, ale zupełnie nie mam ochoty na jazdę Panewnicką. Jadę Więc Bałtycką, dalej Medyków i dopiero koło bazyliki w Panewnikach wjeżdżam na Panewnicką. Dalej Kolejowa i jestem koło paczkomatu. Chwila na wbicie kodu i mogę jechać do domu :) Ostatnie 1.5 km mija szybko. 

Marzę o zimnym prysznicu ;)


Połamane drzewa
Połamane drzewa © amiga
Lekko nie było
Lekko nie było © amiga
Staw przy hałdzie na Sośnicy
Staw przy hałdzie na Sośnicy © amiga
Dolina Jamny
Dolina Jamny © amiga


O poranku do pracy

Piątek, 14 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Poranek nieco chłodniejszy. Burze oszczędziły Katowice, nic nie padało. W sumie to nie wiem czy to dobrze, czy też nie. Mnie to o tyle cieszy, że nie będzie błota ;) Choć na drogach i tak nie spodziewam się czegoś dziwnego... 

Wiatr dzisiaj uprzykrza jazdę, nie będzie rekordu... ;) W końcu nie po to jadę... 
Ruch na drogach wyraźnie większy. Panewniki zakorkowane, podobnie jak iKochłowice. W Kochłowicach centrum objeżdżam bocznymi drogami, dzięki temu niepotrzebnie nie stoję ;)

Na Wirku jakby lepiej, podobnie jak i w Bielszowicach,  za to wszędzie widzę ślady po wczorajszych i porannych opadach. Do Zabrze docieram po ósmej. Dzisiaj jadę ul Sportową, na Winklera nawet się nie wybieram. Za dużo samochodów. Pakuję się teżdo lasku Makoszowskiego, ale przy wyjeździe zapomniałem o regulacji potoku Guido, tak więc mam okazję zobaczyć plac budowy. Może powstanie przy okazji sensowna rowerówka? 

W Gliwicach drogi puste. Tak więc do firmy jadę już spokojniej...  Ciekawe jaki będzie powrót, oby było chłodniej niż wczoraj :)
W Panewnikach
W Panewnikach © amiga
Pod wiaduktem DTŚki w Zabrzu
Pod wiaduktem DTŚki w Zabrzu © amiga
Ścieżka przy DTŚce
Ścieżka przy DTŚce © amiga
Niespodzianka, wyrżnęli las...
Niespodzianka, wyrżnęli las... © amiga
Sprzęt jeszcze stoi
Sprzęt jeszcze stoi © amiga


Powrót z pracy

Czwartek, 13 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Popołudnie wygląda nieciekawie, zapowiedziane są burze. Uciekam z firmy około 15:45, Jest gorąco... Bardzo gorąco... 
Wskakuję na rower i gnam ile sił w nogach.... Wiele ich nie ma ;)
W plecaku mam jakiś litr wody.... coś czuję, że może być jednak mało....

Przed wyjazdem sprawdzałem, radary, jakieś małe burze po okolicy, może nie będzie źle... Gdy docieram do Zabrza, za mną widzę czarną chmurę... widzę błyski... niedobrze.  Zaglądam na radar... wydaje się, że to raczej się rozbudowuje nad Gliwicami niż mnie goni... ;) Jadę na zachód szosami, liczę, że się uda.... 

W Bielszowicach kolejne sprawdzenie i .... burza została w Gliwicach, częściowo objęła Zabrze... na Wirku odbijam na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego... przy wyjeździe przy zrzucaniu przedniej przerzutki blokuje mi się łańcuch i zaliczam glebę. Prędkość zerowa, ale wpadam w pokrzywy ;) Będę zdrowszy ;) 

Wstając sprawdzam oczywiście radary. Burza została daleko w tyle...  Od Kochłowic jadę asfaltem, przypominam sobie o paczkomacie to zmienia nieco moją drogę... i wymusza jazdę nieco bardziej ruchliwymi drogami :)
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga
Gdzieś tam coś się błuskało
Gdzieś tam coś się błyskało © amiga
Szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego
Szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego © amiga
W kierunku centrum Kochłowic
W kierunku centrum Kochłowic © amiga
DDRka w Kochłowicach
DDRka w Kochłowicach © amiga
DDRka koło galerii Libero
DDRka koło galerii Libero © amiga
Chmury lekko straszą
Chmury lekko straszą © amiga

Poranny wyjazd do pracy

Czwartek, 13 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Zbieram się dzisiaj nieco szybciej :) Udaje się wyjść chwilę przed 7. Lekki wiatr w plecy, 23 stopnie... Nie jest źle.. Wiem, że pojadę szosami, chodzi oczywiście o czas. Wiem też, że wieczorem mają pojawić się jakieś burze. Specjalnie nie przygotowuję się na to, w plecaku mam wiatrówkę... Powinna nieco pomóc, ale nie uchroni od deszczu :)

Drogi dziś puste, czemu? Nie wiem... Ale jeszcze tydzień i będzie wszędzie pusto... 30% mniej samochodów na drogach ;) Zaczną się wakacje... Choć właśnie dostałem informację, a może by się urwać na weekend Bożocielny?

Jazda sprawia mi frajdę, lubię takie poranki.. Gnam ile sił w nogach :) Mijam Rudę, docieram do Zabrza, tutaj ruch wyraźnie większy, ale mimo wszystko decyduję się na przejazd ul Winklera.. Będę szybciej...  

W firmie melduję się w niezłym czasie :) 
Przed Kochłowicami
Przed Kochłowicami © amiga
Przymusowy postój na Wirku
Przymusowy postój na Wirku © amiga