Powrót do domu lasami

Środa, 12 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Wieczór rest upalny, licznik pokazuje mi jakieś 33 stopnie w cieniu. Gorące powietrze nie pomaga. Za to o dziwo wiatr w twarz lekko chłodzi. Tak więc nie mam co narzekać. By uciec od skwaru skręcam do lasu i jadę w cieniu. Jest zdecydowanie lepiej. 
Wariatów na rowerach nie ma zbyt dużo, temperatura zrobiła swoje ;)

Przy leśniczówce w Makoszowach
Przy leśniczówce w Makoszowach © amiga
Na starej hałdzie w Makoszowach
Na starej hałdzie w Makoszowach © amiga
A może tędy?
A może tędy? © amiga
Na drogi na chwilę wyjeżdżam na Halembie, krótkie 2 km sosami i na dolinie Jamny wjeżdżam w las... By nie było za prosto kręcę się jeszcze trochę po lasach Panewnickich...  Zastanawiam się jaka jest szansa na grzyby... ale chyba nie ma żadnej... Jest za sucho. Potrzeba 2-3 dni opadów by to troszkę odrobić... Chociaż nie narzekam. 
Dolina Jamny
Dolina Jamny © amiga
Droga na hałdę w Panewnikach
Droga na hałdę w Panewnikach © amiga
Pomnik w lasach Panewnickich
Pomnik w lasach Panewnickich © amiga
Leśny parking rowerowy
Leśny parking rowerowy © amiga

Ponownie do cywilizacji wracam w Piotrowicach. Do domu mam ledwie 2 km, ale droga się ciągnie. A to światła, a to korek, jakiś pieszy.... 
w domu marzę o kąpieli... i czymś zimnym... Strasznie pić się chcę.... 

Powrót na dopracowe szlaki

Środa, 12 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Coś w tym roku nie idzie mi jazda na rowerze, niby jeżdżę, ale mało, bardzo mało, do firmy rower przegrywa z innymy środkami transportu. Na dokładkę maj nie był łaskawy. Dodatkowo musieliśmy przygotować trasę na wyjazd integracyjny. W zasadzie to ostatnie trochę ratowało sytuację, wymuszało wyjazdy rowerowe, takie dłuższe. 

Dzisiaj jednak jadę rowerem, mam cichą nadzieję, że uda się to pociągnąć nieco dłużej... A jak wyjdzie to się zobaczy. Zastanawiam się nad lasami, ale chyba powinienem być nieco wcześniej. Tak więc zostaje opcja hybrydowa. Troszkę terenu, a reszta to asfalt. 

Ruch na drogach jak diabli. Co chwilę widzę jakiś debili za kółkami... Niestety miałem okazję zobaczyć jak się szkoli u nas kierowców, działa zasada ZZZ... Przekraczanie prędkości o 10 km/h to norma, 20 też nie jest niczym niezwykłym. Policja reaguje dopiero od 30. To powoduje, że kierowcy nagminnie przekraczają prędkość... Taki mamy kraj... 

Do firmy docieram w przyzwoitym czasie jak po takiej przerwie, choć jura trochę mi dała popalić, przy okazji udało się nieco popracować nad kondycją ;)

W Piotrowicach przy boisku Kolejarza
W Piotrowicach przy boisku Kolejarza © amiga
Wąska ścieżka w lasku Makoszowskim
Wąska ścieżka w lasku Makoszowskim © amiga

Impreza integracyjna Etisoft 2019 - powrót

Niedziela, 9 czerwca 2019 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Dzień zapowiada się leniwie, przynajmniej jego pierwsza część. Wczoraj dotarliśmy do Morska po 19, integracja trwała do północy, a w niektórych przypadkach do świtu :) Od rana masa atrakcji: joga, skałki, wycieczki piesze, jaskinia, leżing, obiad itp... 

Ekipa rowerowa zbiera się po 13, Wraca 8 osób. Dziś prowadzi Andrzej... mamy wolne ;) 
Średnio się czuję, coś  mnie męczy, coś przewraca mi się w żołądku, jakieś echa wczorajszej kolacji?  
Do wyjazdu jesteśmy gotowi dopiero po 14... Trasa względnie krótka, ile się da po terenie, z daleka od palącego słońca. 

Już od początku zaczynają się podjazdy, ciężko mi się kręci... ale jakoś trzeba wyjechać z jury, a tutaj wszędzie są górki... Kierujemy się na południową część Zawiercia... dalej do Łaz... Ledwo żyję, nie jestem w stanie nadążyć za peletonem... Na szczęście Andrzej ogłasza przerwę przy sklepie... Kola, baton i banan stawiają mnie do pionu... Poprawia mi się humor, kondycja... Mogę jechać... W żołądku też się uspokoiło... Gnamy dalej w wariackim tempie, ścieżkami, ścieżynkami, asfaltem. Podjazdy idą mi średnio, cóż mało w tym roku jeździłem i to są skutki... ale im dłużej jedziemy tym jest mi lepiej, tym mocniej mogę nacisnąć na pedały :) 

W okolicach Pogori IV robimy przerwę, jeszcze w Wojkowicach Kościelnych. Pora coś zjeść, pora uzupełnić elektrolity... Godzina mija :) 

Pojazd dostawcy pierogów :)
Pojazd dostawcy pierogów :) © amiga

Ruszamy dalej, to połowa przejazdu, a czas ucieka. Andrzej łapie panę, zostaje z Marcinem, dogoni nas na trasie ;). Reszta jedzie dalej. Szlaki są totalnie nieoczywiste, sporą ich część widzę pierwszy raz... Jest pięknie :) Mijamy kolejne miasta gdzieś bardzo z boku... z grubsza orientuję się gdzie jestem... A to po kominach elektrowni, a to po znajomych kształtach górek... 
W końcu zbliżamy się do Miechowic, tam krótki postój w knajpie, kolejne uzupełnienie elektrolitów i...żegnamy się z Darkiem i Marcinem... Darek jest prawie pod domem, Marcin skraca drogę do domu przez Helenkę, a my gnamy dalej. 
Mała zmyłka w Ostoi Miechowickiej i zaliczamy szlaki MTB ;) Dobrze, że tego nie ma dużo... Wracamy na asfalt, ściemnia się, a do firmy zostało kilkanaście km... 

Ostatnie odcinki to leśna w Zabrzu, i fragmenty terenowe w Żernikach. W końcu po 21 docieramy pod firmę. Szybko się pakujemy i każdy rusza w swoją stronę... 

Powrót hardcorowy, ale na swój sposób piękny, podobało mi się :) Zdjęć zrobiłem praktycznie zero... Jedno w Wojkowicach... i tyle. Nie było czasu na focenia, a jak już stawaliśmy to ważniejsze było by się napić, coś zjeść ;) 

Drugi dzień... łatwiejszy od pierwszego... ale też zupełnie inny. 

Dzięki za towarzystwo, dzięki za trasę. Pięknie było :)

Wyjazd integracyjny Etisoft 2019 - Morsko

Sobota, 8 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Nadszedł długo wyczekiwany termin wyjazdu integracyjnego. Spotykamy się na parkingu w Gliwicach, pakujemy rowery i jedziemy autokarem do Krakowa. Na miejscu jesteśmy około godziny 8:30.... Chwilę zajmuje nam przygotowanie rowerów, krótka odprawa, podział na grupy itp.

Tym razem grupa rowerzystów jest nieco mniejsza niż w poprzednich latach, to ze względu na podział na 3 równoległe imprezy, w Tresnej, w Wiśle i w Morsku (to ta nasza).

Po dobrych 15 może 20 minutach udaje się ruszyć... Na dzień dobry małe zaskoczenie, obok toru kajakowego nie ma możliwości przejazdu, trwają zawody. Zostajemy skierowani na wały, na trasę "terenową" i muszę przyznać, że nie jest to zła opcja ;) Tor jest widoczny, a my mamy o jeden podjazd mniej ;)

Pierwszy nieco większy postój planujemy w dolinie Mnikowskiej, tyle, że trzeba wydostać się z miasta :). Początek drogami, jedne nieco bardziej ruchliwe inne mniej...

Przed wjazdem do dolinki, mylę trasę, jedno pytanie Krzyśka... i wprowadzam ekipę w błąd... Dobrze, że po 20 metrach nie brnę dalej... zawracamy i już wjeżdżamy w odpowiednią odnogę.

Docieramy do mostku, do błotnistej ścieżki, tuż przy potoku i... robi się nieciekawie... jeden z uczestników prawie ląduje w strumieniu... drugi na skarpie... Na szczęście nic wielkiego się nie stało, choć wyglądało to groźnie. Nieco dalej zatrzymujemy się przy Matce Boskiej. To nasz pierwszy postój... Chwila na napicie się, chwila na batonik, chwila na odpoczynek...

Sama dolinka chyba wszystkim się podoba... Zresztą gdy jechałem z Darkiem na pierwszy objazd to mieliśmy podobne odczucia :) Cokolwiek by nie mówić, to dolinki Krakowskie mają swój urok...

W dolinie Mnikowskiej
W dolinie Mnikowskiej © amiga
Matka Boska Mnikowska ;)
Matka Boska Mnikowska ;) © amiga
Nas strumieniem po trudach jazdy ;)
Nas strumieniem po trudach jazdy ;) © amiga

Po kilkunastu minutach przerwy ruszamy dalej... w większości asfaltem, choć to nie oznacza, że będzie łatwo. W informacjach przed wycieczkowych pisaliśmy o tym, że trasa jest wymagająca, a suma przewyższeń nawet nas trochę zaskoczyła...
Chyba najgorzej jest na odcinkach pozbawionych cienia, gdy jednak wjeżdżamy do lasu jest przyjemnie, są miejsca gdzie rower sam jedzie, prędkość na liczniku 50 czy nawet 60 km/h nie jest wyjątkiem. Coś co odróżnia jurę od zeszłorocznego wyjazdu do Zakopanego to podjazdy. Te z którym się teraz mierzymy są krótkie, najczęściej 2 do 3 km... po czym zawsze jest zjazd... po którym znowu jest podjazd i zjazd itd.... w nieskończoność.

Trzymamy się jednak twardo wersji, że jest płasko ;) Tylko nachylenie jest lekko zmienne ;) Gdzieś na zjeździe przed Rudawą mała awaria, zerwany łańcuch. Skucie chwilę zajmuje Krzyśkowi... mamy nieplanowaną przerwę.

Chwilę później docieramy do Rudawy i zarządzam przerwę marketową. Sklep jest, w środku całkiem przyzwoite zaopatrzenie :)


Centrum Rudawy
Centrum Rudawy © amiga

Kierujemy się do doliny Będkowskiej, podziwiamy skałki, malownicze odcinki zmieniają się co chwilę. Lekkie nachylenie na poziomie 1-2 procent chyba nie robi wielkiego wrażenia na uczestnikach wyprawy :) Przed wjazdem do dolinki ustalam z Krzyśkiem, że zatrzymamy się w Brandysówce. Który to już raz w tym roku będę tam gościł ;) Co do jedzenia tam mam mieszane uczucia. Wszelkie próby kupienia tam czegoś kończyły się tym, że to co jest gotowane na ma wiele wspólnego z jedzeniem. Nawet kawa potrafi zaskoczyć niemiło... Na miejscu okazuje się, że jest uruchomiona wiata, jest coś więcej niż zwykle... Zamawiamy piwo bezalkoholowe Miłosław... I szok... To ma nawet smak, jest pijalne...

W między czasie przekazuję informację, że tuż po wyjeździe czeka nas ścianka z nachyleniem 15%... Trzeba się do tego przygotować mentalnie...
Gdy ruszamy, boję się, że za chwilę w moją stronę polecą jakieś niecenzuralne słowa, typu "nie lubię was" itp... Jednak nie... mimo, że jedziemy w różnym tempie to nie widzę by ktoś miał problem z podjazdem. Świetnie poszło... chapeau bas!!!

W Brandysówce
W Brandysówce © amiga
Pięknie tutaj
Pięknie tutaj © amiga
Jeszcze chwila postoju
Jeszcze chwila postoju © amiga

To w zasadzie jedyny tak stromy podjazd na zaplanowanej przez nas trasie, i jedyny którego tak się obawialiśmy z Darkiem. Nie taki diabeł straszny jak go zmalowaliśmy ;) Dalej jeszcze kilka zjazdów i podjazdów i jesteśmy w okolicach Białego Kościoła.
Mamy kolejną, drugą awarię, tym razem rozleciał się wolnobieg w rowerze Michała... Nie ma opcji by to naprawić na trasie, tutaj potrzebne były by części. Nikt nie wozi ze sobą zapasowego wolnobiegu.
Próbuję się zastanowić kiedy miałem podobną awarię... Przypomina sobie, że był to styczeń, może luty 6 może 7 lat temu, gdy woda dostała się do zapadek i unieruchomiła mnie... Skończyło się wtedy spacerem do domu... Tym razem dzwonimy do naszych Aniołów Stróży... Samochód już jedzie. Zostawiamy Michała mając nadzieję, że szybko pomoc dotrze i jedziemy dalej. Przed nami dość fajny odcinek - wpierw długi zjazd do doliny Prądnika, a później Ojców, Pieskowa Skała...


Krótka przerwa
Krótka przerwa © amiga
Przy Bramie Krakowskiej
Przy Bramie Krakowskiej © amiga
Rękawica
Rękawica © amiga
Figura Matki Bożej Niepokalanej w skale Prałatki
Figura Matki Bożej Niepokalanej w skale Prałatki © amiga
Kaplica
Kaplica "Na wodzie" pw. Św. Józefa Robotnika © amiga
Pieskowa Skała
Zamek w Ojcowie © amiga
Maczuga Herkulesa
Maczuga Herkulesa © amiga

Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tyle Ochów i Achów... Niektórzy nie znali tych okolic, inny byli tutaj na wycieczkach szkolnych... Mimo, że tylko przejeżdżamy to na wszystkich robi to wrażenie. W Ojcowie przegapimy wóz z żywnością ;), ten na szczęście dogania nas nieco dalej pod maczugą Herkulesa. Woda, batoniki i banany stawiają nas do pionu. Za to opuszcza nas Jacek, źle się czuje :(, dodatkowo jeszcze trzy osoby z peletonu które miały nam towarzyszyć przez część trasy zawracają, to mnie więcej połowa trasy, taki miały plan i tego się trzymają...


Pieskowa Skała
Pieskowa Skała © amiga
A może się powspinamy?
A może się powspinamy? © amiga
Okolice Młynów
Okolice Młynów © amiga

Po szybkim pożegnaniu i uzupełnieniu zapasów jedziemy dalej. Teraz czeka nas niewdzięczny odcinek przez Sułoszowę, cały czas lekko pod górkę, główną drogą, bez żadnego miejsca gdzie można się zatrzymać w jakimś celu, czy to zabytek, czy jakieś wyjątkowo ładne skałki, czy może piękna dolinka... Tutaj nie na po prostu nic... Pod koniec odcinka jeszcze szybkie pytanie, czy potrzebny jest sklep... ale mamy zapasy, dotrzemy do Rabsztyna :)
Wjeżdżamy na leśny odcinek, mimo, tego, że jest trochę piachu to jednak jest to jakieś wytchnienie, jakaś odmiana po jeździe na patelni w nieciekawej okolicy. Do obiadu coraz bliżej, widzę, że niektórzy mocniej naciskają na pedały :) Głodni czy jak?

Skałki w Sułoszowie
Skałki w Sułoszowie © amiga

Wkrótce docieramy do karczmy w Rabsztynie, godzinna przerwa pomaga, a w grupach drobne przetasowania. Wraca Michał na rowerze Jacka :). Za to Olga i Marek mówią pass, co trochę zaskakuje bo nieźle dobie radzili do tej pory, ale należy uszanować ich decyzję :)

Obiad mija na wymianie spostrzeżeń, atmosfera jest przyjemna. Może dlatego, że jedzenie jest bardzo smaczne. Zaskakuje nas ciasto. Co prawda ja już nie mogą patrzeć na słodkie, ale niektórzy się tym zajadają ;) Osobiście skłaniam się na lany kwas chlebowy... Jest niezły :)

Zamek w Rabsztynie
Zamek w Rabsztynie © amiga

Po godzinnej przerwie, ruszamy dalej, w planach jeszcze kilka atrakcji, kilka podjazdów, kilka zjazdów. Kierunek Klucze... Tutaj interesuje nas punkt widokowy na pustynię Błędowską. Pamiętam podjazd pod ten punkt, trochę się obawiam co będzie, tym bardziej, że jeszcze trawimy ;) I o ile jeszcze przed górką słyszę, nie lubię was, to już na punkcie zostaliśmy rozgrzeszeni :) Od początku wydawało nam się, że to jest jedno z takich miejsc, które po prostu trzeba odwiedzić...


Teraz długi zjazd
Teraz długi zjazd © amiga
Punkt widokowy na Pustynię Błędowską
Punkt widokowy na Pustynię Błędowską © amiga
Lans ;)
Lans ;) © amiga
Pustynia Błędowska
Pustynia Błędowska © amiga

Po pobycie w pobliżu pustyni musimy jakoś wyjechać z Kluczy, tutaj jest w zasadzie jedna opcja, główna droga, brakuje przy niej jakiegoś pasa dla rowerzystów. Te 2 km na szczęście szybko mijają, odbijamy na Kwaśniów Dolny, później Górny. Ciągnący się podjazd trochę męczy, ale zjazd dla odmiany poprawia humory :) pojawia się też nieco więcej tereny, szczególnie od Ryczowa. Zastanawiałem się jeszcze czy nie podjechać pod strażnice, bo to ledwie 300m, ale na tym etapie jazdy chyba nie byłbym zrozumiany ;) Ta więc wyznaczonym szlakiem jedziemy do Podzamcza podziwiając widoki :)


Lubię takie miejsca
Lubię takie miejsca © amiga
Ale pięknie :)
Ale pięknie :) © amiga

Samo podzamcze trochę nas denerwuje, przypomina Krupówki, robimy szybkie zakupy w sklepie, i ruszamy na ostatni odcinek zaplanowanej trasy. Do Morska zostało ledwie 15 km:) Robi się też coraz później, ale nie jesteśmy na wyścigach, jedziemy spokojnym dość równym tempem. Podjazdy i zjazdy robią się krótsze, jest też więcej tereny. Na jednym z odcinków leśnych jakieś 7-8 km przed metą trafiamy na Michała w samochodzie wypchanym wodą, kolą, batonami i bananami... I wszystko byłoby pięknie gdyby nie komary... Te chcą nas zeżreć żywcem.... Szybko więc oddalamy się od punktu żywieniowego ;)


Miejsce postojowe
Miejsce postojowe © amiga
Wielki okiennik
Wielki okiennik © amiga

Odliczamy powoli kilometry do mety.. Mijamy Wielki Okiennik i wkrótce jesteśmy w Morsku. Witani oklaskami możemy zejść z rowerów...

Trasa była wymagająca, była piękna, widokowa... kto jechał ten wie :)


W tym roku trochę nas zaskoczył podział imprezy na 3 równoległe. Trudno powiedzieć czy to dobrze, czy źle... Wiedzieliśmy, że nie będzie lekko, dodatkowo mocno ograniczyła nas termin i czas. Bo jak w tak krótkim czasie pokazać piękno jury? Wszystkiego nie da się pokazać. O czerwonym szlaku możemy zapomnieć... przynajmniej o większości tego szlaku, a trochę szkoda.

W trakcie spotkania, czy jazdy kilak osób pytało się mnie i pewnie Darka także jak udało nam się znaleźć, czy wyznaczyć taką trasę?
Niby proste, bo trochę po jurze już jeździliśmy. Zdarzyła się też Transjura, którą do tej pory wspominamy. Pierwsze pomysły pojawiły się okolicach marca. Nastawialiśmy się na wyjazd z Gliwic, później zmiana planów, trochę na nas wpływano, pojawiła się opcja podwózki do Krakowa i ruszenia stamtąd. O ile ja byłem zachwycony tym pomysłem, bo wiem jak piękna jest ta okolica, to Darek miał w pamięci podjazdy... Pierwsze wyznaczenie szlaku i... ponad 1500 metrów przewyższeń.... Grubo... Do Zakopanego w zeszłym roku w drugi dzień było 1100m... kilkadziesiąt godzin nad mapami, kilkadziesiąt punktów na mapie, kilka różnych pomysłów na trasę. Kilka wyjazdów na jurę by zobaczyć to i tamto... W końcu po wielu próbach... udało się wyznaczyć szlak końcowy. Nasz szlak... W ostatniej chwili i tam musieliśmy zrobić kilka drobnych korekt, bo okazało się, że jeden z wyjazdów z dolinki Będkowskiej jest zamknięty, wymiana kanalizacji... Inny terenowy jest nieprzejezdny po opadach... Za Pieskową skałą pierwotnie był podjazd na punkt widokowy, ale był tam stromy podjazd... Na tym odcinku lepiej było to już sobie odpuścić. W sumie... godzinowo pewnie siedzieliśmy tydzień nad mapami analogowymi, cyfrowymi, część dróg przejechaliśmy na google street ;) W końcu pojawiliśmy się tam w realu. Udało mi się wykorzystać do tego prywatne wyjazdy by poznać okolicę, dodatkowo z Darkiem spędziliśmy kilka dni na objeździe trasy...
I mogę powiedzieć jedno...

Warto było... każda godzina, minuta spędzona na nudnym planowaniu, na objeżdżaniu trasy gdy padało, gdy prażyło... warte było tej ceny. By zobaczyć uśmiechy i zadowolenie ludzi w trakcie, na mecie...

Morsko okazało się strzałem w dziesiątkę. Wiele osób starszych stażem przypomniało sobie jak to było jeszcze 10-15 lat temu gdy firma była mniejsza, gdy wszyscy wspólnie się integrowali. Temu wszystkiemu pomogły rowery, wspólny przejazd, wspomaganie się nawzajem... Coś czego zwykle nie ma. Gdzie osoby często są anonimowe, kryjące się za nickami, za mailami...

Dla mnie wszyscy biorący udział w wyjeździe, czy raczej wyprawie rowerowej to bohaterowie.
Są także osoby poza nami, których nie widać specjalnie, a bardzo nas wspomogli, czy to w trakcie planowania, czy już na trasie.
Cały serwis, dziewczyny we wsparciu grupy rowerowej...
Podziękowania należą się kierownictwu Wojtkowi i Michałowi, którzy wspierali nas moralnie i finansowo.
Jak zawsze dobrym duchem okazała się Agnieszka... Czasami potrzebowaliśmy od niej kopa... by ruszyć dalej z pomysłami :)

Dzięki :)

Powrót z pracy

Środa, 5 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam z firmy trochę po 16... jest upalnie, słońce grzeje, od początku noszę się z zamiarem wjazdu w las, to chyba jedyna rozsądna decyzja. Tak więc na granicy z Zabrzem wjeżdżam do lasu, przez hałdę i kieruję się na Makoszwy i dalej na Halembę. Spodziewałem się sporo błota na hałdzie i w Sośnicy tej starej w Makoszowach. A tutaj niespodzianka, było kompletnie sucho. Zresztą dalej jest podobnie. 
Stara hałda w Makoszowach
Stara hałda w Makoszowach © amiga
W prawo na Halembę
W prawo na Halembę © amiga
Gdy docieram do Starych Panewnik, jakoś nie mam ochoty by ładować się na drogi, tak więc odbijam jeszcze trochę w bok, i dalej jadę lasami aż w okolice dworca PKP w Piotrowicach. Stąd do domu mam 1.5 km:) 
Miejsce postojowe w lasach Panewnickich
Miejsce postojowe w lasach Panewnickich © amiga
Pięknie rozkwitł
Pięknie rozkwitł © amiga
Przy dworcu PKP w Piotrowicach
Przy dworcu PKP w Piotrowicach © amiga

Fajnie było sobie przypomnieć trasę do firmy... po długim, za długim czasie

O poranku do pracy

Środa, 5 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Wyjazd miał być wczoraj i przedwczoraj, ale nie wyszło, za to dzisiaj już muszę... Tym bardziej, że trzeba przygotować się do wyjazdu formowego w weekend, a ten rok... jest mega nierowerowy... Trzeba trochę to odrobić... Zobaczymy jak to dalej się potoczy. 
Dziś jednak myślę, o tym by jak najszybciej dotrzeć do firmy. Tak wiec pozostaje opcja szos... 

Na drogach mały Armegeddon, sporo samochodów, co rusz ktoś mnie wyprzedza na gazetę... 
W Zabrzu jestem około 8:00, na drogach jeszcze gorzej, w końcu męska decyzja, jadę przez lasek Makoszowski, chwilę odpocznę od ruchu. W parku jest przyjemnie, cisza, spokój, głównie słychać ptaki... 
Poranek w lasku Makoszowskim
Poranek w lasku Makoszowskim © amiga
Słońce już wysoko
Słońce już wysoko © amiga
Na drogi wracam na granicy z Gliwicami, na szczęście tutaj jest prawie pusto :)
Poranek mega przyjemny, ciekawe jaki będzie powrót?

Dolinki Krakowskie z Karoliną - część 2

Niedziela, 2 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień drugi za spontanicznego wyjazdu do dolinek zaczyna się wcześnie, gotowi spakowani ponownie udajemy się w okolice Wielmoży... Podjazd daje nam popalić. W samochodzie zostawiamy sakwy, jemy pyszne śniadanie i ... opracowujemy plan. Spoglądając na mapę, top nie byliśmy jeszcze na północy. Mapa pokazuje nam coś jeszcze, wzdłuż rzeki Dłubni jest trochę "atrakcji", czy raczej zabytków, tam też się udajemy :), wcześniej odwiedzając jeszcze zamek na Pieskowej Skale, tym razem podziwiamy go z poziomu dziedzińca :) 

Piękny ogród
Piękny ogród © amiga
Widok z zamku
Widok z zamku © amiga
Na dziedzińcu zamku w Pieskowej Skale
Na dziedzińcu zamku w Pieskowej Skale © amiga
Wersja mini ;)
Wersja mini ;) © amiga
Fajnie tutaj
Fajnie tutaj © amiga
W oddali lekkie pagórki ;)
W oddali lekkie pagórki ;) © amiga
Do rzeki w zasadzie cały czas mamy zjazdy, jeżeli pojawiają się podjazdy nie są długie. Przy rzece tak jak pokazywała mapa, mamy co robić, średnio co kilometr jest powód by się zatrzymać, by zrobić zdjęcie. Przypomina nam się, że jest niedziela... z wejściem do kościołów o tej porze będzie różnie.... a raczej będzie to problematyczne. Do południa będą odbywały się msze... Cóż... choć w pierwszym kościele mamy szczęście... Dosłownie przed chwilą skończyło się nabożeństwo. W środku pusto... jest szansa na fotę :)
Przeprawa przez Dłubnie
Przeprawa przez Dłubnie © amiga
Kościół pw. św. Benedykta Opata
Kościół pw. św. Benedykta Opata © amiga
Wnętrze kościoła
Wnętrze kościoła © amiga
Klasztor Sióstr Norbertanek Sanktuarium Męki Pańskiej
Klasztor Sióstr Norbertanek Sanktuarium Męki Pańskiej © amiga
Dalej jednak już nie jest tak różowo, sporo samochodów, sporo ludzi. O kolejnych zdjęciach z wnętrz nie ma mowy... Ale w okolicy jest więcej ciekawych miejsc. A to pałacyk, a to dworek, stary młyn.  
Stary młyn
Stary młyn © amiga
Pałac w Ściborzycach
Pałac w Ściborzycach © amiga
Tam na polu stoi krowa...
Tam na polu stoi krowa... © amiga
Przy kościele w Wysocicach
Przy kościele w Wysocicach © amiga
Okolice Wysocic
Okolice Wysocic © amiga
Zespół Pałacowo - Parkowy w Minodze
Zespół Pałacowo - Parkowy w Minodze © amiga
Pora jednak odbić na Skałę, droga pnie się przez prawie cały czas... Trochę jest to męczące, ale nie narzekamy. W skale postój na rynku. Rozglądamy się za jakąś restauracją, ale otwarte są tylko lodziarnie i cukiernie. Bez sensu. Po dobrych 15 minutach dajemy sobie spokój z poszukiwaniami,. w końcu zjedziemy w dół w okolice Ojcowa... Tam coś będzie.
Ciekawa rzeźba na rynku w Skale
Ciekawa rzeźba na rynku w Skale © amiga
Fontanna w Skale
Fontanna w Skale © amiga
Ciekawa rzeźba
Ciekawa rzeźba © amiga
Jest i czaszka :)
Jest i czaszka :) © amiga
Kościół w Skale
Kościół w Skale © amiga
Dokarmianie zwierząt :)
Dokarmianie zwierząt :) © amiga
A może się powspinamy?
A może się powspinamy? © amiga
Te coś okazuje się "Chlebem praojców", stajemy, ludzi jest trochę, więc  chyba nie trują. Zamawiamy po kwaśnicy na jagnięcinie i kawie... 
Kwaśnica się wyróżnia... tak niedobrej jeszcze nie jadłem... Z jagnięciny są jakieś ścięgna, tłuszcze... fuj.... Liczę na to, że choć kawa będzie przyzwoita. Ta niestety jest po turecku... ale jakaś rozwodniona. Firmowy automat robi rewelacyjną przy tym czymś... 
Z jednej strony brzuchy pełne, a z drugiej silne postanowienie, że więcej tutaj nie wrócimy. Szkoda kasy i żołądków. A tzw Chleb Praojców który dostaliśmy do Kwaśnicy... też niczym się nie wyróżnia. Każda mała piekarnia ma coś lepszego... Nawet to co sprzedaje Kłos bije na głowę to co dostaliśmy. Czyżby nasi praojcowie, aż tak źle jedli? 
Chleb Praojców - może nazwa chwytliwa, ale jedzenie takie sobie
Chleb Praojców - może nazwa chwytliwa, ale jedzenie takie sobie © amiga
W trakcie obiadu doszliśmy do wniosku, że pojedziemy w kierunku Olkusza, po fragmencie drogi którą z Darkiem planujemy na wyjazd firmowy... ale z modyfikacjami . Na mapie udaje się znaleźć "atrakcję" tuż za Sułoszową czy może Sułoszowem? To słup milowy :) Zanim jednak tam docieramy po drodze wpadamy na myjnię ręczną... Rowery od razu nabierają blasku :)
Skałki w Sułoszowie
Skałki w Sułoszowie © amiga
Słup milowy w Kosmołowie
Słup milowy w Kosmołowie © amiga
A nam zostało ledwie kilkanaście km do Rabsztyna i dalej Olkusza a którym planujemy postój na rynku... Mijamy Rabsztyn, po głowie chodziły mi pierogi ruskie - tutaj są dobre...  ale jesteśmy jeszcze pełni... tak więc odbijamy się i obieramy kierunek Olkusz... 
Piękna okolica
Piękna okolica © amiga
Na szczycie górki
Na szczycie górki © amiga
Zamek w Rabsztynie
Zamek w Rabsztynie © amiga
Telefon odebrany przez Karolinę zmienia nam plany, do Olkusza, a raczej jego centrum już nie zjedziemy... Gnamy do Bolesława... gdzie czeka na nas samochód... Na szczęście nie ruszamy od razu... Przez dobrą godzinę możemy ostygnąć i czegoś się napić. To koniec wycieczki, wypadu w te piękne okolice, ale już układany plan na kolejny wypad :)

Dzięki Karolina za kolejną wspaniałą, spontaniczną wyprawę :)

Dolinki Krakowskie z Karoliną

Sobota, 1 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień z Karoliną jest zawsze szalony, poranek wczesny, szybki wyjazd na pociąg, przesiadka w Dąbrowie Górniczej do samochodu i kilka godzin później jesteśmy gdzieś w okolicy Skały :) Trochę powoli idzie nam składanie się, tuż przed ruszeniem dzwoni tel. z firmy, muszę na kilka minut wejść na serwer... Ruszamy kilkanaście minut przed 10...  Pogoda dopisuje, słońce grzeje, jest przepięknie :)

Postanawiamy zjechać doliną Zachwytu do doliny Prądnika, początkowo mamy asfaltową ścieżkę, jednak dalej zmienia się w terenową wąską wyboistą ścieżynkę. Z sakwami jedzie się ciężko po takim terenie. Sama dolinka... z jednej strony piękna, z drugiej mam wrażenie, że jakiś rolnik zakopał tutaj kilka ton kapusty i teraz to wszystko gnije... ;)

Małe focenie w okolicach Wielmoży
Małe focenie w okolicach Wielmoży © amiga
W kierunku doliny Zachwytu
W kierunku doliny Zachwytu © amiga
Rowerami chyba można ;)
Rowerami chyba można ;) © amiga
Dolina Zachwytu
Dolina Zachwytu © amiga
Dolina Zachwytu
Dolina Zachwytu © amiga
Skałki przy wyjeździe z doliny Zachwytu
Skałki przy wyjeździe z doliny Zachwytu © amiga
Gdy wyjeżdżamy z dolinki jesteśmy tuż przy zamówionej na dziś wieczór agroturystyce. Co prawda mieliśmy tutaj pojawić się dopiero za kilka godzin, ale nie zaszkodzi zapytać się ;) Tak więc podjeżdżamy, chwilę rozmawiamy z właścicielami i... zostawiamy w pokoju sakwy :). Już na luzaka możemy ruszyć dalej... Początkowo poruszamy się doliną Prądnika... przez Ojców, ale tutaj już byliśmy, pora poszukać czegoś nowego. Tak więc wyjeżdżamy z dolinki przez Biały Kościół, na szczycie górki telefon od Darka. Jest w Ojcowie ;) Rozminęliśmy się o jakieś 30-40 minut... Szkoda
Okolice Młynów
Okolice Młynów © amiga
Wszędzie skałki
Wszędzie skałki © amiga
Może nie będzie głęboko ;)
Może nie będzie głęboko ;) © amiga
Figura Matki Bożej Niepokalanej w skale Prałatki
Figura Matki Bożej Niepokalanej w skale Prałatki © amiga
Kaplica
Kaplica "Na wodzie" pw. Św. Józefa Robotnika © amiga
Pieskowa Skała
Pieskowa Skała © amiga
Stare zabudowania w Ojcowie
Stare zabudowania w Ojcowie © amiga
Drewniana zabudowa Ojcowa
Drewniana zabudowa Ojcowa © amiga
Karolina zadowolona jak zwykle na rowerze :)
Karolina zadowolona jak zwykle na rowerze :) © amiga
Punkt widokowy na skale
Punkt widokowy na skale © amiga
Mały wodospad
Mały wodospad © amiga
Brama Krakowska
Brama Krakowska © amiga
Rękawica
Rękawica © amiga
Próg wodny na Prądniku
Próg wodny na Prądniku © amiga
Wysoko
Wysoko © amiga
W dolinie Prądnika
W dolinie Prądnika © amiga
Wąwóz na ul.Skalskiej
Wąwóz na ul.Skalskiej © amiga
Kościół św. Mikołaja w Białym Kościele
Kościół św. Mikołaja w Białym Kościele © amiga
Na polu w Białym Kościele
Na polu w Białym Kościele © amiga
Granica Zaborów
Granica Zaborów © amiga
Postanawiamy odwiedzić dolinki, na które nie starczyło nam czasu w kwietniu. Zaczynamy od doliny Kluczywody, już na wstępie zaskakuje nas replika słupa granicznego z Rosją... Szkoda tylko, że jest na prywatnej posesji, za zasiekami, i jakimiś śmieciami...  Cóż.... szybkie zdjęcie i jedziemy dalej... 
W dolinie Kluczywody
W dolinie Kluczywody © amiga
Dolinka zachwyca, choć ścieżka robi się coraz węższa, coraz bardziej błotnista, ale cały czas da się jechać. Podziwiamy skałki. Jest przepięknie... Nawet po głowie chodzi mi, by namówić Darka na małą zmianę wycieczki firmowej... zamiast Będkowską, może tędy? Moje zapędy kończą się w chwili gdy trafiamy na kilka błotnych przepraw... Jedna, czy dwie to nie problem, ale im dalej tym gorzej. Na koniec... niespodzianka. Na środku dolinki ktoś zagrodził główną ścieżkę, można to obejść tylko przy płocie. O jeździe nie ma mowy, na dokładkę skałki śliskie jak diabli. Wychodzimy po około 200m walki ze ścieżką i ze sobą... Musimy chwilę odsapnąć... a ja muszę założyć łańcuch, na jakimś kamieniu spadł mi z korby. 
Skała Zamkowa
Skała Zamkowa © amiga
Ścieżki trochę pozalewane
Ścieżki trochę pozalewane © amiga
Droga zaczyna być mocno wymagająca
Droga zaczyna być mocno wymagająca © amiga
W dolinie Kluczywody
W dolinie Kluczywody © amiga
Szybkie mycie butów w strumieniu i wsiadamy na rowery... Te po takim terenie już solidnie są ubłocone ;) W pobliżu jest dolinka Bolechowicka, nie ma sensu wjeżdżać do niej, ale bramę warto odwiedzić :) Niesamowite miejsce. Na podjeździe Karolinie spada łańcuch, zanim wracam łańcuch jest już na miejscu, Karolina ma oleiste dłonie. Teraz obydwoje wyglądamy podobnie ;) 
Pora umyć buty :)
Pora umyć buty :) © amiga
Między Gackami, a Bolechowicami
Między Gackami, a Bolechowicami © amiga
Dolina Bolechowicka
Dolina Bolechowicka © amiga
Skałki w dolinie Bolechowickiej
Skałki w dolinie Bolechowickiej © amiga
Okolice Karniowic
Okolice Karniowic © amiga
Jeszcze pachnie nowością ;)
Jeszcze pachnie nowością ;) © amiga
Docieramy w okolice Kobylan, rozmawiamy o tym, że może jak coś będzie to staniemy i coś zjemy.  Nie liczymy na zbyt wiele... ale czeka nas niespodzianka. Trafiamy na restaurację "Sen o Dolinie". Może nie zabija z zewnątrz, w środku też średnio, ale jesteśmy głodni i zjemy co będzie. Chwila rozmowy z obsługą. Zamawiamy po porcji i chwilę czekamy. To co dostajemy... szok... Wszystko świeże i z grilla, może ciut za słone... ale pyszne :) Porcje są tak wielkie, że nie dajemy im rady... Następnym razem możemy zamówić spokojnie jedną porcję na dwoje :) 
Obiad w Restauracji
Obiad w Restauracji "Sen O Dolinie" © amiga
Po sytym obiedzie ciężko się ruszyć, a przed nami dolinka Kobylańska... i znów gdy do niej wjeżdżamy chodzi mi po głowie by tędy poprowadzić wycieczkę firmową. Co chwilę stajemy, fotografujemy... jest przepięknie :), do czasu... focenie co prawda zostało, ale ścieżka jest poprzecinana strumieniami, pojawia się masa błota... Mocno nas to spowalnia... 
Wjazd do doliny Kobylańskiej
Wjazd do doliny Kobylańskiej © amiga
W dolinie Kobylańskiej
W dolinie Kobylańskiej © amiga
Dajemy radę :)
Dajemy radę :) © amiga
Skałki w dolinie Kobylańskiej
Skałki w dolinie Kobylańskiej © amiga
Skałki w dolinie Kobylańskiej
Skałki w dolinie Kobylańskiej © amiga
Ścieżka robi się coraz ciekawsza
Ścieżka robi się coraz ciekawsza © amiga
Wyjeżdżamy w Będkowicach ,podjazd daje nam się we znaki, nie dość że stromo, to jeszcze droga wysypana drobnymi kamykami ;) Na szczycie musimy odetchnąć... Część dalszej drogi znamy... dalej jednak rozglądamy się, za czymś w miarę płaskim :) W takiej okolicy jest to ciężkie.. Gdy trafiamy na lokalny market stajemy, chłodzimy się lodami :) Przyglądamy się mapie i... mamy plan...  Jest jeszcze trochę ścieżek, którymi nie jechaliśmy :) Odwiedzamy miejscowości gdzie nas nie było. 
Będkowice
Będkowice © amiga
No i rozkopali nam drogę w Będkowicach ;)
No i rozkopali nam drogę w Będkowicach ;) © amiga
Ale tutaj pięknie
Ale tutaj pięknie © amiga
Szlak w okolicy Łabajowej
Szlak w okolicy Łabajowej © amiga
Chyba stara plebania w Sąspowie
Chyba stara plebania w Sąspowie © amiga
Kościół Parafialny pw. Św. Katarzyny w Sąspowie
Kościół Parafialny pw. Św. Katarzyny w Sąspowie © amiga
Sąspów czaszka numer jeden :)
Sąspów czaszka numer jeden :) © amiga
Sąspów czaszka numer dwa :)
Sąspów czaszka numer dwa :) © amiga
Sąspów czaszka numer trzy :)
Sąspów czaszka numer trzy :) © amiga
Wnętrze kościoła w Sąspowie
Wnętrze kościoła w Sąspowie © amiga
I jak tu się minąć?
I jak tu się minąć? © amiga
W końcu jednak wracamy w okolice Ojcowa, długi zjazd, w cieniu jest nawet chłodno... podziwiamy ponownie Maczugę Herkulesa, zamek na Pieskowej Skale :) Kolacja w okolicach Wielmoży... Chwilę rozmawiamy, czas leci. W końcu gdy zauważamy, że słońce jest jednak coraz niżej postanawiamy wrócić do Agroturystyki. Droga w dół po asfalcie mija szybko, jeszcze 2 km w poziomie i jesteśmy na miejscu. 
Powrót do Parku Ojcowskiego
Powrót do Parku Ojcowskiego © amiga
Dzień dobry :)
Dzień dobry :) © amiga
Maczuga Herkulesa
Maczuga Herkulesa © amiga
Słońce coraz niżej
Słońce coraz niżej © amiga
Z tej strony jeszcze chyba nie mam zdjęcia ;)
Z tej strony jeszcze chyba nie mam zdjęcia ;) © amiga
Skałki w okolicach Młynów
Skałki w okolicach Młynów © amiga
Taki widok mamy z kwatery :)
Taki widok mamy z kwatery :) © amiga
Trochę rozmawiamy z gospodarzami, jeszcze przygotowują się do sezonu... a my mamy sezon już teraz :) 
Udajemy się do pokoju... pora się odświeżyć, wypić herbatę i opracować plan na kolejny dzień :)

Objazd trasy - część druga

Niedziela, 26 maja 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Po wtorkowej ucieczce przed ulewami ponawiamy z Darkiem atak na Morsko. W zasadzie to pozostała część trasy, ta którą musieliśmy odpuścić. Wyjeżdżamy o świcie pociągiem z Katowic. Wysiadamy w Olkuszu. Pogoda lepsza. Minęło kilka godzin od śniadania, rozglądamy się za jakąś cukiernią, może piekarnią, ostatnio wszystko było otwarte, dzisiaj czemuś pozamykane. Chwila zastanowienia... Przecież jest wolna niedziela... I wszystko jasne ;)

Rowerki jeszcze odpoczywają
Rowerki jeszcze odpoczywają © amiga
Jedziemy do Rabsztyna, odbijamy na czerwony szlak i kierujemy się na pobliskie Klucze. Może to ta pogoda, może chodzi o to, że jednak jestem bardziej wypoczęty, ale jedzie mi się nadspodziewanie dobrze, mimo, że kilka górek daje popalić ;)
Zamek w Rabsztynie
Zamek w Rabsztynie © amiga
Jednak po każdym podjeździe jest zjazd i to całkiem konkretny. Tak kręcąc sobie na spokojnie jedziemy w kierunku Kluczy gdzie chcemy podjechać pod punkt widokowy przy pustyni Błędkowskiej. Trochę szkoda, że nie będzie okazji podjechać od strony Chechła, dotknąć piasku.... ale zmiana planu przejazdowego na wariant Krakowski pozbawiła nas tej przyjemności. Może na kolejnym wyjeździe? 
Górki też są ;)
Górki też są ;) © amiga
Wieża widokowa w Kluczach
Wieża widokowa w Kluczach © amiga
Pustynia Błędowska
Pustynia Błędowska © amiga
Pora się zbierać, plan pierwotny zakładał jazdę główną drogą aż w okolice Podzamcza, szybko jednak dochodzimy do wniosku, że to zły pomysł. Droga jest ruchliwa. Jeden czy dwóch rowerzystów to nie problem, ale 50? Zmieniamy wariant, kierunek Kwaśniów, Ryczów... lekki ale kilku km podjazd, sporo lasów. A dalej super fragment szlaku czerwonego z rewelacyjnymi widokami na jurę... 
Kapliczka na Borach (1864) i pomnik partyzantów AK (2000)
Kapliczka na Borach (1864) i pomnik partyzantów AK (2000) © amiga
W cieniu jest lepiej
W cieniu jest lepiej © amiga
Lubię takie miejsca
Lubię takie miejsca © amiga
Ale pięknie :)
Ale pięknie :) © amiga
Docieramy do podzamcza, pora na obiad... tyle, że tutaj niewiele jest. Wszystko to odpust, cepelia, pakujemy się do jakiejś knajpy z ogródkiem, zamawiamy jedzenie i... szkoda gadać. Aż dziwne, że coś takiego istnieje... Zaletą jedzenia było to, że było... Trudno mówić, że było smacznie, zdrowo czy cokolwiek innego. Na szczęście podjedliśmy i możemy jechać dalej. Do Morska już niedaleko, ale na mapie widzę, że będziemy przejeżdżać tuż obok źródeł Czarnej Przemszy... Tam nas jeszcze nie było. Tak więc odbijamy do Bzowa. Źródła trochę zaskakują, choć nie wiem czego oczekiwałem... 
Kiermasz chińszczyzną na Podzamczu
Kiermasz chińszczyzną na Podzamczu © amiga
Źródła Czarnej Przemszy
Źródła Czarnej Przemszy © amiga
Źródła Czarnej Przemszy
Źródła Czarnej Przemszy © amiga
Źródła Czarnej Przemszy
Źródła Czarnej Przemszy © amiga
Miejsce postojowe
Miejsce postojowe © amiga
Kilka fot i wracamy na trasę, Kilkanaście km w większości asfaltem, trochę szutrami, niektóre miejsca widzę pierwszy raz, może dlatego, że gdy kilka lat temu pokonywałem czerwony szlak na tym odcinku było kompletnie ciemno... Start Transjury był o 21.. Tutaj pewnie byliśmy gdzieś koło 1 może 2 w nocy... ;)
Wielki okiennik
Wielki okiennik © amiga
Kościół MB Skarżyckiej
Kościół MB Skarżyckiej © amiga
Na spokojnie docieramy do Morska. Chwila odpoczynku w restauracji i uciekamy do Zawiercia na pociąg. Przed nami jakieś 12 może 13 km dość łatwej drogi. Choć początek nie jest różowy ;) Kilka stromych podjazdów... Widoki z górek zapierają dech... Ostatni 6-7 km to długi zjazd. Kupujemy bilety, i szukamy jakiejś cukierni... Ta chodzi za nami od rana ;)
Zadowolony Darek
Zadowolony Darek © amiga
Przed Zawierciem
Przed Zawierciem © amiga
Przy dworcu polecają nam Marlenkę z lodami i bitą śmietaną. W komplecie kawa... Pycha.... 
Chyba zasłużyliśmy na Marlenkę
Chyba zasłużyliśmy na Marlenkę © amiga
Pociąg przyjeżdża po kilkudziesięciu minutach, wsiadamy do środka i wracamy do domów. Plan wykonany, ale fragment trasy jeszcze do korekty.