Impreza integracyjna Etisoft 2019 - powrót
Niedziela, 9 czerwca 2019
· Komentarze(1)
Kategoria do 136km, Firmowo, W jedną stronę, W towarzystwie
Dzień zapowiada się leniwie, przynajmniej jego pierwsza część. Wczoraj dotarliśmy do Morska po 19, integracja trwała do północy, a w niektórych przypadkach do świtu :) Od rana masa atrakcji: joga, skałki, wycieczki piesze, jaskinia, leżing, obiad itp...
Ekipa rowerowa zbiera się po 13, Wraca 8 osób. Dziś prowadzi Andrzej... mamy wolne ;)
Średnio się czuję, coś mnie męczy, coś przewraca mi się w żołądku, jakieś echa wczorajszej kolacji?
Do wyjazdu jesteśmy gotowi dopiero po 14... Trasa względnie krótka, ile się da po terenie, z daleka od palącego słońca.
Już od początku zaczynają się podjazdy, ciężko mi się kręci... ale jakoś trzeba wyjechać z jury, a tutaj wszędzie są górki... Kierujemy się na południową część Zawiercia... dalej do Łaz... Ledwo żyję, nie jestem w stanie nadążyć za peletonem... Na szczęście Andrzej ogłasza przerwę przy sklepie... Kola, baton i banan stawiają mnie do pionu... Poprawia mi się humor, kondycja... Mogę jechać... W żołądku też się uspokoiło... Gnamy dalej w wariackim tempie, ścieżkami, ścieżynkami, asfaltem. Podjazdy idą mi średnio, cóż mało w tym roku jeździłem i to są skutki... ale im dłużej jedziemy tym jest mi lepiej, tym mocniej mogę nacisnąć na pedały :)
W okolicach Pogori IV robimy przerwę, jeszcze w Wojkowicach Kościelnych. Pora coś zjeść, pora uzupełnić elektrolity... Godzina mija :)
Pojazd dostawcy pierogów :) © amiga
Ruszamy dalej, to połowa przejazdu, a czas ucieka. Andrzej łapie panę, zostaje z Marcinem, dogoni nas na trasie ;). Reszta jedzie dalej. Szlaki są totalnie nieoczywiste, sporą ich część widzę pierwszy raz... Jest pięknie :) Mijamy kolejne miasta gdzieś bardzo z boku... z grubsza orientuję się gdzie jestem... A to po kominach elektrowni, a to po znajomych kształtach górek...
W końcu zbliżamy się do Miechowic, tam krótki postój w knajpie, kolejne uzupełnienie elektrolitów i...żegnamy się z Darkiem i Marcinem... Darek jest prawie pod domem, Marcin skraca drogę do domu przez Helenkę, a my gnamy dalej.
Mała zmyłka w Ostoi Miechowickiej i zaliczamy szlaki MTB ;) Dobrze, że tego nie ma dużo... Wracamy na asfalt, ściemnia się, a do firmy zostało kilkanaście km...
Ostatnie odcinki to leśna w Zabrzu, i fragmenty terenowe w Żernikach. W końcu po 21 docieramy pod firmę. Szybko się pakujemy i każdy rusza w swoją stronę...
Powrót hardcorowy, ale na swój sposób piękny, podobało mi się :) Zdjęć zrobiłem praktycznie zero... Jedno w Wojkowicach... i tyle. Nie było czasu na focenia, a jak już stawaliśmy to ważniejsze było by się napić, coś zjeść ;)
Drugi dzień... łatwiejszy od pierwszego... ale też zupełnie inny.
Dzięki za towarzystwo, dzięki za trasę. Pięknie było :)
Ekipa rowerowa zbiera się po 13, Wraca 8 osób. Dziś prowadzi Andrzej... mamy wolne ;)
Średnio się czuję, coś mnie męczy, coś przewraca mi się w żołądku, jakieś echa wczorajszej kolacji?
Do wyjazdu jesteśmy gotowi dopiero po 14... Trasa względnie krótka, ile się da po terenie, z daleka od palącego słońca.
Już od początku zaczynają się podjazdy, ciężko mi się kręci... ale jakoś trzeba wyjechać z jury, a tutaj wszędzie są górki... Kierujemy się na południową część Zawiercia... dalej do Łaz... Ledwo żyję, nie jestem w stanie nadążyć za peletonem... Na szczęście Andrzej ogłasza przerwę przy sklepie... Kola, baton i banan stawiają mnie do pionu... Poprawia mi się humor, kondycja... Mogę jechać... W żołądku też się uspokoiło... Gnamy dalej w wariackim tempie, ścieżkami, ścieżynkami, asfaltem. Podjazdy idą mi średnio, cóż mało w tym roku jeździłem i to są skutki... ale im dłużej jedziemy tym jest mi lepiej, tym mocniej mogę nacisnąć na pedały :)
W okolicach Pogori IV robimy przerwę, jeszcze w Wojkowicach Kościelnych. Pora coś zjeść, pora uzupełnić elektrolity... Godzina mija :)
Pojazd dostawcy pierogów :) © amiga
Ruszamy dalej, to połowa przejazdu, a czas ucieka. Andrzej łapie panę, zostaje z Marcinem, dogoni nas na trasie ;). Reszta jedzie dalej. Szlaki są totalnie nieoczywiste, sporą ich część widzę pierwszy raz... Jest pięknie :) Mijamy kolejne miasta gdzieś bardzo z boku... z grubsza orientuję się gdzie jestem... A to po kominach elektrowni, a to po znajomych kształtach górek...
W końcu zbliżamy się do Miechowic, tam krótki postój w knajpie, kolejne uzupełnienie elektrolitów i...żegnamy się z Darkiem i Marcinem... Darek jest prawie pod domem, Marcin skraca drogę do domu przez Helenkę, a my gnamy dalej.
Mała zmyłka w Ostoi Miechowickiej i zaliczamy szlaki MTB ;) Dobrze, że tego nie ma dużo... Wracamy na asfalt, ściemnia się, a do firmy zostało kilkanaście km...
Ostatnie odcinki to leśna w Zabrzu, i fragmenty terenowe w Żernikach. W końcu po 21 docieramy pod firmę. Szybko się pakujemy i każdy rusza w swoją stronę...
Powrót hardcorowy, ale na swój sposób piękny, podobało mi się :) Zdjęć zrobiłem praktycznie zero... Jedno w Wojkowicach... i tyle. Nie było czasu na focenia, a jak już stawaliśmy to ważniejsze było by się napić, coś zjeść ;)
Drugi dzień... łatwiejszy od pierwszego... ale też zupełnie inny.
Dzięki za towarzystwo, dzięki za trasę. Pięknie było :)