Po tygodniowej przerwie pora wrócić na trasę Katowice-Gliwice.... Z domu wychodzę około 7:00 :)... ubrałem wiatrówkę... ale gdy jestem już na dole.. pakuję ją do plecaka... jest ciepło... na tyle ciepło, że można jechać na krótko... Rower i ja jednak jesteśmy przygotowani na to co może być wieczorem, a prognozy nie napawają optymizmem, ma padać, lać, może grzmieć... więc jeszcze z rana zapakowałem przeciwdeszczówkę, założyłem błotniki... i "Niech się dzieje wola Nieba, Z nią się zawsze zgadzać trzeba" :).... Przejazd dzisiejszy szosami... co prawda i czas i chęci były... jednak w cieniu czuć było jeszcze chłód, a poza tym jakoś nie odpocząłem po niedzielnej wycieczce do Wisły... to... zmęczenie... odwodnienie... organizm będzie potrzebował kilka dni zanim wszystko wróci do normy.... a od niedzieli, piję, piję... i piję... herbata, woda, kola... wszystko co mokre... i nieprocentowe... Przecież to było jedynie 9 godzin na rowerze.... Za to po południu będę chłonął wodę przez skórę :) więc może się to wyrówna poziom elektrolitów ;) Szosami jechało się wyjątkowo dobrze... ruch na drogach umiarkowany i coraz cieplej... :) Mała przerwa na fotę w lasku Makoszowskim... i gnam do firmy :), już niedaleko... Na Zabskiej za to korek jak diabli.... najlepsza opcja to zejść z rowera i przeprowadzić rower na drugą stronę. Tak też czynię, a kierowcy niech stoją ;)
Miałem wyjechać wcześniej, godzinę wcześniej i... zaczęło lać :) nad Gliwicami przeszła burza :(.... Gdy przestaje padać przebieram się i jadę... drogi mokre, jeszcze trochę kropi, ale to wszystko..., może nie wszystko, pozostał jeszcze silny wiatr w plecy :) Drogi o tej godzinie puste, samochody gdzieś spłukało... :) Gdzieniegdzie widać podnoszącą się delikatną mgiełkę... robi się pięknie :), nawet przez chwilę zastanawiam się czy nie pojechać lasem... w końcu dawno już mnie w nim nie było ;P...
Powoli trzeba przygotowywać trasę do Wisły z Gliwic... warunkiem koniecznym jest by poprowadzić ją bocznymi drogami i by i ograniczyć liczbę podjazdów... Już wstępna analiza pokazuje, że trasa będzie łatwa, ale jednocześnie dość długa... Możemy mieć jedynie nadzieję... że osoby które będą z nami jechać pod koniec czerwca wcześniej trochę pojeżdżą... bo gdyby miał to być pierwszy wyjazd dla osoby która nie uprawia żadnego sportu to niestety ale może spodziewać się problemów. Podjazdów będzie jak na lekarstwo... za to sama długość około 90 km... może zabić...
Dzisiaj mając wolny dzień postanawiam sprawdzić jeden z wariantów...
Z domu wyjeżdżam trochę po ósmej rano... i jadę do Gliwic do firmy... gdy dojeżdżam dzwoni
Darek... i kilka sekund później się widzimy, dowiaduję się, że plan jest do zmodyfikowania... omijamy z definicji Żory... Mój plan wziął w łeb... To co mam narysowane... na papierowej mapie, będzie miało się nijak to końcowej trasy przejazdu..., chociaż nie... spore fragmenty będą dalej do wykorzystania, ale nie skończy się na jednym przejeździe... Problematyczny fragment do zmiany to od Dębińska do Woszczowic... na szczęście jest on blisko Gliwic, więc mogę go sobie testować później... a dzisiaj pojadę do Woszczowic po małej modyfikacji trasy na Żory... Trudno. zrobię kilka, może kilkanaście km więcej... ale sprawdzę większość trasy...
Po 9:48 ruszam...
Wyjazd z Gliwic będzie stanowił spore wyzwanie... duży ruch samochodów... a trzeba się "przewalić" przez Bojków...
Od Gliwickiego Centrum Edukacji i Biznesu... na Bojkowskiej... zaczyna się ścieżka rowerowa... Problematyczny fragment ma około 3.5km... Trzeba spróbować go ucywilizować... pytanie czy się da... ale to zostawiam na kiedyś....
Sama ścieżka dość przyjemna... tyle, że i tak się kończy w okolicy Szybu VI KWK Sośnica... tam już trzeba wjechać na szosę..., kierunek Gierałtowice... samotny biker nie stanowi problemu, ale co będzie jak pojedzie grupa 50? ... podzielona po kilkanaście osób...
W Gierałtowicach wjeżdżam na ul. Wyzwolenia... wg Google jest tam przejazd nad torami... Google się myli... rower muszę przenieść za to później widzę, że gdybym odbił wcześniej... i pojechał ul Prusa... to trafiłbym na przejazd pod torami... niby jest... więc jest pole do popisu przy modyfikacjach :)
Zaczyna się terenowy odcinek... trochę kałuż... trzeba to omijać, ale nie jest źle... jeżeli nie będzie padało w przeddzień wyjazdu to będzie tutaj znośnie :)
Za to dalej wjeżdżam na drogę techniczną wzdłuż A1... jedzie się świetnie, ale wkrótce i tak muszę wjechać na szutry...
Około kilometra jest paskudne... koleiny, rozlewiska... błoto... jak się później okaże to jedyny taki odcinek... dzisiaj.
Od przejazdu kolejowego jest już nieźle... :) pojawia się nawet asfalt :)
Kierunek Bełk... po drodze moją uwagę na mapie przykuwa symbol szczytu i opis Góra Ramża... Mniej więcej kilometrowy podjazd... górka nie jest wielka... niemniej czuć że jest pod górkę... w pobliżu szczytu kapliczka :) i miejsce postojowe...
ale robienie kolejnego postoju po 1km... chyba jest bez sensu... więc raczej je odpuścimy... Mało tego, wydaje mi się, że docelowa trasa ominie tą górkę , wydaje mi się, że lepszą opcją będzie odbicie na Jaśkowice... - dzielnicę Orzesza...
Jadę jednak dalej na Bełk, moją uwagę zwracają 2 kościoły pierwszy wielki murowany i drugi nieco dalej gdzieś w cieniu, w zieleni... drewniany...
Kierunek Strumień, już niedaleko... na mapie zauważam drogę niby utwardzoną... dojeżdżam do niej i... stoi ciekawy znak...
Z informacją, że na tyle ma być przerzutka z 15 zębami - 15T... ;P
Cóż... zmieniam przełożenie... i jadę nią... Dla mnie jest to pola droga, ale widocznie kiedyś była utwardzona... przez samochody które nią jechały wcześniej ;p
W Strumieniu piękny mały ryneczek i knajpka... Trzeba sprawdzić jak gotują, zamawiam placek po węgiersku... po 10 minutach dostaję... szok... jest świeży, to nie jest mrożonka... sporo pysznych surówek a porcja 2 osobowa... cena 14 zł... o złotówkę droższa od schabowego z frytkami... Z reguły placek jest tańszy... od schabowego... :)
Myślę, że miejsce niezłe na mały popas, tym bardziej, że będzie to mniej więcej połowa trasy.
A za wiaduktem myślałem by wbić się w ścieżkę wzdłuż Wisły, jednak nie widzę jakiegoś sensownego zjazdu... więc jadę nieco inaczej... jak się okaże trasa jest malownicza, drogi spokojne i tylko raz muszę przekroczyć coś większego na chyba 5km minął mnie jeden samochód :)
Wracam na dworzec i ... okazuje się, że ten pociąg jeździ tylko w weekendy, następny za ponad godzinę, wiec wracam do miasta, na kolejne uzupełnienie elektrolitów...
Gdy przyszła pora wyjazdu okazuje się, że był jakiś wypadek i pociąg nie przyjedzie... w zamian przyjedzie bus... tylko pytanie czy zabiorą mnie z rowerem? Profilaktycznie sprawdzam czy mam baterie do lampki...
Bus na szczęście wyposażony jest w przyczepkę... pakuję więc rower... i wracam do domu...
To był długi dzień... szkoda tylko, że nie zwróciłem uwagę, że pociągu o 18:10 nie ma.. Pewnie odwrócił bym się i wrócił rowerem do domu... byłbym przed pociągiem... ;P
I po kilkudziesięciu minutach zaczynam wracać... na drogę do domu....żegnam się z tym miejscem, mam nadzieję, że uda mi się tutaj jeszcze wrócić. Zamieniam jeszcze kilka zdań z młodzieżą... okazuje się, że tego miejsca "pilnuje" stróż... hm.... dziwne bo nikogo nie widziałem,... ale podobno ma wszystko w poważaniu... podobno też ekolodzy wynoszą z tego miejsca co chcą... ech.... kolejne miejsce które pewnie zniknie z mapy miasta... trochę go szkoda.... ale przynajmniej mam kilka jego fotek... z czasu upadku... :( Wyjeżdżając jakieś 2 burki mnie obszczekują, skąd się wzięły? Może jednak stróż się obudził?
7:16 - dopiero na rowerze... znowu lekkie opóźnienie , niestety zabawa w nocy z uszkodzonym zaworem z filtra akwarium...powoduje to, że z rana mam do zrobienia więcej niż myślałem...
Jadę dzisiaj szosami... jakby ostatnio bywało inaczej... ;P z rana....
na drogach dość spory ruch.... chodziło mi po głowie wjechanie do lasu... niemniej słysząc dalej stukające łożysko... jestem pewien że to suport... wczoraj wracając wyczaiłem to... dzisiaj wrzucę do serwisu... niech walczą... rower musi być sprawny... tylko czemu to tyle musi kosztować? Ten miesiąc będzie pod tym kontem rekordowy... ale w jakiś sposób wiąże się to z przesuniętym na za 2 tygodnie wyjazdem rowerowym... Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, rower nie może się rozkraczyć...
Dziwnie dobrze i szybko mi się jedzie... jestem prawie pewien, że wieje mi w plecy... zbyt wysoka średnia.. W firmie jestem kilkanaście minut po ósmej... o 9:00 rower już w serwisie... chłopaki walczą...
Poranek... za oknem pochmurno... jednak spać specjalnie nie mogę, może to stres przed weekendem? Przed wyjazdem w siną dal... Zbieram się powoli, zabieram 2 komplety ciuchów... przydadzą się w weekend... W końcu ruszam, jest tuż po 7:00...
Zaświeciło słońce, drogi mokre po wczorajszych i nocnych ulewach... Na drogach spory ruch...
Jednak... jedzie się nadspodziewanie dobrze, szybko... słońce nastraja mnie optymistycznie, przez chwilę zastanawiam się czy nie skręcić w Panewnikach na Halembę... czy nie pojechać lasem... Jednak przychodzi małe otrzeźwienie... chwilę trzeba odczekać by ziemia wchłonęła wodę... Może w drodze powrotnej :) skorzystam z takiej opcji... (chociaż prognozy wskazują dzisiaj wieczorem na burze)...
Więc jadę szosami... przez Kochłowice, Wirek, Bielszowice, Pawłów, Kończyce... Gdy dochodzi 8:00 jestem na granicy Zabrza i Gliwic... uciekam na boczne drogi i później do lasku Makoszowskiego, tam mała przerwa, kilka fot... i gnam do firmy....
A w pracy czeka na mnie mała niespodzianka... weekend rowerowy odwołany... ale na szczęście udaje się go przesunąć... :) na jeden z kolejnych... :)
16:50... na zegarku gdy wsiadam na rower... jest obłędnie ciepło :).... nie pada, nie leje.... świeci słońce... Jedyne o czym marzę to wjechać w las... to nie jest istotne, że będzie błoto, kałuże... Muszę odreagować po całym dniu... Początkowo jadę centralnie przez Gliwice i Zabrze, sprawdzić krzyż w pobliżu kościoła św. Józefa... później już standardowo lasek Makoszowski, ul Wiosenna... i leśna rowerówka. Czuję, że coś mi stuka w korbie.... staję na chwilę... kilka fot.... Sprawdzam korbę... prawie na bank będzie do wymiany łożysko... ale ja na to nie będę miał czasu... dzisiaj w domu będzie raczej zawierucha... oddam to chłopakom z serwisu... jutro...
Po drodze ogarnia mnie zmęczenie, na Halembie staję kupuję kolę zero w sklepie... i wypijam ją dopiero w domu :)... Tylko po co ją kupiłem? By przewieźć ją 11 km ?... ;P
Poranek strasznie ciemny... słońce gdzieś schowane za gęstymi chmurami...
Powoli się zbieram i kilka minut po 7:00 wychodzę... zaczyna padać... Dzisiaj więc nic nie będzie z jazdy terenem, przynajmniej rano... na drogach szybko utworzyły się rwące potoki, małe jeziorka, stawy... Chwilami czuję jak wielki opór stawia woda... Leje coraz bardziej... Komórka powędrowała do plecaka, plecak też zabezpieczony... a ja mam jedynie wiatrówkę :)... na taką ulewę nie pomaga... wszystko przemaka... Deszcz jest jednak ciepły przyjemny, wiosenny :), dzisiaj zupełnie mi nie przeszkadza, nie wychładza mnie... tylko co będzie wieczorem, czy ciuchy wyschną? Buty na bank nie... będzie nieprzyjemna chwila gdy będę je wdziewał... brrr... Na drogach spory ruch... tak jest zawsze gdy nagle zmienia się pogoda na gorszą... przy czym... ludzie jeżdżą bardziej bezpiecznie, zachowawczo... więc coś za coś...
Wczoraj w serwisie postraszyli mnie... obręcze w Giancie w zasadzie nadają się powoli do wymiany... widać już pęknięcia... to efekt taniości zastosowanych obręczy... nie są kapslowane... Myślę, że jeszcze chwilę na nich pojeżdżę... ale nowe już zamówiłem... niech leżą... gdyby coś...
Wychodzę tuż przed 17... Leje... jak z cebra... Powoli ruszam mam nadzieję, że gdzieś pojawi się dziura w chmurach. Ciuchy w firmie nie wyschły... mokre jak diabli... ale... mam drugi komplet :)... poza butami... W sumie nie wiem co to zmienia, bo ulewa jest na tyle duża że już po kilku minutach jazdy i tak jestem przemoczony do suchej... a w zasadzie mokrej nitki...
Na drogach sporo samochodów, podobnie jak z rana... wszyscy gnają do domów... podobnie jak i ja... przy czym, staram się jechać tymi bocznymi drogami... jakoś nie mam ochoty walczyć na głównych szosach...
Po drodze płyną rzeki... we wszystkich zagłębieniach tworzą się jeziora, już dawno tak nie lało... mimo wszystko deszcz przy +15 jest przyjemny :)... i potrzebny. W lasach w wielu miejscach było widać przeciągającą się suszę, nawet miejsca w których zawsze była stała woda, były suche jak pieprz... Pewnie gdy tylko wyjdzie słońce, gdy przestanie padać roślinność pokryje cały świat, ten jeszcze niezazieleniony :)
Gdy zbliżam się do Katowic, deszcz staje się jakby słabszy, na Zadolu przestaje padać... staję przy stawie, szybka fota i ruszam dalej... znów zaczyna padać... W domu wszystkie ciuchy - oba komplety wędrują do prania... a ja do wanny :)
Poranek piękny ciepły... termometr za oknem pokazał 16 stopni jeszcze przed wyjazdem... Prognozy dzisiejsze są rewelacyjne... Niby żadnych niespodzianek poza upałem do 30 stopni...
Wczoraj wieczorem udało mi się postawić na koła Szaraka... nowa przerzutka i łańcuch :)... Trochę się obawiałem, że ten drugi będzie skakał, w końcu reszta napędu ma za sobą ok 3000km... a gdy wsiadłem niespodzianka... a w zasadzie jej brak... nic nie przeskakuje, nic ie chrobocze :)...
Z rana zastanawiałem się czy nie podjechać do odwiertu an Starych Panewnikach pofotografować ekipy telewizyjne... bo pewnie będą koczować tam przez kolejny dzień... ;P a może dłużej... Jednak gdy dojeżdżam do miejsca gdzie muszę podjąć decyzję... stwierdzam, że nie..., może wieczorem jak mi odbije... Teraz gnam do firmy... Być może trzeba będzie jechać na produkcję... więc każda minuta jest cenna... Po prawie 2 tygodniach na góralu... czuję jak niesamowicie szybko szarak sunie po szosach... pomimo tego, że i tak za założone górskie obuwie... 28x1.75 :)... i jeszcze jedno... czuję różnicę ile dał mi góral... zmusza do większego wysiłku... przy szerokich oponach i małej "korbce" trzeba się bardziej narobić... by jechać z jako taką prędkością... Coś mi się wydaje, że góral będzie rowerem ćwiczebnym... a głównym będzie szarak... role się odwrócą?
Na drogach dość przyzwoicie... chociaż ruch wyraźnie większy niż wczoraj... niemniej aż do Zabrza specjalnie nie muszę zwalniać.... przebijać się przez korki... Owszem od czasu do czasu pojawia się coś... ale chwilę później już jest nieźle.. Nawet Zabrze o 7:58 zaskakuje... normalnie o tej porze jest masakra...
W ciągu dnia muszę szaraka oddać do serwisu... coś jest nie tak ze sterami które mi założyli... wszystko łapie luzy w każdym tygodniu muszę je poprawiać... zniekształceniu ulega cienka podkładka... mam wrażenie, że rura sterowa porusza się po jaju a nie po kole... Więc coś sp...i Dzisiaj mają bojowe zadanie znalezienie tego co jest nie tak...