Wyjazd z firmy przed 17:00... znowu późno, miałem wyjechać wcześniej, ale wyszło jak zawsze... na dokładkę czuję zmęczenie, dzień był pokręcony... Każdy coś ode mnie chciał, nie mogłem skupić się na jednym temacie... ale i tak coś udało się skończyć... Jeden temat mniej... jeszcze setka innych i już ;P
Zanim wyjechałem zauważyłem na radarach meteo, że pada w Katowicach, chmury wyglądają jakby zawisły od godziny nad moim miastem...
W Gliwicach nie padało, na drogach niestety znowu walka z samochodami... :(... W Zabrzu odbijam na Pawłów... staję na chwilę przy kościele... Jak poprawi się pogoda chyba podjadę na dłuższą sesję....
W Kochłowicach, postanawiam podjechać też pod kościół, na "rynku" już dawno, dawno temu zwrócił moją uwagę... Ale dojazd taki zupełnie do bani... miejsce nijakie... ale jago bryła całkiem miła dla oka :)
Gdy dojeżdżam do Katowic... zaczyna kropić... chmura dalej wisi nad miastem... więc szybko uciekam do domu... Jutro podobno ma być lepiej.... Oby....
Wyjeżdżam późno... Zegar pokazuje coś koło 7:15... jednak wcześniej zupełnie nie miałem ochoty wyjść, ciemne chmury wiszące nad miastem nie zachęcają do czegokolwiek. Obserwując radary meteo... wiem jedno... suchy nie dojadę.... W chwili gdy wychodzę delikatnie kropi... Kropidło towarzyszy mi przez spory kawałek drogi... na drogach lekkie wariactwo... sporo samochodów... nieprzyjemnie się jedzie... Ale za to w końcu po wielu latach chyba przyzwyczaiłem się do okularów, wydaje mi się, że o nich pamiętam, nawet w deszczu się spisują... nawet kupiłem drugą parę, jedne gdy świeci słońce dostałem :), a drugie na taką pogodę jak dzisiaj zakupiłem w sklepie BHP :) Na chwilę zatrzymuję się w parku w Zabrzu.... ale po chwili ruszam dalej... Może wieczorem będzie ładniej....
Wyjeżdżam po 17... kilkanaście minut po... Ech... a tak sobie obiecywałem że wyjadę po 16:00... W sumie to wyjechałem po 16:00 tyle, że miało to być 15 minut, a nie 75 minut... ech.... Na wieczór zapowiedziane są solidne opady, gdy spoglądam na meteora... widzę, że chmury nas mijają... może uda mi się dotrzeć do domu zanim zacznie padać? Wsiadam na rower i gnam szosami... nie ma co kombinować... nie gdy może lać... a średnio mam na to ochotę... Na drogach pusto... to wina późnego wyjazdu... w Zabrzu skracam sobie drogę przez park, w Katowicach za to wbijam się w park Zadole, zatrzymuję się na chwile na boisku Kolejarza... Znowu jacyś kretyni wyprowadzają tu psy... to chore... a później dzieciaki grają w tym miejscu w piłkę nożną... Chore społeczeństwo....
Ech... do domu docieram przed deszczem, ale jestem maksymalnie spocony :), więc wszystkie ciuchy lądują w pralce..., ciekawe co będzie jutro... prognozy są paskudne... przynajmniej dzisiaj...
Pogoda dzisiaj ciut lepsza niż w weekend... Nie pada, chociaż ulice jeszcze wilgotne... w nocy musiało coś jeszcze popadać... Wyjeżdżam kilka minut po siódmej... przez chwilę chodziło mi po głowie by wjechać w las, jednak mokrość asfaltów przekonuje mnie jednak do jazdy szosami... Co prawda rowera bardziej już się nie da ubrudzić... chociaż co ja piszę, zawsze się da ;P Niemniej gnam drogami... dzisiaj poniedziałek, spodziewam się, że będzie w firmie klasycznie zamieszanie :)... więc im szybciej będę tym być może lepiej... dla firmy, raczej nie dla mnie... W weekend posiedziałem nad planami wycieczki do Wisły, jest co planować... wyjazd tam myślę, że mam zaplanowany, powrót to pewni będzie improwizacja więc po co się na niej skupiać... za to zostaje jeszcze wycieczka górska na którą nie mam specjalnie pomysłu.... bo nie może być specjalnie terenowa... powinna być do przejechania przez większość bikerów... i to nie takich jeżdżących standardowo po górach, ale takich którzy okazyjnie jeżdżą po mieście... mają jakąś tam kondycję, ale nie mierzyli się jeszcze z górami... zostają więc szlaki szosowe i szutrowe - szerokie... 3 metrowe, tym bardziej,. że może być to solidna ekipa... kilkanaście osób... Korciły mnie okolice Baraniej Góry wzdłuż białej i czarnej Wisełki, jednak zostałem sprowadzony do parteru gdy się okazało, że na części tych drug jest zakaz jazdy rowerem... Ech... trzeba szukać dalej...
Droga do firmy względnie szybka, spory ruch miejscami, chyba najgorzej było już w Gliwicach... zmusiło mnie to na zejście z roweru i przeprowadzenie przez Zabską... roweru po pasach... inaczej kwitłbym w korku...
Pomimo tego, że skończyłem pracę około 16:20... to wychodzę z firmy dopiero przed 17:00... Sporo czasu zajęła mi rozmowa dot. wycieczki firmowej w czerwcu... Jest co robić, co planować... nie wiemy kto będzie jechał, na jakich rowerach, czego się spodziewać... Gdy wsiadam w końcu na rower postanawiam pojechać lasami :) przez Sośnicę... i hałdę... Przy okazji sprawdzam jak wygląda opcja wjazdu na ścieżkę od strony wiaduktu... gdy go skończyli wykopano wszędzie pełno rowów... o przejeździe nie było mowy, a skakanie przez 2-3 metrowe wyrwy nie jest przyjemne... Teraz już pojawiły się samoróbki z podkładów kolejowych... może po tym jechać się nie da... ale przejść dość komfortowo już tak...
Od początku nie planuję dzisiaj wyścigu... po prostu delikatny powrót do domu... inna sporawa to obawiam się wielkich pokładów błota, a ja jestem na slickach :)... to średnie połączenie.... Pomimo tego, że przez ostatnie kilka dni padało, lało na zmianę... to na całej długości zaskakuje brak błota... tylko w kilku miejscach było coś... ale nawet na takich oponach jechało się przez to bez problemu... Dziwnie sucho było w lasach... za to wszystko nagle wyrosło... tydzień temu jeszcze takie nie było... :).... na dokładkę dookoła roznosił się niesamowity zapach kwitnących wszędzie kwiatów :)... Gdyby jeszcze wyszło słońce i było tak ze 3-4 stopnie więcej...
wyjazd 7:08... pogoda trochę lepsza niż ostatnio, w ciągu dnia ma być upał nawet 16 stopni, jednak gdy wyjeżdżam termometr pokazuje całe 12 stopni... Od czasu do czasu próbuje przebić się słońce... ale niespecjalnie mu to wychodzi. W nocy widać, że musiało solidnie lać... wszystko jest mokre, na drogach sporo wody, są miejsca gdzie rozlewiska zajmują całą szerokość drogi... Dodatkowo na drogach spory ruch, jak to w piątek... uciekam na boczne drogi gdzie się da, a gdzie nie... daję sobie radę... wymijając korki prawą stroną, tyle, że ostrożnie, bo kierowcy dalej nie są przyzwyczajeni, że coś może z tej strony jechać....
Wczoraj gdy dotarłem do domu musiałem się zająć rowewerem... zauważyłem zerwaną szprychę... znowu... chyba pora na wymianę wszystkich... w końcu te mają już pół roku :)... Nie wiem czy samemu nie zamówić czegoś... Te niby firmowe, niby wytrzymałem a strzelają... polecali mi je... w sklepie... bo niby Mach1 Pro są zajebiste... Cóż... nie są zajebiste... tylko o 3 miesiące lepsze od zwykłych... Niestety z DT jest problem, bo w sklepach ich nie zamawiają, nikt nie kupuje szprych po 3-4 zł... jak są po 50gr...
Przy grzebaniu w kole zauważyłem że klocki na tyle też się skończyły... A że to Avid DB3 to zacząłem szukać do nich klocków... te oryginalne to jakieś zmutowane Deore, ale na necie nic podobnego nie znalazłem, za to z informacji na różnych stronach wynikało że klocki Elixirów powinny pasować... a że miałem takowe to od razu to sprawdziłem, faktycznie pasują :), mam wrażenie że konstrukcja zacisków jest taka, że pewnie mogę włożyć tam kilka różnych standardów... wydaje mi się że i coś z Magury powinno pasować :) Może kiedyś to sprawdzę :)
Budzę się wcześniej niż zwykle... tzn przed budzikiem... jednak spoglądając za okno zupełnie nie mam ochoty wyjść, jest szaro-buro... w nocy musiało lać... wszędzie pełno kałuż... wszystko mokre... Szybkie spojrzenie na prognozy i meteora... może jednak się uda... widzę, że coś się zbliża, jednak wydaje mi się że uda mi się wyjechać ze strefy rażenia... Na rowerze siedzę o 7:10... i próbuję się rozpędzić... idzie nijak, wieje w twarz... męczy mnie to... gdyby nie nocne ulewy prawie na 100% pojechałbym terenowo... ale dzisiaj to odpada... W Kochłowicach wjeżdżam na chodzik... rowerówka zalana na długim odcinku... Gdzieniegdzie widać połamane gałęzie... czyżby było aż tak źle?
Od czasu do czas z nieba spada kilka kropli ale to wszystko... nie zmienia to faktu, że w Gliwicach i tak jestem cały mokry... założona przeciwdeszczówka zatrzymała cały pot... ;P
Wyjeżdżam przed 17... prognozy mówią coś o przelotnych opadach... cóż... może znowu się uda? Po kilkuset metrach przypominam sobie coś..., miałem sprawdzić możliwość dojazdu do ul Kopalnianej i przekroczenie w jej okolicy ul Pszczyńskiej... więc odbijam nieco inaczej... skręcam w pobliżu cmentarza hutniczego, odnajduję ścieżkę, którą widziałem na googelu i wszystko było by ok... gdyby nie ul Kujawska... zupełnie o niej nie myślałem... wydawało mi się, że nie stanowi żadnego problemu, a jednak... spory ruch... ciągnące się w obie strony sznurki samochodów, brak przejścia, przejazdu. Przeszkoda ciężka do sforsowania... w tym miejscu na bank nie możemy grupą przekraczać tej drogi... utkniemy.... gdy będziemy jechać grupą 50 osób... Musze jeszcze raz przemyśleć plan... przejazdu tędy... zawracam na standardową szosową drogę i gnam do domu, a właściwie to chciałbym gnać... ;P Czuję jakieś osłabienie... czemu? jakieś zatrucie? zmęczenie, może jakiś wirus gdzieś się czai... To nie odcięcie zasilania... coś innego... W Kończycach jest tak źle że będąc na ul Sitki... zastanawiam się gdzie jestem... co to za trasa, co to za ulica. a przecież jeżdżę tędy bardzo często, przejeżdżałem tą ulicą setki razy, znam każdy dom, każdą dziurę... Musiałem się zatrzymać... po chwili wszystko wróciło do normy... jednak już wolniej i ostrożniej jadę do Katowic... na ul Sitki nie ma żadnego ruchu, a co by było gdybym stracił orientację na jakiejś bardziej ruchliwej... Nie pamiętam kiedy się tak dziwnie czułem... chyba 20 lat temu... przy +35 w autobusie... ale dzisiaj to nie przegrzanie... nie przy 12 stopniach.... Ile się da tyle razy wjeżdżam na boczne ścieżki, drogi..., nie wiem co jest grane i nie chcę ryzykować... Może to tylko przemęczenie...
Wyjeżdżam o 7:10, trochę późno, ale gdy widziałem za oknem chmurzyska deszczowe, to nie spieszyło mi się zupełnie, jednak prognozy mówiły, że nie powinno być źle... nie powinno mnie zmoczyć, na dokładkę wiatr będzie wiał mi w plecy :)...
Gdy jestem na zewnątrz czuję, że jest niesamowicie ciepło.... mam i tak założoną wiatrówkę, jednak spokojnie mógłbym jechać bez niej :) Gnam szosami, bo jest późno, bo spieszy mi się... Na drogach umiarkowany ruch... co nieco dzieje się na wirku i w Zabrzu gdzie do centrum docieram tuż przez ósmą...
W Gliwicach pomimo korków... udaje się normalnie przejechać Zabską, przynajmniej nie musiałem czekać... Ciekawe jak będzie wieczorem... niby ma lać...
Wyjeżdżam dopiero po 17:00.., przez ostatnie 2 godziny zerkałem na radary meteo. kolejne burze jakoś szczęśliwie omijały Gliwice, tylko przez chwilę coś padało w ciągu dnia...
Gdy wyjeżdżam jest sucho... :) ciepło... coś koło 19 stopni... wieje bardzo silny wiatr w plecy... wyjątkowy jest ten dzień, z rana również miałem wiatr w plecy :)
Na drogach sporo samochodów... czemu? Nie wiem, nie mam pomysłu...
W ciągu dnia dotarły obręcze do Gianta... przy pierwszej okazji wymienię te stare - oryginalne bo już zdążyły popękać..., ale jak mogło to się skończyć inaczej skoro Giant wsadził tanie obrączki... niekapslowane... Nówki zostają w firmie :) Gdy coś będzie się działo z kołami wymienię przy okazji obręcze...
Przez moment chodzi mi po głowie by sprawdzić wyjazd na Bojkowską przez Kopalnianą... wydaje się, że za cmentarzem hutniczym jest nawet sensowna ścieżka a później, najwyżej przeprowadzi się rower po pasach... Jednak przewalające się chmury przywracają mnie do rzeczywistości, dzisiaj to nie ma sensu...
Więc jadę w miarę najkrótszą drogą do domu, mała przerwa przy pomniku w Kończycach i w parku Zadole... szybki sms i lecę do domu... na ostatnim kilometrze zaczyna padać...
Udało się zdążyć... ciekawe jak będzie jutro prognozy są paskudne...