Wpisy archiwalne w kategorii

W jedną stronę

Dystans całkowity:87899.67 km (w terenie 13786.08 km; 15.68%)
Czas w ruchu:3963:11
Średnia prędkość:22.18 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:341916 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:3366060 kcal
Liczba aktywności:2567
Średnio na aktywność:34.24 km i 1h 32m
Więcej statystyk

Powrót z pracy

Środa, 4 września 2019 · Komentarze(0)
Wieczór zapowiadał się dość ciepło. Gdy wychodzę z firmy przed 17, okazuje się, że jest chłodniej niż myślałem. Około 18 stopni, ale świeci słońce :). Przynajmniej nie usmażę się. 
Od samego początku mam przejazd lasem, ale po ostatnich ulewach nie mam ochoty na przejazd przez hałdy na Sośnicy iw Makoszowach. Jestem pewien, że w obu tych miejscach będzie masa błota, kałuż itp... Szczególnie ta druga hałda ma problem z odprowadzaniem wody. 

W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga
Coś mokro miejscami
Coś mokro miejscami © amiga

Postanawiam dojechać do lasku Makoszowskiego i tam odbić na Makoszowy a dalej przez Wiosenną dostać się do lasu. I.... wszystki idzie nieźle, ale do czasu. pod wiaduktem na Wiosennej słyszę, ssyk... czuję, że z tylnego koła uchodzi powietrze. Zatrzymuję się. odnajduję miejsce ucieczki powietrza... Jeszcze jest coś wbite, wygląda jak jakiś ostry fragment zbrojenia z płyt, po których wcześniej jechałem. Opona jest przecięta na odcinku około 5mm. Zdejmuję wszystko i kleję oponę. Trochę to trwa, ale to jedyna opcja by na niej jeszcze pojeździć. Dętkę wymieniam i w końcu po około 10-15 minutach ruszam dalej. Tym razem mam leśne ścieżki, aż do Halemby gdzie muszę wyjechać na chwilę na szosy... 

Rowerzyści na Halembie
Rowerzyści na Halembie © amiga
Dolina Jamny
Dolina Jamny © amiga

Do lasu wjeżdżam w okolicach Starej Kuźni, jadę wolniej, rozglądam się za grzybami, ale... ich nie ma. Co mnie zaskakuje. W tym miejscu prawie zawsze po opadach można było coś znaleźć... A dzisiaj nic... Cóż. Pozostało wyjechać z lasu w Panewnikach i przez Bałtycką, Medyków dostać się do Piotrowic. Wkrótce jestem w domu... Czuję zmęczenie... ale fajnie się jechało. Szkoda, że nie znalazłem żadnego grzybka... Może jutro?


Jeszcze do paczkomatu
Jeszcze do paczkomatu © amiga

Poranny przelot do firmy

Czwartek, 29 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Poranek ciepły i przyjemny, chyba lekki wiatr od wschodu, dzież zapowiada się dobrze, choć w firmie pewnie będzie ciężko. Wsiadam na rower i ruszam.... Początkowo mam problem by się rozkręcić, jednak już w Piotrowicach naciskam mocniej. Ruch na drogach zdecydowanie mniejszy niż wczoraj. Szybko przelatują kolejne dzielnice. Średnia zaskakuje, może uda się to pociągnąć do końca? 

Na Wirku przymusowy postój na przejeździe kolejowym. Kilkadziesiąt nieplanowanych sekund, znowu konieczność rozkręcania się. Choć tym razem jest już prościej. Bielszowice i Pawłów po prostu migają. Jeszcze tylko Zabrze. 

Jestem w Zabrzu przed ósmą... coś szybko to poszło. Ale... na ul Matejki jakiś debil w Transporterze prawie mnie przyhaczył wyjeżdżając z pobocza z lewej strony. Krzyczę, trąbię, ale gość ma mnie gdzieś... Żałuję, że kamerka została w domu. Za takie coś miałby mandat... 

Docieram do Gliwic i firmy. Spoglądam na zegarek... Dobry czas..., może nie rekordowy, ale jednak :) A w firmie mała niespodzianka..., nie ma wody ;) Muszę sobie jakoś dać radę ;)

Zachodzące słońce w Słonnym
Zachodzące słońce w Słonnym © amiga

Powrót do domu

Czwartek, 29 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Wieczór zapowiada się duszny i gorący, na dokładkę prognozy straszą burzami. Gdy wychodzę widzę, że po okolicy coś krąży. Pojedyncze ciemniejsze chmury... Ruszam...

Jakieś 3 km dalej postój, telefon... rozmawiam, słońce świeci, pada deszcz ;) jest przyjemnie..... 
Gdy ruszam ponownie po opadach nie ma śladu. 

Korci by wjechać w las, ale radary mówią nie... punktowe burze ponownie pojawiają się na horyzoncie. Niedobrze.

Jadę więc szosami, droga nie za skomplikowana, ruch niespecjalny. Tak więc na spokojnie jadę do domu, o naciśnięciu mocniej nie ma mowy. Coś nie mam siły, zdaje się, że rano wyczerpałem limit ;)

Do domu docieram w przyzwoitym czasie jak na powrót, trochę mnie pokropiło, ale to pojedyncze krople, niewielkie kropienie... W domu mam nadzieję, że uda się ogarnąć jeszcze kilka rzeczy.

Śniadanie w Rzeszowie :)
Śniadanie w Rzeszowie :) © amiga

Do pracy....

Środa, 28 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Dzisiaj sprawdzam prognozy, nie będzie padało, za to ma być gorąco. Wsiadam na rower i .... skąd tyle samochodów? Koszmar... 
W Panewnikach zjeżdżam na Medyków i Bałtycką, a na granicy z Kochłowicami pakuję się przez stawy księżycowe w kierunku Halemby dalej Bielszowic. Może nie jest to najkrótszy wariant, i nie najłatwiejszy, ale nie ma samochodów. Na drogi wracam w Bielszowicach. Minęła 8, ruch jest mniejszy. Dopiero w Zabrzu odczuwam, że jest dzień wariata. Uciekam do lasku Makoszowskiego... 

Po drogiej stronie wiedzę jakiegoś rowerzystę, ciśnie ile sił w nogach, trudno mu dotrzymać tempa, rozstajemy się dopiero koło Lidla. Chyba zaoszczędziłem trochę sił dzięki niemu ;) Wiatr chyba od wczoraj się odwrócił, nie jest silny. 

Nieco dalej trafiam na gościa na składaku z kółkami może 10 cali... i mam problem by go dogonić... Lecę 35 km/h i... ledwo udaje mi się dotrzymać mu tempa... Dopiero po jakimś czasie zauważam akumulator... To chyba wile tłumaczy... Odbijam na bł. Czesława i kieruję się do firmy. Przejazd wyraźnie wolniejszy niż wczoraj czy przedwczoraj, jednak odcinki leśne i ruch na drogach zrobiły swoje

Na Malcie
Na Malcie © amiga

Powrót do domu

Środa, 28 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam z firmy z lekką obsuwą. Jest gorąco, chodzi mi po głowie jazda lasami, ale... dostaję dziwnego smsa... Kurier nie zastał nikogo w domu.... Jak... wiem, że ktoś cały czas był... Dzwonię do domu, kurier nie dotarł... w domu czekali... dzwonię do kuriera... 
przesyłka została pozostawiona w punkcie odbioru czynnym od 9:30... do 17... Wku....em się... Mógł zadzwonić... telefon miał. Nie chciało mu się dupy ruszyć... Kazałem mu tą przesyłkę brać i zawieźć do centrali... Wkurzony jak diabli ruszam dalej... Wiem jedno... unikać kurierów DPD... mam wrażenie, że coraz częściej pracują tam idioci... zresztą nie tylko w tej firmie. Szkoda, że nie było opcji paczkomat bo to się spisuje najlepiej. Podniósł mi ciśnienie. Nie mam ochoty na las... teraz marzę by dotrzeć do domu... Może coś zrobić? 
Na drogach luźniej niż o poranku. Jazda jest zdecydowanie przyjemniejsza, skracam w kilku miejscach drogę. Na Wirku przez chwilę zastanawiam się nad jazdą wzdłuż potoku Bielszowickiego. Ale... jedzie tyle samochodów, że o przejeździe nie ma mowy. Tak wiec odbijam w prawo i jadę standardowym szlakiem. Od Kochłowic trochę zwalniam, potrzebuję odpoczynku. 

Dziś na szczęście nie pada :) Pod koniec jeszcze odbijam do pobliskiej stacji benzynowej... W domu z lekkim poślizgiem...

W ruinach zamku
W ruinach zamku © amiga

Wtorkowy dojazd do pracy

Wtorek, 27 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Drugi dzień po urlopie. Czuję zmęczenie, lekko boli mnie piszczel, to chyba pamiątka po dworcu PKP w Krakowie. 
Na drogach na szczęście puściej niż wczoraj. Nie zatrzymuję się, nie staję, mogę gnać. Zastanawia mnie kiedy zacznie się ruch przed szkolny... W końcu za kilka dni zaczyna się rok szkolny. Uczniowie wrócą, rodzice zaczną ich dowozić... 

Jadę szosami, wyłączam wszystkie odcinki leśne,  ruszyłem ze sporym poślizgiem. Jazda jest dość szybka, trochę mnie to zaskakuje. Czyżby wiatr mnie wspomagał? 

Słońce dość mocno grzeje jak na tak wczesną porę. Zapomniałem zajrzeć na prognozy... ale w plecaku mam wiatrówkę, w razie czego przynajmniej nie zmarznę ;)

W Zabrzu ponownie pcham się na ul. Winklera. Bez jakichkolwiek zatrzymać docieram do Gliwic... i do firmy. Dobrze się jechało... 

Józefów - kamieniołom
Józefów - kamieniołom © amiga

Goniąc burzę

Wtorek, 27 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Gdy zbieram się, na zewnątrz pada, nie nie ciszy mnie to za bardzo. Spoglądam na radary. Wiem, że na sucho nie dojadę. Wiszą paskudne ciemne chmury. Gdy rusza drogi są zalane, lekko kropi. Wiem, że Głowna strefa opadów jest przede mną. Nie mogę się specjalnie spieszyć, inaczej dogonię strefę opadów. 
Czuję jakieś zmęczenie, ciężko mi się kręci... walczę ze sobą, z osłabieniem... i toczę się w kierunku domu. Co jakiś czas popaduje. 
Woda pryska spod kół... Skracam ile się da... to nie jest chwila na szaleństwa rowerowe. Od Wirka pada.... jest nieprzyjemnie. Dopiero gdy docieram do Kochłowic jest lepiej. Opady już przeszły. Suszę się... choć gacie i tak są mokre. 
Dojeżdżam do domu... zmęczony jak diabli... Nic mi się nie chce.

Na Malcie
Na Malcie © amiga

Do pracy po urlopie

Poniedziałek, 26 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Poranek dość ciepły, nie zastanawiam się nad jazdą rowerem, po prostu wsiadam na niego i... jadę. Co prawda po wyprawie to i tamto trzeba było zdemontować. Został jeszcze bagażnik, ale nie starczyło czasu.
Na  drogach niewielki ruch, w Piotrowicach mam szczęście, nie muszę czekać na zielone światło ;) To w zasadzie jedynie miejsce gdzie postój mam prawie murowany. Raz na 20- przejazdów trafiam na zieloną falę ;). może tak będzie i dzisiaj?

Mijam Piotrowice, Ligotę, Panewniki i jestem na drodze do Kochłowic. Wieczorem pojadę lasem... tego mi chyba najbardziej brakuje. Zresztą na wyprawie najbardziej pasował mi odcinek przez Roztoczański Park Narodowy, gdzie myliśmy tylko my i przyroda. Zero samochodów, motocykli i innych wynalazków. 

Mam wrażenie, że pomaga mi wiatr, wydaje się, że lekko zawiewa ze wschodu... Średnia raczej to potwierdza.
Dość szybko docieram do rogatek Zabrza, brak samochodów powoduje, że jadę ul Winklera, skraca przejazd zarówno pod kątem odległości jak i prędkości. Tyle, że od września do czerwca ruch na tym odcinku jest paskudny. W wakacje korzystam tak często jak się da... Choć ten rok i tak jest wyjątkowo nierowerowy w moim wydaniu. 

Gliwice osiągnięte, ostatni odcinek spokojny... W firmie jestem w niezłym czasie...


Widok z baszty w Józefowie
Widok z baszty w Józefowie © amiga

Uciekając przed burzą

Poniedziałek, 26 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Popołudnie zaskoczyło. Zresztą moja wina bo nie spojrzałem na prognozy o poranku. Nie mam nic przeciwdeszczowego. A idzie w moim kierunku burza. Jakieś 10 minut wcześniej padało z pierwszej chmurki, a kolejna w drodze. Spodziewam się, że do domu dojadę przemoknięty.... 

Gnam ile sił w nogach... Wyjeżdżam z Gliwic, jest nieźle, całe Zabrze, zaczyna kropić, w oddali widać błyskawice... myślę, gdzie po drodze mam w razie czego wiaty, przystanki czy nawet kościoły ;), by gdyby rozpętało się piekło uciec przed największą nawałnica. 
Jadę dzielnie dalej. Od Bielszowic drogi zalane, chwilę wcześniej musiało tutaj solidnie lać. Docieram w okolice Kochłowic, teraz na mnie zaczyna padać. Na moment zatrzymuję się pod wiaduktem DTŚki i postanawiam dalej jechać, jestem na granicy opadów. Pewnie trochę zmoknę, ale przynajmniej nie będę tracił czasu. 

W Panewnikach leje solidnie. Chowam komórki. Gdy jednak docieram do Piotrowic, deszcz gdzieś odchodzi i pojawia się słońce...


Józefów - kamieniołom
Józefów - kamieniołom © amiga

Nasze podróżowanie z Karoliną - Od Kielc do Rzeszowa :) - dzień jedenasty

Niedziela, 25 sierpnia 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Poranek dość wczesny, zbieramy się, pakujemy, jemy śniadanie i ruszamy coś koło 8:00. Mamy sporo czasu do odjazdu pociągu, ale pamiętamy, że Bocian jest ranny, ma jedno przełożenie. Więc chuchając na zimnie ruszamy czym prędzej do Rzeszowa. 

Przystajemy przy charakterystycznych budowlach mijanych miejscowości, teraz najczęściej są to kościoły ;). Zaskakują nas za to otwarte sklepy, dopiero po chwili dociera do nas, że to handlowa niedziela. Po co robiliśmy wczoraj takie zapasy? ;) 
Nic będziemy musieli to jakoś zjeść ;). W tej chwili jest jeszcze za wcześnie na to... 
Bocian mimo rany radzi sobie całkiem nieźle, choć na prostej nie ma opcji by rozpędził się ponad 15 km/h... To niewiele, ale do mety też nie jest za daleko... W Malawie pojawia się dość stromy podjazd, ale Karolina świetnie daje sobie na nim radę... 

Kościół pw. św. Mikołaja w Kraczkowej
Kościół pw. św. Mikołaja w Kraczkowej © amiga
Dzień zapowiada się pięknie :)
Dzień zapowiada się pięknie :) © amiga
Kościół pw. św. Wawrzyńca w Malawie
Kościół pw. św. Wawrzyńca w Malawie © amiga
Ciekawy drewniany domek
Ciekawy drewniany domek © amiga
Kościół pw. św. Wawrzyńca w Malawie
Kościół pw. św. Wawrzyńca w Malawie © amiga

Docieramy do rogatek Rzeszowa, miasto jest spore, cieszą nas DDRki, ale szukamy drogi do centrum, w końcu widzimy stare zabudowania gdzieś w oddali... Docieramy do Zamku Lubomirskich :) Stajemy fotografujemy i nieco dalej zahacza nas para turystów, dopiero zaczynają swoją wyprawę, zaskakuje ich, że przejechaliśmy ponad 850 km :), że zwiedziliśmy na rowerach kawałek naszego kraju... ale sami też się chwalą, ze jeżdżą na rowerach :) Dziś są na wycieczce objazdowej z przewodnikiem więc po chwili muszą ruszać dalej, a my kręcimy się po starym mieście...  :)


Zamek w Rzeszowie
Zamek w Rzeszowie © amiga
Zamek w Rzeszowie
Zamek w Rzeszowie © amiga
Zabytkowe wille przy zamku
Zabytkowe wille przy zamku © amiga
Letni Pałac Lubomirskich w Rzeszowie
Letni Pałac Lubomirskich w Rzeszowie © amiga
Szczęśliwa Karolina :)
Szczęśliwa Karolina :) © amiga
Zabudowania przy ul 3-go maja w Rzeszowie
Zabudowania przy ul 3-go maja w Rzeszowie © amiga
3-go maja w kierunku kościóła pw. Św. Wojciecha i Św. Stanisława w Rzeszowie
3-go maja w kierunku kościóła pw. Św. Wojciecha i Św. Stanisława w Rzeszowie © amiga

Na rynku składam propozycję, a może ciepłe śniadanie? Jest kilka restauracji już otwartych, zapachy zachęcają po małej przerwy... Tak więc i my robimy dłuższy postój... Zamawiamy co nieco :) Żurek jest genialny, omlet podobnie.... Po pysznej kawie ruszamy dalej. Mamy jakąś godzinę do odjazdy pociągu. Wiemy, że w mieście są 3 synagogi, tak więc, pora je odszukać. 

Rzeszowski rynek
Rzeszowski rynek © amiga
Ratusz w Rzeszowie
Ratusz w Rzeszowie © amiga
Dwie z trzech Reszowskich Synagog
Dwie z trzech Reszowskich Synagog © amiga
Trzecia synagoga w RZeszowie
Trzecia synagoga w RZeszowie © amiga
Ciekawe jakie dzisiaj ma przeznaczenie...
Ciekawe jakie dzisiaj ma przeznaczenie... © amiga

Kończymy podróż, na dworcu PKP, ten jest remontowany i mamy zabawę w noszenie rowerów po kładce nad torami. To dość niemiła niespodzianka. Kolejna to brak jakiegoś cienia na peronie... W końcu przyjeżdża pociąg... pakujemy się do środka... i mamy jakieś 2 godziny spokoju. Chyba lekko przysypiamy... 

Wysiadamy w markecie Kraków... moim skromnym zdaniem jest to jeden z najgorszych dworców kolejowych w kraju, może tylko ten Katowicki jest gorzej zaprojektowany. Ganiamy między peronami. W końcu udaje się zapakować do pociągu. Można odetchnąć... 

Na tym kończy się nasza wyprawa na wschód Polski. Kolejne dni obfitowały w różne atrakcje, zastanawiam się gdzie chciałbym wrócić i... wydaje mi się, że to Roztoczańskiego parku narodowego. Chodzi chyba o ten niesamowity las.