Wpisy archiwalne w kategorii

Do/Z Pracy

Dystans całkowity:77127.33 km (w terenie 12259.30 km; 15.89%)
Czas w ruchu:3366:45
Średnia prędkość:22.91 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:282073 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:2943915 kcal
Liczba aktywności:2426
Średnio na aktywność:31.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Po przerwie do pracy

Środa, 2 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Ruszam z domu około 6:10, nie nastawiam się na szybką jazdę, długa ponad 6 tygodniowa przerwa na bank odcisnęła na mnie swoje piętno... od początku czuję, że kondycja jest w lesie i to głęboko... Lewa ręka zaopatrzona w dość mocno zbrojoną ortezę, muszę na nią uważać, by zmniejszyć podatność na uderzenia jadę góralem, tak będzie pewnie przez kilka tygodni... Jest lepiej amortyzowany, lepiej wybiera nierówności, a to dla mnie ma znaczenie. Dodatkowo założyłem szerokie opony 2,1"... więc i opory sporo większe, ale czuję się jakbym płynął jechał na chmurce. Tyle, że narobić się trzeba ;)

Podziwiam to co zmieniło się w tym okresie, w wielu miejscach pojawiły się nowe place budowy, rozkopane drogi, na bałtyckiej postawili połowę osiedla ;)... Szok... 
Pojawiło się nowe miejsce budowy... ciekawe co tutaj powstanie - ul. Medyków w Katowicach
Pojawiło się nowe miejsce budowy... ciekawe co tutaj powstanie - ul. Medyków w Katowicach © amiga
Nie przepadam gdy stoją na tej rowerówce
Nie przepadam gdy stoją na tej rowerówce © amiga
Gdy wyjeżdżałem termometr pokazywał około 22 stopni, ale cały czas temperatura rośnie. Na drogach pusto, bo to i wczesna pora i okres wakacyjny... Szkoda, że pierwszy miesiąc wakacji mi przepadł... a miało być tak pięknie... Za to są plany na sierpień ;) Co z tego wyjdzie? Czas i pogoda pokaże. W każdym bądź razie limit gleb na kolejne kilka lat wykorzystany. 
Na spokojnie po DDRce
Na spokojnie po DDRce © amiga
Lasek Makoszowski, coś jest nie tak z chmurami... jest ich za dużo
Lasek Makoszowski, coś jest nie tak z chmurami... jest ich za dużo © amiga
Pies trochę się wystraszył... pociągnął właściciela
Pies trochę się wystraszył... pociągnął właściciela © amiga
Pod firmą
Pod firmą © amiga
Z pracy muszę się dzisiaj wcześniej ewakuować, zaczynam rehabilitację, nieszczęsna jest pora 13:30 w przychodni... Ale biorę co jest, niesamowicie wyszedł ten termin... Terminy niby na przyszły rok..., a dostałem się z dnia na dzień... Szok... 

Po dojeździe do pracy, pierwsze wrażenia pozytywne, w tej ortezie którą kupiłem da się jeździć na rowerze, bez niej byłoby krucho... kondycja jak wspomniałem jest w lesie... 4 litery się odezwały... kilka dni trzeba będzie się przemęczyć... czas pokaże kiedy uda mi się jakoś odpracować to co straciłem przez te 6 tygodni

Zdążyć na rehabilitację ;)

Środa, 2 sierpnia 2017 · Komentarze(3)
Dzień postawiony na głowie, ale zanosi się na to, że kolejne 2 tygodnie takie będą... Zaczynam rehabilitację, godzina do bani, rozkłada mi plan dnia, na 13:30 muszę być w szpitalu/przychodni w Ochojcu... Wyjeżdżam z firmy około 11:45, już dzisiaj tu nie wrócę, pracę biorę do domu... 
Jest obrzydliwie gorąco, w cieniu około 30 stopni... na niebie trochę chmur, ale niewiele to zmienia. Jestem po lekkim drugim śniadaniu, płyny uzupełnione, będzie dobrze, boję się jedynie, że spadek kondycji będzie odczuwalny i nie wyrobię się na czas... 
Skracam ile się da, przez lasek Makoszowski, odbijam szybciej niż zwykle na Pawłów, jest okazja, więc ją wykorzystuję. Zaskakuje mnie że wyprzedzam rowerzystów, jak? Przecież 1.5 miesiąca nie jeździłem, na dokładkę jadę na szerokich oponach... Pod górki łapię powietrze jak ryba... ale nie ma obijania się, widzę, że zwykłe 5% nachylenie potrafi mnie zabić... 
W okolicach południa w lasku Makoszowskim
W okolicach południa w lasku Makoszowskim © amiga
Chyba dorobiłem się fotki ;)
Chyba dorobiłem się fotki ;) © amiga
Na Mrówczej Górce pomiędzy Kochłowicami a Wirkiem ledwo zipię, ale wjeżdżam nie poddaję się... za to czuję ból... ból miejsca na 4 litery i nie jest to ani ręka, ani noga... to tam gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę... ;) Przerwa zrobiła swoje. Muszą minąć 2 tygodnie by organizm się przyzwyczaił. gdy Docieram do Panewnik, czuję wyczerpanie, ciężko jest na podjeździe na Bałtyckiej, dalej nawet lekki zjazd nie pomaga... Tyle dobrze, że jestem prawie w domu... Ostatnie 3 km jadę siłą woli... Docieram do drzwi około 13:10... Mam 5 minut na szybki prysznic, przebranie się i wyjście ;)
W Kochłowicach
W Kochłowicach © amiga
Jeszcze 1000m do domu
Jeszcze 1000m do domu © amiga
10 minut obsuwy, na szczęście wspomagam się autobusem. Do szpitala docieram z opóźnieniem 4 minutowym, więc w zasadzie żadnym... Uff... 40 minut ćwiczeń i masażu.. 15 minut pola magnetycznego... O ile to drugie mam wrażenie, że nic nie pomaga (chociaż pani technik twierdzi inaczej), to ćwiczenia zaskakują, niby proste, i prawą ręką wykonuję je bez problemu, to lewą... mogę zapomnieć, blokada w połowie zakresu ruchu... Cóż... trzeba będzie nad tym popracować. Do domu wracam grubo po 15... zmęczony jak diabli. Dopiero wtedy analizuję zapis Garmina... Dowiaduję się, że na powrocie prawie cały czas jechałem w czwartej i piątej strefie....
1 strefa - 17 sekund
2 strefa - 28 sekund
3 strefa - 2 minuty i 33 sekundy
4 strefa - 43 minuty i 45 sekund
5 strefa - 41 minut i 25 sekund

Chyba pierwszy raz widzę taki wynik... 
Ręka wytrzymała, orteza pomaga, pewnie gdybym się przyznał lekarzowi bądź fizjoterapeucie to by mnie zabili... może tylko śmiechem, a może ku przestrodze dla innych... 

Z wiatrem przez las do domu

Wtorek, 13 czerwca 2017 · Komentarze(1)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo
Ruszam po 17, dzisiaj to mój ostatni dzień w firmie w tym tygodniu, jutro dzień to małe przygotowania, a co potem to się zobaczy, pogoda niestety płata w tym roku psikusa za psikusem... zdaje się, że kolejny dłuższy planowany wyjazd nie wypali, w końcu co za przyjemność taplać się w wodzie... 
Wiatr mam w plecy, temperatura w okolicach 19 stopni... w sumie, żadna rewelacja jak na tą porę roku..., w Zabrzu odbijam na hałdę na Sośnicy, będzie trochę terenu, fragmentami zaliczam trasę Runmageddonu...  jeszcze nie wszystko posprzątano..., widać tu i ówdzie worki ze śmieciami... 

Kratery w asfalcie
Kratery w asfalcie © amiga
Staw przy hałdzie na Sośnicy
Staw przy hałdzie na Sośnicy © amiga
Po runmageddonie
Po runmageddonie © amiga
Od Makoszow jadę dalej na Halembę, w lesie bez błota, wody, kałuż, no... może poza 2 czy dwoma małymi wyjątkami... tyle, że to nic nie zmienia. Lasy Panewnickie są nieźle zazieleniony, rozglądam się za grzybami, jest niewielka szansa, że coś będzie, tyle, że z pozycji roweru jest to trudne, jedynie Żółciak Siarkowy mi się rzuca w oczy ;). Gdy jestem w Piotrowicach podjeżdżam jeszcze pod paczkomat... przyjechał nowy suport na... zapas ;)
Pogoda całkiem, całkiem ;)
Pogoda całkiem, całkiem ;) © amiga
Do paczkomatu
Do paczkomatu © amiga
Pod domem
Pod domem © amiga
Jadąc do domu natykam się jeszcze na kumpla, wyjechał właśnie na rower, ale nie mam już czasu na pogaduchy, lecę do domu... 

Wtorkowe dymanie pod wiatr

Wtorek, 13 czerwca 2017 · Komentarze(1)
Ruszam kilka minut po 7, z rana zbierałem się jak mucha w smole... za oknem słońce i wiatr, to chyba on wpływał na moje przygotowania. Termometr pokazywał około 15 stopni... 
Jest wtorek, ruch na drogach masakryczny... dzieje się. W sumie spodziewałbym się tego raczej w poniedziałek... 
Z górki na pazurki... szkoda, że tylko kawałek
Z górki na pazurki... szkoda, że tylko kawałek © amiga
Już na pierwszych km wiem, że będzie walka, wiatr w twarz, silny porywisty, urywający głowy.... i to gdzieś koło kolan... 
Na bałtyckiej zatrzymuje mnie operator koparki, szuka ulicy Ziembowej... ktoś mu powiedział, że to boczna Bałtyckiej, ale jak długo tutaj jeżdżę to takiej nie kojarzę, niedaleko idzie jakaś mieszkanka, odsyłam go do niej... tylko mieszkaniec może wiedzieć gdzie takie coś jest... W firmie sprawdzam... i nie mogłem wiedzieć... nie przejeżdżam tamtędy... to nie jest boczna Bałtyckiej... wpierw trzeba odbić na ul Bema, a dopiero z niej na Ziembową... droga jest ślepa, więc nikt kto nie musi tam się nie zapuszcza... 
Po krótkiej wymianie zdań jadę dalej, Kochłowice i Wirek poszły sprawnie, chociaż zamiast standardowym szlakiem pojechałem wzdłuż potoku Bielszowickiego, dzisiaj śmierdział okrutnie... ja tutaj jadę od czasu do czasu, więc wdycham to może przez 10 minut... na całej trasie. Za to nie zazdroszczę mieszkańcom pobliskich osiedli... chyba, że przywykli ;)
Gdzie jest ulica Ziembowa?
Gdzie jest ulica Ziembowa? © amiga
Niby słońce świeci, ale za ciepło nie jest
Niby słońce świeci, ale za ciepło nie jest © amiga
Chwila odpoczynku od samochodów
Chwila odpoczynku od samochodów © amiga
W Zabrzu jestem o 7:58, lekko nie ma, samochodów jak mrówków, ale do czasu... szybko zaczyna się luzować, a gdy wyjeżdżam z Zabrza, jest już prawie pusto, zostało tylko zaliczyć ostatnie niecałe 6 km Gliwic. To szło trochę opornie przez wiatr i otwarty teren, chyba najgorzej było pod wiaduktem A1 gdzie nastąpiła kumulacja wiatru... w jednej chwili wyhamowało mnie do 18 km/h ;)
Tutaj jak zawsze pusto
Tutaj jak zawsze pusto © amiga
Uwielbiam takie niebo, tylko czemu tak wieje
Uwielbiam takie niebo, tylko czemu tak wieje © amiga
Docieram do firmy w takim sobie czasie, ale gdy patrzę na puls, to jednak wiem czemu czułem się jakbym robił górkę w Korbielowie ;)

Po krótkiej przerwie

Poniedziałek, 12 czerwca 2017 · Komentarze(0)
2 dni przerwy od rowera trochę pomogły, poprzedni ciąg... trwał 18 dni... wycieczki krótsze, dłuższe. Potrzebowałem chwilę odpocząć, w sobotę mały spacer z buta, niedziela... za to nieco robocza.
Z rana ruszam o 7:08, wieje w z południa, jest dość ciepło, chociaż ubrałem wiatrówkę, na starcie 15 stopni... ruch niewielki w Katowicach, dobrze się jedzie... Testuję rower po małych korektach... 
Coś mi "strzela" ociera w korbie, ale nie mogę zlokalizować źródła, jest zupełnie nowa korba, jest suport s przebiegiem 0 km... i dźwięk dalej dochodzi gdzieś z okolic korby, suportu... pomysły mi się skończyły... zaczynam dochodzić do wniosku, że albo to coś się wytrze, albo urwie... chyba do olania.. ;)
Niebo nieszczególne
Niebo nieszczególne © amiga
Im dłużej jadę tym niebo coraz ładniejsze, bardziej błękitne, jazda jest przyjemnością... nowe buty idealnie pasują, nowe bloki spisują się nieźle... chociaż ze 2 razy wyrywam nogę z bloków... spróbuję podkręcić sprężynę ;)
Chyba się przeciera
Chyba się przeciera © amiga
Jakąś rurę wywaliło?
Jakąś rurę wywaliło? © amiga
Do Zabrza docieram jeszcze przed 8, o dziwi nie ma szaleństwa, wiec jadę ul Winklera do ronda przy DTŚce. Gliwice klasycznie puste. w firmie melduję się z niezłym czasem... 
Prawie w firmie
Prawie w firmie © amiga

Poniedziałkowy powrót z pracy

Poniedziałek, 12 czerwca 2017 · Komentarze(2)
zegar pokazuje 16:40, przed wyjazdem sprawdzam radary, przelotne opady krążą po okolicy, tak na oko mam godzinę do deszczu, może zdążę do domu? Cóż wsiadam na rower i gnam szosami, Wiatr ponownie w plecy... kierunek nieco się zmienił w ciągu dnia... temperatura w okolicy 26... 

Pogoda dopisuje... jeszcze ;)
Pogoda dopisuje... jeszcze ;) © amiga
Gdy docieram do Zabrza na niebie pojawiają się pierwsze ciemne chmury, nie wróży to dobrze, staram się mocniej nacisnąć, tylko co z tego, przed Kochłowicami padają pojedyncze krople... na zjeździe już pada, po minięciu centrum leje. Zatrzymuję się na chwilę pod wiaduktem, ubieram przeciwdeszczówkę i jadę dalej. 
Chmury zaczynają straszyć
Chmury zaczynają straszyć © amiga
Na Bielszowickiej... gdzieś za mną już leje
Na Bielszowickiej... gdzieś za mną już leje © amiga
Dorwał mnie deszcz
Dorwał mnie deszcz © amiga
Deszcz jest ciepły, wiosenny, taki jak lubię :), zwalniam nieco, warunki na drodze są trochę nie teges... Dopiero gdy wjeżdżam na Bałtycką przyspieszam, tyle, że deszcz powoli odchodzi... 
Nie tylko ja moknę
Nie tylko ja moknę © amiga
I po deszczu ;)
I po deszczu ;) © amiga
Im bliżej domu tym warunki lepsze, w Piotrowicach i Ochojcu ledwie pokropiło... a ze mnie jeszcze kapie ;) W domu ciuchy lądują w pralce, a ja w wannie...
Z suportem czy korbą za to stało się coś dziwnego, po deszczy przestało zgrzytać... więc coś o coś się ociera... za mocno/za słabo skręciłem lewe ramię? Może, może trzeba się nad tym pochylić... 

Piątunio o poranku

Piątek, 9 czerwca 2017 · Komentarze(6)
Udaje mi się wyjść ciut wcześniej, pogoda dopisuje, ale nie popełniam wczorajszego błędu, sprawdzam temperaturę i... biorę wiatrówkę ;). Termometr za oknem pokazuje +14.... 

Wieje w plecy wiatr, będzie szybki dojazd, niby też jest ciepło, ale cieszę się, że mam na sobie wiatrówkę, ruch na drogach wyraźnie większy. Co ciekawe jeszcze w Piotrowicach natykam się na sporą ilość rowerzystów... 

Czuję dalej zmęczenie po sobotnich górach, ale to już "tylko" zmęczenie. Pewnie za chwilę puści, tym bardziej, że w sobotę nie planuję wyjścia na rower czy na kije... pogoda ma się załamać. W domu mam co robić, więc specjalnie tym się nie przejmuję, tym bardziej, że kolejny weekend może być rowerowy, a nieco później jadę do Warszawy na kilka dni... tam już bez rowerka. 

Ten pierwszy to mistrz parkowania
Ten pierwszy to mistrz parkowania © amiga
Kałuż na trasie już nigdzie nie ma, zdążyły odparować, jazda jest przyjemnością, W Kochłowicach dzięki pieszym udaje się sprawnie przejechać centrum, na Wirku nie było najmniejszych problemów, te pojawiają się dopiero w Zabrzu... awaria samochodów i jeden z pasów stoi, na szczęście to nie ten którym jadę. Pokonanie ronda przy DTŚce to też niezłe wyzwanie, w sumie mogłem się tego spodziewać, bo jest około 7:55. Alternatywą była opcja przejazdu przy szkole, tam dla odmiany tabuny rodziców i dzieciaków... zawsze trzeba bardzo uważać. 
Piękne niebo nad Bielszowicami
Piękne niebo nad Bielszowicami © amiga
Jedno z gorszych miejsc na awarię w Zabrzu
Jedno z gorszych miejsc na awarię w Zabrzu © amiga
Gdy docieram do Gliwic, drogi pustoszeją, jest już po 8. Wiatr ciągle wspomaga... tylko szkoda, że kondycja nie ta. Docieram do firmy, mam nadzieję, że dzień będzie spokojny, inny niż wczorajsze popołudnie, gdy nagle wszystko wzięło w łeb... 
Do firmy już niedaleko, przy takiej pogodzie aż chce się jechać
Do firmy już niedaleko, przy takiej pogodzie aż chce się jechać © amiga

Powrót z pracy przez pola Runmageddonu

Piątek, 9 czerwca 2017 · Komentarze(2)
Ruszam ciut przed 17, jakoś nie mogłem wyjść... chociaż komputer wyłączony dobre 40 minut temu... 

Cóż... przynajmniej pogoda dopisuje, wiatr się utrzymał, tym razem mam go w twarz ;), gorąc bije od asfaltu, uświadamiam sobie, że bardzo mało w tym roku jeździłem "terenowo", chyba ani razu nie przejechałem jeszcze przez hałdę na Sośnicy... trzeba to trochę odrobić... 
Jadę więc w jej kierunku i małe zaskoczenie..., drogi częściowo poblokowane, oznaczenia wskazują że zaczyna się Runmageddon, liczę na to, że dopiero zbierają się zawodnicy, a nie że biegną... bo jestem tego pewien, że kilka razy ich szlak będzie przecinał mi drogę..  Wąskimi ścieżkami jadę dookoła hałdy, widzę w wielu miejscach taśmy ze stosowną informacją, nie zazdroszczę zawodnikom... będę mieli do robić, masa skarp, urwisk do pokonania, a jako gratis bagna i rowy ze starą stojącą i śmierdzącą wodą ;)

Zaskoczył mnie parking Runmageddonu w tym miejscu
Zaskoczył mnie parking Runmageddonu w tym miejscu © amiga
Gdy widzę fragmenty trasy, to... zupełnie nie zazdroszczę zawodnikom ;)
Gdy widzę fragmenty trasy, to... zupełnie nie zazdroszczę zawodnikom ;) © amiga
Pogoda rewelacja
Pogoda rewelacja © amiga
Kolejny raz przecinam szlak Runmageddonu... po lewej bagna, po prawej rów i hałda ;)
Kolejny raz przecinam szlak Runmageddonu... po lewej bagna, po prawej rów i hałda ;) © amiga
Wyjeżdżam w Makoszowach, jadę dzisiaj wyjątkowo na luzie, pewnie to dlatego, że jest piątek, za kilka dni będzie weekend Bożocielny, jest szansa, że uda się gdzieś pojechać rowerem, oby tylko pogoda dopisała. Co ciekawe kierunek wyjazdu jest jeszcze dla mnie niespodzianką, okaże się w ostatniej chwili gdy pojawią się bardziej wiarygodne prognozy pogody... W końcu nikt nie chce się taplać w błocie... no może poza zawodnikami Runmageddonu ;)
Zjazd ze starej hałdy w Makoszowach
Zjazd ze starej hałdy w Makoszowach © amiga
Trochę rowerzystów się ruszyło dzisiaj
Trochę rowerzystów się ruszyło dzisiaj © amiga
Z lasu na chwilę wyjeżdżam do dopiero na Halembie... korci mnie by przystanąć na kilka min przy lodziarni, ale pokonuję pokusę... ;) kierunek lasy Panewnickie ;) na ul Piotra Skargi mijam kilkunastu rowerzystów. Pogoda dopisuje więc czemu nie ;)... 
Na Starych Panewnikach trafiam na debila który skręca jakieś 50m przede mną do sklepu blokując rowerówkę, muszę przyhamować, odbić na lewo, bo gość chyba się przeliczył z umiejętnościami, mam ochotę przygotować krótki filmik i podesłać go policji... przejrzę jeszcze raz nagranie, numer rejestracyjny jest dobrze widoczny... 
Jak mu okropnie skrzypiał rower... masakra
Jak mu okropnie skrzypiał rower... masakra © amiga
Gość chyba próbuje mi zajechać drogę
Gość chyba próbuje mi zajechać drogę © amiga
Głupek do potęgi
Głupek do potęgi © amiga
Dobrze, że to blisko domu, jeszcze tylko paczkomat, do odebrania nowe buty... tym razem XLC, podobno to marka hibieke... w domu po rozpakowaniu okazuje się, że pomimo dość niskiej ceny są wykonane z niezłych materiałów, wydaje się, że posłużą znowu co najmniej rok (u mnie to jak 5 lat u pozostałych rowerzystów)... Pierwsza przejażdżka w nich najwcześniej w niedzielę, jutro ma lać... szkoda nowych butów... 
Tylko przez pasy i będę w domu
Tylko przez pasy i będę w domu © amiga

Czwartkowy chłodny poranek

Czwartek, 8 czerwca 2017 · Komentarze(0)
Ruszam kilka minut po 7, trochę się zdziwiłem, zanim wyszedłem z domu nie przyglądałem się temperaturze, za oknem świeciło słońce, więc założyłem, że jest ciepło... 

Było +13... a ja na krótko, nie chciało mi się wracać, liczyłem na to, że szybko się ociepli. Wiatr też dawał popalić, wydawało się, że będzie słabszy, przynajmniej wg meteo.pl... Nie był.

Niby słoneczki świeci, ale 13 stopni zaskoczyło
Niby słoneczki świeci, ale 13 stopni zaskoczyło © amiga
Jazda idzie trochę ciężko, ale daję radę... rozkręcam się powoli... zakwasy już prawie odpuściły, jednak czuję jakieś lekkie zmęczenie... 
W Kochłowicach odbijam na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego... dzisiaj nie mam ochoty na jazdę pod górkę... może to błąd, a może nie... 
Krótka
Krótka "terenowa" opcja © amiga
Wracam na szosy na Wirku, jest już cieplej, licznik pokazuje +16... tyle, że wiatr nie słabnie. Trochę obawiam się przejazdu przez Zabrze, jednak niepotrzebnie, okazuje się, że jestem po 8, więc ruch maleje. W Gliwicach jest podobnie niewiele samochodów, trochę rowerzystów.... i tyle. 
Wjazd do Gliwic
Wjazd do Gliwic © amiga
Kibelek mnie wyprzedził ;)
Kibelek mnie wyprzedził ;) © amiga
Docieram do firmy... czas taki sobie... mam nadzieję, że siły i ochota wrócą jak najszybciej... ;)

Powrót z pracy

Czwartek, 8 czerwca 2017 · Komentarze(0)
Ruszam grubo po 17, miałem wyjechać o 16... ale oczywiście jak coś dzisiaj miało się sp... to się sp... ;) na dokładkę po 16... to chore... Od 16 do 17:15 w zasadzie wiszę na telefonach, to odbierając, to dzwoniąc... W końcu udało się sprowadzić kumpla który jest w stanie rozwiązać problem.  

Jest ciepło, wiatr w plecy, drogi puste... gnam... przed 19 muszę odebrać coś w GiGi Sport na Ligocie... mam 1.5 godziny, nie powinni być problemu... Początkowo jest nieźle... 

Trochę rowerzystów na drogach
Trochę rowerzystów na drogach © amiga
Przejechać tego nie dam rady
Przejechać tego nie dam rady © amiga
tyle, że gdy minąłem Zabrze, odbieram jeden tel... mija kilka minut, jadę dalej, w Bielszowicach kolejny tel... 20 minut  z głowy, na całej trasie... w sumie miałem z 6-7 rozmów, po kilka minut, najdłuższa to 20.... jakiś obłęd... najgorsze, że dzwoniły osoby które raczej nie dzwonią z pierdołami... najczęściej to coś ważnego.
A to komputer, a to serwis na necie nie działa... a to coś jeszcze... Gdy jestem w okolicach przejazdu na Wirku opuszczają szlabany... jeszcze tego brakowało, mam 30 minut czasu.. niby 10 km przed sobą, ale jeden tel i będę w czarnej... 
Zresztą nie tylko telefon, wiem, że mogą mnie złapać w 3 miejscach światła, wiem też, że muszę podjechać do bankomatu bo w GiGi nie dorobili się terminala... ;)
Jak pech to pech, znowu postój
Jak pech to pech, znowu postój © amiga
Krótka wizyta w bankomacie
Krótka wizyta w bankomacie © amiga
Ody tylko podnoszą zapory ruszam dalej, wpierw górka, później zjazd, Od Kochłowic jest dość szybki odcinek... gnam tak szybko jak jestem w stanie... na liczniku w wielu miejscach przekraczam 40 km/h. Podjeżdżam na szybko pod bankomat... tracę 2 minuty...  pozostało tylko podjechać do sklepu... jestem tam 2 minuty przed zamknięciem, gdy wchodzę dowiaduję się, że mam szczęście, bo kilka minut temu mieli wyjechać do Tych... na imprezę rolkową... Sprzęt odebrany... uff... teraz na luzie mogę jechać do domu, po drodze jeszcze 1 rozmowa tel.... na szczęście szybka... A po powrocie... hm... jeszcze kila tel, wpadł kumpel... inny się napatoczył... o 20:30 dopiero mogę odpocząć... mam trochę dość, pokręcony był ten wieczór... i to bardzo... 
GiGi sport po raz 2 w tym tygodniu
GiGi sport po raz 2 w tym tygodniu © amiga