Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:25085.92 km (w terenie 6008.46 km; 23.95%)
Czas w ruchu:1471:29
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.91 km/h
Suma podjazdów:154398 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:1058920 kcal
Liczba aktywności:339
Średnio na aktywność:74.00 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Na Pszczynę z Maćkiem

Piątek, 5 września 2014 · Komentarze(0)
NOSOWSKA - Pani pasztetowa

Rower oddałem po 9:00 do serwisu z podejrzeniem, że zajechałem suport… bo coś strzelało… okazuje się, że to coś z bębenkiem w tylnej piaście… tyle, że dzisiaj tego nie zrobią… bo nie mają mocy przerobowych… ale coś mi się wydaje, że skończy się to na wymianie… najważniejsze jaka będzie informacja gdy rozkręcą ją… w końcu ma za sobą ok. 9000-10000 km… a że nie jest to cudo z najwyższej półki to już pora na nią… Chyba tylko Xt-k w KTMie daje radę przy większych odległościach, ale tym razem to już nie będzie piasta Shimano ale raczej Novatec-ka na łożyskach maszynowych, niby bardziej wytrzymałych. Ważne jest aby całość była dobrze uszczelniona


Gdzieś w środku dnia zagadał kolega z pracy o wyjeździe do Pszczyny, dzisiaj... rowerami... hmmm... dzień jest stosunkowo krótki, gdybyśmy wyjechali ok 16:00 to z grubsza mamy 4 godziny w dzień.. Dawno nie jechałem na tak długich trasach, ostatni na IWW, którą jeszcze czuję i pewnie długo czuć będę. Nic... zbieramy się ok 16 i ruszamy przez Bojków, Ornontowice, Orzesze, głównie szosami, by nie tracić czasu, jednak pod koniec nie unikamy też szutrów, w zasadzie to ostatnie 7 może 8 km to lekki teren, ścieżki to autostrady rowerowe, ale kilka minut jazdy nimi i mam wrażenie, że ręka mi odpadnie... Co chwilę daję odpocząć prawemu barkowi, trzymając kierownicę tylko lewą ręką... ech. Gdy tylko ponownie wjechaliśmy na asfalt problemy zniknęły, mogłem jechać dalej :)

Rodzinka PL - znaleziona w okolicach Pszczyny :)
Rodzinka PL - znaleziona w okolicach Pszczyny :) © amiga

Na miejscu w Pszczynie przy pałacu mały posiłek, coś na szybko – Kebab… tyle, że robili go Polacy i niestety najczęściej różnie z nim bywa… Zastrzeżenia maiłem do mięsa, bo miało smak kotleta mielonego.. cóż.. złe to nie było, a kebab był słusznej wielkości.

Pałac w Pszczynie
Pałac w Pszczynie © amiga

Pełni na maksa pojechaliśmy z powrotem. Tyle, że już w 100% szosami, zaczynało się ściemniać. W zasadzie już po 10km trzeba było odpalić lampki. Maciek średnio zna okolicę więc delikatnie go podprowadziłem… tak by miał Gliwice na wprost. Rozstaliśmy się w Gostyniu – on miał do przejechania w linii prostej ok. 30km ja nieco mniej – jakieś 20, może 25. Tyle że przede mną były Wyry i Mikołów… pierwsza z tych miejscowości jest na takiej dość solidnej górce… podjazd ma kilka km. Mikołów za to znajduje się w dolinie otoczonej z każdej strony wzniesieniami, a że chciałem być jak najszybciej w domu to dowaliłem do pieca… W domu czułem, że jechałem. :)

W sumie wyszło to całkiem ciekawie... i dobrze się jechało

IWW

Sobota, 16 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Pamiętam IWW sprzed roku... rano chłodno później upał, wieczorem znowu chłodno... Wtedy zniszczyła nas właśnie temperatura, jak będzie w tym roku? Zobaczymy, prognozy nie są łaskawe, wszystko wskazuje na to że będzie padać. Po przyjeździe w bazie spotykamy całkiem sporą grupę znajomych. Dość długo rozmawiamy w między czasie przygotowując rowery, w końcu jednak kładziemy się spać... 
Gdzieś koło 1:00 w nocy budzą nas piesi z trasy 100km... na przepadku... jednak dzisiaj nic nie jest mi w stanie przerwać na długo snu. 

Kilka godzin później trzeba jednak wstać, za oknem szaro-buro i leje... jest paskudnie, to kolejny mój wyjazd na maraton w takiej aurze..., brrr. W końcu czas na odprawę, organizatorzy przekazują nam kilka wskazówek, informacji dotyczących trasy, wygląda na to, że sama trasa nie powinna być zbyt trudno, stosunkowo niewiele przewyższeń... 
Chwila na odprawie
Chwila na odprawie © amiga

Pod koniec odprawy dostajemy "mapki" z zaznaczonym jednym punktem :), miejscem gdzie dostaniemy te właściwe... 
Gdy wybija godzina startu..., jakoś nikt nie kwapi się do wyjazdu, w końcu jedyny odważny Bartek rusza, reszta jedzie za nim kierunek

Chyba mam za duży mapnik
Chyba mam za duży mapnik © amiga

Wesołówka - Mapy
Kilka km wśród znajomych bikerów i w rzęsistym deszczu, na dzień dobry trochę terenu, jest cholernie ślisko, sporo błota... Dopiero na szosie można nieco przyspieszyć... Dojeżdżamy na miejsce, dostajemy mapy i... jak na nich cokolwiek narysować? Nie da się... Są zalaminowane, a deszcz uniemożliwia zaznaczenie czegokolwiek. Po raz pierwszy nie rysujemy wariantu, nie ma jak... Będzie trzeba zapamiętywać odwiedzone punkty. Pierwszy który chcemy zaliczyć to:

PK 8 - Strumień
Kierunek  Pisarzowice, początkowo szosami, później jednak zaczyna się walka z terenem, lekko nie ma... czuję jak rower mi pływa na brei po której jadę... ech... tle, że sam punkt dość banalny, podbijamy karty i ruszamy dalej na

PK 6 - Pod wiaduktem
Punkt przy strumieniu :)
Punkt przy strumieniu :) © amiga
Wyjazd z tereny średnio przyjemny, sporo błota, kolein... dojeżdżamy jednak do drogi, tyle, że to krótki fragment, do PK prowadzi ścieżka terenem, ponownie walczymy z tańczącymi rowerami..., mam wrażenie, że opony są zdecydowanie nie na takie warunki... masakra. Dopieramy pod wiadukt... Punkt zaliczony, pochylamy się nad mapami i...ruszamy na 

PK 3 - Centrum Kultury i Sportu (Bufet)
Przepychamy rowery przez rozlewiska, koleiny, błocko, miejscami ciężko jest przejść nie mówiąc o jeździe, w końcu jednak docieramy do asfaltu...jaka ulga, Darek zaczyna pędzić, w kierunku Nowogrodźca... zanim go doganiam, jest już za późno, mieliśmy zaliczyć jeszcze 2 PK 7-kę i 10-kę... ale za to będzie okazja się posilić. Jesteśmy dzisiaj pierwsi na bufecie... co nie oznacza oczywiście nic, poza tym, że wybór jest większy :) Pochylamy się nad mapami, zaliczymy PK4 a później zaległe PK 7 i 10, Ruszamy.

PK 4 - Skała / U podnóża
Opis punktu za którym chyba obydwoje nie przepadamy, już niejednokrotnie okazywało się, że to nie pojedyncza skała tylko cała ich grupa, a odszukanie lampionu może zająć sporo czasu. Tym razem jest podobnie, skałek jakby więcej, jednak wczytując się w mapę, wydaje się, że lampion powinien być przy drugiej... i tak też jest. Punkt zaliczony, powoli przestaje padać...
Skała jest gdzieś w dali
Skała jest gdzieś w dali © amiga

PK 7 - Dół / Północna strona
Pora na odrobienie zaległości, zawracamy do Milikowa i wbijamy się w ścieżkę, która ma nas doprowadzić do punktu, oczywiście lekko nie ma, są chwile gdzie bezpieczniej jest zejść z roweru. Niemniej szybko docieramy na właściwe miejsce i dziurkujemy karty.
Gdzie jest Darek?
Gdzie jest Darek? © amiga
Kolejny PK
Kolejny PK © amiga

PK 10 - Rów (2m od drogi)
Punkt  w sumie niedaleko, na dokładkę prowadzi do niego dość szeroki szuter, dość szybko odnajdujemy punkt docelowy. 

PK 12 - Skraj polany (budowa)
Kierujemy się na Mściszów, przejeżdżamy przez drogę i wjeżdżamy znowu w teren, jedziemy wąskimi ścieżkami, gdzie tuż obok jest nowo powstająca szeroka droga... szutrowa... ech... Punkt zaliczony, jednak przy zjeździe trafiamy na dość grząski podkład pod nowo powstającą drogę, rowery stają dęba, na kołach po kilkanaście kg szlamu, błota, czy innego paskudztwa. 

Błota wszędzie pełno
Błota wszędzie pełno © amiga
Ten jest prosty
Ten jest prosty © amiga

PK 11 - Ruiny / Wewnątrz, od północy
Zjeżdżamy w kierunku Gościszowa, Darek gdzieś mi ginie na horyzoncie, i chwilę później zaliczam dość paskudną glebę przy prędkości ok 20km/h. Na dokładkę uderzam barkiem, ból... mija dobre kilka minut zanim się zbieram na tyle, że mogę wsiąść na rower, ramię boli...
Dojeżdżam do szosy..., Darek mył rower w między czasie czekając na mnie... Jedziemy dalej, jeszcze wydaje mi się, że wszystko będzie ok. 
Kółko się nie kręci
Kółko się nie kręci © amiga
Chyba tak jeszcze w tym roku nie było
Chyba tak jeszcze w tym roku nie było © amiga

PK 16 - Strumień
Początkowo sporo asfaltu, później podjazd po dość wyboistym terenie, zwalniam, nie jestem w stanie normalnie jechać, każda większa dziura to nasilający się ból w prawym ramieniu. Wlokę się gdzieś daleko za Darkiem... Masakra... Odnajdujemy lampion... kolejny Pk zaliczony,
Jeziorko na trasie
Jeziorko na trasie © amiga

PK 21 - Dołek (10m od ścieżki)
Ruszamy na kolejny punkt, spory fragment po terenie, jest coraz gorzej..., jadę coraz wolniej... jest lampion, 

PK 20 - Skraj lasu
Wyjazd z poprzedniego Punktu niszczy mnie do końca... Przy asfalcie staję i namawiam Darka by jechał dalej sam, ja... nie dam rady, zjeżdżam do bazy, do najbliższej apteki po cokolwiek.... Chwila rozmowy i... Darek rezygnuje z kontynuacji jazdy, odholuje mnie na metę, jedziemy jednak przez PK 20 i PK14 bo są po drodze. 20ka -okazuje się banalna... za nią docieramy do szerszego szutru i jedziemy na 

PK 14 - Dołek (10m od drogi)
Gdy jadę po równym jest nieźle... tyle, że nie mogę liczyć na to, że przez kolejne 100km będzie podobnie, nie chce ryzykować... Sam punkt równie banalny... aż śmieszne... Kierujemy się na metę do Lubania

Meta
Wjeżdżając na asfalt jedzie mi się całkiem nieźle, poza przypadkami gdy mam wyciągnąć prawą rękę by wskazać prawoskręt, za każdym razem wiąże się to z silnym bólem, na dokładkę, nie mogę odwrócić głowy w lewo..., nie mogę sprawdzić czy coś mnie nie wyprzedza... obłęd... 
Docieramy do bazy, kąpiel, chwila rozmowy z organizatorami, posiłek, kąpiel i... pakujemy się, wracamy na Górny Śląsk. 
Po drodze na chwilę zatrzymujemy się w Henrykowie Lubańskim przy najstarszym drzewie w Polsce.
Najstarsze drzewo w Polsce - Cis Henrykowski
Najstarsze drzewo w Polsce - Cis Henrykowski © amiga
Nasz Cis Naszym Bogactwem
Nasz Cis Naszym Bogactwem © amiga
Pomnik przyrody prawem chroniony
Pomnik przyrody prawem chroniony © amiga

Szpital... 
W Zabrzu trafiam do szpitala, po 90 minutach łaskawie wykonano mi zdjęcie i okazało się, że to Zwichnięcie stawu barkowo-obojczykowego I stopnia. Na szczęście obędzie się bez gipsu, jedynie temblak...przez jakiś czas, skierowanie do ortopedy.
Wieczór za to mija w dość miłej atmosferze przy środkach uśmierzających ból :)

Mimo wszystko szkoda maratonu, szkoda sezonu, boję się, że to może być koniec moich wyjazdów na Rajdy w tym roku... Lekarz coś wspomniał o 4-5 tygodniach... zobaczymy jednak co będzie dalej...
No i po zawodach
No i po zawodach © amiga

Przełęcz Karkonoska

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
La Rasarit - ROA (Rise Of Artificial)

Niedzielny poranek, dzisiaj plan prosty, przełęcz karkonoska, tyle, że od Borowic, więc w zasadzie skrócony wariant...
Ruszamy dość wcześnie, krótki postój przy cmentarzu znanym nam z poprzedniego roku i jedziemy w kierunku Golgoty.

Kamień z upamiętkaniający
Kamień z upamiętniający © amiga
Cmentarz więźniów obozu pracy nad przesieką
Cmentarz więźniów obozu pracy nad przesieką © amiga
Z innej strony
Z innej strony © amiga

Przed potworem krótka przerwa na nawodnienie i powoli wspinamy się w górę, by po 50m natknąć się na szlan... trzeba przerzucić rowery i dopiero wtedy ruszyć dalej... Napęd coś mi szwankuje... dziwne jest to, że nie zmieniałem przełożeń... przy przenoszeniu... po chwili odzyskuję kontrolę i gonię Darka... OSMAnd dość dokładnie wskazuje mi ilość km którą mamy do pokonania... Wbrew wszystkiemu... jedzie się zdecydowanie lepiej niż wczoraj na Śnieżkę, a nachylenie jest większe, ale nie ma kocich łebków... wybojów... Jestem w szoku...
Jednak nie ma tak różowo, gdzieś pod koniec daję za wygraną... po prędkość 5km/h to jakaś porażka, kawałek podchodzę... i wsiadam ponownie na rower, muszę wjechać... Na szczycie kilka sweet foci... wizyta w schronisku.... 

Panorama z przełęczy
Panorama z przełęczy © amiga

Rowery 2
Rowery 2 © amiga

Zaproszenie na IWW ;)
Zaproszenie na IWW ;) © amiga

Wieje niemiłosiernie, w ciągu kilku chwil czuję, że wiatr wychładza mnie, po szybkim piwku pora wracać... Zjeżdża się dość przyjemnie i szybko, aż prosi się o puszczenie klamek, jednak  nie ma takiej opcji, asfalt pozostawia wiele do życzenia, co jakiś czas są w nim wyrwy i o ile przy podjeździe to nie przeszkadza... bo przy 5km/h po prostu jest czas by je ominąć, to przy 50km/h może nie być czasu na reakcję... ale i tak na dole jesteśmy w ciągu kilkunastu minut ;) Cała wycieczka włącznie z przerwą zajęła nam 2 godziny... aż szok, że to tylko tyle... W zasadzie to mam wrażenie, że na Chrobaczej Łące swego czasu dostałem bardziej w d...ę niż tutaj... 
Widzę jednak jeden mały problem w tym wszystkim, brakuje mi gór..., długich podjazdów.., w tym roku pewnie tego już nie doświadczę... chyba że na wyrypach... Chociaż na Izerskiej nie spodziewam się cudów... za to na Kaczawskiej zawsze można pojechać na Jelenią Górę...  W przyszłym roku chyba zmienię plany.... Beskidy w końcu są niedaleko....

Śnieżka 2014

Sobota, 9 sierpnia 2014 · Komentarze(1)
Piotr Rogucki - Wielkie K

Dzień nietypowy, pobudka w Borowicach i szybki wyjazd do Karpacza... ostawiamy Anetkę i Wiktora w okolice wyciągu, a sami jedziemy do centrum, zostawiamy samochód i przygotowujemy rowery i siebie... Darek przekonuje mnie do rozgrzewki na którą nie mam zupełnie ochoty. A drugiej strony może to i lepiej..., cóż i tak nie spodziewam się cudów... Ten rok to jedno pasmo problemów najczęściej ze zdrowiem.  Jednak jak co roku założenie jest tylko jedno wjechać, wejść na Śnieżkę nawet gdybym musiał wnieść rower. 
Po krótkiej rozgrzewce jedziemy na start, w między czasie rozmawiamy ze znajomymi z kolegami z firmy...i w końcu doczekaliśmy się startu...
Chwilę przed startem
Chwilę przed startem © amiga

Początek jak zwykle dość banalny, bo po szosie, jednak te 3 km jakoś wyjątkowo mi się dłużą..., chyba zapomniałem jak długi jest ten początkowy fragment, dojeżdżamy do Wangu, zaczyna się kostka i stromy podjazd... nogi płoną, jednak jakimś cudem podjeżdżam, czuję zmęczenie... czuję ten podjazd... Spoglądam na pulsometr pokazuje coś koło 165... - czyli się op...am... 
Jednak wiem jedno to w końcu dopiero początek, przede mną jeszcze 10km wertepów, nie ma co się wygłupiać, wspinam się kawałek po kawałku, w końcu gdzieś tam w lesie ktoś mi delikatnie zajeżdża drogę, uślizg i.. leżę... Chyba pierwszy raz zaliczam glebę na tym podjeździe..., na szczęście prędkość spacerowa, będzie co najwyżej siniak... Ruszam dalej... 

Ostatni podjazd
Ostatni podjazd © amiga
Szczęśliwy Darek
Szczęśliwy Darek © amiga

Po kolejnym długim i mozolnym odcinku spotykam kogoś proszącego o dętkę... większość ludzi go olewa, ale ja jak zawsze mam ze sobą pełny arsenał narzędzi... pomimo braku plecaka to i tak jakiś klucz do kasety i francuz by się znalazł :) w torbie podsiodłowej... Oddaję dętkę i ruszam dalej... Zbliżam się do strzechy, czuję ból, widzę osoby zsiadające z rowerów... chyba zrobię to samo... przechodzę kilkadziesiąt metrów i wsiadam na rower, dopadam wyjątkowo bufetu umieszczonego tuż przy budynku... Szybki banan, woda i ruszam dalej, tylko po diabła wiozę ze sobą litr isotoniców jeżeli z tego nie korzystam? Może później się przydadzą....
Ciężki podjazd, ale już widać szczyt, widać schronisko... oceniam, że zajmie mi to ok 30-40 minut... 
Co chwilę kamienie wybujają z rytmu, w końcu chwila słabości i krótki spacer, ale... tak nie może być... wsiadam na rower i jadę dalej...
W końcu po długim boju Dom Śląski... prawie kilometrowe siodło, w końcu można chwilę odpocząć, co z tego, że rower podskakuje na wertepach, na liczniku ponad 30km/h :), spory ruch pieszy, trzeba bardzo uważać.
P...ę nie jadę ;P
P...ę nie jadę ;P © amiga

Schronisko coraz bliżej... ostatni podjazd... ostatni kilometr... Początkowo jadę... gdzieś w 2/3 długości denerwują mnie piesi rowerzyści którzy wpychają rowery szybciej niż ja jadę, licznik pokazuje coś około 4-5km... przegięcie... w końcu decyzja, podejdę ostatnie kilkaset metrów... koniec z torturami... nie dziś... Będę szybciej na szczycie...  Docieram na szczyt. czas coś kolo 1:45... gorzej niż rok i 2 lata temu, ale cóż... ważne że dotarłem... Jest jeszcze coś dziwnego, coś co również czułem w zeszłym roku, wydaje mi się, że jechałem bardzo asekuracyjnie, bojąc się, że braknie gdzieś mi sił, starając się je zachować na później... Może to i dobra taktyka...? Tzn dobra przy długich dystansach, a nie przy krótkim sprincie... (przesadzam). Na mecie czekali już na mnie Andrzej i Darek... pierwszy z czasem 1:17 drugi 1:39 (wartości z pamięci), a kilka minut później dołącza do nas Krzysiek. 
Na szczycie
Na szczycie © amiga
Drużyna w komplecie
Drużyna w komplecie © amiga
Jakiś znak?
Jakiś znak? © amiga
Sporo rowerzystów
Sporo rowerzystów © amiga
W sumie i tak wjechałem w czasie krótszym niż się spodziewałem, może za rok będzie lepiej... kto wie.....
Na szczycie za to szok... jesteśmy ponad godzinę i cały czas świeci słońce jest ciepło, temperatura w okolicach 25 stopni, to najlepsze warunki z jakimi się tutaj spotkałem... Po prostu jest idealnie. 
Widoki rewelacyjne
Widoki rewelacyjne © amiga
Pogoda też dopisała
Pogoda też dopisała © amiga
Chyba warto było się pomęczyć
Chyba warto było się pomęczyć © amiga

Przyszła jednak pora na drugą część imprezy, trzeba zjechać... za pilotem, tej części chyba bardziej nie lubię... kocie łebki zabijają bardziej przy jeździe w dół na zaciśniętych klamkach... Pierwszy i zarazem ostatni postój przy Domu Śląskim, ten najbardziej wredny fragment mamy już za sobą. Ciąg dalszy już nie jest, aż tak paskudny całość trwa ponad godzinę... Gdy za Wangiem wjeżdżamy na asfalt, tak jak co roku czuję ulgę... dłonie mogą odpocząć...  
Krótka przerwa na zjeździe
Krótka przerwa na zjeździe © amiga
Kolejna Śnieżka zaliczona, może to nie był najlepszy mój występ... ale nie można mieć wszystkiego..., za rok będzie kolejna okazja na podjazd...

2 medale :)
2 medale :) © amiga

Kubalonka :)

Środa, 30 lipca 2014 · Komentarze(2)
Rise Against - Bridges

Wybiła 14:00, zbieramy się z firmy w kilak osób i.. jedziemy do Wisły samochodami... po drodze jeszcze mała przerwa na stacji benzynowej i wkrótce w pobliżu centrum Wisły, wypakowujemy rowery. Dzisiaj będę miał się okazję przekonać czy dam radę wdrapać się na górki... to w ramach przygotowania do wyjazdu do Karpacza już za 1.5 tygodnia. Jako, że Andrzej chyba najlepiej zna okolicę więc on jest projektantem trasy, cóż... będzie się działo...Już po 5 minutach jazdy mamy pierwszy podjazd... lekko nie jest,

Takie widoki tylko w górach
Takie widoki tylko w górach © amiga

i póki jest asfalt jest ok, jednak na bruku, podnosi mi się przednie koło i... mam po jeździe, podprowadzam rower kilka metrów i mogę jechać dalej... Nie wróży to dobrze na dalszej części wycieczki...
Arek na podjeździe
Arek na podjeździe © amiga
Tomek
Tomek © amiga
Andrzej
Andrzej © amiga

Jedziemy na Kubalonkę, jest nieźle... do czasu gdy trafiamy na płyty na dokładkę dziurawe, szybko wybija nas to z rytmu, jedynie Andrzej wjeżdża do końca, reszta towarzystwa zostaje zatrzymana... i wpycha rowery... 

Prawie cała ekipa
Prawie cała ekipa © amiga

Dobrze, że to nie był zbyt długi kawałek. Na szczycie krótki postój w karczmie ;) i ruszamy dalej w końcu czasu też nie ma zbyt wiele... Kolejny zaliczony szczyt to Szarcula i zatrzymujemy się na chwilę w Stecówce... gdzie odbijamy w teren... Początkowo czerwony szlak, później czarny, oczywiście oba piesze, jednak przejezdne na całej długości. Mijamy Karolówkę i kolejny postój robimy w Schronisku na Przysłupie. Mija 10 minut i możemy ruszyć dalej... omijamy wielkim łukiem Baranią górę, od tej strony nie ma szans na podjazd, po

Kawałek zjazdu
Kawałek zjazdu © amiga

kamieniach, korzeniach, za to zrobił się całkiem przyjemy szutrowy długi zjazd... tyle, że jak się zjechało to później jest i podjazd, tak też się dzieje, żółty szlak wyprowadza nas na szczyt pasma, którym jedziemy dalej, co jakiś czas jest podjazd, zjazd, w tym jeden taki gdzie myślałem ,że nie poradzę sobie, zrobiło się wąsko, stromo... mokro, kamieniście... ale rower dał radę... a i psychika wytrzymała... 
Docieramy do Karczmy Cieńków, tym razem trzeba coś zjeść... 30-40 minut przerwy...

Panorama na Wisłę
Panorama na Wisłę © amiga

Zaczyna się ściemniać... odpalamy lampki i ruszamy w dół, pora kończyć wycieczkę, przed nami dość stromy zjazd po płytach betonowych... i kilkoma dość ostrymi zakrętami... W samej Wiśle pozostał już tylko 2-3km przelot szosami..., docieramy do samochodów... i pora wracać jest po 21:00. Było miło..

kolejna najdłuższa podróż...

Niedziela, 20 lipca 2014 · Komentarze(15)
Uczestnicy
Queen - Flash

Kilka dni temu Darek zagadał coś na temat trzysetki… w weekend. Pierwsza myśl, nie dam rady, w tym roku najdłuższy dystans jaki pokonałem to 141km…, na dokładkę każdy maraton kończył się jakąś katastrofą. Początkowo problem z zatokami ciągnący się przez kilka miesięcy, coś z żołądkiem… starość nie radość. Później 2 paskudne kontuzje, jedna na ZaDymno, druga na BikeOriencie, kilka odpuszczonych wyjazdów… Tak na dobrą sprawę dopiero od około 2 tyg. czuję się nieco lepiej, ale czy na tyle dobrze by porwać się na 300kę? Mam wątpliwości.

Trasa jest z grubsza tak planowana by w razie czego wsadzić zwłoki w pociąg i wrócić…, w zasadzie całe opracowanie zostawiam na głowie Darka…., z grubsza rzucił tylko pomysł… i kierunek, ja widziałem raczej Wisłę, Żywiec (to idealny plan na wycieczkę max 200km), ale racja jest po jego stronie, góry mogą być za ciężkie… w połowie trasy, a jeszcze trzeba wrócić…

Niedziela tuż po północy, wszystko gotowe ruszamy…, jako że jedziemy w nocy, to pewnie wiele nie będzie widać przez pierwsze 4 godziny, za to można mocniej przycisnąć, podgonić, tym bardziej, że prognozy wspominają o temperaturach w okolicy 35 stopni w ciągu dnia.

Pałac w Brynku nocą
Pałac w Brynku nocą © amiga

W dość ekspresowym tempie docieramy do Brynku, nie minęła nawet godzina, odbijamy w pobliże pałacu, próba focenia słabo oświetlonego budynku i ruszamy dalej, dzisiaj nie ma czasu na podziwianie, na zwiedzanie, to z założenia szybki przelot z kilkoma miejscami do odwiedzenia.

Tuż za Brynkiem Darek sygnalizuje awarię, pada mu bateria w liczniku, na dokładkę, ani On, ani ja nie mamy zapasu… Mój został w firmie, jego w domu… Chwila zastanowienia i rezygnuje z pulsometru, chyba lepiej jak jednak licznik będzie działał…

Rynek w Lublińcu
Rynek w Lublińcu © amiga
Pomnik na rynku :)
Pomnik na rynku :) © amiga

Ruszamy dalej, mijamy Tworóg, Kokotek by dotrzeć do Lublińca, kolejna krótka przerwa, parę zdjęć, po raz pierwszy uzupełniam elektrolity… i chwilę rozmawiamy z jakąś lekko podchmieloną młodzieżą wracającą z imprezy…, gdy wyjaśniamy im gdzie jedziemy, patrzą na nas jak na nienormalnych – może coś w tym jest, może nie jesteśmy normalni…, pytanie tylko co to jest „normalność”…?

Kolejne miejscowości zaliczone w nocy, to Glinica, Ciasna i zmieniamy plan wycieczki…, mieliśmy odbić na Krzepice by odwiedzić tamtejszy Kirkut, tyle, że będziemy tam godzinę przed wschodem słońca… , w nocy pewnie wiele zdjęci nie zrobimy, a szkoda by było. Zmieniamy plan…, odbijamy na Olesno, (W między czasie opuszczamy woj. Śląskie i witamy się z Opolskim.) jakiś czas temu zwróciliśmy uwagę ta dość nietypową konstrukcję kościoła św. Anny.

Kościół św Anny w Oleśnie
Kościół św Anny w Oleśnie © amiga
Rzeźba przy kościele
Rzeźba przy kościele © amiga
I jeszcze jedna
I jeszcze jedna © amiga
Pomniki
Pomniki © amiga

Trochę dłuższa przerwa, tym razem pora na batony, kolejne porcje wody… i ruszamy dalej, jest jeszcze wczesna pora, niebo powolutku zaczyna się rozjaśniać, za Starym Olesnem wjeżdżamy na bardziej boczną drogę. I stajemy w Chocianowicach, naszą uwagę przykuwają 2 kościoły obok siebie, jeden murowany, drugi drewniany… (parafia pw. Narodzin Najświętszej Maryi Panny). Oczywiście chwila przerwy… i pora ruszyć na Kluczbork.
Parafia pw. Narodzin Najświętszej Maryi Panny w Chocianowicach
Parafia pw. Narodzin Najświętszej Maryi Panny w Chocianowicach © amiga
Stary kościół w Chocianowicach
Stary kościół w Chocianowicach © amiga
Pomnik na terenie
Pomnik na terenie © amiga

Nie ujechaliśmy nawet 300m gdy naszą uwagę przykuwa bryczka na balkonie jednego z domów…, przejeżdżamy, ale 50m dalej zawracamy… przecież to musi być uwiecznione :)

Teraz niż nikt nam nie może zarzucić, że trzymamy rowery w domach… ;p
Nie tylko rowery trzyma się na balkonie
Nie tylko rowery trzyma się na balkonie © amiga

Kawałek przez las, zawiało chłodem, ale jest przyjemnie, temperatura oscyluje w okolicy 17 stopni.., ale czuć poranną wilgoć. Docieramy do Kluczborka i zatrzymujemy się w pobliżu dworca PKP przy cmentarzy Żołnierzy Radzieckich.
Cmentarz żołnierzy radzieckich w Kluczborku
Cmentarz żołnierzy radzieckich w Kluczborku © amiga
Sporo ich tutaj poległo
Sporo ich tutaj poległo © amiga
Tylko czemu zniszczono stary cmentarz
Tylko czemu zniszczono stary cmentarz © amiga

W centrum Kluczborka
W centrum Kluczborka © amiga

Oraz na rynku, powoli zaczynamy szukać czegoś otwartego, czegoś gdzie można by kupić śniadanie…, tyle, że wszystko jest jeszcze zamknięte… Trudno, zjemy dalej… Wracamy na 11-kę, pędzimy przez Krzywiznę, Sarnów.

Trzeba uwiecznić odwiedzane miejsca
Trzeba uwiecznić odwiedzane miejsca © amiga
Wieża w Byczynie
Wieża w Byczynie © amiga
Brama Niemiecka
Brama Niemiecka © amiga

DK11 zaczyna się jednak zapełniać samochodami, na dokładkę wschód słońca działa na nas usypiająco, decydujemy się odbić na Paruszowice i tam odbić do Byczyny, w której robimy przerwę śniadaniową. Tyle, że otwarta jest jedynie Żabka w której nie do końca jest to na co liczymy. Kupujemy kabanosy, zagryzamy je 7daysem i zapijamy Pepsi :)
Pora na śniadanie
Pora na śniadanie © amiga

Kierunek Jaśkowice i Gola. Opuszczamy woj. Opolskie i wjeżdżamy do Łódzkiego.

Mijamy Chróścin, Bolesławiec i… skręcając na Podbolesławiec zauważamy młyn, zawracamy i kolejna fotoprzerwa.
Jak już później wyczytałem to po młynie pozostało tylko koło i fragment konstrukcji drewnianej…
Młynarzówka
Młynarzówka © amiga

Jak piszą na stronie http://www.stary-mlyn.pl/dzieje_starego_mlyna.htm...
W dniu 07.02.2007 budynek młyna spłonął w pożarze. W oczekiwaniu na decyzję Ministerstwa Kultury w kwestii dalszych losów zabytkowego budynku na terenie Ośrodka Stary Młyn wybudowaliśmy nową Karczmę Młynarzówkę i Gościniec Młynarz.
Pozostałości po młynie
Pozostałości po młynie © amiga
Jeszcze kilka lat temu tutaj stał
Jeszcze kilka lat temu tutaj stał © amiga
Jeszcze raz młynarzówka
Jeszcze raz młynarzówka © amiga

Na chwilę wracamy na DK11 i szybko odbijamy na (jesteśmy w woj. Wielkopolskim) Opatów, Trzebień, Biadaszki, Trzebień, Donaborów
Kościół św Marcina w Donaborowie
Kościół św Marcina w Donaborowie © amiga
Stare rzeźby
Stare rzeźby © amiga
Nieco nowsze pomniki
Nieco nowsze pomniki © amiga

i Janowy by w końcu osiągnąć Kępno. Na rynku obowiązkowy postój, standardowo zaczynamy się rozglądać za jakąś otwartą jadłodajnią, lub chociażby sklepem, ale jest niedziela siódma rano, czego moglibyśmy się spodziewać?

Fontanna w Kępnie - fantastycznie chłodna woda
Fontanna w Kępnie - fantastycznie chłodna woda © amiga
Na rynku w Kępnie
Na rynku w Kępnie © amiga
Chwila przerwy
Chwila przerwy © amiga
Zaczyna robić się ciepło
Zaczyna robić się ciepło © amiga
Logo Kępna ?
Logo Kępna ? © amiga

Obmywam jedynie twarz z soli w pobliskiej fontannie, chwilę rozmawiamy z mieszkańcem który kieruje nas na Wieruszów.

Dość paskudny kawałek przez Olszową i Świbę.
Ciekawe oznaczenie
Ciekawe oznaczenie © amiga

Po raz drugi dzisiaj wjeżdżamy do woj. Łódzkiego, odbijamy na Podzamcze by znaleźć się w Wieruszowie, króciusieńka przerwa przy kościele pw. Zesłania Ducha Świętego
Kiedyś pewnie latał
Kiedyś pewnie latał © amiga
Przy klasztorze paulinów
Przy klasztorze paulinów © amiga

i odbijamy na nieco bardziej boczne drogi prowadzące przez Klatkę, Krajankę, Parcice. Pomimo, że to względnie krótki fragment drogi to dłuży się niesamowicie. To chyba już efekt zmęczenia i coraz mocniej grzejącego słońca.
Zatrzymujemy się przy ruinach pałacu w Parcicach,
Parcice - ruiny pałacu
Parcice - ruiny pałacu © amiga
Z drugiej strony też nieciekawie
Z drugiej strony też nieciekawie © amiga
Chyba już tego nie odbudują
Chyba już tego nie odbudują © amiga

Kilka łyków wody i pora ruszyć dalej, do godziny powinniśmy osiągnąć Wieluń.
Chrobel, Koryta, Młynisko, Dębina, Piaski, Zwiechy… ta ostatnia nazwa oddaje to co czujemy, prawie cały czas na otwartym terenie, prawie cały czas słońce nas przygrzewa…

Fontanna w Wieluniu
Fontanna w Wieluniu © amiga
Relikty średniowiecznej kolegiaty
Relikty średniowiecznej kolegiaty © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga
Jakiś nowszy pomnik
Jakiś nowszy pomnik © amiga
Dojeżdżając do Wielunia, mam ochotę na coś zimnego i jakieś normalne jedzenie. Docieramy do rynku, knajpka, Lech bezalkoholowy, może to nie jest to na co miałbym tak naprawdę ochotę, ale jakiś substytut jest :). Powoli stygniemy, przenosimy się do ogródka pobliskiej restauracji. Są konkrety, nawet jest to smaczne i syte, kolejny zimny Lech…
Tablica informująca że w tym miejscu 1 września 1939 roku o 4:40 rozpoczęła się wojna
Tablica informująca że w tym miejscu 1 września 1939 roku o 4:40 rozpoczęła się wojna © amiga

Rozkładamy mapy i korygujemy trasę powrotną, dzisiaj już nie pojedziemy przez Dobrodzień, mija jak pierwotnie planowaliśmy, za to staramy się nakreślić cokolwiek przez lasy, mamy dość tego skwaru…

Coś wstępnie ustaliliśmy i można ruszać, o odpuszczeniu Kirkutu w Krzepicach nie ma mowy. Początkowo chcieliśmy jechać DK43 jednak DK43 jest mniej ruchliwa więc kierujemy się na Gaszyn, Kadłub, (ponownie jesteśmy w Opolskim) Wierzbie, Sołtysy.
10 min przerwy w przydrożnym sklepie, lody, zimne napoje i kierunek Marki, w końcu wjeżdżamy do lasu… jest ciut chłodniej, tylko cóż tego jak słońce jest prawie w Zenicie, droga na południe więc i tak niewiele jest cienia.
Przed markami przerwa w przydrożnym rowie, chwila odpoczynku…
Chwila przerwy w Markach
Chwila przerwy w Markach © amiga

Wyjeżdżamy w lachowskich i Dalichowie. Chyba za bardzo mi przygrzało, zaczynam popełniać błędy, w efekcie wymuszam pierwszeństwo i na dokładkę źle skręcamy, trzeba kawałek zawrócić i ponownie wymuszam pierwszeństwo… masakra…
Jest coraz goręcej… termometr pokazuje mi coś około 41 stopni…
Młyny, Teodorówka, Rudniki, znowu jedziemy w pełnym słońcu, Cieciułów, Cieciulów, Stary Bugaj, Bobrowa. Wjeżdżamy do woj. Śląskiego.

Starokrzepice, i już niewiele zostało, wjeżdżamy do Krzepic, pojawiają się kierunkowskazy na Kirkut. Docieramy na miejsce w ciągu kilku minut, przerwa, wpierw na uzupełnienie płynów i oczywiście na sesję fotograficzną… To dość nietypowe miejsce ze względu na żeliwne macewy

Cmentarz żydowski w Krzepicach
Cmentarz żydowski w Krzepicach © amiga
Nowa macewa?
Nowa macewa? © amiga
Piękne sa
Piękne sa © amiga
I jest ich całkiem sporo
I jest ich całkiem sporo © amiga
Widać, że ktoś się nimi zainteresował
Widać, że ktoś się nimi zainteresował © amiga
Niektóre to małe arcydzieła
Niektóre to małe arcydzieła © amiga
Sporo ich
Sporo ich © amiga
Kamienne też sa
Kamienne też sa © amiga
Panorama kirkutu
Panorama kirkutu © amiga
Jeszcze jedna panorama
Jeszcze jedna panorama © amiga
Zniszczenia
Zniszczenia © amiga
Panorama z telefonu
Panorama z telefonu © amiga

Już później szukając informacji znalazłem stronę http://www.kirkuty.xip.pl/krzepice.htm gdzie jest informacja o tym, że miejscem tym ktoś zaczął się opiekować:
Jednak przełomowym rokiem dla krzepickiej nekropolii był rok 2000. Wówczas to młodzież ze szkół średnich z Warszawy i Krzepic oraz podopieczni pana Jerzego Fornalika ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Borzęciczkach dokonali gruntownej renowacji obiektu
Więc jest jednak szansa na ocalenie tego miejsca…

W Wieluniu zakładaliśmy, że pojedziemy na Herby, jednak ponownie korygujemy plan, jedziemy przez Pacanów i Kuźnicę Starą na Przystajń, a dalej Brzeziny, Bór Zajaciński, Kamińsko by w końcu wjechać do Parku Krajobrazowego nad Górną Liswartą i chwilę odpocząć od palącego słońca, w zamian mamy okazję zmierzyć się z piaskami i leśnymi szuterkami.
Jesteśmy w Zborowskich, przerwa przy dość mocno zniszczonej fajczarni
Fajczarnia
Fajczarnia © amiga
Ktoś przed nią siedzi
Ktoś przed nią siedzi © amiga
Szkoda, że takie zniszczone
Szkoda, że takie zniszczone © amiga

Cytując za http://www.lubliniec.starostwo.gov.pl/index.php?url=infor&kat=11
W Zborowskiem stoi - trzeba wyraźnie podkreślić, jeszcze stoi - budynek, ostatni z czterech będących kiedyś fabryką fajek glinianych. Nawet ulica, przy której się znajduje obiekt jest zabytkowa - Fabryczna, podobnie jak cała ta cześć wsi od ponad dwustu lat zwana Na Fabryce.
Manufaktura fajek powstała w roku 1753

Kolejne miejsce które być może nie zniknie z map...

Nieco dalej, wyjeżdżając w Pawełkach naszą uwagę przykuwa dość nietypowy maleńki drewniany kościółek pw. Matki Boskiej Fatimskiej. Obowiązkowa przerwa, wchodzę do środka i… jest niesamowity… na dokładkę ten zapach drewna i kadzidła :)
Kościółek pw. Matki Boskiej Fatimskiej - Pawełki
Kościółek pw. Matki Boskiej Fatimskiej - Pawełki © amiga
Wnętrze jest niesamowite
Wnętrze jest niesamowite © amiga

Ruszamy dalej, do mety pozostało już niewiele, szacujemy czas na ok. 2 godziny ciągłej jazdy + oczywiście przerwy.. które są coraz częstsze, ta część pleców gdzie tracą swoją szlachetną nazwę coraz bardziej daje o sobie znać… na dokładkę wkładki w butach też gniotą…

Pałac w Kochcicach
Pałac w Kochcicach © amiga

Dojeżdżamy do Kochnic, kolejna przerwa w pobliżu Pałacu :), pensjonariuszki szpitala łapią się za głowę gdy dowiadują się skąd i dokąd jedziemy… :) Miło było ale musimy jechać dalej, do Zabrza niedaleko, pakujemy się na drogę 906 prowadzącą przez Sadów w którym ponownie stajemy przy sklepie i kościele św. Józefa

Kościół św Józefa
Kościół św Józefa © amiga

Dalej przejazd przez Wierzbie i lądujemy w Koszęcinie, szukamy jakiegoś otwartego fastfooda, ale nadaremno, jeszcze 10 min przerwy w tutejszym pałacu siedzibie Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.
Pałac w Koszęcinie
Pałac w Koszęcinie © amiga

Planetka Koszęcin
Planetka Koszęcin © amiga

Kończą nam się zapasy, liczę jednak na to, że w Kaletach uda się jeszcze coś zjeść… w końcu w pobliżu centrum jakiś czas temu namierzyłem całkiem przyzwoitego kebaba :)

Tyle, że jest niedziela, późny wieczór… minęła 20:00. Pozostało obejść się smakiem i obrać kierunek Tarnowskie Góry przez głęboki dół w którego wodach z chęcią bym zanurzył pewną część ciała.
Mijamy Tarnowskie Góry i DK78 docieramy w pobliże Stolarzowic. Widać już komin Elzabu… Kilka minut później jesteśmy na miejscu. Licznik wskazuje 337km… Czyli jednak można :)

Mimo wszystko jestem w szoku, że to jakoś przejechałem, po problemach które się ciągnęły przez ostatnie pół roku… Pewnie w najbliższym czasie nie będzie szans na podobną trasę, ale kto wie… może pora na coś innego? Pora na jakieś góry?


Pod przewodnictwem Posterunkowej :)

Niedziela, 13 lipca 2014 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Gregorian - the moment of peace

Weekend wypadł mi z kalendarza wyjazdów maratonowych zresztą i piątek i sobota były zupełnie bezrowerowe. Za to dzisiaj wstaję o 3:30 - to nie moja pora..., ale po 5:00 mam pociąg na który muszę zdążyć... 4:20 jestem na zewnątrz, jest chłodno, ale prognozy mówią coś o możliwych 30 stopniach. Dojeżdżam do dworca PKP, pakuję się do pociągu i mam 3 godziny... tylko na co? Sen nie przychodzi, zresztą specjalnie nie mam na niego ochoty..., tym bardziej, że wczoraj odpuściłem mecz i spać poszedłem ok 21:00
Kilka min. po 8:00 jestem w Piotrkowie Trybunalskim, pierwsze o czym myślę, to wizyta w sklepie, jakaś woda mineralna się przyda dzisiaj, ale czasu nie ma... spieszy mi się, szybko wyjeżdżam z miasta zatrzymując się jeszcze na chwilę tuż za Piotrkowem przy pomniku...
Pomnik w Piotrkowie Trybunalskim
Pomnik w Piotrkowie Trybunalskim © amiga

Kierunek Wolbórz - trasa nakreślona przez Karolinę na mapach nawet nie ma większości tych dróg, wczoraj jeszcze starałem się zapamiętać jak powinienem jechać i trochę na wariata jadę wzdłuż S8, W Polichnie mam przejechać przez wiadukt na drugą stronę i dalej po drodze technicznej. 
Przejeżdżając przez wiadukt czuję silny zachodni podmuch..., oj powrót może być ciężki, ciekawe jak Posterunkowa daje sobie radę? W końcu cały czas jedzie pod wiatr. Okazuje się, że jest tuż za wiaduktem, zdążyła przejechać większość trasy..., 
Krótka przerwa i powitanie... po czym ruszamy do pobliskiego Wolborza, gdzie zatrzymujemy się kolejno przy pałacu Biskupów Kujawskich (obecnie jest w nim szkoła), zahaczamy również o park przypałacowy, by wyjechać z drugiej strony. 

Pałac Biskupów Kujawskich
Pałac Biskupów Kujawskich © amiga
Pałac Biskupów Kujawskich z drugiej strony
Pałac Biskupów Kujawskich z drugiej strony © amiga

Kolejne przerwy przy kościele św Michała i kaplicy św. Anny. 
Kościół św Michała w Wolborzu
Kościół św Michała w Wolborzu © amiga
Kaplica św Anny
Kaplica św Anny © amiga
Niektóre pomniki zwracają uwagę
Niektóre pomniki zwracają uwagę © amiga

Lecimy dalej, Karolina pyta się czy nie za wolno... spoglądam na licznik, lecimy ponad 30km/h... W piorunowym tempie docieramy do Tomaszowa Mazowieckiego, przelatujemy przez centrum i w zasadzie zatrzymujemy się po drugiej stronie miasta przy zakładach Wistom (jeżeli się nie mylę), a w zasadzie przy tym co po nich zostało. Może kiedyś będzie okazja na jakąś dłuższą eksplorację... jednak dzisiejszy plan wycieczki jest inny... 
Teraz to już ruina
Teraz to już ruina © amiga
Za to przyroda się odradza
Za to przyroda się odradza © amiga

Nieco dalej jest bajkowa chatka... oczywiście krótka przerwa, na kilka fot i jedziemy dalej...

Bajkowa chatka
Bajkowa chatka © amiga
Darek przy chatce z bajki w Dąbrowie
Darek przy chatce z bajki w Dąbrowie © Tymoteuszka

do Konewki gdzie do zwiedzenia czeka na nas wielki prawie 400m bunkier kolejowy... 1.5 roku wcześniej zwiedzałem jego klona w Jeleniu, tamten niestety jest zaniedbany, podniszczony. ten w Konewce miał więcej szczęścia. Wchodzimy do środka, jest wyraźnie chłodniej niż na zewnątrz... Przypuszczam, że utrzymuje się tutaj stała temperatura gdzieś w okolicy 10 stopni... 
Wewnątrz bunkra w Konewce
Wewnątrz bunkra w Konewce © amiga
Jakiś posterunek?
Jakiś posterunek? © amiga
Radio jeszcze działa
Radio jeszcze działa © amiga
Graffiti z drugiej wojny
Graffiti z drugiej wojny © amiga
Bunkier z drugiej strony
Bunkier z drugiej strony © amiga
Trochę sprzętu jest
Trochę sprzętu jest © amiga

Zziębnięci wychodzimy na zewnątrz, tyle, że tutaj zaszło słońce i również jest nie za gorąco... robimy sobie ciut dłuższą przerwę posilając się niespodzianką Karoliny :)

Przez Królową Wolę docieramy w pobliże Inowłodza, kolejno zwiedzamy, Cmentarz Wojskowy z pierwszej wojny światowej,
Na cmentarzu z I wojny w inowłodzu
Na cmentarzu z I wojny w inowłodzu © amiga
Krzyż z 1914 roku
Krzyż z 1914 roku © amiga
Proste drewniane krzyże
Proste drewniane krzyże © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

kościół św. Idziego z dość stromym kamiennym podjazdem.. 
Jest ostro pod górę, a ja się uśmiecham?
Jest ostro pod górę, a ja się uśmiecham? © Tymoteuszka
Darek tutaj doświadczył namiastki Śnieżki ;)
Darek tutaj doświadczył namiastki Śnieżki ;) © Tymoteuszka
Kosciół św Idziego
Kościół św Idziego © amiga
Rozciągająca się panorama
Rozciągająca się panorama © amiga
Jedna ze stronic księgi
Jedna ze stronic księgi © amiga
Jeszcze na dole jest coś
Jeszcze na dole jest coś © amiga
Pomnik króla
Pomnik króla © amiga

odnowiony zamek... a w zasadzie ruiny zamku
Wewnątrz zamku
Wewnątrz zamku © amiga
Widać kościół św Idziego na wzgórzu
Widać kościół św Idziego na wzgórzu © amiga
Rampa
Rampa © amiga

i coś co mnie zupełnie zaskoczyło w ty miejscu - Synagoga. Wewnątrz jest sklep spożywczy, co jeszcze bardziej mnie zaskakuje. Wchodzę do środka, nie foce, ale polichromie robią wrażenie. Dziwnie na mnie to miejsce podziałało, bo kupiłem za dużo wody mineralnej..., teraz będę musiał to tachać... w plecaku nie ma miejsca nawet na aparat. 

Synagoga w Inowłodzu
Synagoga w Inowłodzu © amiga

Ruszamy dalej, ja z uwieszonym na szyi Nikonem i 4kg balastem w plecaku ;P, jednak kawałek dalej kolejna przerwa, w sumie nie powinno mnie to miejsce dziwić, bo to Kirkut... tyle, że stan pozostawia wiele do życzenia, nie wiem czemu, ale pierwsze skojarzenie mam z filmem "Pokłosie".
Kirkut w Inowłodzu
Kirkut w Inowłodzu © amiga
Strasznei zniszczone
Strasznie zniszczone © amiga
Ale ktoś położył te kamienie
Ale ktoś położył te kamienie © amiga
Ale ktoś położył te kamienie
Ale ktoś położył te kamienie © amiga
Paskudnie to wygląda
Paskudnie to wygląda © amiga
Czemu kojarzy mi się to z Pokłosiem?
Czemu kojarzy mi się to z Pokłosiem? © amiga

Tuż obok znajduje się kopalnia odkrywkowa... i częściowo odkopany bunkier... 

A tuż obok jest odkrywka
A tuż obok jest odkrywka © amiga

Kierunek Spała DK48, nieprzyjemny fragment, tym bardziej, że samochodów jak "mrówków", dzisiaj jest jarmark, ludu co niemiara..., odpuszczamy to miejsce, zatrzymujemy się jedynie przy żubrze... symbolu Spały...
Z żubrem w krainie żubra
Z żubrem w krainie żubra © Tymoteuszka

Staramy się nieco pociągnąć, powoli musimy zawracać, na 17:00 muszę być w Piotrkowie...., droga którą wybrała Karolina jest mi znana, przejeżdżamy w pobliżu bunkra w Jeleniu :), ale dzisiaj to nie czas na zwiedzanie tego miejsca...
Pora coś zjeść, ale trzeba wpierw tam dojechać, po drodze zatrzymujemy się jeszcze na Tamie na zalewie Sulejowskim, 
Widok na Pilicę
Widok na Pilicę © amiga
I zalew Sulejowski
I zalew Sulejowski © amiga

a popas robimy w naleśnikarni w Swolszewicach Małych, gdzie kupujemy.... kotlety schabowe ;P.

Kilka kg później ruszamy do Piotrkowa, kierując się wpierw na Polichno i później wzdłuż S8 do miasta. 

Poszło to dość zgrabnie i w centrum jesteśmy prawie godzinę przed czasem odjazdu pociągu..., więc jest chwila czasu by zatrzymać się przy Kirkucie, Synagodze, na rynku, przy zamku :), więzieniu...

Kirkut w Piotrkowie Trybunalskim
Kirkut w Piotrkowie Trybunalskim © amiga
Wielka Synagowa
Wielka Synagowa © amiga
Z tej strony też ciekawie
Z tej strony też ciekawie © amiga
Zamek w Piotrkowie
Zamek w Piotrkowie © amiga
Na rynku
Na rynku © amiga
I przy byłym więzieniu
I przy byłym więzieniu © amiga

Wkrótce osiągamy dworzec PKP, chwila rozmowy i... niestety pociąg podjeżdża... krótkie pożegnanie...,
Szkoda, że ten dzień był taki krótki, jeszcze z Taką przewodniczką... Dzięki za wszystko, za poświęcenie mi czasu... liczę na kolejne wycieczki... :) jeżeli czas Ci na to pozwoli.

A w pociągu niestety jak to na kolei... przedział na rowery nie istnieje, zmuszony jestem do pilnowania rowera gdzieś pomiędzy przedziałami, w którym momencie zauważam, że zerwałem szprychę w tylnym kole, w domu będę miał zajęcie... Gdzieś za Zawierciem przebija mi się dętka... jak na czym nie wiem, ale faktem jest że powietrze uchodzi w kilka sekund... masakra... 
Tuż po wyjściu z pociągu zmuszony jestem do wymiany dętki. Do domu pozostało ok 6.5km... docieram przed meczem... 


Objazdówka z siostrą

Niedziela, 6 lipca 2014 · Komentarze(5)
ELUVEITIE - KingGdzieś po 15:00 jedziemy z siostrą po okolicy, jest gorąco, duszno i zapowiedziane są przelotne burze, więc specjalnie nie mamy w planach długiej wycieczki, gdyby coś to do domu nie powinno być więcej niż 40min drogi. 
Początek raczej standardowy na Panewniki, tam wbijamy się na czerwoną rowerówkę i odwiedzamy wszystkie okoliczne stawy zaczynając od Czarnego stawu.

Czarny staw
Czarny staw © amiga
Później klucząc lasami wyjeżdżamy na Halembie, krótki odcinek szosami i wbijamy się nad staw Kiszka. Chwila przerwy.
Staw Kiszka
Staw Kiszka © amiga
Kaczuszka
Kaczuszka © amiga
Roślinki
Roślinki © amiga
Gdzieś od wschodu słyszymy odgłosy burzy, chyba pora się zbierać, kierujemy się bokiem przez Mikołów robiąc sobie jeszcze przerwę nad Jamną i pobliskim źródełkiem. 
Wzburzone wody Jamny
Wzburzone wody Jamny © amiga
Burza jest jednak gdzieś blisko... skracamy wycieczkę odpuszczamy Starganiec i najkrótszą drogą dojeżdżamy do domu.

Klucząc po Rudzie Śląskiej i Mikołowie

Czwartek, 3 lipca 2014 · Komentarze(0)
Alice Cooper - Poison

Po wyjściu z firmy mam w planie tylko jedno, odwiedzenie miejsca pamięci na granicy Katowic i Mikołowa. Początkowo chcę jechać najkrótszą drogą przez Sosnicę i Halembę, jednak aby nie wiało nudą i nie był to pusty przelot postanawiam wbić się w park im. rotmistrza Witolda Pileckiego w Zabrzu, tamtędy da się dość kawałek zrobić terenem zaliczając kilka krótkich singetrack-ów.
Wbijam się w niebieską rowerówkę, ale na chwilę, pod jej koniec skręcam do muzeum PRL-u w Rudzie Śląskiej, chwila rozmowy z obsługą, kilka fot.... i lecę dalej

Dojazd do muzeum PRL
Dojazd do muzeum PRL © amiga

Tablczka nformacyjna
Tablczka nformacyjna © amiga
Za bramą muzeum PRL
Za bramą muzeum PRL © amiga
Jeszcze jedna brama
Jeszcze jedna brama © amiga

Po kilku minutach spędzonych w tym miejscu ruszam dalej, zatrzymując się przy pobliskim stawie...
Świeci słońce
Świeci słońce © amiga
Staw w Rudzie Śląskiej
Staw w Rudzie Śląskiej © amiga

i w końcu wyjeżdżam w Bielszowicach

Teraz zjazd
Teraz zjazd © amiga

Jadę na Wirek i tyłami klucząc i sprawdzając niektóre drogi wyjeżdżam na Helembie, tam mam możliwość odbicia na Mikołów, dzisiejszego głównego celu, a w zasadzie jednego PK ;) gdzieś pomiędzy Mikołowem a Katowicami.


Jeszcze krótka sesja 2 boćków na łące, szkoda, że nie mam ze sobą drugiego obiektywu... tego... na ptaki...

Boćki na polu pod Mikołowem
Boćki na polu pod Mikołowem © amiga


W końcu jednak wbijam się w las i odszukuję pomnik..., w sumie podobny do kilku innych w lasach Panewnickich, ale tego jeszcze nie odwiedziłem.
Informacja to podstawa
Informacja to podstawa © amiga
Kolejny z chyba 5 pomników w okolicznych lasach
Kolejny z chyba 5 pomników w okolicznych lasach © amiga
Chwilę później zagaduje mnie jakaś kobieta na rowerze, próbuje się dostać na Ligotę..., to moim zdaniem nie jest najlepsza droga, najlepszy wariant, na dokładkę specjalnie nie ma pojęcia którędy jechać. Postanawiam ją podprowadzić, jest krótko po dość paskudnym urazie nogi... więc jazda bardzo wolna, ale udaje mi się ją odholować na Zadole gdzie się żegnamy i lecę do domu. Na dzisiaj starczy...
Jutro może uda mi się jeszcze gdzieś podjechać, chociaż dzwoniła siostra i... chyba lekko nie będzie...

BikeOrient Jura Wieluńska 2014

Sobota, 28 czerwca 2014 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Ancient Bards - A New Dawn Ending
Sobotni poranek ruszamy z lekkim poślizgiem do Krzeczowa położonego niedaleko Wielunia, to tam rozgrywana jest kolejna edycja BikeOrientu. Ciężko powiedzieć czego się spodziewać, Piotrek obiecał masę piachu, świetną zabawę i pogodę. Już na miejscu chwila na powitania ze znajomymi, a muszę przyznać, że frekwencja dopisała, ponad 200 uczestników…
Organizator BikeOrientu :)
Organizator BikeOrientu :) © amiga
Powoli docierają zawodnicy
Powoli docierają zawodnicy © amiga
Jeszcze chwila
Jeszcze chwila © amiga
Kilka zdjęć
Kilka zdjęć © amiga
Kilka ujęć
Kilka ujęć © amiga
Trzeba wysłuchać uwag przed startem
Trzeba wysłuchać uwag przed startem © amiga
Rozrysować wariant
Rozrysować wariant © amiga
Pewnie każdy będzie jechał innym wariantem
Pewnie każdy będzie jechał innym wariantem © amiga
To o czymś świadczy.Trzeba jedna przygotować rowery i.. siebie do pokonania ok 100km, ok 9:30 rozpoczyna się odprawa, kilka ważnych informacji i dostajemy mapy, mamy sporo czasu na wyrysowanie wariantu, start za ok 15 minut. Spoglądając na mapę wariant jest… nieoczywisty, zacząć można od 2 punktów, jednak później pewnie grupy podzielą się na mniejsze, i mniejsze i mniejsze… Pewnie dość szybko zostaniemy sami…
Wybija godzina S, ruszamy, jako pierwszy wybieramy

PK2 - Dno wąwozu

Tak jak się spodziewaliśmy, do punktu ciągnie spora grupa bikerów, pomimo tego zjazd z szosy nie jest oczywisty, wiele osób przestrzeliwuje go… my z tym nie mamy problemów, wjeżdżamy poprawnie i podążając za bikerami docieramy na właściwy PK, chociaż miejsce jest nie do końca oczywiste, wąwozów jest więcej i można było krążyć przy tym wcześniejszym. Trzeba było dobrze wczytać się w dołączone rozświetlenie aby to zauważyć. Jednak przy takiej ilości zawodników, nawet spora pomyłka byłaby szybko skorygowana, dałoby się na upartego przeczesać całkiem spory teren w krótkim czasie. Niemniej jest to dla nas informacje, że trzeba będzie się dokładanie wczytywać w mapę, w rozświetlenia. Podbijamy karty i ruszamy na

PK8 – Zakręt wąwozu


Czeka nad dość długi przelot, Za to pod koniec wybieramy ciut dłuższą drogę, ale z mapy wynika, że powinna być lepsza, tak też się dzieje, gdy mijamy miejsce gdzie łączą się 2 warianty to jesteśmy zadowoleni z naszego wybory, „alternatywa” jest dość mocno zarośnięta, więc co z tego, że krótsza.
Do miejsca umieszczenia lampionu docieramy szybko i bez najmniejszych problemów, cokolwiek by nie mówić to na BikeOrientach PK zawsze są na miejscu. Minute później jedziemy na
W pobliżu PK
W pobliżu PK © amiga
Wracający Darek
Wracający Darek © amiga

PK11 - Dół

W między czasie Darek pyta się mnie czy widziałem opis punktu…, oczywiście, że nie, bo opisy mam z drugiej strony mapy. Dochodzi do małego nieporozumienia gdy zaczynam szukać opisu Pk na dole mapy… ech…
Dojeżdżamy do miejsca gdzie spodziewamy się ścieżki dojazdowej w pobliże punktu widokowego z Krzyżem Jubileuszowym. Tyle, że wjechaliśmy jedną przecinkę dalej, różnica ok 50m… więc decydujemy się stanąć na wysokości granicy lasu i z buta pokonać pole. Kolejny raz odnalezienie lampionu nie stwarza nam problemu. Pora na
W dołku
W dołku © amiga
Przez pole
Przez pole © amiga

PK18 – źródło

Punkt położony jest dość blisko, okolicę osiągamy dość szybko, jednak w tym miejscu ścieżek i rozwidleń jest jakby więcej, posiłkując się kompasem wybieramy tą która powinna być właściwa i… oczywiście tak jest. Z to źródełko zaskakuje. Na mapie opisane jest jako  Źródełko Objawienia tyle, że nic nie wskazuje na to co tam zastajemy. Robi to niesamowite wrażenie. Jadąc już w kierunku kolejnego PK zauważamy na drzewach kolejne stacje drogi krzyżowej.
Zaskakujące miejsce
Zaskakujące miejsce © amiga
Naprawdę robi wrażenie
Naprawdę robi wrażenie © amiga
Nowa rzeźba
Nowa rzeźba © amiga

PK14 – Dół

Umieszczony dość blisko poprzedniego z namierzeniem okolicy nie mamy najmniejszych problemów, za to tuż przy chwila konsternacji, opis to dół, a w pobliżu jest kilka wzniesień… Przyglądamy się mapie i widać, że tzw. dół musi być na szczycie jednego z nich. Patrząc po ścieżkach to ten interesujący nas musi być może 50m na północ od nas. Tak też jest. Karty przedziurkowane więc możemy jechać dalej.
Kolejny PK
Kolejny PK © amiga

PK17 – Skrzyżowanie przecinki ze strumieniem

Trochę dłuższy dojazd niż ostatnio, jednak również nie mamy najmniejszych problemów z wjazdem na PK. Tyle, że podczas dojazdu czuję iż tylna opona ma trochę za mało powietrza. Stajemy przy lampionie i wymieniam dętkę. Mija 10 min, gzy i komary dają nam znać o sobie, to… chyba najgorsze miejsce na taką awarię. Nie dopompowuję koła, zrobię to później, jeżeli stąd natychmiast nie wyjedziemy to zjedzą nas żywcem… Wydostajemy się na drogę zdecydowanie lepiej.
Widoki piękne
Widoki piękne © amiga

PK5 – Dno wyrobiska

Lubię takie opisy, już wcześniej kilka razy wyprowadzały nas w pole… tym bardziej, że często wyrobiskiem okazuje się niewielki dołek ;) W okolice OK dostajemy się bez problemu, tyle, że na miejscu jest kopalnia odkrywkowa… Hmmm. Czyży PK był na dole? Coś tutaj nie gra, nie podejrzewam aby Piotrek postawił lampion na dnie czynnej kopalni… Zauważamy jednak jeszcze coś, do tego punktu mamy rozświetlenie i już wiemy, że lampion musi być kawałek dalej, a wyrobisko jest mocno porośnięte drzewami. Straciliśmy kilka min, ale i tak jest nieźle.

PK7 – Róg lasu


Zaczynamy powoli odczuwać zmęczenie, piasku jak do tej pory było stosunkowo niewiele, ale i tak dawał się we znaki. Jadąc przez Załęcze Małe popełniamy błąd i wjeżdżamy o jedną drogę wcześniej, Na dokładkę zaczyna lać, wiać, temperatura w krótkim czasie spada do ok 16 stopni. Walące pioruny nie upraszczają orientacji w terenie. Efekt… tracimy dobre kilkanaście minut. W końcu jedak ponownie pochylamy się nad mapą i widzimy gdzie popełniliśmy błąd. Zjeżdżamy do drogi i tym razem trafiamy bezbłędnie. Na miejscu kręci się kilka osób, więc samo odnalezienie perforatora banalne.

PK6 – Podstawa skały


Poruszamy się czerwonym szlakiem, powinien nas podprowadzić prawie pod punkt, Na miejscu natrafiamy na grupę bikerów, próbujących odszukać lampion, wszyscy krążą po okolicy i twierdzą, że PK niema, tyle, że coś jest nie tak, Darek dzwoni do organizatora, chwila rozmowy i… nie było zgłoszeń, że lampionu nie ma. Więc jesteśmy w niewłaściwym miejscu. 3 minuty później odnajdujemy właściwą skałkę (standardowo jest ich więcej) i nasz lampion. Pora udać się na

Bufet mapa z PK1


Walcząc z piaskami na drodze dojazdowej zaliczam glebę…kierownica uderza mnie kolano, czuję ból…, ale chwilę później jest już lepiej, wsiadam na rower i jedziemy na bufet. Miejsce oczywiste, widoczne z daleka. Do zjedzenia są owoce, ciasto, batony i oczywiście woda. Uzupełniamy zapasy, staram się wypłukać rower z piasku w Warcie i musimy nanieść na naszą mapę umiejscowienie PK1 z dostępnego na bufecie rozświetlenia. Dodatkowe utrudnienie

PK1 – bez opisu (wejście do jaskini)


Ruszamy w grupie 4 osób, na miejsce ciągną jednak „pociągi” więc z dojazdem do Pk nie na najmniejszego problemu. Karty podbite i jedziemy na

PK19 – podnóże wapiennika


Większość terenem, docieramy na miejsce bez większego problemu, pod wapiennikiem spotykamy 2 zawodników wracających od PK. Jest nieźle, za to błąd przy PK7 zaczyna się mścić. Straciliśmy tam za dużo czasu. Decydujemy się na odpuszczenie PK12, PK16 i PK20. Skracamy przejazd. Kierujemy się na
Chyba trzeba będzie skakać
Chyba trzeba będzie skakać © amiga

PK13 – Szczyt wzniesienia

Ciągniemy DK42, ruch jest niewielki więc nie stwarza to większego problemu, W dość ekspresowym tempie docieramy do Działoszyna. Krótki, ale męczący podjazd i wbijamy się w teren. Po raz kolejny zaczyna lać, słychać uderzenia piorunów. Szczyt wzniesienia to idealne miejsce w trakcie burzy….
Na szczęście lampion odnaleziony błyskawicznie i możemy zjeżdżam w kierunku drogi prowadzącej na Bobrowniki która ma nas doprowadzić w pobliże PK4.

Awaria


Mijając cmentarz czuję bicie tylnego koła, pierwsza myśl to… zerwałem szprychę…
Zatrzymuję się spoglądam na koło…, oponę… 10cm rozdarcie tuż przy obręczy, to koniec jazdy na dzisiaj… przynajmniej mojej, proponuję by Darek pojechał dalej, ale nie chce… stajemy na poboczu zdejmuję koło i widzę w czarnych barwach możliwość zrobienia z tym czegokolwiek. Dziura jest za wielka. Zagaduje jakiegoś lokalnego bikera o sklep rowerowy, ale jest sobota 16:00. Szanse zerowe… Wypakowuję plecak, szybki remanent. Poświęcam jedną z dętek, rozcinam ją dzięki temu uzyskuję długie łaty, jedną wklejam od środka… zakładam oponę na obręcz, teraz dętka, delikatnie pod podpompowuję i zakładam drugi fragment rozciętej dętki od zewnątrz, gdzieś w plecaku odnajduję jeszcze kropelkę lub coś podobnego… Sklejam tyle ile się da… Teraz w ruch idzie skocz… Zaczynam pompować, koło chyba jest nieźle. 30PSI więcej nie ryzykuję, muszę tylko dojechać. Do mety mam może kilkanaście km. Oczywiście o zbieraniu PK nie mam mowy.
No i po zawodach
No i po zawodach © amiga

Za duże ryzyko, że będę musiał z buta kończyć maraton. Odbijamy na Szczyty i dalej już na Krzeczów. Czuję spore bicie na kole… rower jest niestabilny przy zjazdach na których osiągam ok 40km/h hamuję… 30 min później osiągamy
Metę

Mamy zaliczone 12 punktów o jeden za dużo na trasę mega i sporo za mało by liczyć się na giga. Za to mamy sporo czasu by zjeść, doprowadzić siebie i rowery do stanu używalności i porozmawiać ze znajomymi, wymienić się uwagami. Rozdanie nagród i tombola zaczyna się ok 19:00. Darek zdobywa nową mapę :) Jednak czas nagli. Pora wracać na Śląsk. Było pięknie, jak zawsze na BikeOriencie.
Przestało padać
Przestało padać © amiga
Nagrody już przygotowane
Nagrody już przygotowane © amiga
Można jeszcze porozmawiać
Można jeszcze porozmawiać © amiga
Chyba już wszyscy dotarli
Chyba już wszyscy dotarli © amiga
Jeszcze tylko przygotować się do zdjęcia
Jeszcze tylko przygotować się do zdjęcia © amiga
Grupowa fotka
Grupowa fotka © amiga