Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:25085.92 km (w terenie 6008.46 km; 23.95%)
Czas w ruchu:1471:29
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.91 km/h
Suma podjazdów:154398 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:1058920 kcal
Liczba aktywności:339
Średnio na aktywność:74.00 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Powrót z Siewierza

Niedziela, 15 czerwca 2014 · Komentarze(0)
ARCH ENEMY - War Eternal

Minął wieczór i noc spotkania integracyjnego, wszyscy nieźle się bawili, a już na 100% rowerzyści.
Pomimo tego, że ze sceny zszedłem ok 3:00 budzę się o 7:00 i... co dalej...., na placu pustki.., śniadania za ok 2 godziny. Pozbierałem się i poszedłem na mały rekonesans po okolicy, zobaczyć pobliski zalew. Na rower jest zdecydowanie za wcześnie..., a już na 100% nie w wersji szosowej. 

Zajazd Leśny w Siewierzu
Zajazd Leśny w Siewierzu © amiga

Wracam przed 10:00, trafiam na śniadanie..., chwila rozmowy z bikerami i ustalamy, że wracamy ok 11:30, wariant skrócony, bocznymi drogami, z grubsza do pokonania ok 60km. Wracających jest nieco mniej, część osób ma inne plany na dzisiaj, kilka wyjechało wcześniej,  rana czy dzień wcześniej, niektórzy wracają samochodami, a na starcie staje kilkanaście osób. 


Początkowo jedziemy lasami, pierwsze 10km to las jednak dalej wjeżdżamy do Zadzienia, Mierzęcic i pierwsza premia górska w Nowej Wsi. Na szczycie witają nas dzwony kościoła, odpust i... otwarty sklep. Z tego ostatniego dość skrzętnie korzystamy. 

Pożegnanie w Świerklańcu
Pożegnanie w Świerklańcu © amiga
Po kilku minutach ruszamy... i chwila dowiaduję się, że to nie był najbardziej hardcorowy podjazd zaplanowany przez Darka na dzisiaj... jest jeszcze jeden... za Świerklańcem w Kozłowej Górze :) i muszę przyznać, że faktycznie było gdzie się spocić..., w między czasie odłączył się od nas Jacek spieszący się do Chorzowa. 


Reszta ekipy gna dalej. Na rynku w Radzionkowie kolejna przerwa..., czas na kąpiel ;)

Przerwa w Radzionkowie
Przerwa w Radzionkowie © amiga
Trzeba się ochłodzić
Trzeba się ochłodzić © amiga
Czas jednak goni więc zbieramy się i jedziemy dalej, wkrótce osiągamy Miechowice, Zabrze i w końcu Gliwice, po drodze odłączają się kolejne osoby. Do bram firmy dociera garstka pracowników, tam dłuższa chwila na przepakowanie się i po kilkudziesięciu minutach każdy rusza do domu. 

Już w Gliwicach
Już w Gliwicach © amiga

Odbijam na Katowice na standardową drogę dojazdową, ale na Sośnicy stwierdzam, że chyba najwyższa pora coś zjeść, rozglądam się za jakimś sklepem i trafiam na lokalnego fastfooda. Tego mi chyba było potrzeba. 30 min później siedzę znowu na rowerze powoli bliżając się do domu. Muszę przyznać, że czuję zmęczenie...., ale też jestem zaskoczony jak niesamowici są współpracownicy, w 2 dni zaliczyliśmy ok 140km w dość sporą ekipą... Liczę na powtórzenie takich wyjazdów..., niekoniecznie na spotkanie integracyjne które dopiero za rok..., może uda się zorganizować coś wcześniej?





Spotkanie integracyjne Siewierz 2014

Sobota, 14 czerwca 2014 · Komentarze(1)
Amanda Palmer - Guitar Hero

Sobota... wybiła 4:00, wstaję a w zasadzie to zwlekam się..., to nie moja pora na wstawanie. Zbieram się, ale idzie mi to nieskładnie, w nocy około pierwszej słyszałem, że coś się stało o kołem, ssyk i widziałem, że uciekło powietrze z koła. Czemu?
Dopiero z rana sprawdziłem co się stało: puściła łatka... więc dla świętego spokoju połatałem ją założyłem i w drogę o 5:20.
Około 6:30 melduję się pod firmą, dzwoni Darek... spóźni się nieco... awaria rowera... 

Ekipa się zbiera
Ekipa się zbiera © amiga

Otwieram pomieszczenia, zbieram gadżety i wkrótce docierają kolejni rowerzyści... w ciągu 30 minut jesteśmy już w komplecie, możemy jechać na... firmowe spotkanie integracyjne w Siewierzu.
Udało się zebrać 29 osób, tylko jedna zrezygnowała ze względy na anginę, resztę nie przestraszyły prognozy i możliwe lokalne burze.
Kwiat Etisoftu na trasie
Kwiat Etisoftu na trasie © amiga

Ruszamy z 25 minutowym opóźnieniem... prowadzimy z Darkiem na zmianę, krótka przerwa w okolicy stadionu Piasta, dołącza do nas Natalia, nieco dalej przed leśną czeka na nas 2 kolejnych uczestników w Rokitnicy dołącza się kolejne kilka osób. Silną grupą jedziemy dalej.

Chwila przerwy
Chwila przerwy © amiga

Pierwszy fragment jest mocno pofałdowany, to tutaj spodziewamy się największych kłopotów, okolice Ostoi Miechowickiej i DSD oraz droga do Nakła Śląskiego mogą stwarzać problemy.
Wszyscy zadowoleni
Wszyscy zadowoleni © amiga

Nikt się jednak nie poddaje, wszyscy jadą, tempo oczywiście różne, niemniej na krótkich postojach grupa łączy się. 
Pierwszy "duży" postój przy tulipanowcach w Miechowickiej Ostoi Leśnej, kolejny nieco krótszy w okolicy DSD.
Dojeżdżając do jeziora Chechło-Nakło zaczyna delikatnie kropić, stajemy w pobliskich knajpkach, na zachodzie widać ciemne chmury, spróbujemy przeczekać. 
Trzeba przeczekać chwilę
Trzeba przeczekać chwilę © amiga
Krzysiek
Krzysiek © amiga
Agnieszka ;)
Agnieszka ;) © amiga
Tomek pozuje z misiem
Tomek pozuje z misiem © amiga
Burze nas ominęły, 30 minut później ruszamy dalej, zaczyna się odcinek leśny, z dala od zgiełku, od dróg, ruchu... chyba też dodatkowe siły wstąpiły w kolegów i koleżanki, może dlatego, że to już półmetek? Kierujemy się na Pasieki w pobliżu Bibieli, chcemy pokazać zalaną kopalnię, a w zasadzie to co jest w tym miejscu, czyli urokliwe mieniące się stawili i.... ruiny (jest ich niewiele).
Gnamy ile sił w nogach
Gnamy ile sił w nogach © amiga

Po krótkim odpoczynku pora ruszyć dalej, musimy wydostać się w okolicy Ożarowic, peleton zaczyna się delikatnie rwać, ponownie łączymy się w pobliżu lotniska. 
I co z tego, że teren
I co z tego, że teren © amiga

Czeka nas prostszy kawałek po szosach, ale na otwartym terenie, przejeżdżamy przez Zendek i na chwilę zatrzymuję się przy kościele gdzie witwa nas Olga ;), tyle, że pozostali bikerzy jadą dalej bez zatrzymania..., a mogliśmy uzupełnić elektrolity :)
Co ciekawe im bliżej jesteśmy Siewierza tym szybciej jedziemy..., to dość zaskakujące. Przy bunkrze zostajemy z Darkiem tyłu i chwilę trwa zanim doganiamy resztę, Darek ciągnie do przodu, ja zostaję z tyłu by nikt nie został gdzieś w lesie.
Kolejna przerwa... w okolicach Zendka
Kolejna przerwa... w okolicach Zendka © amiga
Powoli ruszamy dalej
Powoli ruszamy dalej © amiga
Darek zamyka peleton
Darek zamyka peleton © amiga

Przed nami ostatni 12-13km odcinek po lesie, wkrótce mała przeprawa po piachach - na szczęście to krótki odcinek 300-400m, słyszę kilka uwag pod adresem projektanta trasy - czyli mnie bo... to moja robota w tym miejscu... Na szczęście dalej jest już bezproblemowo. Pod koniec krótki deszcz wymusza na nas założenie przeciwdeszczówek. Ostatnia zbiórka tuż przed zajazdem leśnym i w komplecie wjeżdżamy na teren ośrodka. 
Zaskoczenie, na naszą cześć zostały odpalone szampany, ludzie wiwatują..., szok, widzę, że na wszystkich to działa... wszyscy zadowoleni.
Dobry duch EBT
Dobry duch EBT © amiga

Już później rozmawiając z kolegami, koleżankami to... nie było nikogo kto by żałował wyjazdu, pomimo tego, że kilka osób zrobiło życiową trasę a niektórzy byli w tym roku pierwszy raz na rowerze. 
Zaskoczyła też średnia, bo wszyscy z którymi rozmawialiśmy twierdzili, że 15km/h przy tak dużej grupie jest nie do utrzymania..., a nam wyszło ok 18km/h. Mało tego spodziewaliśmy się awarii, a było ich zaskakująco mało, jedna guma jeszcze przed ruszeniem z Gliwic i drobne problemu z kołem w jednym z rowerów... ale to wszystko udało się dość szybko usunąć i problem w zasadzie nie istniał...  

przez Starganiec

Poniedziałek, 9 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Scorpions and Tarja Turunen - The Good Die Young

Kilka minut przez 17:00 jestem już gotowy do wyjazdu, nieco wcześniej zdzwaniam się z znajomym, spotkanie za ok 90 minut na Stargańcu, krótka ocena wariantów i chyba pojadę dość mocno lasem, najlepsza opcja to wyjechać gdzieś na Helembie i odbić na Mikołów i Starganiec.
Tuż za Gliwicami wbijam się w lasek Makoszowski, by na moment wyjechać w Makoszowach i później w Kończycach, tam do zaliczenia mam węzeł z A4-ką, za to dalej już jadę lasem, tak jak planowałem, spoglądając na zegarek pozwalam sobie nawet na małą korektę, zahaczam o bankomat, kasa może się przydać na miejscu ;). Dalej ul. Pułaskiego i szlakiem dojeżdżam w okolice Mikołowa, tam odbijając na Starganiec. Docieram przed czasem ;), kilka fot i dojeżdża Robert, zamieniamy kilka słów i wspólnie jedziemy spacerowym tempem  w kierunku Piotrowic :),  W ten sposób mija dobre 30 min, ale dawno się nie widzieliśmy ;) Na ochojcu rozstajemy się i każdy pędzi do domu.

Na Stargańcu
Na Stargańcu © amiga

mały rozjazd w Jordanowie

Piątek, 6 czerwca 2014 · Komentarze(1)
Rammstein - Rosenrot
Dojeżdżamy do Jordanowa, jest sporo czasu, organizatorzy też dopiero się rozpakowują, w bazie jedynie 2 znajome osoby..., zamieniamy kilka zdań i idziemy przygotować rowery do jutrzejszego wyjazdu. Dość sprawnie to idzie, zastanawiam się co teraz? Może mała przejażdżka po okolicy? Będziemy wiedzieli z czym jutro przyjdzie nam się zmierzyć... 
30 minut to może nie jakoś specjalnie dużo, ale jedno jest dla nas oczywiste, lekko to jutro nie będzie :)
Przy okazji zauważam, że zapomniałem pasa do pulsometru, ech... chyba za szybko się zbierałem w firmie...

Samotny rycerz na swym koniu
Samotny rycerz na swym koniu © amiga

Częściowy objazd trasy z Dorotą...

Sobota, 31 maja 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
KSU - Dziwne Drzewa
Sobotni poranek, świeci słońce, ale jest jeszcze chłodno.., Zbieram się i coś po 8:30 jadę w kierunku Gliwic, mam spory zapas czasu, umówiony jestem na ok 10:30. Początkowo gonię, jednak w Zabrzu zwalniam i wjeżdżam w lasek Makoszowski, szybka wizyta na cmentarzu żołnierzy radzieckich, później sprawdzenie stanu budowy DTŚki i zaczynam jechać w kierunku firmy.
Cmentarz żołnierzy radzieckich
Cmentarz żołnierzy radzieckich © amiga
Kwiaty na gromach
Kwiaty na gromach © amiga

"podejście" na DTŚkę © amiga
Wygląda naprawdę nieźle, tylko czemu kosztem połowy parku :(
Wygląda naprawdę nieźle, tylko czemu kosztem połowy parku :( © amiga
Po drodze jeszcze krótka wizyta w bankomacie i pobliskiej cukierni. Mam dobre 20 minut czasu, mogę coś zjeść, napić się kawy.

Przyjeżdża Dorota, i ruszamy na objazd fragmentu trasy do Siewierza, części od Gliwic do DSD. Początek po drogach, później nieco terenu i oczywiście ul.leśna na której jest sporo błota, prędkość wyraźnie spada, ale jakoś trzeba ominąć kałuże. Pocieszające jest to, że to tylko ok 300-400m. Za to kawałek dalej czeka nas dość ruchliwy fragment zabrzańskich dróg i idiotyczny wjazd na rowerówkę gdzie w zasadzie nie da się nie złamać przepisów, o albo trzeba przejechać po pasach, albo przelecieć przez podwójną ciągłą na zakręcie. 
Wkrótce osiągamy Rokitnicę i chwila przerwy, dzwonię do Darka, umawiamy się gdzieś w Ostoi Miechowickiej, ruszamy dalej, krótki, ale intensywny podjazd i jesteśmy w lesie. Trzeba przyznać, że Ostoja jest chyba najtrudniejszym fragmentem naszej wycieczki, w wielu miejscach mamy do czynienia z podjazdami, zjazdami i delikatnym śliskim błotem. 
Stajemy pod Tulipanowcami, czekamy na Darka, 5 min później zdzwaniamy się, zmieniamy miejsce spotkania, bliżej cywilizacji, jedzie razem z Igorkiem z zawodów w Radzionkowie i mieli problemy z dojazdem. 
Tulipanowiec zaczął kwitnąć
Tulipanowiec zaczął kwitnąć © amiga
Mija kolejne 10 minut i w końcu jesteśmy w komplecie. Chwila rozmowy i... jedziemy na DSD, tym razem jest głównie z górki, dopiero pod koniec mały podjazd pod dolinę, paskudnie jedzie się po betonowych płytach, ale późniejsze widoki wynagradzają wysiłek.
Pora jednak zawrócić, nadciągają powoli ciemne chmury, 30 min później jesteśmy w pobliżu Helenki, żegnamy się Darkiem i gnamy do Gliwic. W sumie jest o tyle dobrze, że większość drogi będzie z górki. Zaczyna kropić, nie jest to oberwanie chmury, ale źle wróży, oby nas nie zlało, nie jesteśmy przygotowani na taką ewentualność. W końcu osiągamy centrum, krótkie pożegnanie i każdy jedzie w swoją stronę.
Nadciągają ciemne chmury
Nadciągają ciemne chmury © amiga

Gnam standardowym szosowym szlakiem na Katowice. po trochę ponad godzinie jestem w domu. Mam godzinę by przygotować się do wyjścia ;)

Z siostrą na Paprocany

Niedziela, 25 maja 2014 · Komentarze(0)
Roman Kostrzewski - Kijanka

Gdzieś koło południa dzwoni siostra..., może na rower? Weekend miał być bezrowerowy, ale czego nie robi się dla rodziny. Ma być względnie prosto i jak najwięcej po lesie. W sumie to mi nawet pasuje, przejadę się na bikeu, a przy okazji nie przegnę. Trochę przed 16:00 spotykamy się i jedziemy tyłami na Podlesie, Tychy-Mąkołowiec, później lasem na Żwaków i dalej nad jezioro Paprocańskie, po drodze zaliczamy kilka przerw, przy sklepach, ma murkach i w lesie. W zasadzie za każdym razem jest chwila na focenie.


W końcu docieramy do Promnic i i jeziora Paprocańskiego, w sumie objazd zbiornika zajmuje nam ponad godzinę... gdy wybija 18:30 opuszczamy to miejsce i tylko z jedną przerwą dojeżdżamy do domu...

W sumie fajnie wyszło, nie był to męczący przejazd... na to przyjdzie czas jutro :)


Gdzieś w trasie
Gdzieś w trasie © amiga

Grzyby też są :)
Grzyby też są :) © amiga
Pajączek
Pajączek © amiga
Jezioro.... z tej strony wygląda pięknie
Jezioro.... z tej strony wygląda pięknie © amiga
Pałacyk myśliwski w Promnicach
Pałacyk myśliwski w Promnicach © amiga
Żaglówki na jeziorze
Żaglówki na jeziorze © amiga
Słońce już zachodzi
Słońce już zachodzi © amiga

Rodzinnie po lesie...

Niedziela, 18 maja 2014 · Komentarze(1)
TURBO - Kawaleria Szatana I

Niedziela popołudniu. Szybka ustawka z siostrą i mamą, jedziemy do pobliskiego lasu sprawdzić czy pojawiły się już grzyby. Jak zwał tak zwał, niemniej ja i szukanie grzybów to 2 różne sprawy, może inaczej, szukać to mogę, ale nie znajduję, za to chcę się przekonać czy po wczorajszej glebie jeszcze jestem w stanie prowadzić rower. Stłuczenie boli jak diabli, ale w końcu to dzień po, można się tego było spodziewać.

Kilka razy stajemy, w końcu przyjechaliśmy "rozkoszować się" lasem, przyrodą, a nie gnać po lesie. Dość miło upływa nam czas, powstaje dość spora kolekcja zdjęć :) Kilka z nich poniżej.

Pierwsze grzyby
Pierwsze grzyby © amiga

Coś na mnie zerka
Coś na mnie zerka © amiga

W górę panowie
W górę panowie © amiga

Gdzieś w leśnym runie
Gdzieś w leśnym runie © amiga

ZaDymno - ZaMokro

Sobota, 17 maja 2014 · Komentarze(0)
Martin Kesici feat. Tarja Turunen - Leaving You For Me


W Piątkowy wieczór docieramy do Starej Wsi pod Otwockiem, w bazie natykamy się na kilkadziesiąt osób przygotowujących siebie i rowery do maratonu. My mamy trochę czasu, startujemy rano. Jest za to chwila by porozmawiać z kilkoma znajomymi, a jest ich całkiem sporo. Czas mija dość szybko, udało się w między czasie przygotować rowery. Gdzieś w okolicach północy próbujemy zasnąć…, o ile Darek z tym nie ma większych problemów to ja walczę ze sobą…, walczę do 2:00, do chwili gdy piesi wychodzą na trasę i ruch w bazie zamiera.


Punkty jeszcze w bazie
Punkty jeszcze w bazie © amiga
Biuro pracuje pełną parą
Biuro pracuje pełną parą © amiga

Poranek
Wstajemy z dużym zapasem czasu, za oknem szaro, ale nie pada. Jemy śniadanie, rozmawiamy i powoli przygotowujemy się do wyjazdu. W między czasie dojeżdżają kolejni znajomi, chwila na powitania. Odprawa wyraźnie się opóźnia…, ale te kilkadziesiąt minut niewiele zmieni, miała być godzinę przed startem, a jest może za dwadzieścia ósma, gdy dostajemy wskazówki i mapy… To dość zaskakujące, na wszystkich maratonach mapy otrzymywaliśmy tuż przed startem, teraz mamy sporo czasu by zastanowić się nad trasą. Jest to o tyle trudne, że przed nami leży 5 płacht, 2 mapy główne 1:50000 – część północna i południowa oraz 3 mapy OS-ów. W skalach 1:15000 i 1:10000. Drugim zaskoczeniem jest rak jakiegokolwiek opisu punktów, czyżby aż tak perfekcyjnie zostały rozstawione?
Zobaczymy.


Rowery już gotowe
Rowery już gotowe © amiga
Chwila na odprawię
Chwila na odprawię © amiga

8:00-9:00
Kilkanaście minut po 8:00 w końcu wsiadamy na rowery, żegnani przez osoby jadące na TR75 i startujące dopiero za 2 godziny. My będziemy musieli stawić czoła lejącemu się z nieba deszczowi.
Ruszamy i już po chwili wjeżdżamy na teren pierwszego OS-a dla który został rozrysowany na 2 mapach. Najbliżej nas jest PK 2, początkowo po szosach, jednak już po chwili spotykamy się z pierwszym terenem, sporo kałuż i gdzieś po drodze odpada mi tylny błotnik, kilka sekund później czuję jego brak, spodenki są mokre… Podbijamy karty j zawracamy, na szczęście tą samą trasą i odnajduję zgubę, zapinam go, tym razem sprawdzam, czy wszystko jest poprawnie zapięte. Jedziemy w kierunku północnej części mapy, wjeżdżając w kolejne przecinki, Do jedynki skręciliśmy nie tak, ale zdajemy sobie z tego sprawę i możemy to skorygować ciut później, nadłożymy może 300metrówm jednak punkt jest tuż po skręcie, na dokładkę spotykamy jednego z organizatorów który nas informuje, że źle rozstawili ten PK i właśnie zabierają go na właściwe miejsce. Cóż… mała wtopa… za to my mamy podbitą kartę…i możemy jechać dalej szukać PK 5 i 3. Zawracamy do szosy, i wbijamy się w kolejną przecinkę, PK 5 pękła bez większych problemów, chociaż w butach już wyraźnie mokro, cały teren upstrzony jest kałużami i tonami piachu który powoli oblepia nasze rowery, słyszę jak rzęzi napęd, jak męczą się hamulce… PK 3 jest nieopodal i z jego namierzeniem nie mamy najmniejszych problemów.

Nie za dużo tych map?
Nie za dużo tych map? © amiga
Mała awaria
Mała awaria © amiga
Bunkier.... tutaj?
Bunkier.... tutaj? © amiga

9:01-10:00
Najbliżej nas jest wysunięty najbardziej na północ punkt OS-a- PK4, Droga dość prosta i po raz kolejny w zasadzie wjeżdżamy na miejsce, wyjeżdżamy nieco inaczej niż planowaliśmy, ale za to będzie bliżej do kolejnego lampionu przy PK6. Przy dojeździe natykamy się na spore łachy piachu, które stwarzają nam problemy przy próbie jazdy, las jakby się przerzedza, tyle, że ścieżki, przecinki jakby są mniej wyraźne, trudniejsze do namierzenia, kompas musi być w użyciu, z grubsza kierujemy się na azymut, piesi dobitnie nam wskazują miejsce umieszczenia lampionu, nie mamy z nim problemu. Za to przy wyjeździe z punktu coś Darkowi strzela w tylnym kole. Zatrzymujemy się i sprawdzamy co to może być, Chwila oględzin i wygięła się sprężynka, przy klockach, to ona haczy o tarczę, prostujemy ją i ruszamy dalej, w tej chwili więcej nie zrobimy, może gdy będziemy przejeżdżać w pobliżu cywilizacji i będzie otwarty jakiś sklep rowerowy… - pomarzyć można :)
Ósemkę odnajdujemy dość szybko. Wygląda na to, że zaliczamy ok 3 punktu na godzinę, jako, że na OS-ie jest ich 18 to utkniemy tutaj na jeszcze kilak godzin…, to już nie cieszy, tym bardziej, że czeka nas jeszcze jeden nieco mniejszy OS nieco później


Trzeba się zastanowić gdzie dalej
Trzeba się zastanowić gdzie dalej © amiga

10:01-11:00
Kierujemy się z grubsza na południowy-zachód. Docieramy do mostku i musimy odszukać właściwą ścieżkę, prowadzącą do PK 10, Lampion podobnie jak wcześniejsze jest na swoim miejscu. Zawracamy do mostku i chwila zastanowienia, czas na 11-kę (już na mecie zauważyliśmy, że w pobliżu w lewym górnym rogu był jeszcze jeden punkt, po prostu go nie zauważyliśmy, oznaczenie zlało nam się z pobliskim boiskiem, trochę szkoda). PK11 – banalny, nie mamy problemów z jego namierzeniem, 12-ka nie wygląda na specjalnie trudniejszą. Licząc kolejne przecinki wjeżdżamy na właściwe miejsce, podbijamy karty i lecimy na PK7, dojazd również wydaje się banalny, tyle, że tym razem wjechaliśmy o jedną przecinkę za wcześnie, dopiero po analizie oznaczeń na mapie zdajemy sobie sprawę z tego, gdzie jesteśmy, straciliśmy tutaj dobre kilkanaście minut… Za karę czeka nas dość wredny podjazd po piachu, hamulce i napęd coraz głośniej dają znać o sobie, wkrótce odnajdujemy lampion. Podbijamy karty.
Powoli przestaje padać.


Masa piachu na rowerze
Masa piachu na rowerze © amiga

11:01-12:00
Za to do Pk13 prowadzi dość prosta droga, nieco przed mijamy leśników, którzy dość dziwnie się nam przyglądają, zaliczamy PK i ruszamy na 14-kę i późniejszą 17-kę odnajdujemy bez problemów. Za to przejazd przez łąkę po wyrębie lasu jest niebyt przyjemny ale to drobny fragment całości, tyle, że tam czekał na nas lampion z 18-ką ;). Przez chwilę gubię się na mapie, ale jak wkrótce się wyjaśniło, darek miał zaznaczony nieco inny wariant na mapie i ciągnął nim, dlatego nie zgadzał mi się kierunek przy dojeździe do PK18. Ja miałem zaznaczony najazd od zachodu, a Darek od wschodu ;), nie pierwszy i nie ostatni to taki przypadek. Do zaliczenia na OS-ie zostały już tylko 2 punkty, Pobliska 16-ka i nieco dalej 15-ka. Zaliczamy je bez problemu i chyba schodzi z nas napięcie, w końcu mamy OS-a za sobą. Mam wrażenie, że o klockach hamulcowych mogę tylko pomarzyć. Odgłosy wydobywające się z napędu świadczą o tym, że dostał popalić…
12:01 – 13:00
Wyjeżdżamy z Mazowieckiego Parku Krajobrazowego i z grubsza kierujemy się na Reguty, na kolejny OS, ma być nieco mniejszy i tylko 9 punktów do zaliczenia. Na dzień dobry spotykamy się z dość wredną drogą – 50ką, sporo Tirów, ale musimy nią pojechać, to najkrótszy i najszybszy wariant by dojechać do krańca OS-a i naszego pierwszego PK. Do PK 27 podjeżdżamy od wschodu zamiast jak planowaliśmy od północy, ale może to i lepiej… chwilę później zawracamy na szosę i jeszcze kawałek ciągniemy na wschód by wjechać w przecinkę prowadząca na PK 28, towarzyszy nam kilku innych zawodników, gdzieś na całym odcinku wielokrotnie się mijamy :) Tutaj odległości pomiędzy punktami są niewielkie, za to spore znaczenie ma poprawna nawigacja. Las dość ładny, jednak nie ma specjalnie jakiś wielu charakterystycznych punktów, PK 25 znajduje się w pobliżu zabudowań Regut. Kierujemy się z niego dalej na wschód by odnaleźć PK 24.
13:01-14:00
Tuż obok znajduje się PK 23, nie podoba mi się jednak plątanina ścieżek na mapie, tutaj łatwo o błąd. Tuż przed punktem skręcamy nie w tą ścieżkę, na szczęście szybko się orientujemy, że coś poszło nie tak i zawracamy, tym razem bez problemu docieramy na PK23. Podbijamy karty i lecimy na PK22 – dość mocno wysunięty na południe. Kolejne punkty odszukujemy w dość ekspresowym tempie, więc zaliczamy 22, 21, 19 i 26, Dwa ostatnie zaliczyliśmy w odwrotnej kolejności niż było to zaznaczone na mapie, Przyczyna prozaiczna, skręciliśmy nie tak i w efekcie wylądowaliśmy w pobliży 19ki.
Koniec OS-a, już więcej nie będzie, sporo punktów za nami i tylko 50km przejechane. Chyba obydwoje czujemy ten odcinek, gdzie cały czas trzeba było walczyć z piachem wodą i błotem…
Jednak to już historia ;)


Nad Wisłą
Nad Wisłą © amiga
Lekko podniesiony poziom wody
Lekko podniesiony poziom wody © amiga

14:01-15:00
W końcu możemy zacząć posługiwać się mapami 1:50000, w końcu czekają nas dłuższe przeloty, kierujemy się na PK29. Robi się ciepło, termometr wskazuje ponad 20 stopni. Może się wysuszymy?
Końcówka dojazdu do lampionu dość paskudna, ścieżka prowadząca przez podmokły teren, przez bagna, w wielu miejscach zalana. Za to namierzenie lampionu banalne, zawracamy do szosy. Chwila rozmowy z Darkiem i odpuszczamy PK 47, jest zupełnie nie po drodze, a pewne jest jedno, nie zdobędziemy kompletu.
Do 32-ki obieramy inną drogę niż pierwotnie planowaliśmy, ścieżka prawdopodobnie będzie przypominała to z czym mieliśmy do czynienia przy dojeździe do 29ki. Pojedziemy naszą ulubioną szosą – 50ką ;). W okolicach Taboru widzę jakąś małą lokalną stację benzynową i… toytoykę. Dano coś mnie tak nie ucieszyło. Zatrzymujemy się na chwilę, kupujemy kolę i proszę właściciela/pracownika o udostępnienie klucza, po prostu muszę. Słyszę, że to dla pracowników, ale dla przyjaciół rowerzystów… nie ma problemu.
Do Całowania (taka miejscowość) dojeżdżamy dość szybko, chyba warto było nadłożyć te kilka km po szosach, niż przepychać się przez bagna. Punkt w pobliżu miejscowości, kolejne dziurki pojawiają się na naszych kartach.
Zawracamy, kierujemy się na Sobiekursk i Ostrówiec.
15:01-16:00
Większość drogi banalna po szosach, po raz ostatni dzisiaj przekraczamy 50-kę. Dopiero za Ostrówcem wjeżdżamy w pola, jest tego niewiele, a Lampion przy PK30 po raz kolejny widoczny z daleka.
Teraz przyszło pora na decyzję, co z PK 31, spotkany wcześniej na OSie Adam wspominał, że dojazd do PK w zasadzie jest niemożliwy, tyle, ze on próbował podjechać na niego od wschodu czy może północnego wschodu. My będziemy jechać z drugiej strony, powinno być chyba lepiej…
Większość po raz kolejny szosami, można się rozpędzić i poczuć wiatr we włosach…, za to kilkaset metrów przed Pk niespodzianka, pozalewane dość głębokie rowy, w 2 miejscach przed kołami przepełzają nam węże (później próbowałem odszukać co to było i najprawdopodobniej były to padalce, czemu ich od razu nie rozpoznałem? W końcu w lasach Ochojeckich też tego pełno, ale może to adrenalina, zmęczenie, zaskoczenie?). Próbujemy dostać się do PK z 2- stron. W końcu decyzja, to… nie ma sensu i tak straciliśmy już sporo cennego czasu. Odpuszczamy i zawracamy.

Co tam widać po drugiej stronie?
Co tam widać po drugiej stronie? © amiga

16:01-17:00
Bardzo długi przelot mijamy Wygodę, Otwock Wielki, Nabrzeż by skręcić w pobliżu ośrodka WOPY w ścieżkę i płytówką dotrzeć do brzegu Wisły i naszego PK. Chwila odpoczynku, chwila na banana i ruszamy dalej. Zawracamy do Nabrzeża i odbijamy w kierunku na Karczew wzdłuż kanału Ulgi. Czeka nas dość długi i wredny odcinek po drodze 801. Początkowo uciekamy na pobocze, ale tak się nie da jechać, w końcu namawiam Darka na pociągnięcie asfaltem, będzie szybciej i może nie będzie tak męczące. Wkrótce docieramy do skrzyżowania z 721i skręcamy na zachód, szukając ścieżki prowadzącej nas na punkt, tyle, że ścieżki nie ma a my skręciliśmy na południe, jak? Kiedy? Chwila nieuwagi i zaliczam glebę, próbując odsunąć zwisającą gałąź nie zauważam piaskownicy pod spodem… Róg uderza mnie kilka cm od splotu słonecznego. Mija dobre kilka minut zanim dochodzę do siebie…, Darwek coś wspomina o powrocie do bazy, ale jeszcze nie teraz…. Sprawdzam uszkodzenia, siebie, zdjęty skalp z klaty, trochę krwi, będzie siniak, sprawdzam żebra – wydaje się, że są całe… Rower w zasadzie wyszedł z tego bez większego szwanku, złamany mapnik… będę go trzymał w ręce. Chyba, że nie dam rady… ale to się okaże.
W końcu zawracamy by nieco dalej odnaleźć właściwą przecinkę i nasz punkt.


I po mapniku
I po mapniku © amiga

17:01-18:00
W Józefowie gdzieś przy drodze zatrzymujemy się przy sklepie, Darek wchodzi, ja pilnuję rowerów, chwila z energetykami powinna mi pomóc, jedno jest pewne, musimy powoli zawracać do bazy. Kilka minut przerwy dodało mi nieco sił, obicie boli ale mogę jechać. Niedaleko jest PK 35 w okolicy ośrodka wychowawczego, gdzieś na niebieskim szlaku. Do ośrodka dojeżdżamy dość szybko, jednak chwilę zajmuje nam namierzenie lampionu, zbyt dużo ścieżek na miejscu… Niemniej lampion jak to na całej trasie znajduje się we właściwym miejscu :)

Ostatni PK na trasie
Ostatni PK na trasie © amiga

18:01-19:00
Dzisiaj zaliczymy już tylko dwa punkty, 38 i 37, na więcej nie mamy specjalnie czasu.
Kierujemy się szosami na Młądz, z mapy nie wynika, że będziemy mieli jakieś problemy, jednak na miejscu krążymy w koło, na dokładkę zaczyna padać, kilka razy odmierzamy odległości sprawdzamy mapy i… nic…W końcu ostatnie próba, i lampion jest… na płocie obok kontenera, w którym jest mini salon gier. Lampion powinniśmy od razu zauważyć…, Po raz pierwszy chyba żałuję, że nie było opisu PK… rozświetleń czy czegokolwiek. Zawracamy, kierujemy się na Teklin i dalej na Jabłonną, gdzieś pomiędzy tymi miejscowościami powinien być kolejny lampion – 37. Tym razem trafiamy na niego w zasadzie bezbłędnie. Podbijamy karty.

Dalej mokro
Dalej mokro © amiga

19:01-meta
Teraz pozostało nam już tylko dojechać do mety przed 20:00, jest jeszcze trochę czasu, ciągniemy szosami, i w końcu dopadamy bram szkoły, oddajemy karty i dopiero teraz zauważamy brak PK9 (o czym pisałem wcześniej).
Jeden prysznic na kilkadziesiąt osób to trochę za mało, ale dzięki temu mamy sporo czasu na rozmowy ze znajomymi, mija chyba dobra godzina do chwili gdy udaje nam się spłukać błoto, piasek i pot. Na dokładkę nasze rowery będą pozbawione tej przyjemności, muszą cierpieć jeszcze trochę, organizatorzy nie przewidzieli miejsca na spłukanie tego syfu…
W sumie impreza całkiem udana, gdyby nie drobne niedociągnięcia: prysznic, brak możliwości opłukania rowerów, reszta to pogoda, która mocno dała się we znaki. W chwili gdy pisze te słowa wiem o jeszcze jednym szczególe, gleba była na tyle paskudna, że na siniaku się nie skończyło, żebra całe, ale jest krwiak i obite płuco… Na chwilę muszę odpuścić maratony a dojazdy dopracowe powinny być bardziej lajtowe. Ideałem było by gdybym odpuścił zupełnie jazdę na rowerze i wziął wolne.

Objazd trasy, trening i powrót....

Sobota, 10 maja 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
KAZIK - Idę tam gdzie idę


Dzień nietypowy..., z rana pobudka i... muszę siąść i zaplanować trasę, wprowadzić interesujące mnie punkty do endomondo...
W końcu gdzieś kolo 9:00 wyjeżdżam z domu. Kierunek.... Dworzec PKP Katowice. 
Pakuję się do pociągu i... spotykam Yoasię :) jadącą na Jurę... W pociągu na miłej rozmowie moja godzina.
W Łazach muszę wysiąść, Yoasia jedzie dalej, muszę dotrzeć do Siewierza i sprawdzić przejezdność wstępnie wyznaczonego szlaku przejazdu uczestników spotkania integracyjnego..., przynajmniej taki jest plan. 
Początek drogi to zielony szlak z Łaz do Siewierza, tyle, że na chwilę odbijam pofocić odnowiony dworzec PKP w Łazach...

Dworzec PKP w Łazach
Dworzec PKP w Łazach © amiga

By po kilku minutach ruszyć na zachód, kierunek jest o tyle prosty do ustalenie, że dzisiaj wiatr wieje z tamtego kierunku..., niby pomaga, ale jak będą górki...
Początkowo nie ma nigdzie oznaczeń "zielonego", jadę trochę na czuja, wspomagając się mapami i gps-em... Na szczęście już po kilku km zaczynają się gdzieniegdzie pojawiać jakiekolwiek znaki. Niestety część szlaku tonie w jakiś bagnach... Przepycham rower..., za to im bliżej Siewierza tym ścieżka lepsza, lepiej oznaczona...., robi się szeroka...
w mieście obowiązkowy postój przy zamku i na ryku, jednak to nie cel mojej wycieczki, na dokładkę, nie mam zbyt wiele czasu, za... kilka godzin muszę być  w kaletach, a kilka miejsc wymaga sprawdzenia.

Zamek w Siewierzu
Zamek w Siewierzu © amiga
Fontanna na rynku
Fontanna na rynku © amiga

Za Siewierzem kluczę po lasach szukając pozostałości składu bomb i resztek jednostki wojskowej..., niestety wiele nie zostało..., myślę, że to miejsce nikogo nie zainteresuje, w zasadzie jedyny ślad do wybetonowane place 5x5m. szkoda. Za to las po którym jechałem robi wrażenie, jest niesamowity.

Piękne lasy
Piękne lasy © amiga

W Zadzieniu w oko wpada mi dla odmiany miejsce postojowe, przy okazji sprawdzam godziny otwarcia wszystkich napotkanych sklepów, to może być bardzo cenna informacja za miesiąc.

Miejsce postojowe w Zadzieniu
Miejsce postojowe w Zadzieniu © amiga
Sklepy też są ważne na trasie
Sklepy też są ważne na trasie © amiga

W Zendku pakuję się w teren, interesują mnie tutaj 2 miejsca, stare poniemieckie lotnisko, tyle, że w tej chwili całość terenu pochłonął już AirPort Katowice w związku z rozbudową, trochę szkoda.... jednak nieco dalej natykam się na drugi i punkt... zbiorniki na paliwo (niestety nie są zbyt ciekawe) i ciekawy bunkier kamienno-betonowy, jest małym, ale o dość niespotykanej budowie.

Bunkier kamienno-betonowy
Bunkier kamienno-betonowy © amiga
Panorama z bunkra
Panorama z bunkra © amiga

Kilkadziesiąt minut później mijam Brynicę i zdzwaniam się z Darkiem, już nie mam czasu na podziwianie, na błądzenie, na szukanie... teraz muszę pędzić na Kalety. 

Granica - Brynica
Granica - Brynica © amiga

Udaje mi się dotrzeć na miejsce ciut przed czasem, pakujemy rowery na samochód i jedziemy do Zabrza gdzie dowiaduję się o treningu Darka..., jestem trochę zmęczony, ale cóż..., jak trzeba to trzeba, dobrze, że mam szybszy rower ze sobą, przynajmniej mam szansę na dotrzymanie koła Darkowi ;P

Po dość intensywnych 90 minutach wracamy do Zabrza, mam jeszcze godzinę, w zasadzie upłyneło nieco więcej czasu, jednak muszę się zebrać i wrócić do Katowic.


W sumie dzień wypadł dużo lepiej niż się spodziewałem ;)

Tarnowski góry i powrót do Katowic

Niedziela, 4 maja 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Rufus Wainwright - Hallelujah
Dzień po wyrypie, większość ciuchów jeszcze schnie, na szczęście mam zapas. temperatura wyraźnie wyższa, a że jestem w Zabrzu to... z Wiktorem, Igorem i Darkiem postanawiamy się pokręcić po okolicy, z grubsza plan to DSD, co wyjdzie... to już inna sprawa.
Prowadzi Darek, zna ten teren jak własną kieszeń :), Po drodze mała przerwa przy sklepie a dalej po raz pierwszy zjeżdżamy do wyrobiska kamieniołomu "Bobrowniki". Miejsce niesamowite, na dokładkę idealne do ćwiczenia podjazdów, wracając pod górę jest kilka miejsc gdzie nie ma mowy o jeździe, trzeba pchać...
Po powrocie na Helenkę, mina trochę czasu na pogaduchach i pora wracać do Katowic, trzeba się przygotować do pracy :), w sumie fajnie spędzony dzień :) 


Chwila odpoczynku
Chwila odpoczynku © amiga

Pogoda dopisuje
Pogoda dopisuje © amiga

Tu mnie jeszcze nie było
Tu mnie jeszcze nie było © amiga

Wyrobisko
Wyrobisko © amiga