Wpisy archiwalne w kategorii

tam i z powrotem

Dystans całkowity:23118.73 km (w terenie 6486.68 km; 28.06%)
Czas w ruchu:1325:59
Średnia prędkość:17.44 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:128130 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Suma kalorii:971214 kcal
Liczba aktywności:427
Średnio na aktywność:54.14 km i 3h 06m
Więcej statystyk

Klopsztanga

Środa, 9 listopada 2011 · Komentarze(9)
Do pracy już mi się nie chce jechać na rowerze, wieczorem jest już ciemno, zimno , przez lasy jedzie się średnio, a dróg unikam. Jednak jestem na tyle uzależniony od roweru, że musiałem gdzieś pokręcić, ... chociaż chwilę. Udało mi się namówić Piotrka do krótkiego wyjazdu po okolicy. Długo nie jeździł, więc było bez szaleństw. Kawałek przez las a później drogami rowerowymi na muchowiec i dolinę 3 stawów. Na miejscu 2 przerwy jedna przy ... klopsztangach (dawno ich nie widziałem) a druga przy największym stawie. Poniżej kilka fotek z dzisiejszego wyjazdu.

Klopsztanga (trzepak) © amiga


Klopsztanga - plakat © amiga


klopsztanga - opis © amiga


3 stawy wieczorem © amiga

Lepsza strona Zabrza

Sobota, 5 listopada 2011 · Komentarze(8)
Lepsza strona Zabrza

Wraz z DJK71 od kilkunastu dni planowaliśmy wycieczkę po ciekawych miejscach w Zabrzu. „Day 0” zaczął się od „wycieczki” rowerem do peronów umieszczonych przy kopalni odkrywkowej PKP Katowice. W pociągu spotykam Kosmę100 udającą się na ten sam zlot ;), była okazja do ponarzekania na brak haków na rowery w nowiutkich pociągach ELF jeżdżących w barwach Kolei Śląskich. Pewnie je zamontują za 30 lat po pierwszym remoncie ;).
W Zabrzu przy odnowionym dworcu czekają na nas DJK71 i WRK97. Pierwszą atrakcją jest sklep spożywczy (właściwie delikatesy) w pobliżu Zabrzańskiego „Rynku” (plac Wolności). Mamy okazję do podziwiania pobliskiej „płaskorzeźby” i wizyty w „Punkcie Informacji Turystycznej”, w którym otrzymujemy stosowne przewodniki i mapy.

Jednym z pierwszych przystanków na trasie jest Zabrzański kirkut założony w 1872 roku. Rosnące tutaj klony, platany i jesiony wraz z pozostałymi pnącymi się roślinami robią niesamowite wrażenie.

Zabrzański Kirkut © amiga


Miejsce pamięci © amiga


Jesień na cmentarzu Żydowskim w Zabrzu © amiga


Rodzinny pomnik © amiga


grobowce na cmentarzu © amiga


Płyta nagrobna © amiga


rośliny na cmentarzu © amiga


Pomnik rodzinny © amiga


tablica nagrobna na Zabrzańskim Kirkucie © amiga


uszkodzona tablia © amiga


Jesień na cmentarzu © amiga


Miejsce pamięci © amiga


płyta nagrobna na cmentarzu żydowskim w Zabrzu © amiga


Chwila zadumy © amiga


Spędzamy tam kilkadziesiąt minut i powoli w ciszy jedziemy nieco dalej, obejrzeć jeden z kilku stalowych domów znajdujących się w mieście.

Stalowy dom w Zabrzu © amiga


Szkoda, że taki zaniedbany, ale pewnie i dla niego nastaną lepsze czasu.

Kolejnym punktem w programie jest pomnik przy jednym z budynków w Zabrzu, niestety tablica jest już nieczytelna, a samo miejsce jest zaniedbane :(.

Za szybko jechał ... © amiga


Kawałek dalej podziwiamy jedną z kilku zabytkowych wież ciśnień, kiedyś była na terenie huty Zabrze, teraz dostęp do niej jest dużo prostszy.

Wieża ciśnień w centrum Zabrza © amiga


Wsiadamy na rowery i jedziemy dalej, kierujemy się do remontowanego szybu Maciej i dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności zostajemy zaproszenie na jego zwiedzenie. W środku podziwiamy maszyny które często mają po prawie 100 lat i dalej działają (Ciekawe czy mój domowy komputer będzie działać za 100 lat ;P ).

Szybowskaz w Szybie Maciej w Zabrzu © amiga


Jeszcze w remoncie © amiga


Uwaga zły pies © amiga


Silnik parowy © amiga


Pokaż język ... © amiga


Po ponad godzinie pobytu żegnamy się z przemiłym kierownikiem tego miejsca i ruszamy dalej. Odwiedzamy "Cmentarz Jeńców Radzieckich" w Lasku Makoszowskim i Pomnik Ofiar Pożaru w kopalni Makoszowy znajdujący się naprzeciwko wejścia głównego do kopalni

Pomnik przy kopalni Makoszowy © amiga


Wracamy do centrum Zabrza i odbijamy w kierunku Zaborza po drodze odwiedzamy kolejną wieżę ciśnień. Jest potężna, szkoda że również jest tak zaniedbana/zdewastowana.

Wieża ciśnień w Zabrzu © amiga


Kilkadziesiąt metrów dalej zauważamy pomnik Bohaterów Monte Cassino, więc robimy kolejny postój, robimy fotki i ruszamy dalej.

Pomnik bohaterów Monte Cassino © amiga


Pomnik bohaterów Monte Cassino w Zabrzu © amiga


Kolejnym punktem jest wyjście z szybu Luiza, remont trwa tu w najlepsze więc nie ma możliwości wejść gdzieś dalej. Na szczęście na obżeżach też jest co zobaczyć.

Para buch ... © amiga


Dawny Cooler © amiga


Przy głównym wejściu do szybu Luiza natykamy się na robota

Roboty są wśród nas © amiga


Ruszamy dalej kierujemy się na Biskupice, już dawno temu chciałem odwiedzić to miejsce. Wcześniej wielokrotnie miałem okazję podziwiać to miejsce z okien pociągu, ale do dnia dzisiejszego nie udało mi się go odwiedzić.

Panorama Biskupic © amiga


Fabryka chmur © amiga


Jezioro w Zabrzu © amiga


Zaczyna się ściemniać więc pora kończyć wycieczkę. Jedziemy na Helenkę chwilę odpocząć i posilić się (dzięki Anetko) i po 18:00 wraz z Moniką kierujemy się drogą 94 w kierunku Czeladzi. W pobliżu Siemianowic Śląskich rozstajemy się, Monika jedzie dalej, a ja odbijam na Katowice.

Kościół w Bytomiu © amiga


Długo będę pamiętał tą wycieczkę, było pięknie, ciepło, ... jak nie w listopadzie .... Mam nadzieję powtórzyć objazd po Zabrzu za jakiś czas gdy dzień będzie dłuższy.

Das Korba

Czwartek, 3 listopada 2011 · Komentarze(4)
Połączony trochęzaległy wpis. W weekend kilka krótkich wypadów na rowerze. Jeden do ligoty i kilka do najbliższego serwisu rowerowego.
Od jakiegoś czasu słyszałem, że leci mi suport. Zgrzytanie bardzo nieprzyjemne, więc pierwotna myśl to wymiana środka suportu i tyle. Coś mnie jednak podkusiło i kupiłem całą nową korbę SLX (planowałem ją kupić na wiosnę). Przy demontażu starej korby okazało się, że jeden z gwintów w korbie jest uszkodzony i wymiana zamiast 30 min zajęła nam ponad 3 godziny. Montaż nowej zajął tylko kilkanaście minut. Ze starej nie miałem już czasu i ochoty wykręcać pedałów więc wkręciłem Look-i 4x4. Przekręciłem bloki w butach na odpowiednie i tyle. Jutro pierwszy dłuższy wyjazd na rowerze. Zobaczymy jak całość spisze się w praktyce. Poniżej kilka fotek.

dzieło zniszczenia © amiga


i po korbie © amiga


maximum destruction © amiga

Jesiennie po lasach

Niedziela, 16 października 2011 · Komentarze(0)
Kilka ostatnich dni było nierowerowych. Powodów było kilka. Głownie jednak po prostu mi się nie chciało (w końcu zakończona została walka z ogrzewaniem w domu. Udało się częściowo przywrócić dom do stanu używalności). Wczoraj wieczorem jednak już mnie nosiło więc … umyłem rower ;). Nie wystarczyło to na długo i dzisiaj jeszcze przed południem gdy temp osiągnęła całe 5 stopni wsiadłem na ktm-ka i ruszyłem w siną dal. Pierwszych kilka km było masakrycznych, przerzutki robiły co chciały, łańcuch przeskakiwał. Już zastanawiałem się czy nie wrócić, jednak po jakimś czasie wszystko zaczęło funkcjonować bezbłędnie. Chyba gdzieś w zakamarkach łańcucha i przerzutek pozostały resztki błota - musiało się wykruszyć, rozruszać i było ok.
Wybrałem się trasą na Lędziny, bo szybka, prosta a ja nie miałem zbyt wiele czasu. Na 16:00 byłem umówiony, więc nie mogłem poszaleć ;( i pojechać tam gdzie pierwotnie planowałem (Pszczyna i Goczałkowice). W zamian w Lędzinach odbiłem na Imielin i dalej ponownie lasami pojechałem w kierunku Mysłowic.
Pomimo temperatury dzień był piękny, słoneczny, bezchmurny, a w lesie nawet wiatr nie przeszkadzał ;) . Inaczej niż ostatnio po drodze mijałem pieszych, rowerzystów. Chyba wiele osób chciało coś uszczknąć z tego dnia.
Warto było wyjechać, dotarłem w kilku przypadkach do miejsc, w których jeszcze nie byłem, lasy rewelacyjne. Szkoda tylko że tak krótko. Chyba to sobie jutro odbiję gdy będę jechał do Gliwic ;P


Kapliczka w pobliżu Hamerli © amiga


Wycinka drzew © amiga


Zygfryd w lesie © amiga


Leśna ścieżka w okiliczach Imielina © amiga


Leśna ścieżka © amiga


Użytek ekologiczny Płone Bagno © amiga


droga leśna © amiga


Koniki na Wesołej © amiga


Zalew Fala © amiga


Ślad GPS


i
Piotr Rogucki - Jesień


Średnia kadencja 60.

Do bankomatu

Wtorek, 11 października 2011 · Komentarze(2)
Dzisiaj krótki przelot do bankomatu. Oczywiście pojechałem drogą nieco okrężną. W linii prostej mam do niego może 500m. Ale miałem ochote przejechać się kawałek. Czasu na więcej specjalnie nie było. Jutro wchodzi mi w końcu ekipa remontowa, po 2 tygodniach różnych problemów i 2 wizytach "gazowników". W końcu ma być wszystko zamknięte, skończone. Pewnie w weekend trzeba będzie trochę ogarnąć mieszkanie ale trudno.

Po kilkudniowej przerwie jadę do Gliwic rowerkiem. Trzeba mu zrobić nową fotę bo w końcu jest czysty :), dorobił się błotników i nowej sztycy. Po glebce z zeszłego tygodnia stara coś dziwnie skrzypiała. Wolę nie ryzykować.

Gumek cd ...

Niedziela, 9 października 2011 · Komentarze(6)
W piąteka lało, więc odpuściłem sobie jazdę na rowerze. Sobota klasycznie zajęta, jednak na niedzielę miałem pewnien plan dotyczący wyjazdu. Sporo jednak zależało od pogody i ta niestety nie dopisała. Więc pewnie skończyło by się wieczorze filmowym. Na szczęście musiałem się wybrać do lokalu wyborczego. Pogoda poprawiła się na tyle, że postanowiłem przejechać się po okolicy. Pozbierałem się i w drogę. Już po kilku km zaczął padać deszcz i towarzyszył mi przez większość trasy z drobnymi przerwami. Pojechałem najfajniejszą trasą, tzn w kierunku Murcek, a później Lędzin. Planowałem zrobić kółko przez Mysłowice jednak w drodze złapałam gumę, a w zasadzie 2 gumy :) Nie wiem na czym ale poleciały dętki w obu kołach (Pierwsze przebica nie w Zabrzu :). Wymiana i łatanie chwilę mi zajęły, więc skróciłem nieco trasę, pojechałem przez Tychy i Czułów. Droga nieco krótsza i łatwiejsza, więc zyskałem na czasie.

Pana pod Lędzinami © amiga


Hamerla - staw © amiga


Wypogadza się © amiga


Rzut oka na tychy © amiga


Kadencja tragiczna, ale nie zależało mi dzisiaj na niej :) - 60

II Rowerowy Plener – Zabrze Rokitnica

Niedziela, 25 września 2011 · Komentarze(4)
Jest niedziela godzina 6:00, dzwoni budzik (w zasadzie opcja budzenia w telefonie). Chyba jestem nienormalny, żeby wstawać o tej porze w dzień wolny od pracy. Jakoś udało się powoli pozbierać, sprawdzam temperaturę (shit - 6 stopni), ubieram się cieplej i w drogę. Jadę początkowo znaną mi trasą do Kończyc tam odbijam na centrum Zabrza i dalej już prosto, Mikulczyce i Rokitnica.
Na przystanku autobusowym czekam na resztę wesołej kompaniji. po kilkunastu minutach docierają Anetka, WRK97, Igor03 chwilę później spotykamy się z DMK77,
Cykorek, MKK08. Pierwotny plan obejmował start w zawodach Wiktora, Igorka, Damiana i mój. Jednak ... jakoś nie mogę się zdecydować, coś się źle czuję (lekko podniesiona temp, opuchnięta twarz), jak to się mówi - złej baletnicy ..... itd .. . Wymówka jest ;).
Przy zapisach panuje chaos. Organizatorów chyba trochę przerosła impreza, połączenie w tym samym czasie 2 różnych imprez rowerowych nie wyszło na dobre nikomu. Zaczęło się od rejestracji, i wydawaniu numerków, później przez dobrą godzinę, nie było wiadomo, gdzie jest start, w jakiej kolejności startują poszczególne kategorie. Ech...
Organizatorzy wyruszają na trasę. © amiga


Jakoś jednak się udało i pierwszy na trasę rusza Igorek. Start bdb, niestety później kilka razy spada mu łańcuch i szanse na pudło są pogrzebane, a szkoda. Pomimo problemów na trasie, zdobywa 4 miejsce (szkoda, że organizatorzy nie pomyśleli o nagrodach za dalsze miejsca, dyplom w zupełności by wystarczył, a tak pozostał drobny niesmak i rozczarowanie dzieciaka).

Igor na Trasie © amiga


Drugi startuje Wiktor.

Wiktor na stracie © amiga

i tuż za linią startową, .... spada mu łańcuch. Klątwa, a może sabotaż ? Traci cenne sekundy, rusza jako ostatni. Na trasie nieco nadrabia i w konsekwencji kończy zawody na 7-mym miejscu.

Do mety tuż tuż © amiga


Teraz z kolei przychodzi pora na Damiana.
Start mężczyzn i kobiet na II Rowerowym Plenerze w Zabrzu w 2011 © amiga

Poprzednie starty rozpoczynał wystrzał z pistoletu, tym razem jednak organizatorzy postanowili zaskoczyć wszystkich - wyścig rozpoczyna się znienacka, gdy sędzia wypowiada półgębkiem słowo "start". Zawodnicy są trochę zdezorientowani i tracą kilka cennych sekund. Ech ...
Na metę DMK77 wpada jako pierwszy ze sporą przewagą, nad kolejnymi zawodnikami (jakoś nie spodziewałem się innego wyniku).
Teraz zostaje nam już tylko czekać na ogłoszenie wyników i tombolę. W między czasie docierają na miejsce zawodów DJK71 i Kosma100, wyglądają na trochę zmęczonych dzień wcześniej zaliczyli z niezłym wynikiem "Jesienne Trudy 2011"
(relacje: Darka i Moniki).
Czas leci nieubłaganie, żegnamy się z Damianem, Sabiną, Marcelkiem - mają daleką drogę przed sobą. Kilkadziesiąt min później żegnamy Monikę. Po 17:00 następuje rozdanie medali w równoległej imprezie rowerowej AZS MTB, a później oczekiwana TOMBOLA. Fanta zdobywa jedynie Wiktor, rower (główna nagroda) trafia do kogoś innego (trudno, może następnym razem ?).

Pokaz mody na II Rowerowym Plenerze w Zabrzu © amiga


Podsumowanie.
Nie było źle, pomimo niedociągnięć organizatorów. Miałem okazję spotkać się z ciekawymi ludźmi, pokibicować bikestats-owiczom, strzelić kilka fotek i przejechać się na rowerze (do i z Zabrza). Za rok również się zamelduję na III Rowerowym Plenerze w Zabrzu. Może zdecyduję się nawet na start ?

GeMnO V - Węgierskie peryferia, a może perypetie ?

Niedziela, 11 września 2011 · Komentarze(8)
Dzień O

Jest piątek godzina 7:00 pobudka, szybkie śniadanie i rozpoczynam przygotowania do wyjazdu (planowany jest ok 16:30, ale wbrew pozorom jest go mało). Pierwszym punktem jest umycie i naoliwienie rowera po ... 3 tygodniach dojazdów do pracy. O 10:00, zawożę go do serwisu. Jest parę drobiazgów do wyregulowania/poprawienia, sam nie chcę się tym bawić. Po powrocie z serwisu sprawdzam check-listę i zaczynam się pakować. Trochę tego jest ..., w między czasie dociera kurier z karimatą i śpiworem. Ok. 14:00 z grubsza jestem gotowy i mogę już na spokojnie odebrać rower. Chwila odpoczynku i przyjeżdża Kosma. Jest już późno a mamy przed sobą ok 160km drogi. Początkowo jazda idzie nam całkiem nieźle, omijamy korek na A4 pomiędzy Katowicami a Brzęczkowicami, jednak na płatnym odcinku autostrady trwają w najlepsze remonty, więc o szybkim przemieszczaniu nie ma specjalnie mowy. Za Krakowem jest gorzej, przez kilkanaście km wleczemy się w żółwim tempie. Zapada zmrok. Mijamy kolejne miejscowości, w świetle księżyca majaczą na horyzoncie góry. Podjazdy na drodze są coraz "ciekawsze", momentami mamy wrażenie, że za chwilę droga się skończy przepaścią. W końcu po 21:00 docieramy na miejsce. Odbieramy gadgety (mapy, przewodniki itp.) i idziemy na salę gimnastyczną, gdzie mamy zadekować się na 2 dni. Warunki spartańskie, ale mające swój urok. Niektórym ciekawie się bawią i koszulka z numerem startowym ląduje na tablicy kosza :)
Ktoś się nieźle bawił © amiga

Jesteśmy zmęczeni więc, po browarze idziemy spać. Jutro czeka nas ciężki dzień.
Jednak noc nie jest dla mnie łaskawa, Długo nie mogę zasnąć, ktoś chodzi, głośno rozmawia, jestem nie w swoim środowisku. W nocy wielokrotnie się budzę i rano jestem nied......y.

Dzień 1
Jest 6:00, boli mnie baniak (głowa, prochy nie pomagają), ale co zrobić start o 8:00 więc trzeba się pozbierać. W trakcie szybkiej kontroli rowerów okazuje się, że ktoś wykręcił w rowerze Kosmy, w nocy jedną ze śrub mocujących tylni hamulec. Q..wa M.ć . Początek imprezy i od razu problem. Zapowiada się, źle, zastępczej śruby nie mamy więc hamulec pewnie pozostanie rozpięty, w górach może to sprawić problem. Jednak gdy docieramy na miejsce startu okazuje się, że w centrum Iwkowej jest otwarty o godzinie 7:50 sklep z m.inn. z art. metalowymi i ..... są potrzebna nam śruby :). Więc jednak nie będzie tragedii.
Ciąg dalszy to opóźniony start maratonu, organizatorzy dają ciała. Mapy nieprzygotowane. Mija cenna godzina. W końcu udaje się, dostajemy mapy okolicy z zaznaczonymi punktami. Monika wyznacza wstępnie trasę i ... ruszamy.

Punkt 1 - szczyt góry Machulec.
Docieramy tam względnie szybko. Oczywiście pierwszy podjazd i mało płuc nie wyplułem, podejrzewałem, że to kondycja jednak dopiero po kilku podjazdach zrozumiałem, że błąd tkwi w technice. Tu nie da się jeździć na przełożeniach, których używam jeżdżąc do pracy - duży blat z przodu, i któraś z małych zębatek z tyłu. Męczę się niemiłosiernie. Ale docieramy na miejsce. Punkt zaliczony :)
Zjeżdżając z góry zaliczyłem pierwszą glebę. Na czas nie wypiąłem się z pedałów :)

Punkt 2 - Źródło św. Świerada
Idzie nam nadspodziewanie sprawnie, do brzegu jeziora Czchowskiego docieramy sporo przed czasem (zjazd był po asfalcie i płytach betonowych, ale było stromo, pierwszy raz jechałem 40km/h na zaciśniętych klamkach hamulcowych. Smród palonych klocków był moooocno wyczuwalny ;), pakujemy się na prom i po przepłynięciu na drugą stronę
Dobrze, że nie wpław © amiga

odnajdujemy źródło,
Wyschnięte źródło św Świerada © amiga

jednak nie chcemy tracić czasu więc robimy fotki i szybko ruszamy dalej szukać kolejnego punktu.

Punkt 3 - Punkt widokowy Połom Mały
Specjalnie nie kombinując jedziemy drogą częściowo asfaltową, częściowo szutrową do interesującego nas punktu. W trakcie podjazdu zostajemy obdarowani brzoskwiniami przez "Autochtona" :). Są świeże, prosto z drzewa, rewelacja.
Punkt widokowy to osłonięta altanka. Miejsce faktycznie piękne. Widoki zabijają, ale nie mamy czasu, ruszamy na kolejny punkt.

Punt 4 - Szczyt góry Czyżowiec
Względnie szybko docieramy pod górę i ... wprowadzamy rowery, jednak popełniamy drobny błąd, nie sprawdzamy odległości na liczniku i mapie. Zemści się to na nas, ale w tej chwili uznajemy, że szczyt to szczyt. Po kilkudziesięciu min. docieramy na górę idąc na azymut. Tracimy ok 30 min na poszukiwanie punktu i ... nie ma go. Monika uznaje, że pewnie gdzieś, źle skręciliśmy i trafiliśmy nie na ten szczyt. Zjeżdżamy więc do asfaltu i podjeżdżamy/podchodzimy do góry z innej strony. Mierząc i sprawdzając trasę docieramy do ... tego samego miejsca. Monika dzwoni do organizatorów, upewniają nas, że punkt jest na szczycie na 100%, a my mamy poświęcić więcej czasu na jego odnalezienie. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach poddajemy się. Na ten punkt straciliśmy już 2 godziny. Pass.
(Później okazało się, że to organizator dał ciała, punkt był umieszczony 150m niżej na jednej ze ścieżek. Sporo ekip też go nie odnalazło, bądź miało z nim problemy)
Warunkiem zaliczenia maratonu jest odnalezienie wszystkich punktów więc – już „po ptokach”. Zostajemy na tej nieszczęsnej górze jeszcze chwilę na popasie. Ruszamy dalej, tym razem już bardziej rekreacyjnie. Zaliczamy pobliski sklep, mają Kasztelana :). Podjeżdżamy pod jedną z pobliskich górek, siadamy pod lasem podziwiając widoki.
Niezapomniane widoki ... © amiga


Delektujemy się nektarem bogów. Jest pięknie.

Wracając do szkoły w Iwkowej odwiedzamy jeszcze jeden punkt - Bacówkę Biały Jeleń. Za kilka godzin mamy tu przyjechać na biesiadę ;)
Zastanawiamy się nad zaliczeniem jeszcze jednego punktu jednak po zerwaniu przeze mnie łańcucha i chwili błądzenia na górce, odpuszczamy i już bez kombinowania wracamy do szkoły.
Na miejscu szybki prysznic i odpoczywamy przy kolejnej puszcze piwa :) Czekamy na busa ... W końcu dociera i jedziemy na Biesiadę.

Biesiada
Delektujemy się, żurkiem, bigosem i pochłaniamy kolejne kufle piwa.
Panorama okolic Iwkowej © amiga


Bacówka Biały Jeleń © amiga


Halo, halo Darku ... © amiga


Świnka, a może Koza ... ? © amiga

Jakaś para przechodząc koło mini zagrody zastanawiała się co to za zwierzę, wyszło im, że pewnie jest to świnka morska lub koza, Hmmm. Chyba wypiliśmy nieco za dużo bo nam to przypomina psa.

Ewakuacja z bacówki ok 22:00. Jedziemy pierwszym transportem. Na miejscu decydujemy się na spanie pod chmurką, jedynym klimatyzowanym miejscu. Na sali unosi się zaduch przepoconych ubrań, suszących się tu i ówdzie. Zabieram ze sobą kilka gadgetów, jest piwko, jest muzyka, jest zajebiście...
Nocna imprezka ... © amiga


Chmury na nocnym niebie © amiga

Noc jest ciepła. Początkowo jest trochę chmur na niebie jedna nad ranem gdzieś znikają. Robi się chłodno. Ale śpiwory dają radę.

Dzień 2
Ok 6:30 budzi nas dźwięk dzwonów w pobliskim kościele. Zaczynam się zbierać i przygotowywać do kolejnego dnia zawodów. Jako że i tak jesteśmy już NKL to jedziemy dla czystej rozrywki.
Jednak aby tradycji stało się zadość to w nocy ktoś rozwalił mi lusterko w rowerze, a organizatorzy ponownie się spóźniają. Mapy są nieprzygotowane. Przez okno widać jak zaznaczane są punkty na nich.
Ech ... 2 dni i dwie identyczne wpadki :)

Organizatorzy przygotowują mapy :) © amiga


Po zapoznaniu się z mapą ruszamy na pierwszy punkt.

Punkt 1 - Krzyż powstańców.
Z mapy wynika, że nie powinno być problemów z odnalezieniem tego miejsca. Jednak okazuje się, że na nich również są błędy - zaznaczone są szlaki których nie ma. Kończą się bramami do zagród, czy ogrodów przydomowych. Ładujemy się na przełaj po górę. Podejście strome i zarośnięte, ale dajemy radę.
W końcu docieramy na szczyt i odnajdujemy punkt jednak kilka metrów przed nim jest coś co nas zaskoczyło ... Toi Toi-ki powstańców :)

Toi Toi partyzantów ... ? © amiga


Odbijamy się na punkcie i ruszamy dalej.

Punkt 2 - Kamienie Brodzińskiego
Ruszamy dalej zielonym szlakiem, wydaje nam się to dobrym wyborem jednak jakiś kilometr dalej okazuje się, że trasa jest coraz ciekawsza. Początkowo robi się stromo, Coraz więcej kamieni, korzeni. W dalszej części szlak jest nieco "podmokły"

Droga rowerowa :) © amiga


Czyszczenie zapchanych bloków ... © amiga


Przydrożny wodospad © amiga


Jedziemy dalej, droga nieco się poprawia, ale gdzieś przy łące zaliczam pierwszą w dniu dzisiejszym glebę, nie wypiąłem się z pedałów i na dokładkę wpadłem do rowu , z boku wyglądało to przezabawnie :) (Fotka pewnie pojawi się na blogu Kosmy)

Bez większych przygód docieramy do kamieni i ... muszę się wdrapać na skałkę aby odbić się na punkcie. Wyglądało to nieciekawie, ale jakoś poszło.
Zbieramy się i ruszamy na punkt 3.

Punkt 3 - Szczyt góry Łopusze Wschodnie
Jedziemy asfaltem. Tak będzie szybciej, jednak w pewnym momencie za blisko podjeżdżam roweru Moniki, hamuję, pechowo bo przednim hamulcem i zaliczam OTB :)
Ryczymy ze śmiechu :), ponownie wsiadam na rower i ruszamy dalej.
Temp >25 stopni jest gorąco. Kończą nam się napoje, większość sklepów jest zamkniętych. Jako że i tak dzisiaj jedziemy rekreacyjnie, to postanawiamy sobie odpuścić i poszukać jakiegoś otwartego wodopoju. Kilkanaście km dalej odnajdujemy mini market. Kupujemy po Liptonie i Big milk-u. Siadamy na pobliskiej ławce i odpoczywamy.

Panorama beskidu wyspowego w pobliżu Dominicznej góry © amiga


Wracamy do Iwkowej, tam szybki prysznic, odebranie dyplomów i .. pora się pożegnać z Beskidem Wyspowym.

Było rewelacyjnie, pomimo początkowych wpadek organizatorów, kilku glebek i NKL :(. Ale co tam. Warto to przyjechać, widoki rekompensują trudy jazdy/wspinaczki.
Dzięki za towarzystwo Kosma, sam pewnie bym nie zaryzykował jeszcze wyjazdu w góry.

Wersja wydarzeń Kosmy

Ślady GPS
Dzień pierwszy


Dzień drugi