Wpisy archiwalne w kategorii

tam i z powrotem

Dystans całkowity:23118.73 km (w terenie 6486.68 km; 28.06%)
Czas w ruchu:1325:59
Średnia prędkość:17.44 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:128130 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Suma kalorii:971214 kcal
Liczba aktywności:427
Średnio na aktywność:54.14 km i 3h 06m
Więcej statystyk

Trening #1

Niedziela, 1 lipca 2012 · Komentarze(4)
Survivor - Eye Of The Tiger


Czasu dla siebie dzisiaj miałem niewiele, rano sporo zajęć, od południa walka z panelami u siostry i przy okazji z elektryką. Dopiero grubo po 16:00 udaje mi się wsiąść na rower i pojechać na Starganiec na spotkanie z... siostrą i szfagrem ;) Rozmawiamy tam kilkadziesiąt minut i rozstajemy się, oni jadą samochodem do Mikołowa, a ja zmykam w kierunku Ochojca, jadę do qmpla może uda mi się go wyciągnąć na mały wyjazd po okolicy. Darek, to taki mały harpagan rowerowy, mam wrażenie, że urodził się na rowerze. Chcę od niego wyciągnąć jak najwięcej nauki, chcę żeby mnie "przeciorał" po hałdzie i okolicy. Wyjeżdżamy gdzieś po 18:00 i dostałem to co chciałem. Od samego początku narzucił niesamowite tempo, tylko od czasu do czasu schodziliśmy poniżej 30. Jedynie podjazd na hałdę był nieco wolniejszy, na górze byłem już wykończony, on spojrzał na mnie tylko oz góry i powiedział, sam chciałeś. ;)
I miał rację, sam tego chcę, bez ciężkiej pracy nie osiągnę sukcesu, nie pokonam Śnieżki.
Dalsza część trasy równie urozmaicona, sporo podjazdów ale i sporo zjazdów z różnym stopniem trudności. Już w domu czuję, że żyję, czuję, że to jest to, pomimo tego iż sam "trening" trwał około godziny jestem przepocony, sponiewierany, ale nie wykończony.

Przy okazji na hałdzie złapałem pierwszą panę na Manfredzie, a wieczorem czeka mnie regulacja zmieniarek. Kierownica i mostek są zamontowane już niżej, ale chyba wrócę do prostej kierownicy, będzie nieco niżej.

Roki też miał ciężkie początki ;P

Fot tym razem nie ma :(

Narodziny Manfreda

Czwartek, 28 czerwca 2012 · Komentarze(8)
IRA - Szczęśliwego Nowego Jorku


I w końcu nastąpiła ta niesamowita chwila, smutna ale i radosna. Narodził się Manfred (dzięki zmarłemu Zygfrydowi dostał sporo całkiem niezłych podzespołów). Ze Szfagrem zdążyliśmy oblać nową ramę na szybko, po kilku drinkach po raz pierwszy pojechałem do lasu na Manfredzie, musiałem poczuć to twarde siodełko, tą szeroką kierownicę. Teraz znowu muszę się przyzwyczaić to tej geometrii, w sumie trochę ponad 5km na mały rozjazd i czuję Ekstazę, czuję zachwyt, prawie jak orgazm. Ogólnie dzisiaj mam dzień św. Mikołaja, poza rowerem dostałem równie wyczekiwaną kartę Benefitu MultiSport - teraz zostało już tylko z tego skorzystać. Dzisiaj jeszcze mnie czeka przełożenie opon na nowe, a w ciągu tygodnia modyfikacja napędu na 11-34 + wymiana tarczy hamulcowych i spadam w góry. Najbardziej się cieszę z jutrzejszego wyjazdu do pracy, w końcu na SPD-kach w końcu na KTM-ie

Tuż po rozpakowaniu © amiga

Pierwszy objazd Manfreda © amiga

Nowe perspektywy © amiga

Katowice->Wisła->Salmopol->Szczyrk->Katowice

Środa, 20 czerwca 2012 · Komentarze(33)
Lady Pank - Wspinaczka, czyli historia pewnej rewolucji


Dzisiaj dzień inny niż wszystkie, mam wolne, od dawna planowałem wyjazd, kilkukrotnie we wcześniejszych wpisach wspominałem, że brakuje mi gór, brakuje mi Beskidów, brakuje mi wycieczek jakichkolwiek i w jakiejkolwiek formie po tych górach.
Mam cały dzień dla siebie, wyjeżdżam z godzinnym opóźnieniem ok 7:00. Początek drogi znam na pamięć. Jadę na Pszczynę później Goczałkowice. Tutaj mogę zyskać na czasie, wszystko już widziałem tutaj więc mogę po prostu jechać i nie zatrzymywać się.

Dopiero w Kobiórze chwila przerwy, jakoś nie mogę sobie darować drobnej uszczypliwości patrząc na pałac jaki postawiła sobie "CZARNA MAFIA".

Tutaj będą odpoczywać, Ci co ślubowali ubóstwo - Biskupstwo w Kobiórze © amiga


Nie mam ochoty tego specjalnie komentować, mam to gdzieś, jadę w góry ;)
Chwila przerwy w pedałowaniu w Goczałkowicach, tam małe zakupy we wsiowym sklepie, zaopatruję się w dwie czekolady gorzkie 90%, jedną zjadam na miejscu, druga wędruje do plecaka (zapomniałem o niej o odkryłem ją dopiero w domu - dość mocno zmieniła kształty i stan skupienia ;P).

Przy sklepie montuję mini mapnik na kierownicy, od teraz będę musiał nawigować, mógłbym skorzystać z GPS-u, ale z premedytacją nie wrzuciłem mapy. Muszę w końcu nauczyć się korzystać z analoga, początkowo korzystam z mapy 1:40000, później przechodzę na 1:100000 i przyznam się, że ta druga jakoś bardziej mi przypadła do gustu, może dlatego, że mam wgląd na nieco większa okolicę.

Ruszam dalej, po raz pierwszy nieco mylę trasę, robię kółko wokół jednego ze stawów - będzie kilka km więcej ;)

Goczałkowice Uzdrowisko © amiga


Droga dookoła stawu w Goczałkowicach © amiga


Nieco dalej kolejny błąd w nawigacji źle skręcam w Rudzicy i ląduję w Landku, w sumie gratis robię jakieś 20km - obłęd, ale jeszcze nie czuję zmęczenia.

Panorama z okolic Rudzicy - w tle Beskidy - tam jadę © amiga


Kawałek dalej zaliczam kolejny sklep, tym razem uzupełniam baki i kupuję banany - dodatkowa energia bardzo mi się przyda. Do Skoczowa mam jakieś 12km, dość prostej trasy, szybko mi to zlatuje i pora wjechać na drogę rowerowa prowadząco do Ustronia i dalej do Wisły.

Rowerówka pomiędzy Skoczowem a Ustroniem © amiga


W Ustroniu kolejna chwila przerwy, podjeżdżam też pod drogę prowadzącą na Równice, ale nie tym razem, może przy kolejnej wizycie ?

Droga na Równicę - nie dzisiaj © amiga


W końcu dojeżdżam do Wisły, plan zakłada tutaj dłuższą przerwę, musze coś zjeść, wychłodzić nieco organizm, odpocząć, tętno cały czas utrzymuje się >140, trochę dużo, ale przy takim upale to chyba nie jest dziwne.

Dobry lodzik nie jest zły ;) © amiga


Olewam centrum Wisły, nie podoba mi się ten cyrk stworzony dla turystów, gdzieś w okolicy Wisły Malinki robię przerwę, prawie godzinną, w między czasie w końcu jem coś normalnego (zabrałem to z Katowic), chłodzę się w Wiśle, w zasadzie cały się zanurzyłam ;), druga sprawa to wolę wjeżdżać na Salmopol z jak najmniejszym obciążeniem na plecach.

Piknik pod wiszącą skałą © amiga


Drugie śniadanie mistrzów © amiga


Królowa Polskich rzek © amiga


Płynie Wisła płynie... © amiga


Pieniek w rzece © amiga


Czemuś przyciąga wzrok © amiga


Pora się ochłodzić trochę © amiga


Kawałek dalej uzupełniam poziom płynów, lecz tym razem w mojej wersji, tzn. jedna butla zostaje wypita prawie natychmiast, druga jedzie ze mną nieco wyżej, wiem, że będę potrzebował wody, a za diabła nie mogę dopuścić do odwodnienia, wiem jak to się u mnie kończy.

Walka ze słabością trwa, podjeżdżam na przełęcz Salmopolską, po drodze robiąc kilka przerw, chyba odczuwam skutki biegania, wiem, że mam kolana, wiem gdzie są, ale czuję też różne dziwne partie mięśni ;)

W końcu docieram, jednak nie bez przeszkód, raz zjeżdżając na pobocze, wpadam do rowu po płynącej tędy deszczówce, w sumie rower ląduje jakieś 20-30 cm niżej, a ja zaliczam delikatną glebkę, zdzierając sobie skórę z lewej nogi.

Lekko brocząc krwią, postanawiam zjeść coś konkretnego w przydrożnym barze na Białym Krzyżu. Nazwy potraw nic mi nie mówią, ale kobieta twierdzi, że to coś zbójnickiego więc się zgadzam. Po 10 min dostaję jakiś udziwniony szaszłyk w komplecie z frytkami i kola. Płacę za tą przyjemność 23zł.

Widok z przełęczy Salmopolskiej © amiga



Jazda z analogowym GPS-em © amiga


Teraz zostaje ta przyjemniejsza cześć trasy, mogę chwilę odpocząć, w zasadzie to dłuższą chwilę, grubo ponad 10km zjazdu, lubię to, puszczam hamulce i rower leci, a ja z nim, jedynie na zakrętach których jest mnóstwo musze uważać.
W Szczyrku zatrzymuję się tylko raz, na poboczu stoi stary zapomniany Ził. Jest piękny.

Stoi staruszek przy drodze w Szczyrku © amiga


Chyba jest w gorszym stanie od mojego dziadunia © amiga


Samo miasteczko znowu mnie nie interesuje, znowu masa bud, knajp, restauracji nastawionych na turystów, olewam to i jadę na Bielsko-Białą.
Patrzę na zegarek, robi się późno, zastanawiałem się nad przerwą na focenie Reksia, jednak nie dzisiaj, chcę być w Katowicach ok 20:00. Lampek dzisiaj nie zabrałem, a w ciemnościach po lesie jedzie się średnio.

Tutaj jeszcze nie byłem ;) © amiga


Ciąg dalszy podróży to Czechowice-Dziedzice, dalej powrót do Goczałkowic i tą samą trasą co poranna jazda do Katowic.

Płynie woda do Katowic © amiga


Droga techniczna gdzieś za Pszczyną © amiga


Dzień minął mi bardzo szybko, szkoda, że nie wyjechałem wcześniej, szkoda, że lepiej się nie przygotowałem, szkoda że Zygfryd jeszcze u lekarza, szkoda, że bez SPD-ków (brakowało ich na podjazdach - poczułem to na Salmopolu).

Wiem jednak znowu coś więcej, czegoś się nauczyłem , sprawdziłem siebie, sprawdziłem co potrafię, wiem, że to nie jest kres moich możliwości, trzeba nad sobą jeszcze popracować.

Jedno jest pewnie, na Salmopol wrócę w tym roku jeszcze nie raz. Narodziły mi się w między czasie 3 nowe wyzwania, które czekają tylko na realizcję.
Jeszcze w tym roku przejazd ze Stolicy do Katowic - jakieś 300km, mała wyprawa myślę, że tygodniowa po wschodniej ścianie Polski (muszę dotrzeć do Królowego Mostu), a w przyszłym roku chyba pora pomyśleć o trasie Świnoujście->Ustrzyki.

Oj będzie się działo :)

Acha - dodałem w końcu nową kategorię - do 272km ;)

Endomodno dzisiaj ponownie zrobiło mi psikusa, GPS zaskoczył dopiero gdzieś na 25km trasy, a pod koniec komórka się wyładowała (po ok 13 godzinach ciągłego logowania sygnału zastrajkowała)


BIESZCZADY - Jacek Kaczmarski


Ps. Bieszczady też są na liście wycieczek tegorocznych, ostatni raz tam byłem w 1987 roku i jestem w nich zakochany dalej, nawet odszukałem stare mapy ;)

Czas ciągle goni nas...

Wtorek, 19 czerwca 2012 · Komentarze(7)
CHŁOPCY Z PLACU BRONI - kiedy już będę dobrym człowiekiem


Dzisiaj z pracy zrywka dość wcześnie, prawie jak nie ja. Ok 16:10 już jestem za bramą, już jadę, muszę zdążyć do sklepu przed 18:00, a droga daleka, nieco ponad 30km. Jadę najbardziej optymalną drogą, byle szybciej, byle prędzej. W Panewnikach ktoś dzwoni, bluza już odebrana, ale czeka mnie miłe spotkanie koło stawu Janina na Giszowcu, więc znów pędzę, znów naciskam na pedały, tyle ile daję rady (cały czas czuję wczorajsze bieganie). Chyba pierwszy raz w życiu leciałem po tym lasku z taką prędkością. Cała trasa 6km zajęła mi ok 10-11 min, mijani ludzie patrzyli na mnie jak na samobójcę. W końcu udało się dotrzeć na miejsce, odebrać zajebistą bluzę z mobilnego oddziału RowerowejNorki. Z Moniką rozmawiamy jeszcze kilkadziesiąt minut po czym się okazuje, że w Meridka złapał gumę, jakoś wspólnymi siłami łatamy dziurę i niestety pora się rozstać, przed Kosmą jeszcze ponad 30km do domu, ja mam łatwiej, wystarczy, że cofnę się jakieś 5-6km do Ochojca. Ze względu na pośpiech fot nie robię, jedynie bluzę musiałem sfotografować, jest bezbłędna, dokładnie taka o jakiej marzyłem ;)

Jutro za to będzie okazja pofocić, mam dzień wolnego i nie odpuszczę, muszę gdzieś wyjechać, plan już jest, ale to w jutrzejszym wpisie.

koszulka Bikestats Amiga © amiga

Po okolicy

Niedziela, 17 czerwca 2012 · Komentarze(4)
Kocham Wolność - Chłopcy Z Placu Broni


Od dawien, dawna pierwszy wypad po okolicy, ostatnio podobną drogą jechałem może miesiąc temu ? Musiałem wyjechać, jestem zbyt chory na cyklozę, aby zrezygnować z wycieczki rowerowej, chociaż krótkiej, dzisiaj grill ze szwagrem więc trzeba się streścić.
Muszę, powalczyć z hałdą w Kostuchnie, ostatnio byłem tam może rok temu z buta., tym razem walczę na rowerze, pierwsze podejście od strony, z której nie spodziewałem się możliwości podjazdu, prawie pionowa ściana, jednak kilkaset metrów dalej wiem ,że jest możliwość "normalnego" podjazdu. Na wejście ładuję sie oczywiście w hardcore, po ostatnim bieganiu raczej nie mam złudzeń co do podjazdu, wiem że nie dam rady, bolą mnie kolana, chyba się lekko przeforsowałem. Musi minąć kilka dni zanim podejmę kolejne wyzwanie.
Na szczycie jednak podoba mi się, niesamowite wrażenie robi widok po położeniu się na plecach na szczycie hałdy nie widać zbyt wiele, tylko trawa, zero cywilizacji, i w tle góry, moje ukochane góry, Beskidy, do których tęsknie, o których marzę i o których mogę zapomnieć w najbliższych 2-3 tygodniach. Shit.

Widok z hadły w Kostuchnie w kierunku Łazisk © amiga


Widok na Klimont z hałdy w makoszowach - tam się udaję, a w tle moje ukocane góry - Beskidy © amiga


Industrial z hałdy w Kostuchnie © amiga


Pora kończyć wizytę na hałdzie, przede mną jeszcze kawałek trasy, jadę w kierunku Lędzin, jednak zamiast jak większość ludzi ładować się na Klimont wjeżdżam na pobliską górę św. Klemensa. Jakoś bardziej mi odpowiada, piękne widoki, zero ludzi, 0 asfaltu, sam teren. Widoki jeszcze bardziej mnie rozklejają, czemu mnie tak ciągnie do gór, do Beskidów, nieważne czy pieszo, czy na rowerze, kocham je. Na tą chwilę mogę popatrzeć na nie tylko z daleka, ale cóż, w końcu nastąpi ten piękny dzień, że tam dotrę, że będę mógł się rozkoszować tą przyroda, naturą, nieskalaną przez wszędobylski przemysł turystyczny, który nasz kraj został już skażony. Dlatego uciekam od miasteczek takich jak Wisła, Ustroń, Zakopane, tam nie ma nic ciekawego, ja kocham łazić, kocham jeździć po tej okolicy, a nie szwendać się między budkami, jeszcze trochę i tam dojadę, dojdę.
Może jednak dalej, może Bieszczady ? Ostatni raz byłem tam w 87 roku i od tej pory chcę tam wrócić, najpiękniejsze Polskie góry. Zero cywilizacji, żadnego internetu, żadnych komórek, tylko człowiek i przyroda, natura.
Chyba pora pomyśleć o wakacjach...

Widok z góry św.Klemensa w Lędzinach - góry jakby bliżej © amiga


Czemu mnie tam, aż tak ciągnie / © amiga


Czerwone maki © amiga


pojedynczy maczek © amiga


Co by z tego można było zrobić © amiga


chabry na łące © amiga


Czyżby to Maja ? © amiga


Chyba kogoś bardzo suszy © amiga

po bluzy

Czwartek, 14 czerwca 2012 · Komentarze(4)
Dzisiejszy dzień jest nietypowy. Niby mam dzień wolny, ale sporo spraw do pozałatwiania. Rano trochę prac domowych, odkładanych od dawna, ok 13:00 wizyta u lekarza, a później szybki wypad do wysuniętego na Śląsk przyczółka rowerowejnorki po zamówione bluzy. Droga rowerem cały czas w deszczu, w sklepie na ul.Szenwalda w Ochojcu pani patrzyła na mnie jakoś tak z litością ;P

Po powrocie wszystko nadawało się ponownie do prania, kolejne buty przemoczone, chyba trzeba rozszerzyć ich bazę. Dobrze by było gdyby jutro nie lało, w końcu trzeba pojechać do pracy.

PIDŻAMA PORNO - Bułgarskie Centrum Hujozy


ślad po niezłym rżnięciu © amiga


To też się działo © amiga


Koszulka na cześć KTM-a © amiga


amiga.bikestats.pl ;) © amiga




Cały koncert

Pidżama Porno - Finalista - cały koncert 2007

Rudy, Rybnik, a może coś innego ?

Piątek, 8 czerwca 2012 · Komentarze(7)
Nightwish - Storytime


Jest piątek rano, 5:30, jednak dzisiaj jest inaczej, mam dzień wolny, mam czas żeby gdzieś pojeździć na rowerze, najlepiej z kimś, brakowało mi tego ostatnio. Kilka ciężkich tygodni odcisnęło na mnie swoje piętno, ale dziś mnie to nie obchodzi, umówiłem się z Darkiem na wyprawę do Rud Raciborskich. Warunek jeden musimy wrócić na 16:00 - w końcu mecz to mecz ;P siła wyższa.

Zdzwaniamy się wcześnie z rana i umawiamy się gdzieś po drodze, miejsce spotkania wypadło na hałdzie w Makoszowach, tam pochylamy się nad mapą i ustalamy wstępny plan wycieczki. Ile się da tyle będziemy jechać w terenie, jednak wykonanie planu to już zupełnie inna sprawa ;)

W każdym bądź razie pierwsza część trasy to dojazd do Chudowa, pod zamkiem wyjątkowo pusto, jakoś tak dziwnie, z drugiej strony po raz pierwszy od kilku lat mam zamek bez wszędobylskich turystów ;)

Zamek w Chudowie © amiga


Czarną rowerówką dojeżdżamy do Gierałtowic, a chwilę później pod Knurów, mieliśmy znaleźć się na czerwonym szlaku jednak gdzieś przegapiliśmy zjazd i robimy kółko wokół stawu.

Staw po Knurowem © amiga


Po kilkunastu minutach trafiamy na zgubiony wcześniej czerwony szlak, którym dojeżdżamy do nowo wybudowanej A1, teraz pora odbić na Szczygłowice, wg mapy powinniśmy jechać, żółtym szlakiem, jednak jakiś "artysta" postanowił uprzyjemnić nam jazdę oznaczając trasę naprzemiennie na żółto, niebiesko i czerwono. Może powinni ten szlak nazwać tęczowym ?

W Szczygłowicach robimy krótką przerwą, trzeba uzupełnić zapasy energii. Przeglądamy mapy i chwilę później ruszamy na Wilczą, gdzie mamy wjechać na kolejny szlak rowerowy prowadzący do Ochojca pod Rybnikiem, jednak coś poszło nie tak i ładujemy się na mocno zarośniętą polną ścieżką, wysoka trawa uprzyjemnia nam drogę, tym bardziej, że cały czas jest pod górkę ;P, za to widoki zapierają dech w piersi. Warto było zgubić drogę :).

W okolicach Ochojca wjeżdżamy się na żółty szlak, głównie dlatego, że był dobrze oznakowany, jednak zamiast w Rudach Raciborskich wyjeżdżamy przy Zbiorniku Rybnickim. W zasadzie nie ma co narzekać, bo rozszerzona wersja dzisiejszego planu zakładała dojazd w to miejsce.

Jakiś niski ten stan © amiga


Zbiornik Rybnicki © amiga



Z drugiej strony tamy © amiga


Trochę fot i pora ruszać dalej, niestety czas nie pozwala na dłuższy odpoczynek. Do rozpoczęcia Euro zostało nam ok 4 godzin. Wracamy na trasę i czarnym szlakiem docieramy w końcu do Rud Raciborskich, pierwszy postój na stacji kolejki wąskotorowej. Lubię to miejsce, lubię kolej, w zasadzie był to nasz główny cel podróży.

W końcu udaje mi się ustrzelić obiecanego kiedyś żubrzyka :)
W tle żubrzyk © amiga


Stary zegar na stacji w Rudach Raciborskich © amiga


Stoi przy stacji lokomotywa © amiga


Akcent rowerowy na stacji w Rudach © amiga


To już chyba nigdzie nie pojedzie © amiga


Więzy nie do zerwania © amiga


To wszystko jeszcze działa © amiga


Będąc w Rudach grzechem byłoby nie zaliczyć pobliskiego Zespołu Klasztorno-Pałacowego i przylegającego do niego parku.

Zespół Klasztorno-Pałacowy w Rudach Raciborskich © amiga


Zespół klasztorno-pałacowy - z innej strony © amiga


Chyba lekko go podmyło © amiga


Rzeka Ruda w Rudach Raciborskich © amiga


Pora ruszać w drogę powrotną. Opłotkami docieramy wpierw do Tworoga Małego, dalej Trachy, przy wsiowym sklepie robimy kolejną przerwę, koniecznie muszę uzupełnić poziom płynów, czuję już lekkie odwodnienie, Darek dość dziwnie na mnie patrzy jak rozwiązuję problem 1.5 litrowej butelki wody mineralnej ;P W końcu nie muszę jej wozić z zawartością.
Spoglądamy na zegarki i trzeba ruszać dalej, jedziemy przez Sośnicowice, Łany Wielkie, tam odbijamy na rowerówkę prowadzącą do Gliwic.

Palmiarnia w Gliwicach © amiga


Chwila przerwy przy palmiarni i pędzimy bocznymi ścieżkami na Helenkę, dojeżdżamy przed czasem. Otwarcie dopiero na kilkadziesiąt minut, mamy czas, żeby się przebrać, umyć, coś zjeść i zasiąść w zacnym gronie przed TV.

Kibicowanie wieczorową porą © amiga


Ślad niestety nie jest idealny, brakuje na nim kilkunastu km. (miałem włączoną pauze w endomondo)


Ps. Dzięki za towarzystwo w tej wyprawie, było rewelacyjnie, pogoda dopisała, a mecz był emocjonujący.

Do posłuchania albym Nightwish - Imaginaerum. Jestem nim dalej zachycony.

Poprocany

Czwartek, 7 czerwca 2012 · Komentarze(6)
Dzisiaj krótki wypad po okolicy. Trafiło na Paprocany w Tychach, po wczorajszych i przedwczorajszych manewrach z buta, dzisiaj zdecydowałem się na samotny rajd po okolicy.
Kocham jazdę na rowerze, planowałem rowerowy wypad do Wisły, jednak z różnych powodów nie miał on szansy powodzenia. Wybrałem więc trasę prostą na Tychy-Paprocany. Wieczorem byłem umówiony na grilla, więc czasu nie było zbyt wiele.
Droga raczej standarciak, po wczorajszych zakwasach jedyna słuszna, tzn. nieskomplikowana, żadnych wielkich podjazdów po drodze.

O bieganiu chwilowo nie ma mowy, za duże zakwasy, ale dam radę, pewnie już w Niedzielę.

K.A.S.A.-Piękniejsza


Jezioro paprocany © amiga

Paprocany 1 © amiga

Paprocany 2 © amiga


Paprocany 3 © amiga

Paprocamy jacht © amiga


Szybkii gość © amiga

Mały ptaszek duży zoom © amiga


Mlekomat w piotrowicach © amiga

Journée des enfants

Piątek, 1 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Dzisiejszy wyjazd trochę nietypowy. Rano pogoda paskudna, leje, trzeba było wybrać alternatywny dopracowy środek lokomocji. Jednak po powrocie coś mnie nosiło, musiałem coś zrobić z energią która mnie rozpierała. Wybór mógł być tylko jeden: ROWER.
Gdy jednak tylko się przebrałem zaczął padać deszcz, masakra (na szczęście później było lepiej), ale cóż było robić ubrałem dodatkowo kurtkę i spodnie przeciwdeszczowe i ruszyłem w drogę. Trasa totalnie niezaplanowana, po prostu pojechałem, pierwotnie myślałem o Lędzinach, ale coś mnie podkusiło, żeby pojechać na Dolinę 3 Stawów - wieki już tam nie byłem, dalej Bulwary Rawy, Centrum, SSC, Park Śląski, os. Witosa, Załęska Hałda, Kokociniec, Panewniki, Piotrowice i powrót do Ochojca.

Z okazji dnia dziecka Zapraszam do posłuchania kawałka
Turbo - Dorosłe Dzieci


Dzisiejsze zdjęcia:
Wind of change © amiga


Nad wodą wielką i czystą © amiga


Prawie jak noce i dnie © amiga


... na jeziora przejrzystym lazurze, Zakwitają blade lilie wodne ... © amiga


W cukierni Kopernik © amiga



koko koko euro spoko © amiga