Wtorkowy poranek, za oknem świeci słońce, chce się wstać, w końcu... Wychodzę trochę przed 7:00. Rowerek już czeka..., ruszam... Wakacje w pełni..., na drogach pustki ale też pojawiły się ekipy remontowe w wielu miejscach bawią się w asfaltowe wycinanki... O ile jeszcze takie miejsca widać z daleka to ok, ale często zdarza się, że tuż za zakrętem bez żadnego ostrzeżenia stoi pracownik i wycina coś na asfalcie... trochę prze....a robota... wystarczy jeden wariat... Dzisiaj po raz kolejny szosami, znowu brak czasu, mało tego wieczorem pojadę identycznie, zresztą raczej cały tydzień zapowiada się pod sztandarem zap...a tam i z powrotem po drogach..., cóż... za to może w weekend uda się odreagować, złapać chociaż trochę terenu...
Wieczny w zasadzie o południowy wyjazd, bez jakiś większych zaskoczeń, wychodzę stosunkowo wcześnie jak na mnie, jest ledwie po 16:00. Tyle, że dzisiaj nie ma zmiłuj, muszę pędzić do Katowic, jestem umówiony, wsiadam na rower i ruszam. Jest pięknie, jest ciepło, tak jak powinno być o tej porze roku, na szosach pustki (jak na 16:00 z hakiem oczywiście), jedzie się szybko, tylko ten wiatr z południa trochę denerwuje, może nawet nie on sam tylko od czasu do czasu silne podmuchy boczne... Cóż zrobić... W trakcie jazdy od czasu do czasu słyszę, że coś dziwnie stuka, jako że rama aluminiowa to za cho...ę nie mogę do zlokalizować miejsca z którego dochodzi dźwięk.... Im większe wertepy tym bardziej słyszalny..., dopiero w domu odnajduję jego źródło. Podczas ostatniego czyszczenia zdjąłem gumkę ochronną z tylnej przerzutki i to ona (przerzutka) przy większych dziurach waliła o widelec..., tak to jest...., wydawało mi się, że jest to zbędny bajer, ale producent wiedział, że dał d.... więc rozwiązaniem na szybko jest gumka :)
jest po 17:00 , masakra, miałem dzisiaj wyjść wcześniej, jednak nie wyszło, miałem jechać inna drogą ,nie wyszło, muszę się spieszyć..., ...a czas ciągle goni nas... Za to pogoda się poprawiła, niby ocieplenie nie ma być długie, jednak nawet te krótkie chwile cieszą. Zap...am ile sił w nogach, muszę być mimo wszystko wcześniej, każda odrobiona minuta jest cenna... Zmniejszona liczba samochodów tylko pomaga, nie trzeba aż tak uważać, w zasadzie zawsze trzeba uważać, ale i tak jest bezpieczniej. Mam wrażenie, że wieje delikatny wiatr z zachodu, dzisiaj w końcu pomaga, w końcu jest przyjacielem a nie wrogiem :), w każdym miejscu gdzie spotykam bikera, włącza mi się ścigacz, niby mam wytłumaczenie..., tylko po co ? ;P
Poniedziałkowy poranek, jakimś cudem wyjeżdżam z domu nieco wcześniej pomimo tego, że za oknem aż 12 stopni..., szkoda drążyć ten temat...., z drugiej strony patrzałem co było rok temu i lipiec zaczął się podobnie, no… może było ciut cieplej Zaczęły się wakacje, część osób zaczęła wypoczynek, pasuje mi to jak diabli, od razu widać to po ruchu na drogach, jest zdecydowanie luźniej, jeszcze chwila a i studenci wyjadą..... Czekają nas 2 piękne miesiące... :) Dzisiaj wyjątkowo nawet światła specjalnie nie przeszkadzały, Wirek przejechany w zasadzie jednym ciągiem, dopiero Bielszowice i Zabrze delikatnie spowalniały. Do Gliwic dojeżdżam w dość ekspresowym tempie...
Ech... mimo wszystko marzy mi się jakaś solidna przepierducha w górach :), tylko kiedy?
Kolejny poranek, i po raz kolejny pada, #$@!!! Zbieram się i w końcu wychodzę, jest 7:10 - ponownie szosy. Zastanawiam się co będzie, to w końcu ostatni dzień szkoły, może być szaleństwo na drogach, bo... rodzicie będą masowo odwozić swoje pociechy do szkół..., na szczęście moje przypuszczenia się nie potwierdzają, może faktycznie przy szkołach nieco zaciska, ale reszta drogi przyjemna, nawet deszcz przestaje siąpić, ponownie daje o sobie znać w chwili gdy dojeżdżam do Gliwic... Mam nadzieję, że w weekend nieco się wypogodzi, może nie +30, ale takie +22 bez opadów byłoby miło...
Wychodzę z firmy, czuję zmęczenie, pogoda dobija, leje.... Jednak dziwne, bo im dłużej jadę w deszczu tym mniej mi to przeszkadza, co z tego że jestem przemoczony, ugotowany pod przeciwdeszczówką... Dawno jazda w deszczu nie sprawiała mi tyle frajdy, nie mam pojęcia czemu.... Mijam kolejne dzielnice, miasta, ulewa cichnie nagle gdzieś w Rudzie Śląskiej..., i diabli wzięli przyjemność, już nie jest tak fajnie... W Piotrowicach robię coś czego w życiu jeszcze na rowerze nie robiłem, zatrzymuję się przy lodziarni Dłucik przy ul. Armi Krajowej (naprzeciwko Famuru), kupuję 4 wielkie gały lodów i wychodzę na zewnątrz je zjeść. Trochę na mnie dziwnie ludzie patrzą, ale mam to gdzieś... Dojadam i jadę, pozostał jeszcze kilometr :), już w domu kąpiel i wszystko włącznie z butami do prania.... Za to w weekend będzie raczej krótka przerwa od „rowerowania” po kilku tygodniach... W końcu trzeba się zająć innymi sprawami... chociaż kto wie...
Kolejny dzień, tym razem za oknem widać słońce i sunące chmury po błękitnym niebie…, zaczyna się rozpogadzać, jest nieco cieplej… Wczoraj miałem wyczyścić rower, jednak na chęciach się skończyło, zmieniam tylko łańcuch i delikatnie czyszczę resztę napędu, dostał ostatnio mocno w d…ę
Wyjeżdżam po 7:20, późno, jednak i tak nie planuję jazdy w terenie, ciągnę szosami, na szczęście jest pustawo, w Kończycach jestem trochę po 8:00 dzięki temu minęła mnie przyjemność przeciskania się przez korki. Jedynie kilka świateł po drodze spowalniało. Korcił mnie też wjazd do lasku Makoszowskiego,… dawno tam już mnie nie było, chociaż w zasadzie codziennie jeżdżę obok… ale jak sobie pomyślę, co tam jest po opadach, to jednak nie , nie teraz, nie dzisiaj… W samych Gliwicach nadzwyczaj spokojnie…, aż przyjemnie się jedzie…, a może to efekt tego że w końcu trochę odespałem poprzedni weekend, w ten chyba pora nieco odpuścić…, chociaż kto wie? Wszystko się może zdarzyć….
Dzisiaj staram się wyjść wcześniej, wieczór raczej będzie długi..., ale to już w domu. Musze dojechać max do 18:00. Zbieram się i ruszam... Masakra... wieje od wschodu... Dziwny jest ten rok.... z reguły większość wiatrów w naszej okolicy jest z zachodu, a w tym roku wszystko się odwróciło i na dokładkę, wiosna nie przypomniała wiosny, lato nie przypomina lata... jedynie zima jest zimą... Mam gdzieś takie ocieplenie klimatu... Jadę po szosach, żadna rewelacja, jest pustawo..., w sumie to dobrze... na podjeździe w Sośnicy włącza mi się ścigacz widząc bikera męczącego się na nim..., wiem chore... Przez chwilę zastanawiam się o wjeździe do lasu, tyle, że tam będzie błoto, rower niby up...y ale po co dokładać kolejne warstwy? Męczy mnie ta jazda, dobrze że nie pada... Podjazd w Kochłowicach dał mi się we znaki.... nie dość że pod górę, to wiatrzysko spychało mnie w przeciwną stronę... Na zjeździe i tak musiałem mocniej cisnąć, aby rozbujać maszynę... Jednak w sumie... i tak cieszę, się, że jechałem rowerem :) Pewnie po pracy już by mi się nie chciało wsiadać na rower. :)
Środa, kolejny codzienny odcinek serialu z cyklu „jedziem do roboty”. To co widać za oknem nie zachęca do wyjścia z domu. Po prostu nie chce się.... Niemniej trzeba, na zewnątrz delikatnie siąpi. Po raz kolejny jadę szosami, na szczęście samochody jakoś specjalnie dzisiaj nie przeszkadzają. Za to wiatr i owszem, wieje silne wiatrzysko z północnego-zachodu. Nawet na zjazdach nie ma mowy o odpoczynku, rower nie chce się toczyć, stawia opór.. o ponad godzinie jazdy czuję zmęczenie, czuję ten 30 kilometrowy podjazd... , może wieczorem będzie lepiej?
Kolejny powrót, opady przewaliły się przez Gliwice w czasie gdy siedziałem w biurze..., w chwili wyjazdy (po 17:00) jest już nieźle, nie pada, jest chłodno, wiatr zelżał.. W końcu.... Ruszam..., dość przyjemnie się jedzie, pomimo odczuwalnego chłodu, w sumie mogłem ubrać dzisiaj długie spodnie, ale jestem zwolennikiem naturalnej galanterii skórzanej :), nie przecieka, nie chłonie płynów, szybko wysycha, po prostu jest idealna... :) Jeżeli prognozy się nie miną z prawda, to jutro ma być sporo cieplej...., może wróci lato.... ?