Wpisy archiwalne w kategorii

do 34km

Dystans całkowity:73100.96 km (w terenie 11237.08 km; 15.37%)
Czas w ruchu:3228:23
Średnia prędkość:22.64 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:262950 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:2777597 kcal
Liczba aktywności:2354
Średnio na aktywność:31.05 km i 1h 22m
Więcej statystyk

po pracy

Czwartek, 11 lipca 2013 · Komentarze(2)
Deep Purple-Child In Time


Wieczorny wyjazd z pracy, może nie jest tak źle, wyruszam ok 17:00. Na zewnątrz dziwnie chłodno, temp. <10 stopni, wieje nieprzyjemny wiatr, ale... mimo wszystko zapowiada się fajny powrót. Pierwsza myśl, to jechać szosami, chwilę później coś mnie jednak ciągnie w teren, może to ten ostatni wypad w góry? Myślę o ominięciu hałdy, jeździe przez Lasek Makoszowski, jednak rower sam jakoś skręca na Sośnicę i bokiem prowadzi mnie w kierunku "górki" przykopalnianej. Chwilami jest nieciekawie, sporo błota, piachu, kamieni, w zasadzie wszystkiego, trzeba uważać, ale i tak jest nieźle, nie ma nowych osuwisk. Powoli aczkolwiek mozolnie przedzieram się w okolice szczytu, teraz zjazd po wypłukanym podłożu, po piachu..., ostatnio dość często miałem z tym do czynienia, więc nie robi to na mnie wrażenia...
Kieruję się przez znane leśne ścieżki, docieram w okolice Halemby, tam kawałek szosą i kolejna hałdka, tyle, że ślady i muł po ostatniej powodzi mocno ograniczają jazdę. By dotrzeć do "standardowej " ścieżki prowadzącej na Panewniki musiałbym zrobić spore koło, nie mam na to ochoty, jadę nieco inaczej, w pobliżu bunkra i miejsca na ognisko... dopiero tam odbijam na właściwą drogę. Chwilami jest diabelnie ślisko... Niewiele brakowało, a zaliczyłbym glebę na błotnistym zakręcie... jakimś cudem udało mi się podeprzeć i utrzymać równowagę... :)

Nie wiem czy to pogoda, czy jakieś przemęczenie, ale średnio mi się jechało. Może i dobrze, że po lasach... przynajmniej bezpiecznie, drzewa mnie raczej nie potrąca... chociaż..... nie, nie to nie ta bajka :)

Pogoda się zmienia...., coraz więcej chmur © amiga


Ciekawie się zrobilo na hałdzie © amiga

porannek na drogach...

Środa, 10 lipca 2013 · Komentarze(2)
Ania - Na oślep



Środa, czas na.... rower. jakoś ciężko dzisiaj mi się pozbierać, wszystko idzie wolno..., W efekcie wyjeżdżam ok 7:20..., lecę szosami, planuję pojechać na lajcie. I początkowo tak właśnie robię, nie cisnę...

W Katowicach spory ruch na drogach, trochę ostatnio odwykłem od tego, ale cóż, może zmiana turnusów? Przed Kochłowicami doganiam na podjeździe jakiegoś bikera, włącza mi się ścigacz, zap...am ile sił w nogach pod górę..., chore..., myślałem, że mi ostatnio przeszło, ale widzę, iż nie, może nie warto z tym walczyć?

W Bielszowicach podobny numer, tyle, że jakiś nieświadomy niczego gość na 28" kółkach śmiał mnie wyprzedzić na prostym...., oo.... poczekaj... kawałek dalej jest górka..., chyba po raz pierwszy pokonałem ją w takim tempie... na szczycie 34km/h... obłęd...

Dalej już spokojniej, może dlatego, że ponownie ruch na drogach jakby większy, trzeba nieco bardziej uważać. W Zabrzu szukam bankomatu, w okolicach jednego z marketów, zrobiłem kółeczko dookoła i nic…, pytam się kogoś… i nima... najbliższy w ścisłym centrum... masakra... uzupełnię kasę w Gliwicach... jak nie zapomnę.

Strażnica - jura Krakowsko-Częstochowska - fotosketcher © amiga

Trochę górek...

Środa, 10 lipca 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Zabili Mi Żółwia - Mam Plan


14:45, dzisiaj nieco wcześniejsze wyjście z pracy, mamy cichy plan najechania choćby na chwilę Beskidów. Jedziemy w trojkę: Andrzej, Darek i ja.
Lądujemy w Szczyrku, szybka wizyta w najbliższym sklepie, uzupełnienie izotoników, bananów i ruszamy pod górkę, bez jakiegoś specjalnego rozruchy, początkowo łatwo, drogą prowadzącą na Salmopol. Nachylenie waha się od 0 do 4%..., jednak dość szybko wjeżdżamy na szuter prowadzący serpentynami na

Na podjeździe na Skrzyczne © amiga



Skrzyczne, tutaj już nie ma zmiłuj, wg bazy podjazdów normą nachylenia na tym odcinku jest co najmniej 10%, raczej je grubo przekracza, na dokładkę jest kilka fragmentów z nachyleniem w okolicach 30%. Końcówka podjazdu po stoku narciarskim (delikatnie pojechaliśmy nie tak :). Przyznam się, że jest to chyba jeden z najbardziej prze...ych podjazdów jakie zaliczyłem, w końcu też przypomniałem sobie do czego służy najmniejsza zębatka w korbie.

Tylko tutaj Brackie tak samkuje © amiga



Szybko nabrałem pokory do gór, chwilami trochę brakowało jeszcze jednej koronki na tyle, ale cóż, tak to bywa, jeżeli wariat wjeżdża po szlakach na kasecie szosowej ;)
Dalej już zdecydowanie prościej, Głównei szczytami Małe Skrzyczne, Malinowska Skała,

Wkrótce kolejny podjazd © amiga


Malinowska Skała © amiga


Przełęcz Salmopolska, Biały Krzyż, Grabowa, okolice Kotlarza i... słyszymy w oddali burzę. Średnio mamy ochotę na kolejny przejazd po lesie wśród błyskawic uderzających w okoliczne góry, drzewa,

Salmopol, tu chyba nic się nie zmienia © amiga


Nawet knajpki zamykają do 19:00 © amiga


decyzja mogła być tylko jedna, zjeżdżamy w dół, koniec wycieczki, trochę na przełaj, przez ścieżki piesze, na czuja, chwilami nachylenie, wystające korzenie, kamienie uniemożliwiają zjazd, więc fragmenty z buta. Jednak mimo wszystko dość szybko lądujemy na szosie, teraj już tylko kawałek zjazdu do Szczyrku..., drogi mokre, ale nam jakoś się udaje...

W drodze powrotnej od wschodu mamy okazję oglądać przedstawienie światło-dźwięk... dobrze, że nie zostaliśmy na szczytach dłużej, mogło by się zrobić nieciekawie.

Cieplutko, słonecznie, a ja szosami....

Wtorek, 9 lipca 2013 · Komentarze(2)
Kombajn do zbierania kur po wioskach - Niemiecki Krasnal


Piękna pogoda, zero chmurek, prognoza wymarzona..., idealny czas na jakiś dłuższy wyjazd...., jadę do Gliwic, do pracy...., chociaż i tak nie mam co narzekać, mógłbym pracować bliżej..., a tak jest szansa na 2 wycieczki dziennie, chociaż z czasem to też jest różnie...., z rana najczęściej spieszy mi się...

Ruszam szosami, nawet nie myślę, o terenie, widziałem co było w Kochłowicach wczoraj, pewnie kilka leśnych rzeczek, strumyków wylało w weekend, średnio mam ochotę na brodzenie... po kostki

Po raz kolejny jadę przez Rudę Śląską, porządku na drogach dalej nie ma, na rowerówce dalej sporo piachu, nic się nie zmieniło, ale tego się spodziewałem... Za to widać wyraźnie, że woda gdzieś powoli znika, odparowuje..., pewnie za kilak dni będzie idealnie, tyle..., że już na jutro zapowiedziane są jakieś burze..., ale pożyjemy zobaczymy...

Taka piękna ścieżka..., się trafiła © amiga

ślady po powodzi...

Wtorek, 9 lipca 2013 · Komentarze(7)
Kawałek Kulki - Burdy


Powrót z pracy, coraz bardziej ciągnie mnie w teren, trochę się tego obawiam, ale... zwycięża ciekawość, chęć sprawdzenia jak toto wygląda...

W Sośnicy wjeżdżam na hałdę i... szok, a w zasadzie 2 szoki. Po pierwsze w wielu miejscach część hałdy się rozmyta, spłynęła, sporo miejsc z błotem, kamieniami, piachem, wypłukanym z "góry". Drugi szok to... nówka oznaczenia niebieskiego szlaku, dokładnie tam gdzie jadę...

W zeszłym roku z rozmowy z przygodnie poznanym bikerem wynikało, że jest to droga rowerowa,oznaczona na niektórych mapach, tym razem w końcu pojawiły się oznaczenia, może w końcu ktoś się tym zajmie... wytnie, niepotrzebne krzaki, przytnie drzewa, chociaż muszę przyznać, że niespecjalnie mi to przeszkadza ;)

Dużo dalej kieruję się przez Halembę do lasu Panewnickiego i... szczęka opadła... widać, że kilka dni temu woda sięgała tutaj co najmniej 2m... ślady na zboczu hałdy i na drzewach świadczą o tym dobitnie..., mijam toto bokiem i nieco okrężnie jadę do domu. Na ścieżkach w wielu miejscach dalej widać, że jeszcze niedawno płynęły tędy rwące rzeki.... masakra...

Nowe oznaczenia w okolicach hałdy w Sośnicy © amiga


Jamna wylała..., po drzewach widać, że woda miała co namjmniej 2m... masakra © amiga


Rośliny jakoś się zbierają po zalaniu © amiga


Nowe i stare kółeczka do przerzutki © amiga

powrót do rzeczywistości...

Poniedziałek, 8 lipca 2013 · Komentarze(0)
Gaba Kulka - Aaa


Po hardcorowym weekendzie, w zasadzie jego pierwszej części, dzisiaj pora wrócić do szarej rzeczywistości. Czuję jeszcze piątkowo-sobotnią przepierduchę. Jaka to przyjemność przejechać się po szosach, gdy nie ma piasku...

Chociaż z tym ostatnim to nie do końca jest idealnie. Trasa prowadzi przez Kochłowice, zalane w noc piątkową. Na ulice w wielu miejscach wdarły się jęzory piachu, kamieni... i oczywiście na tą nową ścieżkę rowerową...., ominięcie takich miejsc w zasadzie nie wchodzi w rachubę, pewnie oczyszczone to zostanie dopiero za kilka dni, są ważniejsze sprawy... Zmusza mnie to w wielu miejscach do zwolnienia i ostrożnego przejazd po łachach piachu...
To nie jedyne takie miejsce na drodze do pracy. W Kończycach wypompowują wodę... w kilku miejscach, oj chyba było nieciekawie, może i dobrze, że byłem poza Katowicami?

Na szlaku na Czupel © amiga

po pracy, po szosach

Poniedziałek, 8 lipca 2013 · Komentarze(0)
BENZYNA - TEN ŚWIAT JEST JAK WODA


Wieczorny powrót, po szosach, zastanawiałem się nad wjazdem w teren, ale po ostatnich ulewach, mam wrażenie, że nie warto, diabli wiedzą co mnie tam czeka, druga sprawa to muszę dojechać w w miarę skończonym czasie do Katowic, wieczorem jestem umówiony... Ech..., i tak źle, i tak niedobrze...

Koniczynka © amiga

Rekreacyjnie z rodziną

Niedziela, 7 lipca 2013 · Komentarze(0)
Hitler - Gangnam Style Parody


Niedziela..., trzeba trochę się rozkręcić po Transjurze. O poranku tel. do rodziny, chwila rozmowy i umawiamy się na ok 14:00. Powoli, rekreacyjnie objeżdżamy stawiki na dolinie 3 stawów wraz z młodym. W sumie wychodzi tego ok 20km. Świetnie mu poszło, w między czasie kilka przerw, na ławeczce, w przystawowym barze i obok GoSportu :). Powrót już samotni - to ok 5km.... nogi jeszcze podają.... :) nie jest źle, Może jednak do pracy pojadę na rowerze :)

W odbiciu © amiga

przed weekendem....

Czwartek, 4 lipca 2013 · Komentarze(3)
Katarzyna Groniec - Wariatka tańczy


Poranek…, masakra, jestem zmęczony, już o świcie…, to nienormalne…, w końcu o 6:30 zaczynam się zbierać…, jakieś mapy, kompas, ciuchy, ładuję wszystko do plecaka. Ile to waży? Zresztą po co się zastanawiać…, czy to coś zmieni?

Z domu wychodzę ok. 7:15, późno. Ruszam, wybór raczej niewielki, pojadę znowu szosami…, droga standardowa, Zbożowa, AK, Śląska, Medyków, Panewnicka i podobne jak wczoraj spoglądam na licznik, to chyba takie miejsce w którym mogę określić w jakim czasie mam szanse na przejazd trasy, jak się jedzie, jak noga podaje itp… spoglądam na średnią i nie wierzę, 33km/h więcej niż wczoraj…, to jest niemożliwe aby 2 dni pod rząd zap…ać w takim tempie… .

Cóż, teraz pozostało już tylko jakimś cudem utracić jak najmniej z tak pięknego wyniku, Od Kochłowic w zasadzie zaczyna się odcinek z podjazdami, a na Wirku witam się z kolejnymi światłami, kawałkiem terenu, na którym zaliczam glebę :), bo oczywiście odbija mi palma i chcę przejechać to jak najszybciej i zamiast zwolnić do 12 jak robię to zwykle, to przyspieszam do 25 i na zakręcie na śliskiej trawie, i koleinach lecę na prawą stronę :).

Trochę śmiechu, zbieram rower i siebie, mogę jechać dalej, tym razem chyba ostrożniej. W Bielszowicach delikatny podjazd, plac budowy, jestem w Kończycach, kolejny podjazd, kolejne światła, bokiem mijam lasek Makoszowski. Teraz pozostaje długa prosta z podjazdem na wiadukt w Sośnicy…, skręcam w kolejne drogi, już jestem na Odrowążów i Zonk, wpierw autobus wlekący się niemiłosiernie, nie można go wyprzedzić, masakra…, na szczęście ląduje na jakimś przystanku, można śmignąć obok….

Kilometr dalej trafiam na polewaczkę i wlekący się za nią sznurek samochodów, obłęd 15km/h dobija…, na szczęście udaje się minąć pielgrzymkę, wpierw po poboczu, później już z lewej strony…, jeszcze chwila i jestem w pracy…, odrobione ok 40s w stosunku do wczorajszego przejazdu, chyba mnie po…o….

Miłego dnia


Stawik w Ohcojeckim lesie © amiga

tik, tak...

Środa, 3 lipca 2013 · Komentarze(8)
Nim wstanie dzień - Kasia Nosowska


Poranek, 6:00… odzywa się budzik…, masakra… trzeba wstać…, trzeba się ruszyć…, ale jeszcze nie teraz…, jeszcze 5 minut…, tik-tak, tik-tak…

6:15… budzik odzywa się po raz 3-ci, tym razem wygrywa, wstaję…. Zaczynam się zbierać, spoglądam za okno, święci słońce, jest ciepło…

7:05 – w końcu na zewnątrz, w końcu na rowerze, ruszam…

Początkowo boczne ulice, docieram do skrzyżowania AK z Kościuszki, trochę głównymi szosami, do ul. Śląskiej, spoglądam na licznik,… mam niezłe tempo…, wysoka średnia, coś wyjątkowo dobrze mi się kręci…, mijam ul. Medyków i skręcam na Panewnicką, długa prosta, mały łuk i dojeżdżam do Kochłowic, średnia jeszcze wyższa…., prawie na 100% wieje wiatr od wschodu, może od południowego wschodu, w każdym bądź razie pomaga….. Z taką średnią mogę powalczyć na reszcie trasy, gdzie wiem, że jest to nie do utrzymania, czeka mnie trochę terenu, placów budowy, skrzyżowań i świateł…, niemniej baza jest, tik-tak, tik-tak, czas leci…

Podjazd w kierunku Wirka…, poszedł sprawnie, teraz Bielszowice…, kawałek terenem, kolejny podjazd, i docieram do przebudowywanego od pół roku krótkiego odcinka ul Rogoźnickiej, chwilę później jestem już w Kończycach, zastanawiam się czy będzie korek, ale co tam… są wakacje, trzeba być optymistą… . Kilka min. później moje przypuszczenia potwierdzają się, korka nie ma, ale swoje na światłach muszę odstać…, teraz można zacząć odrabiać straty…, można przycisnąć,

Jestem w Gliwicach, zamknięty przejazd kolejowy…, przedzieram się bokiem, jadę dalej, 2 skrzyżowania, na obu czerwone…, ech…., znowu odzywa się wewnętrzne tik-tak, tik-tak…
Do pokonania została ul. Odrowążów, niemniej budowa średnicówki, powoduje na niej delikatny zacisk, docieram do ul. Błogosławionego Czesława, tutaj nie powinno być niespodzianek…, jest prawie pusto, jeszcze chwila i docieram do firmy… piękny przejazd, piękny poranek, krew zaczęła krążyć, można zasiąść przed komputerem i uzupełnić wpis :), życiowy rekord na dojeździe do Gliwic został pobity :)

Miłego dnia


Beskid mały © amiga