Otwarte złamanie...
Czwartek, 18 lipca 2013
· Komentarze(17)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
Cancer Bats - Hail Destroyer
#at=51
Wczoraj po powrocie, jeszcze drobny zabieg polegający na nasmarowaniu goleni amortyzatora, dociskam kierownicę i... o q....a, jakby lekko zmieniła kształt, przyglądam się pęknięciu, to musiało od jakiegoś czasu postępować, dobrze, że nie stało się to w terenie, na drodze, byłoby nieciekawie...
Od może 2 tygodni słyszałem, że lekko przy kierownicy coś zgrzytało, ale obstawiałem, że pewnie wystarczy dokręcić śruby przy mostku i będzie ok... (oczywiście nigdy nie było czasu aby to sprawdzić) okazało się, że niewiele brakowało a obił bym sobie gębę... ech...
Szybki przegląd części w domu..., mam gięta kierownicę, szeroką jak wszyscy diabli, zdjąłem ją w zeszłym roku przed Śnieżką, bo nadaje się bardziej do rekreacyjnej jazdy niż dymania pod górę... . Nie zmienia to faktu, że cieszy mnie jej widok :), odnajduję jeszcze oryginalne chwyty KTM-owskie, nie mam ochoty na walkę z tymi założonymi na złamasie..., tym bardziej, że są już mocno wyeksploatowane.
Wymiana kierownicy zajmuje mi ok godziny..., niemniej rower jest gotowy do porannego wyjazdu na trasę.
Poranek..., zabieram rower, plecak i schodzę. Dosiadam rowerek..., masakra, strasznie szeroka ta kierownica, na dokładkę strasznie wysoko..., czuję się jakbym ujeżdżał byka. Kierowanie jest bardziej precyzyjne, ale pozycja jakoś mi średnio odpowiada przywykłem już do nieco bardziej "sportowej" sylwetki i nisko położonej kierownicy...
Na kolejną zmianę jest w tej chwili za późno, pewnie dałbym radę, ale to nie ma większego sensu jeżeli na dniach powinienem dostać nowe manetki... Wymienię to razem do kupy, za jednym razem? A może nie, może mnie poniesie po raz kolejny?
Na Śnieżkę kierownica musi już być taka jak powinna, wąska i prosta..., jest jeszcze trochę czasu...
A sama droga po szosach, awaria mimo wszystko dość mocno rano mnie spowolniła, pozbieranie narzędzi porozrzucanych po kątach chwilę zajmuje... W sumie wyjechałem ok 7:20, pozostały więc szosy...
Za to nic nie zgrzyta, jedzie się cichutko, przyjemnie, zaczynam nawet przywykać do tej kierownicy, może jednak ją zostawię chwilę dłużej?
W Gliwicach ląduję ok 8:30, bez jakiegoś specjalnego spinania się..., na drogach pustki pomimo, że obawiałem się sporego natężenia w okolicach 8:00
#at=51
Wczoraj po powrocie, jeszcze drobny zabieg polegający na nasmarowaniu goleni amortyzatora, dociskam kierownicę i... o q....a, jakby lekko zmieniła kształt, przyglądam się pęknięciu, to musiało od jakiegoś czasu postępować, dobrze, że nie stało się to w terenie, na drodze, byłoby nieciekawie...
Od może 2 tygodni słyszałem, że lekko przy kierownicy coś zgrzytało, ale obstawiałem, że pewnie wystarczy dokręcić śruby przy mostku i będzie ok... (oczywiście nigdy nie było czasu aby to sprawdzić) okazało się, że niewiele brakowało a obił bym sobie gębę... ech...
Szybki przegląd części w domu..., mam gięta kierownicę, szeroką jak wszyscy diabli, zdjąłem ją w zeszłym roku przed Śnieżką, bo nadaje się bardziej do rekreacyjnej jazdy niż dymania pod górę... . Nie zmienia to faktu, że cieszy mnie jej widok :), odnajduję jeszcze oryginalne chwyty KTM-owskie, nie mam ochoty na walkę z tymi założonymi na złamasie..., tym bardziej, że są już mocno wyeksploatowane.
Wymiana kierownicy zajmuje mi ok godziny..., niemniej rower jest gotowy do porannego wyjazdu na trasę.
Poranek..., zabieram rower, plecak i schodzę. Dosiadam rowerek..., masakra, strasznie szeroka ta kierownica, na dokładkę strasznie wysoko..., czuję się jakbym ujeżdżał byka. Kierowanie jest bardziej precyzyjne, ale pozycja jakoś mi średnio odpowiada przywykłem już do nieco bardziej "sportowej" sylwetki i nisko położonej kierownicy...
Na kolejną zmianę jest w tej chwili za późno, pewnie dałbym radę, ale to nie ma większego sensu jeżeli na dniach powinienem dostać nowe manetki... Wymienię to razem do kupy, za jednym razem? A może nie, może mnie poniesie po raz kolejny?
Na Śnieżkę kierownica musi już być taka jak powinna, wąska i prosta..., jest jeszcze trochę czasu...
A sama droga po szosach, awaria mimo wszystko dość mocno rano mnie spowolniła, pozbieranie narzędzi porozrzucanych po kątach chwilę zajmuje... W sumie wyjechałem ok 7:20, pozostały więc szosy...
Za to nic nie zgrzyta, jedzie się cichutko, przyjemnie, zaczynam nawet przywykać do tej kierownicy, może jednak ją zostawię chwilę dłużej?
W Gliwicach ląduję ok 8:30, bez jakiegoś specjalnego spinania się..., na drogach pustki pomimo, że obawiałem się sporego natężenia w okolicach 8:00

Otwarte złamanie© amiga




















