do pracy....
Poniedziałek, 15 lipca 2013
· Komentarze(3)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
Akurat - Jak Bruno Shulz
Poniedziałkowy poranek, za oknem szaro, dziwne te lato, dziwny ten rok, gdy w zeszłym roku paliło słońce, temperatury przekraczały 35 stopni, to teraz poranki mamy po 15-17 stopni a około 14:00-15:00 mamy, aż 20-25 stopni. Jakieś jaja…
Za oknem delikatnie siąpi, zbieram się powoli, wychodzę kilka minut po 7:00, na szczęście przestalo padać. Profilaktycznie jednak mam założoną przeciwdeszczówkę, ciężkie deszczowe chmury wiszą na niebie….
Trasa szosami, masakra.., znowu, zamiast jechać jak człowiek terenem zap…am drogami…, niby szybciej, ale fajniej jest w lesie…, tyle, że po ulewach przyjadę masakrycznie ubłocony do Gliwic…, wybieram więc „mniejsze” zło.
Wieje silny północno zachodni wiatr, nie będzie lekko… . Walka z podmuchami trwa prawie całą drogę, o odpoczynku nie ma mowy, chwilami rower odmawia „toczenia się” z górki…
Mijam kolejne dzielnice, kolejne miasta, wjeżdżam w krótki odcinek terenowy na Wirku…, dawno nie było tutaj tyle błota, tyle wody…, dobrze, że to niecały kilometr…
Za to na ulicach spokój, dopiero kilka minut przed 8:00 zaczyna zaciskać, jestem już w Zabrzu, przede mną jakieś 10km jazdy. Niby nie powinno być problemów, a jednak. Drogowcy w 2 miejscach stanęli na wysokości zadania. Wahadło na ul Sikorskiego na nowo wybudowanym rondzie i mocno rozkopana ul Sztygarska. Niby zakaz ruchy, ale i kierowcy i ja jakoś się tym specjalnie nie przejmujemy. Tyle, że rowerem obskoczę to po chodniku, a samochody musza zawrócić :)
Końcówka już bez problemów, bez przeszkód. Może sam przejazd nie jakiś nadzwyczajny, tyle, że mimo utrudnień dobrze się jechało :)
Fotki wczorajsze… :)
Poniedziałkowy poranek, za oknem szaro, dziwne te lato, dziwny ten rok, gdy w zeszłym roku paliło słońce, temperatury przekraczały 35 stopni, to teraz poranki mamy po 15-17 stopni a około 14:00-15:00 mamy, aż 20-25 stopni. Jakieś jaja…
Za oknem delikatnie siąpi, zbieram się powoli, wychodzę kilka minut po 7:00, na szczęście przestalo padać. Profilaktycznie jednak mam założoną przeciwdeszczówkę, ciężkie deszczowe chmury wiszą na niebie….
Trasa szosami, masakra.., znowu, zamiast jechać jak człowiek terenem zap…am drogami…, niby szybciej, ale fajniej jest w lesie…, tyle, że po ulewach przyjadę masakrycznie ubłocony do Gliwic…, wybieram więc „mniejsze” zło.
Wieje silny północno zachodni wiatr, nie będzie lekko… . Walka z podmuchami trwa prawie całą drogę, o odpoczynku nie ma mowy, chwilami rower odmawia „toczenia się” z górki…
Mijam kolejne dzielnice, kolejne miasta, wjeżdżam w krótki odcinek terenowy na Wirku…, dawno nie było tutaj tyle błota, tyle wody…, dobrze, że to niecały kilometr…
Za to na ulicach spokój, dopiero kilka minut przed 8:00 zaczyna zaciskać, jestem już w Zabrzu, przede mną jakieś 10km jazdy. Niby nie powinno być problemów, a jednak. Drogowcy w 2 miejscach stanęli na wysokości zadania. Wahadło na ul Sikorskiego na nowo wybudowanym rondzie i mocno rozkopana ul Sztygarska. Niby zakaz ruchy, ale i kierowcy i ja jakoś się tym specjalnie nie przejmujemy. Tyle, że rowerem obskoczę to po chodniku, a samochody musza zawrócić :)
Końcówka już bez problemów, bez przeszkód. Może sam przejazd nie jakiś nadzwyczajny, tyle, że mimo utrudnień dobrze się jechało :)
Fotki wczorajsze… :)
Przejście podziemne w okolicach ul Markiefki© amiga
Graffiti w przejściu© amiga
Noibasta tu był :)© amiga