tik, tak...
Poranek, 6:00… odzywa się budzik…, masakra… trzeba wstać…, trzeba się ruszyć…, ale jeszcze nie teraz…, jeszcze 5 minut…, tik-tak, tik-tak…
6:15… budzik odzywa się po raz 3-ci, tym razem wygrywa, wstaję…. Zaczynam się zbierać, spoglądam za okno, święci słońce, jest ciepło…
7:05 – w końcu na zewnątrz, w końcu na rowerze, ruszam…
Początkowo boczne ulice, docieram do skrzyżowania AK z Kościuszki, trochę głównymi szosami, do ul. Śląskiej, spoglądam na licznik,… mam niezłe tempo…, wysoka średnia, coś wyjątkowo dobrze mi się kręci…, mijam ul. Medyków i skręcam na Panewnicką, długa prosta, mały łuk i dojeżdżam do Kochłowic, średnia jeszcze wyższa…., prawie na 100% wieje wiatr od wschodu, może od południowego wschodu, w każdym bądź razie pomaga….. Z taką średnią mogę powalczyć na reszcie trasy, gdzie wiem, że jest to nie do utrzymania, czeka mnie trochę terenu, placów budowy, skrzyżowań i świateł…, niemniej baza jest, tik-tak, tik-tak, czas leci…
Podjazd w kierunku Wirka…, poszedł sprawnie, teraz Bielszowice…, kawałek terenem, kolejny podjazd, i docieram do przebudowywanego od pół roku krótkiego odcinka ul Rogoźnickiej, chwilę później jestem już w Kończycach, zastanawiam się czy będzie korek, ale co tam… są wakacje, trzeba być optymistą… . Kilka min. później moje przypuszczenia potwierdzają się, korka nie ma, ale swoje na światłach muszę odstać…, teraz można zacząć odrabiać straty…, można przycisnąć,
Jestem w Gliwicach, zamknięty przejazd kolejowy…, przedzieram się bokiem, jadę dalej, 2 skrzyżowania, na obu czerwone…, ech…., znowu odzywa się wewnętrzne tik-tak, tik-tak…
Do pokonania została ul. Odrowążów, niemniej budowa średnicówki, powoduje na niej delikatny zacisk, docieram do ul. Błogosławionego Czesława, tutaj nie powinno być niespodzianek…, jest prawie pusto, jeszcze chwila i docieram do firmy… piękny przejazd, piękny poranek, krew zaczęła krążyć, można zasiąść przed komputerem i uzupełnić wpis :), życiowy rekord na dojeździe do Gliwic został pobity :)
Miłego dnia
Beskid mały© amiga