Wpisy archiwalne w kategorii

do 34km

Dystans całkowity:73100.96 km (w terenie 11237.08 km; 15.37%)
Czas w ruchu:3228:23
Średnia prędkość:22.64 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:262950 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:2777597 kcal
Liczba aktywności:2354
Średnio na aktywność:31.05 km i 1h 22m
Więcej statystyk

bez życia...

Poniedziałek, 24 marca 2014 · Komentarze(0)
Rammstein Engel

Zaczyna się kolejny pracowity tydzień, chociaż dla mnie ten poprzedni się nie skończył. Wczoraj kilka godzin w firmie..., dzisiaj też raczej nie będzie lekko. Po Weekendzie czuję się jakby potrąciła mnie ciężarówka... Samopoczucie sięgnęło dna..., chyba gorzej już nie będzie. Pokonują mnie najłatwiejsze podjazdy, nie mam ochoty na jakikolwiek wysiłek, zastanawiam się czemu nie pojechałem cugiem. Przynajmniej nie męczyłbym się... 
Dzień nijaki, wczoraj pogoda pod psem dzisiaj wcale nie lepiej, drogi pełne samochodów... korek za korkiem, korka pogania... Chyba największa tragedia z samochodami jest w Kochłowicach, dobre kilkaset metrów przed centrum ciągnie się kolejka. Wyprzedzam towarzystwo wpierw z prawej, później lewej strony. Jakoś się przebijam dalej. Podjazd w kierunku Wirka i czuję, że padam..., walka z tą niewielką górką zabiera mi sporo czasu, ale w końcu udaje się.. Nie mam siły, nie mam chęci... męczy mnie wszystko.
Tyle, że to i tak nei ostatni podjazd, jest jeszcze kilka pierwszy pomiędzy Bielszowicami, a Pawłowem, później już w samym Pawłowie, w pobliżu centrum Zabrza i podjazd pod Wiadukt w Sośnicy. Dojeżdżam do firmy i mam dość. Na dokładkę uświadamiam sobie, że zostawiłem spodnie cywilne w domu :( Trudno. Trzeba awaryjnie kupić nowe..., na dokładkę zapowiada się ciężki dzień

Jeszcze jedna fota z koncertu czwartkowego
Jeszcze jedna fota z koncertu czwartkowego © amiga

W końcu otwarto Bielszowicką ;)

Poniedziałek, 24 marca 2014 · Komentarze(0)
Farben Lehre - Na skróty

Z firmy wyjeżdżam wyjątkowo późno, jest ciut przed 18:00. Zaczyna szarzeć...
Jako że od kilku dni walczę z kolejną falą przeziębienia to nie ma mowy o szaleństwie, o jakiejś wycieczce Śląskoznawczej. Staram się jechać jak najkrótszą drogą do domu,  Zastanawiam się czy gdzieś po drodze nie spłukać roweru, ale z drugiej strony po co... i tak jutro ma padać...
W Bielszowicach/Wirku zaskakuje jeszcze coś, po kilku miesięcznym okresie karencji w końcu została otwarta droga Bielszowicka, jeszcze mało kto o niej wie. Ruch jest niewielki, minęło mnie zaledwie kilka samochodów.. Ale będę musiał korzystać ze ścieżki rowerowej wzdłuż drogi, szkoda, że kładąc nowy  asfalt nie zrobili jej po obu stronach szosy. Jest dwukierunkowa w ramach jednego chodnika, na dokładkę od strony Wirka chodnik kończy się zasiekami.... jest to tym bardziej dziwne, że tuż za przeszkodą, chodzik dalej istnieje..., zastanawiam się jaki jest sens istnienia tej przeszkody, ale też jaki jest sens istnienia tej ścieżki? Jeżeli zaczyna się zupełnie nigdzie i kończy również w taki dość osobliwy sposób... Czas pokaże..., być może jest w tym jakiś większy plan, który ukarze się gdy pojawią się kolejne ścieżki. Chyba że będzie tak jak zawsze..., dobudowany fragment powiększy liczbę km ścieżek rowerowych w Rudzie Śląskiej, a to że jest zupełnie nieprzydatna to już nikogo nie zainteresuje. 
W domu jestem po 19:00, jedyne co jestem w stanie zrobić to... iść spać..., jutro muszę wstać przynajmniej godzinę wcześniej niż zwykle.
Ostatnie koncertowe
Ostatnie koncertowe © amiga

ciepło

Piątek, 21 marca 2014 · Komentarze(0)
Apocalyptica -Path

Ostatni dzień tygodnia, wiem jedno będzie długi, bardzo długi, po wczorajszym wcześniejszym wyjściu na koncert, dzisiaj będę musiał przysiąść i zrobić co zrobić, tym bardziej, że czasu nie ma zbyt wiele. Wyjeżdżam z domu i pędzę co sił. Piękny, ciepły poranek poranek, czegóż chcieć więcej, oby pogoda utrzymała się jak najdłużej. Zimy w sumie nie było, ale prognozy na najbliższe kilka dni są mocno zróżnicowane. Szykuje się piękna sobota i paskudna niedziela. Żal szczególnie tego drugiego dnia. Zapowiadał się intrygująco, a przez pogodę będzie chyba nijaki...
Jako, że spodziewam się dzisiaj nawału pracy to zależy mi na jak najszybszym dostaniu się do Gliwic, skracam w wielu miejscach trasę. Nie mam mowy o zaliczeniu jakiejś atrakcji w okolicy. Pozostaje jazda na czas :) Poczynając od Zabrza trafiam na kolejne zaciski na szosach, staram się jakoś toto wyminąć, ale z różnym skutkiem, chyba za późno wyjechałem.
W końcu jestem w firmie... i jest tak jak się spodziewałem... - ciężko.

Niespodzianka na Zabskiej rowerówce
Niespodzianka na Zabskiej rowerówce © amiga
Dobrze, że ktoś włożył patyki
Dobrze, że ktoś włożył patyki © amiga
Rower na mnie czeka
Rower na mnie czeka © amiga

Tarnowskie góry

Piątek, 21 marca 2014 · Komentarze(1)
Homoferus - Reality Show

Wieczór zapowiadał się od jakiegoś czasu inny niż myślałem, chwila rozmowy z Darkiem i idziemy gdzieś pojeździć, początkowo zupełnie bez planu, w zasadzie plan był... ze względu na późną porę odpuszczamy teren. Jedziemy przyjrzeć się nowemu sklepowi rowerowemu w Rokitnicy.
Zaglądając przez okno, nie widać nic szczególnego, wygląda jak jeden z wielu sklepów gdzie wyziera z każdego kąta taniość... 94.9% rowerów to warianty miejskie, w cenach ok kilkuset złotych, najdroższy kosztuje 1250... Nie prezentują się jakoś specjalnie, po prostu są, spoglądając na części porozmieszczane w sklepie widzę, że właściciel stawia raczej na mało wymagającą klientelę... W Katowicach znam 2 takie sklepu, zresztą do jednego mam może 700m i staram się z niego nie korzystać... Bo szkoda kasy na to co tam można kupić, niby tanie ale przy okazji podłej jakości. To w Rokitnicy nie wygląda lepiej, cóż, trzeba poczekać na cywilizację jeszcze chwilę. 
Pod sklepem kombinujemy co dalej, Darek rzuca hasło "Tarnowskie Góry"...., czemu by nie... W dość mocnym tempie jedziemy przez Wieszową i Zbrosławice, Po około kilkudziesięciu minutach osiągamy nasz cel... Chwila na focenie i trzeba wracać, jutro czeka nas wyjazd na maraton do Błędowa.

Na rynku w Tarnowskich Górach
Na rynku w Tarnowskich Górach © amiga

lekko spóźniony

Czwartek, 20 marca 2014 · Komentarze(0)
Vital Remains - Forever Underground

Jest wieczór, miałem wyjść o 16:00, ale... nie wyszło. Wychodzę kilkanaście min przed 17:00, niedobrze, bardzo niedobrze. O 19:00-19:30 mam być w MegaClubie na koncercie... A nie dość, że muszę dojechać, to jeszcze trzeba się przebrać, coś zjeść i dojechać na miejsce. Jadę szosami, naciskając na pedały ile mam sił. Tyle, że o tej porze jest jeszcze wariactwo na drogach, muszę uważać, chcę skracać ile się da, jednak w 2-3 miejscach decyduję się na nieco dłuższą trasę, za to szybszą... Omijam miejsca gdzie mogą być światła, skrzyżowania, gdzie prawie na 100% mnie coś zatrzyma. W domu jestem kilka min po 18:00. Udało się... teraz tylko się pozbierać i dotrzeć do klubu na czas.

Vital Remains - koncert MegaClub
Vital Remains - koncert MegaClub © amiga

Czwartek...

Czwartek, 20 marca 2014 · Komentarze(0)
Gorgoroth - Sign of an Open Eye

Dzisiejszy dzień zapowiada się intensywnie..., w końcu dostanę sprzęt do testów. Tyle, że jednego jestem pewien nie będę miał go na tak długi na ile chciałbym, po jutro już musi zostać poskładany, a po drugie wieczorem wybieram się na koncert i nie będę dzisiaj mógł posiedzieć przy nim tyle ile chciałbym. 
Za to na dworze ciepło, przyjemnie. Jedzie się niesamowicie dobrze. Przez chwilę korci mnie aby wjechać do lasu, jednak przypominam sobie jak napięty będzie plan dnia..., nie ma mowy o czymś więcej. Po prostu staram się jak najkrótszą drogą dotrzeć do firmy. 
Zastanawiam się jak to wszystko dzisiaj uda się pogodzić, pozbierać do kupy, prawie niewykonalne. Dobrze, że na drogach nie ma źle, i samochody specjalnie nie przeszkadzają. Korki widzę dopiero w Zabrzu, mijam je bokiem i jadę przez lasek Makoszowski. jeszcze kilka km i jestem u celu. 
Pracę czas zacząć :)
MegaClub Katowice - na koncercie - Gorgoroth
MegaClub Katowice - na koncercie - Gorgoroth © amiga

na śpiocha...

Środa, 19 marca 2014 · Komentarze(0)
Metallica live July 7, 2009 at Festival de Nimes in Nimes, France.


Wczorajszy dzień lekko mi się przeciągnął, w zasadzie do domu ściągnąłem...dzisiaj, kilka min po północy. Usnąłem gdzieś koło 1:00. Efekt jest łatwy do przewidzenia, kilka dzwonków z rana i wszystkie ignoruję, w końcu jednak 30 min po czasie normalnej pobudki wstaję i próbuję się pozbierać. Idzie to koszmarnie, niemniej o 7:15 jestem na rowerze.
Pogoda wredna, jak to często w marcu - pada. prognozy wskazują na to, że tak będzie przez cały dzień, z drobnymi przerwami. Ubieram się nieco inaczej, bardziej szczelnie, może deszcz mnie nie zmoczy, ale suchy nie dotrę do Gliwic.
Na rogach Sajgon, samochód, na samochodzie..., nieprzyjemnie się jedzie, na dokładkę dalej wieje z północnego zachodu, a ja zmęczony. Próba pociśnięcia spełza na niczym bo i jak...
Im dłużej jestem w trasie tym rower gorzej wygląda, coraz więcej zbiera błota, piasku i wszystkiego po czym jadę..., jak pogoda się zmieni czeka mnie solidne mycie roweru. Na szczyt... trafiam w Zabrzu, decyduję się na małą zmianę trasy, przebiję się przez Lasek Makoszowski, jadąc przez niego postanawiam się zatrzymać na chwilę przy Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich, dawno mnie tutaj nie było :) Kilka min później jadę dalej, pozostało ok 7km. Tym razem jest nieźle, jest już po ósmej. Ruch wyraźnie zelżał :)
Przed bramą
Przed bramą © amiga
Mogiły poległych żołnierzy
Mogiły poległych żołnierzy © amiga
Chyba idzie wiosna
Chyba idzie wiosna © amiga

w deszczu...

Środa, 19 marca 2014 · Komentarze(1)
Megadeth - The Big 4 in Sofia 2010


Wybiła 17:00 pora opuścić cieplutką firmę, na zewnątrz pada, może nie jest to ulewa, ale siąpi i jest nieprzyjemnie. Odpalam maszynę i jadę. Początkowo chcę jechać szosami, ale uświadamiam sobie, że rower i tak jest już pokryty błotem i w zasadzie niewiele to zmieni czy pojadę terenem czy też nie i tak nadaje się do mycia i to solidnego. 
Trochę dookoła pomijam Makoszowy ale w końcu wbijam się w las, przy okazji testując opony w dość paskudnych warunkach, jest okazja więc trzeba ją wykorzystać. Jak wspominałem kilka dni temu, Maxxisy WormDrive mają dość kiepską opinię wśród opon górskich, tyle, że ja nie jadę na góralu. Przy rozmiarze 700x42C spisują się nadspodziewanie dobrze, nawet w paskudnym błocie nie zdarzyło mi się aby koło uciekło, aby coś z nim się działo, tyle, że już się nauczyłem iż pompuje się je minimum na 60PSI inaczej opona faktycznie jest niestabilna, a dętki podatne na uszkodzenia... 
Na chwilę zatrzymuję się w Starej Kuźni przy przejeździe nad Jamną, pada coraz bardziej, ale jest okazja do kilku fot... 
Mija dobre 10 min. pora ruszać... Dojeżdżając do Piotrowic postanawiam przedłużyć trasę o kolejny kilometr, tyle, że chcę zahaczyć o myjnię ręczną i spłukać syf z rowera. Za dużo błota, jest wszędzie i oblepia wszystko, słyszę piasek w łańcuchu, na tarczach hamulcowych. Po prostu jest wszędzie. 5 min na myjni i rower lśni, mogę wracać.  
Ciekawe jakie warunki będą jutro?
Szarak czeka na mnie :)
Szarak czeka na mnie :) © amiga
Jamna w swoim korycie
Jamna w swoim korycie © amiga
Jeszcze nie wylała
Jeszcze nie wylała © amiga

szosowy poranek

Wtorek, 18 marca 2014 · Komentarze(3)
Within Temptation & Metropole Orchestra: Black Symphony

Poranek..., muszę w miarę szybko dotrzeć do firmy, opcję wjazdy w las odrzucam z definicji, po pierwsze po ostatnich ulewach pewni będzie tam nieciekawie, a po drugie jak wspominałem wcześniej zależy mi na czasie. Dzisiejszy dzień będzie pokręcony, tym bardziej, że będę musiał wyjść wcześniej. max o 15:30 muszę być w domu.

Po wyjściu z domu pierwsze co czuję to wredny wiatr wiejący z zachodu a w zasadzie chyba z północnego zachodu, kolejny dzień z jazdą pod górę, kolejny dzień treningu..., tyle, że wolałbym uniknąć dzisiaj tej walki.

Chwilę przed ruszeniem widzę że kropi, przeciwdeszczówka ląduje na garbie, może się ugotuję, ale nie zmoknę ;).
Na drogach całkiem spory ruch, w zasadzie na całej długości..., może to nie zaskakuje bo załamanie pogody często skutkuje wzmożonym ruchem samochodów...
Dojeżdżam do Gliwic, do firmy..., czas dość przyzwoity, ale czuję tą dzisiejszą walkę z wmorewindem. Pociesza mnie jedno, wracając będę miał wiatr w plecy :)

Wjazd do Lasku Makoszowskiego
Wjazd do Lasku Makoszowskiego © amiga

Pędząc do domu...

Wtorek, 18 marca 2014 · Komentarze(3)
Dream Theater - Score 20th Anniversary World Tour

Tak jak wspominałem rano, dzisiaj czeka mnie wcześniejsze wyjście. Punkt 14:00 jestem już na rowerze przed firmą i ruszam w drogę powrotną, mam max 90 min na dotarcie do domu.
Kombinuję nad trasą, w rachubę wchodzą tylko szosy, co nie zmienia faktu, że w 2 miejscach skracam sobie trasę terenem. Pociesza też wiatr w plecy, chociaż raz pomaga.
Za to im bliżej Katowic tym ruch na rogach gęstnieje, coraz więcej samochodów, coraz więcej problemów..., w Zasadzie od Wirka jedzie się nieprzyjemnie gdy mija mnie kolumna samochodów. Pół biedy gdy prowadzą go kierowcy, ale w Kochłowicach trafiam na Kretyna..., który olewa znaki, oznaczenia. To drugi raz w ciągu kilku dni w tym miejscu... Zastanawiam się nawet czy to nie ten sam bałwan... Ale nie to jest ważne dla mnie w tej chwili. Ostatnie 5-6 km muszę zwolnić..., muszę być bardziej uważny, chwilami dość paskudnie zaciska, decyduję się chwilami na ominięcie takich miejsc chodnikami. Do domu dojeżdżam ok 15:09 - jest nieźle. mam zapas czasu.
Rok temu na Wirku
Rok temu na Wirku © amiga

Fota sprzed roku :), przy okazji uświadomiłem sobie, że dokładnie rok temu zaliczyłem w okolicy dość paskudną glebę, skutki odczuwałem dobre pół roku.