Poranna podbudka trochę inna niż zwykle. Budzi mnie kot Moniki. Postanowił sprawdzić co się stanie gdy podrapie lub ugryzie mnie. Co było robić trzeba było wstać.
Inne zdjęcia tego przemiłego kotka są tutaj: Mad black cat
Po szybkim śniadaniu i chwili odpoczynku zaczynam się zbierać. Pora wracać do domu. Kosma postanawia mnie kawałek odprowadzić, zatrzymujemy się na chwilę przy pomniku żołnierzy w Łośniu.
Rozstajemy się kilka km dalej. Monika opisuje mi z grubsza plan trasy do Katowic: prosto, w lewo, prosto, prosto, prosto, w lewo, prosto, prosto, prosto, prosto, w prawo, prosto, prosto, prosto, w lewo i jestem w Sopienicach :) Jadąc dalej postanawiam zaliczyć lasek w pobliżu Nikiszowca. Po małej rundce, wracam do Nikiszowca, i jadę dalej przez Giszowiec. Tutaj kilka godzin przerwy u rodziny i na spokojnie po 15:00 zaliczam ostatne 7 km przez las Ochojecki.
Dawno nie miałem tak wspaniałego weekendu rowerowego. Pomimo tego, że jest już listopad, jest rześko, pogoda dopisała, a w takim towarzystwie nie można się nudzić.
Dzisiaj Rower wrócił z krótkiej sesji w serwisie (u qmpla ;). Ostatnio pojawiły mi się dość paskudne luzy na tylnim kole, może nie było to jeszcze specjalnie groźne, ale z czasem mogło powodować problemy. W każdym bądź razie to już historia. Po przesmarowaniu i dokręceniu, koło znowu jest w dobrym stanie. Około 15:00 pozbierałem się i postanowiłem pojechać gdzieś blisko. Pierwotny plan to Mysłowice Wesoła. Stosunkowo niedaleko, a przy temp. 2-3 stopni i paskudnym zimnym wietrze miało wystarczyć. Jednak nie wystarczyło. W Murckach zmodyfikowałem trasę i pojechałem do Lędzin ;) Szkoda że tak późno wyjechałem, ale 2 lampki + czołówka spisywały się rewelacyjnie w lesie. Kilkukrotnie widziałem między drzewami jakieś wilcze oczy (raczej nie był to Tusk), przypuszczalnie sarny patrzały co to za UFO przelatuje przez ich "dom". ;)
W drodze powrotnej zachaczyłem o znajomego, wróciłem nieco później prowadząc rower ;)
Kilka ostatnich dni było nierowerowych. Powodów było kilka. Głownie jednak po prostu mi się nie chciało (w końcu zakończona została walka z ogrzewaniem w domu. Udało się częściowo przywrócić dom do stanu używalności). Wczoraj wieczorem jednak już mnie nosiło więc … umyłem rower ;). Nie wystarczyło to na długo i dzisiaj jeszcze przed południem gdy temp osiągnęła całe 5 stopni wsiadłem na ktm-ka i ruszyłem w siną dal. Pierwszych kilka km było masakrycznych, przerzutki robiły co chciały, łańcuch przeskakiwał. Już zastanawiałem się czy nie wrócić, jednak po jakimś czasie wszystko zaczęło funkcjonować bezbłędnie. Chyba gdzieś w zakamarkach łańcucha i przerzutek pozostały resztki błota - musiało się wykruszyć, rozruszać i było ok. Wybrałem się trasą na Lędziny, bo szybka, prosta a ja nie miałem zbyt wiele czasu. Na 16:00 byłem umówiony, więc nie mogłem poszaleć ;( i pojechać tam gdzie pierwotnie planowałem (Pszczyna i Goczałkowice). W zamian w Lędzinach odbiłem na Imielin i dalej ponownie lasami pojechałem w kierunku Mysłowic. Pomimo temperatury dzień był piękny, słoneczny, bezchmurny, a w lesie nawet wiatr nie przeszkadzał ;) . Inaczej niż ostatnio po drodze mijałem pieszych, rowerzystów. Chyba wiele osób chciało coś uszczknąć z tego dnia. Warto było wyjechać, dotarłem w kilku przypadkach do miejsc, w których jeszcze nie byłem, lasy rewelacyjne. Szkoda tylko że tak krótko. Chyba to sobie jutro odbiję gdy będę jechał do Gliwic ;P
W piąteka lało, więc odpuściłem sobie jazdę na rowerze. Sobota klasycznie zajęta, jednak na niedzielę miałem pewnien plan dotyczący wyjazdu. Sporo jednak zależało od pogody i ta niestety nie dopisała. Więc pewnie skończyło by się wieczorze filmowym. Na szczęście musiałem się wybrać do lokalu wyborczego. Pogoda poprawiła się na tyle, że postanowiłem przejechać się po okolicy. Pozbierałem się i w drogę. Już po kilku km zaczął padać deszcz i towarzyszył mi przez większość trasy z drobnymi przerwami. Pojechałem najfajniejszą trasą, tzn w kierunku Murcek, a później Lędzin. Planowałem zrobić kółko przez Mysłowice jednak w drodze złapałam gumę, a w zasadzie 2 gumy :) Nie wiem na czym ale poleciały dętki w obu kołach (Pierwsze przebica nie w Zabrzu :). Wymiana i łatanie chwilę mi zajęły, więc skróciłem nieco trasę, pojechałem przez Tychy i Czułów. Droga nieco krótsza i łatwiejsza, więc zyskałem na czasie.
Dzisiaj dzień hmmm ... wolny od pracy ... . Przerwa spowodowana wizytą u lekarza ok godz 13:00. Z rana postanowiłem jednak wybrać się na jakąś prostą trasę po okolicy. Pierwotnie myślałem o Paprocanach, ale patrząc na prognozy pogody zdecydowałem się na coś bliższego. Pojechałem w kierunku Lędzin tam bocznymi drogami odbiłem na Czułów, Tychy i przez Piotrowice wróciłem do domu. Od początku jazda była masakryczna. Ten wczorajszy powrót to nie był chyba wyjątek od reguły. Dzisiaj jeszcze na 6-7km zastanawiałem się czy sobie nie odpuścić. Temp na poziomie 26-28 stopni, momentami silne podmuchy wiatru, duszno, a na dokładkę czemuś wszystko mnie boli. Jakoś jednak udało się pokonać zmęczenie/znużenie i jechałem dalej, w Lędzinach zastanawiałem się nawet czy nie przedłużyć wycieczki, jednak rozsądek wygrał i tym razem. Więc aby nie przegiąć pojechałem jednak na Czułów. Poniżej kilka fotek ze stawu w pobliżu Czułowa. Przy dojeździe do pracy jakoś nie mam czasy/chęci na robienie fot, a blog bez nich wygląda łyso.
Powrót z pracy nieco niestandardowy, delikatnie zmodyfikowałem trasę. Przy temp. 30 stopni nie miałem ochoty na pchanie się w podjazdy. Początkowo jechało mi się względnie dobrze jednak już po 20 min trasy miałem dość jazdy, roweru i wszystkiego. To nie jest pogoda do jazdy, przynajmniej dla mnie. Pogoda tropikalna zupełnie mi nie odpowiada, nadaję się bardziej do Norwegii, niż Chorwacji :) Ech ... Przed wyjazdem uzupełniłem płyny, zabrałem ze sobą bidon 0.7l, a jednak na 13km dokupywałem w sklepie wodę mineralna. Obłędny powrót. Dawno się tak nie zmęczyłem/wykończyłem. Pomogła dopiero kąpiel. DJK71 zaproponował mi dzisiaj wyjazd w okolice Tarnowskich Gór, cieszę się że nie pojechałem. Jeździłbym chyba na zombiaka, bez świadomości. Zgłoszę się w te okolice gdy temperatura będzie miała jakieś bardziej akceptowalne wartości <=20st.
Powrót z pracy prawie standardowy. Jednak przed wyjazdem oględziny uszkodzenia opony i shit ... Rana jest zbyt głęboka aby szaleć na rowerze. Zastanawiałęm się czy walczyć z łataniem opony czy jednak zahaczyć o najbliższy serwis i kupić coś tmczasowego. Zdecydoowałem się na to drugie. Kupiłem Michelin Wind Racer 2.0 w serwisie wymienili mi tylnią oponę i pojechałem ... Na asfalcie było zajebiście. Opona zachowywała się rewelacyjnie jednak gdy wjechałem w las zaczęły się problemy. Z żadną inną oponą nie miałem takiego problemu - tył roweru uciekał mi na boki. Przy czym nie dotyczyło to tylko piachu, ale również ubitej drogi leśniej, ścieżki polnej. Bez sęsu. Zastanawiam się czy opona nie powinna być jednak założona odwrotnie - w końcu jest kierunkowa. ... W każdym razie dzisiaj wieczorem będę łatał Rocket Rona powinno się udać w końcy rozcięcie nie jest specjalnie wielkie. Przy okazji dzisiejszej awarii okazało się że po ostatnich błotnych wojażach dostało się do pompki tyle błota że miałem problem z jej "uruchomieniem" i napompowaniem uszkodzonego koła. Będąc w serwisie kupiłem przy okazji pompkę. Mam nadzieję, że posłuży nieco dłużej. Tym razem wybór padł na Giant Control Mini 2+. Rower to jednak drogie hobby ... Zresztą jak każde inne :)
Później wypad na Paprocany. Zabrałem ze sobą Piotrka, był dzisiaj w nieco lepszym nastroju niż ostatnio, kręcić też mu się chciało, a przynajmniej nie marudził jak ostatnio :) Droga prosta i przyjemna. Na specjalne wyczyny dzisiaj się nie nastawiałem, jutro muszę dojechać do i z pracy :), więc nie ma co przesadzać. Jechaliśmy trasą przez Kostuchnę, Podlesie, Mąkołowiec, Żwaków i Paprocany. Kilka postoi po drodze i dłuższy już na miejscu.
Trochę przerażała mnie ilość spacerowiczów w tym miejscu, ale w końcu to dzień wolny i temperatura w okolicach 28 stopni. Powrót do domu podobny. Żwaków->Mąkołowiec->Podlesie->Piotrowice->Ochojec. Po drodze ponownie zahaczyliśmy o "MechaCow" na miejscu wypiliśmy po 0.5l mleka i kolejny litr zabrałem do domu. Chyba się starzeję, jeszcze w zeszłym roku wycieczki rowerowe kończyły się piwem :)
Dzisiaj w końcu ponownie mogłem wsiąść na rower. Przez ostatnie kilka dni pogoda nie rozpieszczała. Dodatkowo pierwotne plany na ten tydzień miałem zupełnie inne nierowerowe, ale ... wszystko się zmieniło ... niestety, a może stety? No nic. Wczoraj udało mi się zakupić na allegro nowe opony Schwalbe Rocket Ron Evo 2.1. Dzisiaj dotarły do domu, więc nic nie było mnie w stanie powstrzymać przed wypróbowaniem ich. Wrażenia dziwne. Do tej pory wszystkie moje opony były drutowe, te są kevlarowe i ... jechało mi się inaczej, nie wiem jeszcze, czy lepiej czy gorzej, za to wydawały inny dźwięk podczas jazdy. Chwilę trwało zanim do tego się przyzwyczaiłem. Zależało mi na sprawdzeniu ich w lesie, na ścieżkach, którymi najczęściej jeżdżę, więc wybrałem się w kierunku Lędzin. 20km lasów w linii prostej przed mną więc jechałem z tym większą ochotą. Drogę nieco zmieniłem w stosunku do ostatniego wyjazdu. Chciałem zobaczyć, co to jest ta kamienna góra zaznaczona na mapach. Rozczarowanie było spore, bo to ani kamienna, ani góra. W miejscu gdzie spodziewałem się czegoś, był ... paśnik dla zwierząt. Kilkaset metrów dalej miałem przekonać się, co autor miał na myśli pisząc, że opony Rocket Ron szybko oczyszczają się z błota. Faktycznie szybko były czyste, problem w tym, że spora część tego co było na oponach znalazło się na mnie :). Na dokładkę musiałem się zatrzymać bo jakiś fragment błota dostał mi się do oka. Zatrzymałem się i jedyne co miałem do przemycia to zielona herbata, którą wlałem do bidonu przed wyjazdem. Cieszyłem się, że od kilku lat nie słodzę herbaty :), swoją drogą chyba pora kupić kolejne okulary. Poprzednie zostawiłem gdzieś w Kończycach kilka tygodni temu. Dojeżdżając do Lędzin zdecydowałem się na jazdę w kierunku Tych (ostatnio pojechałem na Mysłowice), Trekbuddy pokazywał mi, że da się dojechać tam lasami więc długo się nie zastanawiałem i skręciłem w odpowiednim miejscu, dalej skręciłem na Czułów - w końcu po co pchać się przez miasto jak można jechać cały czas lasem :). Za Czułowem skręciłem w kierunku Podlesia i dopiero tam wyjechałem na szosę, znajomymi drogami wróciłem do domu.
Poniżej kilka fotek trzaśniętych w drodze w tym część w podczerwieni. Oraz zapis dzisiejszej drogi.
Dzisiaj wycieczka do Lędzin. Dawno tam nie byłem, a trasa jest rewelacyjna. W większości po lesie i prowadzi przez kolejne rezerwaty przyrody. Rano sprawdzenie prognoz pogody i ... shit będzie lać, ale odczekałem do 11:00 i ... nic się nie działo, ogoda ok więc pozbierałem się i w drogę. Pierwotnie pojechałem w kierunku Murcek i dopiero tam odbiłem na lędziny. Całą droga dość dobrze oznaczona, chociaż komuś w kilku miejscach przeszkadzały oznakowania ... Ech. W lędzinach skręciłem w kierunku Mysłowic i tu mały zawód, pomimo oznaczenia na mapie szlaków to nigdzie nie widziałem ich po drodze. Dobrze, że miałem przy sobie GPS-a i mapę, inaczej zmuszony byłbm do jazdy głównymi drogami. W Mysłowicach obrałem kierunek na Zalew Fala i dalej przez Giszowiec do domu. Trochę po przyjeździe zaczęło lać i grzmieć. Tym razem udało mi się przed deszczem. Ciekawe jaka będzie pogoda jutro.