Wpisy archiwalne w kategorii

do 68km

Dystans całkowity:12663.22 km (w terenie 3720.00 km; 29.38%)
Czas w ruchu:654:42
Średnia prędkość:19.34 km/h
Maksymalna prędkość:63.76 km/h
Suma podjazdów:65222 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:544565 kcal
Liczba aktywności:272
Średnio na aktywność:46.56 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Tropiciel 26

Niedziela, 21 października 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Jak to zwykle bywa, przed większym wyjazdem zawsze panuje chaos. Wyjazd na Tropciela był planowany od miesiąca, może nawet ciut dłużej, w ostatniej chwili pokrzyżowały mi się plany. W efekcie na spotkanie z Darkiem i Darkiem ;) docieram z godzinną obsuwą. 
Na szczęście do Wołowa prowadzi Darek ;) 

Jakoś dziwnie mi się pisze gdy 3 osoby w jednym aucie mają na imię Darek ;) Może więc przyjmę, że Darek to Djk71, a drugi Darek to Darek, siebie będę określał poprzez Ja i może jakoś to pójdzie ;)

Droga do Wołowa na szczęście przebiegła bez większych problemów, zresztą tych mniejszych też nie było. Na miejscu spotykamy resztę ekipy - Anię, Dorotę, Krzyśka i Tomka. W sumie 7 osób. Jako, że regulamin Tropiciela dopuszcza drużyny 2-4 osób to podzieliliśmy się na 2 grupy. Większa połowa to Etisoft Bike Team 1 (djk71, Krzysiek, Ania, Tomek) i mniejsza połowa to Etisoft Bike Team 2 (Dorota, Darek i ja ). 

Do startu mamy ponad 2 godziny, jednak przygotowania zajmują trochę czasu, gdy już wszystko ogarnęliśmy okazuje się, że mamy całe 30 minut. Pora coś zjeść, napić się... 

O 0:10 udajemy się na górkę przy OSiR Wołów na której znajduje się START. Dostajemy mapy, krótką historyjkę i trzeba rozrysować plan jazdy. Sama trasa nie wygląda na skomplikowaną, jednak nie raz zaliczyliśmy wtopy na prostych rzeczach. Trzeba więc mieć oczy dookoła głowy. 

Pora spiłować pazurki ;)
Pora spiłować pazurki ;) © amiga
W oczekiwaniu na start
W oczekiwaniu na start © amiga
Na szczycie górki startowej w Wołowie
Na szczycie górki startowej w Wołowie © amiga

Wstępny plan to punkty w kolejności: A, C, E, K, L, I, F, G, D, H, B

Tak więc zaczynamy od A, niby nic specjalnego, ale przy wyjeździe z miasta błąd, prowadzą nas Krzysiek i Tomek. Nie mam ani czasu, ani sposobności spojrzeć na mapę, przyjrzeć się planowi wycieczki, w zasadzie nie kontroluję toru jazdy. Mam tylko cichą nadzieję, że Krzysiek i Tomek mają pojęcie co robią, liczę też trochę na Darka(djk71). Wkrótce po korekcie trasy docieramy do PK, w zamian dostajemy Snikersa :). 

Kierujemy się na punkt C, osobiście pewnie wybrałbym trasę od północy, wydaje się bezpieczniejsza, ale grupa zadecydowała inaczej, dwóch ścigaczy prowadzących ponownie przestrzeliwuje właściwy wjazd, nie podoba mi się to, jeżeli każdy punkt będziemy tak zaliczać, to nie wróży to dobrze reszcie trasy, teraz jesteśmy wypoczęci, a co będzie dalej? 
Sam punkt jest niespodzianką, jest to solidnie zamaskowane nielegalne kasyno, trzeba odpowiedzieć na kilka dziwnych pytań. Jakimś cudem naszej grupie wychodzi to lepiej, EBT1 ma dodatkową pulę pytań. W między czasie zaczyna kropić. 

Gdy jechaliśmy do Wołowa sprawdzałem radary i prognozy pogody, wszystko wskazywało na to, że dorwie nas jakaś ulewa na trasie, czyżby miało to być już na początku jazdy? Ech, nie taki był plan. 

Mafia czeka
Mafia czeka © amiga

Powrót do szosy i jedziemy na północ odnaleźć punkt E, tym razem trafiamy bezbłędnie, na dzień dobry gra w Cymbergaja pomiędzy mną a Krzyśkiem z EBT1. Zasady proste, szanse 50% na wygraną i... ponownie moja drużyna prowadzi. Mamy chwilę by odetchnąć, a EBT1 ma dodatkowe zadanie przy ognisku słuchają historii... 

Pieczenie rowerzystów
Pieczenie rowerzystów © amiga
Może zagramy?
Może zagramy? © amiga

Punkt K nie wydaje się specjalnie daleko, wg mapy powinna do niego prowadzić na wprost ścieżka przez las, jednak, przy wyjeździe zamiast na południe, pojechaliśmy na północ, ponownie dały znać o sobie chęci szybkiej jazdy bez zastanowienia. Dopiero na skrzyżowaniu leśnych ścieżek udaje się zatrzymać "ucieczkę" i skierować wszystkich we właściwą stronę. Przecinki w lesie jednak nie do końca opowiadają temu co jest w rzeczywistości,  powinny być przejezdne, a okazuję się zbyt krótkie, urywają się po kilkuset metrach. Przy powrocie z jednej z nich koło wpada mi w dziurę, zaliczam glebę. Na szczęście prędkość zerowa, podłoże "miękkie".  
Za to rower nie do końca wychodzi bez szwanku, wypadło tylne koło z zacisku, poluzowała się prawa klamka hamulca i obróciło się siodełko. O ile 2 pierwsze problemy to pierdoły, to coś stało się z zaciskiem sztycy, siodełko ma tendencję do opadania. Masakra... 

Cóż... ruszamy dalej, tym razem mocno dookoła lasu, przestrzeliwujemy jedną z przecinek, tym razem to moja wina, choć w tempie jakim jedziemy nie do końca jestem pewien odległości na mapie, zamiast 2 wydaje mi się, że do przejechania są 4 cm... 
W zamian za nadłożenie drogi możemy podziwiać niesamowitą pełnię księżyca wyłaniającego się spomiędzy chmur
Tak więc mocno dookoła ale trafiamy w końcu do K... 

Zadania nie ma, jest tylko perforator... zresztą to chyba reguła na tropicielu, że najdalej wysunięte punkty od bazy nie mają obsady. 
Chwila na dziurkowanie i jedziemy na L, by nie kombinować wracamy do wsi Dębno, stamtąd droga powinna nas wyprowadzić do PK. Oczywiście  lekko nie ma, pojawiają się bruki których osobiście nie lubię, chyba nikt normalni ich nie lubi ;) 
Tym razem z odnalezieniem perforatora nie ma problemu. Punkt bez obsady. 

Nieobsadzony punkt
Nieobsadzony punkt © amiga

Kierunek punkt I, powrót do Dębna, dalej Rudna, bruki zabijają, cały peleton nieco zwalnia, jedynie djk71 na bujanym rowerze nie ma problemów, choć i tak widzę, że stara się jechać brzegami ulic. Punkt odnajdujemy bez najmniejszych problemów. Do wykonania jest zadanie, przeniesienie wiaderka z jednej pozycji do sędziego, który wyjmuje z niego złotą monetę i odstawienie wiaderka drugiej pozycji. Nie mamy z tym większego problemu. Na jakiś wcześniejszych edycjach Tropiciela już się z tym spotkaliśmy :) więc w jakiś sposób jest łatwiej. 

Punkt F jest kolejnym na naszej trasie, odległość nie jest specjalnie daleka, za to pojawia się górka, na którą podprowadzamy rowery, wjazd jest z drugiej strony ;). Tym razem musimy uwolnić zakładnika. Mamy 10 sekund by przyjrzeć się temu co ma na sobie i na podstawie tego co zauważymy rozbroić bombę. Darek (ten trzeci jest najbardziej spostrzegawczy), bomba nie wybucha :) Ufff

Pora na punkt G, na poprzednich tropicielach trzeba było szukać tego punktu na podstawie wskazówek, tutaj po prostu jest, z jego odszukaniem lekko nie jest jednak dziesiątki lampek piechurów czy rowerzystów wskazują nam odpowiednie miejsce. Na miejscu EBT2 ma proste zadanie, zaśpiewać piosenkę ;) 100 lat wystarcza ;) Musimy jednak poczekać na EBT1 które ma rozkuć 2 swoich członków. Mija dobra chwila nim zostają uwolnieni. 

Próba uwolnienia zawodników
Próba uwolnienia zawodników © amiga

Do mety zostały już tylko 3 punkty, pierwszy do D, w drodze do niego odzywa się mój zacisk na sztycy, puszcza i... siedzę dobre 20 cm niżej... czuję jak kolana dostają popalić, częściowo jadę na stojąco, częściowo siedząc bardzo, bardzo nisko.... w Krzydlinie Małej krótki postój, Krzysiek ma ze sobą kombinerki, dokręcamy resztki uszkodzonego zacisku, jest lepiej, może nie idealnie, ale przynajmniej siedzę wyżej. Siodełko lekko buja się na boki. Trudno... Da się jednak tak jechać. W perspektywie jeszcze jakieś 15 km. Wkrótce docieramy do PK... To coś w rodzaju baru z czasów prohibicji w stanach. Karty zostają od razy przedziurkowane. Możemy jechać dalej, jednak to dobra chwila by coś zjeść, napić się itd... Czasu mamy sporo w zapasie, jeżeli wiec nie nastąpi jakiś Armageddon to dotrzemy do mety. Zresztą formuła Tropiciela jest tak zorganizowana, iż nie ma zwycięzców. Oczywiście są informacje o zajętym miejscu, jednak nie wiąże się to z nagrodami czy gratyfikacjami. Te losowane są wśród wszystkich uczestników.

Melina w lesie ;)
Melina w lesie ;) © amiga

Przed wyjazdem ponownie poprawiam lekko siodełko, mimo wszystko leciusieńko opadło, to może 2 cm jednak robią różnicę w komforcie jazdy. Po w sumie kilkuminutowej przerwie ruszamy. 
Punkt H, bo do niego zmierzamy nie nastręcza specjalnych problemów, trafiamy bezbłędnie, jednak na miejscu zadanie dopasowanie łusek do broni nie jest dla naszej drużyny łatwe, zdecydowanie lepiej poszło EBT1. Osobiście brzydzę się wojskiem, myśliwymi, bronią i wszystkim co ma z tym coś wspólnego, po prostu nie moja bajka. W efekcie dopasowanie łusek zajmuje nam trochę czasu. Cóż nie można wiedzieć i umieć zrobić wszystkiego.

Do odnalezienia został ostatni już punkt B, wydaje się, że nie powinno z nim być większych problemów, choć plan jest taki by dojechać do drogi w okolicach Łososiowic i stamtąd odmierzyć odpowiednią odległość. Jednak gdy kluczmy po leśnych ścieżkach ni stąd ni zowąd trafiamy na miejsce gdzie masa rowerzystów i piechurów pakuje się w ścieżkę, z oddali widać, że tam dookoła ogniska kręci się masa lampek. To musi być punkt. Dojście, czy dojazd do niego nie jest łatwy, trzeba pokonać dość paskudny rów. Na miejscu kolejna zagadka, tym razem z tekstów trzeba wyłuskać pojedyncze litery i złożyć z nich hasło. Minuta, czy może 2 i mamy rozwiązanie. Pora wrócić do bazy, na metę... 

Do mety mamy same asfalty, żarty, a może by terenem okazują się nie trafiać na podatny grunt ;) Chyba wszyscy czujemy zmęczenie. Piachu było więcej niż można by się spodziewać. Na spokojnie docieramy do Osiru, odnosimy karty i kończy się nasza przygoda. 

Jeszcze tylko posiłek i 6 osób z drużyny udaje się na spoczynek. Ogłoszenie wyników będzie za kilka godzin. 

Zadanie do rozwiązania
Zadanie do rozwiązania © amiga

Jako, że dla mnie świt to nie pora na spanie, wolę się przemęczyć i pozwiedzać Wołów. Aparat został w domu, wariactwo przy przepakowywaniu się spowodowało to, że o kilku drobiazgach zapomniałem. Zakreślacz został w Gliwicach, aparat w domu, narzędzia i nowy zacisk do sztycy też jest w Gliwicach... cóż. Nie można mieć wszystkiego. 

Zastanawiam się co może być otwarte o 7:00 w takiej miejscowości w niedzielę. Mam wielką ochotę na dobrą Kawę. Może na stację? Postanawiam jednak pokrążyć po starym mieście. Stacja jest poza nim i średnio mam ochotę wyjść z miasta. Liczę jednak na to, że jakaś żabka, czy inny sklep, punkt będzie otwarty. 

W Wołowie o poranku
W Wołowie o poranku © amiga
Ciekawa zabudowa
Ciekawa zabudowa © amiga
Ratusz w Wołowie
Ratusz w Wołowie © amiga
Może zagramy?
Może zagramy? © amiga
Kościół św. Karola Boromeusza w Wołowie
Kościół św. Karola Boromeusza w Wołowie © amiga
Budzi się dzień
Budzi się dzień © amiga
Poranne mgiełki
Poranne mgiełki © amiga
Mógłbym na to patrzeć
Mógłbym na to patrzeć © amiga
Zabudowania przy Garwolskiej
Zabudowania przy Garwolskiej © amiga
Wołów o poranku
Wołów o poranku © amiga
Nad rowem Wołowskim
Nad rowem Wołowskim © amiga

"Stare miasto" w Wołowie © amiga
Zamek w Wołowie
Zamek w Wołowie © amiga
Stacja PKP w Wołowie
Stacja PKP w Wołowie © amiga

Mija prawie 90 minut zanim decyduję się wrócić do bazy. O kawie nie było mowy, jedynie 2 sklepu z alkoholem były otwarte. Chodziło o kawę może coś ciepłego do zjedzenia.., a nie o upodlenie się o świcie. 

Po powrocie do bazy widzę, że już ekipa się wybudziła. Idę więc do nich, Jakieś 30 minut później pada informacja o tym, że do godziny nastąpi zakończenie Tropciela. 

Losowanie nagród chwilę trwa, wśród nas jedynie Tomek będzie miał pamiątkę :) 

Pora wracać, pakujemy więc manatki i wracamy na Górny Śląsk :)

Na przyszłość mamy jednak nauczkę, by częściej spoglądać jednak na mapę, używać kompasu. Nie pędzić na złamanie karku, bo to nie zawody MTB czy szosowe. Niemniej Ekipa firmowa stanęła na wysokości zadania. w sumie okazało się, że zajęliśmy 7 i 8 miejsce wśród ponad 20 zespołów. Nieźle. 
Organizacja Tropiciela ja zawsze zasługuje na uznanie, na wielkie brawa, choć brakowało mi poszukiwania punktu G ;), może więc następnym razem... 

Powrót do domu

Piątek, 5 października 2018 · Komentarze(0)
Jest około 16:20 gdy ruszam do domu. Ciepło, przyjemnie, czuć lekki wiatr w twarz, ale co tam. Jestem nieco lżej ubrany. Mam ochotę na przejazd lasami. Mam wystarczająco dużo czasu do zachodu słońca. Może najdę jakieś grzyby? Choć specjalnie na to się nie nastawiam. 
W ciągu dnia czułem, że coś mnie dorywa, to coś to przeziębienie. Jakieś prochy na szybko wziąłem, jednak wydaje mi się, że będzie tydzień leczenia. Pewnie na rowerze bo jakby inaczej. Choć... weekend szykuje mi się bez rowera. Plany są zupełnie inne. 
Na granicy z Zabrzem skręcam do parku. Niby jeszcze nie ma 17... ale słońce mimo wszystko dość nisko. Jeżeli dobrze pamiętam to słońce zachodzi około 18:15... Chyba pora założyć lampki, te mocniejsze oczywiście, zwykłe migające mam zawsze przy sobie ;)

Niby jest jeszcze przed 17, ale słońce już nisko
Niby jest jeszcze przed 17, ale słońce już nisko © amiga
Zastanawiam się czy będzie mokro w lesie? Na szczęście nie ma tragedii, jedynie na starej hałdzie w Makoszowach widać kałuże. Tyle, że tutaj prawie zawsze są ;). Musi być długotrwała susza by zniknęły. 

Rozglądam się za grzybami, tych jest sporo, ale głównie te niejadalne. Oznacza to jednak, że te jadalne też powinny być, z roweru ciężko będzie coś znaleźć, choć w tym roku już kilka grzybków znalazłem siedząc na siodełku ;)
Na starej hałdzie w Makoszowach
Na starej hałdzie w Makoszowach © amiga
Słońce przebija się między drzewami
Słońce przebija się między drzewami © amiga
Piękny zachód słońca
Piękny zachód słońca © amiga
Gdy docieram do Starej Kuźni słońce jest już bardzo nisko, mam może 20 minut to jego zachodu i jakieś 45 minut do ciemnicy, powinienem zdążyć do domu. Daleko nie ma. Jednak na wysokości Panewnik odbijam jeszcze na chwilę w kierunku Stargańca i dopiero wtedy odbijam na Piotrowice. Dzięki temu manewrowi omijam szerokim łukiem skrzyżowanie przy Famurze. W tej chwili strasznie go nie lubię. Wersja tymczasowa jest nie do przyjęcia. 
Stara Kuźnia
Stara Kuźnia © amiga
Dolina Jamny
Dolina Jamny © amiga
Jeszcze nierozwinięte Kanie
Jeszcze nierozwinięte Kanie © amiga
Robi się coraz chłodniej
Robi się coraz chłodniej © amiga
Policja przyjechała chyba podriftować ;)
Policja przyjechała chyba podriftować ;) © amiga
Ostatnie promienie słońca
Ostatnie promienie słońca © amiga

Do domu docieram krótko po tym jak słońce zaszło za horyzontem. Przejazd był przyjemny :) 

Niedziela z Karoliną w Spale

Niedziela, 30 września 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Dzień trzeba było mocno przeplanować, w efekcie ruszamy dopiero przed 16, późno. Wiemy, że nie pojeździmy za dużo, max 3 godziny... 

Map nie bierzemy, co będzie to będzie... Zobaczymy gdzie trafimy. Może nad Niebieskie Źródła? W tym roku jeszcze tam nie byłem, zresztą podobnie jak i przy hali lodowej. Po drodze jeszcze odwiedzamy kozy ;)... Może by kupić mleko? 
Z wizytą nad źródłami
Z wizytą nad źródłami © amiga
Na Niebieskich Źródłach
Na Niebieskich Źródłach © amiga
Przez okno hali lodowej
Przez okno hali lodowej © amiga
Hala lodowa w Tomaszowie Mazowieckim
Hala lodowa w Tomaszowie Mazowieckim © amiga
Minęło kilka miesięcy od czasu gdy jeździłem po Tomaszowie, zaskakują nowe drogi, rodna, wszędobylskie remonty wszystkiego. Rok wyborów do czegoś zobowiązuje, za to później będzie kilka lat ciszy. Cóż dobre i to. 

Gdzie te 7 procent?
Gdzie te 7 procent? © amiga
Dopiero wyjechaliśmy, a słońce już nisko, gdy tylko wjeżdżamy do cienia jest chłodno, bardzo chłodno, czuć wilgoć unoszącą się w powietrzu. Jesień ma jednak swoje prawa. Drzewa jeszcze w większości zielone, jednak ta zieleń już jest zmęczona, to nie ta wiosenna radosna... Kierujemy się w kierunku Spały, dzisiaj raczej nic więcej nie zwiedzimy. 
Słońce coraz niżej
Słońce coraz niżej © amiga
Powoli zmieniają kolory
Powoli zmieniają kolory © amiga
Aleja drzew
Aleja drzew © amiga
Zaskoczona Karolina :)
Zaskoczona Karolina :) © amiga
Po drodze rozglądamy się za grzybami, choć na rowerze to raczej ciężko, szybka jazda i rozmowa nie służą poszukiwaniom, a jadąc sporo rozmawiamy... układamy plany. Kombinujemy ile wlezie... ;)
Jesień już w pełni
Jesień już w pełni © amiga
Nad stawem w Spale
Nad stawem w Spale © amiga
Pora wracać do Tomaszowa, słońce powoli się chowa, może gdzieś dorwiemy je z wiaduktu, ale... jeszcze spory kawałek lasu przed nami. Jadąc zauważamy pojedynczą kanię, hamowanie i... mamy to :) Jest grzyb... może niezbyt wielki, ale nasz :). Zabieramy go ze sobą. 
Barierki na DDRce Tomaszów Mazowiecki-Spała
Barierki na DDRce Tomaszów Mazowiecki-Spała © amiga
Z fotografowania zachodu słońca nic nie wychodzi, słońce zdążyło skryć się za horyzontem zanim wyjechaliśmy z lasu... cóż... 
Za to przy wjeździe do Tomaszowa widzę, śląski akcent... tylko co tutaj robi logo Ruchu Chorzów... ? Jakaś sztama klubów?  Być może.
Ruch Chorzów w Tomaszowie Mazowieckim?
Ruch Chorzów w Tomaszowie Mazowieckim? © amiga

Na miejsce docieramy gdy zaczyna się ściemniać... Dzień był bardzo przyjemny, choć zaskakujący... 
Dzięki Karolina za czas spędzony wspólnie... za te 2 dni w Tomaszowie... 

Z Karoliną - "Na krętych drogach do Niepodległej"

Niedziela, 23 września 2018 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Sobota zresztą podobnie jak i piątek zapowiadały się bez roweru. Sprawy do załatwienia, trochę gonitwy i... wyszło nieco inaczej :)
W niedzielę za to jestem w Tomaszowie Mazowieckim, dzień zapowiada się średnio, dżdży lekki deszcz, wieje od zachodu, radary pokazują deszczowe chmurzyska. O 11 jesteśmy z Karoliną umówieni na rajdzie w Brzezinach, pędzimy samochodem, w międzyczasie  pogoda coraz bardziej straszy... Na szczęście gdy docieramy na miejsce coś się poprawia, jeszcze tylko kawa na stacji, drobne zakupy na drogę i... jesteśmy na starcie i tak z lekkim zapasem czasu.  Witamy się i czekamy na spóźnialskich... Te 25 minut ciągnie się niemiłosiernie, to wina wiatru... pogody, lekkich opadów... 

Powoli zbiera się ekipa
Powoli zbiera się ekipa © amiga

Gdy w końcu ruszamy jest coś około 11:15, z informacji które mamy wiemy, że całość ma zamknąć się w 70 km, kilka postoi w miejscach gdzie coś się wydarzyło. Z wstępnej obserwacji mapy, i prób połączenia miejsc które mamy odwiedzić nie pasuje mi ta odległość. Wydaje mi się, że nie wyjdzie z tego 70... ale zawsze można poprowadzić trasę tak by zakręcała co chwilę, by była maksymalnie kręta... 
Od początku lekkie zaskoczenie, bo o ole sam raczej wybrałbym asfalty, to tutaj organizatorzy postanowili poprowadzić nas szlakami, pieszymi, rowerowymi i końskimi.... Już na wstępie trafiamy na piaski ;)... Nie przepadamy za nimi, ale jakoś się jedzie... Szersze opony lepiej by się na czymś takim spisały, choć nie mogę narzekać i tak mam 2" :)

Pierwszy postój po około 10 km w Woli Cyrusowej pod pomnikiem, a raczej tym co zostało po oryginale. Dowiadujemy się o historii, znaczeniu tego miejsca, czemu pomnik wygląda tak, a nie inaczej. Pewnie na necie trudno szukać takich informacji, ale tutaj wciąż pamięć o tamtych wydarzeniach żyje.  Po kilkunastu minutach ruszamy dalej. 
Pod pomnikiem w Woli Cyrusowej
Pod pomnikiem w Woli Cyrusowej © amiga
Uśmiechnięta jak zwykle :)
Uśmiechnięta jak zwykle :) © amiga
Do Dmosina droga to ledwie 5 km, ale nie jedziemy jeszcze tam, w niedalekim Niesułkowie jest stary cmentarz z okresu I wojny światowej, nazwiska wskazują na niemców, kolejna opowieść i wiemy skąd się tutaj wzięli, czemu jest tego tyle... czemu sam cmentarz wygląda teraz tak a nie inaczej...  Niektóre informacje zaskakują. 
Niesułków-Kolonia - Na cmentarzu z I wojny światowej
Niesułków-Kolonia - Na cmentarzu z I wojny światowej © amiga
Zasłuchani uczestnicy rajdu
Zasłuchani uczestnicy rajdu © amiga
Droga do Dmosina prowadzi przez pola, a raczej należałoby powiedzieć, że przewodnik prowadzi nas polami ;), Miejscami lekko nie ma kopny piach daje popalić ;) Wkrótce docieramy do Dmosina w którym czeka na nas ekipa odtworzeniowa 37 pułku z mini muzeum. Można się przyjrzeć eksponatom, porozmawiać, zapytać się o coś... jest ciekawie. Udajemy się jeszcze pod pobliski obelisk i na kwaterę wojskowa na cmentarzu. Gdy wracamy pod tymczasowe muzeum rozmowy jeszcze trwają. Spędzamy tutaj dobre 45 minut... Z jednej strony fajnie, z drugiej... przy tej temperaturze i wietrze szybko stygniemy. Przy okazji organizatorka rajdu zagaduje Karolinę o to by poprowadziła jeden z wykładów dotyczących podróży :) Zapowiada się ciekawie, jednak piątek wieczór... cóż... to nie jest dobra pora... coś kto wie. 
Krótka przerwa przy tymczasowym muzeum w Dmosinie
Krótka przerwa przy tymczasowym muzeum w Dmosinie © amiga
Przywiezione Eksponaty
Przywiezione Eksponaty © amiga
Nie zazdroszczę ludziom, którzy musieli tego używać
Nie zazdroszczę ludziom, którzy musieli tego używać © amiga
Pod obeliskiem w Dmosinie
Pod obeliskiem w Dmosinie © amiga
Kościół pw. św. Andrzeja Apostoła i św. Małgorzaty w Dmosinie
Kościół pw. św. Andrzeja Apostoła i św. Małgorzaty w Dmosinie © amiga
Na cmentarzu w Dmosinie przy kwaterze z II wojny światowej
Na cmentarzu w Dmosinie przy kwaterze z II wojny światowej © amiga
Żołnierskie krzyże
Żołnierskie krzyże © amiga
Na cmentarzu w Dmosinie
Na cmentarzu w Dmosinie © amiga
Zaczynamy wracać do punku startu, jeszcze tylko ognisko przy leśniczówce w Niesułkowie, na którym pieczemy kiełbaski, pijemy herbatę i oczywiście grzejemy się. Jest przyjemnie, smacznie. A przy okazji dostajemy gadżety :) związane z tematyką rajdu. Jest tego tak dużo, że na czytanie trzeba będzie przeznaczyć kilka zimowych wieczorów :)
Płonie ognisko...
Płonie ognisko... © amiga
Z partyzanckim widelcem ;)
Z partyzanckim widelcem ;) © amiga
Gdy wybija 16 pora się zbierać i wracać do Brzezin, do punktu z którego wystartowaliśmy. Droga zaskakuje, bo osobiście z Karoliną pojechalibyśmy najkrótszą trasą z najmniejszą ilością zakrętów unikając na koniec piachów. Jednak organizatorzy i tym razem zaskoczyli, droga jest mega kręta. Nie oznacza to oczywiście, że jest zła... Po prostu jest inna od tego czego się spodziewaliśmy :)
Kilka minut przed 17 jesteśmy w miejscu gdzie rozpoczęliśmy rajd. Pora na krótkie podsumowanie, podziękowania... 

Mimo lekkiego niedosytu trzeba przyznać, że i frekwencja dopisała i pomysł na rajd też mi się podobał. Skróciłbym jedynie czas na postojach i pewnie wydłużył dystans, tym bardziej że rejon łódzkiego usiany jest pamiątkami z okresy I wojny światowej.

W sumie dzień bardzo dobrze wykorzystany. 
Gdy wracamy po 17 znowu zaczyna padać... Chyba Karolina ma jakieś znajomości gdzieś wyżej...  :) Dzięki :)

Od Pienin po Pogórze Szydłowskie z Karoliną dzień czwarty

Środa, 15 sierpnia 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Poranek na Słonecznej przystani w Beskidzie Niskim wita nas mgłą, po kilkudziesięciu minutach zaczyna lać, na szybko sprawdzamy prognozy, radary. Pogoda zmieniła się i to dość mocno. Możemy bądź tutaj spędzić kilak godzin bezczynnie licząc krople deszczu, bądź wyrwać się z krainy deszczowców i ruszyć na północ tam gdzie świeci słońce.... 

Po kilku przygodach z poszukiwaniem bazy, czy to podjeżdżając na miejsce, czy dzwoniąc lądujemy na kąpielisku Chorwacja w Jurkowie. Nazwa nie oddaje tego co jest na miejscu. Ośrodek jest duży, jest pole namiotowe, pole kempingowe, są domki, pokoje, basen, jezioro, bar i wiele, wiele innych atrakcji, tyle, że z większości i tak nie będziemy korzystać. 

Wsiadamy an rowery i ruszamy.... Trasa będzie krótka, choć nie za łatwa. W końcu Beskid Wyspowy daje popalić. Szybko docieramy do Czchowa, miasteczko dopiero się budzi, niby jest już popołudnie, ale turystów praktycznie nie ma. 

Baszta w Czchowie

Baszta w Czchowie © amiga
Zawsze uśmiechnięta :)
Zawsze uśmiechnięta :) © amiga
Drewniana dzwonnica w Czchowie
Drewniana dzwonnica w Czchowie © amiga
kościół pw. Narodzenia NMP w Czchowie
kościół pw. Narodzenia NMP w Czchowie © amiga
Wnętrze kościoła w Czchowie
Wnętrze kościoła w Czchowie © amiga
Schody do dzwonnicy
Schody do dzwonnicy © amiga
Centrum Czchowa
Centrum Czchowa © amiga
O tej porze jeszcze nie ma zbyt wielu turystów
O tej porze jeszcze nie ma zbyt wielu turystów © amiga
Spędzamy tutaj dobre kilkanaście minut, analiza map i jedziemy do Iwkowej, podjazdy zaczynają się robić bardziej konkretne, pojawiają się ścianki, ciągnące się po wiele kilometrów. Za to widoki... coś niesamowitego. Na szczycie co chwilę stajemy, co chwilę fotografujemy... Za to zaskakuje nam prawie zerowa liczba rowerzystów, okolica aż prosi się o jazdę... 
W drodze do Iwkowej
W drodze do Iwkowej © amiga
Okolice Kwaśniówki
Okolice Kwaśniówki © amiga
Leśniczówka w Kwaśniówce
Leśniczówka w Kwaśniówce © amiga
Ale widoki
Ale widoki © amiga
Warto było się wspinać
Warto było się wspinać © amiga
Po zjeździe do Iwkowej, stajemy na chwilę przy kościele, analizujemy mapy, potrzebuję już wody... ta którą miałem powoli się kończy...  niedaleko jest jakaś stacja benzynowa, powinna być otwarta. Mamy ją po drodze... 
Na miejscu po zakupach, jest coś co mnie zaskoczyło. Za kolę i 2 Grześki zapłaciłem 8 zł, to cena podobna jeżeli nie identyczna z tymi sklepowymi.
Kościół pw. Nawiedzenia NMP w Iwkowej
Kościół pw. Nawiedzenia NMP w Iwkowej © amiga
Okolice Porąbki Iwkowskiej
Okolice Porąbki Iwkowskiej © amiga
W drodze do Wojakowa
W drodze do Wojakowa © amiga
Jesteśmy tym razem na otwartym terenie, wiatr zaczyna trochę przeszkadzać, mamy go w twarz. Kilka km ciężkiej walki z wiatrem z podjazdami. W Wojakowej trafiamy na odpust :), zastanawiamy się czy nie zostać dłużej ;). No dobra żartowałem. Ani ja, ani Karolina nie trawimy cepelii, robienia z ludzi idiotów, wciskania śmieci... a tak to wygląda. Przemieszczamy się dalej... osiągamy Rajbrot, jest drewniany kościółek, na dokładkę jest otarty, wchodzimy do środka. 
Pięknie tutaj
Pięknie tutaj © amiga
Wojakowa - Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej
Wojakowa - Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej © amiga
Gdzieś przed Kamionkami
Gdzieś przed Kamionkami © amiga
Kapliczka w okolicach Rajbrotu
Kapliczka w okolicach Rajbrotu © amiga
kościół Narodzenia N.M.P. w Rajbrocie
kościół Narodzenia N.M.P. w Rajbrocie © amiga
Wnętrze kościoła
Wnętrze kościoła © amiga
Organy i sufit
Organy i sufit © amiga
Opis tuż obok i na mapie sugeruje, że oprócz kościoła i dzwonnicy powinien być spichlerz, szukamy go dobre kilkanaście minut... nie ma... poddajemy się, szkoda czasu. kierunek Lipnica Murowana. 
Z tyłu stary kościół w Rajbrocie
Z tyłu stary kościół w Rajbrocie © amiga
W drodze do Lipnicy Murowanej
W drodze do Lipnicy Murowanej © amiga
Przy znaku Lipnica Murowana
Przy znaku Lipnica Murowana © amiga
Ciekawie malowane budynki
Ciekawie malowane budynki © amiga
Centrum ładne, ale te samochody do likwidacji...
Centrum ładne, ale te samochody do likwidacji... © amiga
Pomnik Władysława Łokietka
Pomnik Władysława Łokietka © amiga
Może wody?
Może wody? © amiga
Miejscowość zaskakuje, co krok to niespodzianka, piękny rynek, tyle, że zawalony samochodami, w pobliżu 3 kościoły, kilka pomników. Podjeżdżamy pod najstarszy kościół św. Leonarda wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Mamy szczęście jest otwarty :) Wchodzimy do środka, ale, naszym oczom przed wejściem ukazuje się kilka czaszek na nagrobkach, Po wyjściu z kościoła zaczynamy je dokumentować. Jedna, dwie, trzy... jest już sześć, zastanawiamy się czy będzie jeszcze siódma... jest i ósma, dziewiąta, tracimy rachubę. Naliczyliśmy w sumie 32 może 33... Nie przypominam sobie takiego drugiego miejsca w Polsce. Trzeba chyba popatrzeć na mapy gdzie znajdują się podobne obiekty wpisane na listę UNESCO. 
Przy Kościele św. Leonarda
Przy Kościele św. Leonarda © amiga
Kościół św Leonarda w Lipnicy Murowanej
Kościół św Leonarda w Lipnicy Murowanej © amiga
Kościół św Leonarda w Lipnicy Murowanej z drugiej strony
Kościół św Leonarda w Lipnicy Murowanej z drugiej strony © amiga
Wnętrze kościoła św. Leonarda
Wnętrze kościoła św. Leonarda © amiga
Czaszki na starym cmentarzu w Lipnicy Murowanej (1)
Czaszki na starym cmentarzu w Lipnicy Murowanej (1) © amiga
Czaszki na starym cmentarzu w Lipnicy Murowanej (2)
Czaszki na starym cmentarzu w Lipnicy Murowanej (2) © amiga
Czaszki na starym cmentarzu w Lipnicy Murowanej (3)
Czaszki na starym cmentarzu w Lipnicy Murowanej (3) © amiga
Czaszki na starym cmentarzu w Lipnicy Murowanej (4)
Czaszki na starym cmentarzu w Lipnicy Murowanej (4) © amiga



Kwatera prawosławna
Kwatera prawosławna © amiga

Pora zacząć wracać na kąpielisko Chorwacja gdzie mamy bazę. Kilka podjazdów, ponownie zaskakuje, wydawałoby się, że będziemy jechać wzdłuż potoku raczej z górki, a jednak... trzeba czasami trochę się pomęczyć. 
Dwór Ledóchowskich w Lipnicy Murowanej
Dwór Ledóchowskich w Lipnicy Murowanej © amiga
Kolejna czaszka ;)
Kolejna czaszka ;) © amiga
Chmury cały czas straszą
Chmury cały czas straszą © amiga
Na szczycie górki
Na szczycie górki © amiga
Kościół pw. Mikołaja Biskupa w Tymowej
Kościół pw. Mikołaja Biskupa w Tymowej © amiga
Stara dzwonnica przy Kościelee pw. Mikołaja Biskupa w Tymowej
Stara dzwonnica przy Kościelee pw. Mikołaja Biskupa w Tymowej © amiga
Kościół pw. Mikołaja Biskupa w Tymowej
Kościół pw. Mikołaja Biskupa w Tymowej © amiga
Wnętrze kościoła w Tymowej
Wnętrze kościoła w Tymowej © amiga
Jurków Kościół Przemienienia Pańskiego i Miłosierdzia Bożego
Jurków Kościół Przemienienia Pańskiego i Miłosierdzia Bożego © amiga
Jurków Kościół Przemienienia Pańskiego i Miłosierdzia Bożego zza płotu ;)
Jurków Kościół Przemienienia Pańskiego i Miłosierdzia Bożego zza płotu ;) © amiga

Po drodze oczywiście trafiamy an kolejne w kościoły drewniane, w tym jeden otwarty, drugi niestety nie. Na miejscu pragniemy się odświeżyć i... niemiła niespodzianka, ktoś ukradł kabel/przedłużacz do bojlera. Woda jest lodowata. Na szczęście zgłoszenie u kierownika rozwiązało problem, choć trzeba było czekać godzinę by woda się zagrzała. 
Kąpielisko Chorwacja w Jurkowie
Kąpielisko Chorwacja w Jurkowie © amiga
Słońce powoli znika
Słońce powoli znika © amiga

Słońce powoli chowa się za horyzont, a my zastanawiamy się co dalej, na jutro prognozy nie są zbyt optymistyczne. Chyba ponownie zmienimy lokalizację. Tylko gdzie. Optuję za jurą, choć mamy ją przejechaną kilka razy, ale mam mapy ;) Karolina proponuje coś bliżej Kielc. Tam nas nie było, ale nie mamy też map. Po dłuższej debacie dochodzimy do wniosku, że o 7 ruszamy do Buska-Zdroju. Mapy kupi się po drodze. 


Od Pienin po Pogórze Szydłowskie z Karoliną dzień trzeci

Wtorek, 14 sierpnia 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Poranne prognozy okazały się nieco bardziej optymistyczne, mamy dobre 5 godzin zanim coś paskudnego nadciągnie nad okolicę. Plan jest prosty, kierunek Stary i Nowy Sącz, powrót przed 13... Ruszamy z lekkim poślizgiem, ale może to i dobrze? Mgły opadły, jest nieco cieplej. Na drogach ruch samochodowy nie powinien jeszcze przytłaczać. 

Droga do Łącka mija dość szybko, za to samo miasteczko niczym szczególnym się nie wyróżnia, ciężko tutaj mówić o objeździe, w zasadzie jest coś na kształt ryneczku, jest kościół. Trwa targ... Po 5 minutach jedziemy dalej. 
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Łącku
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Łącku © amiga
Okolice Jazowiska
Okolice Jazowiska © amiga
Jako, że poruszamy się drogą wojewódzką, to mija nas trochę samochodów ciężarowych, w okolicach Jazowisk wpadamy na szatański pomysł, a może by tam boczną drogą? Jak pomyśleliśmy tak zrobiliśmy, tyle, że nikt nie zauważył poziomic. Pionowa ścianka daje się nam we znaki, na dokładkę pod koniec trafiamy na remont drogi, pozostaje przeprowadzić rowery jakieś 100 może 150m. Na szczęście pracownicy nie stwarzają problemów. Chwilę później możemy podziwiać panoramę z okolic Łaz Brzyńskich. Podjeżdżamy też do drewnianego kościółka w Gołkowicach Górnych. Wewnątrz jest ksiądz, przygotowuje wystrój na jutro, być może chodzi o ceremonię zaślubin. Chwilę opowiada nam o kościele, zaskakuje jego wiek. Ma "dopiero" trochę ponad 100 lat. Za to wnętrze jest całkiem przyjemnie urządzone. 
A to Ci niespodzianka
A to Ci niespodzianka © amiga
Łazy Brzyńskie
Łazy Brzyńskie © amiga
Kościół pw. św. Antoniego Padewskiego w Gołkowicach Górnych
Kościół pw. św. Antoniego Padewskiego w Gołkowicach Górnych © amiga
Wnętrze kościoła
Wnętrze kościoła © amiga
Wkrótce po opuszczeniu kościoła docieramy do Starego Sącza, rynek... piękny, szkoda tylko, że nie został wyłączony z ruchu samochodowego. Aż prosi się o deptaki, o miejsca odpoczynku, o restauracje, knajpki. Da się to zrobić, tylko trzeba chcieć. 
Kręcimy się po centrum, kościół, klasztor, źródełko, brama.... jest co zwiedzać. Samo miast robi bardzo przyjemne wrażenie, tylko te samochody... szkoda gadać. 
Stary Sącz - kościół pw. Św. Elżbiety Węgierskiej
Stary Sącz - kościół pw. Św. Elżbiety Węgierskiej © amiga
plebania przy kościele w Starym Sączu
plebania przy kościele w Starym Sączu © amiga
Wnętrze kościoła Św. Elżbiety Węgierskiej
Wnętrze kościoła Św. Elżbiety Węgierskiej © amiga
Na rynku w Starym Sączu
Na rynku w Starym Sączu © amiga
Klasztor Sióstr Klarysek
Klasztor Sióstr Klarysek © amiga
Pierwsza czaszka dzisiaj
Pierwsza czaszka dzisiaj © amiga
Druga czaszka :) w jednym meijscu
Druga czaszka :) w jednym meijscu © amiga
Na dziedzińcu
Na dziedzińcu © amiga
Kościół Świętej Trójcy i św. Klary
Kościół Świętej Trójcy i św. Klary © amiga
Piękne wnętrze - zdjęcie z ukrycia ze względu na zakaz fotografowania
Piękne wnętrze - zdjęcie z ukrycia ze względu na zakaz fotografowania © amiga
Brama Seklerska
Brama Seklerska © amiga
Brama Seklerska z drugiej strony
Brama Seklerska z drugiej strony © amiga
Źródełko Św. Kingi
Źródełko Św. Kingi © amiga
Spoglądamy na zegarki, chyba Nowy Sącz zostawimy sobie na kiedy indziej, burze powoli się zbliżają, mamy jeszcze jakieś 2 godziny, jednak fajnie byłoby wrócić do bazy przed deszczem. Odbijamy na Stadła, po drodze zaskakuje nas DDRka, jest taka jak powinna być. Idealna. szkoda tylko, że za mostem się kończy. 
Jaka piękna droga rowerowa
Jaka piękna droga rowerowa © amiga
Lubię takie mosty
Lubię takie mosty © amiga
Dunajec
Dunajec © amiga
Kolejny most nad Dunajcem
Kolejny most nad Dunajcem © amiga
W drodze powrotnej zatrzymujemy się to tu to tam, focimy. Na jednej ze stacji benzynowych ciut dłuższa przerwa na kawę i sprawdzenie radarów. Jeszcze nie jest źle.. 
Szeroka rzeka
Szeroka rzeka © amiga
Okolice Potoku
Okolice Potoku © amiga
Sprawdzamy zdjęcia
Sprawdzamy zdjęcia © amiga
Docieramy do ośrodka, szybka kąpiel, pora coś zjeść, jest w końcu bar :). Obiad przypomina bar mleczny, ale jest to dobre, pożywne :). Dostajemy też deser... pycha. Pogoda w ciągu 15 minut się zmienia, zaczyna lać...
Tor kajakarstwa górskiego
Tor kajakarstwa górskiego © amiga
Pakujemy się do samochodów i uciekamy z tej krainy deszczowców. Kierunek Beskid Niski, obieramy nową bazę w okolicy Uścia Gorlickiego. Na miejscu przepakowujemy się i zostawiamy rowery, po okolicy krążą mniejsze i większe opady. Samochód lepiej się sprawdzi w takich warunkach. Wyznaczamy sobie kilka dość odległych punktów do których raczej nie dojedziemy jutro rowerami. Za to warto je odwiedzić. Góry niesamowicie piękne, okolica malownicza. Z naszych ust wydobywa się wiele Ochów i Achów... 
Kaplica na cmentarzu w Uściu Gorlickim
Kaplica na cmentarzu w Uściu Gorlickim © amiga
Kaplica na cmentarzu
Kaplica na cmentarzu © amiga
Kwatera wojskowa
Kwatera wojskowa © amiga
Cmentarz wojskowy
Cmentarz wojskowy © amiga
Kościół pw. Matki Boskiej Nieustajacej Pomocy w Uściu Gorlickim
Kościół pw. Matki Boskiej Nieustajacej Pomocy w Uściu Gorlickim © amiga
Kościół pw. Matki Boskiej Nieustajacej Pomoc
Kościół pw. Matki Boskiej Nieustajacej Pomoc © amiga
Kościół pw. Wniebowzięcia NMP w Wysowej-Zdroju
Kościół pw. Wniebowzięcia NMP w Wysowej-Zdroju © amiga
Pofałdowany krajobraz
Pofałdowany krajobraz © amiga
Cerkiew pw. Św. Archanioła Michała w Wysowej-Zdroju
Cerkiew pw. Św. Archanioła Michała w Wysowej-Zdroju © amiga
Tabliczka informacyjna
Tabliczka informacyjna © amiga
Wysowa-Zdrój - park zdrojowy
Wysowa-Zdrój - park zdrojowy © amiga
Wysowa-Zdrój - basen w parku
Wysowa-Zdrój - basen w parku © amiga
Stary dom zdrojowy
Stary dom zdrojowy © amiga
Cerkiew prawosławna Opieki Bogurodzicy w Hańczówce
Cerkiew prawosławna Opieki Bogurodzicy w Hańczówce © amiga
Cerkiew św. św. Kosmy i Damiana w Skwirtnem
Cerkiew św. św. Kosmy i Damiana w Skwirtnem © amiga
Cerkiew prawosławna św. Paraskiewy w Kwiatoniu
Cerkiew prawosławna św. Paraskiewy w Kwiatoniu © amiga
Niestety aura nas dziś nie rozpieszcza, zaczyna grzmieć, padać, chwilami mocniej leje. Zawracamy do bazy. Wieczorem omawiamy plany na dzień następny licząc na to, że pogoda nam ich nie zepsuje. 
Coś niskie te chmury
Coś niskie te chmury © amiga

Mimo gonitwy dzień był intensywny, cały czas coś się działo, szkoda tylko, że idące na nas burze korygowały nam dość mocno plany, kierunki wyjazdu. Ale co tam. Wieczór zapowiada się mokry, ale za to w Najlepszym możliwym towarzystwie z Karoliną 

Od Pienin po Pogórze Szydłowskie z Karoliną dzień drugi

Poniedziałek, 13 sierpnia 2018 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień zaczyna się wczesną pobudką, przygotowaniami... Po 8 ruszamy do Szczawnicy, oczywiście na rowerach, bo jak inaczej ;)...
Do pokonania mamy około 20 km, lekko pod górkę, nie zatrzymujemy się, wczoraj sfotografowaliśmy chyba większość tego co chcieliśmy, teraz musimy dotrzeć na miejsce zbiórki. Tyle, że nie wiemy dokładnie gdzie ;) Informacja że w Szczawnicy jest mało precyzyjna, profilaktycznie po drodze dzwonię do organizatorów, opisują miejsce.. okazuje się, że stoimy prawie dokładnie przy nim ;).
Jako że jesteśmy przed czasem to na chwilę jedziemy do centrum na drobne zakupy, gdy wracamy okazuje się, że samochód i kajaki ugrzęzły w korku przed Krościenkiem. Cóż... 

W oczekiwaniu na spływ kajakowy
W oczekiwaniu na spływ kajakowy © amiga

Czekamy prawie godzinę, w między czasie zapoznajemy się z metą ;), to tutaj mamy zacumować. Około 12 jesteśmy na starcie w Sromowcach Niżnych, kajaki dmuchane mają skróconą trasę, ale wolimy je, są mniej podatne na wywrotki, bezpieczniejsze. Plastikowe za to są szybsze... ale nurt trochę nas przeraża, nie mamy doświadczenia z rzekami górskimi. 

Kajaki już przygotowane
Kajaki już przygotowane © amiga
Na Dunajcu :)
Na Dunajcu :) © amiga

Spływ trwa 2.5 godziny, rzeka zaskoczyła, miło zaskoczyła, oczywiście nurt zaskoczył, nauczenie się sterowania kajakiem na takiej rzece chwilę nam zajmuje. Za to frajda ze spływu niesamowita, choć jesteśmy cali mokrzy :) Nie da się tego porównać do spływu z flisakami, jednak co kajak to kajak :)

Przy cumowaniu nie obyło się bez problemów ;), nie trafiliśmy tak jak myślałem i lekko przestrzeliliśmy metę ;).
Po godzinnym odpoczynku, grzaniu się w cieple słońca wsiadamy na rowery i ruszamy... ze Szczawnicy na Sewerynówkę, w końcu jesteśmy w górach ;) Więc jakiś podjazd musi być, mniejszy czy większy ale jednak. 

Ciekawy pojazd :)
Ciekawy pojazd :) © amiga
Droga na Sewerynówkę
Droga na Sewerynówkę © amiga

Są miejsca które zaskakują, czy to nachyleniem, czy widokami. Poruszamy się z grubsza wzdłuż potoku, gdy mijamy granicę lasu jest przyjemnie chłodno, słońce  tak nie pali, zatrzymujemy się co jakiś czas bo coś nas zaintrygowało. Przy wodospadzie widzimy grupkę chłopców, jeden z nich wspiął się na skałę, jakieś 3 m nad lustrem wody i... skoczył, trochę mnie to zaskoczyło, ale obstawiałem, że pod wodospadem jest przynajmniej 2 m wody. Gdy jednak stanął okazało się że ma jej może do pasa... Ryzykant... dobrze, że na nogi a nie na głowę... 

Wodospad Zaskalnik
Wodospad Zaskalnik © amiga
Upalny dzień, a tutaj można się schłodzić
Upalny dzień, a tutaj można się schłodzić © amiga

Wspinamy się dalej, aż do kapliczki, chwila odpoczynku, kilka zdjęć i zawracamy, by jednak za szybko nie skończyć wycieczki, jest jeszcze wcześnie kierujemy się na Wąwóz Homole. Długi podjazd choć niezbyt stromy. Rozglądamy się, przyglądamy, podziwiamy... i oczywiście fotografujemy ;)

Kaplica rzymskokatolicka na Sewerynówce
Kaplica rzymskokatolicka na Sewerynówce © amiga
wnętrze kaplicy na Sewerynówce
wnętrze kaplicy na Sewerynówce © amiga
Wąwóz Homole
Wąwóz Homole © amiga
W rezerwacie Biała Woda
W rezerwacie Biała Woda © amiga
Wycinka w rezerwacie
Wycinka w rezerwacie © amiga
Na rowerze przyjemniej :)
Na rowerze przyjemniej :) © amiga
Jedna z opcji przeprawy przez potok
Jedna z opcji przeprawy przez potok © amiga
Gdy z grubsza mamy wszystko co chcieliśmy zjeżdżamy, w Jaworku w kawiarni przy pensjonacie Magdalenka przerwa, oczywiście na kawę i ciasto własnej produkcji. Cena zaskoczyła... 12 złotych za całość... 
Ruszamy wkrótce dalej, w Szczawnicy wjeżdżamy do parku a później jedziemy wzdłuż deptaka... Miejsce fajnie przygotowane, drogi rowerowe, drogi piesze... Mimo turystów nie ma problemu z tłokiem, z przejazdem. Wkrótce docieramy więc do wyjazdu. 
Trabanta nie widziałem już wieki
Trabanta nie widziałem już wieki © amiga
Park w Szczawnicy
Park w Szczawnicy © amiga
Staw w parku
Staw w parku © amiga
Spokój, cisza... można odpocząć
Spokój, cisza... można odpocząć © amiga
Jak schłodzić się w tak upalny dzień?
Jak schłodzić się w tak upalny dzień? © amiga
Wszędzie pełno turystów
Wszędzie pełno turystów © amiga
Słońce jeszcze wysoko
Słońce jeszcze wysoko © amiga
Nad Grajcarkiem
Nad Grajcarkiem © amiga
Tym razem nie ma korka, może dlatego, że to poniedziałek? Szybko jesteśmy w Krościenku gdzie Karolina kątem oka zauważa coś... to coś to pozostałości po tutejszym kirkucie. Jest prawie kompletnie zniszczony, jedynie 2 macewy jakoś ocalały, choć leżą bezwładnie wśród roślin. Samo miejsce nie jest jednak zaniedbane czy opuszczone. Tablice z historią tutejszych Żydów robią wrażenie, chwilę wiec zajmuje nam zapoznanie się z nimi. 
Gdy ruszamy podjeżdża jakiś samochód, ludzie kierują się na Kirkut, tak więc nie tylko my mamy jakiegoś dziwnego bzika na punkcie starych cmentarzy. 
Historia Żydów z Krościenka nad Dunajcem (1)
Historia Żydów z Krościenka nad Dunajcem (1) © amiga
Historia Żydów z Krościenka nad Dunajcem (2)
Historia Żydów z Krościenka nad Dunajcem (2) © amiga
Historia Żydów z Krościenka nad Dunajcem (3)
Historia Żydów z Krościenka nad Dunajcem (3) © amiga
Historia Żydów z Krościenka nad Dunajcem (4)
Historia Żydów z Krościenka nad Dunajcem (4) © amiga
Tablica w miejscu kirkutu
Tablica w miejscu kirkutu © amiga
Jedna z niewielu ocalałych macew
Jedna z niewielu ocalałych macew © amiga
Pamięci ofiar zagłady
Pamięci ofiar zagłady © amiga
Słońce powoli ale nieubłaganie obniża się po zachodniej stronie gór... chcemy dojechać do bazy jeszcze przed zachodem słońca. Niby nie jest daleko, ale sama droga nie należy do najprzyjemniejszych. Szkoda, że nie ma możliwości by cały odcinek bezpiecznie objechać bocznymi drogami, ale takie są góry. Liczba alternatywnych opcji przejazdu jest dramatycznie mała
Dunajec w Kątach
Dunajec w Kątach © amiga
Słońce coraz niżej... w cieniu chłodno
Słońce coraz niżej... w cieniu chłodno © amiga
Okolice Górek
Okolice Górek © amiga
Słońce powoli znika
Słońce powoli znika © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga

Gdy docieramy do Wietrznic słońce jest już za górą, zaczyna się ściemniać... Powoli pora przyjrzeć się mapą, zaplanować coś na jutro, może być z tym jednak problem, prognozy straszą. 

Nie zmienia to faktu, że dzień był fantastyczny i wykorzystany do granic możliwości :)

Skrzyczne :) z Darkiem

Piątek, 27 lipca 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Piątek wyszedł trochę z zaskoczenia, wycieczka praktycznie nieplanowana. Po prostu pomysł urodził się dzień przed, na dokładkę pewności nie było czy dojdzie do jego realizacji. Prognozy pogody straszyły od kilku dni. Zresztą wyjeżdżając z Katowic meteo mówi o burzach w okolicach godziny 11. 

W Szczyrku jestem sporo przed zakładaną godziną spotkania, wyjechałem za wcześnie, ale... na miejscu trochę spaceruję, odwiedzam znajome okolice. W końcu jednak pora się przygotować, postanawiam zrobić małą rundkę zanim Darek przyjedzie. 

Obieram coś prostego, przynajmniej tak mi się wydaje, spacerując widziałem informację o sanktuarium w pobliżu, 2 km od głównej trasy nie brzmi jakoś strasznie, wygląda że całość będzie asfaltem. Ruszam. Początkowo droga jest dość przyjemna, jednak po kilkuset metrach nachylenie rośnie i rośnie...  Jest stromo, jazda jest bardzo wolna. Jak na rozgrzewkę to chyba przegiąłem, ale jak jadę to muszę dojechać. 
Grzyby rosną :)
Grzyby rosną :) © amiga
Kręcę powoli, obserwując licznik, zmieniają się kolejne przejechane metry, jeszcze tylko 1000m, 800, 500, 100 i sanktuarium nie ma, była jakaś inna droga? Nie zauważyłem. Jadę dalej, po kolejnych 250m wyłania się wieża kościelna. A więc jednak, dojechałem.Kilka szybkich zdjęć i dzwoni Darek, jest już na miejscu. Zjazd szybki, trwa ledwie kilka minut ;) 
W drodze do Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku
W drodze do Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku © amiga
Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku
Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku © amiga
Wewnątrz sanktuarium
Wewnątrz sanktuarium © amiga
Kapliczka i Źródełko
Kapliczka i Źródełko © amiga
Rura, kran? Jakie źródełko?
Rura, kran? Jakie źródełko? © amiga
Witamy się na parkingu i... po kilkunastu minutach ruszamy, plan to Skrzyczne. Niby niedaleko, niby cały dystans to ledwie 40 km, ale w górach to trochę inaczej się liczny, obstawiamy 4 godziny. Aż do Lipowej rowery gnają, 10 km minęło tak, że nawet nie zauważyliśmy. Tyle, że zaczyna się podjazd, wpierw asfalt, widać, że nowy, zastanawiam się gdzie prowadzi, bo wije się po stokach, domów nie ma, po coś jednak powstał. Chyba, że to z nadwyżki ;)
W Dolinie Zimnika
W Dolinie Zimnika © amiga
Lekki podjazd był
Lekki podjazd był © amiga
Taką drogą jedziemy jeszcze przynajmniej kilkadziesiąt minut, co prawda nachylenie się zmienia, jednak po asfalcie jazda pod górkę jest dość przyjemna. W końcu jednak to co dobre kończy się, zaczyna się szutr, kamienie, nachylenie dalej rośnie, już nie jedziemy po 20 km/h, kulamy się może 8-9. Za każdym zakrętem liczymy na jakieś wypłaszczenie, na chwilę odpoczynku, ale nie, szlak konsekwentnie pnie się pod górę. Ani minuty odpoczynku. Ubrania mokre od potu... 
Widok na góry
Widok na góry © amiga
Niestety zmienia się też powoli pogoda, gdy ruszaliśmy, żar lał się z nieba, chmur bylo niewiele, teraz jednak znika coraz częściej słońce. Zrywa się wiatr.... 
Nie ma asfaltu ;)
Nie ma asfaltu ;) © amiga
Widoki piękne...
Widoki piękne... © amiga
Coraz bardziej stromo
Coraz bardziej stromo © amiga
Droga wije się momentami
Droga wije się momentami © amiga
Docieramy do miejsca gdzie ślad każe nam wjechać na szlak pieszy, wjeżdżamy, a raczej wchodzimy, wydaje nam się, że prowadzenie roweru zajmie nam góra kilka minut, że to może 100-200 m. Ale... mylimy się, Nachylenie jest już konkretne, spore kamienie, Próbujemy podchodzić, bo o jeździe nie ma mowy. Podejście wykańcza, pokonujemy może 10-20 m w ciągu minuty. Na więcej nie ma szans. Po długim spacerze farmera dochodzimy do jakiejś drogi, kawałek nią jedziemy, ale ostatnie 50 m znowu z rowerami pod pachą przedzieramy się przez wąską ścieżkę pomiędzy drzewami. Pierwsza myśl, to przygotowania do Tropiciela ;)
Luźne kamienie na pieszym szlaku...
Luźne kamienie na pieszym szlaku... © amiga
Widoki z Pieszego szlaku na Skrzyczne
Widoki z Pieszego szlaku na Skrzyczne © amiga
W oddali widać Żywiec
W oddali widać Żywiec © amiga
Chmury trochę straszą
Chmury trochę straszą © amiga
Na szczycie marzymy o czymś mokrym do picia, jest na szczęście schronisko, kupujemy piwa, Żywiec rządzi... szczególnie ten 0.0 ;)
Wypijamy po 2... elektrolity uzupełnione.  Pora jednak wracać do Szczyrku, w oddali słychać grzmoty, niebo powoli robi się czarne. Wsiadamy na rowery i ruszamy. Zaczyna kropić. 
Pora relaksu ;)
Pora relaksu ;) © amiga
Schronisko pełne
Schronisko pełne © amiga
Rowery czekają
Rowery czekają © amiga
A może w dół wyciągiem? ;)
A może w dół wyciągiem? ;) © amiga
Nie tędzy droga
Nie tędzy droga © amiga
Wiatr coraz bardziej się wzmaga, jazda po mikrych kamieniach nie dla mnie, zresztą po kilku glebach, złamaniach i zwichnięciach, psychika nie pozwala mi na wiele. Wolę poprowadzić rower niż na nim jechać. 
Zaczyna solidnie lać, docieramy do jakiegoś miejsca postojowego, Zaglądamy na radary, nie wygląda to dobrze, opady na około godzinę. Strasznie wieje. Postanawiamy jechać dalej. Im szybciej do dotrzemy do mety tym lepiej. Gdzieś za Malinowską skałą, deszcz znika, wiatr ustaje. Nie widać by coś tutaj padało. Tyle, że znowu robi się duszno... 
Przeczekamy deszcz?
Przeczekamy deszcz? © amiga
Darek na Malinowskiej Skale 1152 m.n.p.m
Darek na Malinowskiej Skale 1152 m.n.p.m © amiga
Uwielbiam takie widoki
Uwielbiam takie widoki © amiga
Podjazdy już nie są zbyt strome, jest ich też niewiele, głównie mamy zjazd. Zła pogoda za nami. Docieramy do Białego Krzyża, jest asfalt, zjeżdżamy do Szczyrku. Tyle, że drogi są znowu mokre, chwilę temu musiało solidnie lać. Parking osiągnięty, pora się przebrać, pora coś zjeść. Obiad okazuje się na tyle duży, że nie dojadamy..  Szok. 
W drodze na Biały Krzyż
W drodze na Biały Krzyż © amiga
Zmęczony, ale szczęśliwy
Zmęczony, ale szczęśliwy © amiga

Do domu jestem późnym wieczorem, zmęczony, ale szczęśliwy :) To był dobry dzień, nieźle wykorzystany. Szkoda tylko, że weekend zapowiada mi się bez roweru :(


Po okolicy

Niedziela, 15 lipca 2018 · Komentarze(0)
Ostatnio strasznie się obijam rowerowo, a to coś wypadnie, a to urodziny, komunia, choroba, a to pada, nie chce mi się.... itp. 
Koniec wymówek, jest niedziela, trzeba się ruszyć, może nie będzie to nic spektakularnego, mam jakieś 3 może 4 godziny czasu, ale przynajmniej pojeżdżę po okolicy, zobaczę co się zmieniło. Kierunek Lędziny, a później się zobaczy. 

W rachubę wchodzi tylko las, co prawda później pewnie pojadę szosami, ale pierwsze kilkanaście km mam w wariancie po lesie. Niektóre ze ścieżek strasznie zarosły, są wąskie, rośliny po obu stronach mają po 1.5m, ale, są też miejsca gdzie wpadli leśnicy i wycieli cały kwartał lasu... 

Jadę przez Murcki, co prawda może nie najbardziej optymalnym wariantem, ale po drodze zahaczam o wzgórze Wandy, najwyższy punkt Katowic. Niby fajnie, ale... wzgórze jest mocno porośnięte lasem, na szczycie wodociągi mają swoją stację i tyle. A przydało by się postawić jakąś wieżę widokową.. Włażenie na drzewa jakoś mnie nie pociąga od kilkudziesięciu lat ;)

Leśne ścieżki, okolica Murcek
Leśne ścieżki, okolica Murcek © amiga
Przydało my się jednak nieco zmienić te przejście, miejsca jest od groma
Przydało my się jednak nieco zmienić te przejście, miejsca jest od groma © amiga
Niecka po dawnym basenie
Niecka po dawnym basenie © amiga
Wzgórze Wandy - najwyższy punkt Katowic, szkoda tylko, że nic z niego nie widać, jest totalnie zarośnięty, może jakaś wieża widokowa?
Wzgórze Wandy - najwyższy punkt Katowic, szkoda tylko, że nic z niego nie widać, jest totalnie zarośnięty, może jakaś wieża widokowa? © amiga
Miejsce postojowe
Miejsce postojowe © amiga
Udaje się przejechać niektóre podmokłe fragmenty trasy, ostatnie deszcze w końcu pozostawiły po sobie ślady, woda nie wsiąkła w całości w podłoże, rośliny odżyły. Na chwilę przystaję na Hamerli.. Tuż za trutowiskiem, przy leśnym stawie... 
Jeszcze ze 2 km i będę w Lędzinach, tam przy krzyżu zastanawiam się którędy dalej...?


Hamerla, coś jest niesamowitego w tym miejscu
Hamerla, coś jest niesamowitego w tym miejscu © amiga
Postój pod krzyżem w Lędzinach
Postój pod krzyżem w Lędzinach © amiga

Obieram kierunek Imielin, dalej Mysłowice. W tej pierwszej miejscowości wjeżdżam do parku, a raczej na teren ośrodka, chwilę po nim krążę, w zasadzie mijam go od wielu lat, dzisiaj moją uwagę przykuły dmuchańce. Okazuje się, że przy basenie jest całkiem zgrabny plac zabaw :). Mała rundka dookoła i jadę na Mysłowice, Wpierw Krasowy, później Wesoła obok stawu. Jako, że logicznym dla mnie jest iż wyjadę na Giszowcu to zastanawiam się czy już odbić w kierunku domu, czy może trochę nagiąć drogę? 

Ośrodek Sportowo Rekreacyjny
Ośrodek Sportowo Rekreacyjny "Zalew" w Lędzinach © amiga
Stadion MKS Lędziny
Stadion MKS Lędziny © amiga
Mysłowice Krasowy
Mysłowice Krasowy © amiga
Wapiennik w Krasowach
Wapiennik w Krasowach © amiga
Tam nie jadę ;)
Tam nie jadę ;) © amiga
Widać maszt centrum nadawczego w Kosztowach
Widać maszt centrum nadawczego w Kosztowach © amiga
Rondo górników KWK Wesoła
Rondo górników KWK Wesoła © amiga
Zalew Wesoła
Zalew Wesoła © amiga
Droga do Murcek
Droga do Murcek © amiga
Szlaban..., dobrze, że można go objechać
Szlaban..., dobrze, że można go objechać © amiga

Wybrałem drugi wariant, podjeżdżam na Nikiszowiec, jednak z daleka widzę setki samochodów, spoglądam na zegarek, pora kościelna, będą tłumy w centrum, tak więc mijam je bokiem, zajrzę tutaj w inny dzień, gdy będzie spokojniej. 
Zastanawiam się nad Szopienicami, ale stamtąd warianty są nieciekawe, za to przypominam sobie o ścieżce przez las prowadzącej na Dolinę 3 Stawów... 

Nikiszowiec, dzisiaj odpuszczam sobie wjazd do centrum
Nikiszowiec, dzisiaj odpuszczam sobie wjazd do centrum © amiga
A tutaj co budują, kolejne osiedle z serii Zielona Ostoja
A tutaj co budują, kolejne osiedle z serii Zielona Ostoja © amiga
Stromy zjazd
Stromy zjazd © amiga
Dolina 3 stawów - największy staw
Dolina 3 stawów - największy staw © amiga

Obowiązkowa rundka dookoła największych stawów i kieruję się na Muchowiec, po drodze podziwiając zmiany jakie tutaj zaszły, jeszcze kilka lat temu jechałbym po bagnisku, a dzisiaj mam piękną betonową drogę, w pobliżu jakieś knajpki, ścieżki piesze, place zabaw... Przy lotnisku zaskakują rolkostrady i drewniane kładki. Z jakiegoś powodu nie ma zbyt wielu ludzi, może to wakacje? W każdym bądź razie cały park leśny jest przejezdny :)

Średni staw na Dolinie 3 Stawów
Średni staw na Dolinie 3 Stawów © amiga
Coś nowego w parku leśnym
Coś nowego w parku leśnym © amiga
Czy po tym można jeździć rowerem?
Czy po tym można jeździć rowerem? © amiga
Alpaki na Muchowcu
Alpaki na Muchowcu © amiga

Pora jednak skierować się do domu, jeszcze delikatnie naginam ul Rolną, przez Ligotę, tyłem docieram do Ochojca... Przy Dworcu PKP w Ochojcu skręcam na peron, a raczej na pozostałości po nim. W zasadzie został tylko nasyp... za kilka lat gdy to zarośnie nikt nie będzie pamiętał, że tutaj jeździły pociągi osobowe. Szkoda, że miasto nie zauważa potencjału kolejki aglometacyjnej, w zamian ciesząc się, że mamy największy odsetek samochodów w regionie. To chore. Cóż... obudzimy się za kilka lat z ręką w nocniku... 

Stary wiadukt w Ligocie
Stary wiadukt w Ligocie © amiga
Staruszki Mercedesy
Staruszki Mercedesy © amiga
I tyle zostało po peronie w Ochojcu
I tyle zostało po peronie w Ochojcu © amiga
Wąska ścieżka do domu
Wąska ścieżka do domu © amiga

W domu jestem trochę przed 14... :) Pora odpocząć i zająć się innymi sprawami... Niemniej dzień dobrze wykorzystany :)

Powrót trochę dookoła

Piątek, 29 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Jest 16:32 gdy ruszam :) Mam 2 godziny, myślę by pojechać lasami... wyjechać z dala od cywilizacji, jednak... już po chwili zmieniam zdanie, a może by tak przez Mikołów? Wieki mnie tam nie było, w tym roku może raz, może 2 razy przejechałem przez to miasto.. Pora zobaczyć co się zmienia. Na dzień dobry odwiedzam cmentarz hutniczy, ten jednak lepiej wygląda wiosną, gdy wszystko kwitnie, gdy zieleń jest bardziej soczysta... choć i teraz nie jest źle... 

Przed cmentarzem hutniczym w Gliwicach
Przed cmentarzem hutniczym w Gliwicach © amiga
Na cmentarzu hutnicznym
Na cmentarzu hutniczym © amiga

Dalej Bojkowska, tutaj zaskakują mnie korki... mniej więcej w połowie trasy do Bojkowa, trwają jakieś prace ziemne, powstaje rondo, może inne skrzyżowanie, chyba za wcześnie by można było coś o tym powiedzieć. Zresztą w okolicy widać, że budują się kolejne duże budynki, czy to przemysłowe, czy biurowe. W którymś momencie przejeżdżam centralnie przez plac budowy, dobrze, że dało się jechać. 
Spory korek na Bojkowskiej
Spory korek na Bojkowskiej © amiga
Dalej jest raczej standardowo, szosy... na zjeździe z wiaduktu nad A1 licznik pokazuje mi grubo ponad 50 km/h... :) , odbijam szlakiem na Chudów, pod zamek nie planuję jechać bo droga wyprowadzi mnie w okolicach centrum. Tylko co dalej? Myślałem o Borowej Wsi jednak oddaliłem się na tyle od jakiegoś sensownego przejazdu w tamto miejsce iż kieruję się na Fiołkową Górę ;)
Widok w kierunku Autostrady A1
Widok w kierunku Autostrady A1 © amiga
Boczna droga na Chudów
Boczna droga na Chudów © amiga
Podjazd daje się we znaki... Niby to tylko 700m od ogrodu botanicznego, ale nachylenie jednak jest odczuwalne...  Wkrótce melduję się w centrum Mikołowa, niektóre drogi zablokowane, sporo policji. Coś chyba się dzieje, cóż, odpuszczam sobie rynek i kieruję się do domu, ale zanim tam dojadę to jeszcze kilka górek :). Pierwsze 2 jeszcze przy wyjeździe z Mikołowa. Gdy jestem na Podlesiu odbijam na leśną ścieżkę prowadzącą w kierunku wyciągu narciarskiego. Jak to w lecie bywa stoi... czeka na śnieg... Robię zdjęcie i ruszam dalej. 
Widoki z Fiołkowej góry
Widoki z Fiołkowej góry © amiga
Widok na Katowice :)
Widok na Katowice :) © amiga
Piękna okolica
Piękna okolica © amiga
Wyciąg Sopelek na Kostuchnie
Wyciąg Sopelek na Kostuchnie © amiga

Zrywa się silny wiatr, na niebie pojawiają się ciemne chmury, pora skierować się do domu, jeszcze tylko podjazd na Kostuchnę, trochę leśnych dróg i... chyba pora umyć rower. Myjnię mam po drodze. 2 zł starczają na całe mycie. Teraz mogę wrócić. W weekend chyba trzeba będzie zajrzeć do napędu. Coś tam zgrzyta, pewnie dostał się piasek :)

W końcu dopuszczony został ruch rowerów pod prąd...
W końcu dopuszczony został ruch rowerów pod prąd... © amiga
A może w las?
A może w las? © amiga

Już po myciu
Już po myciu © amiga