Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2018

Dystans całkowity:1119.57 km (w terenie 237.00 km; 21.17%)
Czas w ruchu:56:00
Średnia prędkość:19.99 km/h
Maksymalna prędkość:52.97 km/h
Suma podjazdów:5733 m
Maks. tętno maksymalne:171 (92 %)
Maks. tętno średnie:146 (79 %)
Suma kalorii:45267 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:33.93 km i 1h 41m
Więcej statystyk

We wtorek do pracy

Wtorek, 10 lipca 2018 · Komentarze(0)
Wstaję nieco wcześniej niż zwykle, dobre 40 minut przed budzikiem, nie mogę już zasnąć, zaczynam się zbierać. W blokach startowych jestem o 6:30... Ruszam.
Na drogach jakby nieco większy ruch niż wczoraj... może to jednak złudzenie. Jest przyjemnie nie za gorąco, nie za zimno. W sam raz. Za to wiatr głównie z zachodu, choć mam wrażenie, że kręci... Od czasu do czasu czuję podmuchy z innej strony... 

W firmie muszę być jak najszybciej... czasu mam sporo, ale mogę być wcześniej niż planowałem ;). Decyduję się na jazdę szosami. Początek w niezłym czasie, później jednak górki trochę studzą moje zamiary ;)

Przejazd przez Rudę Śląską zaskoczył, był bezproblemowy, w zasadzie nigdzie nie musiałem się zatrzymywać, no... może na kilka sekund na wirku, ale... to tylko kilka sekund. 

W Zabrzu jadę przez ul Winklera, wiatr daje popalić, choć to kierunek północny, ale wspominałem, że mam wrażenie, że od czasu od czasu coś kręci... 

Przy lasku Makoszowskim powoli kończą likwidację awarii, sporo czasu im to zajęło, tydzień temu wywaliło studzienki... a jeszcze droga jest zamknięta. Tyle, że dzisiaj już da się przejechać po chodniku. Wczoraj mogłem o tym jedynie pomarzyć. 

W firmie jestem w niezłym czasie, pytanie jaki będzie wieczór, meteo wróży burze... oby przeszły bokiem... 

Jeszcze nie skończyli usuwać awarii...
Jeszcze nie skończyli usuwać awarii... © amiga

Powrót do domu

Poniedziałek, 9 lipca 2018 · Komentarze(0)
Ruszam z pracy o 16:17, coś wcześniej, jest upalnie, duszno, gorąco, o opadach nie ma mowy, jednak na lasy też nie ma szans, nieco wcześniej zadzwonił kumpel, muszę gnać do domu, jesteśmy umówieni o 19 w Mikołowie, muszę dojechać, coś zjeść i jeszcze dotrzeć do niego ;)

Jednak w Zabrzu skracam drogę przez lasek Makszowski, chwila chłodu pomiędzy drzewami, gdy wyjeżdżam, słyszę dzwonek... gdy tylko wyjeżdżam do cywilizacji próbują oddzwonić... nie udaje się... jednak mam chwilkę by odsapnąć przy placu zabaw ;) Dzień idealny na spacery, na zabawy z dzieciakami... 

Wąska ścieżka w lasku Makoszowskim
Wąska ścieżka w lasku Makoszowskim © amiga
Wiadukt DTŚki
Wiadukt DTŚki © amiga
Czekając na telefon
Czekając na telefon © amiga
Plac zabaw
Plac zabaw © amiga

Po kilku minutach ruszam dalej, coś jest jednak nie tak... Gdy mijam Bielszowice czuję, że dopada mnie zmęczenie, takie jakbym przejechał 200km... a nie 15... Jadę dalej szutrówką przy potoku Bielszowickim. Zmęczenie nie odpuszcza, postanawiam zatrzymać się na chwilę przy stacji w Kochłowicach, kupuję hot-doga i kolę... mija dobre 5 minut... jest lepiej... coś z cukrem nie tak? Spaliłem go? Ale przed wyjazdem zjadłem 3 banany... piłem wodę... nie powinno być problemów, nie na tak krótkim odcinku...Może na jakiś czas puki nie miną upały wrócę do wożenia bidonu... 
Potok Bielszowicki
Potok Bielszowicki © amiga

Dalsza droga na szczęście bez problemów, organizm wrócił do normy... Czasu mam sporo... Ufff
Słońce już nisko
Słońce już nisko © amiga




Poniedziałkowy wypad do pracy....

Poniedziałek, 9 lipca 2018 · Komentarze(0)
Jakoś udaje się zebrać w miarę szybko, choć ze wstawaniem miałem dziś problem... 
Za oknem słońce, na termometrze 16 stopni i paskudny zimny wiatr z zachodu... Ubieram wiatrówkę... jest zdecydowanie lepiej. 

Na drogach nie ma specjalnie wielkiego ruchu, w Piotrowicach na skrzyżowaniu też specjalnie nie zaciska. Jazda jest jednak szarpana, tzn w wielu miejscach muszę się zatrzymać przed skrętem, bo coś. 

Dopiero od Starych Panewnik jazda jest płynna, krótki postój dopiero w Kochłowicach, brakło może 10 sekund zanim piesi opuścili przejście... na drodze którą przecinałem. Musiałem swoje odstać. Cóż... tak też się zdarza. 
W Piotrowicach na skrzyżowaniu
W Piotrowicach na skrzyżowaniu © amiga

Spoglądam na zegarek... mimo przeciwnego wiatru dobrze mi się kręci, może to efekt wczorajszego rozjazdu? W Zabrzu melduję się jeszcze przed ósmą, trochę samochodów uprzykrza jazdę w tym autobus linii 23, choć ona akurat przejechał ze sporym marginesem. Odpuszczam sobie jazdę ul Winklera, w zamian skracam drogę przez lasek Makoszowski. Staję przy stawie który został zalany przez studzienki. W piątek uwijały się przy nim służby, myślałem, że coś zrobią, ale jaki smród był taki jest. Ryby wyginęły, kaczki zmieniły miejsce pobytu, w tej chwili widać, że i rośliny padają. Być może jakieś przepłukanie załatwiłoby sprawę, a może wręcz wypompowanie wody było by lepszym rozwiązaniem. Wygląda to tragicznie. Tylko muchy są zadowolone... 
Wszystko ginie w tym stawiku
Wszystko ginie w tym stawiku © amiga
W lasku Makoszowskim o poranku
W lasku Makoszowskim o poranku © amiga
Słońce pięknie przygrzewa
Słońce pięknie przygrzewa © amiga

Wyjeżdżam w Gliwicach, zostało 6 km do mety, do pracy. Na tym odcinku ruch jest zerowy. Natykam się na kilku zapalonych rowerzystów. Wkrótce docieram do firmy. 

Jak pięknie rozpoczęty tydzień.... 

Z Kuzynką i młodą do Pszczyny

Niedziela, 8 lipca 2018 · Komentarze(5)
Niedziela... pogoda dopisuje, prognozy od kilku dni straszą, więc wszystkie opcje wyjazdu były w lekkim zawieszeniu. Jednak w ostatniej chwili coś się zmieniło. Zapowiadane deszcze zniknęły. Około 9:00 jest jeszcze chłodno, nadjeżdżają dziewczyny :)

Dzisiaj niezłe wyzwanie, 40 km, kierunek Pszczyna, sprawdzam wiatr ten początkowo ma wiać z zachodu, później z północy. Tak więc powinien nam nieco pomagać :)

Temperatura optymalna, około 18 stopni na starcie, później będzie cieplej co trochę mnie niepokoi. Trzeba dużo pić. 

Nadjeżdża dzisiejsza ekipa :)
Nadjeżdża dzisiejsza ekipa :) © amiga

Zaplanowana trasa wiedzie bądź lasem, bądź bocznymi drogami, od czasu do czasu przecinając nieco bardziej ruchliwe ciągi. Nie spodziewam się problemów, mimo wszystko jest niedziela rano, niektórzy pewnie dopiero wstają. 

Niestety na starcie mamy pierwszy podjazd na Kostuchnę, to będzie chyba najwyższy punkt na trasie ;) Dajemy radę :) Długi zjazd... i pakujemy się w las prowadzący na Podlesie, ścieżka jest wąska i prowadzi przy wyciągu narciarskim Sopelek. 

Pierwsze 6 km za nami, pora na krótką przerwę, te będziemy robili w miarę potrzeb, w końcu nie jedziemy na wyścigi, tylko na wycieczkę. ma być miło i przyjemnie. 
Droga nie dłuży się, w zasadzie co chwilę zmieniają się widoki, zmienia się krajobraz, okolica, ścieżki po których jedziemy. 
Co jakiś czas widujemy zwierzątka, a to kotek, a to konik ;) Wiewiórki się pochowały. 
Krótka przerwa w Wilkowyjach
Krótka przerwa w Wilkowyjach © amiga

Słyszę co jakiś czas Ochy i Achy... ale też pytanie, a ile jeszcze zostało... ;) Na szczęście kilometry powoli topnieją, do mety jest coraz bliżej. W Tychach Żwakowie pierwsza dłuższa przerwa, dobre 20-30 minut, pora na ciastko, na Hot-Doga, na napoje... 

Najedzeni możemy ruszyć dalej, mijamy bokiem Paprocany, Promnice, i ladujemy w Kobiórze, widzę, że młoda jest już mega zmęczona, jeszcze kawałek do Piasku, tam stajemy przy sklepie, Nutelki, słodkie napoje stawiają  nas na nogi, możemy jechać dalej. 
Mostek w Kobiórze
Mostek w Kobiórze © amiga
Droga już się nie ciągnie, mija dość szybko, wjeżdżamy do parku przypałacowego... i słyszę, a może tutaj staniemy porzucamy się piłką ;) Tak też robimy,. chwila oddechu, jakiegoś innego ruchu... 
Pora rozprostować nogi
Pora rozprostować nogi © amiga
Długa droga za nami
Długa droga za nami © amiga
Park w Pszczynie
Park w Pszczynie © amiga

Jest pora obiadowa tak więc trzeba by coś zjeść,m znajdujemy odpowiednią restaurację, kelnerzy zakręceni jak słoiki... Mylą się, zapominają, ale jedzenie spoko. Może nie na 6kę, ale solidną 4 z plusem ;) się należy. Czas ucieka a trzeba jeszcze wykorzystać dmuchańce ;), kupić pamiątkowe magnesy, itp... 
Sprawdzamy pociągi, do 15:48 mamy coś co 20 minut, tak więc kupujemy lody na rynku.... pycha... 

Widać Pałac w Pszczynie po drugiej stronie stawu
Widać Pałac w Pszczynie po drugiej stronie stawu © amiga

Powoli jedziemy na dworzec, coś mi się nie podoba, za dużo podróżnych czeka, zbyt wiele rowerzystów, w sumie chyba 9 naliczyłem... Jak podjedzie nowy skład to będzie ciężko, mam nadzieję, że podjedzie stary kibelek, nie jest za fajny, ale mieści się w nim prawie dowolna liczba rowerów i rowerzystów. 

Pociąg jest opóźniony dobre 15 minut. Skład nie dość, że nowy, to wyjątkowo krótki, wewnątrz ludzie ubicie jak śledzie w puszcze. Masakra... 
Udaje się wsiąść dziewczyną z roweremi... Uff... Ja odpuszczam, nie ma miejsca, ale... mam rower i nie zawaham się go użyć. Żegnamy się... 
Wychodzę z dworca, następny pociąg za godzinę, nie mam ochoty na powtórkę. A w końcu do domu nie jest specjalnie daleko. Ruszam wariantem krótszym niż tutaj dojechaliśmy, ale bardziej paskudnym, po drodze wzdłuż wodociągu. Trasa szybka, ale nudna. Choć w tej chwili chyba jedyny sensowny wariant. Prognozy straszą burzami od około 17-18. 
Jadę pod wiatr... trochę męczące, ale, jest nieźle. Szybko docieram do Kobióra i jedynki, którą muszę przekroczyć. Ruch jak diabli, a to miejsce nie jest za fajne na takie numery. Tracę dobre kilka minut by pokonać tą przeszkodę. 

Przekroczenie jedynki w tym miejscu to horror
Przekroczenie jedynki w tym miejscu to horror © amiga

Dalej wracam na drogą którą jechaliśmy do Pszczyny, szybko mijam kolejne atrakcje, w Tychach pakuję się przez całą długość miasta. Ciężko powiedzieć, że jest szybciej, sporo skrzyżowań, debilne rozwiązania świateł... a za browarem jadę kawałek 44-ką. 
Na szczęście ruch niewielki i udaje się szybko przejechać ten odcinek. 

Pod browarem w Tychach
Pod browarem w Tychach © amiga

Ostatni fragment przez las, jestem na Podlesiu, zaskakuje mnie stacja rowerów miejskich, miejsce piękne :), odnowione, tyle, że nie mam specjalnie potrzeby by tam wjeżdżać, szybkie zdjęcie z daleka i ruszam do domu.  W okolicach Tunelowej przymusowy postój, jedzie pociąg z Pszczyny, ten na który mogłem czekać ;) Stary, lekko odnowiony skład. Szkoda, że ten wcześniejszy taki nie był. 

Rowery miejskie na Podlesiu :)

Rowery miejskie na Podlesiu :) © amiga
Jedzie pociąg z daleka
Jedzie pociąg z daleka © amiga

Po kilku km jestem w domu. Dzień dobrze wykorzystany... choć trochę zaskakujący :)

Uciekając przed burzą

Piątek, 6 lipca 2018 · Komentarze(0)
Jest coś koło 16:30 gdy ruszam, wiatr w plecy, silne podmuchy są wyraźnie odczuwalne. Gorzej bo po niebie przewalają się ciemne chmury, wcześniej coś popadywało, prognozy straszą, radary też coś pokazują, choć raczej już za Przemszą... Pytanie tylko, czy nie rozciągnie się to na zachód. 

Niewielki ruch na drogach, jazda jest szybka, przyjemna, choć jest duszno, gorąco. Pocę się jak kot ;)
W Zabrzu skracam drogę przez lasek Makoszowski, widzę ekipę przy ostatnio zatrutym stawie, chyba próbują oczyścić wodę. Szkoda, że dopiero teraz. 
Trawa skoszona
Trawa skoszona © amiga
Zaskakują mnie chwilami prędkości, na niektórych prostych jadę po 40 km/h.... efekt wiatru. Może i dobrze, może uda mi się uciec przed burzą, choć to złe określenie, w zasadzie cały czas jadę w kierunku burzy... Pytanie czy w nią wjadę. 
Nie lubię tego przejścia/przejazdu rowerowego w Rudzie Śląskiej
Nie lubię tego przejścia/przejazdu rowerowego w Rudzie Śląskiej © amiga
Od Kochłowic robi się wyraźnie chłodniej, temperatura mocno spadła, na poboczach widać tu i ówdzie kałuże, musiało niedawno padać. Po niebie gnają ciemne chmury, mam jednak nadzieję, że zdążę. 
Ciemne chmury nadciągają
Ciemne chmury nadciągają © amiga
Gdy osiągam okolice Zadola, jestem spokojny, jadę dodatkowo nieco tyłem, zaskoczył mnie stojący tam samochód dostawczy. Wygląda tragicznie. Wydaje się, że stoi tutaj dobre kilka tygodni, może dłużej. Powinna się nim zainteresować policja czy staż miejska. 
Ciekawe ile tutaj stoi
Ciekawe ile tutaj stoi © amiga
Boisko Kolejarza... chmury straszą
Boisko Kolejarza... chmury straszą © amiga
Do domu mam jedynie 3 km. Po głowie chodzi mi jeszcze odwiedzenie myjni, ale nie... spadają pojedyncze krople deszczu... jadę do domu. Jestem na miejscu, nie zmoczyło mnie, ale i tak jestem mokry ;) Dzień uważam za dobrze wykorzystany. 
Plac budowy w Piotrowicach
Plac budowy w Piotrowicach © amiga




Piątkowy wyjazd do pracy

Piątek, 6 lipca 2018 · Komentarze(0)
Z rana wszystko postawione na głowie, wiele rzeczy do ogarnięcia, a czasu niewiele. Udaje się jakimś cudem ruszyć o 7:09. 

Prognozy nie zachwycają, po południu mają pojawić się przelotne burze, ma też mocniej wiać. Jednak gdy zaglądam na radary okazuje się, że w tej chwili przechodzi w okolicach Gliwic wielka deszczowa chmura, jest jednak szansa, że minie mnie bokiem, odejdzie bardziej na północ zanim dotrę w tamte okolice.

Na drogach jakiś większy ruch, z okazji piątku? czy jak? A może chodzi o te prognozy? Decyduję się jednak na pociągnięcie całości szosami, nawet jeżeli dopadnie mnie deszcz, to będę już daleko, być może będę w pobliżu firmy. Zresztą, jak nie pada przed wyjazdem to później mnie to nie rusza ;)

W Panewnikach o dziwo pusto, za to niespodzianka w Kochłowicach, tutaj zaliczam pierwszy dzisiaj postój. 
Długi podjazd w kierunku Wirka, a za przejazdem kolejowym czai się Policja, chyba kontrola prędkości, choć wydaje mi się, że przy przejeździe raczej nikt nie szaleje. 

W Bielszowicach trafiam na autobus 7-kę, powinniśmy się jeszcze zobaczyć gdzieś w Zabrzu, może na wysokości Pawłowa, a może Guido? Skrzyżowanie w Bieszowicach też zaskoczyło, nie pamięta kiedy czekałem dobrą minutę na przejazd w tym miejscu. Ciąg samochodów nie miał końca... Najczęściej jeżeli coś jedzie to pojedyncze sztuki. Tym razem było inaczej.
Spoglądam na ceny paliw na stacjach, znowu idą w górę. Niedobrze... 

Docieram do Zabrza grubo przed ósmą. Początkowo trochę samochodów, jednak ruch gdzieś ginie, wyprzedza mnie autobus linii 23. To ten który zepchnął mnie rok temu w marcu na pobocze. Interwencja na policji pomogła. Gość wyprzedza mnie z 2 metrowym marginesem ;)

Zaczyna delikatnie kropić,  nic wielkiego, jednak chmury na niebie straszą. Rower pędzi, docieram do Gliwic, drogi jak zazwyczaj puste. Przejazd to czysta przyjemność. w Firmie jestem w przyzwoitym czasie, choć wiatr od czasu do czasu pokazywał co potrafi. 
Pochmurny poranek w Zabrzu
Pochmurny poranek w Zabrzu © amiga

Powrót do domu

Czwartek, 5 lipca 2018 · Komentarze(0)
Ruszam do domu o 17:07, ciut później niż myślałem. Za to na drogach pustki :). Jest gorąco, duszno, na dokładkę wiatr zmienił kierunek. Wieje od wschodu. A jeszcze 2 godziny temu by mnie wspomagał. Chociaż... może to i dobrze, spalę więcej kalorii ;)

Dość szybko pakuję się w lasy, przejeżdżam przez odcinek który z rana odpuściłem bo leśnicy szaleli ;) Hałda na Sośnicy, dalej stara hałda w Makoszowach.
Jedna z dróg na hałdę w Makoszowach
Jedna z dróg na hałdę w Makoszowach © amiga
Ścieżka przy stawie
Ścieżka przy stawie © amiga
Leśna droga
Leśna droga © amiga
Z lasu wyjeżdżam na chwilę na Halmbie, gotuję się, pić mi się chce... Zastanawiam się czy nie zatrzymać się przy jakimś sklepie, coś kupić, ale do domu około 30 minut... Dam radę. tym bardziej, że chciałbym być nieco wcześniej, o 19 jestem umówiony... 
Ładne kwiatki
Ładne kwiatki © amiga
Na rozstaju dróg
Na rozstaju dróg © amiga
Gdy jestem w Piotrowicach jadę już spokojnie, zmęczenie daje znać o sobie. Dzień jednak jest dobrze wykorzystany. Gorzej, że na weekend prognozy są nie za szczególne :(
Przebudowa w Piotrowicach
Przebudowa w Piotrowicach © amiga

Poranny przejazd lasami

Czwartek, 5 lipca 2018 · Komentarze(0)
Ruszam nieco wcześniej niż przez ostatnie kilka tygodni. Ledwo minęła 7, a ja już na zewnątrz. 

Słońce pięknie przygrzewa, jest ciepło, lekki wiatr który wg meteo miał wiać z południa, a wieje z zachodu. Czuję zmęczenie, takie lekkie zmęczenie, ruszam. 

Na drogach całkiem spory ruch, czuję to już w Piotrowicach, gdzie muszę się jakiś czas zmagać z jazdą w korku..., jednak dość szybko odbijam na boisko Kolejarza, a stamtąd przez park Zadole na Ligotę i Panewniki. Chwila zastanowienia i.... w końcu mam czas, więc jadę lasami, może nie najbardziej zalesioną wersją, ale jednak. 
Boisko Kolejarza o poranku
Boisko Kolejarza o poranku © amiga
W lesie strasznie sucho, po ostatnich ulewach nie ma śladu, rzeki wysychają, są wąskie i płytkie. Na chwilę staję na dolinie Jamny, kilka zdjęć i jadę dalej. Odcinek po szosach dość przyjemny, poza rondem na 1 Maja. Dobrze, że to krótki odcinek, kilku niepełnosprytnych kierowców + autobus i zator gotowy. 
Dolina Jamny
Dolina Jamny © amiga
W kierunku Starej Kuźni
W kierunku Starej Kuźni © amiga
Na leśnym odcinku za Halembą małe zaskoczenie, wycinka i to tuż przy drodze którą jadę, jedna z brzóz została właśnie ścięta i leży w poprzek drogi. Zagaduję do robotnika, podobno to tylko w tym miejscu, można dalej jechać. Tak więc przekraczam brzozę z rowerem pod pachą i jadę dalej.  Gdy mijam granicę gmin widzę kolejną ekipę, są oddaleni od drogi którą jadę, jednak to góra 20m... po kolejnych 200m na drodze stoi harwester i wycina drzewa. Fuck... 
Cały czas trwa wycinka drzew
Cały czas trwa wycinka drzew © amiga
Załadowana przyczepa
Załadowana przyczepa © amiga
Szybko go mijam, licząc na to, że to ostatni, gdy wjeżdżam na leśną drogę do Makoszow z daleka widzę kolejny wóz załadowany drzewem. Na dzisiaj chyba starczy, odbijam w kierunku ul Wiosennej. Oczywiście lasem ;) Tutaj jest spokojniej. Nic nie wycinają. 
Z górki na pazurki...
Z górki na pazurki... © amiga
Wkrótce wracam do cywilizacji, docieram do lasku Makoszowskiego i jadę przy jednym ze stawów, tam smród... dostała się tutaj woda ze studzienek, które wybiły w poniedziałek. Na powierzchni pływa masa śniętych ryb, po żabach nie ma śladu, kaczki odleciały. Masakra. 
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga

Wkrótce już szosami docieram do pracy, jazda wolniejsza, ale przyjemniejsza. Być może będę wracał również lasem, dzisiaj ma być upalnie:)

Przez lasy do domu

Środa, 4 lipca 2018 · Komentarze(0)
Ruszam o 16:40, jest gorąco :) w końcu. Wiatr mam wrażenie, że krąży, zmienia kierunki, raz pomaga, raz przeszkadza. Mam sporo czasu i ochoty na wjazd w las, jadę troszkę dookoła przez hałdę na Sośnicy, przyjrzałem się stawowi u jej podnóża. Niby normalny, woda prawie przejrzysta, ale... w wodzie nie ma życia, kopalnie coś dziwnego musi tam wlewać. Nie widać glonów, roślin, o płazach czy rybach nie wspominając. Być może woda jest po prostu zasolona. Ciekawe, że wcześniej tego nie zauważyłem. 

Staw przy hałdzie w Sośnicy
Staw przy hałdzie w Sośnicy © amiga
Zaskoczyła mnie trochę woda
Zaskoczyła mnie trochę woda © amiga
Wygląda jakby w wodzie nie było żadnego życia
Wygląda jakby w wodzie nie było żadnego życia © amiga
Podjazd na hałdę idzie całkiem sprawnie, choć po zeszłotygodniowych ulewach co nieco zostało wypłukane. Zresztą w innych miejscach też trzeba uważać. Na spokojnie jadę przez Halembę, zastanawiam się co dalej, może zahaczyć o Starganiec? Staję w Starej Kuźni przy sklepie, kupuję coś do picia, kawałek makowca. Chyba kończy mi się energia... Wolę to niż żele czy energetyki. 
Prawie na szczycie hałdy
Prawie na szczycie hałdy © amiga
Teraz z górki
Teraz z górki © amiga
W Starych Panewnikach odbijam nieco w bok na drogę po której odbywa się bieg dzika. Sporo rowerzystów, wydaje mi się, że został zmieniony przebieg niebieskiego szlaku rowerowego. Oznaczenia są w innych miejscach niż jeszcze w zeszłym roku. Sprawdzę to innym razem ;)
Trochę wąsko
Trochę wąsko © amiga
Z lasu wyjeżdżam dopiero przy boisku Kolejarza w Piotrowicach. Do domu zostało około 3 km, w tym przebijanie się przez rozkopane drogi. Trochę się spociłem... 
Jednak wieczór dobrze wykorzystany :) Pogoda idealna...

Jutro też pojadę rowerem :)
Boisko Kolejarza
Boisko Kolejarza © amiga
Wykopki w Piotrowicach
Wykopki w Piotrowicach © amiga

Środowy dojazd do pracy

Środa, 4 lipca 2018 · Komentarze(1)
Jest 7:10 gdy ruszam. Pogoda sporo lepsza niż w poniedziałek, jest cieplej. Po krótkiej przerwie od roweru cieszę się, że jadę. Lekki wiatr w twarz specjalnie nie przeszkadza. Prawie nie czuć podmuchów :). Samochodów niewiele, tak można jechać. Szkoda tylko, że w tylu miejscach coś jest rozkopane.
Remont na Zbożowej
Remont na Zbożowej © amiga
Jedzie mi się niesamowicie dobrze, spoglądam co jakiś czas na licznik i nie wierzę, za dobrze mi idzie. Czemu? Może w końcu zaczyna wracać kondycja, a może to ten słaby wiatr nieprzeszkadzający ;)

Jakimś cudem nie zatrzymuję się ani w Piotrowicach, ani w Panewnikach choć wybrałem opcję ze światłami. Podobnie jest w Kochłowicach i na Wirku tam co prawda nie ma świateł, ale często trzeba poczekać, aż samochody z przeciwka przejadą. 

W słońcu jest gorąco, w cieniu czasami zawiewa chłodniej. Jednak chyba częściej jestem w słońcu, zresztą po kilku km rozgrzałem się. W Bielszowicach jakiś dureń mija mnie na gazetę, lecą bluzgi.... 

Wkrótce docieram do Zabrza, a tam drogi puste :), jadę wersją najkrótszą przez ul Winklera, dopiero dalej wskakuję na boczne dróżki. Jedna z nich zaskakuje, bo trwają wykopki, to jest to miejsce gdzie w poniedziałek studzienki wylewały. Zdaje się, że to musiała być jakaś grubsza awaria. Coś czuję, że za szybko tego miejsca nie opuszczą. 
Dobrze, że siatka dróg w pobliżu jest na tyle duża iż da się to łatwo ominąć nie nadrabiając specjalnie drogi. 
w poniedziałek wylały studzienki, a dzisiaj wykopki
w poniedziałek wylały studzienki, a dzisiaj wykopki © amiga

W całkiem przyzwoitym czasie jestem w firmie, dobrze nie wszedłem do środka, a już kilka osób ma do mnie sprawy.... Cóż... muszą poczekać, muszę się wykąpać, przebrać...