Ruszam kilka minut po 7, wiatr w plecy, dość ciepło - około 13 stopni. Nad Katowicami przechodzą ciężkie deszczowe chmury, z nieba jedynie kropi, może nie będzie tak źle... Ruch na drogach taki sobie, nie ma tragedii, ale ideału też nie ma... W Piotrowicach trafiam na wóz policyjny rodem z RFN :)
16:36, wyjeżdżam z pracy, w planie dzisiaj przejechać, chociaż fragment trasy na wyjazd firmowy w czerwcu. Godzina dość późna, lampki zostały w domu... szkoda trochę. Z drugiej strony planowałem wyjść o 15... mam 96 minut opóźnienia. Opcja Bielsko nie wchodzi już w rachubę. Cóż. Przejadę tyle ile dam radę do około 19:30... Jak zawsze najgorszy jest wyjazd z Gliwic, miasto totalnie nie myśli o ciągach rowerowych, pieszych, czy samochodowych, jest jednym z większych koszmarków w okolicy... I co z tego, że jest A1, A4, DTŚka, 88, 44... miasto to horror komunikacyjny... Muszę wykombinować jak przeprowadzić przez pierwsze 4 km grupę kilkudziesięciu rowerzystów, musimy się bezpiecznie wydostać na Bojków. Dzisiaj jadę sam, pewnie jeszcze nie raz będę sprawdzał te warianty... dzisiaj pierwszy z nich. Ten zeszłoroczny odpada, rozkopali kilka dróg... przejazd jest mocno utrudniony... Nie wygląda też by miało to się skończyć w ciągu 3 tygodni...
Od Orzesza droga niby główniejsza, ale im dalej tym samochodów mniej... jest spokojnie. W Zawiściu (chyba tak to się odmienia, a może w Zawiści?) czeka nas odcinek szutrowy, leśny... nie jechałem nim, ale muszę go sprawdzić, pierwsze 300-400m to koszmar, ścieżka rozjeżdżona przez służby leśne. Widać pozostałości po wycince... Po głowie mi chodzi by jednak inaczej pojechać, ale jakieś 50m dalej widzę, że droga się poprawia. Jadę więc dalej... Za ten krótki fragment chyba będą na nas psioczyć... Szutrowo-leśny odcinek ma około 7 km.
Ruszam kilka a raczej kilkanaście minut przed 7, ruch na drogach straszny, za to jest dość ciepło całe +7, lekki wiatr chyba w twarz, nie pada :)
Droga.... zapowiada się mało przyjemna, już od Piotrowic ciągną się długie łańcuszki samochodów, Staram się uciec w bok, ale nie zawsze się da. Dopiero za Panewnikami jest jakby lepiej... Do Kochłowic droga minęła dość szybko, zresztą i na Wirek tragedii nie było. Przejazd był otwarty, więc bez postoju.
Ruszam kilka minut przed 17, świeci słońce, nie pada, jest cieplej... i wieje od południa, może od południowego-wschodu. Cóż... powrót nie będzie lekki, ale wolę to, niż to co działo się w ostatnich dniach... Jadę do domu najkrótszą drogą, przynajmniej taki jest zamysł... głównie asfaltami, chociaż nie wykluczam, że mnie nie poniesie. Pełny wariant leśny nie wchodzi w rachubę... to jeszcze nie takie warunki jak powinny być. Wiosna już dawno nie była taka do bani....
16:53 - ruszam do domu, pogoda znowu do bani... jest chłodno, wiatr wieje chyba nieco słabiej, ale zmienił kierunek, drogi za to puste. Coś czuję, że ten przejazd nie przypadnie mi do gustu, brakuje słońca, chociaż to zdarza się na granicy z Zabrzem, 2 może 3 minuty świeci później znowu znika za chmurami, spada nawet kilka kropli deszczu, oglądam się dookoła, widać gdzieś dalej ciemne chmury, cóż... trzeba jak najszybciej dotrzeć do domu
Wychodzę z domu około 7:10, jest paskudnie chłodno, wieje wredny zimny wiatr, meteo twierdzi, że od północy, mam jednak wrażenie, że to bardziej północny-zachód. Cóż... lekko nie będzie, chociaż jak miałbym wybierać to wolę wietrzną pogodę ze słońcem, niż bezwietrzną za to z ciemnymi depresyjnymi chmurami. Ruch na drogach taki sam jak i wiatr... Wyjątkowo uciekam nieco szybciej na boczne drogi, korki ciągną się od Piotrowic... Ligota pewnie wygląda podobnie, przejeżdżam wiec przez boisko Kolejarza i tamtędy wydostaję się na Śląską i dalej Medyków. Co ciekawe decyduję się na przejazd ul.Panewnicką, pomimo tego, że obawiam się sporego ruchu. Na szczęście kierunek w którym jadę nie jest bardzo oblegany... gorzej jest w przeciwną stronę.
Ruszam dopiero po 17, instalacja nowej przerzutki i jej wyregulowanie trochę zajęło... Hak nie sprawia wrażenia skrzywionego, wydaje się, ze wszystko poprawnie działa. Cóż... jadę do domu...
Jest nie za ciepło, na dokładkę zimny wiatr robi swoje... pomimo tego, że dmucha w plecy to jazda nie należy do przyjemności. Na drogach na szczęście o tej porze jest już niewiele aut.
Jest trochę po 7 gdy ruszam w drogę do pracy, dzień taki sobie, wieje dość paskudny wiatr z północnego-zachodu, mam go w twarz... za to nie pada, temperatura na plusie ;) Niestety na drogach widać, że skończył się długi weekend, pojawili się wariaci, głupki itd... Cóż, będę jechał ostrożniej i uciekał na boczne drogi. Ale pomysł pomysłem a i tak wpakowałem się na Panewnicką, zamiast Bałtycką, trasa w sumie szybsza, ale samochodów więcej... w końcu to jedna z główniejszych nitek w mieście.
Poranek dnia szóstego. Jest 5 rano gdy wstaję, mam trochę czasu, spoglądam za okno, pada, sprawdzam prognozy, radary, chyba nie będzie tak źle... Z domu wyjeżdżam z nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze, cieszę się też na spotkanie z Karoliną, długi weekend miał być inny, miało być ciepło, miała być wyprawa, a zima coś nie chce odpuścić, dzisiaj próbujemy ratować te resztki majówki...
Na dworcu PKP melduję się około 6:20, pociąg już czeka, trasa niezbyt długa, do Oświęcimia, deszcz jakby odpuścił, jest wilgotno, czuć mgłę ale to wszystko.
W Oświęcimiu melduję się trochę po 7, mam jeszcze czas, zaczyna jednak padać, podjeżdżam do Maka, tam jesteśmy umówieni... Wchodzę do środka, zamawiam kawę i coś na ząb... Zaczyna solidnie lać, sprawdzam radary, opady wyglądają na góra 15-20 minut...
W między czasie dociera Karolina, namawiam ją na herbatę i przeczekanie opadów, mamy też okazję by pochylić się nad mapami...
Gdy deszcz ustaje wychodzimy na zewnątrz, wsiadamy na rumaki i w drogę, wpierw zwiedzamy stare miasto w Oświęcimiu, już kiedyś zwróciłem uwagę na to, że miasto jest piękne, ale mało kto o tym wie, wszyscy turyści jadą do obozów Auschwitz-Birkenau, mało kto zatrzymuje się w centrum... Może to też brak pomysłu włodarzy... ? Krążąc po mieście kilka razy łapiemy się za głowy widząc co projektanci zrobili z ruchem w mieście, masa jednokierunkowych, niewiele ścieżek rowerowych, brak kontrapasów..., czasami jedyną możliwą opcją jest jazda por prąd, po chodniku... Są też problemy z odnalezieniem "atrakcji" o ile zamek jest łatwy do zlokalizowania, podobnie jak kościoły, to... polecam poszukania synagogi bez korzystania z mapy czy nawigacji... nam pomogła dopiero ta druga opcja... ;)
Gdy już udało zwiedzić się miasto pora z niego wyjechać, brak słońca nie sprzyja nam w określeniu kierunków, trochę przekombinowaliśmy, ale udało się wyjechać z Oświęcimia w kierunku Poręby Wielkiej, chcemy zaliczyć jak najwięcej budowli na szlaku architektury drewnianej, zresztą gdy Karolina planuje trasę to można być pewnym takich miejsc. Zresztą uwielbiam ja, uwielbiam stare kościółki, a im mniejszy tym lepszy, zapach starego drewna potęguje doznania :) Niedaleko jest jeszcze pałac, obecnie funkcjonujący jako szkoła, może nie jest jakiś bardzo wystawny, ale jest w przyzwoitym stanie.