Piątkowy poranek, pierwszy dzień po powrocie ze szkolenia w Warszawie, 5 dni bez roweru...
Wieczorem szybki telefon, i z Tomkiem jedziemy przejechać końcowy fragment planowanej wycieczki firmowej. W drodze jeszcze ustalany skąd, bo miejsce docelowe jest pewne ;)
Początkowo myślimy o Korbielowie, ale gdy dojeżdżamy na miejsce jest już dość późno. Za godzinę południe, nie zdążymy przez zmrokiem. Tyle, że od Korbielowa droga nie stanowi wielkiego problemu, po prostu nie ma innej alternatywy ;) Więc tak naprawdę możemy go sobie odpuścić. Staje na tym, że zaczniemy od Námestova. Stajemy tam na parkingu, składamy rowery i w drogę, początkowo zatrzymujemy się kilka razy, bo tu koło obciera, tam coś jeszcze jest nie tak, ale po kilku drobnych regulacjach wszystko jest ok, poza moim suportem który rzęzi niemiłosiernie. Zapomniałem o nim, zastanawiam się tylko co... łożyska są w nim nowe... jakieś niemieckie uszczelnione... ale teraz nie ma czasu by się tym zajmować. Początkowo poruszamy się wzdłuż zalewu Oravskiego, spory fragment jest mocno nieciekawy, jadące dość szybko samochody nie umilają nam jazdy. Kilka dość wrednych kilometrów i odbijamy na nieco spokojniejszą trasę, kierunek Tresna. Pojawia się kilka krótkich,
ale dość stromych podjazdów.
W Námestovie na parkingu © amiga
Jeszcze zadowoleni ;) © amiga
Nad zalewem Oravskim © amiga
Jeden z niewielu bardziej stromych podjazdów już za nami © amiga
W Tresnej ślad wchodzi gdzieś między budynki... dziwnie to wygląda, jak droga prowadząca do domu... ale... trzeba to sprawdzić, stromy zjazd i... to dobra opcja... tak ma być. Ta ścieżka to skrót prowadzący do rowerówki, do nowej rowerówki prowadzącej w kierunku Nowego Targu. DDRka mocno zaskakuje, jest idealna jak stół, bez żadnych dziur, wybrzuszeń, dość szeroka. Wg śladu prawie cała to podjazd, ale nie jest tak źle, okazuje się, że nachylenie jest znikome, bez większego problemu da się ciągnąć po 20 km/h.
Tomek szaleje, jedzie zrywami, gdy widzi Słowaków, naciska na pedały dogania ich, przegania, po czym staje i robi zdjęcia ;), takich miejsc obfotografowanych zaliczamy kilka średnio co około 2-3 km... Miejsca postojowe to nowiutkie wiaty, w jednym z takich miejsc jest dostępna woda źródlana. Tuż za polską granicą odbijamy na Chochołów. Do samej miejscowości szlak wygląda tak samo. Jedyne czego mi na nim brakowało to jakiś miejsc gdzie można by kupić cokolwiek do picia czy jedzenia. Być może powstaną z... czasem..
Mostek nad Oravicą © amiga
Po mostku da się jechać © amiga
Szczęka mi opadła gdy zobaczyłem tą DDRkę... coś pięknego © amiga
Kilkanaście km idealnego asfaltu, przyroda i góry © amiga
Na jednym z miejsc postojowych w drodze do Chochołowa © amiga
Woda wprost ze źródła © amiga
W oddali widać już Tatry © amiga
Na trasie jest wiele takich wiat © amiga
Góry coraz bliżej © amiga
Im dalej tym piękniej © amiga
Dosłownie chwilę wcześniej z krowami pasł się bocian... - niestety zwiał gdy nas zobaczył, więc zostały tylko krowy ;) © amiga
W Chochołowie krótki postój w restauracji u Śliwy, do mety w Zakopanem zostało około 25 km. niby niedaleko, ale jednak troszkę podjechać trzeba. Część drogi prowadzi przez Kościelisko, początek to dość ostry podjazd po zniszczonym asfalcie, tyle, że krótki, za to dalej.... coś niesamowitego... 5 km zjazd... aż do Krupówek :), po drodze krótki postój przy bacówce, maślanka niesamowita... serki już się wędzą... a my jedziemy dalej, pod hotel. pozostały tylko 3 km podjazdu z niewielkim nachyleniem...
Piękne te nasze góry © amiga
Fragment pod górkę © amiga
Śpiący rycerz na nas już czeka © amiga
Na miejscu 30 minut przerwy, na piwo, na oscypka grilowanego... i Tomek proponuje by wjechać z rowerami kolejką na Gubałówkę, szkoda, że nie wziąłem map... lepiej by się to oglądało, ale... jeżeli ta jest droga to może warto skorzystać. Wjazd dość szybki, na górze kilka zdjęć i pora zjechać, Mamy przed sobą około 50 km... do samochodu po Słowackiej stronie.
Nachylenie po 10 i więcej stopni, rowery rozpędzają się, miejscami licznik pokazuje mi ponad 60 km/h.... nie znam tej drogi, nie wiem czy nie ma dziur, niespodzianek... przy tej prędkości niewiele byłoby do zbierania gdybyśmy gdzieś uderzyli... więc chwilami lekko zwalniam. Psychika nie pozwala mi zupełnie puścić klamek... Za stary jestem na takie numery ;)
Czekając na wagonik © amiga
Pora powiedzieć papa Zakopanemu © amiga
Patrząc z góry wokoło Świat wydaje się lepszy © amiga
Kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Dzianiszu © amiga
Do samej granicy gnamy jak wariaci, zresztą większość jest z górki, dopiero po jej przekroczeniu za Chochołowem, pojawiają się krótkie ale intensywne podjazdy, tym razem wybieramy drogi, to miała być w razie czego alternatywa, gdyby rowerówka się nie sprawdziła. Raczej nie wybierzemy tego wariantu, jest co prawda krótszy, ale nie tak malowniczy, mało tego trasa jest wyraźnie trudniejsza, oczywiście w drodze do Zakopanego, nam... akurat to nie przeszkadza. W niecałe 2 godziny docieramy do samochodu... Zmęczeni ale jednak zadowoleni. udało się. Tym oto sposobem mamy już przejechane około 60% całej trasy... a ta za 2 tygodnie...
Pora wrócić na Słowacką stronę © amiga
Mocno nieszczególna DDRka © amiga
W oddali widać jeszcze Tatry © amiga
Kolejny krótki podjazd © amiga
Myjnia rowerów ;) © amiga