Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:1798.29 km (w terenie 374.00 km; 20.80%)
Czas w ruchu:85:38
Średnia prędkość:21.00 km/h
Maksymalna prędkość:51.30 km/h
Suma podjazdów:14371 m
Maks. tętno maksymalne:186 (101 %)
Maks. tętno średnie:146 (79 %)
Suma kalorii:72632 kcal
Liczba aktywności:49
Średnio na aktywność:36.70 km i 1h 44m
Więcej statystyk

Ciepły wtorkowy poranek

Wtorek, 20 maja 2014 · Komentarze(0)
INSOMNIUM - While We Sleep

No w końcu zaczyna się robić przyjemnie, 15 stopni na starcie..., chyba po raz pierwszy od nie wiem kiedy nie biorę ze sobą żadnych dłuższych ciuchów, bluz... itd... 

Jak co rano decyzja jak jechać i prawie jak co rano wygrywa wariant szosowy...
Na rowerze jestem już o 7:06, w stosunku do wczoraj jest to spory postęp, udało się jakoś względnie pozbierać i ruszyć. Początkowo się męczę, ale im dłużej jadę tym jest lepiej, chyba wszystkie mięśnie odzyskują sprawność, gdyby jeszcze nie ten dyskomfort w klacie... 
Dość szybko docieram w okolice Zabrza i trafiam na zwiększony ruch, w sumie to nic dziwnego jest 7:50, najgorsza godzina na wycieczki po mieście... Objeżdżam centrum tyłami i kilkanaście min później jestem już na rogatkach Gliwic... Ostatnie kilka km już spokojniej... Minęła 8:00 :)

Czyż to nie jest piękna okolica?
Czyż to nie jest piękna okolica? © amiga

powrót do domu

Poniedziałek, 19 maja 2014 · Komentarze(0)
VADER - Triumph Of Death

Z firmy wychodzę kilka minut przed 17:00, na zewnątrz zrobiło się przyjemnie, ciepło, zastanawiam się nawet czy nie wjechać w las..., jednak pamiętam jak wyglądał las w piątek, sobotę... jeszcze nie będę ryzykował, za to w Rudzie Śląskiej wydłużam sobie trasę jadąc delikatnie bokami i podziwiając okolicę. Na szaleństwo też nie mam ochoty, bolące ramię, w zasadzie klata odzywa się co jakiś czas..., nie chcę przeginać, jak ból utrzyma się dłużej to chyba zahaczę o lekarza, zresztą już z rana Darek sugerował mi konieczność udania się do lekarza... 

Docieram do domu i czuję zmęczenie, nie wiem czy to jeszcze efekt weekendu, czy coś innego.
Ogrodowe kwiaty
Ogrodowe kwiaty © amiga

Poniedziałkowy wyjazd do pracy

Poniedziałek, 19 maja 2014 · Komentarze(0)
Kat - Wyrocznia

Poniedziałek, budzi mnie ból prawego boku, jest wcześnie, próbuję jeszcze chwilę się przespać, ale niestety nie idzie to zbyt sprawnie. W końcu zwlekam się i zaczynam zbieranie. Masakra...
Efekt powolnego zbierania się jest dość prosty do przewidzenia, w chwili wyjazdu zegar wybija 7:30..., nie za dobrze...
W końcu wsiadam na rower i gnam do pracy, jednak nie chcę się przeciążać, mimo wszystko przy głębokim oddychaniu coś boli. Niby dobrze, o wiem że żyję, ale wolałbym jednak nie zaliczyć w sobotę gleby. 
Na szosach przez pierwsze 30-40 minut utrzymuje się spory ruch, w tym czasie dojeżdżam gdzieś do granic Zabrza, ważne, że do firmy jest niedaleko, jeszcze kilka km, na szczęście już ruch się uspokoił, nawet na skrzyżowaniach przy ul.Odrowążów pustki. 

Gdzie prowadzi ta drabina?
Gdzie prowadzi ta drabina? © amiga

Rodzinnie po lesie...

Niedziela, 18 maja 2014 · Komentarze(1)
TURBO - Kawaleria Szatana I

Niedziela popołudniu. Szybka ustawka z siostrą i mamą, jedziemy do pobliskiego lasu sprawdzić czy pojawiły się już grzyby. Jak zwał tak zwał, niemniej ja i szukanie grzybów to 2 różne sprawy, może inaczej, szukać to mogę, ale nie znajduję, za to chcę się przekonać czy po wczorajszej glebie jeszcze jestem w stanie prowadzić rower. Stłuczenie boli jak diabli, ale w końcu to dzień po, można się tego było spodziewać.

Kilka razy stajemy, w końcu przyjechaliśmy "rozkoszować się" lasem, przyrodą, a nie gnać po lesie. Dość miło upływa nam czas, powstaje dość spora kolekcja zdjęć :) Kilka z nich poniżej.

Pierwsze grzyby
Pierwsze grzyby © amiga

Coś na mnie zerka
Coś na mnie zerka © amiga

W górę panowie
W górę panowie © amiga

Gdzieś w leśnym runie
Gdzieś w leśnym runie © amiga

ZaDymno - ZaMokro

Sobota, 17 maja 2014 · Komentarze(0)
Martin Kesici feat. Tarja Turunen - Leaving You For Me


W Piątkowy wieczór docieramy do Starej Wsi pod Otwockiem, w bazie natykamy się na kilkadziesiąt osób przygotowujących siebie i rowery do maratonu. My mamy trochę czasu, startujemy rano. Jest za to chwila by porozmawiać z kilkoma znajomymi, a jest ich całkiem sporo. Czas mija dość szybko, udało się w między czasie przygotować rowery. Gdzieś w okolicach północy próbujemy zasnąć…, o ile Darek z tym nie ma większych problemów to ja walczę ze sobą…, walczę do 2:00, do chwili gdy piesi wychodzą na trasę i ruch w bazie zamiera.


Punkty jeszcze w bazie
Punkty jeszcze w bazie © amiga
Biuro pracuje pełną parą
Biuro pracuje pełną parą © amiga

Poranek
Wstajemy z dużym zapasem czasu, za oknem szaro, ale nie pada. Jemy śniadanie, rozmawiamy i powoli przygotowujemy się do wyjazdu. W między czasie dojeżdżają kolejni znajomi, chwila na powitania. Odprawa wyraźnie się opóźnia…, ale te kilkadziesiąt minut niewiele zmieni, miała być godzinę przed startem, a jest może za dwadzieścia ósma, gdy dostajemy wskazówki i mapy… To dość zaskakujące, na wszystkich maratonach mapy otrzymywaliśmy tuż przed startem, teraz mamy sporo czasu by zastanowić się nad trasą. Jest to o tyle trudne, że przed nami leży 5 płacht, 2 mapy główne 1:50000 – część północna i południowa oraz 3 mapy OS-ów. W skalach 1:15000 i 1:10000. Drugim zaskoczeniem jest rak jakiegokolwiek opisu punktów, czyżby aż tak perfekcyjnie zostały rozstawione?
Zobaczymy.


Rowery już gotowe
Rowery już gotowe © amiga
Chwila na odprawię
Chwila na odprawię © amiga

8:00-9:00
Kilkanaście minut po 8:00 w końcu wsiadamy na rowery, żegnani przez osoby jadące na TR75 i startujące dopiero za 2 godziny. My będziemy musieli stawić czoła lejącemu się z nieba deszczowi.
Ruszamy i już po chwili wjeżdżamy na teren pierwszego OS-a dla który został rozrysowany na 2 mapach. Najbliżej nas jest PK 2, początkowo po szosach, jednak już po chwili spotykamy się z pierwszym terenem, sporo kałuż i gdzieś po drodze odpada mi tylny błotnik, kilka sekund później czuję jego brak, spodenki są mokre… Podbijamy karty j zawracamy, na szczęście tą samą trasą i odnajduję zgubę, zapinam go, tym razem sprawdzam, czy wszystko jest poprawnie zapięte. Jedziemy w kierunku północnej części mapy, wjeżdżając w kolejne przecinki, Do jedynki skręciliśmy nie tak, ale zdajemy sobie z tego sprawę i możemy to skorygować ciut później, nadłożymy może 300metrówm jednak punkt jest tuż po skręcie, na dokładkę spotykamy jednego z organizatorów który nas informuje, że źle rozstawili ten PK i właśnie zabierają go na właściwe miejsce. Cóż… mała wtopa… za to my mamy podbitą kartę…i możemy jechać dalej szukać PK 5 i 3. Zawracamy do szosy, i wbijamy się w kolejną przecinkę, PK 5 pękła bez większych problemów, chociaż w butach już wyraźnie mokro, cały teren upstrzony jest kałużami i tonami piachu który powoli oblepia nasze rowery, słyszę jak rzęzi napęd, jak męczą się hamulce… PK 3 jest nieopodal i z jego namierzeniem nie mamy najmniejszych problemów.

Nie za dużo tych map?
Nie za dużo tych map? © amiga
Mała awaria
Mała awaria © amiga
Bunkier.... tutaj?
Bunkier.... tutaj? © amiga

9:01-10:00
Najbliżej nas jest wysunięty najbardziej na północ punkt OS-a- PK4, Droga dość prosta i po raz kolejny w zasadzie wjeżdżamy na miejsce, wyjeżdżamy nieco inaczej niż planowaliśmy, ale za to będzie bliżej do kolejnego lampionu przy PK6. Przy dojeździe natykamy się na spore łachy piachu, które stwarzają nam problemy przy próbie jazdy, las jakby się przerzedza, tyle, że ścieżki, przecinki jakby są mniej wyraźne, trudniejsze do namierzenia, kompas musi być w użyciu, z grubsza kierujemy się na azymut, piesi dobitnie nam wskazują miejsce umieszczenia lampionu, nie mamy z nim problemu. Za to przy wyjeździe z punktu coś Darkowi strzela w tylnym kole. Zatrzymujemy się i sprawdzamy co to może być, Chwila oględzin i wygięła się sprężynka, przy klockach, to ona haczy o tarczę, prostujemy ją i ruszamy dalej, w tej chwili więcej nie zrobimy, może gdy będziemy przejeżdżać w pobliżu cywilizacji i będzie otwarty jakiś sklep rowerowy… - pomarzyć można :)
Ósemkę odnajdujemy dość szybko. Wygląda na to, że zaliczamy ok 3 punktu na godzinę, jako, że na OS-ie jest ich 18 to utkniemy tutaj na jeszcze kilak godzin…, to już nie cieszy, tym bardziej, że czeka nas jeszcze jeden nieco mniejszy OS nieco później


Trzeba się zastanowić gdzie dalej
Trzeba się zastanowić gdzie dalej © amiga

10:01-11:00
Kierujemy się z grubsza na południowy-zachód. Docieramy do mostku i musimy odszukać właściwą ścieżkę, prowadzącą do PK 10, Lampion podobnie jak wcześniejsze jest na swoim miejscu. Zawracamy do mostku i chwila zastanowienia, czas na 11-kę (już na mecie zauważyliśmy, że w pobliżu w lewym górnym rogu był jeszcze jeden punkt, po prostu go nie zauważyliśmy, oznaczenie zlało nam się z pobliskim boiskiem, trochę szkoda). PK11 – banalny, nie mamy problemów z jego namierzeniem, 12-ka nie wygląda na specjalnie trudniejszą. Licząc kolejne przecinki wjeżdżamy na właściwe miejsce, podbijamy karty i lecimy na PK7, dojazd również wydaje się banalny, tyle, że tym razem wjechaliśmy o jedną przecinkę za wcześnie, dopiero po analizie oznaczeń na mapie zdajemy sobie sprawę z tego, gdzie jesteśmy, straciliśmy tutaj dobre kilkanaście minut… Za karę czeka nas dość wredny podjazd po piachu, hamulce i napęd coraz głośniej dają znać o sobie, wkrótce odnajdujemy lampion. Podbijamy karty.
Powoli przestaje padać.


Masa piachu na rowerze
Masa piachu na rowerze © amiga

11:01-12:00
Za to do Pk13 prowadzi dość prosta droga, nieco przed mijamy leśników, którzy dość dziwnie się nam przyglądają, zaliczamy PK i ruszamy na 14-kę i późniejszą 17-kę odnajdujemy bez problemów. Za to przejazd przez łąkę po wyrębie lasu jest niebyt przyjemny ale to drobny fragment całości, tyle, że tam czekał na nas lampion z 18-ką ;). Przez chwilę gubię się na mapie, ale jak wkrótce się wyjaśniło, darek miał zaznaczony nieco inny wariant na mapie i ciągnął nim, dlatego nie zgadzał mi się kierunek przy dojeździe do PK18. Ja miałem zaznaczony najazd od zachodu, a Darek od wschodu ;), nie pierwszy i nie ostatni to taki przypadek. Do zaliczenia na OS-ie zostały już tylko 2 punkty, Pobliska 16-ka i nieco dalej 15-ka. Zaliczamy je bez problemu i chyba schodzi z nas napięcie, w końcu mamy OS-a za sobą. Mam wrażenie, że o klockach hamulcowych mogę tylko pomarzyć. Odgłosy wydobywające się z napędu świadczą o tym, że dostał popalić…
12:01 – 13:00
Wyjeżdżamy z Mazowieckiego Parku Krajobrazowego i z grubsza kierujemy się na Reguty, na kolejny OS, ma być nieco mniejszy i tylko 9 punktów do zaliczenia. Na dzień dobry spotykamy się z dość wredną drogą – 50ką, sporo Tirów, ale musimy nią pojechać, to najkrótszy i najszybszy wariant by dojechać do krańca OS-a i naszego pierwszego PK. Do PK 27 podjeżdżamy od wschodu zamiast jak planowaliśmy od północy, ale może to i lepiej… chwilę później zawracamy na szosę i jeszcze kawałek ciągniemy na wschód by wjechać w przecinkę prowadząca na PK 28, towarzyszy nam kilku innych zawodników, gdzieś na całym odcinku wielokrotnie się mijamy :) Tutaj odległości pomiędzy punktami są niewielkie, za to spore znaczenie ma poprawna nawigacja. Las dość ładny, jednak nie ma specjalnie jakiś wielu charakterystycznych punktów, PK 25 znajduje się w pobliżu zabudowań Regut. Kierujemy się z niego dalej na wschód by odnaleźć PK 24.
13:01-14:00
Tuż obok znajduje się PK 23, nie podoba mi się jednak plątanina ścieżek na mapie, tutaj łatwo o błąd. Tuż przed punktem skręcamy nie w tą ścieżkę, na szczęście szybko się orientujemy, że coś poszło nie tak i zawracamy, tym razem bez problemu docieramy na PK23. Podbijamy karty i lecimy na PK22 – dość mocno wysunięty na południe. Kolejne punkty odszukujemy w dość ekspresowym tempie, więc zaliczamy 22, 21, 19 i 26, Dwa ostatnie zaliczyliśmy w odwrotnej kolejności niż było to zaznaczone na mapie, Przyczyna prozaiczna, skręciliśmy nie tak i w efekcie wylądowaliśmy w pobliży 19ki.
Koniec OS-a, już więcej nie będzie, sporo punktów za nami i tylko 50km przejechane. Chyba obydwoje czujemy ten odcinek, gdzie cały czas trzeba było walczyć z piachem wodą i błotem…
Jednak to już historia ;)


Nad Wisłą
Nad Wisłą © amiga
Lekko podniesiony poziom wody
Lekko podniesiony poziom wody © amiga

14:01-15:00
W końcu możemy zacząć posługiwać się mapami 1:50000, w końcu czekają nas dłuższe przeloty, kierujemy się na PK29. Robi się ciepło, termometr wskazuje ponad 20 stopni. Może się wysuszymy?
Końcówka dojazdu do lampionu dość paskudna, ścieżka prowadząca przez podmokły teren, przez bagna, w wielu miejscach zalana. Za to namierzenie lampionu banalne, zawracamy do szosy. Chwila rozmowy z Darkiem i odpuszczamy PK 47, jest zupełnie nie po drodze, a pewne jest jedno, nie zdobędziemy kompletu.
Do 32-ki obieramy inną drogę niż pierwotnie planowaliśmy, ścieżka prawdopodobnie będzie przypominała to z czym mieliśmy do czynienia przy dojeździe do 29ki. Pojedziemy naszą ulubioną szosą – 50ką ;). W okolicach Taboru widzę jakąś małą lokalną stację benzynową i… toytoykę. Dano coś mnie tak nie ucieszyło. Zatrzymujemy się na chwilę, kupujemy kolę i proszę właściciela/pracownika o udostępnienie klucza, po prostu muszę. Słyszę, że to dla pracowników, ale dla przyjaciół rowerzystów… nie ma problemu.
Do Całowania (taka miejscowość) dojeżdżamy dość szybko, chyba warto było nadłożyć te kilka km po szosach, niż przepychać się przez bagna. Punkt w pobliżu miejscowości, kolejne dziurki pojawiają się na naszych kartach.
Zawracamy, kierujemy się na Sobiekursk i Ostrówiec.
15:01-16:00
Większość drogi banalna po szosach, po raz ostatni dzisiaj przekraczamy 50-kę. Dopiero za Ostrówcem wjeżdżamy w pola, jest tego niewiele, a Lampion przy PK30 po raz kolejny widoczny z daleka.
Teraz przyszło pora na decyzję, co z PK 31, spotkany wcześniej na OSie Adam wspominał, że dojazd do PK w zasadzie jest niemożliwy, tyle, ze on próbował podjechać na niego od wschodu czy może północnego wschodu. My będziemy jechać z drugiej strony, powinno być chyba lepiej…
Większość po raz kolejny szosami, można się rozpędzić i poczuć wiatr we włosach…, za to kilkaset metrów przed Pk niespodzianka, pozalewane dość głębokie rowy, w 2 miejscach przed kołami przepełzają nam węże (później próbowałem odszukać co to było i najprawdopodobniej były to padalce, czemu ich od razu nie rozpoznałem? W końcu w lasach Ochojeckich też tego pełno, ale może to adrenalina, zmęczenie, zaskoczenie?). Próbujemy dostać się do PK z 2- stron. W końcu decyzja, to… nie ma sensu i tak straciliśmy już sporo cennego czasu. Odpuszczamy i zawracamy.

Co tam widać po drugiej stronie?
Co tam widać po drugiej stronie? © amiga

16:01-17:00
Bardzo długi przelot mijamy Wygodę, Otwock Wielki, Nabrzeż by skręcić w pobliżu ośrodka WOPY w ścieżkę i płytówką dotrzeć do brzegu Wisły i naszego PK. Chwila odpoczynku, chwila na banana i ruszamy dalej. Zawracamy do Nabrzeża i odbijamy w kierunku na Karczew wzdłuż kanału Ulgi. Czeka nas dość długi i wredny odcinek po drodze 801. Początkowo uciekamy na pobocze, ale tak się nie da jechać, w końcu namawiam Darka na pociągnięcie asfaltem, będzie szybciej i może nie będzie tak męczące. Wkrótce docieramy do skrzyżowania z 721i skręcamy na zachód, szukając ścieżki prowadzącej nas na punkt, tyle, że ścieżki nie ma a my skręciliśmy na południe, jak? Kiedy? Chwila nieuwagi i zaliczam glebę, próbując odsunąć zwisającą gałąź nie zauważam piaskownicy pod spodem… Róg uderza mnie kilka cm od splotu słonecznego. Mija dobre kilka minut zanim dochodzę do siebie…, Darwek coś wspomina o powrocie do bazy, ale jeszcze nie teraz…. Sprawdzam uszkodzenia, siebie, zdjęty skalp z klaty, trochę krwi, będzie siniak, sprawdzam żebra – wydaje się, że są całe… Rower w zasadzie wyszedł z tego bez większego szwanku, złamany mapnik… będę go trzymał w ręce. Chyba, że nie dam rady… ale to się okaże.
W końcu zawracamy by nieco dalej odnaleźć właściwą przecinkę i nasz punkt.


I po mapniku
I po mapniku © amiga

17:01-18:00
W Józefowie gdzieś przy drodze zatrzymujemy się przy sklepie, Darek wchodzi, ja pilnuję rowerów, chwila z energetykami powinna mi pomóc, jedno jest pewne, musimy powoli zawracać do bazy. Kilka minut przerwy dodało mi nieco sił, obicie boli ale mogę jechać. Niedaleko jest PK 35 w okolicy ośrodka wychowawczego, gdzieś na niebieskim szlaku. Do ośrodka dojeżdżamy dość szybko, jednak chwilę zajmuje nam namierzenie lampionu, zbyt dużo ścieżek na miejscu… Niemniej lampion jak to na całej trasie znajduje się we właściwym miejscu :)

Ostatni PK na trasie
Ostatni PK na trasie © amiga

18:01-19:00
Dzisiaj zaliczymy już tylko dwa punkty, 38 i 37, na więcej nie mamy specjalnie czasu.
Kierujemy się szosami na Młądz, z mapy nie wynika, że będziemy mieli jakieś problemy, jednak na miejscu krążymy w koło, na dokładkę zaczyna padać, kilka razy odmierzamy odległości sprawdzamy mapy i… nic…W końcu ostatnie próba, i lampion jest… na płocie obok kontenera, w którym jest mini salon gier. Lampion powinniśmy od razu zauważyć…, Po raz pierwszy chyba żałuję, że nie było opisu PK… rozświetleń czy czegokolwiek. Zawracamy, kierujemy się na Teklin i dalej na Jabłonną, gdzieś pomiędzy tymi miejscowościami powinien być kolejny lampion – 37. Tym razem trafiamy na niego w zasadzie bezbłędnie. Podbijamy karty.

Dalej mokro
Dalej mokro © amiga

19:01-meta
Teraz pozostało nam już tylko dojechać do mety przed 20:00, jest jeszcze trochę czasu, ciągniemy szosami, i w końcu dopadamy bram szkoły, oddajemy karty i dopiero teraz zauważamy brak PK9 (o czym pisałem wcześniej).
Jeden prysznic na kilkadziesiąt osób to trochę za mało, ale dzięki temu mamy sporo czasu na rozmowy ze znajomymi, mija chyba dobra godzina do chwili gdy udaje nam się spłukać błoto, piasek i pot. Na dokładkę nasze rowery będą pozbawione tej przyjemności, muszą cierpieć jeszcze trochę, organizatorzy nie przewidzieli miejsca na spłukanie tego syfu…
W sumie impreza całkiem udana, gdyby nie drobne niedociągnięcia: prysznic, brak możliwości opłukania rowerów, reszta to pogoda, która mocno dała się we znaki. W chwili gdy pisze te słowa wiem o jeszcze jednym szczególe, gleba była na tyle paskudna, że na siniaku się nie skończyło, żebra całe, ale jest krwiak i obite płuco… Na chwilę muszę odpuścić maratony a dojazdy dopracowe powinny być bardziej lajtowe. Ideałem było by gdybym odpuścił zupełnie jazdę na rowerze i wziął wolne.

Piątkowy poranek...

Piątek, 16 maja 2014 · Komentarze(0)
Myslovitz - Fikcja jest modna

Wczorajszy wieczór udało się wykorzystać na przygotowanie pomarańczki do wyjazdu na maraton. W końcu wymieniłem przednią oponę, stara jest zmęczona, ale dalej dało się na niej jeździć, w swojej karierze przebiła się jedynie 4 razy, przejechała ze mną 17000km. Maxxis Tomahowk jest wytrzymały, jednak tym razem chcę czegoś szerszego o nieco innym bieżniku. Wybór dość ograniczony, o oczywiście zakupy robię na ostatni moment. W pobliskich sklepach niewielki wybór. Za to zaciekawiał mnie opona... Panaracer Soar All Condtion 26x2.1. Ciekawie jak się sprawdzi... czy przebije starego Tomahowka :) 
Przy okazji kopania w rowerze wymieniłem suport, stary już wykazywał oznaki zmęczenia..., pewnie przejechałbym na nim jeszcze 500-1000km, ale czuję, że coś jest nie tak z łożyskami, były luzy... A Hollowtech II ma tą przewagę, że wymiana suportu zajmuje 10 min w warunkach domowych. Jeszcze jedną rzecz którą będę chciał wymienić w przyszłości to korba, te 42 zęby to jakieś nieporozumienie. Za to 48 które są w Giancie działają rewelacyjnie. Ale to przyszłość. Rower w zasadzie gotowy do wyjazdu.

Poranek... Spoglądam za okno, leje jak diabli, niby powinienem być już do tego przyzwyczajony, jednak wieczorem czeka mnie wyjazd do Otwocka. Tylko jak... w butach pewni będzie mokro..., będzie chlupać..., może w firmie chociaż trochę się wysuszą....

Wychodzę późno, chyba się łudzę, że może deszcze przestanie padać, że uda się przejechać w nieco lepszych warunkach..., myliłem się, jak lalo tak leje... O jeździe w terenie specjalnie nie ma mowy, dodatkowo odpalam tylną lampkę, może będzie mnie lepiej widać. Za to warunki na tyle paskudne, że samochodów na drogach jest jakby mniej. 
Woda na drodze stawia dzisiaj opór, zresztą to żadna przyjemność jechać po rozlanych jeziorach. Nie wiem czy dzisiaj wyjątkowo nie powinienem pojechać pociągiem... tyle, że i tak musiałbym dojechać rowerem to... 6.5km, na których też pewnie zmókłbym.
W 2 miejscach dosłownie na chwilę wjeżdżam w las... to krótkie kilkusetmetrowe odcinki i nie podoba mi się to co widzę..., masa wody, błota rozlewisk... mam nadzieję, że w Otwocku tak źle nie będzie...
Dojeżdżam do formy, wszystko przemoknięte, nie ma na mnie centymetra suchego ubrania...., i o ile wdzianko mam zastępcze, a w zasadzie główne to z butami może być problem. Te które mam na sobie muszą jechać ze mną na ZaDymno...
Zobaczymy. Dobrze, że kaloryfery grzeją :)

Okolice Zednka
Okolice Zednka © amiga

deszczowy powrót

Czwartek, 15 maja 2014 · Komentarze(0)
Beksa - Artur Rojek

Wychodzę późno, jest grubo po 17:00, leje, wieje, ogólnie jest do d...y.
Ciuchy nie doschły więc jadę w wilgotnych, tyle, że to niewiele zmieni, za chwilę i tak będę mokry. Pogoda nie odpuszcza. 

Silne północne podmuchy nie zachwycają, na szczęście późna pora wyjazdu powoduje, że na drogach są pustki, więc pomimo aury, jedzie się przyjemnie.
Już po kilku km w butach chlupie, znowu... ech...

Mam nadzieję, że prognozy na jutro się mylą..., że wszystko się w końcu zmieni, poprawi.Zobaczymy...
Po 80 minutach walki docieram do domu, wszystko co mam na sobie nadaje się do prania...

Bunkier w okolicach Zendka
Bunkier w okolicach Zendka © amiga

do pracy pod wiatr

Czwartek, 15 maja 2014 · Komentarze(0)
Ona Jest Pedalem - Elektryczne Gitary

Pogoda dalej nie rozpieszcza, delikatnie kropi, za to wieje jak diabli..., już po kilkuset metrach wiem, że będzie ciężko, cały czas wmordęwind, na dokładkę co jakiś czas pojawiają się silne podmuchy. Pokonanie górki pomiędzy Kochłowicami a Wirkiem sprawia dzisiaj problem, nawet zjazd jest nijaki, rower nie ma najmniejszej ochoty na toczenie się, trzeba go zmuszać do tego.

Gdy w końcu dojeżdżam do bramy firmy mam dość..., czuję zmęczenie, czuję tą poranną walkę.

Okolice Moszny - z archimum - fotosketcher
Okolice Moszny - z archimum - fotosketcher © amiga

powrót do domu

Środa, 14 maja 2014 · Komentarze(0)
Ja Jestem Nowy Rok - Elektryczne Gitary

Wyjazd z firmy późny, w chwili wyjazdu w budynku jest tylko kilka osób..., reszta już dawno w domu. W między czasie, wiatr się obrócił. teraz wieje od północy, porywy są dość mocne, czuję, że gdzieniegdzie na otwartym terenie chwieje rowerem.
Kiedy w końcu pogoda się zmieni, kiedy zdobi się ciepło? Analizując prognozy długoterminowe to... raczej nieprędko, przyjdzie jeszcze poczekać kilka dni. 
Dobrze, że mam jeszcze pozakładane lampki, końcówka drogi już po ciemku, jest grubo po 20:00 gdy docieram do domu. Jestem zmęczony... znowu... idę spać...
A archiwum - pod Mikołowem
A archiwum - pod Mikołowem © amiga

późno i w deszczu

Środa, 14 maja 2014 · Komentarze(0)
Řeka Zapomnění - Jaromír Nohavica

Wyjazd wyjątkowo późno, poranna wizyta u lekarza wprowadziła mi małą korektę. Do firmy wyjeżdżam dopiero po 10:00, wzmaga się wiatr wiejący z najgorszego możliwego dla mnie kierunku - z północnego-zachodu. Krótko przed wyjazdem zastanawiam się nawet czy nie pojechać pociągiem, lub czy nie zrobić sobie dnia wolnego i przeznaczyć go na przygotowania do Otwocka... muszę w końcu zająć się rowerem. 
Wyjazd dochodzi jednak do skutku, na zewnątrz jest paskudnie, pada, i raczej nie zapowiada się by miało się to poprawić. Jadę szosami, w Kochłowicach przez kilkaset metrów korzystam z chodnika, tutaj nie ma inne opcji, rowerówka zalana, na drogę przez odbojniki nie da się wjechać, więc zostaje chodnik. 
Za to stosunkowo niewielki ruch, niby nic dziwnego, bo Ci którzy pracują w biurach od 2 godzin są w pracy, nie przeszkadzają w jeździe. 
Gdyby jeszcze nie ten wiatr....
Na Pawłowie, przerwa, odbieram telefon, to kumpel mnie szuka... kilka min rozmowy i umawiamy się za pół godziny, nie pozostaje mi nic innego niż gnanie ile sił w nogach, do przebycia zostało ok 11km. Niby nie dużo, ale do pokonania centrum Zabrza i Gliwic, kilka świateł. Może się uda...
Dojeżdżam do firmy, szybka kąpiel i lecę na spotkanie...
Jeszcze chwila i znowu trzeba będzie ruszyć w góry
Jeszcze chwila i znowu trzeba będzie ruszyć w góry © amiga