Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:1798.29 km (w terenie 374.00 km; 20.80%)
Czas w ruchu:85:38
Średnia prędkość:21.00 km/h
Maksymalna prędkość:51.30 km/h
Suma podjazdów:14371 m
Maks. tętno maksymalne:186 (101 %)
Maks. tętno średnie:146 (79 %)
Suma kalorii:72632 kcal
Liczba aktywności:49
Średnio na aktywność:36.70 km i 1h 44m
Więcej statystyk

powrót, częściowo terenowy

Poniedziałek, 26 maja 2014 · Komentarze(0)
Sztywny Pal Azji - Nie Gniewaj Się Na Mnie Polsko

Wybiła 17:00, pora się zbierać. W ciągu dnia padało, grzmiało, ale o tym zapomniałem. Od początku chcę wjechać w teren..., rano odpuściłem i teraz chcę to nadrobić, tyle, że nie ciągnie mnie na hałdę w Sośnicy. Omijam ją przez lasek Makoszowski i Zabrze Makoszowy. Wjeżdżam dopiero w okolicach starej hałdy. Dość zgranie mi to wyszło, wziąwszy pod uwagę że musiałem się przebijać przez plac budowy ciut wcześniej.  Przebijając się w kierunku na wały przy Kłodnicy czuję, że tylne koło mi tańczy, shit.... powoli ucieka powietrze, w końcu wybieram jakieś ciekawe miejsce i łatam dętkę... bo oczywiście ostatnio nie miałem czasu by to zrobić...
 15 min później jadę dalej, tyle, że zaczyna się ochładzać, a gdzieś na Halembie czuję, że zaczyna kropić... Lekko przyspieszam, jednak po deszczu jest już tylko wspomnienie. 
Przy boisku kolejarza podziwiam postępy nowej kadry piłki nożnej - akademii piłki nożnej, widzę, że chłopcy wzięli sprawy w swoje ręce i próbują doprowadzić to boisko do stanu używalności. Ciekawe co będzie gdy w tym miejscu powstanie ośrodek sportowy, jeszcze w tym roku mają zacząć tam budowę.
Ozdobnik na pałacyku myśliwskim w Promicach
Ozdobnik na pałacyku myśliwskim w Promicach © amiga

do pracy po weekendzie

Poniedziałek, 26 maja 2014 · Komentarze(0)
TSA - Maratończyk

Poniedziałek, budzi mnie ból... przy obracaniu się... ech... już nie śpię, za kilkanaście min zadzwoni budzik. Powoli zaczynam się zbierać, jeszcze tylko szybka wizyta w sklepie, drobne zakupy, śniadanie i mogę jechać.
Jest wyraźnie chłodniej niż ostatnio, prognoza pogody coś mówi o 12 stopniach, niemniej miałem wrażenie, że jest więcej, spoglądam na termometr za oknem i pokazuje ok 18. Pewnie częściowo to efekt nagrzanego budynku..., niemniej różnica nie powinna być zbyt wielka. 
Ruszam..., czuję delikatny chłód, ale w ciągu kilkunastu minut powinienem się rozgrzać. Naciskam mocniej na pedały i wkrótce muszę hamować, jakiś baran zajechał mi drogę....Później dobre kikaset metrów wlokę się za tą sierotą za kółkiem. W końcu dojeżdżam do Piotrowic i mogę popchnąć bardziej przewidywalnymi drogami.
W Panewnikach na Bałtyckiej Spotykam Artura, chwilę rozmawiamy i każdy leci w swoją stronę, do pracy. Dość zaskakujące ale i miłe spotkanie. Od razu poprawia mi się humor, mogę jechać dalej. Ruda Śląska mija dość zgranie i szybko, za to na Pawowie snuję się za wozem sprzątającym ulicę, ani tego wyprzedzić, ani objechać i tak dobry kilometr. Za nami ciągnie się spory sznur samochodów.... masakra.. w końcu na skrzyżowaniu nie wytrzymuję i wbijam się na chodnik, to jedyna opcja by minąć toto... Za to później prawie jak król szos... Przede mną pusto, za mną daleko, daleko, zawalidroga i spory ruch z naprzeciwka uniemożliwiający reszcie wyprzedzenie problematycznego wozu. Dzięki temu dość szybko udaje mi się przemknąć przez Zabrze. W Gliwicach też pustki, jest już po 8:10. Docieram do firmy i... pora zabrać się za pracę :)

Stacja pkp na Podlesiu
Stacja pkp na Podlesiu © amiga

Z siostrą na Paprocany

Niedziela, 25 maja 2014 · Komentarze(0)
Roman Kostrzewski - Kijanka

Gdzieś koło południa dzwoni siostra..., może na rower? Weekend miał być bezrowerowy, ale czego nie robi się dla rodziny. Ma być względnie prosto i jak najwięcej po lesie. W sumie to mi nawet pasuje, przejadę się na bikeu, a przy okazji nie przegnę. Trochę przed 16:00 spotykamy się i jedziemy tyłami na Podlesie, Tychy-Mąkołowiec, później lasem na Żwaków i dalej nad jezioro Paprocańskie, po drodze zaliczamy kilka przerw, przy sklepach, ma murkach i w lesie. W zasadzie za każdym razem jest chwila na focenie.


W końcu docieramy do Promnic i i jeziora Paprocańskiego, w sumie objazd zbiornika zajmuje nam ponad godzinę... gdy wybija 18:30 opuszczamy to miejsce i tylko z jedną przerwą dojeżdżamy do domu...

W sumie fajnie wyszło, nie był to męczący przejazd... na to przyjdzie czas jutro :)


Gdzieś w trasie
Gdzieś w trasie © amiga

Grzyby też są :)
Grzyby też są :) © amiga
Pajączek
Pajączek © amiga
Jezioro.... z tej strony wygląda pięknie
Jezioro.... z tej strony wygląda pięknie © amiga
Pałacyk myśliwski w Promnicach
Pałacyk myśliwski w Promnicach © amiga
Żaglówki na jeziorze
Żaglówki na jeziorze © amiga
Słońce już zachodzi
Słońce już zachodzi © amiga

Koniec tygodnia, koniec jeżdżenia...

Piątek, 23 maja 2014 · Komentarze(0)
Alkatraz - Życie pyk lufa pyk

Ostatni przejazd w tym tygodniu, przynajmniej taki jest plan, weekend ma być pełny relaksu i zupełnie bezrowerowy, za to wieczór jest ciepły, wręcz gorący... jadę przez hałdę w Sośnicy. Kolejny raz w tym tygodniu wbijam się na nią przez budowę DTŚki, spoglądając na to co się tutaj dzieje, mam wrażenie, że jeszcze max miesiąc i skończą, szybko idzie budowa tego odcinka. 
Porównując poranne gnanie po szosach, ty teraz odpoczywam, tępo powolne, spokojne, w końcu nigdzie mi się nie spieszy, mogę zaznać delikatnego terenu. Odpoczywam..., zupełnymi tyłami docieram do Starej Kuźni, nawet zawracam jakieś 100m na szosie by zahaczyć o pobliski sklepik, dobra kola, siły doda, tyle, że kawałek dalej, na kolejnej hałdzie. Krótki postój i mogę ruszyć do domu, zostało ok 10km... Gdzieś po drodze mija mnie jakiś wariat na canondale z jedną lagą pod nosem burknął cześć..., podniosło mi się ciśnienie..., ja Ci dam... I co z tego, że ma ramę karbonową, że rower waży przynajmniej 4-5 kg mniej od szaraka..., że jeździec pewnie waży 2/3 mnie... naciskam na pedały, rower rozbujał się do 30ki. Podjazd prowadzący na drogę w kierunku hałdy w Panewnikach to dla przeciwnika za wiele... pęka gdzieś po drodze, mam go... na odjezdne rzucam cześć... i gnam dalej, jak ma ochotę to niech mnie goni... jak nie złapię pany to nie ma takiej opcji aby mnie dorwał... to mój teren, moja droga, znam na niej każdą dziurę, każdy kamień..., każdą koleinę....
Dojeżdżam do domu, dochodzę do wniosku, że chyba mnie pogrzało... nie powinienem tak reagować, nie w tej chwili... ;P

Kwitnąca koniczyna
Kwitnąca koniczyna © amiga

Piątkowy przelot po szosach

Piątek, 23 maja 2014 · Komentarze(0)
Łąki Łan - Luźny Łan

Wyjazd o 7:03, za to spieszy mi się do firmy, obiecuję sobie, że nie będę przeginał, staram się utrzymywać tętno poniżej 140, średnio się to udaje, tym bardziej, że wieje z południowego-wschodu - kierunku idealnego jeżeli chodzi o dojazd do pracy. 
Gnam po szosach, kilka razy jednak odpuszczam, gdy czuję, że ból się nasila. Chyba mnie pogrzało lekko..., miałem odpuścić na kilka dni a nie szaleć. Dojeżdżam do bram firmy, Ci którzy wiedzą o tym co się ostatnio zdarzyło i ślad na endomondo mówią mi co o tym myślą, wiem... W weekend odpocznę, a teraz do pracy.

Stara Kuźnia... - okolice jamny
Stara Kuźnia... - okolice jamny © amiga

I znowu lasem

Czwartek, 22 maja 2014 · Komentarze(1)
LEGION OF THE DAMNED - Doom Priest

Dzisiaj wychodzę jeszcze później niż zwykle, dochodzi 17:30, na zewnątrz słońce pali, jest gorąco... czuję się przemęczony i.... postanawiam po raz kolejny pojechać lasami, hałdami, terenem. Dość przyjemnie mi się jedzie, tyłami, mijam większość cywilizacji, na szosy w zasadzie wjeżdżam dopiero w Halembie i... jest coś co rzuca mi się w oczy, jeden z kominów elektrowni Halemba jest chyba przypalony..., Coś się tam musiało stać, co prawda zakład jest ok ponad roku nieczynny, ale samo z siebie się nie zapaliło? Ktoś temu pomógł? Ciekawe co się stało...?


Elektrownia Halemba - jeszcze stoi, ale już niedługo
Elektrownia Halemba - jeszcze stoi, ale już niedługo © amiga

Czwartek z rana, po terenie i nieco wolniej

Czwartek, 22 maja 2014 · Komentarze(1)
Skálmöld - Gleipnir

Czwartek... Wizyta u lekarza, niestety potwierdziła to, że coś jest nie tak, upadek spowodował oprócz widocznych z zewnątrz uszkodzeń - otarcia, siniaka, krwiaka, dodatkowo stłuczenie płuca... W sumie proponowano mi nawet zwolnienie lekarskie, tylko co by to dało, pewnie i ta bym nie wytrzymał przy takiej pogodzie i przynajmniej gdzieś wyszedł/wyjechał. 

Wyjeżdżam bardzo późno, jednak aby się nieco oszczędzać decyduję się na podróż po terenie, dość prostym, bez większych wzniesień, wyjadę w Kończycach przez węzeł A4ki. Nie lubię tego miejsca, ale też nie mam ochoty pchać się na hałdę, tym bardziej, że jest późno. Może w ten sposób dojadę względnie bez problemów i nie zrobię sobie większego kuku...
w firmie jestem dopiero ok 8:50.... ale czego mogłem się spodziewać... zresztą chyba lepiej przyhamować na chwilę...
Za to definitywnie odpuszczam sobotni wyjazd na kolejny maraton... Mam tylko nadzieję, że 2.5 tygodnia starczy na wykurowanie się, czas to pokaże.

Latryna już stoi
Latryna już stoi © amiga

Nieco wcześniejszy powrót do domu...

Środa, 21 maja 2014 · Komentarze(1)
ELUVEITIE - Omnos

Z firmy muszę się dzisiaj wcześniej ewakuować, na rowerze jestem tuż po 15:00, spieszy mi się, jestem umówiony u lekarza w okolicach 17:00, a jeszcze będę musiał się przygotować... 
Na dokładkę czuję, że zajebiście wieje od wschodu, oj nie będzie lekko... 
Naciskam ile sił na pedały a i tak rower miejscami ledwo się toczy, najgorsze są podmuchy, gdy w jednej chwili zwalniam z 30 do 13-14km/h na prostej drodze... Wszystko jest przeciw, nawet rucha na drogach jest spory, ale to wina wczesnego wyjazdu, czego mogę się spodziewać wyjeżdżając przed 16:00. Do domu docieram ok 16:30, jest nieźle, mam ok 30 minut na kąpiel, przebranie się i dotarcie do pobliskiej przychodni...
Piękne niebo nad Rudą Śląską
Piękne niebo nad Rudą Śląską © amiga

kolejny piękny dzień...

Środa, 21 maja 2014 · Komentarze(2)
UNSUN - Whispers
Środa poranek, wyjeżdżam jakieś 15 minut po siódmej, po raz pierwszy od dawna rozważam jazdę do pracy alternatywnymi środkami lokomocji - pociągiem, z rana zdążyłem zadzwonić do przychodni i umówić się na wizytę wieczorem. Pojawiły się dość paskudne objawy, chyba lekko się naruszyłem... zobaczymy co powie lekarz.
Dziwi mnie jednak jeszcze coś o ile wstawanie z krzesła, fotela, podpieranie się, czy podnoszenie czegokolwiek sprawia mi dość nieprzyjemny ból nie włączając w to głębokiego oddychania, to jazda rowerem bez przeginania z prędkością i tętnem jakoś mi wychodzi. 
Ciągnę szosami, mimo wszystko, chcę dojechać do Gliwic w miarę normalnym czasie, tym bardziej, że będę musiał ciut wcześniej wyjść.

Przed wyjściem z domu miałem i tak nieco więcej czasu, więc zająłem się wymianą klocków w pomarańczce po ZaDymnie. I przód i tył zeszlifowany do zera, a nawet ciut więcej, zdarta została część metalu. Obłęd, przed wyjazdem klocki z tyłu zostały wymienione na nowe, z przdu powinny wystarczyć jeszcze przynajmniej na 2000-3000km. A tutaj wystarczyło jedynie 50km i było po...

Klocki po jednym przejeździe w deszczy, po piachu i błocie
Klocki po jednym przejeździe w deszczy, po piachu i błocie © amiga

po terenie

Wtorek, 20 maja 2014 · Komentarze(0)
ARCH ENEMY - As The Pages Burn

Wyjazd z firmy tuż przed 17:00, za to czuję, że źle się czuję, na dokładkę wieje gdzieś od wschodu, zupełnie nie mam ochoty na przejazd szosami czy długie wycieczki po okolicy.
W zamian jadę przez hałdę w Sośnicy i dalej tyłami przez Makoszowy, Kończyce, Halembę i Panewniki, w lesie czuję się zdecydowanie bezpieczniej. Nie ciągnie mnie też do focienia, pomimo tego, że jest rewelacyjna pogoda nie mam ochoty na nic, chcę tylko dojechać do domu i... odpocząć. Coś jest nie tak i.. .to bardzo.
W końcu docieram do domu... starczy na dzisiaj. szybka kąpiel i spać...


Gdzieś w Rudzie Śląskiej
Gdzieś w Rudzie Śląskiej © amiga