Z pracy wyjeżdżam stosunkowo późno, dzień lekko pokręcony, ale spodziewałem się tego, to początek ciężkiego tygodnia. Pogoda oczywiście daje się we znaki, new.meteo.pl i radar.bourky.cz wskazują, że dojazd będzie w deszczu, w ciężkiej burzy, przeczekuję pierwsze deszcze,... ubieram się i liczę na cud..., może mnie nie zleje, może jakoś się uda przemknąć pomiędzy deszczowymi chmurami. Jadę o mokrych ulicach, wcześniej dostałem sms-a z Katowic o padającym gradzie. Liczę jednak na to, że dzisiaj nie będę miał przyjemności nim oberwać. Powrót po szosach, czas ma znaczenie. Jadę ile sił w nogach, jednak skrzyżowania, światła i remonty dróg spowalniają mnie. Udaje się przejechać całość bez kropli deszczu. No może bez przesady, kilka kropli spadło, niemniej nie można tego nazwać deszczem :)
Poniedziałkowy poranek, jeszcze wszystko swędzi po pogryzieniach komarów i innego dziadostwa latającego dookoła nas w lasach na BikeOriecie. Spoglądam za okno, wygląda nieźle, jednak prognozy mówią co innego. Przez cały dzień gdzieś nad głowami krążą chmury, zapowiedź przelotnych deszczy, burz itp... Wyjeżdżam późno, jest prawie 7:30, w teren nie wjeżdżam, pędzę o szosach, czas ma znaczenie, tym bardziej, że już o 10:00 czeka mnie dość ważne spotkanie w pracy. Nie mam też ochoty na przemoknięcie. Na szczęście pogoda jest łaskawa, i udaje mi się dojechać do pracy bez moknięcia, co nie oznacza, że ciuchy są suche :), Pozostała kąpiel i do pracy. Ciekawe co będzie wieczorem? Czy aura będzie równie łaskawa?
Niedzielny poranek, a w zasadzie przedpołudnie, pora wracać do domu. Po wczorajszym BikeOriencie i miło spędzonym wieczorze przy piwie (chyba po raz pierwszy nie wchodziło), pora wrócić do Katowic. Żegnam się z familią Darka i ruszam. Czuję, że napęd dalej wariuje, szukam przełożenia na którym da się jechać ale... nie ma... zjeżdżam do Rokitnicy i staję na chwilę, przyglądam się przerzutce - wygląda na ok. Smarowanie i mycie przywróciło jej sprawność. Tylko czemu ten łańcuch lata pomiędzy 3 koronkami? Przyglądam się jeszcze chwilę i... widzę co jest przyczyną. Zgięte ogniwo łańcucha... Na miejscu mała operacja, wyjmuję uszkodzony fragment zastępując go spinką teraz będą 2 :) Ruszam i.... napęd działa nieźle, może nie idealnie, bo pewnie to będzie wymagało dokładnego wyczyszczenia wszystkiego, niemniej da się zmieniać przełożenia, łańcuch nie wariuje, mogę w końcu jechać.
Nie szarżuję, nie mam ochoty na to, czuję lekkie zmęczenie po wczorajszym rajdzie, za to mam ochotę na las.... Jadę przez całą długość Kończyc, wiadukt nad A4 i wjeżdżam w las :) Jest pięknie. Dopiero w Starej Kuźni trafiam na ślad po ostatnich burzach.
Wymijam to miejsce i gnam dalej. Zatrzymuję się na chwilę w parku Zadole, czuję, że musze uzupełnić elektrolity. Wczorajszy skwar dalej jest odczuwalny... . Do domu pozostały jeszcze tylko 2km. Niedaleko. Nie spinając się specjalnie przejeżdżam je spokojnym tempem. W domu wszystkie ciuchy lecą do prania. Trzeba usunąć z nich zapaszek zatęchłych bagien po których jeździliśmy na BikeOriencie.
Sobota „skoro świt” - ETISOFT BIKE TEAM – rusza do Sczepocic Rządowych ma kolejny rajd na Orientację. Na miejsce docieramy prawie 90minut przed czasem. Dzięki temu już na miejscu mamy chwilę ma przygotowanie rowerów do wyprawy w nieznane. Jest też okazja do przywitania się z wieloma znajomymi, spotykanymi na wcześniejszych rajdach, a także tych dawno nie widzianych, startujących w tym roku po raz pierwszy, czy wręcz całkowitych debiutantów.
Siadamy na chwilę i planujemy trasę.... Wyznaczony plan to PK w kolejności: 8, 5, 2, 4, 18, 1, 20, 19, 11, 14, 16, 13,12, 15, 17, 9, 3, 7, 6, 10. Ew. korekt będziemy dokonywać już na trasie, gdy okaże się czy zaznaczone leśne ścieżki są przejezdne, czy też nie.
W trakcie planowania zaczepia nas „Niezależna telewizja Lokalna”. W efekcie wyruszamy z lekkim opóźnieniem w stosunku do pozostałych uczestników, jednak lepiej poświęcić nieco więcej czasu na dobre rozplanowanie trasy niż później błąkać się bez celu po okolicy, miotając się pomiędzy PK. Jesteśmy na trasie, kilkaset metrów dalej widzimy poskręcany rower i mocno poobijanego zawodnika, później dowiadujemy się, że było to zderzenie 2 rowerzystów, pędzących na PK8..., na szczęście skończyło się na siniakach, kilku zadrapaniach i przednim kole do wymiany. Jako, że spora liczba zawodników obrała jako pierwszy do zaliczenia PK8 – szczyt wydmy, więc odnalezienie go nie sprawia nam żadnych problemów, kilkunasty zawodników kłębiących się przy lampionie wskazuje nam bezbłędnie miejsce gdzie mamy dotrzeć. Podbijamy karty, możemy zawrócić i skierować się na PK 5 – brzeg oczka wodnego z mapy wynika, że nie powinniśmy mieć problemów z nawigacją z odnalezieniem PK, jest położony w pobliżu nasypu kolejowego, jedziemy troszeczkę nie tak jak pierwotnie planowaliśmy, podjeżdżamy od północnego wschodu i... w zasadzie dobrze się stało, Ci co jechali wzdłuż torów, pod koniec mieli do pokonania rów wypełniony błotem, wodą, szlamem., my mamy jeszcze sucho w butach ;) Za to dojazd na PK był jedyny w swoim rodzaju, jazda wąską ścieżynką przez młodnik, dostarczyła wiele emocji ;P. Nie ma na co czekać, pora na kolejny PK 2 – stare drzewo tym razem mamy wytyczone 2 warianty dojazdu, moja obejmuje jazdę szlakiem Partyzanckim „Hubala” już od Radomska, Darek woli szosę 784 i wjazd na szlak gdzieś w połowie jego długości jedną z przecinek. Przecinki w szlak okazuje się szeroki, przejezdny, bez błota, piachu, kolein. W ekspresowym tempie odnajdujemy PK, podbijamy karty i ruszamy w kierunku PK4 – brzeg torfowiska Kocham takie miejsca, spodziewam się niezłej przeprawy przez bagniska, jednak jeszcze nie teraz, zgodnie z wytyczonym planem jedziemy utwardzonymi leśnymi drogami, po raz kolejny docieramy na miejsce bez jakichkolwiek problemów z nawigacją, po prostu wjeżdżamy na PK, odbijamy się i ruszamy dalej, szukać PK18 – szczyt wzniesienia W drodze mała niespodzianka, do pokonania piękny nowiutki rów, rowery w dłoń i skaczemy, teraz łąka, ścieżki specjalnie nie widać, ale to nie pierwszyzna, jakieś 50m dalej przednie koło wpada mi w do kolejnego rowy wypełnionego wodą, jakimś cudem ląduję na nogach, jedynie wielki siniak pod kolanem wskazuje, że coś było ;), przy okazji jakaś latająca mucha, czy komar próbuje mnie zabić wpadając do ust,czuję że trzyma się migdała, próbuję odkrztusić, chwilę trwa zanim dochodzę do siebie i pozbywam się niechcianej przekąski. Możemy jechać dalej. Do pokonania pozostał krótki podjazd na Łysą Górę. PK widać z daleka, pozostało przebić się przez pole i już :).
Zawracamy, najwyższa pora na PK1 – wiata turystyczna w której usytuowany jest punkt żywnościowy, dotarcie zajmuje nam max 7-8 min. Na miejscu zabieramy się za banany, pomarańcze, batony, uzupełniamy baki i możemy ruszać w dalszą drogę.
Przed nami PK20 – wyspa na stawie brzmi ciekawie, z mapy wynika, że na miejsce prowadzi kilka przecinek, początkowo szosy, i w pobliżu sklepy w Brzezinikach „tubylcy” z daleka wołają, że pozostali pojechali tędy :), za ogrodzeniem w prawo :), skręcamy i chwilę później tuż za większym stawem odnajdujemy nasza wyspę.
PK19 – brzeg stawu po raz kolejny mamy opracowane 2 warianty podjazdu, mój to podjazd od północy z Kobieli Małych, Darek przekonuje mnie jednak do jazdy przez Katarzynów, droga nie wydaje się specjalnie skomplikowana, i tak też jest w rzeczywistości, dopiero ostatnie kilka km jazdy po żółtym szlaku końskim daje się we znaki, głębokie zalane wodą koleiny, szybko wytrącają nas z rytmu, zaliczam też pierwsze solidne wodowanie, powinienem już wiedzieć, że kałużom nie należy ufać, nie wiadomo co jest od spodem i jakie są głębokie, w efekcie przejeżdżam zanurzony do połowy kola, przynajmniej niż ni nie będzie robiło różnicy łażenie po bagnach, które dopiero przed nami.
Odnajdujemy PK podbijamy karty i postanawiamy nieco skorygować trasę, z mapy wynika, że da się przejechać ok 500m na południe do przecinki prowadzącej na PK11, szybko się okazuje, że nie była to najlepsza decyzja, ścieżka usiana jest gałęziami po wycince drzew, sporo kolein, błota, rowów. Docieramy do brzegu bagna i droga nam się kończy. Możemy przebijać się na azymut. Postanawiamy jednak wrócić do pierwotnego planu, wrócić po śladach, po drodze którą już znamy. Dookoła nas atakują chmary komarów, much i innego paskudztwa, setki małych upierdliwych insektów kąsają nas zajadle, to chyba jakaś straż PK który zaliczyliśmy, środki przeciw komarowe nie pomagają, pewnie dlatego że to Momary,
na które środek widzieliśmy na stacji benzynowej dojeżdżając do Szczepocic. Ech... Pora ruszyć na podbój PK11 – szczyt wydmy Nazwa brzmi groźnie, w zasadzie brzmi jak podwójna groźba, nie dość, że będzie podjazd, to na dokładkę po piachu, nie cieszy mnie to, tym bardziej, że z mapy wynika iż przejedziemy przez bagno. Już na miejscu okazuje się, że nie taki PK straszny jak go opisują. Podjazd dość łagodny, ilość piachu też umiarkowana, jest nieźle.
Za to chmary Momarów coraz gęstsze, zauważamy, że aby im uciec musimy jechać powyżej 16km/h gdy jedziemy wolniej czarna chmura ciągnie się za nami. Już na miejscu uzupełniamy zapasy kalorii, elektrolitów, podbijamy karty i pora na PK14 – koniec drogi z mapy wynika, że ok 4km dość prostej utwardzonej drogi przez las, początkowo jest nieźle, jednak już po kilkuset metrach ścieżka robi się bagnista, trawiasta i pod górkę. A miało być tak pięknie. Znajdujemy przecinkę, w którą skręcamy i teraz musimy odnaleźć się w plątaninie ścieżek na mapie i w terenie, spotykamy też bikera błąkającego się po okolicy PK14 od godziny, nie napawa nas to optymizmem. Jednak niepotrzebnie, dość szybko odnajdujemy właściwą ścieżkę, prowadzącą do lampionu. Podjazd od północnego-wschodu był dość prosty, Ci którzy próbowali do niego dotrzeć od południowego zachodu brodzili w bagnie do pasa. Wyjeżdżamy z PK, plan obejmuje zdobycie PK16 – pomost na stawie odległość wydaje się niewielka, jednak w gdy docieramy do drogi w pobliży krzyża, jeden z bikerów wprowadza nas w błąd, i zamiast na PK16 jedziemy do „Małej Wsi”, co prawda udało się zaliczyć sklep, jednak niepotrzebnie zrobiliśmy 4km. Ech... Gdy odnajdujemy właściwą ścieżkę, samo odnalezienie PK nie nastręcza wielkich problemów, powoli jednak temperatura daje się nam we znaki, +36 stopni w słońcu to nie przelewki.
Popełniamy delikatny błąd nawigacyjny i zamiast kierować się na PK13, jedziemy na Wojnowice, w chwili gdy uświadamiamy sobie błąd, korygujemy naszą pierwotną trasę, zaliczymy PK15 – lewy brzeg Kanału Lodowego do którego mamy rzut beretem ;P początkowo jest nieźle, jednak późniejsza jazda wzdłuż wału przy kanale, w zasadzie jest chwilami niemożliwa, wąska, ścieżka, zalana wodą... jednak PK widoczny z daleka, przynajmniej wiemy, że nie robimy tego nadaramnie.
Podbijamy karty i zawracamy na PK13 – skrzyżowanie dróg Nawigacyjnie wydaje się banalny,jednak jedziemy na otwartym terenie,w słońcu, upał i duchota daje się we znaki, mocno we znaki.
Postanawiamy chwilę odpocząć w cieniu, odetchnąć, napić się wody, isotoniców, mija kilkanaście minut, ruszamy dalej, jest ciężko, delikatnie pod górkę, jednak słonce usłuchało nas, zaszło za chmurę, robi się nieco przyjemniej, wkrótce też osiągamy skraj lasu gdzie jest o wiele chłodniej. Odnalezienie PK po raz kolejny okazuje się banalne, ruszamy więc dalej na PK12 – szczyt wydmy Dojeżdżając do tego PK już z daleka słyszymy walące po okolicy pioruny, ciekawie się zapowiada, tym bardziej, że w opisie tego PK jest „szczyt” docierając na miejsce udaje mi się zaklinować łańcuch, jednak nadciągająca burza nie pozwala mi się specjalnie rozwodzić nad awarią, wsiadam po chwili na rower i pędzimy dalej, tym bardziej że zaczyna padać. Gdy jesteśmy kilka metrów od lampiony chwila zwątpienia.... przecież to szczyt, odsłonięty na dokładkę, jest burza, leje.... Jednak nie poddajemy się, błyskawicznie podbijamy kart i jedziemy dalej, jednak coś jest nie tak z napędem, łańcuch skacze pomiędzy 3 różnymi zębatkami, nie jestem w stanie zapanować nad jazdą, w końcu przystaję na chwilę, smaruję łańcuch i ruszam dalej, nie pomogło to nic, ulewa coraz większa, kierujemy się do Gidle, może tam gdzieś przeczekamy nawałnice? Po chwili widzimy auta brodzące do polowy koła w rozlanych rzekach w miejscach dróg. Wjeżdżamy na chodniki, są nieco wyżej. Mieszkańcy trochę dziwnie się na nas patrzą :) - wariaci na rowerach w taką pogodę ;P Pobliżu cenrtum proszę Darka o krótki postój, muszę sprawdzić co jest nie tak z napędem, sprawdzam tylną zmieniarkę, jest zapiaszczona, prawie nie porusza się, szybkie oliwienie, próba rozruszania, jest jakby nieco lepiej, jednak dalsza jazda nie będzie należała do przyjemności. Ech... Zmieniamy przy okazji plany, czas zaczął mocno uciekać, odpuszczamy PK17, jest za daleko jedziemy na PK9 – lewy brzeg Warty jest w drodze do mety, odnajdujemy go dość szybko i ruszamy dalej.
Plan obejmuje zaliczenie jeszcze PK3, jednak to co się dzieje z moim łańcuchem absorbuje mnie do tego stopnia, że przejeżdżamy przecinkę, po raz kolejny walczę z tylną przerzutką, w końcu udaje mi się znaleźć jedno przełożenie, na którym jedzie się względnie dobrze, mogę wrócić do rzeczywistości.
Spoglądamy na zegarki, mamy niecałą godzinę do zamknięcia mety. Decyzja prosta, lecimy do Szczepocic. Na dzisiaj to koniec, i tak wiele już nie zwojujemy. Podciągamy tempo, w efekcie jesteśmy 20 minut przed czasem.
Mieliśmy w zasadzie nieco czasu na zaliczenie jeszcze jednego, może 2 punktów. Z drugiej strony, może lepiej, że nie kusiliśmy losu. Jeden PK więcej, jeden mniej niewiele by to zmieniło. A tak mamy satysfakcję z zaliczenia rajdu, którego organizacja stała na najwyższym poziomie.
Bawiłem się nieźle, a zmęczenie, przejdzie, w końcu nie pojechałem na BikeOrient aby odpocząć, no może psychicznie, a przy okazji była okazja do do poznania kolejnego pięknego zakątka naszego kraju. :)
Wieczór, jestem już po pracy, dzisiaj powrót w wersji skróconej, jadę na Helenkę, z rana o świcie czeka nas wyjazd na BikeOrient, nie ma więc sensu jechać do Katowic po to aby z rana gdzieś się błąkać. Przy okazji mamy trochę czasu na prace nad stroną EBT i w końcu możemy porozmawiać na spokojnie, a nie w przelocie gdzieś na korytarzu w pracy :)
Coco75 prosi o rozpowszechnienie tej informacji, może uda się namierzyć złodzieja i rower:
Skradziono rower Marki Merida Juliet Biało czarny jak na zdjęciu Jeśli ktoś by zauważył podobny rower w komisie lub na Allegro Proszę o kontakt i zawiadomienie Policji Proszę również o umieszczenie tej informacji na swoich blogach Tragedia !! Złodzieje Znowu Atakują !! Brośmy się Pomagając sobie nawzajem !!
Poranek, ciepły, :) jeżeli tak można powiedzieć o końcu wiosny i... 14 stopniach za oknem. Ocieplenie klimatu daje się mocno we znaki ;P W każdym bądź razie nie pada, jest względnie przyjemnie, w zasadzie na dłuższą wycieczkę jest idealnie. Mi pozostało zaspokoić się wyjazdem do pracy. Trudno, będę musiał z tym żyć ;P Trasa klasyczna po szosach, z odrobiną terenu w Rudzie Śląskiej i placem budowy w Zabrzu. Początkowo spory ruch na drogach, szczególnei widoczne to było w Katowicach i Kochłowicach, dalej już jakoś bardziej spokojnie, chwilami prawie pusto :) Na chwilę zatrzymuję się na polu w okolicy Wirka - zaczęły kwitnąć maki na polu, piękny widok :)
Ruszam spod firmy, jest późno, ale jest nieźle, nie pada :). Rower po serwisie, tak jak się spodziewałem przeserwisowanie bębenka rozwiązało problemy ze zgrzytaniem, nareszcie upragniona cisza, no... może niezupełna, w trakcie drogi do łańcucha przylepiło się trochę piasku, ale do tego dźwięku ostatnio przywykłem ;), nie rusza mnie on. W chwili wyjazdu dziwnie mały ruch, na dokładkę panuje prawie absolutna cisza, nie słychać ptaków, nic... Okazało się, że była to cisza przed deszczem. Już za Zabrzem zaczęło padać i towarzyszyło mi toto aż do domu... Ech. Ciuchy znowu mokre, znowu pranie, suszenie, tylko po to aby jutro powtórzyć cykl...
Dzisiaj wyjazd nieco później niż zakładałem, zbieranie się idzie mi nieskładnie, niby wszystko przygotowane, ale.... W końcu wyjeżdżam ok 7:20, siąpi deszcz, może nieduży, ale jest, na dokładkę gęsta mgła mocno zmniejsza widoczność. Lampki odpalone.
Dzisiejszy przejazd to testowanie konstrukcji dla mapnika. Pomysł i wykonanie by mła ;P Już jakiś czas temu zacząłem się rozglądać po rynku za czymś ciekawym, w zasadzie wszystkie konstrukcje są obarczone jakimiś wadami. To co chciałem musiało spełniać założenia (niby proste).
1) Mapnik powinien być ok 20 cm nad kierownica, wysunięty nieco do przodu, tak aby były widziane ustawienia zmieniarek, nie powinien zasłaniać mostka, on ma być wykorzystany przez licznik.
2) Nie powinien zabierać zbyt dużo miejsca na kierownicy, w końcu tam są jakieś lampki i inne duperele.
3) Nie chcę mieć przed twarzą kawałka metalu.
Długo rozmyślałem nad samą konstrukcją, rodziła się w bólach, największy problem to mocowanie do kierownicy, podglądając inne mapniki dostępne w sprzedaży, zauważyłem, że konstrukcje te mają 2 lub 3 punkty podparcia. Pierwotnie szedłem w tym kierunku, kombinując z płaskownikami, uchwytami dla latarek, kamer, itp. jednak gdzieś coś zawsze było nie tak. W efekcie rozwalając cały plan. Ideałem było by dołożenie drugiej kierownicy... nieco wyżej na jakimś wysięgniku... Szukając rozwiązania i grzebiąc po starych klamotach natrafiłem na stary pęknięty mostek do kierownicy i.... to było to... Mam uchwyt na konstrukcję :) Pierwsza myśl, to drugi punkt podparcia..., drugi mostek... ale... bez sensu..... może jeden wystarczy? Teraz została wizyta w OBI, wiem czego potrzebuje, tylko czy wszystko dostanę?
Wyprawa na dział z hydrauliką w zupełności wystarczyła. Pozbierałem wszystkie elementy, które były mi potrzebne, rurki PCV, kleje, kolanka... itp... Cały koszt to ok 30zł. W domu chwila zastanowienia, i... zamocowałem drugi mostek na kierownicy. Reszta konstrukcji musi być dostosowana do jego ustawienia.
Trochę zabawy i stelaż jest przygotowany. Pozostało to posklejać. Gdy wszystko wyschło ponownie zamocowałem całość na kierownicy i... wow... wygląda nieźle, ciekawe jak będzie się z tym jechało? Pierwsza próba wypadła pomyślnie, konstrukcja jest stabilna, nie rozpada się..., tylko... ten biały kolor rurek... na to też jest rada. Dzień później wizyta w okolicznym sklepie, zakup farby „czary mat” i pozostało poczekać aż całość wyschnie.
Dzisiaj z rana pierwszy "dłuższy" przejazd i... jestem zadowolony. Wszystkie 3 punkty założeń wykonane, dodatkowo mam masę miejsca wolnego na kierownicy oraz zyskuję dodatkowo miejsce na drugim mostku oraz rurce łączącej ją z mapnikiem :) Lepiej nie mogło być.
Sama droga nie nastręczała problemów, dość szybki przejazd przez kilka miast, tyle, że dzisiaj nasłuchiwałem uważnie co to za dźwięki i skąd się wydobywają. Jestem prawie pewien, że to bębenek, ale... będąc w pracy odstawię rower do serwisu, niech oni się tym zajmom, ja na chwilę obecną cierpię na deficyt czasu, aby bawić się w rozbieranie go..
Późno się zrobiło, pora wyruszyć w podróż powrotną do domu, dzisiaj dzień się dla mnie szybko nie skończy, czeka mnie jeszcze kilka spraw do załatwienia i.... rower do umycia. Pomimo jazdy głównie szosami już nazbierał masę piachu, na dokładkę słyszę, że coś dostało się do suportu, dźwięk mnie denerwuje, podobna sytuacja ma się z tylną piastą, coś jest nie tak, odgłosy są niepokojące, niemniej nie ma luzów, tak na "ucho" to bębenek.
Rozwiązuję problem paskudnych zgrzytów w najprostszy możliwy sposób - zakładam słuchawki na uszy ;P, działa, jak ręką odjął. Można jechać.
Dziwnie się z tym czuję, jak nic nie leci na mnie z nieba, czyżbym miał dojechać do domu na sucho? Chyba trochę pocisnę, to chociaż się spocę ;P
W sumie cały przejazd był dość przyjemny, jeszcze gdyby tylko rozrzedziły się chmury ukazując słońce, powoli zapominam jak ono wygląda, na szczęście są starsze fotki na których jest uwiecznione ;P, więc może Ne pomylę go z latarnią uliczną.
Jest 5:40, budzi mnie ulewa, chyba trzeba zamknąć okno, to co widzę trochę mnie przybija, czeka mnie jazda w deszczu. Przymykam na chwilę oko, jeszcze 5 min,… mija dobre pół godziny. W końcu pora się zbierać, deszcz jakby przycicha, łagodnieje. Spoglądam na new.meteo.pl, jest szansa że przestanie padać, jeszcze tylko rzut okiem na radary dopplerowskie i widzę, że zbliża się zaj....a ulewa od strony Sosnowca. Cóż zrobić, chwilę wyjazdu odkładam tak długo jak tylko się da. W końcu ok 7:10 ruszam. Leje..., widoczność ograniczona, przez delikatne mgły i ciemnicę panującą dookoła, odpalone lampki, profilaktycznie, aby było mnie widać z daleka. Ruch na drogach dzisiaj sporo większy w porównaniu do tego co było wczoraj, mimo wszystko jest płynny i żadnych turbulencji nie ma, dopiero w Zabrzu pojawiają się tu i ówdzie korki związane z remontami. W Gliwicach na ul. Odrowążów jakiś idiota mija mnie "na gazetę" na mostku, przy jadących z naprzeciwka samochodach i dość mocnym przewężeniu w tym miejscu…. Q...a gdzie mu się tak spieszy...
A na poprawę humoru mleczyk sprzed ok 2 tygodni, gdy przez chwilę było ładnie.