Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:1813.36 km (w terenie 302.00 km; 16.65%)
Czas w ruchu:77:17
Średnia prędkość:23.46 km/h
Maksymalna prędkość:64.33 km/h
Suma podjazdów:1902 m
Maks. tętno maksymalne:182 (98 %)
Maks. tętno średnie:152 (82 %)
Suma kalorii:68708 kcal
Liczba aktywności:43
Średnio na aktywność:42.17 km i 1h 47m
Więcej statystyk

opóżniony wyjazd

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Janis Joplin- Summertime


Wychodzę później niż początkowo zakładałem, jest 18:00. Z drugiej strony ruch na drogach zelżał, za to temperatura daje się we znaki, na szczęście z firmy wziąłem bidon z wodą, nie grozi mi odwodnienie. Zresztą co może mi się stać przez 80min jazdy? Wiatr się wzmógł, tyle, że tym razem nie mam go w plecy, wieje prosto w gębę... W końcu zapada decyzja, terenem będzie przyjemniej. Nie ma samochodów a i w cieniu jedzie się lepiej. Zatrzymuję się na chwilę na hałdzie na Halembie. Opróżniam bidon. Chwilę obserwuję okolicę, może coś rzuci mi się w oczy, coś innego niż zwykle.
W końcu ruszam, pozostało ok 10km, droga mija szybko, mijam po drodze dziesiątki bikerów. W końcu wyszli z ukrycia :)
Już w domu kąpiel i chwila na odpoczynek. Pięknie się jechało

Słońce powoli hyli się ku horyzontowi © amiga

do pracy :)

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Bob Marley - Bad Boys


Weekend wypadł mocno rowerowo, zaczyna się proza dojazdów do pracy. Ciężko jest mi się pozbierać, wszystko idzie jakoś nieskładnie, powoli. W końcu udaje mi się wsiąść na rower. Zastanawiam się czy jechać po szosach, czy może w teren. Jednak nie..., chcę być wcześniej w firmie, mam jeszcze sporo do zrobienia. Czas jest cenny. Może po pracy uda się gdzieś wyjechać...
Droga na szczęście spokojna, może dlatego, że wyjechałem dość późno? Jest ciepło, a ma być jeszcze goręcej, nie narzekam (jeszcze) w końcu tego chciałem, chciałem jechać na krótko, bez kurtki przeciwdeszczowej itp... Rower też jakoś się mniej brudzi w taką pogodę. Temperatura idealna, początkowo mam problem z rozkręceniem się, ale w końcu noga zaczyna podawać, przy czym mam wrażenie, że wieje delikatny wiatr od wschodu, może południowego wschodu. Szybko docieram do Gliwic. Teraz tylko przebrać się i do pracy :)

Na polu, a może łące © amiga

MTB w Tarnowskich Górach

Niedziela, 16 czerwca 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Survivor - Eye Of The Tiger


Niedziela..., trzeba wstać, już za kilka godzin zaczynają się Mistrzostwa MTB w Tarnowskich Górach. Na miejscu jesteśmy nieco przed startem. Czasu niewiele ale wraz z Darkiem i Igorkiem jedziemy na objazd trasy. Jak się później okazało, dezorganizatorzy potrafią wprowadzać w błąd i rzeczywista trasa była sporo dłuższa, bardziej wymagająca. Może nie techniczne, ale kondycyjnie. Co ciekawe w tym samym czasie startuje grupa 50+ - być może chodzi o to, że człowiek dziecinnieje na starość?
Niemniej dziwne rozwiązanie. Start i ruszyli, kilka razy zmieniam pozycję, focę w kilku różnych miejscach, nawet udaje mi się zgubić w parku, na szczęście budynek jest widoczny z daleka i na czas dojeżdżam na metę :). Igor wjeżdża jako 3 chwilę po dwóch 14-sto latkach. Więc tym bardziej należą mu się brawa za start i za tak wysoką pozycję. Gratulacje !!!
Kilka minut później dekoracja i musimy powoli się zbierać. Czasu niestety mało, jak zawsze.

Kilka sekund po starcie © amiga


Gdzieś na trasie © amiga


Jeszcze tylko kilka metrów © amiga


No i mamy III miejsce :) © amiga

Sankt Annaberg

Sobota, 15 czerwca 2013 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Koniec Świata - Dziewczyna Z Naprzeciwka


Długo planowałem ten wyjazd, tą wycieczkę, tą górę…, coś mnie do niej przyciąga, coś magnetycznego… . Tyle, że przez ostatnie 2 lata jakoś nie złożyło się, coś zawsze wpadło, wypadło i plany zostawały odłożone. Prawdę powiedziawszy to od marca tego roku, cały czas szukałem terminu aby skierować rower na tą górkę… Kolejne wyjazdy, wycieczki, Rajdy na orientację i pogoda krzyżowały plany. Tym razem stało się coś innego, plan zakładał przejazd czerwonym rowerowym szlakiem z Częstochowy do Krakowa, jednak, piątek zmodyfikował moje zapędy, musiałbym bym ruszyć po 4-5 godzinach snu, po ciężkim tygodniu… O 0:09 w sobotę zmiana planów. Jedziemy (po drodze zahaczę o Helenkę i wraz z Darkiem pojedziemy dalej) na Górę św. Anny.
Jest Sobota, 6:00, masakra, ciężko jest się zwlec z łóżka, tym bardziej że za oknem wiszą ciężkie chmury, boję się, że będzie padać, jednak szybki rzut okiem na prognozy i wiem, że to tylko przejściowe, o deszczu raczej nie ma mowy.
W końcu nieco po 8:00 wsiadam na rower i gnam na Helenkę, o tej porze w sobotę jest jeszcze luz, docieram na miejsce i idę na górę przywitać się ze wszystkimi, chwilę gadamy (mija godzina) i w końcu możemy jechać dalej. Plan to zdobycie jednego PK – góry św. Anny. Jest tylko jeden mały szczegół, mapy kończą nam się w okolicach Ujazdu. Trzeba po drodze coś kupić, albo jechać na czuja ;P.
Początkowo jest chłodno, jednam w ciągu kilkudziesięciu minut gęste chmurzyska gdzieś znikają, mamy błękitne niebo i palące słońce. Oj coś czuję, że spalę się po raz 3-ci w tym roku.

Znowy w polu © amiga


Od początku było wiadomo, że nie pojedziemy najkrótszą trasą, dzisiaj jest dzień na wycieczki, na zwiedzanie. Nigdzie nam się nie spieszy, mamy czas… Jedziemy przez Wieszowa, Ziemięcice, Pyskowice

Ziemięcice - gniazdo bocianie na ruinach starego kościoła © amiga


Przydrożny krzyż © amiga


Zatrzymujemy się przy skansenie kolejowym w tym mieście. Chociaż przyznam się, że ta nazwa jest nadużyciem dla tego miejsca, to raczej ruiny tego co pozostało po lokomotywowni, po sprzęcie, zabudowaniach, lokomotywach, wagonach… Szkoda takiego miejsca…, aż się prosi o wpisanie go na listę zabytków techniki…

Skansen kolejowy w Pyskowicach © amiga


Opuszczone, zapuszczone, ale jeszcze jest © amiga


Kwiatki dla © amiga

Schodzi trochę czasu, najwyższa pora ruszyć dalej, po drodze, zaliczamy m.inn pałac w Bycinie, a w zasadzie to są ruiny pięknego gmaszyska…
Pałac w Bycinie © amiga


Przypałacowy krzyż © amiga


Pałac z drugiej strony © amiga


Po raz kolejny żal patrzeć, jak coś takiego niszczeje… . Na nas jednak pora, kierujemy się na Dzierżno i dalej Pławniowice, tutaj na szczęście udało ocalić się kilka zabytków od zapomnienia, od zniszczenia :), czasami jednak coś się udaje…
Zawsze na mnie robił wrażenie ten budynek - Pławniowice © amiga


Pałac w Pławniowicach - rewers ;P © amiga


Pałac w Pławniowicach - awers © amiga

Kontynuujemy naszą podróż, przed nami Rudziniec, na mapach zaznaczone 2 obiekty, pałac oraz drewniany kościółek… :)
Pałac w Rudzińcu © amiga

Trochę ciepło się zrobiło © amiga

Kościół Michała Archanioła w Rudzińcu © amiga

Trochę cienia © amiga

Po chwili focenia ruszamy dalej i może 100m dalej zatrzymuję się, wołam Darka. Okazuje się, że trafiliśmy na jakąś wiejską imprezę, z okazji…?, bez okazji ? nie mam pojęcia. W każdym bądź razie stoi czołg, jakieś wodzy wojskowe…, może pobór ;P
Tutaj też dotarła nasza dzielna armia © amiga


Wóz bojowy © amiga

Dojeżdżamy do zimnej wódki, tutaj kończą się nasze mapy, po drodze nie było nic gdzie można by kupić nowe obejmujące ten teren, te okolice…
Na jednym z podjazdów wjeżdżam na wzniesienie z głośnym okrzykiem, Darek dziwnie się na mnie patrzy, a czuje, że coś mnie gryzie w głowę… zrzucam kask… widzę, że jakaś Maja mnie up…a. Będę zdrowszy. Ruszamy dalej.
Poruszamy się trochę na czuja żółtym szlakiem rowerowym który ma nas doprowadzić na miejsce, jednak gdzieś znikają nam oznaczenia i chwilę trwa zanim się odnajdujemy, za to w zamiana mamy okazję zatrzymać się przy kolejnym drewnianym kościółku…
Kościół św. Marii Magdaleny w Zimnej Wódce - to brzmi dumnie © amiga


Dzwony przykościelne w Zimnej Wódce © amiga

Odnajdujemy nasz zagubiony szlak i ruszamy dalej, górę już wydać, widać kościół :), oznaczenia wskazują że mamy 5.6km. Powinniśmy być na miejscu za jakieś 20-25 min. Szlak skręca w pola i łączy się z 2 szlakami pieszymi czerwonym i czarnym. Tyle, że zaczyna się dość nieprzyjemna jazda po kamieniach, po wybojach, zaczyna się nasza droga krzyżowa. Jakiś kilometr dalej ścieżka zamienia się w ścieżynkę, jest mocno zarośnięta, miejscami pokrzywy są większe od nas, o jeździe nie ma mowy…
Żółty szlak rowerowy, 5km do góry św Anny © amiga


Czyżby pokuta za grzechy © amiga

Poparzeni, pokłuci w końcu docieramy do jakiejś szerszej ścieżki polnej możemy iść w lewo lub w prawo, ew. przedzierać się dalej przez pokrzywy idąc na wprost. Skręcamy w lewo. Później okazuje się, że był to najgorszy możliwy wybór, droga nam się kończy, oddalamy się nieco od góry św. Anny, na dokładkę przebijamy się przez kolejne pola - żyta, rzepaku, straszymy jakieś sarny. W końcu po 90 minutach docieramy w okolicę Leśnicy. Wykończeni, zmordowani zatrzymujemy się na poboczu, mamy dość słońca… Chwila odpoczynku, chwila na banana, wodę…, cokolwiek…
Już niedaleko, jeszcze tylko podjazd pod górkę, napęd trochę szaleje, powkręcane żyto i rzepak ;P w końcu wydłubuję przy muzeum powstań śląskich, tuż przy Korfantym
Korfanty, przy muzeum powstań śląskich © amiga

Szybko jednak ewakuujemy się z tego miejsca, jest za gorąco, otwarty teren… ale już blisko, docieramy na szczyt, ale nie zatrzymujemy się. Potrzebujemy czegoś innego, potrzebujemy czegoś chłodnego, bursztynowego, orzeźwiającego, najlepiej w dużych ilościach ;P
Na podjeździe © amiga


Sankt Annaberg © amiga

Mijamy kościół i zatrzymujemy się przy pierwszej zacienionej knajpie, mają piwo ;P Jaka ulga :) Jakieś jedzenie, dobre, zresztą cokolwiek by nie podali musi smakować. Po tej drodze, po tym przebijaniu się przez ściany zieleni, walkę z odwodnieniem słońcem, pokrzywami ;P
Pomnik Czynu Powstańczego © amiga

Pora się zwijać, jest przed 18:00, czy coś koło tego, chcemy przed zmrokiem dotrzeć do domu, już wiem, że do Katowic nie dotrę, skończy się to pewnie jakimś małym after party. Mamy 3 godzny i jakieś 70km przed sobą.

Pod sklepem też widać kościół © amiga


Spoglądamy na mapy zakupione na miejscu, dziwnie wykonane, z dziwną skalą 1:93000 ale przynajmniej wiemy jakie mamy miejscowości po drodze. Ruszamy, z grubsza na krechę kierunek Helenka. Po drodze: Wysoka, Kadłubiec, Dolna – chwila na focenie kościoła

Dolna - kościół św. Piotra i Pawła © amiga

Olszowa, przy okazji przekraczamy A4 chyba 4-5 razy :), Sieronowice, Balcerzowice, Kotulin, Ligota Toszecka, Pawłowice, Toszek

Ruiny w Toszku © amiga


Chwila postoju na w okolicach rynku, uzupełnienie płynów, jakiś rogal i lecimy dalej…

Jeszcze jeden pałacyk © amiga


Wilkowiczki, Kopienice, Księzy Las, Wilkowice…. Już niedaleko Zbrosławice, Ptakowice, Stolarzowice i… jest…. sklep jest jeszcze otwarty…. :), zdążyliśmy :)

Pora wracać © amiga

Poparzeni słońcem, pokłuci pokrzywami, ale zadowoleni docieramy na miejsce….
Piękny wypad, piękny dzień, już zaczynamy snuć kolejne plany, aby czas, pogoda i chęci pozwoliły na ich realizację.

w końcu po pracy... ;P

Piątek, 14 czerwca 2013 · Komentarze(3)
Elektryczne gitary - Człowiek z liściem


Po 2 ciężkich dniach w końcu mogę wsiąść na rower, w końcu mogę się kawałek przejechać, jakaż to niesamowita odmiana, od ślęczenia przed komputerem, przed różnego rodzaju gadżetami... Po ciężkim tygodniu apogeum przypadło na czwartek i piątek. Było ciężko, ale wszystko zakończyło się pełnym sukcesem. Teraz potrzebowałem odreagowania, chwili tylko dla siebie, tego zmęczenia, chwilami bólu. No niesamowite ile takie 80 minut na dwóch kółkach potrafi zdziałać :).
Wyjazd z firmy ok 19:40, szosy puste jest ciepło, przyjemnie, w końcu czuję, że jest wiosna :), szkoda, że tak późno, ale wybaczam jej :) Warto było czekać, warto było się pomęczyć pół roku... Już w domu chwila na przygotowanie do jutrzejszej wyprawy. Będzie pięknie

Etisoft - tak pięknie jest © amiga

słoneczny poranek....

Czwartek, 13 czerwca 2013 · Komentarze(3)
Collage - Living in The Moonlight


Dzisiaj pięknie świeci słońce, aż chce się wstać, chce się jechać. szybki śniadania i na rower. Dzisiaj świeci czystością..., wczoraj godzina pucowania, ale warto było, wszystkie podzespoły odzyskały swoją sprawność, wypłukany został w końcu piach i błoto z wszystkich zakamarków... . Przy okazji wymiana łańcucha. Nie zabieram ze sobą błotników, w końcu po 2 tygodniach po raz pierwszy, ma być ciepło i sucho. Jeszcze nie decyduję się na jazdę w terenie, nie podejrzewam aby wszystko obeschło, aby woda spłynęła, wsiąkła, odparowała. Pomimo jazdy szosami, specjalnie mi to dzisiaj nie przeszkadzało, jedyne 2 korki na jakie trafiłem to przy ul.Śląskiej w Katowicach i drugi już w Zabrzu Kończycach. Reszta trasy bez większego ruchu samochodów. Chwila przerwy w Lasku Makoszowskim. Fota suszących się gumiaków i do pracy...
Wyszkoczyli z butów ? © amiga

powrót z pracy

Środa, 12 czerwca 2013 · Komentarze(3)
T.Love - Poeci Umierają


Jest za 19:40... późno, ruszam w drogę powrotną.... może uda mi się przed zachodem słońca, chociaż szanse są niewielkie. Na drogach rewelacja, pusto jak nigdy. Jedynie pojedyncze samochody mijają mnie. Całkiem sporo rowerzystów, w końcu jest ciepło, świeci słońce :) Tego mi było trzeba. Dość szybko dojeżdżam do Rudy Śląskiej, chwila przerwy, pora idealna, niesamowity zachód słońca, zostaję w tym miejscu kilkanaście min., aż żal opuszczać takie przedstawienie, jednak pozostało jeszcze kilkanaście kilometrów do domu. Ruszam dalej, Już w domu obiecuję sobie, że w końcu wyczyszczę rower. Ciekawe czy się uda...

Zachód słońca... pięknie © amiga

Poranek po szosach....

Środa, 12 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Hey - Zazdrość


Poranek, wczoraj miałem umyć rower, ale zupełnie mnie odcięło, już o 22:00 byłem w lepszym świecie... . Z rana oczywiście nie ma czasu na czyszczenie, na dopieszczenie maszyny. Ech...
Wsiadam na rower i ruszam, spora odmiana po ostatnich kilku dniach, nie pada, jest względnie ciepło jeżeli tak można powiedzieć o 14 stopniach. Jadę po szosach, dzisiaj spieszy mi się, chcę być nieco wcześniej w firmie.
W tych kilku miejscach gdzie wjeżdżam w teren widać sporo błota, kałuż, ogólnie mokro. Zresztą na szosach w wielu miejscach również pozostały rozlewiska. Na drogach spokojnie, jedynie Zabrze jak zwykle zakorkowane. Cóż, fragment po chodnikach, bokami i względnie szybko docieram do Gliwic, do pracy.

Boisko kolejarza w Piotrowicach © amiga


Na Rogoźnickiej bez zmian © amiga


Czy to jeszcze szosa, czy już teren ? © amiga

późny powrót...

Wtorek, 11 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Obywatel G.C. - Tak tak... To ja


Powrót bardzo późno, zaczyna się delikatnie ściemniać, czuję też że delikatnie kropi. Ubieram na siebie zapasowe obranie, mokre buty ;P, przeciwdeszczówkę i ruszam, po szosach, po raz kolejny. Po dzisiejszych ulewach w wielu miejscach woda stoi, na szosach kałuże, rozlewiska. Nieprzyjemnie.
Droga taka sobie, delikatne zmęczenie daje znać o sobie, nie mam żadnej ochoty na szaleństwa, o prostu jadę z punktu A do punktu B. Na drogach już pusto, nie ma korków, nie ma wariatów na drogach, jedynie światła niepotrzebne zatrzymują mnie w kilku miejscach. Te drobne kawałki terenu prawie nieprzejezdne. Potrzeba kilku dni aby to wyschło.
Już w domu przyglądam się rowerowi. Chyba pora go nieco wymyć. Jazda w deszczu wyraźnie mu nie służy.

Beskid Mały - fotoskecher © amiga
[u][/u]

w deszczu...

Wtorek, 11 czerwca 2013 · Komentarze(4)
Ayreon - Waking Dreams


Wpis szybki, bo i czasu dzisiaj niewiele...
Poranek dżdżysty, resztą ostatni było wiele takich. Wyjeżdżam, leje jak diabli, w plecaku drugi komplet ciuchów, dzisiaj może się przydać, jakoś nie wierzę, że wszystko obeschnie, że będzie suche w chwili powrotu. Do mokrych butów już się przyzwyczaiłem, najgorzej jest z wciągnięciem na siebie mokrej bluzy, nienawidzę tej chwili...

Na drogach dzisiaj jakieś wyrojenie, masa samochodów, wszyscy gdzieś jadą, istne szaleństwo. Skutkuje to w wielu miejscach korkami i wariatami za kółkiem. Dawno nie było tak źle, oczy dookoła głowy. Kilka razy mijają mnie na gazetę, na Wirku wymuszenie pierwszeństwa przez kretyna spieszącego się na zielone, które już dawno dojrzało. Zabrze to dzisiaj jeden wielki korek, w Gliwicach lekko odpuściło, może dlatego że minęła 8:00 i widać delikatnie mniejszy ruch. Przy okazji mistrzem świata jest dzisiaj dla mnie kierowca 7-ki który wpierw mnie wyprzedził po to aby chwilę zajechać mi drogę i stanąć na przystanku... Ech..., taki to już dzisiaj dzień...

Kanał lodowy - Bikeorient - fotoskecher © amiga