Sankt Annaberg
Długo planowałem ten wyjazd, tą wycieczkę, tą górę…, coś mnie do niej przyciąga, coś magnetycznego… . Tyle, że przez ostatnie 2 lata jakoś nie złożyło się, coś zawsze wpadło, wypadło i plany zostawały odłożone. Prawdę powiedziawszy to od marca tego roku, cały czas szukałem terminu aby skierować rower na tą górkę… Kolejne wyjazdy, wycieczki, Rajdy na orientację i pogoda krzyżowały plany. Tym razem stało się coś innego, plan zakładał przejazd czerwonym rowerowym szlakiem z Częstochowy do Krakowa, jednak, piątek zmodyfikował moje zapędy, musiałbym bym ruszyć po 4-5 godzinach snu, po ciężkim tygodniu… O 0:09 w sobotę zmiana planów. Jedziemy (po drodze zahaczę o Helenkę i wraz z Darkiem pojedziemy dalej) na Górę św. Anny.
Jest Sobota, 6:00, masakra, ciężko jest się zwlec z łóżka, tym bardziej że za oknem wiszą ciężkie chmury, boję się, że będzie padać, jednak szybki rzut okiem na prognozy i wiem, że to tylko przejściowe, o deszczu raczej nie ma mowy.
W końcu nieco po 8:00 wsiadam na rower i gnam na Helenkę, o tej porze w sobotę jest jeszcze luz, docieram na miejsce i idę na górę przywitać się ze wszystkimi, chwilę gadamy (mija godzina) i w końcu możemy jechać dalej. Plan to zdobycie jednego PK – góry św. Anny. Jest tylko jeden mały szczegół, mapy kończą nam się w okolicach Ujazdu. Trzeba po drodze coś kupić, albo jechać na czuja ;P.
Początkowo jest chłodno, jednam w ciągu kilkudziesięciu minut gęste chmurzyska gdzieś znikają, mamy błękitne niebo i palące słońce. Oj coś czuję, że spalę się po raz 3-ci w tym roku.
Znowy w polu© amiga
Od początku było wiadomo, że nie pojedziemy najkrótszą trasą, dzisiaj jest dzień na wycieczki, na zwiedzanie. Nigdzie nam się nie spieszy, mamy czas… Jedziemy przez Wieszowa, Ziemięcice, Pyskowice
Ziemięcice - gniazdo bocianie na ruinach starego kościoła© amiga
Przydrożny krzyż© amiga
Zatrzymujemy się przy skansenie kolejowym w tym mieście. Chociaż przyznam się, że ta nazwa jest nadużyciem dla tego miejsca, to raczej ruiny tego co pozostało po lokomotywowni, po sprzęcie, zabudowaniach, lokomotywach, wagonach… Szkoda takiego miejsca…, aż się prosi o wpisanie go na listę zabytków techniki…
Skansen kolejowy w Pyskowicach© amiga
Opuszczone, zapuszczone, ale jeszcze jest© amiga
Kwiatki dla© amiga
Schodzi trochę czasu, najwyższa pora ruszyć dalej, po drodze, zaliczamy m.inn pałac w Bycinie, a w zasadzie to są ruiny pięknego gmaszyska…
Pałac w Bycinie© amiga
Przypałacowy krzyż© amiga
Pałac z drugiej strony© amiga
Po raz kolejny żal patrzeć, jak coś takiego niszczeje… . Na nas jednak pora, kierujemy się na Dzierżno i dalej Pławniowice, tutaj na szczęście udało ocalić się kilka zabytków od zapomnienia, od zniszczenia :), czasami jednak coś się udaje…
Zawsze na mnie robił wrażenie ten budynek - Pławniowice© amiga
Pałac w Pławniowicach - rewers ;P© amiga
Pałac w Pławniowicach - awers© amiga
Kontynuujemy naszą podróż, przed nami Rudziniec, na mapach zaznaczone 2 obiekty, pałac oraz drewniany kościółek… :)
Pałac w Rudzińcu© amiga
Trochę ciepło się zrobiło© amiga
Kościół Michała Archanioła w Rudzińcu© amiga
Trochę cienia© amiga
Po chwili focenia ruszamy dalej i może 100m dalej zatrzymuję się, wołam Darka. Okazuje się, że trafiliśmy na jakąś wiejską imprezę, z okazji…?, bez okazji ? nie mam pojęcia. W każdym bądź razie stoi czołg, jakieś wodzy wojskowe…, może pobór ;P
Tutaj też dotarła nasza dzielna armia© amiga
Wóz bojowy© amiga
Dojeżdżamy do zimnej wódki, tutaj kończą się nasze mapy, po drodze nie było nic gdzie można by kupić nowe obejmujące ten teren, te okolice…
Na jednym z podjazdów wjeżdżam na wzniesienie z głośnym okrzykiem, Darek dziwnie się na mnie patrzy, a czuje, że coś mnie gryzie w głowę… zrzucam kask… widzę, że jakaś Maja mnie up…a. Będę zdrowszy. Ruszamy dalej.
Poruszamy się trochę na czuja żółtym szlakiem rowerowym który ma nas doprowadzić na miejsce, jednak gdzieś znikają nam oznaczenia i chwilę trwa zanim się odnajdujemy, za to w zamiana mamy okazję zatrzymać się przy kolejnym drewnianym kościółku…
Kościół św. Marii Magdaleny w Zimnej Wódce - to brzmi dumnie© amiga
Dzwony przykościelne w Zimnej Wódce© amiga
Odnajdujemy nasz zagubiony szlak i ruszamy dalej, górę już wydać, widać kościół :), oznaczenia wskazują że mamy 5.6km. Powinniśmy być na miejscu za jakieś 20-25 min. Szlak skręca w pola i łączy się z 2 szlakami pieszymi czerwonym i czarnym. Tyle, że zaczyna się dość nieprzyjemna jazda po kamieniach, po wybojach, zaczyna się nasza droga krzyżowa. Jakiś kilometr dalej ścieżka zamienia się w ścieżynkę, jest mocno zarośnięta, miejscami pokrzywy są większe od nas, o jeździe nie ma mowy…
Żółty szlak rowerowy, 5km do góry św Anny© amiga
Czyżby pokuta za grzechy© amiga
Poparzeni, pokłuci w końcu docieramy do jakiejś szerszej ścieżki polnej możemy iść w lewo lub w prawo, ew. przedzierać się dalej przez pokrzywy idąc na wprost. Skręcamy w lewo. Później okazuje się, że był to najgorszy możliwy wybór, droga nam się kończy, oddalamy się nieco od góry św. Anny, na dokładkę przebijamy się przez kolejne pola - żyta, rzepaku, straszymy jakieś sarny. W końcu po 90 minutach docieramy w okolicę Leśnicy. Wykończeni, zmordowani zatrzymujemy się na poboczu, mamy dość słońca… Chwila odpoczynku, chwila na banana, wodę…, cokolwiek…
Już niedaleko, jeszcze tylko podjazd pod górkę, napęd trochę szaleje, powkręcane żyto i rzepak ;P w końcu wydłubuję przy muzeum powstań śląskich, tuż przy Korfantym
Korfanty, przy muzeum powstań śląskich© amiga
Szybko jednak ewakuujemy się z tego miejsca, jest za gorąco, otwarty teren… ale już blisko, docieramy na szczyt, ale nie zatrzymujemy się. Potrzebujemy czegoś innego, potrzebujemy czegoś chłodnego, bursztynowego, orzeźwiającego, najlepiej w dużych ilościach ;P
Na podjeździe© amiga
Sankt Annaberg© amiga
Mijamy kościół i zatrzymujemy się przy pierwszej zacienionej knajpie, mają piwo ;P Jaka ulga :) Jakieś jedzenie, dobre, zresztą cokolwiek by nie podali musi smakować. Po tej drodze, po tym przebijaniu się przez ściany zieleni, walkę z odwodnieniem słońcem, pokrzywami ;P
Pomnik Czynu Powstańczego© amiga
Pora się zwijać, jest przed 18:00, czy coś koło tego, chcemy przed zmrokiem dotrzeć do domu, już wiem, że do Katowic nie dotrę, skończy się to pewnie jakimś małym after party. Mamy 3 godzny i jakieś 70km przed sobą.
Pod sklepem też widać kościół© amiga
Spoglądamy na mapy zakupione na miejscu, dziwnie wykonane, z dziwną skalą 1:93000 ale przynajmniej wiemy jakie mamy miejscowości po drodze. Ruszamy, z grubsza na krechę kierunek Helenka. Po drodze: Wysoka, Kadłubiec, Dolna – chwila na focenie kościoła
Dolna - kościół św. Piotra i Pawła© amiga
Olszowa, przy okazji przekraczamy A4 chyba 4-5 razy :), Sieronowice, Balcerzowice, Kotulin, Ligota Toszecka, Pawłowice, Toszek
Ruiny w Toszku© amiga
Chwila postoju na w okolicach rynku, uzupełnienie płynów, jakiś rogal i lecimy dalej…
Jeszcze jeden pałacyk© amiga
Wilkowiczki, Kopienice, Księzy Las, Wilkowice…. Już niedaleko Zbrosławice, Ptakowice, Stolarzowice i… jest…. sklep jest jeszcze otwarty…. :), zdążyliśmy :)
Pora wracać© amiga
Poparzeni słońcem, pokłuci pokrzywami, ale zadowoleni docieramy na miejsce….
Piękny wypad, piękny dzień, już zaczynamy snuć kolejne plany, aby czas, pogoda i chęci pozwoliły na ich realizację.