Dzień mnie zmęczył, jutro na szczęście początek końca przygotowań, pierwszy dzień wyjazdu integracyjnego. Wracając na rowerze kombinuję jak pojechać, muszę zahaczyć o myjnię, chcę być też wcześniej w domu, tak wiec jadę szosami. Na Halembie niespodzianka, zamknięty przejazd, zawracam i pakuję się na szlak wzdłuż potoku Bielszowickiego. Przy wyjeździe z niego trafiam na pociąg... muszę swoje odstać.
Zbieranie się z rana coś mi nie idzie, wczoraj też nie udało mi się do końca popakować, jadę wiec na pusto, trudno, może pojadę wiec z sakwami dopiero jutro. Gdy ruszam czuję, że pomaga mi wiatr, wieje i to całkiem solidnie w plecy. Rower sam się toczy, coś pięknego, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że powrót będzie masakryczny.
Dzień był ciężki, z pracy wyjeżdżam około 17:15, pogoda lepsza niż ta o poranku. Na drogach luz :), można jechać, można odpocząć, Drogi miejscami wilgotne, nie straszy, ale jednak chyba lepiej odpuścić sobie teren, a może...
W Zabrzu decyzja,... i jadę drogami, wieczorem muszę się przygotować do wyjazdu. Mam nadzieję, że pójdzie to sprawnie, po raz kolejny mam sakwy do spakowania...
Wczoraj był dzień przerwy od rowera. Dziś ruszam o 7:14, późno, ale nie ma tragedii, pogoda taka sobie, jednak mam wrażenie, że wiatr mnie wspomaga. Rozkręcenie sprawia mi problemy, po szaleństwach w Kotlinie Kłodzkiej. Droga jest jakby nieco bardziej płaska niż w tamtych okolicach, ale w sumie dobrze, za kilka dni wyjazd na imprezę integracyjną. Lekko nie będzie, zapisało się ponad 100 osób, kilka odpuściło głównie ze względu na zdrowie, ale dalej to będzie około 90 osób... szok. Powinienem dać sobie nieco więcej czasu na odpoczynek, jednak... nie mogę się powstrzymać od jazdy.
Na drogach względnie pusto, nawet w Piotrowicach nie ma problemu by przejechać, by trochę pociągnąć. Na wysokości Halemby coś delikatnie pokrapia, nic wielkiego, ale z niepokojem spoglądam na chmury...
Droga mija dość szybko, w firmie jestem o akceptowalnej porze. Ciekawe jak dzień się potoczy, coś czuję, że ze względu na przygotowania niewiele zrobię z tego co chciałby zrobić...
Ostatni dzień wyprawy... Wstajemy nieco później, czasu będzie nieco mniej. W nocy padało. Trochę się pakujemy, Po 6 ruszamy na wycieczkę po okolicy i do Czech... Obserwujemy prognozy i radary. Po 11 możliwe są lokalne opady, po 14 ma lać już wszędzie...
Wracamy na kwaterę, pakujemy manatki, zjadamy kanapki ;) i żegnamy się z gospodarzem... Myślę, że w te okolice zawitamy jeszcze nieraz. Jest kilka ciekawych miejsc gdzie nas jeszcze nie widziano. Może pogoda bardziej dopisze... Kto wie...
Dzięki Karolina za kolejną niezapomnianą wyprawę, za kilka wspólnie spędzonych dni... już nie mogę się doczekać kolejnej wycieczki... wyprawy.... Te 4 dni minęły tak szybko...
Dzień trzeci wyprawy., wczorajszy wieczór spędziliśmy na szukaniu miejsca gdzie nie będzie lało. Wygląda na to, że jedynym takim miejscem będzie Bystrzyca Kłodzka. By nie powtarzać wczorajszej trasy postanawiamy podjechać tam samochodem. Porzucić go gdzieś przy markecie i dalej ruszyć rowerami.
Po 6:30 jesteśmy na miejscu. Szybkie wypakowanie i możemy ruszać. Zwiedzanie Bystrzycy zostawiamy na później, teraz gnamy w kierunku Stronia Śląskiego. Po drodze trafiamy na informację, że za Sienną droga jest zamknięta. Mam nadzieję, że to nie przebudowa mostu nad rzeką...
Gdy jesteśmy na kwaterze z daleka widać nadciągającą nawałnice. Mamy jednak kilka innych ciekawszych zajęć. Jutro wyjazd będzie krótszy, w końcu musimy wrócić do domów....
Piątek, Dzień Dziecka, 4:00, wczesna pobudka, na popołudnie zapowiedziane są burze. Wczoraj wieczorem po przeglądzie prognoz pogody, zdecydowaliśmy się na wyjazd po okolicy, W promieniu 40 km mamy Złoty Stok, Kłodzko, Bardo i z grubsza taki mamy plan, ze względu na możliwość ewakuacji pociągiem obieramy jako końcowe pozycje Kłodzko i Bardo :) Z rana więc Złoty Stok. Jako, że będziemy mieli do przejechania około 20 km krajówką, to wczesna pora powinna nas uchronić przed dużym ruchem. Ale to wyjdzie w drodze.
Jest po 10 gdy kończymy zwiedzanie, podjeżdżamy jeszcze do baru mlecznego, gdy wjeżdżaliśmy był już otwarty, a że w drodze jesteśmy od dobrych kilku godzin to pora coś zjeść. Szkoda tylko, że nie ma miejsc na rowery. Przypinamy je do pobliskiej lampy... Obiad podany w ekspresowym czasie, zupa botwinkowa, pierogi ruskie, kompot. Wszystko zjadliwe, mi jednak brakuje przysmażonej cebulki w zamian za smalec... Karolina ma rację, trochę za tłusta polewka... Niemniej było smaczne :) Ruszamy więc dalej obserwując radary pogodowe, to pokazują, że gdzieś na granicy państwa coś zaczyna się pojawiać.
Na szczycie górki ponownie sprawdzamy radary, coś zaczyna się dziać złego w okolicy, pojawiają się ciemne chmury... Chyba skrócimy wycieczkę.. Pędzimy na złamanie karku do Barda. Tam kilka szybkich zdjęć i... jesteśmy skołowani, nie wiemy tak naprawdę w której części miasta jesteśmy, w który kierunku jedziemy. Kompletnie skołowani mając w głowie nadchodzące burze, kilka razy mylimy drogi w końcu Karolina pyta jakiegoś mieszkańca. Szybko okazuje się, że jesteśmy nie tam gdzie myśleliśmy... Masakra jakaś... Sprawdzamy też rozkład pociągów... ten dopiero za godzinę, możemy bądź przeczekać to w jakiejś kawiarni ale nic ciekawego w mieście nie ma. Tak więc ruszamy w kierunku Kamieńca Ząbkowickiego.
Dzień święty należy odpowiednio obchodzić, kilka dni wcześniej jakoś tak wyszło, że postanowiliśmy z Karoliną gdzieś się urwać na długi weekend Bożocielny ;) Plany planami.... a rzeczywistość sobie ;) Miało być może, miał być Beskid Niski, może Wyspowy. W ostatniej chwili kierunek - Kłodzko :), szybkie uzupełnienie map w geografie w Katowicach, pakowanie się... i. decyzja... jak tam dojechać. Stanęło na samochodzie ;), w tym przypadku chyba najlepsza opcja, tym bardziej, że raczej będziemy objeżdżali okolicę, a nie przemieszczali się pomiędzy punktami.
Cały czas monitorujemy prognozy pogody, dzień przed okazuje się, że w okolicach Otmuchowa gdzie miała być baza wypadkowa dzisiaj będzie padać. Tak więc rozważamy alternatywną wycieczkę po okolicach Opola. Spotkamy się gdzieś na stacji, a dalej już rowerami. Myślę, o Turawie i okolicy, oczywiście do Opola trzeba wjechać i czynimy to od razu z rana. Jest trochę przed 7:00 gdy jesteśmy w centrum.
Stare miasto urzeka, o tej porze nie ma zbyt wielu ludzi, szczególnie, że jest święto, widać przygotowania, widać kapliczki, stacje.... itp... Kilka lat temu gdy tutaj byłem , turystów był co niemiara. Tyle, że i pora była inna ;)
Samo Opole nie było w zasadzie na dziś planowane, jedyną mapę jaką mamy ze sobą to wersja dla tirów. Kiedyś mi się sprawdziła, na długich przelotach ma to sens, bo jak wjedzie TIR to i rower da radę. Nie wpuszcza się Tira na drogi leśne, czy po piachu... Tym razem gdy chcemy zwiedzać, przydatność tej mapy jest średnia. Skala za duża, wiele miejsc nieoznaczonych. Trochę jeździmy na czuja...
Po około godziny postanawiamy wyjechać z miasta, kombinujemy z przejazdami po wałach, w końcu przez półwieś wyjeżdżamy z terenów zabudowanych, od razu lepiej, tylko znów wjeżdżamy do Opola... To miast jest wszędzie... ;) Kierunek Żelazna. Gdzieś w okolicach Kątów ma być przeprawa promowa przez Odrę. Ciekawe tylko czy prom dzisiaj kursuje, ciekawe czy o tak wczesnej porze.
Pora skierować się na Turawę, wiatr męczy... jest już upalnie, pot leje się ze mnie ciurkiem, piję ile wlezie, po drodze mała przerwa na banana i Grześka ;) Od czasu do czasu trafiamy na "atrakcję". Stajemy na chwilę kilka zdjęć i ruszamy dalej.
W końcu docieramy do Turawy, miejscowość zaskakuje mnie, mimo, że byłem tutaj kilka lat temu. Stajemy przy pałacu... i układamy plan dalszej podróży, objedziemy jezioro, tylko w którą stronę? Później jeszcze trzeba wrócić po samochody... Po krótkich konsultacjach postanawiamy pojechać zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara, wracając być może zetniemy część trasy po terenie. Zaczynamy jednak od Kotórza Wielkiego, tam trafiamy na procesję. Kościół prawie pusty więc korzystamy z okazji. Niesamowicie pachną płatki kwiatów rozsypane na drogach... i te ułożone w napis przed kościołem.
Docieramy do Ozimka, miejscowość nieco bardziej zadbana, odwiedzamy kilka miejsc zaznaczonych na mapie, fotografujemy co się da, jeszcze tylko most wiszący... i mamy komplet.
Kierunek Szczydrzyk i tamtejszy kościół. Mieliśmy w planie ściąć część drogi po terenie, ale po przygodach przed Dylakami, odpuszczamy, trochę nadrobimy, jednak będzie to bezpieczniejsze, jeżeli będziemy trzymać się dróg...
Ponownie jesteśmy w Kotórzu Wielkim, wracamy do Zawady i szok, gdy jechaliśmy tędy jakieś 2 godziny temu drogi były puste, teraz to istne wariactwo, wygląda to tak jakby całe Opole ruszyło nad zalew... Jazda jest nieprzyjemna. Dopiero za Zawadą jest spokojniej. Wkrótce osiągamy stację benzynową, pora się zapakować i podjechać do zarezerwowanej kwatery.
Godzina jazdy samochodem i jesteśmy na miejscu, tylko coś nam nie pasuje, okazuje się, że Ośrodek Wypoczynkowy Grek wygląda nieco inaczej niż na zdjęciach, na dokładkę proponują nam pokój w innej cenie niż pierwotnie się umawialiśmy. Pokoje wyglądają jak kurniki, bród, smród i ubóstwo. Okienka jak w więzieniu, za większą cenę proponują nam coś lepszego, wygląda to faktycznie lepiej, ale... ta cena. Za podobną można już wynająć pokój w hotelu 2-3 gwiazdki... To dalej nieporozumienie. Obdzwaniamy pobliskie agroturystyki. Dzisiaj będzie ciężko, bo to święto, mało tego noclegu potrzebujemy od dzisiaj. Po kilkunastu telefonach mam trochę dość, chwila odpoczynku... Szukam nieco dalej... okolice Kamieńca Ząbkowickiego i... jest... pokój będzie czekał, są miejsca na rowery, na samochody. Jedziemy...
W Śremie koło Ząbkowic wita nas już przed wjazdem uśmiechnięty gospodarz :) Gaduła jakich mało, zakręcony jak słoik z ogórkami :), ale w taki pozytywny sposób. Miło się gawędzi, miło się słucha. Do dyspozycji mamy wielki podwójny pokój, sporą łazienkę, wielka i dobrze wyposażoną kuchnię :)
Na miejscu jeszcze omówienie planów na jutro, sprawdzenie prognoz pogody... i pora powoli iść spać
Dzięki Karolina za kolejny niesamowity wyjazd, wyprawę, wycieczkę, ten dzień był intensywny, najbardziej zrezygnowany byłem przy Greku gdy okazało się, do czego gość chce nas wpuścić do kurnika. Za to przeszczęśliwy byłem gdy okazało się, że jest coś w Śremie, a to dzięki Tobie nie nie odpuściłem poszukiwań... :)
Jest kwadrans po 17 gdy ruszam, gorąco. Wieje ze wschodu, wiatr zabija. Wiem, że pojadę lasami, nie mam ochoty na walkę z wiatrem. Tak wiec już na Sośnicy wbijam się na ścieżki prowadzące na hałdę. W większości są puste, ale od czasu do czasu trafiam na kogoś na rowerze... Nie am ochoty na ciśnięcie, po prostu chcę dojechać do domu. Tym bardziej, że juto szykuje się raczej dzień bez roweru.