Połowa tygodnia

Środa, 25 lipca 2018 · Komentarze(1)
7:12... znów trochę obsuwy na starcie, niestety gdy już się ubierałem, przypomniałem sobie, że coś miałem zrobić przy rowerze, dla zasady się tym zająłem, tylny hamulec coś mi nie trzymał, coś z klockami, te coś to najprawdopodobniej dostał się tam olej. Być może robiąc coś prysnąłem tam brunoxem, bądź czymś innym. Mimo, że klamka dociska klocki do tarczy, to siła hamowania jest stosunkowo niewielka. 
Szybki demontaż koła i klocków, ich powierzchnia zeszklona. Papier ścierny pomaga ;), Tarczę czyszczę odtłuszczaczem. Wydaje się, że jest lepiej. Czy jest dobrze to jednak wyjdzie w trakcie jazdy. 

Ruszam, wiatr niezauważalny z północy, poranek przyjemny 18 stopni, niewielki ruch na drogach. Rower jakoś dziwnie szybko jedzie, masa radochy... Opory nieznaczne. Efekt opon? Braku wiatru ? Pewnie i jedno i drugie. 

W kilku miejscach mam wrażenie déjà vu, w tych samych miejscach co wczoraj spotykam tych samych rowerzystów :).... Pora wyjazdu podobna do wczorajszej, być może to z tego powodu. 

Zresztą podobnie jak i wczoraj zatrzymuję się dopiero w Bielszowicach na kilka sekund. Rower pędzi... a ja na nim ;)

Zabrze dziś kompletnie zaskakuje, nie ma korków, na światłach też nie stoję, coś pięknego... W Gliwicach jestem w dobrym czasie, w firmie spoglądam na zegarek... poszło naprawdę rewelacyjnie... Może dlatego, że w końcu się wyspałem... ;)
DDRka w Zabrzu
DDRka w Zabrzu © amiga

Powrót z pracy

Wtorek, 24 lipca 2018 · Komentarze(0)
Dzień dziwnie się układał, w efekcie z pracy wyjeżdżam dopiero o 17:20, jest ciepło, wiatr z północnego-wschodu, nie powinien specjalnie przeszkadzać, ale czuję silne podmuchy... to nie będzie łatwa jazda. Myślałem początkowo by pojechać lasem, ale późne wyjście zmieniło plan, wieczorem chciałbym jeszcze coś zrobić w domu... Tak więc obieram krótki szosowy wariant. 

Drogi puste, samochodów niewiele. Godziny szczytu dawno minęły, jak ktoś nie musi to z domu nie wychodzi. 32 stopnie w cieniu to nie przelewki. Zresztą zastanawiam się czy po drodze gdzieś nie stanąć na uzupełnienie elektrolitów. Może w Zabrzu, w koćcu mijam tam kilka sklepów, jednak gdy koło nich przejeżdżam postanawiam jechać dalej, może w Rudzie Śląskiej? W Bielszowicach, w Kochłowicach... ? 

Na Wirku chcę pierwotnie skręcić w drogę prowadzącą wzdłuż potoku Bielszowickiego, ale sznurek samochodów zmienia plan, zanim przelecę na drugą stronę drogi pewnie kwitłbym kilka minut. Szkoda czasu. Prawoskręt jest jednak szybszy ;), za to nieco dalej wbijam się w kombinację ulic Polnej i Wireckiej. Lubię tą opcję i często z niej korzystam, choć w tym tygodniu jeszcze mnie tutaj nie widziano ;)
Panorama Rudy Śląskiej
Panorama Rudy Śląskiej © amiga
W Kochłowicach korci mnie lodziarnia, nawet zwalniam, ale liczba ludzi skutecznie odstrasza, tak więc jadę do domu, ostatnie 10 km, już nie ma sensu przystawać. Najbliższy sklep mam w Panewnikach za jakieś 4 km. 
A może wzdłuż Autostrady?
A może wzdłuż Autostrady? © amiga
DDRka w Kochłowicach...
DDRka w Kochłowicach... © amiga
Stare Panewniki
Stare Panewniki © amiga
Ostatni fragment drogi powrotnej jest już spokojniejszy, przez park Zadole i plac budowy koło Famuru ;)
Ten samochód stoi tutaj już dłuższy czas, może zgłosić to na policji?
Ten samochód stoi tutaj już dłuższy czas, może zgłosić to na policji? © amiga
Ścieżka do parku Zadole
Ścieżka do parku Zadole © amiga

W domu jestem trochę przed 19... kolejny dzień dobrze wykorzystany :)

O poranku do pracy

Wtorek, 24 lipca 2018 · Komentarze(2)
Z domu ruszam po 7:10, jest przyjemnie ciepło, wiatr z północy na szczęście jest jest jakiś bardzo silny, pewnie będzie przeszkadzał, choć nie powinno być tragedii. 
Na drogach nie ma zbyt wielu samochodów, w końcu mamy połowę lata, kto może generuje korki nad morzem i w górach ;) W tym roku odpuściłem sobie tą przyjemność. Może na kilka dni gdzieś wyskoczymy, ale to wszystko. Poza sezonem jest zdecydowanie lepiej. 

Przed wyjazdem jeszcze zajrzałem na ciśnienie w oponach i jak zwykle ręczną pompką średnio idzie mi pompowanie, w kołach powietrza w okolicach dolnej dopuszczalnej granicy. Stacjonarna pompka daje radę. W ciągu kilku chwil powietrza jest tyle ile zalecał producent. 

Gdy ruszam, czuję, że rower zupełnie inaczej się prowadzi. 

Przejazd przynajmniej do Kochłowic jest zupełnie bezproblemowy, w zasadzie ani na chwilę nie musiałem się zatrzymywać. Dopiero na Wirku trochę postoju na zamkniętym przejeździe kolejowym. 

Zbliża się ósma, jestem w okolicach Zabrza, mija mnie autobus linii 7, żałuję, że nie miałem założonej kamery, debil zepchnął mnie z drogi, widziałem co się dzieje podczas wyprzedzania zacząłem hamować i odbijać w prawo... Ciepło mi się zrobiło, poleciało jakieś przekleństwo i... tyle. 

Jakie pustki przy szkole na Sportowej w Zabrzu
Jakie pustki przy szkole na Sportowej w Zabrzu © amiga

Przejeżdżam przez lasek Makoszowski, ten wariant skraca drogę, a jednocześnie mam chwilę odpoczynku od ruchu na drogach. Wyjeżdżam na szosy dopiero przy granicy z Gliwicami. Jak zwykle ten odcinek jest pusty, na całych 6 km mija mnie może 5-6 samochodów. Mały zacisk przy wyjeździe na Zabrską, ale to raczej norma. Skrzyżowanie jest paskudne, aż dziw bierze, że tego nie próbują poprawić, jest sporo miejsca. Prosi się o rondo, rozwiązało by to masę problemów. 

Nowa opona ;)
Nowa opona ;) © amiga

W firmie parkuję rower i pora na kąpiel. Dzień zapowiada się sporo lepiej niż poniedziałek... Szalony poniedziałek. 

Wrócę jeszcze na chwilę do opon, wiem, że to przedwcześnie, tak naprawdę w sierpniu/wrześniu będę mógł napisać jak to jest z ich trwałością, ale rower po prostu mknie na tych oponach po drogach... To był dobry zakup, a Continental chyba odrobił lekcję przed kilku lat.

Z przygodami do domu

Poniedziałek, 23 lipca 2018 · Komentarze(0)
W firmie lekko nie było, tuż przed wyjazdem pędzę do sklepu rowerowego, kupuję opony Continental Tace King 2.0. Ostatni raz miałem je założone dobre 8 lat temu. To moje pierwsze opony z których byłem mega niezadowolony, te jednak są inne. Producent w końcu dodał gumy, są wyraźnie cięższe od tego co pamiętam ,boki grubsze, nawet bieżnik wyższy. Gdy zabieram się do zmiany... okazuje się że nie mam pompki. Chwila, przecież rano miałem... Przekopuję plecak, sprawdzam czy nie wrzuciłem do szafki, czy nie została na biurku, ale nie... Jedyna opcja to po wymianie dętki musiała zostać na Wirku... Szlak... Kolejna wizyta w sklepie, pompka jest :)
20 minut później ruszam. Jest coś około 17:30, chciałem pojechać lasem, ale nie o tej porze. Pozostaje jazda szosami. Upał dobija, na dokładkę wiatr zmienił kierunek na wschodni. Daje czasu... 

Czuję, że coś za mało napompowałem po 15 minutach jazdy staję na chwilę, dopompowuję, jest lepiej. Rower chce jechać. Opony zaskakują, są niesamowicie ciche, toczą się bez większych oporów, mało tego w lasku Makoszowskim też pokazują co potrafią :) Chyba przeproszę się z Continentalem. Pozostaje jeszcze problem trwałości, ale to najwcześniej za miesiąc, może 2. 
Na Wiadukcie w Zabrzu
Na Wiadukcie w Zabrzu © amiga
Zabija mnie gorąco, zastanawiam się, czy gdzieś nie stanąć na kupić czegoś do picia. Może pora wozić ze sobą bidon? Trasa krótka ale dzisiaj wykorzystałbym każdą kroplę. Opieram się jedna pokusie postoju, zakupów. Jadę do domu, wiatr nie chce pomagać, za to opony i owszem :)
Kiedy koniec?
Kiedy koniec? © amiga

Solidnie rozkopane
Solidnie rozkopane © amiga
W domu po kąpieli lecę do sklepu, muszę uzupełnić elektrolity. 

Do pracy po weekendzie

Poniedziałek, 23 lipca 2018 · Komentarze(0)
Poranek pokręcony, zbieranie się zajmuje masę czasu, wyjeżdżam dopiero w okolicach 7:30, masakra. 
Jest dość ciepło, wiatr w twarz, ale niewielki, nie powinno być problemów. Po wczorajszym rozwaleniu opony, założyłem jakąś dojazdówkę, oponę która leży już kilka lat. Wygląda kiepsko, ale do firmy dojadę. 

Początkowo muszę się przyzwyczaić, rower reaguje nieco inaczej, niemniej całkiem nieźle zasuwa. Jazda sprawia frajdę, ale do czasu, na zjeździe z mrówczej górki coś jest nie tak, nie mam powietrza z tyłu... masakra. To jedyna opona której nie jestem w stanie założyć bez łyżek, walka chwilę trwa. Koło dopompowane, jadę dalej. Wiem jedno, w Gliwicach muszę kupić nowe opony, ta z przodu ma za sobą dobre kilkanaście tysięcy. Starczy. 
Widok na Kochłowice i Radoszowy
Widok na Kochłowice i Radoszowy © amiga
Na spokojnie docieram do Gliwic, czuję zmęczenie, po wczorajszym. Strasznie chce mi się pić, masakra, gdy docieram do pracy pierwsza myśl, to wizyta w sklepie po wodę, kolę, cokolwiek... 
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga

Jura Wieluńska z Karoliną, upał, awarie i guz

Niedziela, 22 lipca 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Wczesna pobudka, szybkie zbieranie się i w drogę do Krzeczowa koło Wielunia, trasa mija dość szybko, nigdzie nie ma korków, da się jechać. Nawet Częstochowa nie straszy. Około 6:30 melduję się na miejscu, jest już Karolina. Witamy się, przygotowujemy rumaki i kilka minut po 7 ruszamy. Mam jednak dziwne wrażenie, że już tutaj byłem. Chwila zastanowienia... no tak, przecież jedna z edycji BikeOrientu miała tutaj swoją bazę. 
Zresztą relacje z tych zawodów są na blogach: KarolinyDarka moim. Działo się wtedy... wspomnienia wracają...

Na dzień dobry  postanawiamy podjechać do Kochlewa, na mapie jest zaznaczony drewniany młyn, jakaś kapliczka, wiem, że jeżeli teraz tam nie pojedziemy to wracają nie ma mowy byśmy tam podjechali, będziemy zbyt zmęczeni... Prognozy mówią o dość ciepłym dniu ;)

Trasa pagórkowata, pierwszy podjazd i robi się ciepło, choć termometr twierdzi, że jest coś koło 14 stopni, fakt, w cieniu czuć chód.. ale w słońcu, na otwartej przestrzeni jest już gorąco...  
Stary młyn w okolicach Kochlewa
Stary młyn w okolicach Kochlewa © amiga

Kapliczka nieciekawa, młyn faktycznie drewniany, opuszczony, ale stoi, wracając do Krzeczowa znów wspinamy się pod górkę, pada pomysł, a może policzymy górki? Próbujemy, 2 mamy już za sobą... jak będzie dalej. 

Wcześnie rano, a słońce już grzeje
Wcześnie rano, a słońce już grzeje © amiga
Jako, że jest wczesny poranek, postanawiamy pociągnąć do Wielunia główną drogą, o tej porze w niedzielę, nie spodziewamy się wielkiego ruchu. Jazda jest przyjemna i czasami zaskakująca. Jeszcze w Krzeczowie zauważamy czaszkę pod krzyżem, trzeba stanąć :) Za to później do Rudy, po drodze nie ma specjalnie nic ciekawego, sporo lasów, trochę cywilizacji. Za to w Rudzie zaznaczony jest pałać, kombinujemy jak tam wjechać, okazuje się, że przez... prywatną posesję, choć to jest złe określenie. 
Przy drodze stoi blok, pozostałość po PGR, lekko wiejskie klimaty, oczywiście stajemy się atrakcją ;). 
Sam pałac nieco dalej... zniszczony, zdewastowany. Wykorzystywany za czasów PRL, pewnie po upadku PGRu stał opuszczony, nikt się nim nie interesował, a w tej chwili są małe szanse na odrestaurowanie. Cóż... 
Dookoła walają się śmieci, sporo butelek po piwie, winie... pewnie mieszkańcy nie raz i nie dwa tutaj imprezowali. 
Niespodzianka - czaszka pod krzyżem w Krzeczowie
Niespodzianka - czaszka pod krzyżem w Krzeczowie © amiga
Zniszczony pałac w Rudzie
Zniszczony pałac w Rudzie © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga

Wsiadamy na rowery, do Wielunia jedziemy po dość przyzwoitej DDRce, gdyby jeszcze ta kostka nie była frezowana, bądź zamiast niej wylano by asfalt powiedziałbym, że to wzorcowe wykonanie. Nie ma na niej żadnych niespodzianek, nie wyrastają lampy, znaki. Szkoda tylko, że jest obniżana w miejscach gdzie są wjazdy do posesji... Są miejsca gdzie nami nieźle buja... 
Wjeżdżamy do Wielunia
Wjeżdżamy do Wielunia © amiga
Sam Wieluń jak przy poprzednich moich wizytach zrobił niezłe wrażenie, centrum zadbane, miłe dla oka. Jako, że jest niedziela wcześnie rano, niewielu mieszkańców kręcie się po centrum. Przystajemy tu i ówdzie, focimy wszystko dookoła. Ponownie wracając wspomnienia, prawie dokładnie 4 lata temu z Darkiem przejeżdżaliśmy przez Wieluń robiąc pętlę 300km :). Wtedy był to najgorętszy dzień roku, dzisiaj zapowiada się równie upalnie. Obym się jednak mylił. Objazd zajmuje nam dobre kilkadziesiąt minut... 
Wieluński dom Kultury
Wieluński dom Kultury © amiga
Dawny Zamek Wieluński
Dawny Zamek Wieluński © amiga
Pomnik Pogromcom hitleryzmu, aż dziwne że dobra zmiana go nie zdemolowała
Pomnik Pogromcom hitleryzmu, aż dziwne że dobra zmiana go nie zdemolowała © amiga
Ratusz w Wieluniu
Ratusz w Wieluniu © amiga
Baszta Męczarnia
Baszta Męczarnia © amiga
Wieluński Rynek
Wieluński Rynek © amiga
Fundamenty dawnego Kościoła Farnego
Fundamenty dawnego Kościoła Farnego © amiga
Pamięci blisko 1200 mieszkańców Wielunia...
Pamięci blisko 1200 mieszkańców Wielunia... © amiga
Kościół pw. św. Barbary Dziewicy i Męczennicy
Kościół pw. św. Barbary Dziewicy i Męczennicy © amiga
W końcu wyjeżdżamy z miasta kierując się mocno na południe, oczywiście odwiedzamy wszystkie możliwe atrakcje, trochę żal, że nie ma szans na wejście do drewnianych kościołów, w chwili gdy meldujemy się pod nimi trwają poranne nabożeństwa. Cóż... może kiedyś, przy innej wizycie? Za to przed Krzyworzeczką trafiamy na cmentarz choleryczny, na mapie nie ma po nim śladu. Jest mocno zarośnięty, a tablica informacyjna jest wymalowana odręcznie. 
Kościół pw. Najświętszego Imienia Maryi
Kościół pw. Najświętszego Imienia Maryi © amiga
Pędząca na Bocianie :)
Pędząca na Bocianie :) © amiga
Cmentarz choleryczny w Krzyworzeczce
Cmentarz choleryczny w Krzyworzeczce © amiga
Panorama z okolic Jeziorka
Panorama z okolic Jeziorka © amiga
W końcu trochę z górki
W końcu trochę z górki © amiga
Na całym odcinku zmagamy się z kolejnymi górkami, czasami są krótkie, a czasami ciągną się kilka km. Za to widoki ze szczytu zapierają dech w piersi. W Ożarowie krótka przerwa przy drewnianym Pałacu, tablica informacyjna mnie denerwuje. W niedzielę, takie punkty, muzea powinny być jednak otwarte. W końcu to jest dzień gdy mogą trafić turyści. W zamian lepiej by było gdyby dniem wolnym był np poniedziałek. Takie rozwiązania stosuje się, nawet u nas. Nie wszędzie jednak ludzie do tego dorośli. Zresztą przy sklepie widać było miejscowy "element" ;) Od rana ławeczka, wino, piweczko... dzień jakoś przeleci... Może i fajne, gdy ogląda się ranczo, ale mieć takich sąsiadów... chyba nie. 
Muzeum Wnętrz Dworskich. Oddział Muzeum Ziemi Wieluńskiej
Muzeum Wnętrz Dworskich. Oddział Muzeum Ziemi Wieluńskiej © amiga
Zabytkowy Wiatrak w Kocilewie
Zabytkowy Wiatrak w Kocilewie © amiga
Gdy powoli obieramy kierunek na wschód, czujemy, że do tej pory jechaliśmy bądź z wiatrem, bądź mieliśmy go nieco z boku.  Teraz trzeba z nim lekko walczyć. Gdy jadę po asfalcie mam wrażenie, że na tylnym kole mam bicie, przy jakimś krótkim postoju zaglądam, sprawdzam co się dzieje... Nie wygląda to zbyt dobrze, lekko uszkodzona opona, widać przetarcie. osnowa jeszcze trzyma ale to kwestia czasu. Na szybko kombinuję co mam w razie czego w plecaku, najważniejsza jest taśma klejąca... A tą mam, 2 rolki ;)... 
Wierzbie - Kościół pw. św. Leonarda Opata
Wierzbie - Kościół pw. św. Leonarda Opata © amiga
Jadąc dalej słyszę jak tylne koło w rowerze Karoliny trze o coś, zatrzymujemy się na przystanku, zaglądam do klocków, spiłowane. Pora zamienić je miejscami podobnie jak to zrobiliśmy będąc w okolicach Białegostoku. Kilka minut zabawy i ruszamy, ale coś źle zrobiłem, na zjeździe przy próbie hamowania jeden z klocków wypada, zatrzymujemy się, widzę mój błąd, na szczęście nic nie zostało uszkodzone, zgubione. Ufff, kolejne 10 minut i tym razem robimy prosty test na bocznej drodze. Jest lepiej... 
Wnętrze Kościoła pw. św. Leonarda Opata
Wnętrze Kościoła pw. św. Leonarda Opata © amiga
Są i organy
Są i organy © amiga
Popowice - kościół Wszystkich Świętych
Popowice - kościół Wszystkich Świętych © amiga
W Popowie mieliśmy odbić na Grębień, ale tak się zagadaliśmy, że przestrzeliliśmy zjazd, dopiero krajówka uświadomiła nam, że chyba nie tak pojechaliśmy. Trudno, nie ma sensu się wracać, choć przy drodze w Grębieniu zaznaczony jest bar, może restauracja, Jest jeszcze przed południem, ale wyjechaliśmy na tyle wcześnie, że zaczynamy odczuwać głód. Dobrze, że przy kościele w Popowie zjedliśmy o bananie i batonie. Trochę nas to ratuje. Tyle, że słońce zaczyna palić, niby mam coś jeszcze w bukłaku, Karolinie woda jeszcze pluska w bidonie, ale... trzeba myśleć o zakupach. Sklep mile widziany... W Dzietrznikach jest coś otwartego, sklep zaopatrzony dość przyzwoicie. Szybkie zakupy, woda, Karmi, delicje... jest ławeczka w cieniu. Posilamy się, uzupełniamy zapasy wody. Chwila relaksu... Przyglądamy się też mapom. Karolina wspomina coś o Źródle objawienia, podobno jest tam pięknie.... Trzeba odnaleźć to miejsce. Tak więc gdy ruszamy kontrolujemy mapy by dobrze wjechać. 
Nareszcie teren ;)
Nareszcie teren ;) © amiga
W drodze do Źródełka Objawienia
W drodze do Źródełka Objawienia © amiga

Gdy docieramy na miejsce, nie wierzę, przecież ja tutaj byłem, przy samym źródle był lampion - PK. Kompletnie jestem zaskoczony. W lesie, w cieniu chwilę spędzamy musimy ochłonąć. Przysiadamy na ławeczce, kilka minut rozmowy, gdy troszkę odsapnęliśmy ruszamy dalej. 
Przy Źródełku Objawienia
Przy Źródełku Objawienia © amiga
Staw przy Źródełku Objawienia
Staw przy Źródełku Objawienia © amiga
Źródełko Objawienia
Źródełko Objawienia © amiga
Kaplica przy Źródełku Objawienia
Kaplica przy Źródełku Objawienia © amiga

W okolicach Starej Wsi trafiamy na jakiś przydrożny bar, sporo ludzi, wszyscy zajadają, korzystamy z okazji, zamawiamy polędwiczki z frytkami, a drugą porcję z sałatką. Zaskoczenie... polędwiczki to coś zrobione z kury, opanierowane i utopione w oleju... Frytki standardowe marketowe, za to sałatka niezła... 

Szlakiem pieszym kierujemy się na Granatowe Źródła, jeżeli będą tak urokliwe jak to z którego przed chwilą wyjechaliśmy to chyba warto :) Staramy się unikać terenu, niestety nie wszędzie ma to sens, leśne drogi mocno skracają dystans. Jednak miejscami zakopujemy się w piachu. Trzeba poprowadzić rowery.. Pierwsza próba znalezienia źródeł nieudana, wyjeżdżamy w Troninach..., Karola zaczepia miejscowego i... ten nieco nas nakierowuje, przy okazji opowiada historię jak to jeszcze kilka lat temu musieli iść z baniakami po wodę do tego źródła. Cóż... zawracamy i zgodnie ze wskazówkami  ponownie wjeżdżamy w las... druga próba i lądujemy na brzegu Warty, to mój błąd, zasugerowałem się mapą, a jak się chwilę później okazało, nie wszystkie ścieżki są na niej zaznaczone. W końcu trafiamy do źródła i zaskoczenie, to niewielki ciek tuż przy mocno zarośniętym rzęsą jeziorku... ścieżka mocno zarośnięta. Cóż... nie wszystko musi być piękne, a to było tylko nasze pobożne życzenie, by i te źródło wyglądało jak Źródło Objawienia. 
Szukając Granatowych Źródeł
Szukając Granatowych Źródeł © amiga
Granatowe Źródła
Granatowe Źródła © amiga
Jedziemy na Bobrowniki, znam ten szlak czemu ponownie go wybrałem? Kilka km zmagań z piachem. Cenne minuty umykają, choć nie mamy jakiegoś strasznego ciśnienia, że musimy gdzieś dojechać, zawsze możemy zmodyfikować trasę. 
Trochę piaskowy szlak rowerowy ;)
Trochę piaskowy szlak rowerowy ;) © amiga
Gdy w końcu docieramy do cywilizacji, a raczej drogi asfaltowej, czujemy ulgę, jazda jest szybsza, ale rozdarcie opony wyraźnie się powiększyło. Czuję jakbym jechał na jakimś narowistym koniu.  Bicie koła na około centymetr... Nie jest dobrze. 
Na otwartej przestrzeni słońce pokazuje co potrafi.... wysysa z nas resztki sił. Mimo częstego popijania, sporo wody z nas odparowuje. Do Działoszyna coraz bliżej, w centrum... zupełnie nijak, niby jest pałac, ale co z tego. Samo miasto zupełnie nieciekawe. 
Nad Wartą
Nad Wartą © amiga
Milczenie Owiec
Milczenie Owiec © amiga
Wapiennik w okolicy Sęsowa
Wapiennik w okolicy Sęsowa © amiga
Pałac w Działoszynie
Pałac w Działoszynie © amiga
Kościół pw. świętej Marii Magdaleny
Kościół pw. świętej Marii Magdaleny © amiga
Szybko opuszczamy miasteczko, podjedziemy tylko na punkt widokowy... solidny 10% podjazd, na szczycie kolejna kontrola opony... masakra, osnowa ledwo trzyma wszystko w kupie, jestem przygotowany na najgorsze... W razie czego mam w plecaku pustą butelkę po małej koli... będzie przeszczep... Opuszczamy Działoszyn i kierujemy się leśnym szlakiem na Niżankowice, obawiam się czy nie wpakujemy się w kolejne piaski.. chwilami tak niestety też jest, ale... mimo wszystko droga dość przyjemna. Drzewa osłaniają nas od skwaru, na dokładkę pojawił się lekki przyjemny wiatr z północy, jest chłodniej... 
Panorama Działoszyna
Panorama Działoszyna © amiga
A teraz z górki po piachu
A teraz z górki po piachu © amiga
Kwatera wojskowa na cmentarzu w Działoszynie
Kwatera wojskowa na cmentarzu w Działoszynie © amiga
Zespół stodół w Działoszynie
Zespół stodół w Działoszynie © amiga
Droga przez las..
Droga przez las.. © amiga
Kończy nam się woda, zatrzymujemy się przy sklepie, szybkie zakupy i ruszamy do Kamionu, na mojej mapie widnieje droga leśna oznaczona jako szlak koński, na mapie Karoliny jest jednak asfalt...  Mam straszą mapę... Gdy wyjeżdżamy spod sklepu okazuje się, że cały odcinek do Kamionu jest po nowiutkim asfalcie :) A w Kamionie trafiamy na drewnianą kapliczkę, jest otwarta, wchodzimy do środka... Miniaturka kościoła zaskakuje... 
Modrzewiowa Kapliczka z XVIII wieku w Kamionie
Modrzewiowa Kapliczka z XVIII wieku w Kamionie © amiga
Wewnątrz kapliczki
Wewnątrz kapliczki © amiga
Modrzewiowa kapliczka - 1894-1900
Modrzewiowa kapliczka - 1894-1900 © amiga
W kapliczce na oknie
W kapliczce na oknie © amiga
Wychodząc z kapliczki walę głową o dach... ból... skóra na czubku głowy rozcięta... trochę krwi, mam ze sobą apteczkę i najlepszą pielęgniarkę w okolicy :)... Kilka minut później z opatrunkiem na głowie ruszamy dalej. Pora wrócić do bazy w Krzczowie. 
Drewniany most w Kamionie
Drewniany most w Kamionie © amiga
Warta w okolicach Kamionu
Warta w okolicach Kamionu © amiga
Ostatni leśny odcinek trochę mnie zaskoczył, przy drodze rosną kanie... 2 z nich z dużymi kapeluszami zbieram i obdarowuję nimi Karolinę :), myślę, że w siateczce na plecaku przetrwają ten ostatni krótki odcinek... Jeszcze tylko podjeżdżamy na pobliską stację benzynową, szybka kawa, toaleta, obmycie się z soli, krwi. 
Będzie kolacja :)
Będzie kolacja :) © amiga
Armata w Krzeczowie
Armata w Krzeczowie © amiga
Opona zakończyła żywot
Opona zakończyła żywot © amiga

Na koniec jeszcze zdjęcie armaty i pora się pozbierać, rowery spakowana, wracamy.
Opona w moim rowerze nadaje się do wywalenia, jura Wieluńska po raz kolejny załatwiła mi koło... Trudno... Pora kupić coś nowego. W domu powinienem coś mieć, a pewnie na necie czegoś poszukam... 

Dzięki Karolina za kolejną niesamowitą wyprawę, bez Ciebie to nie miło by sensu...
Uwielbiam wycieczki rowerowe w Twoim towarzystwie :-*

Na myjnię

Sobota, 21 lipca 2018 · Komentarze(0)
Wyjazd na szybko na myjnię, z rowera po wczorajszym wyjeździe do pracy sypał się piach ;)

Jeszcze przed myciem
Jeszcze przed myciem © amiga

Nowy asfalt na Zbożowej
Nowy asfalt na Zbożowej © amiga

Zaświeciło słońce

Piątek, 20 lipca 2018 · Komentarze(1)
Jest coś koło 16:40, wychodzę, z przyzwyczajenia ubrałem wiatrówkę, muszę ją zdjąć, jest za ciepło, świeci słońce, niebo błękitne, usiane białymi obłoczkami. Ulewy się skończyły. Aż chce się jechać... 
Łańcuch po porannym piaskowaniu chrzęści, ale nie chcę go smarować, jeszcze nie. Niech piasek odpadnie, później mycie i dopiero smarowanie będzie miało jakikolwiek sens. 
Korci mnie by pojechać lasami, jednak obawiam się, że odcinki na hałdach będą mało przyjemne. Sporo błota, być może jakieś osunięcie, nie ryzykuję, raczej będę się trzymał asfaltów. W Zabrzu pakuję się w lasek Makoszowski i wiadukt przy DTŚce. Zaskakują zdjęte puzzle, są miejsca gdzie na całej szerokości brakuje kostek. 10 cm progi do pokonania, To chore. Na dokładkę pewnie nie zmieni się to do przyszłego tygodnia... 
Niespodzianki na podjeździe na wiadukt
Niespodzianki na podjeździe na wiadukt © amiga
Słońce jeszcze wysoko
Słońce jeszcze wysoko © amiga
Na zjeździe z wiaduktu
Na zjeździe z wiaduktu © amiga
Za laskiem wyjeżdżam na szosy, ruch niewielki, wiatr w plecy, jedzie się niesamowicie szybko i przyjemnie, tylko ten łańcuch... cóż... jeszcze chwilę pocierpi... W Bielszowicach zamiast standardową trasą odbijam nieco inaczej przez Nowy Świat docieram do Skośnej, długi podjazd... Jednak dziwnie nie męczy, prędkość nie schodzi poniżej 20km/h. Później długi zjazd i zostaje kawałek lasem. Tutaj spore utrudnienia, masa kałuż, błota rozlewisk, zwalniam. Za to od stawów księżycowych znowu jest przyjemnie, tyle, że znowu jadę asfaltem ;)
W lasku Makoszowskim
W lasku Makoszowskim © amiga
Ta DDRka powinna być zlikwidowana, nie spełnia żadnych wymogów.
Ta DDRka powinna być zlikwidowana, nie spełnia żadnych wymogów. © amiga
Podjazd zaliczony
Podjazd zaliczony © amiga
Jakby trochę wilgotnie na ścieżkach w lesie
Jakby trochę wilgotnie na ścieżkach w lesie © amiga
Stawy księżycowe w okolicach Kochłowic
Stawy księżycowe w okolicach Kochłowic © amiga
Jeden ze stawów w lasach Rudzkich
Jeden ze stawów w lasach Rudzkich © amiga
Leśna ścieżka
Leśna ścieżka © amiga
W końcu z lasów wyjeżdżam na Kokocińcu. Pogoda dopisuje, nie chcę za bardzo skracać trasy, tak więc kręcę nieco dookoła, chcę przejechać się nowym wariantem DDRki w Ochojcu. Chcę w końcu zobaczyć na ile to rozwiąże problemy. 
Leśny staw przed Kokocińcem
Leśny staw przed Kokocińcem © amiga
Ścieżka na terenie bazyliki w Panewnikach
Ścieżka na terenie bazyliki w Panewnikach © amiga
Chwila zadumy
Chwila zadumy © amiga
Bazylika w Panewnikach
Bazylika w Panewnikach © amiga
Niby jest lepiej, piękny równy asfalt, ale zmiana organizacji gdy raz są to 2 drogi jednokierunkowe, później znowu jednokierunkowe po jednej stronie drogi będzie powodował chaos. Zastosowanie tych zmian jeżeli rowerzyści będą się trzymać przepisów powinno rozwiązać problemy bezpieczeństwa na Tyskiej, ale... normą jest to, że na jednokierunkowych DDRkach i tak ruch odbywa się w 2 kierunkach. Potrzebna by była akcja policji, przez kilka dni powinni uświadamiać bikerom, że coś tutaj się zmieniło, że znaki, oznaczenia jednak do czegoś służą. Na tą chwilę z mojego punktu widzenia jest to krok do przodu. Nie jest zbyt wielki, przebudowie powinny ulec pozostałe fragmenty rowerówki. Zmuszanie  do przejeżdżania kilkukrotnie z prawej na lewo i z powrotem, zmiana DDRki z 2 kierunkowej na jednokierunkową i odwrotnie spowoduje kolejne problemy. Będą inne, ale będą... 
Nowe rozwiązanie DDRki na Ochojcu...
Nowe rozwiązanie DDRki na Ochojcu... © amiga
W sumie powinno być bezpieczniej przy takim wariancie DDRki.
W sumie powinno być bezpieczniej przy takim wariancie DDRki. © amiga
Do domu docieram zmęczony, ale szczęśliwy... Dzień dobrze wykorzystany :)

Po ulewach w końcu na rowerze

Piątek, 20 lipca 2018 · Komentarze(1)
Po kilku dniach ulew, w końcu pogoda na tyle się poprawiła, że wracam na rower, zdaje się, że czasy gdy jeździłem podczas oberwania chmury już minęły... Średnio mam ochotę w tej chwili na ubieranie się w mokre ciuchy, w mokre buty... Chyba się starzeję ;)

Niemniej, 3 dni oderwania od rowera to stanowczo za długo. Pomimo lekkiego dżdżu kilka minut po 7 wsiadam na rower, opady wg radarów są na góra 10-15 minut. Wiatr niestety w twarz, jest wyraźnie odczuwalny, za to na drogach pustko, niewiele samochodów. Na Zbożowej jeszcze nie dokończyli wylewania asfaltu, ale tym razem mnie to nie dziwi. Brodzenie w wodzie po kostki miało średni sens..  Myślę, że dzisiaj chłopaki poszaleją i wieczorem gdy będę wracał nowy dywanik będzie na miejscu.

Trasę staram się maksymalnie skrócić, obawiam się jednak lasu i jak się okazuje słusznie, wielkie kałuże, rozlewiska są wszędzie. Krótki test na Bałtyckiej utwierdza mnie w przekonaniu, że las dzisiaj nie dla mnie, a przynajmniej nie w tej chwili. Może wieczorem... 

Mokro w lesie
Mokro w lesie © amiga

Pomimo tego, że nie pada to na niebie dalej gęste nieprzyjemne chmury, jest ciemno, brak słońca, co to za lato? Co to za lipiec... Zero przyjemności, zero ciepła... Prognozy na kolejny tydzień też nie pokrzepiają, choć nie powinno już być ciągłych ulew... 

Jazda pod wiatr meczy, rower średnio ma ochotę na jazdę, trzeba mocniej naciskać,  Na Bielszowickiej wjeżdżam na DDRkę, jest już połatana, po drugie droga jest w wielu miejscach zalana, woda po większych opadach tutaj potrafi stać nawet kilak dni.

Sama DDRka też nie jest idealna, od czasu gdy została oddana do użytku wielokrotnie musiała być naprawiana, poprawiana, łatana, wyrównywana. Utwierdza mnie to w ocenie, że na tej drodze nie powinno jej być, a przynajmniej nie w takiej formie. 
Połatana DDRka na Bielszowickiej
Połatana DDRka na Bielszowickiej © amiga

W Zabrzu drogi świecą pustkami, dawno już tak szybko nie przejechałem tego miasta :). Wracając do DDRem to wczoraj na Górnośląskiej w Rudzie Śląskiej jest nowa rowerówka, wygląda na nieźle wykonaną, asfaltowy, czerwony dywan... całość odseparowana od drogi. Na pierwszy rzut oka w końcu zaczyna to jakoś wyglądać. Jednak weryfikacja będzie gdy przejadę się tam rowerem. Może dzisiaj? Do lasu i tak nie wjadę, a od  czasu do czasu warto zmienić szlak... 

W Zabrzu też mokro
W Zabrzu też mokro © amiga

W firmy dojeżdżam w średnim czasie, warunki jednak nie były idealne, ale... co by nie mówić, jazda rowerem daje niesamowitego kopa i frajdę. żaden inny środek transportu nie może się z nim równać. 

Zauważyłem jednak, że dogorywa napęd w góralu, spróbuję go dojechać, myślę, że za góra miesiąc czeka mnie kompletna wymiana wszystkiego. Część elementów już mam ;)

Powrót do domu

Poniedziałek, 16 lipca 2018 · Komentarze(1)
Minęła 17, pora wracać, gdy podchodzę do rowera widzę, że brakuje powietrza, tym razem w tylnym kole... Musiało bardzo powoli schodzić, w środku jest go jeszcze trochę. Jakiś dzień pan... 10 minut zabawy i mogę jechać. 
Z rana jedno łatanie teraz drugie ;)
Z rana jedno łatanie teraz drugie ;) © amiga

Z prognoz wynika, że może padać, radary pokazuję przechodzące po okolicy przelotne opady, mam nadzieję, że mnie nie dorwie. Wiatr nieco zmienił kierunek, teraz dmucha z północy. Mimo zagrożenia deszczem częściowo pakuję się w teren, wpierw lasek Makoszowski, a później park Rotmistrza Pileckiego... wieki mnie tutaj nie widziano, troszkę się zmieniło :) Wyjeżdżając z parku pakuję się w dzielnicę cudów... szybko ją mijam... ufff... 
Dalej kawałek niebieskiego szlaku... chyba nikt o niego nie dba. Do przejechania w zasadzie tylko na góralu... 
DTŚka w lasku Makoszowskim
DTŚka w lasku Makoszowskim © amiga
Nowe ławki w parku Poleckiego
Nowe ławki w parku Poleckiego © amiga
Niebieski szlak rowerowy w Zabrzu
Niebieski szlak rowerowy w Zabrzu © amiga
Ten mostek na szlaku rowerowym to lekkie przegięcie
Ten mostek na szlaku rowerowym to lekkie przegięcie © amiga
Droga do Muzeum PRL
Droga do Muzeum PRL © amiga
Wyjeżdżam z drugiej strony Pawłowa, cóż, na dzisiaj starczy jazdy terenowej, wracam na szosy, słońce gdzieś znika za chmurami, trzeba się pospieszyć. Na Wirku pakuję się na ul Polną i Wirecką, zerowy ruch. Dopiero w Kochłowicach pojawiają się samochody, ale też nie ma ich zbyt wiele. 
Trzeba zwolnić
Trzeba zwolnić © amiga
Żołędzie jeszcze zielone ;)
Żołędzie jeszcze zielone ;) © amiga
Docieram powoli do Katowic, mijam kolejne dzielnice, docieram w końcu do Zbożowej i widzę wylaną pierwszą warstwę asfaltu, w końcu, łaty, dziury tutaj dobijały, mam tylko nadzieję, że nie zamontują leżących sierżantów, są inne lepsze spowalniacze, a na takich garbach można się połamać, coś w końcu wiem na ten temat... 
W domu jestem w przyzwoitym czasie, powrót bardzo przyjemny, jednak prognozy na jutro trochę straszą...  Cóż zobaczymy
Nowy asfalcik naZbożowej
Nowy asfalcik na Zbożowej © amiga