Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawy z Karoliną

Dystans całkowity:10109.98 km (w terenie 1437.78 km; 14.22%)
Czas w ruchu:627:06
Średnia prędkość:16.12 km/h
Maksymalna prędkość:52.97 km/h
Suma podjazdów:64444 m
Maks. tętno maksymalne:228 (123 %)
Maks. tętno średnie:145 (78 %)
Suma kalorii:356198 kcal
Liczba aktywności:123
Średnio na aktywność:82.19 km i 5h 05m
Więcej statystyk

Dzień 5 - Na Jurajskim szlaku cz.2 do Częstochowy

Wtorek, 15 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Poranek niesamowicie piękny, słoneczny, dość ciepły. Jako, że odcinek do przejechania jest krótszy niż w ostatnich dniach to możemy wyjechać ciut później, jest czas na spokojne śniadanie, przygotowanie rowerów, siebie, pozbieranie wysuszonego prania :). Ruszamy około 8:30. 
Miejsce noclegowe jest godne polecenia :), czysto, schludnie, dostęp do kuchni, przyzwoite łazienki... i niska cena :) Więc jeżeli będziecie szukać noclegu to warto zajrzeć do Niny :) Jedyne do czego można było się przyczepić, to rolety które poruszając się przy uchylonym oknie wydawały dźwięki jakby się ktoś załatwiał pod oknem. Trochę trwało zanim to wyczailiśmy, podwinięcie rolety rozwiązało problem ;)

Nasz nocleg w Włodowicach, może wygląda niepozornie, ale warto tam zajechać :)
Nasz nocleg w Włodowicach, może wygląda niepozornie, ale warto tam zajechać :) © amiga

Kierujemy się na Huciska, prawie od początku witają nas solidne podjazdy, chyba nawet na Lanckoronie nie było tak stromo... a może to zmęczenie daje znać o sobie. W końcu jesteśmy w trasie już 5-ty dzień, kilkaset km za nami... a może to te śniadanie... za dużo? Nie ma co narzekać... 
Pagórki w okolicy Huciska
Pagórki w okolicy Huciska © amiga
Gdyby wszystkie szlaki takie były
Gdyby wszystkie szlaki takie były © amiga
Widać już zamek w Bobolicach
Widać już zamek w Bobolicach © amiga
Podziwiamy widoku, rozkoszujemy się ciepłym porankiem i na spokojnie docieramy w pobliże zamku w Bobolicach, im bliżej jesteśmy tym większe wywiera wrażenie. Pewnie gdybyśmy byli później dało by się wejść do środka. Jednak nawet przy samym zamku jest pięknie. Mija dobre kilkanaście minut. 
Piękny zamek Bobolice
Piękny zamek Bobolice © amiga
Przy zamku w Bobolicach
Przy zamku w Bobolicach © amiga
Szczęśliwa Karolina :)
Szczęśliwa Karolina :) © amiga
Wsiadamy na rowery i obieramy kierunek na Mirów, po drodze natykamy się na dziesiątki rowerzystów, dzień wolny, więc trzeba go wykorzystać :). 
Zamek Mirów
Zamek Mirów © amiga
Od Mirowa jedziemy na Żarki, piękna nowiutka asfaltówka, jak to na jurze pojawiały się i górki i dolinki. Zatrzymujemy się na chwilę na jednym z miejsc postojowych. Kombinujemy co w Żarkach, zjechaliśmy je 2 miesiące temu przy okazji innej wycieczki. Karolina zauważa jednak coś czego nie widzieliśmy. Jakiś kilometr, może 2 od Żarek znajdują się ruiny kościoła. Jedziemy :) 
Mirowski gościniec prowadzący do Żarek
Mirowski gościniec prowadzący do Żarek © amiga
Jedno z miejsc postojowych
Jedno z miejsc postojowych © amiga
Wiatr w twarz, do tej pory nas wspomagał, jedzie się wyjątkowo ciężko, ale to blisko. Na miejscu zaskoczenie. Ruiny wyremontowane ;), przyzwoite miejsce postojowe, widokowe... Jest co robić. Czas ucieka... a do Częstochowy jeszcze kawałek. 
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika w Żarkach
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika w Żarkach © amiga
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika
Ruiny kościoła św. Stanisława, biskupa męczennika © amiga
W kierunku ołtarza
W kierunku ołtarza © amiga
Kuesta Jurajska
Kuesta Jurajska © amiga
Przyłapana na foceniu :)
Przyłapana na foceniu :) © amiga
Za Żarkami powoli wyjeżdżamy z jury, część północną mamy już zjeżdżoną... za to pora na odwiedziny zalewu w Poraju, kierując się na niego odwiedzamy Przybynów. Niestety wszystko zamknięte. Jedynie szybkie zdjęcia i wracamy na szlak. 
Kościół św. Mikołaja w Przybynowie
Kościół św. Mikołaja w Przybynowie © amiga
Agrogospodarstwo i mini skansen
Agrogospodarstwo i mini skansen "Pod Skałką" w Przybynowie © amiga
Do Poraja docieramy dość szybko, nad zalewem robimy sobie przerwę drugo-śniadaniową :), Kanapki jadą z nami już kilka godzin. Pora się posilić. Nad zalewem wieje przyjemy wiatr, przy wysokiej temperaturze w słońcu to przyjemne :) Pochylamy się też nad mapami, by skorygować, zmienić trasę. 
Zalew Porajski
Zalew Porajski © amiga
Trzeba zajrzeć na mapy :)
Trzeba zajrzeć na mapy :) © amiga
Niski poziom wody
Niski poziom wody © amiga
Ptasia wyspa
Ptasia wyspa © amiga
Po drobnych korektach ruszamy dalej, namówiłem Karolinę by pojechać szlakiem przez las... a to nie był dobry wybór, o ile na początku był to asfalt to od któregoś momentu pojawił się piach... dało się jechać ale bardzo, bardzo wolno... zaskoczyło za to oznaczenie żółtego szlaku rowerowego. Ścieżka przygotowana dla fatbików... w kilku miejscach zasieki i konieczność przenoszenia rowerów nad torami... nie lubię takich niespodzianek, szczególnie gdy jedzie się z sakwami. 
Młode bociany :)
Młode bociany :) © amiga
Rzut okiem w kierunku tamy
Rzut okiem w kierunku tamy © amiga
Oficjalny żółty szlak rowerowy... - jakieś jaja
Oficjalny żółty szlak rowerowy... - jakieś jaja © amiga
W zamian za męczenie się z piaskami odwiedzamy 2 stare młyny. 
Młyn w okolicach Nowej Wsi
Młyn w okolicach Nowej Wsi © amiga
Kolejny stary młyn niedaleko Nowej Wsi
Kolejny stary młyn niedaleko Nowej Wsi © amiga
Tyłami docieramy do Częstochowy, w centrum ludzi jak mrówek, w końcu to zlot pielgrzymów. Szukamy jakiegoś miejsca gdzie można coś zjeść. Karolina coś wspomina o KFC tam też stajemy. Trochę trwa zanim składamy zamówienie. Kurczaki pyszne, pikantne i jest ich dużo... nie dajemy rady tego zjeść... w komplecie zimna lemoniada i kawa... Czas jednak płynie nieubłaganie. Powoli nadchodzi pora pożegnania. Podjeżdżamy pod umówioną stację gdzie witam się z rodzicami Karoliny... zamieniamy kilka zdań, pakujemy rower. Następuje chwila pożegnania. Łezka w oku się kręci.... ale może wkrótce znowu uda się gdzieś pojechać... jeszcze mamy trochę lata :)

Udaję się już samotnie na dworzec PKP, zaliczając jeszcze kiosk gdzie kupuję coś do picia na drogę. Pociąg rusza o czasie... wewnątrz sporo pielgrzymów, zmęczeni odpoczywają... Docieram do Katowic, jest coś po 18, do domu zostało 6 km... jadę spokojnie, niespiesznie... 

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl
Wielkie dzięki za kolejną wspólną wyprawę... czekam na następną i tęsknię...

Dzień 4 - Na Jurajskim szlaku cz.1

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Poranek wita nas słonecznie, chociaż chłodno. Musimy podjechać do pobliskiego sklepu po coś do zjedzenia. Wczoraj sklep był już zamknięty. 15 minut w sklepie i wracamy na kwaterę. Śniadanie, kawa, uzupełnienie bidonów... i możemy powoli wyjeżdżać. Jest 8:09 gdy żegnamy się z właścicielką. Planowana trasa ma niecałe 100 km, ciut krócej niż wczoraj, tyle, że będzie sporo górek, w końcu będziemy jechali przez jurę :)

Niedaleko miejsca gdzie nocowaliśmy znajduje się jeden z fortów okalających Kraków, postanawiamy go odwiedzić, tym bardziej, że nie zmienia nam to specjalnie kierunku jazdy. Po 5 minutach jesteśmy na miejscu... Wewnątrz znajdują się pomieszczenia firmowe. Ciekawa adaptacja tego miejsca :), dobrze, że żyje, że coś tutaj się dzieje. Idący do pracy pracownicy coś mówią, że tutaj jest zakaz fotografowania? Dziwne bo żadnego takiego znaku nigdzie nie ma... Nie jest to już obiekt wojskowy... więc czemu? Pewnie im się wydawało ;)
Fort 47a Węgrzce
Fort 47a Węgrzce © amiga
Przy forcie w Węgrzcach
Przy forcie w Węgrzcach © amiga
Po kilku minutach ruszamy dalej w kierunku czerwonego pieszego szlaku Orlich Gniazd. Zastanawiam się czy w coś się nie wpakujemy, bo słynie z tego, że do łatwych nie należy. Na piasek raczej nie trafimy, przynajmniej nie w tej części jury. Zobaczymy co będzie.. .
Co jakiś czas mapa twierdzi, że powinny być bunkry tuż obok ulicy, kilka z nich widzimy, zaskoczyły te na terenie cmentarza. Jeden z nich został zaadoptowany na miejsce spoczynku kapłanów. 
Bunkier na terenie cmentarza w Bibicach
Bunkier na terenie cmentarza w Bibicach © amiga
Z taką adaptacją bunkra jeszcze się nie spotkałem
Z taką adaptacją bunkra jeszcze się nie spotkałem © amiga
Fotografując kolejny bunkier przed Zielonkami
Fotografując kolejny bunkier przed Zielonkami © amiga
Ledwie widoczny bunkier
Ledwie widoczny bunkier © amiga
Okolicę widać jak na dłoni
Okolicę widać jak na dłoni © amiga
Od samego początku cieszymy się z podjazdów ze zjazdów, z niesamowitych widoków dookoła. Poranek nie jest zbyt ciepły, ale za to przyjemny. W wielu miejscach poruszamy się szczytami wzniesień,  jest niesamowicie, to jedno z najpiękniejszych miejsc, które do tej pory odwiedziliśmy. Przed Giebułtowem szlak staje się mocno terenowy, prowadzi przez lasek, jest wąski i trzeba uważać na drzewa. Podłoże jest wzmocnione siatką, jednak trzeba uważać. Czasami lepiej zejść z rowera niż walczyć ze zjazdami, pewnie bez sakw byłoby prościej, ale takiej opcji nie przewidujemy dzisiaj ;)
Pagórki widoczne z okolic Pękowic
Pagórki widoczne z okolic Pękowic © amiga
Piękna asfaltówka, a to niby szlak pieszy
Piękna asfaltówka, a to niby szlak pieszy © amiga
Zaskoczył mnie ten znak :) ale dobrze wiedzieć po czym się jedzie
Zaskoczył mnie ten znak :) ale dobrze wiedzieć po czym się jedzie © amiga
Może być ślisko
Może być ślisko © amiga
W Giebułtowie zatrzymujemy się przy kościele, góruje nad okolicą, szkoda, że jest zamknięty... , długo jednak tutaj nie bawimy. Nieco dalej zaczyna się szlak wzdłuż doliny Prądnika prowadzący do Ojcowa i Zamku na Pieskowej Skale :) 
Giebułtów kościół św. Idziego
Giebułtów kościół św. Idziego © amiga
Flagi wiszą już rok
Flagi wiszą już rok © amiga
Moskwa przy szlaku w dolinie Prądnika
Moskwa przy szlaku w dolinie Prądnika © amiga
Kapliczka pod skałą, niestety dostępu broni do niej płot
Kapliczka pod skałą, niestety dostępu broni do niej płot © amiga
Ptaki nieźle poimprezowały ;)
Ptaki nieźle poimprezowały ;) © amiga
Jaka piękna droga
Jaka piękna droga © amiga
Do góry też jest na co popatrzeć
Do góry też jest na co popatrzeć © amiga
Dom pielgrzyma
Dom pielgrzyma © amiga
Sam szlak jest początkowo asfaltowy, później szutrowy, ale w idealnym stanie, jedzie się przyjemnie, co jakiś czas zatrzymujemy się by cyknąć jedno, 2 lub 3 zdjęcia.... Ciut dłuższa przerwa dopiero przy bramie Krakowskiej. Pora na banana :)
Brama Krakowska
Brama Krakowska © amiga
Karolinie uśmiech nie znika z twarzy :)
Karolinie uśmiech nie znika z twarzy :) © amiga
Rowerki odpoczywają
Rowerki odpoczywają © amiga
Wejście do jaskini
Wejście do jaskini © amiga
Aż szkoda, że mamy tak mało czasu na przejazd przez tą część jury, jest niesamowita, nie za często mam okazję jeździć po dolinkach podkrakowskich... Docieramy do Ojcowa, do zamku i pobliskiej kaplicy, za każdym razem kilka minut przerwy... Warto... 
Widać zamek w Ojcowie
Widać zamek w Ojcowie © amiga
Zamek w Ojcowie
Zamek w Ojcowie © amiga

Kapliczka pw. Św. Józefa Robotnika
Kapliczka pw. Św. Józefa Robotnika © amiga
Wewnątrz kaplicy
Wewnątrz kaplicy © amiga
Jadąc dalej w kierunku Pieskowej Skały po prawej stronie naszym oczom ukazują się stare zabudowania, pierwotnie nie planujemy tam podjeżdżać, ale gdy jesteśmy po drugiej stronie... odbijamy... Przynajmniej na szybką fotę ;) Na miejscu okazuje się, że to Boroniówka Osada Młynarska. Wejście kosztuje 10zł od osoby... W głowie rodzi mi się myśl, chyba ich po...o... Za to... 
A to okazuje się chwilę później...  Cała osada to 4 budynki. Z tego 2 dość ważne to młyn i tartak. Oba zapędzane kołami wodnymi :). Najciekawsze jest to, że to działa... Po chwili właściciele zwołują turystów... będziemy odpalać Młyn... Pierwszy raz w życiu miałem okazję zobaczyć to na własne oczy... Działa, jest w świetnym stanie, a jak ktoś ma ochotę, to może zakupić świeżo zmieloną mąkę :)
W komplecie z prezentacją snuta jest opowieść o historii tego miejsca, braciach którzy podzielili majątek, o mieleniu mąki nocami by uniknąć podatków, o upadku tego miejsca i... jest renowacji, doprowadzenia do stanu aktualnego... Jeszcze nie ochłonęliśmy po młynie, a już jesteśmy zapraszani obok do tartaku... Woda już płynie na koło... piła w akcji... niesamowite... kolejna opowieść. Po dobrych kilkudziesięciu minutach i niezliczonych zdjęciach udajemy się do kafejki w jednym z budynków. W komplecie z kawą mamy ciastka czekoladowo-orzechowe. Słodkie, ciężkie... i strasznie zapychające ;) Spoglądamy na zegarki... Minęła godzina. Nie żałuję ani złotówki wydanej na wstęp... Warto było... Miejsce jest niesamowite, godne polecenia... więc jak ktoś z was tam trafi to zatrzymajcie się na chwilę, pozwiedzajcie, napijcie się kawy, zjedzcie ciastko... 

Boroniówka - osada młynarska
Boroniówka - osada młynarska © amiga
Płynąca woda
Płynąca woda © amiga
Szopa na terenie osady
Szopa na terenie osady © amiga
Suszą się :)
Suszą się :) © amiga
Mój Aniołek :)
Mój Aniołek :) © amiga
Rękodzieło
Rękodzieło © amiga
Idziemy do młyna
Idziemy do młyna © amiga
Woda zaczęła płynąć
Woda zaczęła płynąć © amiga
Trwa uruchomienie koła
Trwa uruchomienie koła © amiga
Koło zaczęło się obracać
Koło zaczęło się obracać © amiga
Sypiące się ziarno
Sypiące się ziarno © amiga
Przesiewanie mąki
Przesiewanie mąki © amiga
Takie stare, a działa
Takie stare, a działa © amiga
Rowery czekają na nas
Rowery czekają na nas © amiga
Miejscówka gosposi
Miejscówka gosposi © amiga
Stare gazety
Stare gazety © amiga
Działający tartak
Działający tartak © amiga
Koło napędzające piłę
Koło napędzające piłę © amiga

Miło spędziliśmy godzinę z osadzie, jednak przed nami jeszcze sporo kilometrów do przejechania. Ruszamy, jednak po kilku km jesteśmy już przy Maczudze Herkulesa i zamku na Pieskowej skale, kolejna sesja... zaskakuje mała ilość turystów... chociaż to może i dobrze... przynajmniej dla nas :)

Maczuga Herkulsa
Maczuga Herkulsa © amiga
Zamek na Pieskowej Skale
Zamek na Pieskowej Skale © amiga
Lilie wodne?
Lilie wodne? © amiga
Zamek górujący nad okolicą
Zamek górujący nad okolicą © amiga

Wyjeżdżamy w kierunku Wielmoży, dalej Milonki i Zadroże. Tam krótki postój przy kościele, miały być tylko zdjęcia z zewnątrz, ale trafiliśmy na faroża ;) Otwiera nam kościół, wchodzimy przez zakrystię i możemy zwiedzić wnętrze. Czaszki nie ma... Ksiądz tez gdzieś pojechał, cóż... zamykamy drzwi i odjeżdżamy w kierunku Trzyciąża i dalej Wolbromia. 
Kościół pw. Św. Marcina w Zadrożu
Kościół pw. Św. Marcina w Zadrożu © amiga
Ołtarz w kościele
Ołtarz w kościele © amiga
Piękne wnętrze
Piękne wnętrze © amiga
Droga  794 jest obrzydliwa, pędzące samochody, trochę tirów, zero przyjemności z jazdy, w końcu nie wytrzymujemy i w Chełmie skręcamy na nieco bardziej boczne drogi... Uspokajamy się, tylko podjazd dodatkowy mamy gratis. Wolę jednak podjeżdżać, niż jechać wśród Tirów... Dzięki temu zabiegowi trafiamy na drewnianą kaplicę. Zauważa ją Karolina, na zjeździe skupiłem się na tym by nie fiknąć kozła ;) nie rozglądałem się... a szkoda. 
W drodze do Wolbromia
W drodze do Wolbromia © amiga
Kapliczka Matki Boskiej Częstochowskiej w Wolbromiu
Kapliczka Matki Boskiej Częstochowskiej w Wolbromiu © amiga
Wjeżdżając do Wolbromia, w oczy rzuciła nam się reklamę Gospody pod lasem, udaje nam się je odszukać, miejsce... dziwne, tuż przy ośrodku sportowym, tyle, że gdzieś z tyłu, przy budynkach gospodarczych. Już myślałem by zawrócić, nie wyglądało to dobrze, jednak gdy dotarliśmy pod drzwi... już nieco inaczej to się przedstawiało. W środku przyzwoicie. Jesteśmy głodni, zamawiamy Schabowego z frytkami i surówkami. Dostajemy obiad po 5 minutach :) Szok... Może kucharz nie należy do światowej czołówki, ale wszystko było świeże i smaczne, w kotlecie było mięso :) Porcje jak dla słoni...

Najedzeni po uszy ruszyliśmy dalej, dość długi odcinek przelotowy, aż do Bydlina, gdzie odwiedzamy ruiny zamku i Kaplicę cmentarną :) 

Bydlin - Kaplica cmentarna pw. Pocieszenia NMP
Bydlin - Kaplica cmentarna pw. Pocieszenia NMP © amiga
Ruiny zamku w Bydlinie
Ruiny zamku w Bydlinie © amiga
Ruiny zamku w Bydlinie
Ruiny zamku w Bydlinie © amiga

Kierujemy się na Ogrodzieniec, a raczej Podzamcze, kierunek przez Krzywopłoty i dalej na krechę na Ryczów... To najcięższy odcinek z jakim przyszło nam się zmierzyć, początkowo jedziemy po bardzo zniszczonym asfalcie, wyszukując resztek bardziej prostych łat... Za to dalej dobre 3 km po kopnym piasku i pod górkę... Tracimy dobre kilkadziesiąt minut wpychając rowery... Gdy docieramy do Ryczowa odpuszczamy strażnicę... Zmęczenie dało znać o sobie. Do Podzamcza już nie kombinujemy, zero skrótów, tylko asfalt... W pobliżu zamku trwają remonty dróg... niedobrze, szybkie zdjęcie, jeszcze zakupy w pobliskim sklepie i możemy udać się na Bzów i Kromołów, to jeden z najfajniejszych odcinków dzisiaj :) widoki... wow... chociaż kilka górek było ;) A może właśnie dlatego? 
Zamek w Ogrodzieńcu
Zamek w Ogrodzieńcu © amiga
Szlaki jurajskie w okolicach Ogrodzieńca
Szlaki jurajskie w okolicach Ogrodzieńca © amiga
Oj piękna okolica
Oj piękna okolica © amiga
W Kromołowie obowiązkowy postój przy źródłach Warty, kilka razy przejeżdżałem tuż obok, ale nigdy nie było okazji by podjechać w to miejsce. 
Kromołów - Źródła Warty
Kromołów - Źródła Warty © amiga

Do Włodowic gdzie mamy kolejny nocleg, już niedaleko, jednak mojej przerwie związanej ze złamaniem ręki, odczuwam dyskomfort, co jakiś czas muszę rozprostować dłoń, ale nie to jest najgorsze... 4 litery mnie uwierają, najchętniej już bym zszedł z roweru. Powolutku jednak docieramy na miejsce. Co ciekawe jest jeszcze jasno, otwarte są 3 sklepy, knajpka... Odnajdujemy nasz nocleg u Niny... Trochę nas zaskoczył budynek. Widać informację o dofinansowaniu z UE.. wchodzimy do knajpki na parterze. Okazuje się, że dobrze trafiliśmy. Miła gospodyni prowadzi nas na komnaty, jest czyściutko, dostęp do kuchni, właścicielka udostępnia nam pralkę, rowery też mają swoje miejsce :) Rewelacja. Po szybkim rozpakowaniu jedziemy jeszcze do "centrum" zaliczyć kilka atrakcji i zrobić zakupy... 
Stary młyn we Włodowicach
Stary młyn we Włodowicach © amiga
Ruiny pałacu we Włodowicach
Ruiny pałacu we Włodowicach © amiga
Przez bramę na teren kościoła
Przez bramę na teren kościoła © amiga
Kościół Bartłomieja Apostoła we Włodowicach
Kościół Bartłomieja Apostoła we Włodowicach © amiga
Włodowice - Kaplica Cmentarna
Włodowice - Kaplica Cmentarna © amiga
Słońce już zachodzi
Słońce już zachodzi © amiga
Słońce powoli zachodzi gdy wracamy. Wieczorem jeszcze pranie, późna kolacja i knujemy plany na jutro :)
To był długi ale bardzo przyjemny dzień... 

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl

Dzień 3 - Z Zalipia do Węgrzyc

Niedziela, 13 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy



Minęła noc, poranek chłodny, około 5:00 zaczęło padać. Po pobudce sprawdzamy prognozy pogody, radary, powinno przestać padać do 7:00. Nie jest źle. Jednak temperatura... 11 stopni... nie zachęca do wyjazdu. Na spokojnie przygotowujemy śniadanie z tego co udało się znaleźć wczoraj w pobliskim sklepie :), Kawa i zbieramy manatki. 
Opady kończą się dopiero po 8:00, jakieś pół godziny później żegnamy się z właścicielami i ruszamy do pobliskiego Zalipia. 

Śniadanie ;) - sklep wiejski był licho zaopatrzony

Śniadanie ;) - sklep wiejski był licho zaopatrzony © amiga

Wioska zaskakuje, jest mocno rozproszona, domy niestety nie wszystkie umalowane, głównie te starsze, te bez ocieplenia, bez nowej elewacji. Za to malunki pojawiają się w różnych zaskakujących miejscach, na ulach, budach, stodołach... co chwilę zatrzymujemy się robimy fotki... 
Gościna u Babci
Gościna u Babci © amiga
Kolorowe ule
Kolorowe ule © amiga
Kościół pw. św.Józefa Oblubieńca i NMP w Zalipiu
Kościół pw. św.Józefa Oblubieńca i NMP w Zalipiu © amiga
Przedsionek kościoła w Zalipiu
Przedsionek kościoła w Zalipiu © amiga
Wnętrze kościoła w Zalipiu
Wnętrze kościoła w Zalipiu © amiga
Krzyż w przedsionku
Krzyż w przedsionku © amiga
Jeszcze raz kościół w Zalipiu
Jeszcze raz kościół w Zalipiu © amiga
OSP w Zalipiu - ciekawe jak wygląda wóz ;)
OSP w Zalipiu - ciekawe jak wygląda wóz ;) © amiga
Być może był to sklep?
Być może był to sklep? © amiga
Starusieńki domek
Starusieńki domek © amiga
Kierujemy się na Dom Malarek, to kolejne zaskoczenie, spodziewałem się czegoś drewnianego 100 letniego... a tutaj mamy nowy parterowy budynek ozdobiony tu i ówdzie. Dopiero za nim odnajdujemy niesamowicie wymalowane... wszystko :) włączenie ze stołami i drzewami :). Mija dobre kilkanaście minut :)
Dom Malarek - spodziewałem się czegoś innego ;)
Dom Malarek - spodziewałem się czegoś innego ;) © amiga
Przy domu malarek
Przy domu malarek © amiga
Zegar słoneczny, dzisiaj zepsuty ;)
Zegar słoneczny, dzisiaj zepsuty ;) © amiga
Pomalowane drzewa
Pomalowane drzewa © amiga
Dom Malarek
Dom Malarek © amiga
Kwiaty w ogródku
Kwiaty w ogródku © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga
W moim magicznym domu.  ciepło jest i bezpiecznie.  Gościu znużony, gościu znudzony, jeśli ci kiedyś będzie po drodze, zajrzyj tu do nas koniecznie
W moim magicznym domu. ciepło jest i bezpiecznie. Gościu znużony, gościu znudzony, jeśli ci kiedyś będzie po drodze, zajrzyj tu do nas koniecznie © amiga

Jadąc dalej zauważamy napis zwiedzanie, pamiątki... skręcamy do Zagrody Trojniaków, na miejscu trafiamy na innych turystów, właścicielka oprowadza nas po chałupinie, pokazuje przedmioty ręcznie robione, ręcznie malowane, opowiada o historii tego miejsca, skąd wzięły się malowidła, wspomina Felicję Curyłową od której to się zaczęło. Sporo ciekawych informacji, tyle, że kobieta gada jak nakręcona... czasami powtarzając się ;). "Zwiedzanie" kosztuje 2 zł, ale dodatkowo kupujemy drobne upominki, pozostali turyści też zostawiają trochę grosza :). Było wiele pięknych rzeczy, tylko wieźć to na rowerze to bez sensu... może kiedyś w innych okolicznościach się obkupimy bardziej :)

W zagrodzie Trojniaków
W zagrodzie Trojniaków © amiga
Betlejka ;) Zalipska
Betlejka ;) Zalipska © amiga

Nieopodal znajduje się Zagroda Felicji Curyłowej niestety trwa remont, nie będzie możliwości zwiedzania, cóż... będzie powód by tutaj wrócić. Naprzeciwko znajduje się kolejny dom pięknie wymalowany, szyld wskazuje, że można tutaj kupić pamiątki. My już jednak mamy drobiazgi i możemy jechać dalej. Przy okazji, Dom Malarek i te 2 miejsca do zwiedzania są otwarte od około 11. Zagroda Trojniaków chyba wyjątkowo otworzyła się wcześniej :)

Zagroda Felicji Curyłowej
Zagroda Felicji Curyłowej © amiga
Tutaj też można kupić pamiątki
Tutaj też można kupić pamiątki © amiga
Wszędzie można trafić na malunki
Wszędzie można trafić na malunki © amiga

Opuszczamy Zalipie, jako, że nie mamy map korzystamy w dalszym ciągu z nawigacji, wspieramy się jednak mapami umieszczonymi przy atrakcjach małopolskiego. Daje to sporo, inaczej przejazd byłby nieco bez sensu... Podjeżdżamy pod kościółki drewniane, pod stare cmentarze. W Otfinowie krótki postój przy sklepie, chwila rozmowy z tubylcami i radzą nam jak jechać dalej. W efekcie jak się później okaże, nadrabiamy nieco drogi, jadąc do promu dookoła ;) Stan wody na Dunajcu nie jest zbyt wysoki, brak większych opadów, lekka susza. Może nie jest tak źle jak 2 lata temu na Bugu, jednak brak wody jest widoczny. 
Kościół Świętego Zygmunta w Żelichowie
Kościół Świętego Zygmunta w Żelichowie © amiga
Cmentarz z I wojny światowej przed Otfinowem
Cmentarz z I wojny światowej przed Otfinowem © amiga
Krótka przerwa na promie na Dunajcu
Krótka przerwa na promie na Dunajcu © amiga
Niski poziom wody
Niski poziom wody © amiga
Po przepłynięciu Dunajca, jedziemy ciut dookoła, zaliczając kolejny cmentarz wojskowy, docieramy do Zborowa gdzie znajduje się drewniana dzwonnica. Gdy robimy zdjęcia zaczynają się kręcić mieszkańcy, stroją kościół, wieszają kwiaty. Chyba będą dziś świętować. Czyżby to dożynki? Wyjeżdżając natykamy się na fury wiozące wystrojone osoby, może zespoły ludowe? Aż szkoda, że wyjechaliśmy tak wcześnie.
Cmentarz z I Wojny Światowej w okolicach Miechowic Małych
Cmentarz z I Wojny Światowej w okolicach Miechowic Małych © amiga
Ukwiecone ogrodzenie kościoła
Ukwiecone ogrodzenie kościoła © amiga
Drewniana dzwonnica przy kościele w Zaborowie
Drewniana dzwonnica przy kościele w Zaborowie © amiga
Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Zaborowie
Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Zaborowie © amiga
Dzwonnica przykościelna w Zaborowie
Dzwonnica przykościelna w Zaborowie © amiga
Słonecznik
Słonecznik © amiga
Zbliżamy się nieubłaganie do miejsca gdzie nasze mapy analogowe coś już pokazują, to okolice Ujścia Solnego nad Rabą. Po drodze oczywiście zaliczamy kilka atrakcji. 
Dwór w Dołędze
Dwór w Dołędze © amiga
Zabytkowy pałac Kępińskich w Szczurowej
Zabytkowy pałac Kępińskich w Szczurowej © amiga
Ujście Solne - remiza strażacka
Ujście Solne - remiza strażacka © amiga
Drewniany domek w Ujściu Solnym
Drewniany domek w Ujściu Solnym © amiga
I wszystko było by w porządku gdyby nie most. Jest długi, jest wąski, jazda na nim to wahadło, po kilka samochodów raz w jedną, raz w drogą stronę, bardzo wąski chodnik... Czas na przejazd na tyle krótki, że jadące samochody muszą się spieszyć, myślę, że 80-90 km/h to norma. Częściowo prowadząc rower, częściowo jadąc docieramy na drugi brzeg. Rowerem w żaden sposób nie ma możliwości przejazdu na jednych światłach... Cały czas trzeba obserwować, czy z drugiej strony nie ruszają, czy nie trzeba zjechać, uciec na bok. Przyznam się, że do tej poty nie widziałem tak złego rozwiązania. Most nie robi wrażenia starego. czyżby brakło kasy? 
Chyba najgorsza możliwa przeprawa przez rzekę z jaką miałem do czynienia - Ujście Solne
Chyba najgorsza możliwa przeprawa przez rzekę z jaką miałem do czynienia - Ujście Solne © amiga
Wały przy Rabie
Wały przy Rabie © amiga
Po drogiej stronie docieramy do Nowego Brzeska, to dobra pora na obiad, w centrum nijak, jest kebab, ale odstrasza, jest hotel, ale zamknięty. kilka sklepów, ale nie o to nam chodzi. Zamieniamy kilka słów z miejscowymi. Kierując nas do klasztoru Ojców Pijarów, Podobno tam jest restauracja. Jedziemy. Na miejscu spinamy rowery, wchodzimy do środka i... szok... Piękny 3 gwiazdkowy hotel, fajna restauracja. Siadamy zamawiamy.... Jedzenie pyszne, nie za drogie. Za solidny obiad (wzięliśmy placek z gulaszem i surówki + największą kawę) zapłaciliśmy coś koło 50 zł. Porcje wielkie. Ciężko się ruszyć. Jednak trzeba. Czeka nas około 40 km w kierunku Krakowa. Pewne jest jedno, płasko już nie będzie :)
Nowe Brzesko - zespół klasztorny Ojców Pijarów i Hotel i Restauracja św. Norberta
Nowe Brzesko - zespół klasztorny Ojców Pijarów i Hotel i Restauracja św. Norberta © amiga
Okolice Rudna Dolnego
Okolice Rudna Dolnego © amiga
Na polach w okolicach Wierzbna
Na polach w okolicach Wierzbna © amiga
Droga do Wierzbna
Droga do Wierzbna © amiga
Tak jak się spodziewaliśmy górki, dolinki, na tych pierwszych prędkość spada < 10 km/h na drugich przekracza 30 :). Pogoda zmienia się, wyszło słońce, jest przyjemnie ciepło... coś pięknego. Podziwiamy okolicę, rozglądamy się na boki. Jednak po głowie chodzi nam nocleg. Szukamy na mapie noclegowni... Niestety długo, długo nie ma nic. W Wysiołku Luborzyckim jest zaznaczona agroturystyka. Okazuje się na miejscu że to katolicki dom pielgrzyma - Kolping. Nikogo nie ma, Karolina dzwoni na podany telefon, dowiaduje się, że pani jest gdzieś na wyjeździe, dzisiaj mają zamknięte, musiałaby gdzieś dzwonić, ktoś musiałby przyjechać... cena 50 zł za osobę... Odechciewa się wszystkiego. Dziękujemy za taką łachę... 
Drewniana kaplica św. Barbary (1892) w Wierzbnie
Drewniana kaplica św. Barbary (1892) w Wierzbnie © amiga
Siedliska - kapliczka na szczycie podjazdu
Siedliska - kapliczka na szczycie podjazdu © amiga
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Biórowie Wielkim
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Biórowie Wielkim © amiga
Drewniany kościółek WNMP w Biórowie Wielkim
Drewniany kościółek WNMP w Biórowie Wielkim © amiga
Szkoda, że był zamknięty
Szkoda, że był zamknięty © amiga
Obdzwaniamy kilka miejsc noclegowych znalezionych na necie i znajdujemy :) tuż przy Krakowie, dokładniej w Węgrzycach. Gnamy tam bo czasu wiele nie ma do zachodu słońca. gdy docieramy na miejsce jest już ciemno. pokój jest lekko klaustrofobiczny... dziwnie umieszczone wejście do łazienki... ta ostatnia wygląda jakby przeniesiono ją z lat 70 tych :). Przy czym nie jest źle. Rowery nocują z nami w pokoju... Niestety sklepy pozamykane. Ratujemy się na pobliskiej stacji benzynowej. Mamy jeszcze trochę czasu by rozrysować naszą jutrzejszą trasę :). Noclegu poszukamy w trasie... 
A jeszcze jedno... nocujemy w Hoteliku u Niny. Ceny wysokie. Kolping byłby nieco tańszy, ale obsługa skutecznie nas zraziła do siebie. Gdy uwzględnimy śniadanie w pierwszym dniu w hotelu 3 gwiazdki, to Nina jest droższa od tego hotelu. Najważniejsze, że mieliśmy kont do spania i plany na jutro :)

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl

Dzień 2 - Przez Lanckoronę do Wieliczki, Bochni, Tarnowa i Pilczy Żelichowskiej

Sobota, 12 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Drugi dzień wyprawy, a w zasadzie to pierwszy w pełni rowerowy, do pokonania około 100 km, przynajmniej tak twierdzi google ;)
Poranek jest jednak nieciekawy, leje deszcz, słychać odgłosy pobliskiej burzy, za oknem psy szczekają.... Udajemy się więc spokojnie na śniadanie. Jak na mały hotel jest pyszne, syte, to największa zaleta tego miejsca. Przeglądamy mapy radarowe, to coś powinno nas raczej ominąć, jesteśmy gdzieś na brzegu ulew... tyle, że będziemy się poruszali w kierunku gdzie może popadać. Niespiesznie się zbieramy w efekcie po kolejnej burzy wyjeżdżamy przed 9:00... Strasznie późno, ale trudno, kierunek Lanckorona. 


Kilka km dalej zatrzymujemy się pod wiatą na przystanku, zbyt mocno leje. Mija dobre kilkanaście minut, jest jakby lepiej, wsiadamy na rowery i jedziemy, wkrótce zjeżdżamy z głównej drogi, zaczynają się podjazdy ;) 
Z sakwami ciężko się jedzie pod górkę, mijają nas samochody, gdzieś za Biertowicami, źle skręcamy, niby wszystko się zgadza, tylko coś nie podoba mi się kierunek, kościół jest nie po tej stronie, zatrzymujemy się pora przyjrzeć się mapą, zaglądam na OSMANDa. Wszystko jasne... Za karę mamy zjazd do Sułkowic. 
Zrobiło się nieciekawie, ciemne deszczowe chmury wiszą nad nami

Zrobiło się nieciekawie, ciemne deszczowe chmury wiszą nad nami © amiga

Zatrzymujemy się przy kościele w centrum, pora na krótką przerwę, zaglądamy ponownie na mapy, przy drodze są oznaczenie kierunku na Lanckoronę, tle że odległości się nie zgadzają, na znakach jest 9 km nawigacja podaje mi około 6. Spora różnica, tym bardziej, że całość będzie pod górkę. W oddali odzywa się burza... nie wróży to dobrze. W górach na szczycie jest to średnio przyjemne. 
Parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sułkowicach
Parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sułkowicach © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga
Podjazd miejscami bardzo ciężki, ledwo kręcimy, na dokładkę nad Lanckoroną widać wiszącą chmurę, szczyt przykrywa chmura. Zaczyna padać, kryjemy się pod drzewem, mija 5 minut i można znowu jechać, ostatni kilometr... i docieramy na miejsce. 
W drodze na Lanckoronę
W drodze na Lanckoronę © amiga
Przed chwilą to podjechaliśmy, lekko nie było
Przed chwilą to podjechaliśmy, lekko nie było © amiga
Śliskie granitowe kamienie
Śliskie granitowe kamienie © amiga
Kafejka na szczycie, tego nam trzeba
Kafejka na szczycie, tego nam trzeba © amiga
Postój przy kafejce, o tej porze i po górkach, aż prosi się o pyszną kawę i jakieś ciastko... rozmawiamy... kombinujemy... i pada pomysł, a może nieco wspomóc się pociągiem? Z rana straciliśmy 2 godziny przez deszcze, nocleg mamy 100km od Lanckorony... Zaglądamy na mapy... W Kalwarii Zebrzydowskiej jest stacja kolejowa, sprawdzamy rozkład jazdy pociągów. O 11:33 jest pociąg do Krakowa. Mamy około pół godziny czasu... Wypijamy kawę w minutę, ciastko też niknie i ruszamy... 4 km do dworca... Powinniśmy dać radę. 
Jesteśmy ciut przed czasem, zabawa w przenoszenie rowerów po schodach, a można było przejść ;) dołem, ale to rozwiązanie zauważyliśmy dopiero gdy rowery były na szczycie przejścia. Po wejściu do pociągu zaczyna lać... Udało nam się. 

Wysiadamy na stacji Kraków Swoszowice. Kierunek Bochnia, początkowo jedziemy głównymi drogami wojewódzkimi, ale są tragiczne, gdy tylko nadarza się okazja odbijamy nieco bardziej na bok... Jest zdecydowanie spokojniej. Można podziwiać krajobraz, szkoda tylko że horyzont przysłaniają chmury i zamglenia, chociaż im bardziej na wschód tym pogoda lepsza :)
Stacja Kraków Swoszowice
Stacja Kraków Swoszowice © amiga

Na szczycie
Na szczycie © amiga
Chwila odpoczynku po zjeździe z DW 966
Chwila odpoczynku po zjeździe z DW 966 © amiga

Droga jednak trochę Nudna, do Wieliczki, gdzie kilka minut postoju, kolejne omówienie trasy, drobne korekty i jedziemy dalej, w końcu do Bochni coraz bliżej :)
Cmentarz w okolicy Suchoraby
Cmentarz w okolicy Suchoraby © amiga
Gdzieś za tym stawem powinien być pałac
Gdzieś za tym stawem powinien być pałac © amiga
Okolice Cichawy
Okolice Cichawy © amiga
W Wieliczce,w tle widok na kopalnię soli, a z przodu plac do nauki jazdy, plac zabaw... coś pięknego
W Wieliczce,w tle widok na kopalnię soli, a z przodu plac do nauki jazdy, plac zabaw... coś pięknego © amiga
W centrum Wieliczki
W centrum Wieliczki © amiga
Ciekawy pomysł, chociaż nie oryginalny
Ciekawy pomysł, chociaż nie oryginalny © amiga

Wjeżdżamy na Trakt Królewski, szkoda, że pogoda nie jest lepsza, ale przynajmniej nie pada. Spoglądamy na zegarek, zaglądam do OSMAnd-a od tego miejsca mamy 75km i tylko 4 godziny do zachodu słońca, to nie jest dobra wróżba... Karolina rzuca pomysł... może znowu wspomożemy się koleją? Przystaję chętnie na tą propozycję, gnamy do Bochni na dworzec, jest nieźle, pociąg ma być za kilkanaście minut. Pora coś przegryźć, dzisiaj tylko banany, Grześki... i woda... W pobliżu jest sklep, są bułki, jest ser, będą kanapki ;)

Piękna okolica
Piękna okolica © amiga

Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Chełmie
Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Chełmie © amiga
Przy kościele w Chełmie
Przy kościele w Chełmie © amiga
Przyjeżdża pociąg, wsiadamy, w między czasie uświadamiamy sobie, że nie mamy map okolic Tarnowa. Ale w końcu Tarnów to duże miasto, powinniśmy coś bez problemu kupić. Gdy dojeżdżamy na miejsce wizyta w sklepiku dworcowym, jest mapa ale miasta. Do niczego nam nie jest potrzebna. Jest jeszcze Zakopane, tylko po co? Dziwne to... 
Włączam nawigację, jak nie z mapą to pojedziemy za nią, chociaż, nie do końca jestem z tego zadowolony. Gdy jesteśmy na wysokości galerii handlowej, zatrzymuję się i pędzę do środka, docieram do księgarni... Pani mi proponuje jedyną mapą jaką mają... mapę Irlandii. Jakieś jaja... Pytam się o mapy jeszcze 2 miejscach... tragedia... nie ma nic... Zostaje tylko jedno zaufać OSMANDowi. 

Kościół Świętej Trójcy w Łęgu Tarnowskim
Kościół Świętej Trójcy w Łęgu Tarnowskim © amiga
Kaplica w pobliżu kościoła w Łęgu Tarnowskim
Kaplica w pobliżu kościoła w Łęgu Tarnowskim © amiga
Czas nieubłaganie ucieka, do zachodu słońca coraz bliżej, chmury na niebie dokładają swoje 3 grosze, ciemność zapada szybciej iż byśmy chcieli. W Żabnie aż prosiłoby się o dłuższy postój, ale nie ma jak... Kręcimy dalej... krótkie postoje to tu to tam, gdy tylko coś nas zauroczy, zwróci naszą uwagę. 
Nadrzewne grzyby
Nadrzewne grzyby © amiga
W centrum Żabna
W centrum Żabna © amiga
Robi wrażenie
Robi wrażenie © amiga
Chyba największym zaskoczeniem był napis Nieciecza i z daleka widoczny stadion... Musieliśmy się zatrzymać, musieliśmy zrobić zdjęcie, drugiej takiej okazji może nie być :)
Bruk-Bet Termalica Nieciecza
Bruk-Bet Termalica Nieciecza © amiga
Wieje silny wiatr
Wieje silny wiatr © amiga
Jest coraz ciemniej, do kwatery coraz bliżej, tyle, że coraz mniej widać. W Pilczy Żelichowskiej jest już zupełnie ciemno, numeracja budynków jest chora, kolejność wg ich budowy. Kręcimy po wiosce, numery 50, 51, 102, 114... tylko naszej 116 jakoś nie ma. W końcu przy remizie trafiamy na tubylców lekko podchmielonych, zamieniamy kilka słów i kierują nas bezbłędnie, co ciekawe OSMAND twierdzi, że tutaj powinien być numer 42... cóż... Właściciele mili, spora gromadka dzieciaków dookoła domu się kręci. Za to wnętrza... jakiś szaleniec projektował, by dojść do pokoju trzeba przejść dość skomplikowany labirynt, w kuchni śmierdzi, stoły lepią się od brudu. Za to pokoik przyzwoity. Łazienka do przyjęcia. W zasadzie jesteśmy tutaj na jedną noc... Po drugie jak później się okaże to najtańszy nocleg... :) więc nie ma co narzekać :)

Najbardziej boli brak map... jutro przez 2 może 3 godziny też będziemy się posiłkować nawigacją... nasze mapy zaczynają się jakieś 30 km na zachód ;)

Opis Karoliny: Tymoteuszka.bikestats.pl

Wyprawa do Gdańska dzień pierwszy ;)

Piątek, 11 sierpnia 2017 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Lato w pełni, w zasadzie połowa już za nami, przez złamanie ręki uziemiony byłem przez 1.5 miesiąca. 1 sierpnia wsiadłem na rower. Pora na jakąś wyprawę. Od Jakiegoś czasu z Karoliną planujemy wspólny wyjazd... Początkowo po głowie chodził Kraków, ale to było jakiś czas temu, prognozy pogody wskazywały, że ten kierunek lepiej omijać, ma padać, lać, grzmieć. A to żadna przyjemność jechać w deszczu, pomiędzy błyskawicami, z mokrym tyłkiem... Tydzień przed obieramy więc bardziej pewny kierunek... Gdańsk, Olsztyn... tam ma świecić słońce, powoli wszystko się krystalizuje, jednak.... dzień przed wyjazdem pojawiły się problemy, pierwszy to zmiana prognoz, drugi... to problem z rezerwacją miejsc na rowery w pociągu. Próby kombinowania na niewiele się zdały, po głowie chodziło mi kupienie pokrowców podróżnych na rowery... Prognozy jednak zweryfikowały kierunki... po raz kolejny... Bezpieczniejszy będzie Wrocław ;), jednak tuż przed zakupem biletów, wracamy do pierwotnego wariantu, lektura meteo.pl napawa optymizmem, to jednak Kraków będzie słoneczny... 

Przygotowania do wyjazdu idą mi opornie, problemy w domu, do kompletu rehabilitacja, wizyta w szpitalu burza w nocy, zalanie mieszkania przez nieżyjącego już sąsiada... powodują, że w nocy przed śpię niecałe 3 godziny. Kończę się pakować około 6:00. Pociąg mam po 8:00. Jest trochę czasu, ale oczy na zapałkach, a kawa leje się strumieniami ;)

W końcu nadchodzi pora wyjazdu, jadę oczywiście do Tomaszowa z przesiadką w Koluszkach. Jako, że to IC to standardowo pojawia się problem z rowerem, bo miejsce jest przeznaczone zarówno na bagaże jak i rowery, to chore rozwiązanie. Po interwencji konduktora, walizki zostają przeniesione i rower jednak zawisa na haku. Mogę chwilę odpocząć. 

W Koluszkach 40 minut przerwy, wychodzę na miasto, jest upalnie, kupuję lody, jest jakby lepiej, rowerowi też coś się należy, wiec podjeżdżam na myjnię, miałem to zrobić wczoraj, jednak wszystko się pokomplikowało... 2 zł i rower wygląda porządnie :)

Wsiadam do pociągu do Tomaszowa, nawet nie szukam haków, wysiadam za 30 minut, postoję. Na miejscu mam 3 godziny, jadę do Karoliny, powitanie :), gadu-gadu, czas leci. Dochodzi 15... pora się pozbierać. Już w 2-kę udajemy się na dworzec. Pociąg dociera prawie o czasie. 2 godziny jazdy przed nami... 2 godziny pogaduch... Wyjątkowo w tym składzie jest nieco więcej miejsca na rowery. Tak można jechać. Tyle, że przed Włoszczową pociąg staje, 40 minut z głowy, przepuszczamy jakieś 2 składy... Nie wróży to dobrze. Nocleg mamy w Krzywaczce około 30 km od Krakowa. 
Kraków znad Wisły
Kraków znad Wisły © amiga
Będzie ciężko zdążyć przez zmrokiem, ale może damy radę :), Wyjazd z Krakowa tragedia, chcieliśmy odwiedzić stare miasto, Kazimierz, ale tysiące osób i remontowane drogi skutecznie nad od tego odwiodły, marzymy by tylko wydostać się z miasta. Jak nie przepadam, za centrum Katowic, tak mam wrażenie, że u nas jest sielanka :). Centrum Krakowa jest gorsze niż Warszawska starówka. Wkurzają mnie naganiacze do klubów go-go, do escape-roomów, knajp... itd.. 

Uciekamy z Krakowa, trasę wybraliśmy wzdłuż Wisły do Tyńca, Skawinę, Radziszów i do Krzywaczki. Obserwujemy zachodzące słońce, 2 drobne pomyłki kosztują nas trochę czasu. Na jednej z dróg, za Radziszowem zwinęli most - będzie nowy, ale przejazdu nie ma. Tak przynajmniej twierdzą tubylcy. Nadłożone km mszczą się... Gdy docieramy na wysokość drogi 52 jest już ciemno... Musimy przejechać kawałem tą drogą, dla bezpieczeństwa wybieramy chodnik, to jakiś kilometr, może 2. Wszystko idzie spokojnie sprawnie do czasu gdy ni z tego, ni z owego pojawiają się schody, całe szczęście, że nie są wysokie, a kolejne stopnie dzieli metr. Momentalnie widzę siebie jak lecę, jak łamię rękę, udaje mi się zatrzymać, spoglądam na Karolinę, nic się nie stało, udało jej się też bezpiecznie wyhamować. Nie lubię takich niespodzianek. Jakby nie mogło być pochylni w tym miejscu. Nie zazdroszczę mieszkańcom. 
Już zachodzi słoneczko, za kościółem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie
Już zachodzi słoneczko, za kościółem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie © amiga

Docieramy do Hotelu pod Kogutkiem, rowery nocują pod schodami wewnątrz budynku, my mamy do dyspozycji całkiem niezły pokój, tyle, że brak klimatyzacji trochę rozczarowuje, wewnątrz jest gorąco, myślę, że około 26-28 stopni. Udajemy się jeszcze na kolację do przyległej karczmy. Jedzenie pycha :)

Noc niestety męcząca, gorąco robi swoje, a za oknem 2 burki sąsiadów ujadają jak oszalałe...

Podsumowując to Gdańsk zostaje na kiedyś tam, a teraz przyszedł niespodziewanie czas na Kraków :)

Opis Karoliny: http://tymoteuszka.bikestats.pl/

Bożocielnie na jurze z Karoliną :)

Czwartek, 15 czerwca 2017 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Czwartek, Boże Ciało..., dzień wolny, prognozy od jakiegoś czasu wskazywały, że będzie to ciepły dzień, prawie bezwietrzny... Od jutra w Polsce będzie lało, padało, wiało... szkoda, bo na ten weekend od dłuższego czasu mieliśmy plany, tylko co to za przyjemność marznąć w zimnym deszczu? Decyzja była trudna, nie ma co wypuszczać się za daleko. Za to... pod rozwagę mieliśmy 2 lokalizacje, okolice Częstochowy i Kielc... W zasadzie w ostatniej chwili została podjęta decyzja Częstochowa. 

Z rana pakuję się w pociąg, wysiadam nieco przed Częstochową w Korwinowie, to lepsze miejsce jeżeli chodzi o wylot na Olsztyn, tak mi się wydawało, tyle, że dojazd na miejsce spotkania, przy skrzyżowaniu z DK46, część drogi to jakiś obłęd, jadę po chodniku wzdłuż jedynki, psychika i znaki nie pozwalają mi wjechać na drogę. Ktoś tutaj o czymś zapomniał, nie tylko o rowerzystach, ale i o pieszych... 

Na miejsce spotkania z Karoliną docieram w chwili gdy i Ona tam wjeżdża... rozmawiamy kilka minut... może nawet kilkanaście, szybka wizyta na stacji i... ruszamy, początkowo DK46, za wiaduktem nad koleją, pojawia się rowerówka, piękna równa asfaltówka, o 9:30 prawie zero ludzi :) tak to można jechać :) Za stacją benzynową odbijamy na Skrajnicę i dopiero stamtąd wjeżdżamy do Olsztyna. W centrum kilka minut na focenie... i ustalenie dalszej trasy. Czasu specjalnie dużo nie ma, fajnie by było zahaczyć o Złoty Potok, może coś jeszcze... zobaczymy.... Z Olsztyna będziemy się kierować na Siedlec... a którędy? To wyjdzie w praniu, wiemy jedno, trzeba unikać piachu... 

Widać już zamek w Olsztynie
Widać już zamek w Olsztynie © amiga

Rynek w Olsztynie
Rynek w Olsztynie © amiga
Karolina przegląda zdjęcia
Karolina przegląda zdjęcia © amiga
Uśmiech jak zawsze od ucha do ucha :)
Uśmiech jak zawsze od ucha do ucha :) © amiga
Gdy opuszczamy centrum Olsztyna (w sumie to tam niewiele więcej jest poza centrum ;), wjeżdżamy na szlak, przy parkingu przed Sokolimi Górami, trochę terenu nie zawadzi, a na odległości możemy sporo zaoszczędzić, tylko czy to samo będzie z czasem? Wiem, że ta część jury potrafi być zdradliwa, wiem, by unikać czerwonego szlaku... pamiętam to jeszcze z Transjury, gdzie pierwsze 100 km było po piachu... 
Szlak nieco zaskakuje, owszem jest trochę piachu, nawet chwilami są nieco większe jego łachy, jednak da się przez to przejechać na cienkich kołach. Nie zmienia to faktu, że gdy wyjeżdżamy na asfalt, to czujemy ulgę... Lubię teren, tyle, że niekoniecznie piaszczysty ;)
Przy rezerwacie Sokole góry
Przy rezerwacie Sokole góry © amiga
Czerwone maki... na jurze
Czerwone maki... na jurze © amiga

Jedziemy przez Zrębice, w drewnianym kościółku trwa msza, masa ludzi, nie będziemy przeszkadzać, chociaż szkoda, że nie udało się wejść do środka, czy zrobić foty z zewnątrz. Będzie powód by tutaj wrócić ;) Część dróg którymi się poruszamy jest mi dziwnie znajoma, gdy przejeżdżamy koło kamiennego płotu prowadzącego na Siedlec poznaję to miejsce, za płotem jest pustynia Siedlecka, kiedyś  tam był umieszczony jakiś punkt kontrolny, na jakimś RNO, ale za diabła nie mogę sobie przypomnieć co to było, wydaje mi się, że chodzi o którąś z edycji Odysei, głowy za to nie dam ;)
Zrębice - Kaplica św. Idziego
Zrębice - Kaplica św. Idziego © amiga
Krzyż, przy źródełku św. Idziego
Krzyż, przy źródełku św. Idziego © amiga
Źródełko św. Idziego? Jakoś inaczej je sobie wyobrażałem
Źródełko św. Idziego? Jakoś inaczej je sobie wyobrażałem © amiga
Może ktoś chętny na kupno Piekła?
Może ktoś chętny na kupno Piekła? © amiga
W Siedlcu czy Siedlecu (?) kombinujemy przez chwilę z czarnym szlakiem pieszym dojeżdżamy do kamieniołomu Warszawskiego i wycofujemy się rakiem, to był zły pomysł, wracamy na asfalt. kierujemy się na Bramę Twardowskiego i dalej na Diabelskie mosty :). Kilka fot, kierunek Trzebniów... jedziemy czerwonym szlakiem, tyle, że odkrywany, po jakimś czasie, że to nie ten czerwony, w zamian zbliżamy się do Żarek... cóż. Pomyłka w sumie bez konsekwencji, w końcu to nie maraton, a może coś z tego będzie dobrego. Zaskakuje za to czerwony rowerowy, pamiętam, że było tutaj masę piasku, a w większości jedziemy idealnymi asfaltami... Docieramy wkrótce do Żarek. 
Bramki - droga do Bramy Twardowskiego
Bramki - droga do Bramy Twardowskiego © amiga
Tabliczka informacyjna
Tabliczka informacyjna © amiga
Brama Twardowskiego
Brama Twardowskiego © amiga
Czerwony rowerowy zaskakuje, ostatnio gdy tędy jechałem był piach
Czerwony rowerowy zaskakuje, ostatnio gdy tędy jechałem był piach © amiga
Samo miasto do tej pory traktowałem jako przelotowe, nie warte przerwy, zatrzymania się w nim, chyba, że po krótkie zakupy w sklepie. Dzisiaj mile mnie zaskoczyło, bo okazuje się, że znajduje się tutaj Sanktuarium, synagoga, kirkut, kościółek drewniany, młyn zamieniony obecnie na muzeum i... coś co mnie rozłożyło na łopatki - zespół stodół. Nazwa nijaka nie oddaje tego co zastaje się na miejscu... to kilkadziesiąt kamiennych stodół w centrum miasta, na dość sporym terenie... Wydaje się, że to miejsce umarło, bądź umiera, w każdym bądź razie nie ma pomysłu jak je wykorzystać, a jakby na to nie patrzeć to skansen w samym środku miasta :)
Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej w Żarkach
Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej w Żarkach © amiga
Zabudowania na terenie sanktuarium
Zabudowania na terenie sanktuarium © amiga
Zespół zabudowań stodół w Żarkach
Zespół zabudowań stodół w Żarkach © amiga
Młyn w Żarkach
Młyn w Żarkach © amiga
Synagoga w Żarkach
Synagoga w Żarkach © amiga
Kościółek św. Barbary w Żarkach
Kościółek św. Barbary w Żarkach © amiga
Na terenie kirkutu w Żarkach
Na terenie kirkutu w Żarkach © amiga
Kirkut w Żarkach
Kirkut w Żarkach © amiga
Spory cmentarz Żydowski
Spory cmentarz Żydowski © amiga
Połamane macewy wkomponowane w mur
Połamane macewy wkomponowane w mur © amiga
Kwiaty rosną wszędzie
Kwiaty rosną wszędzie © amiga
Przyroda upomniała się o to miejsce
Przyroda upomniała się o to miejsce © amiga
Powoli  wyjeżdżamy z Żarek, jedziemy śladem procesji, tuż przed sanktuarium jej końcówka wchodzi na jego teren. Minuta przerwy i możemy jechać dalej. Zahaczamy o Strażnicę Przewodziszowicką, tam w miejscu postojowym pałaszujemy pyszną domową pizze :).
Po obiedzie jedziemy dalej, kierunek pustelnia, która trochę zaskakuje, a raczej rozczarowuje, pustelnia to dość okazały kościółek, klasztor, połączony z czymś na kształt hotelu, tuż za trafiamy na miejsce gdzie można kupić dewocjonalia i kawę :). To ostatnie jest nam potrzebne... :) W ciągu minuty znika w naszych brzuchach... 
Pachnąca droga :)
Pachnąca droga :) © amiga
Strażnica Przewodziszowicka
Strażnica Przewodziszowicka © amiga
Poziomki zaczęły się czerwienić
Poziomki zaczęły się czerwienić © amiga
W pobliżu pustelni w Żarkach
W pobliżu pustelni w Żarkach © amiga
Najedzeni i napici źle zjeżdżamy i zamiast odbić na Trzebniów, wracamy w okolice kol. Czatachowej. wracać nie ma sensu, jedziemy więc tym samym szlakiem do Ostrężnika i dalej na Diabelskie Mosty, stąd już niedaleko do Złotego Potoku, główna droga jest obrzydliwa jak zawsze w tym miejscu wiec uciekamy nieco na bok, na czarny szlak rowerowy który doprowadza nad do tylnego wejścia do pałacu Raczyńskich. Po raz kolejny robimy kilka zdjęć, przyznam się, że pierwszy raz podjechałem tak blisko pod pałac, najczęściej zdjęcia robiłem znad pobliskiego stawu, a wjeżdżałem na teren główną bramą... 
Krajobraz rodem z Windowsa XP ;)
Krajobraz rodem z Windowsa XP ;) © amiga
Całkiem przyzwoity szlak
Całkiem przyzwoity szlak © amiga
Strażnica/Zamek i jaskinia Ostrężnik
Strażnica/Zamek i jaskinia Ostrężnik © amiga
Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku
Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku © amiga
Czas ucieka, musimy dotrzeć w okolice Olsztyna za około 90 minut... niby niedaleko, jednak obawiam się, że może wyskoczyć nam jakaś niespodzianka, w postaci piaskownicy... więc im szybciej wyjedziemy tym lepiej. Na wprost pałacu znajduje się szlak Maryjny ;) lub jak kto woli Czerwony Pieszy szlak Orlich Gniazd lub  Droga Klonowa ;)... do wyboru do koloru... Nawierzchnia dość nieprzyjemna, sporo kamieni, rowerami nieco rzuca... jednak da się po tym jechać. Gdy docieramy w pobliże Siedlca, decyzja mogła być tylko jedna, asfalt więc wracamy na szlak którym wcześniej już jechaliśmy, to tylko kilka km, a powinno nam to nieco przyspieszyć przejazd. Ponownie jedziemy przy pustyni Siedleckiej i Zrębice... mamy tym razem nieco szczęścia...  kościółek jest pusty i otwarty, tzn częściowo otwarty, wewnątrz są zamknięte przeszklone drzwi... ale widać wnętrze :)
Kościół św. Idziego w Zrębicach
Kościół św. Idziego w Zrębicach © amiga
Wewnątrz Kościoła św. Idziego
Wewnątrz Kościoła św. Idziego © amiga
Końcówka wycieczki to czerwony rowerowy, aż do samego Olsztyna, tam mamy chwilę by odsapnąć, pakujemy rowery i zostaję podwieziony do Częstochowy. 
Skałki w okolicy Olsztyna
Skałki w okolicy Olsztyna © amiga
Piachy też się trafiają
Piachy też się trafiają © amiga
Po drugiej stronie jest zamek w Olsztynie
Po drugiej stronie jest zamek w Olsztynie © amiga
Szczęśliwa Karolina po przejechaniu kolejnej piaskownicy
Szczęśliwa Karolina po przejechaniu kolejnej piaskownicy © amiga
Na brak piasku nie możemy narzekać
Na brak piasku nie możemy narzekać © amiga
Wieża zamkowa na skale
Wieża zamkowa na skale © amiga
Po pożegnaniu jadę dalej sam, do dworca niedaleko, ale rowerówka wzdłuż Alei Niepodległości to jakiś żart... są miejsca gdzie jeden rower ma problem by się zmieścić pomiędzy płotem, a słupami... to jakiś obłęd... To jest jeden z tych powodów dla których uważam, że rowerówki powinno się zlikwidować. Są niebezpieczne. 
Głupie pomysły na drogi pieszo-rowerowe w Częstochowie - wydaje mi się, że nie spełnia żadnych wymogów
Głupie pomysły na drogi pieszo-rowerowe w Częstochowie - wydaje mi się, że nie spełnia żadnych wymogów © amiga
Wkrótce docieram do dworca PKP, okazuje się, że mam sporo czasu, ląduję więc u pobliskiego chińczyka... jedzenie jak zawsze pycha... 
Dworzec PKP w Częstochowie
Dworzec PKP w Częstochowie © amiga
Do domu docieram po 21... zaczęło się ściemniać... jakoś mi to nie przeszkadza. 
Dzień spędzony aktywnie, w Towarzystwie Karoliny. Jak zawsze było to niesamowite spotkanie. Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłem ;) Szkoda tylko, że prognozy na weekend pokrzyżowały nam plany... ale... co się odwlecze to nie uciecze :)


Powrót z Tomaszowa

Niedziela, 21 maja 2017 · Komentarze(2)
Niedziela do około 15 dość spokojna, chociaż z rana mała nerwówka, obsuwa czasowa... ale wszystko się udało :), Na rowery wsiadamy z Karoliną po 15, czy nawet coś około 16... czasu niewiele, muszę wrócić do Katowic, ostatni pociąg jedzie chwilę po 20... Trasa minimum to około 30 km ;), ale... jedziemy nieco inaczej... troszkę dookoła, część dróg widzę pierwszy raz, to głównie przez to, że ten odcinek traktuję najczęściej jako dojazdówkę... a trochę szkoda, Karolina coś zagaduje by odszukać kirkut w pobliżu Wolborza. Uzbrojeni w mapę i gpsa udajemy się w pobliże tego miasteczka :) Po drodze Posterunkowa zauważa bociana pasącego się na łące... ;) Trzeba stanąć, zrobić mu kilka zdjęć i ruszamy dalej... 

Bocian na łowach
Bocian na łowach © amiga
Ciekawe co znalazł?
Ciekawe co znalazł? © amiga
Koleżanka bociana ;)
Koleżanka bociana ;) © amiga
Przed Wolborzem, w miejscu gdzie wskazuje mapa nie widać macew... nie ma niczego co wskazywałoby, na Kirkut.... coś jest nie tak, trochę błądzimy, kombinujemy i w końcu zaglądam na internet... z niego dowiadujemy się, że macewy zostały bądź zniszczone, bądź zabrane, usunięte, a w samym miejscu poi cmentarzu widać jedynie miejsce gdzie było ogrodzenie, widać doły po wykopaniu macew... 
Dziwne jest to, że końcowego aktu dewastacji, dokonano w latach 80-90. Uzbrojeni w taką wiedzę, trafiamy bez błędu na właściwe miejsce. Wydaje mi się jednak, że na mapie jest delikatny rozjazd z lokalizacją, przestrzał jest o około 200m. Niby niewiele, ale jednak. 
Do Wolborza już niedaleko, wjeżdżamy do centrum, Karolina pokazuje mi nową informacją dotyczącą szlaku filmowego... Kilka zdjęć i musimy ruszyć dalej... tyle, że czas goni, ja muszę dotrzeć na pociąg, a Karolina przed zmrokiem do Tomaszowa... 
Resztki kirkutu w okolicach Wolborza
Resztki kirkutu w okolicach Wolborza © amiga
Filmowe Łódzkie
Filmowe Łódzkie © amiga
Pełna informacja
Pełna informacja © amiga
Po pożegnaniu gnam na Piotrków Trybunalski, wiatr z północnego-zachodu nie pomaga, nawigacja mówi mi, że dojadę na 8 minut przed odjazdem... mam mało czasu, ale też wiem, że jestem szybszy od nawigacji ;), pytanie tylko o ile... 
Bez postojów wpadam na stację, na tym odcinku odrobiłem 20 minut :), kupuję bilety, coś na ząb do pociągu i idę na peron. Pociąg przyjeżdża z 13 minutowym opóźnieniem... Ech... polska kolej... 
Czekając na pociąg
Czekając na pociąg © amiga
Do Katowic docieram wyjątkowo późno, jest 23:30 gdy ruszam spod dworca... w domu jestem około 20 minut później... Dystans może nie imponuje, ale w rana były inne zajęcia... a wycieczki rowerowe jeszcze będą :) na co liczę... 

Sobota w drodze... to Tomaszowa

Sobota, 20 maja 2017 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Dzień od rana lekko zamieszany, wczoraj Zakopane, wróciłem po 22, dzisiaj od rana szybka krzątanina, jeszcze trzeba przygotować się do wyjazdu, biorę sakwy, muszę kilka rzeczy zabrać ze sobą, w między czasie wymieniam łańcuch, smaruję łożyska w suporcie, wczoraj strasznie skrzypiały... i dalej nie wiem o co poszło. Łożyska są nowe, jedynie w środku w tulei było trochę wody i nieco piasku. Do samych łożysk nic się nie dostało... 

Wyjeżdżam jakoś po 10, mam sporo czasu, ale... po drodze zmieniam nieco kierunek podróży, skleroza nie boli, wracać mi się nie chce, wiec kierunek Załęże tam dostanę to co potrzebuję. Co jakiś czas spoglądam na zegarek, nie ma źle... po załatwieniu sprawy jadę tyłami na Kozielską, od dawna planowałem sprawdzić ten wariant, z okien pociągu widziałem, że powinno się dać tędy przejechać, pomimo, że to tereny kolejowe. 

Gdy już znalazłem się na Kozielskiej, zahaczyłem o kirkut, ostatni raz byłem tutaj z 10 lat temu... może dlatego, że zdjęcie w zasadzie tylko przez płot... chociaż niby ktoś się tym opiekuje, jakoś nie mam ochoty na szukanie, zresztą czasem też nie dysponuję jakimś nieograniczonym. Muszę dotrzeć do dworca... Pakuję się do środka, kupuję bilet i w drogę, do Częstochowy... 

Katowicki Kirkut
Katowicki Kirkut © amiga
Zarośnięty i chyba mało dostępny
Zarośnięty i chyba mało dostępny © amiga
Czas zleciał, mam chwilę by coś zjeść, to pora obiadowa ;), podjeżdżam pod kebaba, jest niezły... korcił mnie chińczyk w pobliżu, ale brak wolnych miejsc na zewnątrz skutecznie mnie odstraszył. Kebab też jest dobry ;) W końcu czas na drugą część podróży... kolejny pociąg, tym razem na Piotrków Trybunalski... 
W Częstochowie
W Częstochowie © amiga
Czekając na pociąg
Czekając na pociąg © amiga
Po dość krótkim czasie docieram na miejsce, wsiadam na rumaka i jadę dalej już jak człowiek ;) na rowerze, kierunek Koło... Droga pamiętam, że jest mocno dziurawa, coś jednak delikatnie się zmieniło, niektóre odcinki połatane, szkoda tylko, że nie zrobiono tego na całości. Cóż... W kole przy sklepie czeka na mnie już Karolina :), Mija chwila, witamy się i ruszamy do Tomaszowa, tym razem zależy nam na czasie, musimy odwiedzić pewien sklep, tylko czy będzie otwarty, w końcu jest sobota, późne popołudnie. 
Pedałujemy jak szaleni, byle zdążyć, meldujemy się w centrum, odwiedzamy kilka interesujących nas miejsc i.... nic z tego. To czego szukamy jest niedostępne, a szkoda. W zamian postanawiamy coś przegryźć ;) Co prawda dzisiaj zlot food tack-ów w centrum, ale coś nie mamy ochoty na takie jedzenie. Dzisiaj lepszy jest slow food. Dopiero po kolacji podjeżdżamy do celu... 
W sumie pomimo krótkiej wycieczki to był udany wyjazd... :)
Dzięki Karolina :)

W deszczu, we mgle i w słońcu - czyli majówka z Karoliną

Sobota, 6 maja 2017 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Poranek dnia szóstego.
Jest 5 rano gdy wstaję, mam trochę czasu, spoglądam za okno, pada, sprawdzam prognozy, radary, chyba nie będzie tak źle... 
Z domu wyjeżdżam z nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze, cieszę się też na spotkanie z Karoliną, długi weekend miał być inny, miało być ciepło, miała być wyprawa, a zima coś nie chce odpuścić, dzisiaj próbujemy ratować te resztki majówki... 

Na dworcu PKP melduję się około 6:20, pociąg już czeka, trasa niezbyt długa, do Oświęcimia, deszcz jakby odpuścił, jest wilgotno, czuć mgłę ale to wszystko. 

W Oświęcimiu melduję się trochę po 7, mam jeszcze czas, zaczyna jednak padać, podjeżdżam do Maka, tam jesteśmy umówieni... 
Wchodzę do środka, zamawiam kawę i coś na ząb... Zaczyna solidnie lać, sprawdzam radary, opady wyglądają na góra 15-20 minut... 

W między czasie dociera Karolina, namawiam ją na herbatę i przeczekanie opadów, mamy też okazję by pochylić się nad mapami... 

Gdy deszcz ustaje wychodzimy na zewnątrz, wsiadamy na rumaki i w drogę, wpierw zwiedzamy stare miasto w Oświęcimiu, już kiedyś zwróciłem uwagę na to, że miasto jest piękne, ale mało kto o tym wie, wszyscy turyści jadą do obozów Auschwitz-Birkenau, mało kto zatrzymuje się w centrum... 
Może to też brak pomysłu włodarzy... ? Krążąc po mieście kilka razy łapiemy się za głowy widząc co projektanci zrobili z ruchem w mieście, masa jednokierunkowych, niewiele ścieżek rowerowych, brak kontrapasów..., czasami jedyną możliwą opcją jest jazda por prąd, po chodniku... Są też problemy z odnalezieniem "atrakcji" o ile zamek jest łatwy do zlokalizowania, podobnie jak kościoły, to... polecam poszukania synagogi bez korzystania z mapy czy nawigacji... nam pomogła dopiero ta druga opcja... ;)


Rynek w Oświęcimiu

Rynek w Oświęcimiu © amiga
Mała panoramka centrum Oświęcimia
Mała panoramka centrum Oświęcimia © amiga
Mokre kwiatki
Mokre kwiatki © amiga

Zamek książąt Oświęcimskich
Zamek książąt Oświęcimskich © amiga
Może pojedziemy tamtędy?
Może pojedziemy tamtędy? © amiga
Synagoga w Oświęcimiu
Synagoga w Oświęcimiu © amiga
Krople wody
Krople wody © amiga

Gdy już udało zwiedzić się miasto pora z niego wyjechać, brak słońca nie sprzyja nam w określeniu kierunków, trochę przekombinowaliśmy, ale udało się wyjechać z Oświęcimia w kierunku Poręby Wielkiej, chcemy zaliczyć jak najwięcej budowli na szlaku architektury drewnianej, zresztą gdy Karolina planuje trasę to można być pewnym takich miejsc. Zresztą uwielbiam ja, uwielbiam stare kościółki, a im mniejszy tym lepszy, zapach starego drewna potęguje doznania :)
Niedaleko jest jeszcze pałac, obecnie funkcjonujący jako szkoła, może nie jest jakiś bardzo wystawny, ale jest w przyzwoitym stanie. 

Kościół pw. św. Bartłomieja w Porębie Wielkiej
Kościół pw. św. Bartłomieja w Porębie Wielkiej © amiga
Poręba Wielka Grottgerówka
Poręba Wielka Grottgerówka © amiga

Kierunek Grojec, tam wg mapy znajduje się kolejny drewniany kościół, kolejny pałac ;), ten pierwszy okazuje się otwarty, co mocno zaskakuje, mało tego, można podejść pod sam ołtarz, można poszukać czaszki, tą znajduje oczywiście Karola, ma oko... :)
Kościół Św. Wawrzyńca w Grojcu
Kościół Św. Wawrzyńca w Grojcu © amiga
Wewnątrz drewnianego kościółka
Wewnątrz drewnianego kościółka © amiga
Znalazła się i czaszka ;)
Znalazła się i czaszka ;) © amiga
Sufit w kościółku
Sufit w kościółku © amiga
Pobliski pałac z informacji jakie znalazłem później na necie, przeszedł w ręce prywatne, widać, że coś zostało zrobione, ale całość jest średnio dostępna, cóż, szybki zdjęcie i jedziemy dalej, jakiś kilometr może 2 dalej jest muzeum pszczelarstwa, jest co prawda zamknięte, ale fotografujemy pasieki zgromadzone na terenie "muzeum". 
Pałac Radziwiłłów w Grojcu
Pałac Radziwiłłów w Grojcu © amiga
Przy muzeum pszczelarstwa w Grojcu
Przy muzeum pszczelarstwa w Grojcu © amiga
Miś miał kiedyś w środku masę pszczółek ;)
Miś miał kiedyś w środku masę pszczółek ;) © amiga
Nieco dalej jedziemy lekko na czuja i jak to bywa źle skręcamy, błąd jest łatwy do naprawienia, ale za karę mamy solidny stromy podjazd ;), w ciągu chwili robi się nam ciepło :), tyle, że po podjeździe zawsze jest zjazd, dla odmiany nieco nas wychładza, ale wiemy, że będą kolejne górki, pagórki, podjazdy, przynajmniej tak mówi nam mapa. 

Jesteśmy w Osieku, zaczynamy zwiedzanie od kolejnego pałacu, teren zamknięty, ogrodzony, trwa remont... zawracamy i jedziemy szukać drewnianego kościółka nieco dalej, mapa 1:100000 nie upraszcza tematu, w jednym miejscy są czy kościoły, jak się okazuje jest to nowy kościół, za nim kaplica, a ten drewniany jest z boku nieco ukryty, chwilę zajmuje nam jego znalezienie, ale mamy go... tuż obok znajdują się dość intrygujące domki drewniane... Mamy kolejne zdjęcia... 
Pałac w Osieku
Pałac w Osieku © amiga
Drewniany kościółek św. Andrzeja w Osieku
Drewniany kościółek św. Andrzeja w Osieku © amiga
Drewniana chata w pobliżu kościoła
Drewniana chata w pobliżu kościoła © amiga
Kolejna piękna chatynka
Kolejna piękna chatynka © amiga
Do Andrychowa coraz bliżej, pogoda też się poprawia, może nie ma słońca, ale patrząc na drogi to tutaj nie padało... wiatr chyba zmienia kierunek, wieje od zachodu... i mam wrażenie, że jest silniejszy... W Głębowicach odwiedzamy drewniany kościółek, który... nie do końca jest drewniany... może inaczej... jest drewniany ale tylko częściowo. Ta część znajduje się z tyłu... Jako że dookoła rosną stare drzewa to mamy problem by go uwiecznić na zdjęciach... 
Matki Bożej Szkaplerznej w Głębowicach
Matki Bożej Szkaplerznej w Głębowicach © amiga
Głębowice Kościół Matki Bożej Szkaplerznej - od przodu
Głębowice Kościół Matki Bożej Szkaplerznej - od przodu © amiga
Pozostała długa prosta do Andrychowa, oczywiście nieco ją sobie komplikujemy jadąc piękną trasą widokową, gdyby tak jeszcze ta mgła nieco zelżała... ;) W Wieprzu zaliczamy kolejny kościół, niestety nie jest drewniany... chociaż nie należy do brzydkich ;)
Pagóry robią wrażenie, na mapie było bardziej płasko ;)
Pagóry robią wrażenie, na mapie było bardziej płasko ;) © amiga
Piękne widoki
Piękne widoki © amiga
Wieprz w dolinie - taka miejscowość koło Andrychowa ;)
Wieprz w dolinie - taka miejscowość koło Andrychowa ;) © amiga
Okolica niesamowita
Okolica niesamowita © amiga
Teraz z górki
Teraz z górki © amiga
Kościół Wszystkich Świętych w Wieprzu
Kościół Wszystkich Świętych w Wieprzu © amiga
Jesteśmy w Andrychowie, zaliczamy kilka miejsc w centrum, odwiedzamy punkt widokowy na Wieprzówce... i ponownie wracamy do centrum. Mija trochę czasu. Muszę wrócić do domu, Karolina zostaje na zawodach siatkarskich... wraz z wieloma kibicami Lechii Tomaszów. Chwila pożegnania i jadę do Czechowic-Dziedzic... 
Wieprzówka w okolicach Andrychowa
Wieprzówka w okolicach Andrychowa © amiga
Nad Wieprzówką
Nad Wieprzówką © amiga
Ktoś na mnie zerka zza Krzaczka
Ktoś na mnie zerka zza Krzaczka © amiga
A kuku ;)
A kuku ;) © amiga
Dworzec PKP w Andrychowie
Dworzec PKP w Andrychowie © amiga
Pałac Bobrowskich w Andrychowie
Pałac Bobrowskich w Andrychowie © amiga
Jedna z fontann w Andrychowie
Jedna z fontann w Andrychowie © amiga
Staw w centrum miasta
Staw w centrum miasta © amiga
Zielony szlak na Pańską górę
Zielony szlak na Pańską górę © amiga
Szkoda, że tak zamglone
Szkoda, że tak zamglone © amiga
Pięknie jest
Pięknie jest © amiga
Kolejna fontanna w centrum Andrychowa
Kolejna fontanna w centrum Andrychowa © amiga
Już nie mam specjalnie czasu na zwiedzanie, plan jest dość prosty, dojechać tam do dworca PKP, a później się zobaczy... Ostatni kilka km sprawia mi problem, uświadamiam sobie, że dzisiaj zjadłem 2 banany, kilka rzodkiewek, 2 kawy i kremówkę Wadowicką ;)... to nie za dużo... W Czechowicach dopadam żabkę, kupuję picie, jedzenie i idę na dworzec... mam trochę czasu. Pakuję się do pociągu i wracam do Katowic... 
Przydrożna czaszka ;)
Przydrożna czaszka ;) © amiga
Jest coraz cieplej, a pagórki takie same
Jest coraz cieplej, a pagórki takie same © amiga

Koniec dnia też zaskakuje..... pod domem czeka na mnie Grzesiek, namawia ka kilka km rowerem, cóż. jedziemy na rybaczówkę przy Giszowcu... tam godzina przerwy  i wracamy do domu. Słońce zachodzi, to był długi dzień... 
Zachód słońca
Zachód słońca © amiga


Ps. Dzięki za ten czas spędzony razem Karolino ma :)

Z wiatrem i pod wiatr.... z Karoliną i Mariuszem :)

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Niedziela od kilku dni zapowiadała się nieźle pojechana... :)

Dzień zaczął mi się jeszcze grubo przed świtem, ale Kto rano wstaje ten do Żakowic się pociągiem dostaje ;)
W domu szybkie pakowanie, wczoraj z powodu urodzin w rodzinie, zabrakło czasu na pakowanie, więc zamieszanie solidne, gdy przed wyjściem robię rachunek sumienia, jestem pewien, że mam wszystko. 

Na stacji w Katowicach
Na stacji w Katowicach © amiga

Włączam lampki na na dworzec PKP, noc jeszcze ciepła jest całe 11 stopni, rower sam pędzi, mam wiatr w plecy :) 
Na dworcu mam dobre kilkanaście minut... tarabanię się do środka... 4:45 pociąg rusza... tylko coś spać nie mogę... , tylko po co... zaglądam do map, próbuję na szybko odrobić zadanie domowe.... przyglądam się miejscowością za Koluszkami a przed Skierniewicami... i w tym momencie przypominam sobie gdzie leży Kompas ;)... Mogę mieć tylko nadzieję, że dzisiaj nie będzie niezbędny ;)...Mija czas... w Częstochowie szybka przesiadka, mam całe 60 sekund by przelecieć z rowerem z Ii peronu na III. Niby niedaleko, ale takich osób jest więcej... Prosiłem konduktora by zadzwonił... ale wyszedł z założenia, że 4 minutowe opóźnienie się nie liczy, a to, że przed rozpoczęciem podróży było 5 minut na przesiadkę to szczegół. Może im potrącają kasę za opóźnienia?  Nie wnikam...

Udało się zapakować do właściwego pociągu... Jadę dalej, słońce się budzi, wschód jest niesamowity, lekkie mgiełki nad łąkami, aż prosi się o zdjęcie... sięgam doi plecaka... i już wiem gdzie on leży, obok drukarki w domu... to kolejna rzecz o której zapomniałem. Zostaję więc telefon... aż wstyd... 

Docieram do Żakowic.... mam jeszcze kilka minut, podjeżdżam do pobliskiej stacji LPG, mają m.in. Grześki i Fantę, kupuję, przyda się na później. 
Pora odszukać Żakowice Południowe, to tam jestem umówiony z Karoliną. Z mapą jest coś nie tak... okazuje się, że został wybudowany nowy peron w nieco innym miejscu, a 2 stare zostały zamknięte. 

Na peronie w Żakowicach Południowych
Na peronie w Żakowicach Południowych © amiga

Kilka minut później mogę powitać Tomaszowiankę z krwi i kości :) Dostaję dwóję za nieodrobienie zadania domowego... Ech... Moja wina... 

Do Skierniewic raczej dzisiaj nie dojedziemy, trochę za mało czasu na takie szaleństwo, Wybieramy coś nieco bliżej... Lipce Reymontowskie, ale oczywiście nie będzie na wprost, najkrótszą drogą... 

Karolina zagaduje coś co źródłach Rawki i Popieniu-Parceli, spróbujemy tam podjechać. Tyle, że wpierw trzeba przejechać przez Koszulki ( Koluszki ;), nie przepadam za tym miastem, kojarzy mi się z Kebabami... i stacją Orlenu... Moja głowa jeszcze nie pracuje o tej porze... nie kontroluję mapy... na szczęście jest Karolina, bez niej bym zaginął w akcji ;)

Pod źródła Rawki prowadzi szuter, w miedzy czasie jakiś bobik próbuje nas obszczekać, nieco dalej 2 inne biegną przed nami, jeden mały nieco szczekliwy, drugi młodziutki :)... taki potulaśny :). Do samych źródłem nie udaje nam się podjechać, podejść, nie ma ścieżki, a przynajmniej jej nie znajdujemy. Cóż... zrobimy inaczej nie co dalej jest mostek przez Rawkę, to niedaleko od źródeł, stajemy więc na nim, szybkie foty i ruszamy dalej... 

Gdzieś tam za tą wodą, są źródła Rawki
Gdzieś tam za tą wodą, są źródła Rawki © amiga
Karolina Tomaszowianka
Karolina Tomaszowianka © amiga
W Popieniu zza płotu robimy fotką zespołowi dworsko-folwarcznemu. Szkoda, że nie ma możliwości podjechać bliżej, ale to własność prywatna. 
Zespół Dworsko-Folwarczny w Popieniu
Zespół Dworsko-Folwarczny w Popieniu © amiga

Z Popienia kierunek na Rogów, tam jest więcej atrakcji, coś co lubię: Kolejka wąskotorowa... 

Pałac w Dąbrowie
Pałac w Dąbrowie © amiga
Kiedy się zazieleni?
Kiedy się zazieleni? © amiga

Tyle, że jeszcze trzeba tam dojechać, , wiatr chyba lekko zmienił kierunek, bo chwilami czuć, że coś jest nie tak, niby koła się kręcą, ale kilometrów na liczniku nie przybywa, przynajmniej nie tak szybko. Na stacji ciut dłuższa przerwa. nieco więcej focenia...tak naprawdę spokojnie można tutaj spędzić połowę dnia... a gdy dołączy się do tego przejażdżkę kolejką :) Brakuje takich miejsc i czynnych kolejek. Widać to z czym wszystkie takie miejsca się borykają.... z brakiem funduszy... coś drgnęło... ale do ideału daleko...

Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga

Nieco dalej jest Arboretum, w którym tez nie byłem, o zwiedzaniu oczywiście nie ma mowy, bo za około godzinę jesteśmy umówieni z Mariuszem, ale możemy do środka wjechać. Mniej więcej w tej chwili ktoś do mnie dzwoni... gadu, gadu i... gdy już wyjechaliśmy uświadomiłem dobie, że nie mam żadnego zdjęcia ;)... 

A może to i dobrze, może będzie powód by Rogów był głównym celem, może gdy wszystko się zazieleni, zakwitnie ponownie uda się odwiedzić to miejsce i wtedy już ze zwiedzaniem... 

Kwiatki tworzące leśny dywan
Kwiatki tworzące leśny dywan © amiga

Wyjeżdżając nieco źle skręciliśmy, zmylił nas chyba czerwony szlak rowerowy, pojechaliśmy nieco inaczej niż pierwotnie planowaliśmy, ale warto jest... jedziemy lasem, tuż przy ziemi,pełno białych kwiatków... wygląda to jak jeden wielki dywan... Stajemy na chwilę... 

Udajemy się na Kołacinek, po drodze przejeżdżamy przez Przyłęk-Duży, na skrzyżowaniu stajemy, próbujemy określić którędy najlepiej jechać dalej.... w tym momencie zagaduje nas mieszkanka... tutaj jest Lipa Reymontowska... o tam ją widać, cóż było robić, to ledwie 50m :), jest wielka, umieszczono na nim odpowiedni napis... ale... pod lipą trafiamy na kolejnego tubylca, który tłumaczy nam, że z tą Lipą to lipa... i Reymont nigdy pod nią ni siedział. Owszem mieszkał, ale nie nie siadywał w tym miejscu, bo tak mówił dziadek tubylca... 

Lipa reymontowska
Lipa reymontowska © amiga
... ale podobno to lipa  ;)
... ale podobno to lipa ;) © amiga
Drewniany domek
Drewniany domek © amiga
Zdjęcie nie jest w stanie oddać piękna tych górek
Zdjęcie nie jest w stanie oddać piękna tych górek © amiga

Jedziemy dalej... tyle, że na Kołacin, kusi nas tamtejszy młyn... na miejscu szybkie zdjęcia i tel do Mariusza by gdzieś się umówić w Kołacinku. Mariusz już czeka. Jedziemy więc czym prędzej... podjazd i Mariusz wita nas... 

W Kołacinie
W Kołacinie © amiga
Stary młyn
Stary młyn © amiga

Najbliższa atrakcja to drewniany kościółek, właśnie zaczęła się msza... cóż... do środka nie wejdziemy, ale z zewnątrz... kilka zdjęć jest :)... Może dziwnie się na nas patrzeli... ale co tam... 

Kościoł Wszystkich Świętych w Kołacinku
Kościoł Wszystkich Świętych w Kołacinku © amiga

Z Mariuszem ustalamy, że pojedziemy na Lipce Reymontowskie.... kluczmy gdzieś po leśnych ścieżkach  i w efekcie wracamy do  Przyłęku-Dużego... ubawiliśmy się trochę, po raz kolejny podziwiamy lipną lipę i tym razem już obieramy właściwy kierunek. 

W Lipcach Reymontowskich Mariusz zatrzymuje nas przy Muzeum Czyny Zbrojnego, nieco dalej przy domu w którym mieszkał Raymont, a w końcu podjeżdżamy na grób Boryny.... 

Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Dom w którym mieszkał Reymont
Dom w którym mieszkał Reymont © amiga
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej © amiga
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej © amiga
Grób Boryny
Grób Boryny © amiga

Jest 13:00... właśnie skończyła się msza... w miejscowości jest Karczma u Boryny... zastanawiamy się czy czegoś nie zjeść, czy zaryzykować... trochę się obawiam takich knajpek, bo różnie tam bywa, z zewnątrz prezentuje się to jak bar piwny... wewnątrz na szczęście panuje ład i porządek. kibelek czysty więc można zjeść ;) nie że w kibelku... ale to miejsce świadczy zawsze o knajpie... jak tam jest syf, to nie na nawet co zaczynać z zamówieniem, lepiej wyjść... poszukać innego lokalu...

Tutaj jak wspomniałem jest nieźle, zamawiamy coś na szybko... są świeże dzisiejsze flaczki :), do popicia kompot... i starczy, jest jeszcze chwila by porozmawiać z Mariuszem, który musi nas wkrótce opuścić i wrócić do domu... 

Miejsce odpoczynku podróżnych :)
Miejsce odpoczynku podróżnych :) © amiga

Po obiedzie i pożegnaniu z naszym przewodnikiem ruszamy na Słupie... to pierwszy odcinek gdzie na całej długości mamy pod wiatr, no prawie, bo wydaje się, że dmie nieco z prawego boku. Jeszcze gorszy jest odcinek do Jeżowa... gdzie jedzie się, jedzie... a raczej walczy z wiatrem... 

Centrum Jeżowa
Centrum Jeżowa © amiga

Na rynku w Jeżowie krótka przerwa, jest otwarta ciastkarnia, zakup ciastek francuskich jest dobrym pomysłem, napoje tez nam się skończyły... więc pora uzupełnić zapasy. Stajemy na wewnętrznym skwerze przy jednej z ławeczek.. i dziwnych mamy sąsiadów... Twarze napuchnięte, patrząc po butelkach to najpopularniejszym napojem w miejscowości jest żołądkowa gorzka, w plastikowych butelkach półlitrowych o mocy 9%.... nawet nie wiedziałem, że coś takiego jest... Już sama butelka by mnie odrzuciła... jak jak widzimy nikomu to nie przeszkadza... 

Zjadamy to co mamy, uzupełniamy bidony - ten kto ma :), pakujemy plecaki i dalej w drogę... Naszą uwagę zwraca spora ilość cmentarzy... są 3... jeden to cmentarz wojenny... drugi to zwykły cmentarz... a trzeciego nie znajdujemy... ;)
Kaplica cmentarna w Jeżowie na cmentarzu wojennym
Kaplica cmentarna w Jeżowie na cmentarzu wojennym © amiga
Wnętrze kaplicy
Wnętrze kaplicy © amiga
Na cmentarzu wojennym
Na cmentarzu wojennym © amiga
...Armata... o jaka wielka
...Armata... o jaka wielka © amiga
Jeżów - Kościół cmentarny pw. św. Leonarda
Jeżów - Kościół cmentarny pw. św. Leonarda © amiga
Kościół św Leonarda
Kościół św Leonarda © amiga

Pozostała część drogi jest głównie na południe... masakra... nie dość, że są górki to okrutnie wieje... zaczynam czuć 4 litery... nie mogę znaleźć miejsca na siodełku. By nieco zmienić trasę, postanawiamy odbić na drugie źródła Rawki przez Rewicę.. to dopiero jest obłęd... wiatr wieje nieco bardziej z zachodu... jest gorzej niż było :)... marzy się nam las który by chociaż trochę ochronił nas od wiatru... 
W końcu jest... drzewa skutecznie nas chronią... odnajdujemy źródła Rawki... tyle, że są wyschnięte... lekkie bagno i tyle. 

Gdzieś w okolicy będzie baza OrientAkcji
Gdzieś w okolicy będzie baza OrientAkcji © amiga
Tutaj podobno jest jedno ze źródeł Rawki
Tutaj podobno jest jedno ze źródeł Rawki © amiga

Musimy zdecydować co dalej, szybkie rozeznanie w rozkładzie pociągów, w ustaleniu trasy i już wiemy, że pojedziemy na Budziszewice... Ostatni tak odsłonięty fragment pod wiatr..., przynajmniej wspólny... 

Docieramy w okolice ul Kolejowej... Pora się pożegnać... dzień powoli się kończy, mam pociąg za około godzinę, i 13 km przed sobą, a Karolina do Tomaszowa też musi dojechać, jeszcze przez zmrokiem, pozostało jej około 18 km... 

Żegnamy się, mam nadzieję, że nie na długo :)

Jadę na Rokiciny, przez las... przynajmniej pierwsze 4 km mam leśne, droga cały czas na zachód... z drobnymi epizodami na południe i północ. Wiem, że gdzieś koło 18:20 pociąg rusza z Koluszek, w Rokicinach będzie 5-10 minut później. Niby mam trochę czasu, ale wolę być wcześniej... bez opóźnienia. 


Ostatni leśny fragment
Ostatni leśny fragment © amiga

Gdy wyjeżdżam na otwarty teren znowu wiar daje się we znaki, odliczam kilometry do końca.....

W Rokicinach pierwsze co sprawdzam to rozkład jazdy... mam jeszcze 25 minut, zajeżdżam więc pod sklep, kupuję cokolwiek do picia, najlepiej kwaśnego... ;) 

Wracam na stację, przyjeżdża pociąg i.... mogę się rozsiąść... 

Wiercę się i jakoś nie mogę znaleźć dobrej pozycji... nie udaje mi się wyciągnąć nóg... ;)
Słońce zachodzi tuż po tym dojeżdżam do Częstochowy, marzy mi się kawa... idę na dworzec (mam jeszcze chwilę czasu)... wszystko zamknięte...  chyba pozostały mi głupie przyzwyczajenia z Katowic, gdzie prawie zawsze jest coś otwarte na dworcu PKP... Zostają automaty... Kupuję kawę... bez cukru z mlekiem 300ml... 

Dostaję jakiś kawopodobny napój, słodki jak diabli... to nie ma smaku kawy... czuję się jakbym pił czysty syrop glukozowo-fruktozowy... 
Chociaż chyba kofeina była..., bo zmęczenie nieco ustępuje. 

Wracam na peron, pociąg już jest, pakuję się do środka... 
Ruszamy o czasie... 

Docieram do Katowic, pozostała ostatnie droga do domu, ostatnie 6 km. Miasto puste, może nawet lekko wymarłe. 
W domu... jestem przed 23... potrzebuję kąpieli ;)



Dzień był dość intensywny, wiatr dał się we znaki... ale minął bardzo przyjemnie w towarzystwie Karoliny i Mariusza :)

Dziękuję :)