Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawy z Karoliną

Dystans całkowity:10109.98 km (w terenie 1437.78 km; 14.22%)
Czas w ruchu:627:06
Średnia prędkość:16.12 km/h
Maksymalna prędkość:52.97 km/h
Suma podjazdów:64444 m
Maks. tętno maksymalne:228 (123 %)
Maks. tętno średnie:145 (78 %)
Suma kalorii:356198 kcal
Liczba aktywności:123
Średnio na aktywność:82.19 km i 5h 05m
Więcej statystyk

Bal na stacji w Koluszkach...

Niedziela, 20 listopada 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Wyspany wypoczęty, wstaję o 5:00, mam sporo czasu, gdy ruszam jest koło 6:00, jadę na dworzec PKP w Katowicach. Gdy jestem na miejscu zahaczam o maka, potrzebuję kawy a tą mogę kupić właśnie w maku, reszta sklepów albo jest jeszcze zamknięta, albo dopiero się otwiera.  Z zainstalowanym kubkiem udaję się na peron. Mija kilka minut i przyjeżdża pociąg. Mam trochę czasu by odpocząć... 

Zestaw startowy
Zestaw startowy © amiga

Dojeżdżam na czas do Piotrkowa Trybunalskiego, witam się z Karoliną, omawiamy wstępny plan, a ten jest dość prosty jedziemy do Koluszek, po drodze co nieco zwiedzając, jako, że w nocy lało, postanawiamy dzisiaj nie pakować się w teren, tam pewnie będzie błoto. 
Ruszamy... 
Ujeżdżamy może kilka km, gdy postanawiamy podjechać pod pomnik ofiar katastrofy kolejowej z 1960 roku, oczywiście dojazd wg mapy szutrowy. Szuter szybko okazuje się dość błotnistym szlakiem, ale co tam damy radę... rozgrzewamy się... wystarczyło 200 m spaceru. Coś nam nie wyszło unikanie terenu ;)
A miało nie być terenu ;)
A miało nie być terenu ;) © amiga
Szutry trochę zaskakują
Szutry trochę zaskakują © amiga
Tablica upamiętniająca katastrofę kolejową z 1960 roku
Tablica upamiętniająca katastrofę kolejową z 1960 roku © amiga
Kilka zdjęć pod pomnikiem i możemy ruszyć dalej, kierunek Moszczenica, gdzie mają być ruiny pałacu. Daleko nie ma, tyle, że jeszcze trzeba jakoś wyjechać z lasu, przed nami jeszcze dobre kilkaset metrów lekko błotnistego szlaku ;) 
Uwielbiam Ją :)
Uwielbiam Ją :) © amiga
Gdy wyjeżdżamy na asfalt, cieszymy się jak dzieci :), obiecujemy sobie, że to ostatni teren dzisiaj, zero wjazdu do lasu...  Wkrótce docieramy do Moszczenicy, oczywiście pakujemy się na skróty przez park... tyle, że znowu mamy okazję jechać po błocie, po kałużach... coś nam nie wychodzi unikanie terenu ;) Stan pałacu zaskakuje mnie, w kilku miejscach informacje o zakazie wstępu, o tym, że grozi zawaleniem i... widzę, że mieszkańcy raczej ignorują zakazy... mają gdzieś bezpieczeństwo a w pałacu niejedna impreza się odbyła, przynajmniej tak wynika z ilości śmieci wewnątrz... Kilka fot i pora ruszyć dalej, dzisiaj nie mamy zbyt wiele czasu, zresztą dzień jest bardzo krótki.. 
Ruiny pałacu w Moszczenicy
Ruiny pałacu w Moszczenicy © amiga
Podobno grozi zawaleniem, tyle, że ślady świadczą o tym iż mało kto się tym przejmuje
Podobno grozi zawaleniem, tyle, że ślady świadczą o tym iż mało kto się tym przejmuje © amiga
Wyjeżdżając z Moszczenicy podjeżdżamy w okolice młyna, zdjęcie z daleka i ruszamy na Kiełczówkę gdzie odnajdujemy cmentarz z I wojny światowej. Jest wygląd i stan trochę zaskakuje... 
Mućka coś mi się przygląda
Mućka coś mi się przygląda © amiga
W tle młyn w okolicy Moszczenicy
W tle młyn w okolicy Moszczenicy © amiga
Trochę zaskakujący cmentarz z okresu I Wojny Światowej w Kleczówce
Trochę zaskakujący cmentarz z okresu I Wojny Światowej w Kleczówce © amiga

Nieopodal w Czarnocinie też powinna być kwatera z I wojny światowej, na miejscu chwilę krążymy po cmentarzu, ale szukanie tego nie ma większego sensu... sprawdzamy kilka prawdopodobnych miejsc... i odpuszczamy. Sprawdzanie wszystkich grobów nie ma sensu. Szkoda, że nie ma jakiejś informacji... 
Ten uśmiech mnie rozbraja
Ten uśmiech mnie rozbraja © amiga
Kierujemy się do Zamościa ;), zaliczając po drodze zbiornik Czarnocin, szybkie zdjęcia i pora uderzyć na Zamoście, kilka miesięcy temu odpuściliśmy to miejsce, bo trochę by nam zaburzyło szlak, teraz mamy chwilę by tam podjechać, pod dom rodzinny Władysława Reymonta... Zanim jednak tam podjedziemy stajemy na chwilę przy starym młynie. Dom Reymonta jest może 100 m dalej, a tuż obok jest pomnik przyrody - Lipa Reymonta
Trochę się zagalopowaliśmy
Trochę się zagalopowaliśmy © amiga
Wolbórka  w okolicy Zamościa
Wolbórka w okolicy Zamościa © amiga
Karolina jak zawsze uśmiechnięta o ucha do ucha :)
Karolina jak zawsze uśmiechnięta o ucha do ucha :) © amiga
Na rogatkach Zamościa ;)
Na rogatkach Zamościa ;) © amiga
Drewniany mostek - ślisko jak diabli
Drewniany mostek - ślisko jak diabli © amiga
Młyn w Zamościu
Młyn w Zamościu © amiga

Dom rodzinny Reymonta
Dom rodzinny Reymonta © amiga

W Rokicinach-Kolonii stajemy na stacji Orlenu, już pora by się lekko rozgrzać, zaopatrujemy się w hot-dogi i gorącą kawę... 
Szczególnie to ostatnie okazuje się pomocne, z nowymi siłami możemy jechać dalej, czas niestety ucieka, zaliczany po drodze jeszcze jeden cmentarz z I wojny światowej, przydatna okazała się mapa z mogiłami z Compassu :). Trafiamy bezbłędnie. 
Kwatera z pierwszej wojny światowej w Borowej
Kwatera z pierwszej wojny światowej w Borowej © amiga
Napisy na kamieniu nagrobnym
Napisy na kamieniu nagrobnym © amiga
Spoglądamy na zegarki, pora ruszyć na Koluszki, niby daleko nie ma, ale czasu też specjalnie nie ma wiele... Dobrze, że wiatr lekko wspomaga. Wpadamy na stację Koluszki 7 minut przed odjazdem pociągu, nie mamy wiele czasu na pożegnanie.
W końcu wsiadam i jadę do domu, Karolina dość szybko daje mi znać, że jest już bezpieczna w domu... 
Słońce już zaszło
Słońce już zaszło © amiga

Docieram do Katowic około 19...  jakieś 30 minut później jestem w domu....To był piękny dzień spędzony z moją Karoliną :) Brakowało mi tego... Dziękuję :)

Krowa rajdowa

Niedziela, 25 września 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Wyjeżdżam sporo przed świtem, pociąg prawie pusty, wewnątrz wracają imprezowicze, samą atmosferą można się upić, próbuję się zdrzemnąć, ale jak to zwykle ze mną w pociągach bywa szanse na to niewielkie, upajam się za to bogatym bukietem zapachów win, piwi  innych trunków... ;)
W Kolejach Śląskich
W Kolejach Śląskich © amiga
W Częstochowie przesiadka... na siłę muszę lecieć do kasy, bo w Katowicach za diabła w kasie nie dało się kupić biletu na całą podróż, Koleje Śląskie coś wspominały że zmienił się regulamin w Kolejach Regionalnych... podobno wprowadzono w osobówkach rezerwację na rowery... jakieś jaja... Pytam się o to konduktorki.... i zrobiła zdziwioną minę... Pierwsze Słyszy...ale przez tą akcję za rower płaciłem 2 razy... Szkoda gadać...
Koleje Łódzkie
Koleje Łódzkie © amiga
Zaczyna budzić się dzień, wstaje słońce, za oknem mgła... trzeba użyć telefonu... :)
Wschód słońca
Wschód słońca © amiga
Krajobraz we mgle
Krajobraz we mgle © amiga
Poranne klimaty
Poranne klimaty © amiga
Uroki wczesnego wyjazdu
Uroki wczesnego wyjazdu © amiga
Ciekawe kiedy mgły znikną
Ciekawe kiedy mgły znikną © amiga
Nikogo nie ma
Nikogo nie ma © amiga
W Łodzi Kaliskiej spotykam się z Karoliną i jedziemy samochodem za Aleksandrów Łódzki, na start KROWY Rajdowej, Impreza poza pucharem, ale w ciekawej okolicy, organizowana jest po raz trzeci, ja jestem tutaj pierwszy raz. Karolina pozwala sobie towarzyszyć... więc chyba się nie zgubię...  Może być ciężko, około 60km, wszyscy którzy znają tą okolicę mówią coś o piaskach... a ja na stosunkowo wąskich oponach...  42x700c. Wcześniej nie jeździłem nimi po piachu.... jak będzie... nie wiem, mam nadzieję, że nie utknę. 

Nieco przed 10:40 dostajemy mapy... terem może nie jest jakiś strasznie rozległy ale to co się rzuca w oczy stosunkowo niewielka ilość asfaltów...  Wyjeżdżamy z bazy jako jedni z ostatnich , mamy zaznaczone tylko kilka punktów, z wstępnej szybkiej analizy wynika, że czasu jest na styk.... 14 PK, 60 km... w czasie 4:15. uwzględniając brak asfaltów... wystarczy jeden, może 2 błędy i będzie po ptokach.... 

Na starcie
Na starcie © amiga
Ten krzyż to jakiś znak? Będzie aż tak ciężko?
Ten krzyż to jakiś znak? Będzie aż tak ciężko? © amiga
Chwila przed odprawą
Chwila przed odprawą © amiga
Mapy przed nami
Mapy przed nami © amiga

Widząc Wikiego na starcie, raczej nie mam złudzeń kto wygra... ;), cóż... ruszamy, najpierw powoli... zaliczamy punkty w kolejności ich numeracji... przynajmniej na początku. 

Niestety nie mam opisu punktów, a były dość charakterystyczne, lekko wierszowane ;), niestety zostały oddane na mecie. Jeszcze jeden szczegół który wyróżniał te zawody - nie ma perforatorów, trzeba coś spisać, policzyć sprawdzić i wpisać na kartę, przyznam się, że to najsłabszy punkt zawodów, tutaj premiowani są okoliczni mieszkańcy którzy dobrze ją znają, tam gdzie trzeba coś policzyć jest jeszcze ok, ale miejsca z których np liczy się kolor... już niekoniecznie.... 

PK 1 
Najbliżej położony punkt, dojazd wg mapy szutrami i pod koniec tylko trzeba wjechać we właściwą przecinkę, lekko przestrzeliwujemy, ale szybko zawracamy, te przestrzelenie to może 50 m, jakoś mam problem by przyzwyczaić się do tej skali mapy, ostatnio jeździłem głównie an mapach 1:75000 i 1:100000, mostek zaliczony, trzeba spisać gatunek powalonego drzewa w pobliżu... Brzoza - to nie mogło być nic innego, bo pewnie 90% ludzi nie było by w stanie zidentyfikować gatunku, zresztą sam pewnie byłbym w stanie określić może 4-5 gatunków poza brzozą.

PK 2 
Punkt znajduje się jakieś 2.5 może 3 km dalej w pobliżu leśniczówki, kilku bikerów mamy koło siebie, niby wybraliśmy wersję szutrową, niby ma być prościej, ale po raz pierwszy trafiamy na dość paskudne piachy, rower w kilku miejscach się zapada.... do Ambony trafiamy bezbłędnie, szczeble policzone - jest ich 10.

Ambona z 10 ma szczeblami... o ile dobrze pamiętam ;)
Ambona z 10 ma szczeblami... o ile dobrze pamiętam ;) © amiga

PK 3

Lustrzanka została w samochodzie, dzisiaj raczej nastawiłem się na zdjęcia telefonem, miejscami jednak żałuję.... okolica jest malownicza, Droga za to przynajmniej jej pierwsza część daje się we znaki, trochę piachów, trochę szutrów, kamieni... tarka... gdy docieramy do asfaltu czujemy ulgę, dojazd do przecinki gdzie ma być grób psa jest bezproblemowy, wjeżdżamy w tą właściwą i... widzimy ekipę poszukiwawczą, to nie wygląda dobrze, grobu nie ma... teren jest czesany w odległości około 100m od miejsca gdzie jesteśmy, w końcu ktoś krzyczy jest... i jest... jakieś 100 metrów na wschód... na mapie jest więc błąd... co organizatorzy potwierdzają już na mecie. Imię psa spisane, jedziemy dalej.

No i jesteśmy w polu
No i jesteśmy w polu © amiga
Gdzie ten pomnik?
Gdzie ten pomnik? © amiga
Grób psa
Grób psa © amiga
Piko - był kochany
Piko - był kochany © amiga

PK 4 

Początkowo planowaliśmy podjazd na PK od północy jednak Karolina zwróciła uwagę, że chyba jest przecinka, tyle że kółko zasłania ją...  trochę więc na czuja wjeżdżamy w miejscu gdzie ma być... i jest... punkt odnaleziony, zresztą kilka osób też tam się kręci... 
Tyle, że zastanawiam się co to było, chyba paśnik... (brakuje opisu punktów) i trzeba przeliczyć szczeble w dnie paśnika. Jest ich 5 - tego też w tej chwili pewny nie jestem ;). Cóż... 

Punkt znaleziony jedziemy na 

PK 5

Droga dość prosta, jedziemy z grupą bikerów i oczywiście przestrzeliwujemy, tak to jest jak włącza się instynkt stadny... nie przepadam za takimi sytuacjami, jednak Karolina ma głowę na karku... Pytanie dotyczy pięter lasu ile ich jest i co to za piętra... z pamięci... 
 Ściółka, Runo,  Podszycie, Drzewa - oczywiście to w tej chwili z pamięci, ale mogłem się machnąć, Google w tej chwili podpowiada mi że Podszycie to Podszyt, ale niby to samo , w każdym bądź razie były 4 warstwy ;)

PK 6

Tym razem do odszukania jest słupek określający granice oddziałów, ich jest od groma w lesie liczymy przecinki, na dokładkę spory fragment jest po lesie i po piasku... odbijamy w przecinkę która wydaje nam się tą właściwą, słupek znaleziony i chyba ten właściwy, numery oczywiście z pamięci... więc może być z tym różnie.... 131, 130, 118 przy drodze było jeszcze kilka słupków... wiem że odczytywałem ich numery, więc być może teraz coś pokręciłem, ech szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia karcie startowej.... Swoją drogą czemu nie robiłem zdjęć? Telefon miałem pod ręką...  

PK 7

Jedziemy z grubsza na północ by dotrzeć do szutru wzdłuż autostrady tam naszą uwagę zwraca przepust pod drogą... to skróci nam drogę :) więc tam też podążamy... Za stawem ma być miały domek i zadanie - policz żabki... jakie żabki... 
Dojeżdżamy na miejsce...  wchodzimy do środka i są... jest ich 17 to te od firan... 

PK 8

Dość długi przelot, decydujemy się na wariant przez Wiktorów i Orlą, tutaj zadanie to policz okna w garaży przy opuszczonym domu...masakra.. przestrzeliwujemy o jakieś 200 m... zawracamy... okazuje się, że to nie opuszczony dom tylko dom w budowie za siatką ogrodzeniową, liczymy zza płotu okna... jest ich 3

PK 11 

Zmiana kolejności... z tej strony jazda wg numeracji nie ma większego sensu, ww zasadzie chyba bardziej naturalnym byłby PK 14, ale zaczyna nam brakować wody a to punkt gdzie ma być coś do picia...  czytaj woda Na miejscu jesteśmy dość szybko, tym razem do spisania jest informacja w którym kręgu znajdują się Skrzaty, opis znaleziony, woda uzupełniona, banan zjedzony, jedziemy dalej, tuż obok jest
Co to jest Skrzat.... ;)
Co to jest Skrzat.... ;) © amiga

PK 10

Na około 500 odcinku ma być dom, gdzie właściciel powiesił na słupkach ogrodzeniowych puszki po piwie, mamy spisać nazwę tego najbardziej ulubionego, czas nas goni, nie zatrzymujemy się, dopiszemy to dalej, ale działka znaleziona bezbłędnie, puszki są po Tyskim Harnasiu i jedna po Okocimiu...

PK 14

Musimy nieco zawrócić na PK, na północ...w większości szutrami, gnamy jak wariaci... czasu coraz mniej ,punktów do zaliczenia również... mamy zobaczyć i spisać to to za zwierze siedzi na drzewie... na miejscu okazuje się, że to małpa :) 

PK 13
w końcu sam asfalt, może 3 km d przejechania, szybko docieramy pod kościół, spisz kolory okien... i teraz znowu będzie z pamięci.. 
czerwony, niebieski, zielony i żółty - tego ostatniego nie jesteśmy pewni... wnętrze jest ciemne, kościół zamknięty a kolor prawie nierozpoznawalny... ech... właśnie z takich powodów wolałbym perforatory, nie było by takich problemów... 

PK 12

W większości szuter i trochę po lesie, ale odcinek krótki... brzony odnalezione i tutaj również problem, brzozy są 2 ale jedna z odnogą może na wysokości 20 cm z 10 m wygląda jakby były 3, wpisujemy 2 z adnotacją o innej możliwości... brrrr te perforatory.... 

PK 9

Ostatni nasz punkt, dość długi przelot, czasu za to bardzo mało.... gnamy na wariata... wpadamy na miejsce, punt zaznaczony przy stawie... coś o bramce.... brami nie ma... z daleka przez drzewa za bagnem Karolina zauważa jakieś 2 bramki... wyjeżdżamy i podjeżdżamy ciut dalej liczmy haczyki na górnej belce... jest ich 13...mam delikatne obiekcie do szczegółowości mapy i zaznaczenia tego PK. Punkt nie jest przy stawie, jest jakieś 50 metrów od niego. Oznaczenie na szarym polu...  

Nie zastanawiamy się nad tym, mamy góra 30 minut czasu... masakra jakaś...

Meta

Ja na wąskich oponach, Karolina także, ale dzielnie walczymy z szutrami, z piaskami, wpadamy na metę, zziajani, zmęczeni... ledwo żywi. wg mojego zegarka jest 14:59... wg organizatorów 15:01...  tak też wpisują nam na karty, nie kłócę się bo i po co jak chwilę później okazuje się, że przedłużyli czas o 5 minut... a może i więcej. Tyle, że ja swojego czasu jestem pewien... w końcu synchronizowałem go z netem kilka godzin wcześniej... 

Jest chwila by pogadać, okazuje się, że Wiki wpadł na metę jaki pierwszy (tak też obstawiałem na początku) z kompletem, jechało z nim jeszcze 2 gości... nie wiem na którym jestem miejscu, ma być to ogłoszone na facebooku... cóż poczekam... 

Za to Karolina ląduje na pudle na 2-gim miejscu, różnica pomiędzy pierwszym to jedynie kilka sekund... na ostatnim odcinku zostaliśmy wyprzedzeni... Ale i tak było nieźle, tym bardziej, że teren nie był lekki a asfaltu było niewiele... 

A jeszcze jeden szczegół... zamiast perforatorów sportowych można użyć zabawkowych, ozdobnych z wzorami, kosztują grosze i można je kupić w wielu sklepach z art biurowymi... Na jakiś zawodach były wykorzystywane i spisały się nieźle... 


No i mamy pudło
No i mamy pudło © amiga
Karolina na podium :)
Karolina na podium :) © amiga

Zawody skończone, słońce coraz niżej, pakujemy rowery i Karolina podrzuca mnie na stację PKP, chwila pożegnania i lecę, mam kilka minut do odjazdu, ostatnie zdjęcia Łodzi z peronu, trwa mecz na pobliskim stadionie, chyba nic wielkiego, bo ludzi mało... ale przynajmniej są głośni ;)

Podjeżdża pociąg, o czasie, pakuję się do środka, i.... chwilę później kołchoźnik ogłasza, że wyjedziemy z około 30 minutowym opóźnieniem, jedna z pasażerek zasłabła i czekamy na pogotowie... Te przyjeżdża bardzo nieśpiesznie... faktyczni od chwili ogłoszenia do przyjazdu minęło dobre 20 minut :(
Na stacji Łódź Kaliska
Na stacji Łódź Kaliska © amiga
Przyśpiewki wskazują, że trwa mecz
Przyśpiewki wskazują, że trwa mecz © amiga

W końcu jednak ruszamy, mam 3 godziny, próbuję się zdrzemnąć... nie ma szans... 
W pociągu InterCity
W pociągu InterCity © amiga
Dojeżdżam do Katowic... został tylko dojazd do domu, jest chłodno, ciemno.. jadę najkrótszą drogą... W domu ciuchy lądują w praniu a ja w wannie, dawno a sobie nie miałem tyle piachu i pyłu... 

Dzień był dość intensywny, sama KROWA bardzo wymagająca, większość szlaków piaskowa, szutrowa, niewiele asfaltu... prawdę powiedziawszy nie spodziewałem się aż takiego hardcoru na amatorskiej imprezie...  Zresztą gdy jechaliśmy było widać, że niektórzy uczestnicy mają serdecznie dość. Brakowało też jakiegoś bufetu, była tylko woda na 11 PK...  z drugiej strony to jedynie 4 godziny z hakiem. Inna sprawa, że po drodze kojarzę tylko jeden sklep i to właśnie w okolicy 11-ki;)

Dzień w sumie był miło spędzony razem z Karoliną... Dziękuję Ci za kolejny wspólny maraton :)

W kilometrażu doliczony jest jeszcze mój dojazd do dworca PKP... w sumie niewiele, ale jednak...

Góry Mazowieckie z Karoliną

Niedziela, 4 września 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Z Karoliną umawiamy się około ósmej... więc z rana wstaję dość wcześnie, pędzę ile sił... Na miejscu chwila rozmowy, ustalamy plan... bo w ciągu tygodnia nie było jak... pomysłów było kilka, ale życie i tak je zweryfikowało, Wycieczka będzie podzielona na 2 części, pierwsza to pomysł Karoliny by zahaczyć o góry Mazowieckie w okolicach Żelechlinka, tyle, że o 13 musimy być w Tomaszowie na obiedzie :)

Prognozy mówią o możliwych deszczach tyle, że po 20... z rana temperatura w okolicach 15 stopni... względnie ciepło, później ma być gorąco, w planie nawet +30... wiatr z południowego-zachodu... Wstępna ocena odległości to około 30km do Żelechlinka, niby mamy czas, ale jednak planujemy coś zwiedzić, odwiedzić, a to przecież też zabiera czas.

Ruszamy, pierwszy krótki postój przy kościele w Lubochni, po raz pierwszy trafiam w czasie gdy nie trwa msza, gdy nie ma wiernych, kościół otwarty... Jedynie pani lodziarka jak zawsze ta sama przed bramą wejściową. 

Wewnątrz rozglądamy się za ukrytymi czaszkami :) I jest... niedaleko ołtarza na niewielkim krzyżu. 
W kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Lubochni

W kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Lubochni © amiga
Kolejna czaszka odnaleziona
Kolejna czaszka odnaleziona © amiga
Boczny ołtarz
Boczny ołtarz © amiga
Z Jasienia na ołtarz
Z Jasienia na ołtarz © amiga
Na spokojnie możemy zwiedzić wnętrza, chwilę odsapnąć, w końcu jednak pora ruszyć dalej, czeka nas długi przelot to Żelechlinka... po drodze, nie ma nic specjalnie ciekawego, pola, troszkę lasu, ale im bliżej celu tym coraz więcej podjazdów, z horyzoncie pojawiają się wzniesienia, trochę to przypomina jurę tą z okolic Krakowa... Z daleka ciężko ocenić wysokość. 

Docieramy do centrum Żelechlinka, prawdopodobnie za chwilę zacznie się msza, ludzie ciągną z każdej strony, o wejściu do środka nie ma mowy, rozglądam się czy nie ma jakiegoś sklepu otwartego, przydały by się jakieś banany, czy batony... mamy ze sobą tylko wodę w bidonach... trochę mało jak na planowane 70-80km
Kościół p.w. św. Bartłomieja Apostoła w Żelechlinku
Kościół p.w. św. Bartłomieja Apostoła w Żelechlinku © amiga
Nie ma nic piękniejszego niż uśmiech na jej twarzy :)
Nie ma nic piękniejszego niż uśmiech na jej twarzy :) © amiga

Po krótkim postoju ruszamy dalej kierunek Karolinów... gdzie mamy pojechać na Ignatów, Dzielnicę, w lesie coś nam się nie zgadza z mapami... w końcu odpalam nawigację... na mapie nie ma jednej z dróg... na mapach openstreet jest udaje się ustalić pozycję i kierunek...ruszamy we właściwą stronę.. .
Chyba tam pojedziemy?
Chyba tam pojedziemy? © amiga
Pod kapliczką
Pod kapliczką © amiga
Jednak w kilku miejscach mamy wątpliwości co to zawartości mapy, są chwile zwątpienia... zastanawiamy się gdzie jesteśmy... coś się nie zgadza, Karolina wspomina że w okolicach Dzielnicy powinna być kamienista droga... nie ma jej jednak..a może i jest tyle, że przysypana... 
Łódzkie góry
Łódzkie góry © amiga
Na szczycie podjazdu
Na szczycie podjazdu © amiga
Niby nie na Śląsku a Brynica jest
Niby nie na Śląsku a Brynica jest © amiga

W końcu odnajdujemy się w terenie, na mapie faktycznie są błędy, Stajemy przy pierwszym dzisiaj młynie w Jankowicach-Kolonii kilka zdjęć i przypętał się jakiś tubylec, coś do nas mówi, pyta się skąd jedziemy... aż korci mnie by powiedzieć, ze z Katowic... Ciężko mi powiedzieć, czy chciał pomóc, czy nie, ale na bank jego obecność i próba nawiązania kontaktu była paskudna... 3 szybkie fory i jedziemy dalej, takie towarzystwo nam nie jest do niczego potrzebne.

Starty młyn wodny w Dzielnicy
Starty młyn wodny w Dzielnicy © amiga
Pędzi, pędzi
Pędzi, pędzi © amiga
Staw przy młynie
Staw przy młynie © amiga
Nieco dalej znajduje się dworek, po raz kolejny jego umiejscowienie nie zgadza się z tym co jest na mapie... we właściwym miejscu zatrzymujemy się tylko dzięki Karolinie :) Dziękuję... pewnie minąłbym to miejsce... zakładając, że mapa wie lepiej... a w miejscu gdzie pokazywała, nic nie było... jakieś zwykłe zabudowania wiejskie. Swoją drogą tego drzewa - pomnika przyrody też nie był ona swoim miejscu... 
Zapuszczony dworek w Jankowicach
Zapuszczony dworek w Jankowicach © amiga

Przejeżdżając przez Rawkę ukazuje nam się młyn w Górze. Jest wielki i w całkiem niezłym stanie, mam jednak wątpliwości czy jest jeszcze używany... 
Młyn w Górze
Młyn w Górze © amiga
Już dojrzały czarny bez
Już dojrzały czarny bez © amiga

W planie mieliśmy jeszcze pobliski Jeżów, ale... mamy 2 godziny czasu by wrócić na grilla, Niby to jedynie 40km... powinniśmy zdążyć jednak gdy odwracamy się na południe, czujemy silne podmuchy wiatru... rowery odmawiają współpracy, musimy mocno naciskać na pedały by utrzymać 20 km/h. W Węgrzynowicach trafiamy na otwarty sklep. kupujemy Grześki, coś trzeba zjeść... inaczej padniemy..

Na miejsce docieramy 6 minut przed czasem. Ufffff....

Po pysznym obiedzie, chwili odpoczynku ruszamy dalej, tym razem do Wolborza. stamtąd muszę dotrzeć do Piotrkowa Trybunalskiego. 
Początkowo wyznaczamy sobie kilka miejsc które chcemy odwiedzić, jakieś  młyny, jednak na niebie zaczyna się pojawiać coś czego nie miało być... to ciemne deszczowe chmury, pogoda zmienia się, wiatr coraz silniejszy, gdzieś po naszej prawej stronie widzimy, że leje, czy uda nam się to ominąć, ustalamy, że gdyby była jakaś wiata i bezie padać to stajemy by przeczekać. Kilak razy kropi deszcz, tyle, że to nic wielkiego...
Dwa krzyże
Dwa krzyże © amiga
W sumie zmieniamy plany - głównie przeze mnie, szybciej i bez zwiedzania osiągamy Wolbórz, na chwilę wchodzimy na teren cmentarza. na którym znajduje się zabytkowa kaplica.
Kaplica cmentarna w Wolborzu
Kaplica cmentarna w Wolborzu © amiga
Tuż obok jest wielka stadnina, wjeżdżamy na jej teren...krążymy po okolicy, podziwiamy zabudowania, roślinność, widzimy konie większe, mniejsze... 
Zabudowania na terenie stadniny ogierów w Bogusławicach
Zabudowania na terenie stadniny ogierów w Bogusławicach © amiga
Spichlerz na terenie stadniny?
Spichlerz na terenie stadniny? © amiga
Karolina wśród zieleni
Karolina wśród zieleni © amiga
Mija dobre kilkanaście minut, kierunek centrum Wolborza, na niebie coś się kotłuje, słuchać od czasu do czasu grzmoty.... jeszcze tego było nam potrzeba. Pakujemy się do Pizzerii na kawę. Zaglądamy na radary... burza przechodzi właśnie nad Piotrkowem i idzie na nas... Kropi deszcz, wstępnie po głowie chodzi mi by przeczekać... jednak Karolina naciska by jeszcze podjechać pod młyn który odpuściliśmy ostatnio... Wsiadamy na rowery i jedziemy... to niedaleko... krótki postój, kilak zdjęć... niebo się rozpogadza... burza przeszła nie stwarzając problemów. 
Młyn w Wolborzu
Młyn w Wolborzu © amiga
Okienko wśród zarośli
Okienko wśród zarośli © amiga
Wracamy do Wolborza, tam rozstajemy się, Karolina z Wiatrem jedzie na Tomaszów a ja pod wiatr na Piotrków... Droga jest mi coraz lepiej znana ;)  gnam wzdłuż S8. Kilkanaście km bez zatrzymania, po wiatr... maksymalna prędkość nie przekracza 25 km/h. Docieram na dworzec w Piotrkowie, zaglądam na rozkład jazdy. hm... jest w czym wybierać... za około 30-40 minut są 2 pociągi, pierwszy osobowy, drugi IC. Z lekką niechęcią i po konsultacjach z panią w kasie udaje się ustalić, że to nowy skład, żadne TLK czy inne dziadostwo. Cóż... kupuję, a dworcowym sklepie coś do picia na drogę i idę na peron. Po kilkunastu minutach okazuje się, że osobowy ma 25 minut opóźnienia..., dobrze, że nim nie pojechałem... przyjeżdża Dart IC... w środku pełno, pełniście, przez chwilę chodzi mi po głowie by jednak poczekać na osobówkę, tam będzie luz... będzie miejsce na rower, po pytaniu czy jest miejsce na rower w 6 tym wagonie okazuje się że jest. Wsiadam... Dartem jadę drugi raz, miejsce na rowery takie sobie, zastanawiam się jak bardzo musi być niepełnosprawna ta osoba która projektuje miejsca na rowery... Prawie na 100% nie jeździ rowerem... nie wieszał rowera na hakach. Cokolwiek by nie mówić to w "kiblach" rower jeździł tak jak powinien... było miejsce nawet na kilkadziesiąt rowerów... Szkoda gadać... 

Do Katowic docieram po 20... leje... dotarły burzowe chmury... wsiadam na rower i jadę do domu, na szczęście nie mam daleko... 


To był długi dzień, ale piękny, a wszystko dzięki Karolinie :) Dziękuję...

Wycieczka po Łodzi i okolicach z Karoliną

Niedziela, 28 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy

Dzień zaczyna mi się bardzo wcześnie, budzę, się około 5:00, parę spraw do ogarnięcia, jakieś lekkie śniadanie, ostatnie rzeczy lądują w plecaku i w drogę, ruszam na dworzec PKP w Katowicach, drogi puste, nie ma żywego ducha. W końcu to Niedziela. Docieram na dworzec. Pociąg już stoi, pakuję się do środka, rower zawieszam na haku... i... może usnę, ale wiem, że w pociągu średnio mi się to udaje... 

Jedziemy na wycieczkę
Jedziemy na wycieczkę © amiga

Na którejś z kolejnych stacji wsiada pani z rowerem... a w Myszkowie ktoś jeszcze... nie wiedzę, dopiero po jakimś czasie okazuje się że to Jacek wraca z Korno. Jest o czym pogadać, przy okazji podziwiam mapy :)... Punktów jak ziaren maku... o zaprojektowaniu pętli nie ma mowy, tutaj trzeba było jechać na żywioł... 
Czas leci. Wysiadam wcześniej w Łodzi Widzew.

Mam chwilę czasu sprawdzam jak wyglądają przyjazdy pociągów, na którym peronie się ustawić... i czekam kilka minut...

Bocianki pociąg wjeżdża na stację Łódź Widzew
Bocianki pociąg wjeżdża na stację Łódź Widzew © amiga

Przyjeżdża pociąg. Ze środka wyskakuje z Bocianem u boku moja Karolina Po krótkim powitaniu, na szybko ustalamy wstępny plan... pierwszym punktem ma być Kirkut... dojazd dość prosty, w Łodzi  jest sporo rowerówek, a przynajmniej coś co ma je udawać. Na niektórych fragmentach jest ok, na innych... masakra. Stare przed kilkudziesięciu lat płyty powyginane we wszystkie strony, niespodzianki w postaci ginących rowerówek, brak oznaczeń i schody... Jeszcze niedawno narzekałem na paskudne rowerówki na śląsku... Patrząc na te Łódzkie... już mi chyba ni będzie przeszkadzać te kilka kałuż i gałęzi na DDRce w Kochłowicach, czy lampy centralnie na środku drogi... 

Kraj niby się rozwija, ale bubel goni bubel, projektanci rowerówek nie wiedzą co czynią, aż ktoś ich nie zaskarży za narażenie życia, bądź jego utratę... No dobra pojechałem ten temat w końcu nie jest naszym celem. Nie przyjechaliśmy tutaj by narzekać na stan infrastruktury. 

Dojeżdżamy na Kirkut, jest ukryty wśród drzew z nie do końca oczywistym wjazdem. Nie wchodząc do środka w oczy rzuca się jego wielkość, jest... przeogromny... 

Wejście główne Łódzkiego Kirkutu
Wejście główne Łódzkiego Kirkutu © amiga
Dom pogrzebowy
Dom pogrzebowy © amiga

W pierwszej kolejności zahaczamy o punkt wydawania/sprzedaży biletów...  jak się później okazuje znajduje się z boku domu pogrzebowego. Pomieszczenie zionie stęchliznom, grzybem, jest odrapane... ale jest monitoring ;)


Rowery zostawiamy przypięte do ogrodzenia, a sami udajemy się w czeluście nekropolii. Już na wstępie zauważamy sporą ilość wycieczek młodzieży z Izrael. Każda ma przewodnika, każda ma obstawę z Mosadu. Ta ostatnia nie rzuca się w oczy za bardzo. W Oświęcimiu kilka lat temu wyglądało to tak, że kręciło się wokół wycieczki 2 smutnych panów z bronią. Tym razem jest jeden gość, ubrany po cywilu, obserwujący okolicę i ludzi odwiedzających cmentarz. Wypchane okolice pach wskazują, że nie jest zupełnie bezbronny. Zastanawiam się po diabła im taka obstawa... chociaż... w tym kraju już jest wszystko możliwe... zaczynamy czcić żołnierzy wyklętych którzy byli mordercami. Zabijali cywili innej wiary, innego pochodzenia... 

Ale nie o tym miało być

Przechadzamy się alejkami, cykając fotki, to tu to tam... Kikrut jest jednym z tych bardziej zadbanych, opłata biletowa idzie na oczyszczanie, restaurację macew. usuwanie roślinności, prace porządkowe. Z jednej strony dobrze, że ktoś o to dba, z drugiej... klimat zarośniętych cmentarzy żydowskich gdzieś znikł... Udaje się jednak odnaleźć kilka ciekawych miejsc. 

Setki macew
Setki macew © amiga
Przy niektórych macewach powiewają flagi
Przy niektórych macewach powiewają flagi © amiga
Potężna kwatera
Potężna kwatera © amiga

Podoba mi się to, że jednak historia, czy raczej pamięć o tym miejscu trwa. 

Mauzoleum Izraela Poznańskiego
Mauzoleum Izraela Poznańskiego © amiga
Grobowiec rodzinny
Grobowiec rodzinny © amiga
Drogiemu wychowawcy byłe uczennice
Drogiemu wychowawcy byłe uczennice © amiga
Lubię gdy stare nagrobki oplecione są zielonym bluszczem
Lubię gdy stare nagrobki oplecione są zielonym bluszczem © amiga
Omszałe płyty
Omszałe płyty © amiga
Klimat jedyny w swoim rodzaju
Klimat jedyny w swoim rodzaju © amiga
Ilość macew, nagrobków, wielkość kirkutu zaskakuje
Ilość macew, nagrobków, wielkość kirkutu zaskakuje © amiga
Na polu Gettowym, by pozostał ślad po ludziach
Na polu Gettowym, by pozostał ślad po ludziach © amiga
Jedna z wycieczek młodych Izraelczyków
Jedna z wycieczek młodych Izraelczyków © amiga
Chorągiewki powiewają smutno
Chorągiewki powiewają smutno © amiga
Niewiele takich zakątków znajduje się na łódzkim kirkucie
Niewiele takich zakątków znajduje się na łódzkim kirkucie © amiga
Zastanawiają mnie te doły przed tablicami
Zastanawiają mnie te doły przed tablicami © amiga
Kolejna wycieczka, śladami ojców
Kolejna wycieczka, śladami ojców © amiga

Po dłuższym pobycie na kirkucie zahaczamy jeszcze o pomnik i dom pogrzebowy. Przyznam się że po raz pierwszy jestem w takim miejscu, niektóre akcesoria przywodzą na myśl szpitale psychiatryczne rodem z horrorów... 

Wewnątrz domu pogrzebowego
Wewnątrz domu pogrzebowego © amiga
W domu pogrzebowym
W domu pogrzebowym © amiga
Karawan
Karawan © amiga
Dziwne myśli chodzą po głowie patrząc na eksponaty
Dziwne myśli chodzą po głowie patrząc na eksponaty © amiga
Instalacja Dzieci Getta
Instalacja Dzieci Getta © amiga
Jedna z dziesiątek tablic na murze nekropolii
Jedna z dziesiątek tablic na murze nekropolii © amiga
Pomnik przed wejściem do kirkutu
Pomnik przed wejściem do kirkutu © amiga
Jeden z grobów poza murami cmentarza
Jeden z grobów poza murami cmentarza © amiga
Dom pogrzebowy
Dom pogrzebowy © amiga

Po dobrych kilkudziesięciu minutach udajemy się nieco dalej na stację Radegast, miejsce to zostawia jakiś ślad na psychice, zresztą podobnie jak wizyta w obozach zagłady z którymi jest związana... To tutaj odchodziły ładunki z ludźmi do takich obozów... 

Sam dworzec z dobudowanym muzeum... nie do końca wiem jak to nazwać, bo to długi tunel z listami, rzeczami które zostały po ludziach. na końcu znajduje się pomieszczenie z miejscem na ogień... wychodząc zauważam, że przypomina to piec krematoryjny... skojarzenie miałem tylko jedno...

Stacja Radegast
Stacja Radegast © amiga
Jedna strona z wielu ksiąg na stacji
Jedna strona z wielu ksiąg na stacji © amiga
Przygnębiające widoki
Przygnębiające widoki © amiga
Niby to tylko kilka liter i cyfr a jednak za każdą kryje się jakiś dramat
Niby to tylko kilka liter i cyfr a jednak za każdą kryje się jakiś dramat © amiga
Fragment makiety Łódzkiego Getta
Fragment makiety Łódzkiego Getta © amiga
Wieże kościelne na makiecie
Wieże kościelne na makiecie © amiga
Długie ciągi ulic
Długie ciągi ulic © amiga
Kolejny kościół z makiety
Kolejny kościół z makiety © amiga
Droga wyłączona z getta
Droga wyłączona z getta © amiga
Pora wyjść ze stacji
Pora wyjść ze stacji © amiga
Gotowy do odjazdu
Gotowy do odjazdu © amiga
Wystawa w dobudowanym budynku
Wystawa w dobudowanym budynku © amiga
Historia w kamieniu zapisana
Historia w kamieniu zapisana © amiga
Długie ciągi kart, śladów po ludziach
Długie ciągi kart, śladów po ludziach © amiga
Nawet dzisiaj ten widok nie zostawia chyba nikogo obojętnym
Nawet dzisiaj ten widok nie zostawia chyba nikogo obojętnym © amiga
Lista miast z których sprowadzano do getta ludzi
Lista miast z których sprowadzano do getta ludzi © amiga
Mam nadzieję, że to światełko do nieba
Mam nadzieję, że to światełko do nieba © amiga
Paskudne skojarzenia
Paskudne skojarzenia © amiga

Przechadzając się wzdłuż zabudowań natykamy się na tą samą wycieczkę z Izraela którą widzieliśmy kilkanaście minut temu na kirkucie... 

Wyjeżdżając spod stacji mamy problem by ustalić jeden wariant dalszej wycieczki, trochę mieszamy, trochę kombinujemy, ale wyjeżdżamy na czarny szlak rowerowy prowadzący po wzgórzach łódzkich. Jak się okazuje po chwili plan musimy skorygować bo... ta tym fragmencie niewiele będzie do zobaczenia. 

Punkt widokowy gdzieś po drodze
Punkt widokowy gdzieś po drodze © amiga
Droga przed nami
Droga przed nami © amiga


Kierujemy się na Dobrą, tam z daleka widać kościół Starokatolicki Mariawitów, trwa msza, więc nie poszalejemy z aparatami, zaskakuje za to niewielka ilość wiernych. Ale jak mi tłumaczy Karolina to Starokatolicy, jest ich niewielu w okolicy... 

Kościół starokatolicki mariawitów w Dobrej
Kościół starokatolicki mariawitów w Dobrej © amiga
Trwa nabożeństwo
Trwa nabożeństwo © amiga

Nieco dalej znajduje się kościół katolicki, również trwa msza, ludzi sporo, wręcz wylewają się z kościoła, patrzą na nas spod byka, więc tylko szybka fota i ruszamy dalej.

Kościół pw. Jana Chrzciciela i św. Doroty w Dobrej - trwa msza nie ma szans na wejście do środka
Kościół pw. Jana Chrzciciela i św. Doroty w Dobrej - trwa msza nie ma szans na wejście do środka © amiga


Jest coś koło 13, chyba pora by coś zjeść. W Dobrej był bar, nawet zaznaczony ma mapie, z zewnątrz wyglądał raczej na coś sklepo-barowego rodem z PRLu, obsługa pewnie czekała na koniec mszy, gdy chłopi przyjdą na niedzielne piwko, albo dwa. Odpuszczamy to miejsce  Za to wg mapy nieco dalej również coś się znajduje, jakiś hotel, restauracja, może bezie to coś sensownego? 

Staw Dobieszkowie - miał być przy nim młyn ale został rozebrany
Staw Dobieszkowie - miał być przy nim młyn ale został rozebrany © amiga
Uśmiechnij się ;)
Uśmiechnij się ;) © amiga

Po drodze miał być młyn, ale krążymy przy skrzyżowaniu gdzie wg mapy powinien stać, nie ma... pytamy się mieszkańców, i dowiadujemy się, że "już nie ma". Cóż... nieco dalej jest nasz hotel... tzn ten z mapy, stajemy, sporo ludzi, jakieś poprawiny... ale wewnątrz można coś zjeść. Ludu tyle, że po chwili za radą Karoliny odpuszczamy, po drodze na odcinku około 10 km są jeszcze 2 interesujące nas oznaczenia - nóż i widelec. 

Droga którą jedziemy
Droga którą jedziemy © amiga
Skąd Ona ma tyle sił, ja ledwo żyję
Skąd Ona ma tyle sił, ja ledwo żyję © amiga

Dojazd jednak pod górkę, po szutrach, na szczęście są też asfalty, czasem lekko sfatygowane, ale są ;) Docieramy do kolejnego Hotelu, ludzi niewiele... - to Ośrodek Campoverde. 
Po pierwsze coś do picia, bidony wysychają, i oczywiście coś do zjedzenia... Możemy podelektować się cisza, spokojem. Po 10 minutach docierają napoje, uff... jakie to dobre... kolejne kilka minut i dostajemy danie główne... Objętościowo nie zachwyca, ale jest zjadliwe i świeże... Miła obsługa... Jednak to nie to co Tomaszowski Kwadrans... ;)

Po posiłku ruszamy na Nowosolną, skrzyżowanie było już kilka razy w TV m.in. w absurdach drogowych, to jakaś porażka... 8 schodzących się w jednym miejscu dróg... jakim cudem przejechaliśmy...? nie mam pojęcia... aż prosi się w tym miejscu o rondo, załatwiło by wszystkie problemy. Tuż za skrzyżowaniem spotykamy znajomych z różnego rodzaju rajdów... zamieniamy kilka zdań i lecimy dalej na Wiączyń, gdzie zahaczamy o stary cmentarz z okresu I wojny światowej. Kilak zdjęć i ruszamy dalej,. może 100 m od cmentarza natykamy się na tych samych znajomych... ale już się nie zatrzymujemy... 

Cmentarz z pierwszej wojny światowej w Wiączyniu
Cmentarz z pierwszej wojny światowej w Wiączyniu © amiga
Krzyż prawosławny na cmantarzu
Krzyż prawosławny na cmantarzu © amiga

Kolejna krótka przerwa w Andrespolu, tym razem kawa z żabki... tzn kawa z ziaren kawy, z mlekiem ale ze sklepu z logiem płaza... ;) i ruszamy dalej 
Stary cmentarz ewangelicki w Bukowcu Górnym
Stary cmentarz ewangelicki w Bukowcu Górnym © amiga

Kierunek Kurowice, tam zatrzymujemy się przy kościele, jest otwarty więc wchodzimy do środka, kilka zdjęć.

Wewnątrz kościół pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Kurowicach
Wewnątrz kościół pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Kurowicach © amiga

A poniższe pożyczyłem sobie od Karoliny, bez jej zgody... przepraszam :)
Ktoś napisał :)
Ktoś napisał :) © Tymoteuszka

Przyglądamy się mapie, zamiast na Zamość postanawiamy pojechać na Michałów zaliczając po drodze stary młyn, jego stan jednak pozostawia wiele do życzenia, myślę, że za kilka lat zostanie rozebrany, stan fatalny...  
Spoglądamy na zegarki ile mamy jeszcze czasu, muszę dotrzeć max około 19:40 na stację w Piotrkowie Trybunalskim, chwila zastanowienia i... pojedziemy w kierunku Wolborza. 

Stary zniszczony młyn
Stary zniszczony młyn © amiga
Jeszcze kilka lat i nic z tego nie zostanie
Jeszcze kilka lat i nic z tego nie zostanie © amiga
Uwielbiam jej uśmiech
Uwielbiam jej uśmiech © amiga

Zahaczamy jeszcze o Łaznów dokładnie o o drewniany kościół, trwa jeszcze msza, kończy się, Karolina wchodzi do środka, chce po cichutki cyknąć zdjęcie, ale... ksiądz prosi parafian o uśmiechnięcie się... więc stała się częścią kazania które w tej chwili trwało... 
Kościół Matki Boskiej Różańcowej w Łaznowie
Kościół Matki Boskiej Różańcowej w Łaznowie © amiga
Kapliczka przy kościele
Kapliczka przy kościele © amiga

Może 5 minut później msza się kończy, już na spokojnie wchodzimy do środka, możemy przyjrzeć się ornamentom, poszukać czaszki... Tą znajduje Karolina, nie mam pojęcia jak ją wypatrzyła... 
Msza skończona, można zajrzeć do środka
Msza skończona, można zajrzeć do środka © amiga
Znaleziona przez Karolinę czaszka :)
Znaleziona przez Karolinę czaszka :) © amiga

Po wyjściu z kościoła jedziemy przez Będków gdzie krótki postój poniku ofiar oraz kościele z którym Karolina ma sporo wspomnień, opowiada mi o nich :) Dziękuję... 

Pomnik w Będkowie w hołdzie pomordowanym przez Hitlerowskiego okupanta w latach 1939-45
Pomnik w Będkowie w hołdzie pomordowanym przez Hitlerowskiego okupanta w latach 1939-45 © amiga
Kościół Najświętszej Maryi Panny w Będkowie
Kościół Najświętszej Maryi Panny w Będkowie © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Do Wolborza jeszcze kawałek, patrząc na mapę zauważamy jakiś dworek w Drzazgowej Woli, niestety gdy docieramy an miejsce niewiele widać, teren jest ogrodzony, z daleka widać chyba tylko stodołę... nic... nieco dalej w Lubiatowie  też jest dworek do kompletu z folwarkiem. Tego pierwszego nie udaje nam się zobaczyć, znajduje się na mocno zarośniętej kwaterze. Ten drugi możemy podziwiać tylko z daleka, gdyż dostępu chroni gruby łańcuch i informacja o ochronie. Z jednej strony szkoda, że nie można podjechać bliżej, z drugiej nie każdy chce być atrakcją turystyczną. 

Nie można było podjechać bliżej, ale z tej perspektywy też piękny - Folwark w Lubiatowie
Nie można było podjechać bliżej, ale z tej perspektywy też piękny - Folwark w Lubiatowie © amiga

Pozostało udać się do Wolborza, w planie mieliśmy jeszcze jeden młyn... jednak zegarek uświadamia nas, że nie mamy już na ten punkt czasu. Stajemy w centrum Wolborza, ostatnie kilka zdjęć. Dostaję od Karoliny pączka na drogę... 

Stary herb Wolborza na jednym z budynków
Stary herb Wolborza na jednym z budynków © amiga
Parafia Św. Mikołaja w Wolborzu
Parafia Św. Mikołaja w Wolborzu © amiga

Bryczka w Wolborzu
Bryczka w Wolborzu © amiga

Kilka minut pożegnania i ruszam mam do przejechania około 17km i góra godzinę czasu. Niby powinno wystarczyć, jedna wolę mieć te kilka minut w zapasie, może się w końcu zdarzyć wszystko włącznie z paną... 

Od Wolborza gnam na złamanie karku, ale pozwalam podpowiadać sobie nawigacji kontrolując na mapie trasę wycieczki, pierwotnie już w Wolborzu miałem wbić się na serwisówkę wzdłuż autostrady S8, jednak nawigacja uparcie kieruje mnie inaczej, spoglądam na mapę, faktycznie jest inny wariant... cóż pomimo braku czasu spróbuję. 
Odbijam nieco później niż zaplanowała nawigacja, skręcam w ul Polną, nazwa oddaje to co napotkałem... na szczęście ten odcinek nei jest zbyt długi to około 1,5 km, najważniejsze, że nie ma piasku i błota.

Wyjeżdżam w Proszeniu, tam przekraczam autostradę i już dalej serwisówką gnam do Piotrkowa, po drodze podziwiam zachodzące słoneczko, jednak, nie zatrzymuję się, czasu strasznie mało... a jeszcze sporo kilometrów do celu, tym bardziej, że przejazd przez miasto nigdy nie jest szybki, zawsze są jakieś światła, skrzyżowania, czy remonty. Nie inaczej jest tym razem. Wpadam an dworzec mam 10 minut ;) albo 40... to zależy czym chcę jechać, wybieram wcześniejszy pociąg pomimo tego, że będę później... na dokładkę czeka mnie przesiadka, jednak z InterCity nigdy nie ma pewności, czy wejdę z rowerem, czy będą miejsca... nie ryzykuję, wolę wolniej, ale pewniej. tym bardziej, że o dobiciu się do kasy nie ma mowy. Bilet kupuję u konduktora. 

Rozsiadam się wygodnie i wysyłam Karolinie informację, że dotarłem, że siedzę w pociągu... że jadę... 
Skład to stary EN-57, ale przynajmniej rower jedzie pozycji poziomej... 

W pociągu kolei Regionalnych - tutaj czas się zatrzymał w latach 60-tych
W pociągu kolei Regionalnych - tutaj czas się zatrzymał w latach 60-tych © amiga

W Częstochowie przesiadka, mam kilka minut by kupić coś do picia. Wsiadam do nowego składu Kolei Śląskich. Jest zimno, może fajnie, że jest klima, ale coś mocno ją skręcili, robi mi się zimno... 

Czekając na pociąg w Częstochowie
Czekając na pociąg w Częstochowie © amiga

Gdy wysiadam w Katowicach jestem skostniały... przegięli... na peronie, czy dworcu, czy nawet na zewnątrz jest ciepło, marzę jednak o gorącej herbacie, może nawet jakimś hamburgerze, ale Mak... pełny, nie mam ochoty tracić czasu w kolejkach. 

Wracam do domu, jest już ciemno, włączam lampki migające, 6 km... do pokonania, ostatnie sześć dzisiaj. W domu jestem kilka minut przed północą...  Szybka kąpiel, coś do picia... i... spać... noc i tak będzie krótka. 

Wieża Spadochronowa w Katowicach tuż przed północą
Wieża Spadochronowa w Katowicach tuż przed północą © amiga



Dzięki Karolino na kolejną wspaniałą wycieczkę, chyba najbardziej w pamięci utkwiła mi Łódź, a dokładniej tamtejszy kirkut i stacja Radegast... Smutne to miejsca. Później za to mieliśmy kilka ciekawych pozycji w parku Wzniesień Łódzkich :) ale nie tylko... Dzień by upalny. Dziękuję Ci za wszystko... 


Czwarty dzień wyprawy - powrót do Zielonego zakątka Łódzkiego

Wtorek, 16 sierpnia 2016 · Komentarze(6)
Dzisiaj ostatni dzień wspólnej wyprawy z Karoliną. Wstajemy dość wcześnie, ale zbieranie chwilę zajmuje, jeszcze trochę czasu zabiera nam pożegnanie z gospodarzem.  W końcu ruszamy po 7:20, po Grześku i kawie ;)
Częściowo wczoraj Anwi wskazała nami kilka miejsc gdzie możemy podjechać. Poranek jest dość pochmury, wiatr mamy początkowo z boku, pierwszy króciutki postój w Kołbukowicach przy tamtejszym pałacu i z opisu wynika, że budynku spichleża. 
Pałac w Kołbukowicach

Pałac w Kołbukowicach © amiga
Przy pałacu w Kołbukowicach - czyżby spichlerz?
Przy pałacu w Kołbukowicach - czyżby spichlerz? © amiga
Kilka zdjęć i kierujemy się na Skrzydłów gdzie nie udało się dojechać do zabudowań pałacu, trafiamy za to na jakiegoś ciecia, który nie pozwala nam podjechać i zrobić kilka zdjęć tłumacząc, że niedawno kupił to jakiś senator... może pogrzebać w zeznaniach podatkowych? Ciekawe który to ze złodziei z Wiejskiej? Przepraszam, ale inaczej o tym bydle politycznym nie potrafię myśleć, niezależnie od partii...  uuuu... zdenerwowałem się... 

Cóż jedziemy dalej, nie podobają mi się chmury, jednak radary meteo nas pocieszają, w rzekach Wielkich mało nie minęliśmy dworku, jest zadbany :) w środku przedszkole. Wewnątrz jakieś spotkanie, a w ogrodzie ktoś się krząta. 

Pałac w Rzekach Wielkich
Pałac w Rzekach Wielkich © amiga
Po krótkiej przerwie ruszamy na Garnek :) to ostatnia miejscowość woj. śląskiego i mocno zaskakuje, wg mapy jest tylko młyn, jakiś kościół i to wszystko. Mijamy Wartę wjeżdżamy do miejscowości... jest młyn... szybka fota. rzeka wygląda cudownie, jest jeszcze stara drewniana kapliczka, wydaje się, że to wszystkie atrakcje, ale nie ujeżdżamy 200m gdy krzyczę by Karolina się zatrzymała, po lewej na ogrodzonym pastwisku pasą się... sarenki... gdzieś z daleka widać jakiegoś jelonka w każdym bądź razie inny gatunek... kilka fot i wydaje się, że już mamy wszystko co można włożyć do Garnka... a jednak nie, kolejne 200m i jesteśmy w centrum, i oprócz kościoła jest dość ciekawy budynek pełniący obecnie funkcję biblioteki publicznej. 

Jesteśmy w Garnku ;)
Jesteśmy w Garnku ;) © amiga
Stary młyn w Garnku
Stary młyn w Garnku © amiga
Zabudowania drewnianego młyna
Zabudowania drewnianego młyna © amiga
Przydrożna kapliczka w Garnku
Przydrożna kapliczka w Garnku © amiga
Przez Wartę
Przez Wartę © amiga
Zaskoczyło mnie to stado
Zaskoczyło mnie to stado © amiga
Ciekawe czy to produkcja dziczyzny... czy jednak coś innego?
Ciekawe czy to produkcja dziczyzny... czy jednak coś innego? © amiga
Biblioteka Publiczna w Garnku
Biblioteka Publiczna w Garnku © amiga
Kościół Niepokalanego Poczęcia Najwiętszej Maryi Panny w Garnku
Kościół Niepokalanego Poczęcia Najwiętszej Maryi Panny w Garnku © amiga

Zastanawiamy się czy nie skorzystać z pobliskich sklepów, ale decydujemy się jednak pojechać do Gidle i tam czegoś poszukać. Po drodze zaskakuje drewniana kapliczka, wygląd psują tylko paskudne drzwi rodem z Ikei... aż prosiło by się o coś bardziej przezroczystego. 

Kapliczka chyba w Borkach przy drodze z Garnka na Gidle
Kapliczka chyba w Borkach przy drodze z Garnka na Gidle © amiga

Gdy Zbliżamy się do Glidli trafiamy na pierwszy kościół, oczywiście obowiązkowo stajemy przy nim, jest co prawda zamknięty, ale kilka zdjęć udaje się zrobić :)

Parafia Katolicka p.w. NMP Bolesnej w Gidlach
Parafia Katolicka p.w. NMP Bolesnej w Gidlach © amiga
Rzeźby kościelne
Rzeźby kościelne © amiga
Rzeźby kościelne
Rzeźby kościelne © amiga

Nieco dalej jest sanktuarium, wjeżdżamy do środka, ktoś się krząta focimy na potęgę bo miejsce zadbane, piękne, gość do nas podchodzi i odnosimy wrażenie, że to ksiądz, po krótkiej rozmowie wygląda na to, że jeździ na rowerze i spodobały mu się nasze mapniki :). Zostawiam namiary na p. Stanisława Kruczka... 

Sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej
Sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej © amiga
Panorama przy sanktuarium
Panorama przy sanktuarium © amiga
Mała planetka Sanktuarium Gidelskie
Mała planetka Sanktuarium Gidelskie © amiga
Św Dominik
Św Dominik © amiga
Nie bylibyśmy sobą nie wchodząc do środka w poszukiwaniu...  czaszek ;) Tych niestety nie ma, za to to co mnie najbardziej zaskoczyło to w jednej z bocznych kaplic znajduje się historia Gidli i samego sanktuarium umieszczona na serii obrazów umieszczonych w kilku rzędach po obu stronach kaplicy. 
Sanktuarium od przodu
Sanktuarium od przodu © amiga
Wewnątrz sanktuarium
Wewnątrz sanktuarium © amiga
Historia Gidle na obrazach wymalowana
Historia Gidle na obrazach wymalowana © amiga
Ciężka orka
Ciężka orka © amiga

Gdy wychodzimy z kościoła naszym oczom ukazuje się sklepik z gorącymi napojami, jak się po chwili okazuje dostępne jest też pyszne ciasto śliwkowe domowej roboty. Raczymy się herbatą i ciastkiem... 

Wychodzimy i z mapy wynika, że niewiele dalej jest drewniany kościółek, musimy więc tam podjechać. Kolejna przerwa... znajdujemy uszkodzoną czaszkę pod krzyżem. do środka jednak nie ma możliwości wejścia, trochę szkoda. 
Przy kościółku św. Magdaleny
Przy kościółku św. Magdaleny © amiga
Kościół pw. św. Marii Magdaleny w Godlach
Kościół pw. św. Marii Magdaleny w Godlach © amiga
Drewniany kościółek Gidelski
Drewniany kościółek Gidelski © amiga
Kamyki
Kamyki © amiga

Mapy z których korzystamy nie do końca na siebie zachodzą, korzystamy z map Compassu, północna część woj śląskiego i południowa łódzkiego, niestety drobna przerwa pomiędzy nimi powoduje, że nieco nie tak wyjeżdżamy, nie tak jak planowaliśmy, jesteśmy dobre 20 m na zachód od Wielgomłynów. Pozostaje wprowadzić drobną korektę, Wielgomłyny jednak chcemy odwiedzić. 
Przed nami dość długi odcinek gdzie nic nie ma... dopiero w Niedośpielinie jest drewniany kościółek przy którym stajemy, dzisiaj trafiamy na odpust i chyba próbę wewnątrz, sporo mieszkańców. Kilka fot... i ruszamy dalej. 

Drewniany kościół p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej i Kazimierza w Niedośpielinie
Drewniany kościół p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej i Kazimierza w Niedośpielinie © amiga
Historia kościoła na papierze spisana
Historia kościoła na papierze spisana © amiga

W Wielgomłynach nieco dłuższa przerwa przy klasztorze, chwilę zajmuje nam odnalezienie wejścia do kościoła, jest w ... dziwnym miejscu... zupełnie nie tam gdzie się go spodziewaliśmy...  a tuż obok trafiamy na stary dąb o obwodzie prawie 8 metrów i wysokości 37m. 
Parafia rzymskokatolicka św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Klasztor Zakonu Paulinów w Wielgomłynach
Parafia rzymskokatolicka św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Klasztor Zakonu Paulinów w Wielgomłynach © amiga
Wewnątrz kościoła w Wielgomłynach
Wewnątrz kościoła w Wielgomłynach © amiga
Stary Dąb w Wielgomłynach
Stary Dąb w Wielgomłynach © amiga

Powoli wjeżdżamy na tereny Karolin, zbliżamy się do Przedborza, jest już na tyle późno, że pora na coś do zjedzenia. jakiś obiad... coś ciepłego... 

Może czereśnie?
Może czereśnie? © amiga

Na mapie widnieje jeszcze oznaczenie kirkutu, odnajdujemy go bez większego problemy, jednak dojazd utrudniony, a wejścia broni wysoki betonowy płot bez bramy... pozostaje zdjęcie z odległości i pora udać się do centrum. Ze względu iż trwa remont, czy raczej wymiana nawierzchni w mieście tworzy się całkiem spory korek... nam udaje się objechać go po chodniku. 

Szukając kirkutu w Przedborzu
Szukając kirkutu w Przedborzu © amiga

Odwiedzamy górujący nad miastem kościół i podjeżdżamy do restauracji Parkowej i całą stanowczością mogę powiedzieć, unikajcie w niej obiadów. Zamawiamy dość prostą i szybką do przygotowania potrawę. Wątróbki... 
Wpierw jednak raczymy się kawą, jest przyzwoita, po około 30 minutach dostajemy główne danie, zaskakuje mnie to, że wątróbka jest drobiowa, co prawda w karcie nie pisało jaka to jednak przyjąłem, że będzie wieprzowa. Ale... ziemniaki są zimne, a sama wątróbka przypalona z litrami tłuszczu w środku... masakra... upieczenie jej zajmuje zwykle kilka minut... wydawało by się, że tego nie da się spieprzyć, a jednak. Nieco poprawia nam humor deser - niezła szarlotka na gorąco z lodami :)

W tle wieża kościoła w Przedborzu
W tle wieża kościoła w Przedborzu © amiga
Takie góry tylko w łódzkim ;)
Takie góry tylko w łódzkim ;) © amiga
Kościół pw. Św. Aleksego w Przedborzu
Kościół pw. Św. Aleksego w Przedborzu © amiga
Wieża kościelna w Przedborzu
Wieża kościelna w Przedborzu © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Prz wyjeździe z restauracji jakiś baran za kierownicą busa próbuje mnie rozjechać i to raz z jednej raz z drugiej strony, nie wytrzymuję podjeżdżam do kierowcy, za kierownicą dziadziuś, opieprzam go za nie korzystanie z lusterek, za dziwne ruchy, za brak kierunkowskazów... Gościa zatkało... odjeżdżam... wrrrrr Jednak po 60 badania powinny być obowiązkowe co rok, pewnie uniknęlibyśmy takich przypadków. 

W przedborzu jeszcze tylko wizyta w sklepie w poszukiwaniu napojów i możemy jechać dalej, Tomaszów coraz bliżej, ale zanim tam dojedziemy jeszcze Bąkowa Góra... Podjazd konkretny... nachylenie kilkanaście procent i ciągnie się dobry kilometr, na szczycie kilka atrakcji tyle, że na prywatnym terenie, robimy kilka zdjęć ruin zamku i dworku, oczywiście kościoła i możemy zjechać w dół :)
Gdzieś tam są szczątki zamku na Bąkowej Górze
Gdzieś tam są szczątki zamku na Bąkowej Górze © amiga
Bąkowa Góra-dwór Małachowskich
Bąkowa Góra-dwór Małachowskich © amiga
Bąkowa Góra-dwór Małachowskich
Bąkowa Góra-dwór Małachowskich © amiga
Bąkowa Góra – kościół Przenajświętszej Trójcy
Bąkowa Góra – kościół Przenajświętszej Trójcy © amiga

W Majkowicach jeszcze kilka fot ruin zameczku, pakujemy się też w teren, w którymś momencie utykamy na plaży, musimy kawałek podprowadzić rowery, dobrze, że to tylko 50 m... 
Ruiny zameczku w Majkowicach
Ruiny zameczku w Majkowicach © amiga

W Piotrowie króciutki postój przy Chrustusie, są ławeczki, możemy odsapnąć, przed nami Włodzimierzów i długi około 30 km odcinek bez większych atrakcji, co prawda nieco go urozmaicamy, by droga nie była identyczna z tą sprzed kilku dni... 
Wyprawa dobiega końca więc trochę zamyślony
Wyprawa dobiega końca więc trochę zamyślony © amiga

Dojeżdżamy do Tomaszowa w okolicach 18. Zmęczeni ale szczęśliwi, wszystko dobrze się skończyło, nie było  w zasadzie żadnych paskudnych przygód, awarii nad którymi nie  moglibyśmy zapanować, spotkaliśmy ciekawych ludzi, odwiedziliśmy ciekawe miejsca, i zrealizowaliśmy w większości pierwotne założenia, by zaliczyć jak najwięcej miejsc z obiektami architektury drewnianej.  Było Pięknie. Dzięki Karola :)

Trzeci dzień wyprawy - Północna część Jury

Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Dzisiaj możemy nieco pospać, odespać poprzednie 2 wczesne pobudki, Zbieramy się około 7:00, o ósmej jesteśmy gotowi do wyjazdu z Truskolasów, jeszcze tylko krótki postój przy kościele, bo okazuje się, że nie mamy jego zdjęcia z zewnątrz :)

Porankowy plan banalny dotrzeć na 9:00 do Częstochowy, powinniśmy zdążyć, wstępne analizy map wskazały około 15 km. Trasa góra dół w zasadzie cały czas, ale mamy niezłą średnią, wiatr wyjątkowo nas wspomaga, wieje od zachodu. Gdy  grubsza jesteśmy w połowie trasy zauważamy, ze chyba źle oceniliśmy odległość, a wszystko przez to, że wczoraj jeździliśmy na mapach 1:50000, a dzisiaj posługujemy się 1:100000. 
Ostatnie zdjęcie kościoła w Truskolasach
Ostatnie zdjęcie kościoła w Truskolasach © amiga
2 różne miejscowości po 2 stronach drogi
2 różne miejscowości po 2 stronach drogi © amiga

Dajemy znać Iwonie, że nieco się spóźnimy, pewnie ze 20 minut. i gnamy dalej na złamanie karku. Krótka przerwa przy znaku Częstochowa, i lecimy dalej do centrum. Ruch na drogach dojazdowych niewielki, za to w centrum dzieje się. Powoli zbierają się pielgrzymi, jakoś ich wymijamy i docieramy na miejsce spotkania... ufff


Już w Częstochowie :)
Już w Częstochowie :) © amiga
Widok na Jasną Górę
Widok na Jasną Górę © amiga
Po krótkim powitaniu uciekamy z centrum, nieco na peryferia, trochę zdajemy się na Iwonę, w końcu to jej miasto ;), pierwszy krótki postój pod Pomnikiem Częstochowskich Żydów . Kilka fot i ruszamy dalej, na Częstochowski kirkut. Byłem na nim kilka lat temu, był w dość fatalnym stanie. 

Pomnik Częstochowskich Żydów przy ul Strażackiej

Pomnik Częstochowskich Żydów przy ul Strażackiej © amiga
Anwi i Posterunkowa :)
Anwi i Posterunkowa :) © amiga

Dzisiaj jest nieco inaczej, brama robi wrażenie odnowionej, alejki są utrzymane, chociaż roślinność robi swoje, wprowadza niesamowity klimat, być może właśnie dlatego lubię takie stare cmentarze. Zwiedzamy go pieszo, jest wielki, natykamy się na ochronę, co szokuje mnie jeszcze bardziej. Chyba po raz pierwszy widzę coś takiego. 

Pod Częstochowskim kirkutem
Pod Częstochowskim kirkutem © amiga
Inny świat
Inny świat © amiga
Porośnięty bluszczem
Porośnięty bluszczem © amiga
Macewy na kirkucie Częstochowskim
Macewy na kirkucie Częstochowskim © amiga
Rośliny władają tym miejscem
Rośliny władają tym miejscem © amiga
Zaplątany
Zaplątany © amiga
Wśród zieleni
Wśród zieleni © amiga
Omszałe
Omszałe © amiga
Pora opuścić kirkut
Pora opuścić kirkut © amiga
Oplecione drzewa
Oplecione drzewa © amiga
Mija dobre kilkadziesiąt minut, w końcu pochylamy się nad mapami, chcielibyśmy dotrzeć do Mstowa, znaleźć kwaterę, zostawić tam sakwy i dopiero ruszyć na podbój jury... w zasadzie jego niewielkiego fragmentu. Dzisiaj plany to nie przesadzać, jutro czeka nas długa trasa w całości z sakwami. Może być ciężko. 
Omawianie dzisiejszego planu :)
Omawianie dzisiejszego planu :) © amiga

Po małym zamieszaniu przy wyjeździe z Częstochowy i okrążeniu honorowym w okolicy koloni Mirów jedziemy najkrótszą drogą do Mstowa, sakwy na bagażniku ciągną nas do tyły, podjazdy robią swoje, ale... zjazdy... rowery pędzą same, musimy je od czasu do czasu powstrzymywać ;)

W Mstowie sprawdzamy 2 miejsca gdzie wg danych z netu powinny być kwatery. Niestety nikt nie odpowiada, w końcu dodzwaniamy się gdzieś, dowiadujemy się, że i owszem będzie kwatera, ale po 14 jak właściciel wróci z wyjazdu. Rozglądamy się jeszcze po kilku okolicznych domach, rozpytujemy. I w końcu mamy informację - jedźcie na Wancerzów tam jest agroturystyka Amonit, dojeżdżamy ma miejsce, trafiamy na właścicieli. Chwila rozmowy i.... zostawiamy sakwy. Pokój czysty, łazienka w stanie prawie idealnym, właściciel proponuje nam miejsce na rowery. Zresztą gry później z nim ucinamy sobie rozmowę, okazuje się że mile widziani są rowerzyści wpadający na 1 dzień... Mało tego to chyba najtańsza kwatera z jaką się spotkałem... 25 zł. Czego chcieć więcej? Może obiadu...


Długi zjazd do Mstowa
Długi zjazd do Mstowa © amiga
Panorama z okolic stodół w Mstowie
Panorama z okolic stodół w Mstowie © amiga
Mała planetka Mstowska :)
Mała planetka Mstowska :) © amiga
A może pójdziemy tam... ?
A może pójdziemy tam... ? © amiga

Dochodzi 13. wracamy do miasteczka, zaliczając jeszcze pobliski klasztor, właśnie skończyła się msza, mamy okazję wejść do środka, poszukać czaszek :)

Chorągiewki powiewające na wietrze
Chorągiewki powiewające na wietrze © amiga
Parafia Rzymskokatolicka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Mstowie
Parafia Rzymskokatolicka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Mstowie © amiga
Wewnątrz kościoła w Mstowie
Wewnątrz kościoła w Mstowie © amiga
Wiejskie klimaty
Wiejskie klimaty © amiga
Sklepienie
Sklepienie © amiga
Znajdź czaszkę ;)
Znajdź czaszkę ;) © amiga
Piękne wnętrze
Piękne wnętrze © amiga
Po żniwach?
Po żniwach? © amiga
Kolejna czaszka?
Kolejna czaszka? © amiga

W pobliżu jest restauracja a raczej smażalnia ryb i pizzeria, tam zatrzymujemy się, zamawiamy pizzę i coś do popicia, w miłym towarzystwie czas szybko mija, jeszcze tylko udało się spojrzeć na mapy. z grubsza określić to co możemy jeszcze zobaczyć, dzień niestety nie jest rozciągliwy jak guma. Chociaż bez sakw będzie prościej :)

Anwi prowadzi nas na Przeprośną Górę gdzie trochę zaskakuje mnie sanktuarium ojca Pio. okolica dość ciekawie zagospodarowane, sporo rzeźb, nie czuć przepychu, jest jakoś inaczej. Chwilę tra zanim objeżdżamy górkę. Oczywiście do sanktuarium i kaplicy też zajrzeliśmy. 

Sanktuarium Św.Ojca PIO na Przeprośnej Górze
Sanktuarium Św.Ojca PIO na Przeprośnej Górze © amiga
Rzeźby na Przeprośnej Górze
Rzeźby na Przeprośnej Górze © amiga
Stacja drogi krzyżowej
Stacja drogi krzyżowej © amiga
Wewnątrz sanktuarium
Wewnątrz sanktuarium © amiga
Dzwon w sanktuarium
Dzwon w sanktuarium © amiga
Widok na Jasną Górę
Widok na Jasną Górę © amiga
Kaplica z relikwiami w podziemiach sanktuarium
Kaplica z relikwiami w podziemiach sanktuarium © amiga

W pobliży jest Rezerwat Zielona Góra i jaskinie które zachwala nam Iwona, nie można było odmówić, tym bardziej, że w okolicach w których mieszkamy raczej się ich nie spotyka. Jaskinia w Zielonej Górze okazuje się że jest dość niewielka, a raczej wejście do niej jest niewielkie, coś koło metra wysokości mam problem by się tam zmieścić, częściowo na kolanach docieram do środka, Komora jest nie za wielka, ale robi wrażenie, jak się okazuje są jeszcze dwie, ale o tym dowiaduję się już w domu.

Uciekaj Myszko do dziury... ;)
Uciekaj Myszko do dziury... ;) © amiga
Wyłaniająca się z otchłani Iwona
Wyłaniająca się z otchłani Iwona © amiga
Jaskinia w Zielonej Górze
Jaskinia w Zielonej Górze © amiga
Jaskinia w Zielonej Górze
Jaskinia w Zielonej Górze © amiga
Jaskinia w Zielonej Górze
Jaskinia w Zielonej Górze © amiga
Jaskinia w Zielonej Górze
Jaskinia w Zielonej Górze © amiga
Jaskinia w Zielonej Górze
Jaskinia w Zielonej Górze © amiga
Ktoś tutaj jest
Ktoś tutaj jest © amiga

Tuż obok znajduje się skałka Diabelskie Kowadło, co prawda ta ochrzczona w ten sposób raczej przypomina mi młot, ale nie ja ją nazywałem. Miejsce ciekawe na spacery, na wojaże, warte odwiedzenia. 
Przy Diabelskim Kowadle
Przy Diabelskim Kowadle © amiga
To chyba musi być młot ;)
To chyba musi być młot ;) © amiga
Jaskinia zwiedzona, od jakiegoś czasu brakuje mi czegoś do picia, spoglądając na mapę mamy w pobliży Kusięta, miejscowość z tego co pamiętam z wcześniejszych wyjazdów zupełnie nijaką, tyle, że są tam sklepy, Iwona prowadzi mas w pobliżu zabudowań, jest otwarty sklep, wchodzimy do środka, kupujemy wodę, jakiś napój gruszkowy, kolę, część wypijam od razu, do Olsztyna dzisiaj nie jedziemy, zaczyna się robić późno, ale, zahaczamy o pobliskie Góry Towarne, gdzie wschodzimy na te wyżej położone, roztacza się niesamowity widok, z jednej strony widać Częstochowę, z drugiej Olsztyn z Zamkiem... :) Mija dłuższa chwila zanim schodzimy. 

Kierunek Częstochowa
Kierunek Częstochowa © amiga

Góry Towarne
Góry Towarne © amiga
Kierunek Olsztyn
Kierunek Olsztyn © amiga
Widać zamek w Olsztynie
Widać zamek w Olsztynie © amiga
Na szczycie Gór Towarnych
Na szczycie Gór Towarnych © amiga
Rozbraja uśmiechem
Rozbraja uśmiechem © amiga
Kierujemy się na Srocko, droga dość prosta tyle, że góra-dół... na skrzyżowaniu żegnamy się z Iwoną, do Częstochowy już niedaleko, do Mstowa też nie ma wielu kilometrów, nie zgubimy się, tym bardziej, że kilka godzin temu Anwi prowadziła nas tym szlakiem. 
W Mstowie postanawiamy poszukać czaszki, odwiedzić pozostałości kirkutu i podjechać pod skałkę Miłości, wcześniej wysłuchaliśmy w legend o tym miejscu. 
Pozostałości kirkutu w Mstowie
Pozostałości kirkutu w Mstowie © amiga
Jedyna stojąca Macewa
Jedyna stojąca Macewa © amiga
Nieco zarośnięta
Nieco zarośnięta © amiga
Zabudowania w Mstowie
Zabudowania w Mstowie © amiga
Most na Warcie
Most na Warcie © amiga
Skała Miłości

Pozostałości Amonitów

Pozostałości Amonitów © amiga

Panorama Mstowa ze skały Miłości
Panorama Mstowa ze skały Miłości © amiga
Źródełko u ponóża skały
Źródełko u podnóża skały © amiga
Skała Miłości w Mstowie
Skała Miłości w Mstowie © amiga
Gdy mija 18 uświadamiamy sobie, że pora na kwaterę, coś jeszcze zjeść.... o nie... na jedzenie nie mamy ochoty, Pizza była tak wielka, że trzyma nas do tej pory, mało tego, część jej mam w plecaku :) Więc gdyby nas naszło...
Gdy zachodzi słońce postanawiam zrobić zdjęcia słoneczka i... naszej kwatery. 
Już zachodzi czerwone słoneczko
Już zachodzi czerwone słoneczko © amiga

Kwatera to ten "domek" po lewej na poniższym zdjęciu, jak udało mi się ustalić w rozmowie z właścicielem, kilka lat temu była do budka z lodami, teraz jest wyremontowana i przystosowana do potrzeb podróżnych. Rowery zostają wprowadzone do właściwego pomieszczenia, zamknięte na klucz, są bezpieczne. 

Nasza kwatera na dzisiaj
Nasza kwatera na dzisiaj © amiga

Pokoik dość spory, czyściutki z pachnącą pościelą, do dyspozycji mamy kawę, kilka gatunków herbaty, talerze, szklanki, sztućce, po raz pierwszy mamy ręczniki na stanie :), nawet pierdoły jak mydło są na miejscu. To spora odmiana po kwaterze w Truskolasach... Jedynie brakuje małej kuchenki gdzie można by przygotować posiłek. Co prawda jest takie pomieszczenie, ale dzisiaj tego nie potrzebujemy, wystarczy czajnik z gorącą herbatą, na którą mamy dziką ochotę. 

Trzeba jeszcze chwilę siąść nad mapami, nad planem na jutro, sprawdzić prognozy, zobaczyć co w RIO i spać, jutro wczesny wyjazd i przynajmniej 130 km drogi

height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/677128879/embed/619da0695399ba33befa260cf0bf025f1fb103ef">

Drugi dzień wyprawy - Zielone śląskie

Niedziela, 14 sierpnia 2016 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Po wczorajszych 140 km pod wiatr w nocy budziłem się co chwilę, boli mnie dolna część kręgosłupa... 
Pobudka po 4:00, szybka toaleta, jakieś bardzo lekkie śniadanie, coś gorącego do popicia... Zbieramy się, wszyscy jeszcze śpią. Profilaktycznie zabieramy lampki, jest jeszcze ciemnawo gdy ruszamy, a nie wiadomo o której ściągniemy z powrotem. 
Za to dzisiejszy dzień bez sakw... 

Jest 5:23 gdy ruszamy, świta, lampki sygnałówki włączone, na wszelki wypadek, pierwsza część dzisiejszej wycieczki to Herby, mamy kilkanaście km do przejechania, tam będziemy czekać bądź na nas będą czekać uczestnicy wycieczki do Gliwic z KKTA z Częstochowy. Część naszych planów pokrywa się, ze śladem wycieczki, postanawiamy się dołączyć do Koszęcina tym bardziej, że bardzo namawiała nas na to Anwi. Od Koszęcina pokombinujemy co dalej... plany mamy tylko z grubsza nakreślone.

Początkowo gnamy na złamanie karku, średnia i czas niezły, nawet początkowe 13-14 stopni nam nie przeszkadza, jest nam gorąco. 

Na chwilę stajemy przy drewnianym kościółku w Borze Zapilskim, kilka ujęć i jedziemy dalej na Herby.

Kościół św. Jacka - Bór Zapilski
Kościół św. Jacka - Bór Zapilski © amiga

W Herbach
W Herbach © amiga

Na miejscu spotkania jesteśmy przed czasem, oceniamy, że wycieczka powinna dotrzeć za około 10 minut, tuż obok jest plac zabaw z ławeczkami, ale wejście jest ustawione bardzo nieszczęśliwie. Więc rowery czekają pod drzewami, a my na poboczu raczymy się bułkami. Popijamy i wkrótce podjeżdżają pierwsi uczestnicy. W sumie nie ma ich zbyt wielu 7 może 8 osób. Po krótkim powitaniu jedziemy dalej. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to sposób prowadzenia wycieczki. Rozumiem, że  plan jest napięty, ale to nie powód by gnać po 30 km/h zostawiając gdzieś daleko w tyle część osób. 

Gdybyśmy podobnie postępowali na wycieczce firmowej do Wisły to pewnie część z osób zostałaby gdzieś po rowach... Przyznam się, że to chyba najsłabszy element tej wycieczki. Jak wspomniała Anwi, to wycieczka powinna dopasować się do najsłabszego ogniwa. A dwa to jest wycieczka a nie maraton. 

Po drodze odbijamy na Diabelski Kamień w Olszynie tutaj chwila przerwy, opowiadanie przewodnika, swoją drogą świetnego bajarza :) z tym dobrym sensie. Po prostu chce się go słuchać... bo opowiada bardzo ciekawie. 

Diabelski Kamień
Diabelski Kamień © amiga
Tabliczka przy kamieniu
Tabliczka przy kamieniu © amiga

By specjalnie nie przedłużać kierujemy się na Cieszową, nieco na skróty, po leśnych duktach, początkowo trochę się ich obawiałem bo jestem na dość wąskich oponach, prawie bez bieżnika, jednak rower bez dodatkowego obciążenia w postaci sakw całkiem nieźle sobie z tym radzi, tym bardziej, że piasku i błota w zasadzie nie ma :)

W Cieszowej przerwa, znów udaje się zebrać całą grupę przy kościele, jednak ostatnia osoba dociera po dobrych 5-6 minutach, to chyba trochę za dużo... 

Kościół św. Marcina w Cieszowej
Kościół św. Marcina w Cieszowej © amiga
Spichlerz w Cieszowej
Spichlerz w Cieszowej © amiga

Ruszając spod kościoła znowu widzę, że szykują się wyścigi... po prostu masakra. gnamy na wariackich papierach do Koszęcina, odległość pomiędzy pierwszym, a ostatnim wynosi ponad kilometr... 

W Koszęcinie lądujemy przy pałacu, zresztą na naszą prośbę, Karolina jest tutaj pierwszy raz, nie możemy ot tak przelecieć przez miasteczko, tym bardziej że pałac jak i okalający go park są godne obejrzenia. W pałacu swoją siedzibę ma zespół pieśni i tańca "Śląsk". Mija dobre 10-15 minut. Jedziemy jeszcze kawałek pod drewniany kościół, tutaj rozstajemy się z przewodnikiem, Anwi i pozostałymi uczestnikami. Miło było poznać i szkoda, że tak krótko. Może kiedyś... 

Na ławeczce w Koszęcinie
Na ławeczce w Koszęcinie © amiga
Koszęcińska siedziba zespołu
Koszęcińska siedziba zespołu "Śląsk" © amiga
W przypałacowym parku
W przypałacowym parku © amiga
Wśród zieleni
Wśród zieleni © amiga

W kościele trwa msza, o wejściu nawet nie myślę, za to udaje się to Karolinie :). Zawracamy, nasza droga wiedzie do Boronowic, jednak wcześniej na placu przy ul Kościuszki robimy krótką przerwę by spojrzeć na mapy, coś zjeść, napić się, zadzwonić... 

Parafia Rzymskokatolicka Świętej Trójcy w Koszęcinie
Parafia Rzymskokatolicka Świętej Trójcy w Koszęcinie © amiga

Kierunek Boronowice, na drogach niewielki ruch, szosa wiedzie przez lasy, słońce prześwituje spomiędzy koron drzew, króciutka przerwa przy pomniku leśniczego. 

Pomnik przy szosie Koszęcin-Boronów upamiętniający miejsce śmierci leśniczego Friedricha Wilhelma Prieur po upadku z konia
Pomnik przy szosie Koszęcin-Boronów upamiętniający miejsce śmierci leśniczego Friedricha Wilhelma Prieur po upadku z konia © amiga
Przy szosie na Boronów
Przy szosie na Boronów © amiga

Gdy dojeżdżamy do Boronowic bardzo pozytywne wrażenie robi odnowiony czy może wyremontowany mały park przy Listwarcie, droga rowerowa z daleka widoczny drewniany kościółek i... masa ludzi podążających na poranną mszę. Cóż... kolejny raz nie uda nam się wejść do środka... 

Park w Boronowie
Park w Boronowie © amiga
Kapliczka przy kościele w Boronowie
Kapliczka przy kościele w Boronowie © amiga
Kościół NNMP Królowej Różańca św. w Boronowie
Kościół NMP Królowej Różańca św. w Boronowie © amiga
Kościół NNMP Królowej Różańca św. w Boronowie
Kościół NMP Królowej Różańca św. w Boronowie © amiga
Takie wehikuły tylko w Boronowie
Takie wehikuły tylko w Boronowie © amiga
Zaglądamy na mapy, miejscowość specjalnie nie obfituje w atrakcje, jeszcze powinien być jakiś folwark, ale nie udaje nam się go znaleźć, w zamian trafiany na rozsypujące się budynki szkoły. W chwili obecnej znajdują się na prywatnej posesji. Jeden jest przy ulicy, drugi w głębi, ale cała działka jest mocno zarośnięta, niewiele widać, a szkoda. 

Zabudowania szkolne w Boronowie
Zabudowania szkolne w Boronowie © amiga
Na szlaku
Na szlaku © amiga

Z Boronowa kierujemy się niebieskim szlakiem na Hadry, już raz dzisiaj przejeżdżaliśmy przez tą miejscowość, a raczej gnaliśmy za przewodnikiem, nie zwracając na nic uwagi. Tym razem możemy się zatrzymać przy obiektach które nas interesują, na szlaku natrafiamy na kilka starych drzew. 

Wielkie drzewa przy szlaku
Wielkie drzewa przy szlaku © amiga
Może fotkę?
Może fotkę? © amiga

W Hadrach stajemy na fotę przy starym folwarku i jedziemy dalej do Kochanowic, przyglądając się mapie zastanawiamy się czy nie byłoby dobrym pomysłem byłoby zahaczyć o jakąś knajpkę zjeść coś ciepłego, bo przez kolejne kilkadziesiąt km na bank nie na restauracji czy nawet baru, co najwyżej możemy liczyć na sklepy.

Pozostałości folwarku - Hadra
Pozostałości folwarku - Hadra © amiga
Parafia rzymskokatolicka św. Wawrzyńca w Kochanowicach
Parafia rzymskokatolicka św. Wawrzyńca w Kochanowicach © amiga
Pałac w Kochanowicach
Pałac w Kochanowicach © amiga
W Kochanowicach zaliczamy market... szokuje mnie gość który o tak wczesnej porze kupuje pół litra i specjalnie jej nie chowając wychodzi na zewnątrz. Po szybkich zakupach ruszam dalej, ujeżdżamy może 300m gdy trafiamy na otwarty zajazd. Jest pora śniadaniowa :), zamawiamy jajecznicę na kiełbasie, gorącą kawę. Mija dobre 30-40 minut.

Najedzeni ruszamy dalej na Kochcice, byłem tam kilka lat temu z Darkiem, już wtedy pałac zrobił na mnie takie sobie wrażenie, jest użytkowany, ale stan... do remontu. Park też pozostawia wiele do życzenia, a gdy objeżdżamy okolice zauważamy jeszcze kilka niesamowitych budynków które również naruszył ząb czasu. 

Kapliczka przy pałacu w Kochcicach
Kapliczka przy pałacu w Kochcicach © amiga
Wewnątrz kapliczki św. Huberta
Wewnątrz kapliczki św. Huberta © amiga
Pałac von Ballesrema - obecnie Wojewódzki Ośrodek Rehabilitacyjnyw Kochcicach
Pałac von Ballesrema - obecnie Wojewódzki Ośrodek Rehabilitacyjny w Kochcicach © amiga
Zabudowania przypałacowe
Zabudowania przypałacowe © amiga
Jakieś pozostałości zakładu/fabryki w Kochcicach
Jakieś pozostałości zakładu/fabryki w Kochcicach © amiga

Kierunek Pawełki, tam tak naprawdę poza drewnianym kościołem nie ma nic. Ale pamiętam jakie na mnie wywarł wrażenie, taki.... mikro kościółek, wewnątrz miejsca na może 20 osób. Całość odnowiona, zadbana. Gdy docieramy na miejsce trwa msza... na szczęście Karolina zauważa, że nie powinno to potrwać dłużej niż 10 minut. Stajemy w pobliskim sklepie, jest zamknięty, wisi kartka - Jestem w Kościele :). Damy sobie radę. 

Pora na Pawełka, tyle, że nie mamy takowego... Jakoś sobie radzimy, pijemy co nieco. 

Msza dobiegła końca, pierwsza przychodzi właścicielka, wchodzę za nią do środka, uzupełniam zapasy napojów, kilka sekund później wpada grupa spragnionych wiernych już od progu wołają 2 Żubry proszę... 

Wychodzimy, i podchodzimy do kościółka, jest już prawie pusty, wewnątrz trwa liczenie ofiary, mamy chwilę na focenie, Karolina wchodzi na... mikro-chór, ledwie widać jej głowę ;)


Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach © amiga
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach © amiga
Wewnątrz mikro kościółka w Pawełkach
Wewnątrz mikro kościółka w Pawełkach © amiga

Kościółek odwiedzony, ale myślę, że jak będzie okazja to jeszcze go nawiedzę, jego skala mnie powala :)

Kierunek Zborowskie, trochę po terenie, co prawda mieszkańcy nas przestrzegają bo samochody mają tam ciężko, ale przecież jesteśmy na rowerach... Okazuje się, że droga jest prawie idealna, utwardzony tere, może kilka niewielkich kałuż. W Zborowskich kilka sekund przerwy przy kościele i nieco dalej przy fajczatni. Gdy byłem tutaj kilka lat temu fajczarnia wyglądała inaczej.

Parafia Rzymskokatolicka Podwyższenia Krzyża Świętego w Zborowskich
Parafia Rzymskokatolicka Podwyższenia Krzyża Świętego w Zborowskich © amiga
Stara fajczarnia w Zborowskich, jej stan cię=ciężko określić
Stara fajczarnia w Zborowskich, jej stan cię=ciężko określić © amiga
Przy fajczarni
Przy fajczarni © amiga

Coś zaczęto robić, jednak daleko do ideału. Poniżej zdjęcie fajczarni z 2014 roku
Fajczarnia
Fajczarnia © amiga

No... ok jest lepiej, jednak pamiętam, że została przyznana kasa na remont tego budynku, co dla mnie oznacza pełną odbudowę, renowację, w tej chwili jest jedynie zabezpieczona przed dalszym niszczeniem. Ale aż prosiło by się o możliwość wejścia do środka, zwiedzenia, w końcu jest to unikat. 

Lekko zawiedzeni ruszamy dalej na Kamińsko szlakiem przez park krajobrazowy... oczywiście trafiamy na piasek, na szczęście nie jest zbyt sypki, rowery co prawda tańczą, jednak cały szlak jest przejezdny. 

A piasku miało nie być
A piasku miało nie być © amiga

W Klucznie odbijamy na chwilę w kierunku czynnego drewnianego młyna wodnego. Szkoda tylko, że nikt nie napisał, że jest na prywatnej posesji, zdjęcia robimy więc ukradkiem zza bramy. 

Stary młyn - niestety na prywatnej posesji, a może i dobrze... przynajmniej ktoś się nim  opiekuje
Stary młyn - niestety na prywatnej posesji, a może i dobrze... przynajmniej ktoś się nim opiekuje © amiga

Spoglądając na mapę postanawiamy pojechać na Krzepice, w zasadzie to namawiam na to Karolinę. Krzepice mieliśmy w planach na jutro jednak, zupełnie nie są po drodze, tym bardziej, że jesteśmy wstępnie umówieni z Iwoną w Częstochowie. Kirkut jest warty odwiedzenie. Tyle, że jest jeszcze coś, zaczynamy być głodni, to już pora obiadowa. Nadzieje na restaurację wiążemy z Przystajnią, tym bardziej, że w centrum są Sukiennice, a one jakoś na myśl przywodzą mi Kraków. 

Jadąc dalej naszą uwagę zwraca kamienny kościół w Ługach-Radłach. Szkoda tylko, że dobrze prezentuje się jedynie z zewnątrz. Za to Kościelny zapraszał nas za godzinę na mszę... Za godzinę będziemy być może już w Krzepicach ;)

Ługi Radły – kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa
Ługi Radły – kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa © amiga
Wewnątrz - tak sobie
Wewnątrz - tak sobie © amiga
Podział płci istnieje i w kościele
Podział płci istnieje i w kościele © amiga
Mężczyźni z prawej a kobiety z lewej
Mężczyźni z prawej a kobiety z lewej © amiga

Droga do Przystajni nieco się dłuży, mało tego Karolina słowem nie wspomniała, że ma problem z kolanem... o tym dowiaduję się dopiero w Krzepicach... Wiatr nieco się odwraca, mamy go z północnego-zachodu więc trochę średnio pomaga. a rzekłbym, że nawet przeszkadza. 

Przystajń niestety zawiodła nasze oczekiwania, miejscowość wymarła, brudna, z walającymi się śmieciami. sukiennice odrapane, chociaż sama ich bryła jest przyjemna dla oka. 

Rozkładamy mapy, do Krzepic 30 minut jazdy, tyle, że bez żadnych atrakcji, jedynie na mojej mapie widzę zaznaczony skup złomu ;)
Korzystamy z przerwy i jemy zakupione jeszcze w Kochanowicach kabanosy i bułkę. Jest jakby lepiej, chociaż przydałoby się coś ciepłego... Z mapy wynika, że w Krzepicach są 2 restauracje :) wiec tam zjemy... 

Sukiennice w Przystajni
Sukiennice w Przystajni © amiga
Kościół Przenajświętszej Trójcy w Przystajni
Kościół Przenajświętszej Trójcy w Przystajni © amiga

Pora ruszyć dalej, na niebie pojawiają się nieprzyjemne chmury, ale radary twierdzą, że z nich nie pada.. i nie powinno padać, to dobrze.  W Krzepicach podjeżdżamy pod pierwszą restaurację, zamknięta impreza - poprawiny. 300m dalej jest druga - zamknięta na głucho. To nie jest normalne. 
W Pacanowie... tylko gdzie te kozy?
W Pacanowie... tylko gdzie te kozy? © amiga

Mamy za to blisko do kirkutu, podjeżdżamy na miejsce, dowiaduję się o bolącym kolanie Karoliny, chwila zastanowienia i Karolina podejrzewa to, że siodełko zostało podniesione, mam klucze, więc minutę później siodełko jest ciut niżej... czy pomoże? Dopiero się dowiemy. 

A teraz hyc na teren cmentarza, od mojej ostatniej wizyty wiele się nie zmieniło, może więcej powalonych drzew. Rano przewodnik coś wspominał by nie pytać tubylców o kirkut bo jest jakaś zmowa milczenia... nie wiem czemu ale ma myśl przychodzi mi film Pokłosie. Obym się mylił... i to nie o to chodzi... 

Kirkut w Krzepicach
Kirkut w Krzepicach © amiga
Jedyny taki kirkut w Europie
Jedyny taki kirkut w Europie © amiga
Krzepicki kirkut
Krzepicki kirkut © amiga
Macewy na cmentarzu
Macewy na cmentarzu © amiga
Pomniki podtrzymują drzewa
Pomniki podtrzymują drzewa © amiga
Sporo macew i wszystkie ponumerowane
Sporo macew i wszystkie ponumerowane © amiga
Omszałe
Omszałe © amiga
...zarośnięte
...zarośnięte © amiga
...zapomniane
...zapomniane © amiga
...połamane
...połamane © amiga

Wyjeżdżając z kirkutu jeszcze kilka minut spędzamy przy ruinach synagogi i kierujemy się na rynek. 
Pozostałości Synagogi w Krzepicach
Pozostałości Synagogi w Krzepicach © amiga
Przez kraty zaglądamy do środka
Przez kraty zaglądamy do środka © amiga
Kapliczka przy kościele w Krzepicach
Kapliczka przy kościele w Krzepicach © amiga
Kościół pw. Św. Jakuba w Krzepicach
Kościół pw. Św. Jakuba w Krzepicach © amiga
Wrota kościoła z historią miejscowości
Wrota kościoła z historią miejscowości © amiga

Gdy wjeżdżamy do centrum naszą uwagę zwracają obiady domowe pizzeria , jednak gdy zbliżamy się widać, że wszystko pozamykane, działa jedynie lodziarnia i 2 sklepu z alkoholem... 

2 Karmi musi wystarczyć, zjadamy czekoladę i ruszamy na Truskolasy. Cóż, dzisiaj obiadu w drodze nie będzie, może coś uda się upichcić na kwaterze. 

Droga za Kochlami
Droga za Kochlami © amiga
Długa prosta
Długa prosta © amiga
Dojeżdżamy do Truskolasów, zamiast na kwaterę jedziemy do pobliskiego sklepu zrobić jakieś zakupy, wpadamy na szatański pomysł a może by tak makaron z czymś? Kupujemy potrzebne składniki, a że cmentarz niedaleko to podjeżdżamy poszukać czaszki ;)  Jest jedna, na starym pomniku. 

Czaszka na cmentarzu w Truskolasach
Czaszka na cmentarzu w Truskolasach © amiga

Jedziemy na kwaterę, Karolina odpala piec... nie wszystkie grzałki działają, na niektórych coś jest wysypane, przypalone, korzystamy więc z jednej. Wszystkie naczynia myjemy dokładnie przed ich użyciem. Piec jest oblepiony czymś tłustym... widać, że wieki nie był myty. Ale udaje się coś ugotować i nie otruć... jest ciepłe i nawet smaczne. Karolina jest świetną kucharką :)

Po kolacji mamy jeszcze czas by zajrzeć na mapy, ocenić odległości do Częstochowy, umówić się z Iwoną, zajrzeć na to co dzieje się w Rio i pora uciekać spać. Jutro kolejna wczesna pobudka, tym bardziej, że chcemy dotrzeć do Częstochowy przed pielgrzymami. 



Pierwszy dzień wyprawy - północne rubieże śląskiego

Sobota, 13 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Dzień zgodnie z przewidywaniami i planami zaczyna się bardzo wcześnie, pobudka jeszcze w trakcie gdy słońce śpi, w zasadzie to pewnie obraca się na drugi bok a na niebie króluje księżyc i "spadające gwiazdy". 

Ruszamy z Karoliną z Tomaszowa Mazowieckiego kilka chwil po 6:00, już jest jasno, jednak prognozy coś mówią, że dzień a przynajmniej jego pierwsza część nie będzie dla nas sprzyjające i jeszcze ten wiatr w południowego-zachodu. Wygląda na to, że będzie nam wiał w twarz przez całą drogę. 

Niebo zasnute chmurami, rowery objuczone. Drogę którą zaplanowaliśmy ma prowadzić nas głównie po zabytkach szlaku architektury drewnianej, chociaż dzisiaj pewnie będą to głównie kościoły, zaplanowaliśmy około 130-140km. Pewne jest tylko miejsce noclegu :). 

Ze względu na to, że jedziemy z sakwami, raczej będziemy unikać terenu, chociaż jeżeli ma to nam skrócić trasę, czy oddalić od głównych dróg, to czemu nie... Zresztą po szutrach dobrze się jedzie, gorzej jeżeli trafimy na błoto czy piasek. 

Gnamy na Wiaderno, Golesze, Lubiaszów, trasa głównie lasami, bez atrakcji, zresztą tą okolice mamy zjeżdżoną :), W okolicach Barkowic przymusowy postój na wymianę dętki w rowerze Karoliny. Zeszło powietrze, Dziura w dętce... na szczęście mamy zapas, wymieniamy, pompujemy, stara dętka ląduje jako rezerwa, ale załatamy ją bądź na kwaterze, bądź jak zajdzie taka potrzeba w drodze. oby nie. Raz starczy. 

Gnamy dalej - Przygłów, Milejów, Cekanów, Łochińsko, Stara Wieś, Gościnna, Gorzkowice.

Chyba pora się zatrzymać, jest koło 9:00, mamy około 60 km za sobą, pora coś zjeść, czegoś się napić.
W centrum spory ruch, sklepy pełne, ale nas interesuje w tej chwili punkt wydający gorącą kawę :), zjadamy Tomaszowskie jagodzianki, popijając Gorzkowicką kawą - i nawet pasuje jedno do drugiego ;)

Po krótkim posiłku zaglądamy na mapy, fota pobliskiego kościoła i robimy kółeczko w poszukiwaniu synagogi która jest zaznaczona ma mapie, chwilę krążymy, ale nie widać czegoś co przypominałoby synagogę. cóż odpuszczamy i kierujemy się na Kamińsk. 

Już w domu zajrzałem na net i okazuje się, że synagogi nie ma, pozostał po niej pusty plac - została rozebrana w 2008 roku. Szkoda tylko, że na mapach dalej istnieje. Prawdę powiedziawszy to mapy zawierają sporo błędów, począwszy od złego nazewnictwa wsi, po rodzaje nawierzchni a skończywszy na umiejscowieniu "atrakcji" czego nie raz doświadczyliśmy wcześniej. 


Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gorzkowicach
Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gorzkowicach © amiga

Czas nas trochę goni, niby prawie połowę drogi mamy za sobą, czas niezły, ale... to dopiero początek, zmęczenie dopadnie nas pewnie za 2-3 godziny... pogoda nie rozpieszcza, na niebie gęste chmury, nie pada, jednam mamy świadomość prognoz... co jakiś czas spoglądamy ma radary, niby nigdzie nie pada... jednak kilka kropli spadło nam na nosy. 

Zatrzymujemy się przy drewnianym kościółki w Gorzędowie , niestety jest zamknięty, chwilę wcześniej wyszedł z niego... chyba kościelny i zamknął go na 4 spusty, pora też obrócić mapy... jesteśmy na jej krawędzi. 

Kościół św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Gorzędowie
Kościół św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Gorzędowie © amiga

Rozbrajający uśmiech Karoliny :)
Rozbrajający uśmiech Karoliny :) © amiga

Na drodze do Kamińska pojawia się nieco większy ruch, od czasu do czasu mijają nas nawet ciężarówki, na szczęście większość kierowców już się nauczyła, jak się wyprzedza i dobrze jest zostawić margines przynajmniej jednego metra.

Gdy lądujemy w Kamińsku podjeżdżamy pod kościół, ten nie robi na nas jakiegoś wrażenia, taki standardziak... nawet nie myślimy by wejść do środka. jeszcze tylko fota pomnika na placu Wolności i kierujemy się mocno na zachód w kierunku Lgoty Wielkiej.

Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Kamińsku
Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Kamińsku © amiga

Na placu Wolności w Kamińsku
Na placu Wolności w Kamińsku © amiga

Po drodze podziwiamy górę Kamińsk, którą już mieliśmy okazję najechać ją na jednej z wcześniejszych edycji BikeOrientu. Zaczyna mżyć. droga robi się wilgotna, nieco bardziej śliska. Do Lgoty Wielkiej mamy po drodze do zaliczenia około 3 km fragment lasu, oby nie zaczęło padać bardziej a przede wszystkim by nie grzmiało, to chyba najgorsze co można spotkać w lesie, już chyba wolałbym się ścigać z dzikami... 

Deszczowe chmury nad górą Kamińsk
Deszczowe chmury nad górą Kamińsk © amiga

Gdy oddalamy się od góry Kamińsk widzimy, że nad nią wisi wielka chmura i się nie rusza, a im bliżej jesteśmy Lgoty Wielkiej tym jest lepiej. Drogi znów są suche, nie ma śladów po opadach, za niektórych polach pracują kombajny... 

W samej Lgocie, przerwa wpierw przy drewnianym młynie, a chwilę później przy drewnianym kościółku, niestety jest zamknięty, zaczynamy też rozglądać się za sklepami, kombinujemy gdzie by tu zjeść obiad, chyba najbliższy punkt może być w Nowej Brzeźnicy a później w Kłobucku. 

Lgota Wielka - drewniany młyn
Lgota Wielka - drewniany młyn © amiga

Kościół św. Klemensa w Lgocie Wielkiej
Kościół św. Klemensa w Lgocie Wielkiej © amiga

W krzywym zwierciadle - Lgota Wielka i nie tylko ;)
W krzywym zwierciadle - Lgota Wielka i nie tylko ;) © amiga

Kościółek św. Klemensa w Lgocie Wielkiej z drugiej strony
Kościółek św. Klemensa w Lgocie Wielkiej z drugiej strony © amiga

Do Nowej Brzeźnicy jedziemy nieco inaczej niż pierwotnie planowaliśmy, przez Wiewiec i Wolę Wiewecką, przyczyna prozaiczna, w kierunku Woli Blakowej widać solidny długi podjazd, w tej chwili jakoś nie mamy na to ochoty, co nie oznacza, że nowy wariant będzie zupełnie po płaskim ;)
Kościół św. Marcina w Wiewcu
Kościół św. Marcina w Wiewcu © amiga

Zdjęcia muszą być :)
Zdjęcia muszą być :) © amiga

Gdy docieramy do Nowej Brzeźnicy, miejscowość rozczarowuje, niewiele tutaj jest, stajemy przy kościele, jest otwarty wchodzimy do środka, odnajdujemy czaszkę i ruszamy dalej pytając się mieszkańców o jakąś restaurację, bar... dostajemy informację, że jak pojedziemy jeszcze 3km to tam jest parking, a na parkingu bar... więc jest niedaleko...  cieszymy się na samą myśl o odpoczynku i gorącej strawie.
Kościół św. Jana Chrzciciela w Nowej Brzeźnicy
Kościół św. Jana Chrzciciela w Nowej Brzeźnicy © amiga

Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga
Zdobione sklepienie
Zdobione sklepienie © amiga
Pięknie zdobione
Pięknie zdobione © amiga
Znaleziona czaszka
Znaleziona czaszka © amiga

Pora opuścić kościół
Pora opuścić kościół © amiga

Jednak na miejscu okazuje się, że to jakiś śmierdzący bar na kółkach, reklama kebaba i żywego ducha przy nim. starym olejem śmierdzi z daleka. Chyba lepiej tutaj nie jeść. jedziemy dalej. Może coś jeszcze będzie, może Kłobuck będzie bardziej łaskawy, mamy do tego miejsca co najmniej godzinę jazdy... Gdzieś za Ważnymi Młynami stajemy przy jakimś sklepie w miejscu które można opisać słowami: "in the middle of nowhere". kilak domów, skrzyżowanie dwóch dróg 492 i 483, przejazd kolejowy i... to wszystko. 
Sklep wygląda nieciekawie, zanim weszliśmy myślimy, że dostaniemy jakieś bułki, może suchą wędlinę. Wnętrze jednak odstrasza, wędlina wygląda jakby ją już ktoś raz przeżuł, z pieczywa jest chleb chyba tostowy. Jednak udaje się coś znaleźć, coś po czym nie powinno nam się nic stać. Są banany i czekolada. Jedno i drugie w szczelnym opakowaniu. Więc zaraza sklepowa do środka pewnie się nie dostała.
Przy sklepie jest zadaszenie, kilka stolików, przy jednym z nich gdzieś z tyłu siadamy, odpoczywamy, spożywamy banany, na drugim końcu tubylcy, wyraźnie wstawieni. zapijają piwem zawartość kieliszków, mam wrażenie, że sprzedawca im towarzyszy. 
Za to dowiadujemy się 2 cennych informacji... pierwsza to taka, że do Kłobucka mamy 25km, druga, kilka km stąd jest smażalnia/wędzarnia ryb. Ta druga informacja dociera do nas ze sporym opóźnieniem... Prawdę powiedziawszy to na początku nie zwróciliśmy na nią żadnej uwagi. Dopiero gdy ruszyliśmy, minęło może 15 minut.. widzimy znak... chwila, przecież oni coś wspominali o smażalni, wjeżdżamy do środka... Są ryby :) karp i pstrąg z własnego stawu, kilka innych gatunków importowane. 

Zamawiamy po pstrągu :)... mija może 20 minut gdy dostajemy pełne michy :)... w ciągu chwili poprawiają się nam humory, gorąca herbata dopełnia szczęście ;)

Po dłuższej przerwie możemy ruszyć dalej, z pełnym brzuchem początkowo jedzie się ciężko, ale przynajmniej mamy siły by pedałować. W końcu ile można jeść słodkiego... ;)

Za Ostrowami nad Okszą jedziemy przez takie cudo jak drogowy pas startowy, szeroki jak diabli, 2 pasy, spokojnie można by wylądować tutaj samolotem. Szeroka jezdnia powoduje jednak, że niektórym kierowcą rozum gdzieś uleciał, jadą jakby byli na autostradzie, niby fajnie, ale z lasu może wypaść zwierzak, może się zdarzyć cokolwiek i będzie problem. 2 km takiej drogi nieco nas meczy, na dokładkę jakieś łożysko w rowerze Karoliny zaczęło stukać. Obstawiam suport bądź pedał. Wstępne spojrzenie na korbę i nie widzę tam luzów które były by powodem takich odgłosów, korba kręci się luźno, bez oporów, nie czuję przeskakiwania, to samo z pedałami... żałuję, że nie zabrałem klucza do suportu... dzisiaj sobota, już po południu, pewnie rowerowe będą zamknięte. Masakra. Może na kwaterze uda mi się tam zajarzeć, może to tylko piasek? Może wystarczy go wypłukać? 

Kilka km dalej w Łobodnie zauważam otwarty sklep rolniczy, zatrzymujemy się i na szybko kupuję Imbusy, te ze scyzoryka mają trochę za krótkie ramię, a jak chcę zajrzeć do suportu to jednak lepiej mieć coś konkretniejszego. Zresztą imbusów nigdy za mało ;)

Ujeżdżamy może 2 km i... trafiamy na sklep rowerowy. Nieźle wyposażone, ale suportu Srama oczywiście nie mają, jest za mało popularny w naszym kraju. Za to dostaję klucz do misek suportu i dętkę. Tą którą przedziurawiliśmy zutylizujemy później. 

Do Kłobucka droga nieco się dłuży, większość przez lasy, bory... trochę polami. W Kłobucku krótka przerwa przy pałacu. Prezentuje się nieźle. chociaż widać, że brak pomysłu, kasy i właściciela zostawił na nim swój ślad. 

Neogotycki pałac von Haugwitzów w Kłobucku
Neogotycki pałac von Haugwitzów w Kłobucku © amiga
Kłobuck - zaniedbany pałac
Kłobuck - zaniedbany pałac © amiga

Nieco dalej zatrzymujemy się w samym centrum, podziwiamy, zabudowę, kościół, łamiemy kilka przepisów, ale... jesteśmy rowerami a na robienie kółek po mieście zgodnie z przepisami jakiś nie mamy ochoty. Tym bardziej, że zmęczenie, po kilku godzinach pchania rowerów pod wiatr, daje o sobie znać. 

Kościół pw. NMP Fatimskiej w Kłobucku
Kościół pw. NMP Fatimskiej w Kłobucku © amiga
Z drugiej strony na focenie nie ma szans, trwa uroczystość i dziesiątku ludzi wyległy na ulice
Z drugiej strony na focenie nie ma szans, trwa uroczystość i dziesiątku ludzi wyległy na ulice © amiga
Uśmiechnięta jak zawsze
Uśmiechnięta jak zawsze © amiga

Z Kłobucka mamy może 13-14km do miejsca noclegu. Pogoda coraz lepsza, pojawia się słońce, robi się ciepło... w końcu...
Jednak ostatnie kilka km jest bardzo męczące jak zawsze, odliczamy kolejne km. W końcu jesteśmy na miejscu. Jest dziwne... to stadnina koni, nieco zapuszczona, zaniedbana, ale gdzie pokoje? Tym bardziej, że takich osób jak my jest więcej. Mało tego w większości to  pielgrzymi idący, jadący do Częstochowy. Zupełnie o tym zapomniałem. Dobrze, że noclegi zaklepane... 

Przyjeżdża właściciel, rozlokowuje wpierw pielgrzymów, później nas. Jesteśmy zmęczeni... na wiele rzeczy nie zwracamy początkowo uwagi. Jednak późniejsze oceny, opinie o tym miejscu są.... nie najlepsze. Brud panuje wszędzie. W kuchni klei się od tłuszczu, na kuchence coś poprzypalane, garnki wyglądają cieciekawie. Much bez liku... 

Pokój w takim sobie stanie, bywało gorzej jednak tutaj też króluje bród. Czujemy się jak nasi sportowcy po wylądowaniu w RIO. Na dzień dobry małe sprzątanie, wietrzenie. W łazience źle zrobiony odpływ, prysznic otoczony jakąś foliową zasłoną, klejącą się do ciała... szkoda gadać. Tak naprawdę, to może warto by to zgłosić do sanepidu... ?

Na szybko po wrzuceniu rzeczy do pokoju podjeżdżamy do pobliskiego sklepu, szybkie zakupy ma kolację i śniadanie. Podjeżdżamy jeszcze pod kościół w Truskolasach, Karolina zagaduje przewodnika pielgrzymów. Dowiaduję się, że jesteśmy zaproszenie na 20... do kościoła... Na mszy nie byłem wieki... ale... dzielnie towarzyszę Karolinie. Hmmm skóra nie piecze... chyba jest dobrze... sama ceremonia chociaż nie wiem jak to nazwać jest inna niż to z czym miałem do czynienia... Całość trwa 2 godziny... gdzie pielgrzymi śpiewają. Taki... koncert na księży i pielgrzymów... Ciekawe doświadczenie...  

Pielgrzymi w kościółku św. Mikołaja w Truskolasach
Pielgrzymi w kościółku św. Mikołaja w Truskolasach © amiga

Już po zmroku wracamy na kwaterę, pora na spoczynek, jutro czeka nas długi dzień, musimy wstać przed 5, jesteśmy umówieni w Herbach około 6:20-6:25... 


Odkrywanie Tomaszowa Mazowieckiego

Niedziela, 24 lipca 2016 · Komentarze(5)
Uczestnicy

Dzień jak co dzień, no nie do końca, jest weekend, jest niedziela a ja wstaję o 3:00... na zewnątrz ciemno... zbieram się... 3:40 jestem gotowy do wyjścia, dalej jest ciemno.... czekam jeszcze 20 minut, inaczej kwitłbym na dworcu w Katowicach. 

Ruszam około 4:00 - zaczyna świtać, droga nieskomplikowana, około 6.5 km. Docieram do dworca PKP, sadowię się z tyłu pociągu. Ten w chwili gdy miał ruszyć robi się ciemny, odcięło mu zasilania, chwila gonitwy maszynisty, konduktora i kilak minut później maszyna wraca do życia. Ruszamy.... 

W Zawierciu dosiada się  Tomek, jedziemy na tą samą wycieczkę do Tomaszowa Mazowieckiego, z przerwą w Częstochowie, gdzie opuszczamy przytulny pociąg i docieramy na umówione miejsce gdzie witamy się ze Skowronkami, pakujemy rowery na samochód i już o 6:45 ruszamy pod Skansen Rzeki Pilicy. 

Na miejsce docieramy około 8:15, mija dobra chwila gdy się witamy z resztą uczestników -  Mariuszem, Andrzejem i oczywiście z Karoliną która jest autorką i pomysłodawczynią dzisiejszej wycieczki po Tomaszowie :) Dziękujemy !!!

Po wydaniu pakietów startowych i krótkim omówieniu trasy, jako, że skansen otwierają o 10:00 to zaczynamy wycieczkę od innych atrakcji - Bunkrów. Na pierwszy ogień idzie ten w mieście w pobliżu przebudowywanego toru łyżwiarskiego przy ul. Strzeleckiej - Regelbau 621.

Bunkier - Regelbau 621 w Tomaszowie Mazowieckim
Bunkier - Regelbau 621 w Tomaszowie Mazowieckim © amiga
Pora wrócić do rowerów
Pora wrócić do rowerów © amiga

Chwila dla fotografów i jedziemy do kolejnego bunkra tym razem w Jeleniu, to wielki bunkier kolejowy, miał służyć jako ochrona dla specjalnych pociągów, które pełniły ruchome ośrodki dowodzenia. Schrony miały zostać wykorzystane podczas ataku na ZSRR.

Bunkier w Jeleniu
Bunkier w Jeleniu © amiga

Mocno omszały
Mocno omszały © amiga
Wielkie bunkrzysko kolejowe
Wielkie bunkrzysko kolejowe © amiga

Gdy dojechaliśmy na miejsce zaczęli powoli się zjeżdżać paintbolowcy, więc trzeba było się ewakuować by nie dostać kulką ;). To dopiero początek wycieczki, więc szkoda ginąć... 

Kierunek Twarda, a dokładnie drewniany kościółek w tej miejscowości, korzystamy z niezłego szutru do Unewela, dalej trochę asfaltu i jesteśmy na miejscu.

Szutrem do Unewela
Szutrem do Unewela © amiga
Kościół parafialny pw. św. Wacława w Twardej
Kościół parafialny pw. św. Wacława w Twardej © amiga

Trwa msza, jakoś tak głupio się wbijać z aparatami w gaciach rowerowych... zresztą wierni będący na zewnątrz jakoś dziwnie na nas zerkają... korzystamy z okazji posilamy się, robimy kilka łyków, powolutku kierujemy się na Groty Niegórzyckie, jeszcze chwila i zostaną otwarte, ale zanim tam dotrzemy 2 postoje, pierwszy przy Sanktuarium w Smardzewicach, gdzie udaje się zlokalizować czaszkę ;), drugi postój na tamie niewiele dalej... 

Chwila na uzupełnienie płynów
Chwila na uzupełnienie płynów © amiga
Przed Sanktuarium
Przed Sanktuarium © amiga
Wewnątrz kościoła św. Anny w Smardzewicach
Wewnątrz kościoła św. Anny w Smardzewicach © amiga
Cisza spokój
Cisza spokój © amiga
Znajdź czaszkę ;)
Znajdź czaszkę ;) © amiga
Zabytkowe organy
Zabytkowe organy © amiga
Widok na Pilicę
Widok na Pilicę © amiga
Kompania prawie w komplecie
Kompania prawie w komplecie © amiga
Panorama jeziora Sulejowskiego
Panorama jeziora Sulejowskiego © amiga

Minęła 10:00 pora na groty, droga banalna asfaltowa, spory odcinek z górki, docieramy dość szybko, mamy jedynie 5 minut by kupić bilety, przewodnik już gotowy do oprowadzenia. Ja wyjątkowo zostaję przypilnować rowerów, zresztą mam niecny plan... ;)

Pod grotami
Pod grotami © amiga
Groty Niegórzyckie
Groty Niegórzyckie © amiga
Przed wejściem
Przed wejściem © amiga

Gdy kompanija zwiedza wnętrza i marznie przy +12 stopniach, ja instaluję lusterko... to przydatny gadżet, szczególnie gdy jeździ się po drogach ;)

Nowy budynek
Nowy budynek © amiga

Widzę zmarzluchów trzęsących się z zimna, wychodzących z trasy podziemnej..., powoli pakujemy się na rowery i wracamy do Tomaszowa odwiedzić Niebieskie Źródła, małe Groty Niegórzyckie oraz Skansen Rzeki Pilicy. 

Niebieskie Źródła
Niebieskie Źródła © amiga
Na ścieżce do małych grot
Na ścieżce do małych grot © amiga
Paparazzi ;)
Paparazzi ;) © amiga
Może się schować?
Może się schować? © amiga
Mariusz mnie nie znajdzie ;)
Mariusz mnie nie znajdzie ;) © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga
Pod skansenem
Pod skansenem © amiga
Przy Skansenie zostajemy na dobre 30 może 40 minut, ekspozycja jest spora, ekipa spragniona historii ;), dochodzi 13, czy może jest nawet kilka minut po, najwyższa pora na obiad. Instalujemy się w pobliskim "Kwadransie",  posiłek szybko podany, smaczny... 
Pora na kolejny PK, tym razem drewniany kościół w pobliskich Białobrzegach. Szkoda tylko, że na teren nie można się legalnie dostać, wszystko zamknięte na 4 spusty.

Stary kościół pw. Św. Marcina w Białobrzegach
Stary kościół pw. Św. Marcina w Białobrzegach © amiga

Patrząc na moc zaplanowanych atrakcji wydaje nam się, że wszystkiego nie odwiedzimy, te dalsze punkty chyba zostaną odłożone na kiedyś, w tej chwili jedziemy na Spałę drogą, której nie znam...
Gdy docieramy do Spały podjeżdżamy pod sklep ;), żubra, wieżę wodną, nieopodal stoi też obelisk św. Huberta oraz "Sosna na szczudłach". 

Piasku nie ma
Piasku nie ma © amiga
Jazda na rowerze jest przereklamowana ;)
Jazda na rowerze jest przereklamowana ;) © amiga
Przy Spalskim żubrze
Przy Spalskim żubrze © amiga
Chwila na zakupach
Chwila na zakupach © amiga
Wieża wodna w Spale
Wieża wodna w Spale © amiga
Obelisk św. Huberta
Obelisk św. Huberta © amiga
Sosna na szczudłach
Sosna na szczudłach © amiga
Krótka leśna przerwa
Krótka leśna przerwa © amiga

Gdy wszystko zaliczone obieramy kierunek Inowłódz,  tam czekają na nas kolejne zabytki, atrakcje, po pierwsze Zamek :), a w zasadzie jest odnowione ruiny, trafiamy na chwilę gdy na ceremonię zaślubin czeka młoda para... myślałem, że nie dostaniemy się do środka, ale jednak jest to możliwe... 

Czerwony szlak
Czerwony szlak © amiga
Ślub na zamku
Ślub na zamku © amiga
Zamek w Inowłodzu
Zamek w Inowłodzu © amiga
Ruiny zamku
Ruiny zamku © amiga
Czy mi się widzi, czy to św. Idzi?
Czy mi się widzi, czy to św. Idzi? © amiga
Ekspozycja w zamku
Ekspozycja w zamku © amiga
Za murami
Za murami © amiga
Plac zamkowy
Plac zamkowy © amiga
A kto tu tak się uśmiecha :)
A kto tu tak się uśmiecha :) © amiga

Pora do sklepu, takiego specyficznego i chyba jedynego w swoim rodzaju... Niby sklep spożywczy, ale pomiędzy kiełbasą, kolą i podpaskami można zauważyć stare Polichromie, ciekawe ile osób zdaje sobie sprawę z tego, że znajduje się w Synagodze... trochę boli, że zostało to zamienione na sklep, z drugiej strony chyba lepiej jak jest niż gdyby budynek miał być niszczony przez lokalnych meneli... 

Interes się kręci w Synagodze
Interes się kręci w Synagodze © amiga
Wewnątrz sklepu
Wewnątrz sklepu © amiga
Polichromie zostały
Polichromie zostały © amiga
Tylko czemu jest tutaj sklep?
Tylko czemu jest tutaj sklep? © amiga
Ciekawie tutaj
Ciekawie tutaj © amiga

Nad Inowłodziem góruje jeszcze coś, to kościółek św. Idziego z paskudnym kamiennym podjazdem, czuję się jak na podjeździe na Śnieżkę, tyle że podjazd jest krótszy ;) 
Dzięki Karolinie kościół jest otwarty, po raz pierwszy możemy do niego wejść, zwiedzić, zobaczyć jak w środku wygląda, czuć ciężar wieków które przetrwał. 

Dwanaście groszy
Dwanaście groszy © amiga
Na podjeździe do Idziego
Na podjeździe do Idziego © amiga
Kościół św Idziego
Kościół św Idziego © amiga
Organy w Idzim
Organy w Idzim © amiga
Wnętrze kościoła
Wnętrze kościoła © amiga
Jest klimacik
Jest klimacik © amiga
Przez okienko
Przez okienko © amiga
Czas ją zapalić?
Czas ją zapalić? © amiga
Pora wyjść
Pora wyjść © amiga
Najlepsze kasztany
Najlepsze kasztany © amiga
Widok na Pilicę
Widok na Pilicę © amiga
Pięknie tutaj
Pięknie tutaj © amiga
Mariusz - chyba zmęczony
Mariusz - chyba zmęczony © amiga

Wyjeżdżamy nieco inną trasą niż pierwotnie planowaliśmy, bo przez cmentarz celem odszukania pobliskiego bunkra, niestety wszystko jest solidnie zarośnięte i nie ma szans na jego zlokalizowanie... odpuszczamy, powolutku dzień chyli się ku zachodowi, plany zostają skorygowane, wylatują bunkry w Skrzynkach i pobliskie zakłady amunicji oraz wizyta w Ujeździe. Za to podjeżdżamy pod kolejny bunkier w Konewce, jest bardzo podobny do tego w Jeleniu, jednak w przeciwieństwie do tego drugiego, o tego dba "prywaciarz", wewnątrz spora ekspozycja, okolica zadbana, jest co zwiedzać :)
Bunkrów nie ma
Bunkrów nie ma © amiga
Przy bunkrze w Konewce
Przy bunkrze w Konewce © amiga

Pora kończyć wycieczkę, czas leci nieubłaganie, powoli kierujemy się pod skansen gdzie rozstajemy się.  Rafał, DariaTomek jadą do Częstochowy, Andrzej do Niepokalanowa, a Mariusz do Głowna. Na placu boju zostaje Karolina i ja. Wracamy do centrum. 

Wracamy do Tomaszowa
Wracamy do Tomaszowa © amiga
Po raz kolejny pod Skansenem
Po raz kolejny pod Skansenem © amiga

Dziękuję całej ekipie i organizatorce za moc atrakcji i świetne towarzystwo :)

Wycieczka po Tomaszowie wg Polara :)

Fabryka Paradyż nocą w Tomaszowie Mazowieckim
Fabryka Paradyż nocą w Tomaszowie Mazowieckim © amiga

BikeOrient - Sulejowski Park Krajobrazowy

Sobota, 25 czerwca 2016 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Dzionek zaczyna się bardzo wcześnie... Gdy ruszamy z Darkiem jest coś koło 5:45... Nawigacja podaje, że nam, że będziemy przed 9:00 ... mamy sporo czasu. Gdy docieramy na miejsce sporo rowerzystów już się przygotowuje do wyjazdu na trasę, z każdą chwilę pojawiają się kolejni zawodnicy... 

Na miejscu jest już Karolina chwila przywitania, na szybko składam rower... idziemy do rejestracji... i mamy kilka minut dla siebie :)
 
W bazie na starcie
W bazie na starcie © amiga
Około 9:30... rozpoczyna się odprawa, a w zasadzie przedodprawa... bo ta dopiero za 15 minut... Szybka kawa... 
Jest obłędnie gorąco... dzień dobrze się nie zaczął a na termometrze już ponad 30 stopni... Dość dobrze z reguły znoszę upały ale w tej chwili woda leje się ze mnie, boję się co będzie na trasie... 

Jadę z Karolą, być może na długiej trasie..., dostajemy mapy... trochę instrukcji od Piotrka... i zaczynamy kombinować..., aż korci by rozrysować całą trasę, kombinujemy który punkt pierwszy...  6, 5 może 2... Wariant nie jest oczywisty... punkty rozsypane jak bakalie w lodach ;) Powtykane tu i tam... po obu stronach Pilicy, na dokładkę na tym odcinku jest tylko jeden most w Sulejowie, drugi jest 30km dalej, ale poza mapą... do dyspozycji mamy tzw przeprawę rolniczą i 3 brody...  

Bądź tu mądry człowieku i narysuj optymalny wariat... najlepiej tak by w razie czego dało się zmienić trasę z krótkiej na długą i odwrotnie, w zależności od tego co będzie się działo... 

Darek w stroju firmowym
Darek w stroju firmowym © amiga
Mapy już czekają
Mapy już czekają © amiga

Rozrysowujemy tylko trasę do siedmiu punktów, tam już musimy zdecydować czy próbujemy zmierzyć się z dystansem Giga, czy jednak Mega.  W końcu ruszamy.... 

PK2 - Skarpa nad rzeką

Dzisiaj skarpy, brzegi, podnóża będą nas chyba prześladować... 
Wyjeżdżamy z Taraski, jest asfalt, nie jest źle... moja przewodniczka :) prowadzi, ja czuję się zmęczony po średnio przespanej nocy...  i przy takich temperaturach, liczę na to, że się rozkręcę. liczniki chwilami pokazują 30 km/h... do czasu... gdy wjeżdżamy na leśne dukty...
Coś mi spadło na wargę... wycieram to rękawiczką... spoglądam na nią... to kleszcz... oj... niedobrze... to źle wróży dzisiejszemu wyzwaniu... zabijam zwierzaka... 

Na trasie
Na trasie © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries
PK nad brzegiem Czarnej
PK nad brzegiem Czarnej © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Sam dojazd do PK dość prosty, tym bardziej, że to jeden z pierwszych punktów, więc ludzi kierujących się na niego jest całkiem sporo... docieramy do lampionu, podbijamy karty i w drogę... zawracamy na 

PK4 - Brzeg rzeki

Wracamy na asfalt... długa prosta przez Dąbrowę nad Czarną, dalej na Stanisławów, Co ciekawe pomimo, że rysowaliśmy wspólnie trasę, to wykreśliliśmy nieco inne dojazdy do punktu, po drodze dogania nas Grzesiek, pyta o imbus 5 :) Zostawiam mu scyzoryk z kluczami... dogoni nas pewnie później, a jak nie to na mecie się zobaczymy, raczej nie będę potrzebował kluczy na trasie... 
Przed punktem zaczynamy kombinować z dojazdem, ścieżek jest jakby nieco więcej... do PK wg mapy nie ma ścieżki... trzeba się kierować nieco na azymut... oczywiście pierwszy wjazd w pole okazuje się nietrafiony, drugi jakby lepiej, ale coś jest nie tak, przy trzecim spotykamy Grześka, oddaje scyzoryk, a my znajdujemy PK... jest niedaleko, tyle, że trzeba przecisnąć się pomiędzy krzaczorami... ścieżka jest na szczęście już wydeptana, co ciekawe gdy docieramy na miejsce widzimy, że chyba lepszy wariant to podjazd z drugiej strony rzeki i przejście do lampionu w bród..... z drugiego brzegu lampion jest widoczny z daleka, jedyne co zyskaliśmy to brak konieczności moczenia się w wodzie ;) za to czas nam nieco uciekł... mamy dwa PK a minęła już godzina...


Gdzieś tu musi być punkt :)
Gdzieś tu musi być punkt :) © amiga
Wisi lampion
Wisi lampion © amiga

PK5 - opuszczone gospodarstwo

Wracamy na asfalt, leśne dukty są średnio przyjazne dzisiaj, pocimy się niesamowicie, liczniki pokazują jakieś wariackie temperatury, na szosach na otwartym terenie jest jeszcze gorzej, kierujemy się na Włodzimierzów, punkt banalny patrząc na to co było na poprzednim. Gospodarstwo trochę zaskakuje, raczej wygląda na domek letniskowy i coś w rodzaju stodoły, czy raczej drewnianego zadaszenia na coś... nie zmienia to faktu, że jest opuszczone... Podbijamy karty... czas na ostatni punkt na tą chwilę po tej stronie Pilicy. 
Lampion PK5
Lampion PK5 © amiga
Opuszczone gospodarstwo
Opuszczone gospodarstwo © amiga
Karolina wraca z podbitymi kartami :)
Karolina wraca z podbitymi kartami :) © amiga

PK6 - młodnik

Uwielbiam takie nazwy punktów, jest prawie tak samo genialny jak granica kultur... ale cóż... jedziemy, ilość ścieżek trochę przeraża, na dokładkę to punkt posiadający swoje rozświetlenie w postaci fragmentu zdjęcia satelitarnego... na którym niewiele szczegółów można dostrzec, jakieś 3 polany, kilka ścieżek... będzie ciężko... 

Ścieżki które miały nas prowadzić na punkt są mocno zarośnięte, kilka razy zmieniamy kierunek jazdy... i próbujemy zgadnąć gdzie jesteśmy... trochę pomagają nam znaki... rezerwat Jaksonek... Strasznym zygzakiem docieramy w miejsce gdzie spodziewamy się PK, roświetlenie niewiele pomaga, za to napotkani bikerzy i owszem... wydeptane ścieżki wskazują gdzie należy szukać lampionu :) Podjazd od strony rezerwatu był fatalny...  pod kątem nawigowania, przejezdności ścieżek...  
Cóż, pozostaje odszukać kolejny punkt... nie powinno z tym być większego problemy, bo wapiennik w Kurnędzu już kiedyś odwiedziłem :)

PK7 - brzeg półwyspu

Żar leje się z nieba... bidony coraz bardziej puste, ale w planie "wycieczki" mamy wizytę w Sulejowie, to dołoży nam kilometrów, jednak tam na 100% będzie jakiś sklep... będą napoje, może coś jeszcze... droga do Sulejowa jest banalna... i coraz lepszej jakości, ech gdyby tak było wszędzie... 
W Sulejowie przeprawiamy się po moście... zjeżdżamy do sklepu przy remizie, 5 minut przerwy, mamy wodę mineralną, jakiś napój jałowcowy, spoglądam na skład... nic niezwykłego, a napis, że to samo zdrowie  jest chyba nadużyciem... podstawowe składniki podobne do tych z koli... woda i cukier... jakieś pomijalne ilości czegoś z jałowca...  wypijam część reszta ląduje w śmietniku, nie zachwyciło... 
Nieco napojeni ruszamy dalej... droga do Kurnędza usiana jest trelinkami, których nie lubię, na szczęście obok wydeptana jest wąska ścieżka gruntowa, po tym można jechać całkiem przyjemnie... i stosunkowo szybko... Przy wapienniki natykamy się na sporą grupę rowerzystów, nie dało się nie trafić... miejsce charakterystyczne, a dostęp do półwyspu dość stromy... 
lampion odnaleziony, karty podziurawione więc... 

Wapiennik w Kurnędzu
Wapiennik w Kurnędzu © amiga
Kolejny lampion
Kolejny lampion © amiga

...zastanawiamy się co dalej... Temperatura zabija... trasa giga raczej nie wchodzi w rachubę...  już czujemy skutki odwodnienia... co z tego, ze pijemy skoro woda jeszcze szybciej z nas wyparowuje... W planie mieliśmy teraz podjazd na PK8 i odbicie na PK9 który otwiera drogę na pozostałe PK po tej stronie Pilicy... 

Nanosimy korekty... 

PK9 - ogrodzenie

Przejeżdżamy przez cały Kurnędz, Krzewiny, wbijamy się na ścieżkę szutrową, docieramy do rozwidlenia  gdzie musimy już odmierzać, sprawdzać kierunki. jest ogrodzenie, ale dojazd nie jest zbyt oczywisty, dookoła ogrodzenia ganiają zawodnicy... odnajdujemy dość szybko PK... podbijamy karty i mamy problem z określeniem którędy tutaj dojechaliśmy... chwilę błądzimy, ale kompas uświadamia nas, że to nie ten kierunek, obieramy azymut na zachód, wychodzimy na drogę... ufff

PK15 - stodoła

Długi przelot 42, odbijamy w las na wysokości Salkowszczyzny, w miarę szybko docieramy do stodoły na prywatnym terenie, witamy się z gospodarzem, jest uprzejmy, po podbiciu kart przysiadamy się na chwilę w cieniu drzewa... zamieniamy kilka zdań posilając się bananami, sącząc zawartość bidonów... okazuje się, że Pan... mieszka tutaj sam... z daleka od cywilizacji... ale jest zadowolony :) Po kilku minutach żegnamy się, i ruszamy na 

PK1 - skarpa nad Pilicą - BUFET

Bidony znowu wysychają w zastraszającym tempie... wyjeżdżamy na asfalt w okolicy Stobnicy... w pobliżu jest sklep, ale następny PK to bufet... przecież to niedaleko... Przejeżdżamy przez 3 morgi... docieramy do kładki i brodu...  wybieramy kładkę... i chyba nie był to najlepszy wybór... nie zamoczyliśmy nóg, ale kładka jest rozpięta na 3 stalowych linach... 2 z nich służą za podpory desek... dość fantazyjnie zbitych... trzecia lina służy jako "poręcz" cała konstrukcja buja się i robi wrażenie jakby za chwilę miała runąć, chociaż ktoś mówił, że jest po "remoncie"... 

Na kładce w Trzech Morgach
Na kładce w Trzech Morgach © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Tuż za bujanym mostem jest jeszcze jeden, już nie tak hardcorowy
Rowerzyści na kładce
Rowerzyści na kładce © amiga
Drewniana kładka
Drewniana kładka © amiga

Do bufetu są może 3 km... ale tego się nie spodziewaliśmy... cały czas piach, kopny piach... rowery co chwilę utykają... jadę na oponach 700x42C... rowerem rzuca na wszystkie strony ale co ciekawe są fragmenty gdy jednak wydaje się, że po czymś takim nie da się przejechać, a jednak... koła się kręcą, nie zapadają się, ale reguły nie ma... Co jakiś czas natykamy się na rowerzystów na poboczu, widać, że mają dość, pytamy się, czy wszystko w porządku... jest ok, po prostu chcą chwilę odpocząć, wychłodzić się... tylko jak to zrobić przy +40... w cieniu... w słońcu jest 10 stopni więcej... 

To najdłuższe 3km dzisiaj i w całej mojej karierze bikera, życie z nas uchodzi... przestrzeliwujemy wjazd na bufet...  przez głowę przemknęła mi myśl... odpuśćmy, jedźmy już do mety... to tylko jeden PK odpuszczony, spoglądam na zegarek, na mapę... na Karolę... jest wykończona... jak ja... 

Jadąc na jedynkę myślę, by zanurzyć się na chwilę w rzecze... plan jednak zmieniam gdy widzę, że do rzeki to trzeba zejść, a później się wdrapać. 

Podbijamy karty, chwilę rozmawiamy z zawodnikami, wszyscy wyglądają jakby ktoś ich przeżuł i wypluł... my wyglądamy pewnie podobnie... pijemy ile się da, uzupełniamy bidony... arbuz nieco nawadnia... Po dobrych 10 minutach mogę spróbować ciasta... żołądek jest je w stanie przyjąć... polewam głowę i koszulkę wodą, na chwilę to pomaga, odzyskuję nieco wigoru... 

Punkt żywieniowy
Punkt żywieniowy © amiga
Meandrująca Pilica
Meandrująca Pilica © amiga

Spoglądamy na siebie... do zaliczenia tylko 2 PK... góra 10 km drogi... modlę się, by więcej piachów już dzisiaj nie było... mam dość...

Ruszamy...

PK3 - Podnóże skarpy

Kierujemy się na Szarbsko, przestajemy myśleć, mózg nie kontaktuje za dobrze, nie wjeżdżamy na nasz szlak... jedziemy na Dąbrówkę, tylko po co? 
Zawracamy, wjeżdżamy na szuter, tyle, że chwilę później robi się dziwnie piaszczysty, jakieś 2 km walki z wydmami, trochę polem, trochę po szlaku... Słońce nie odpuszcza... 
W końcu docieramy do Władysławowa... na przedłużeniu drogi powinna być ścieżka leśna, z mapy wynika, że  gdy dojedziemy do skrzyżowania mamy odbić w prawo i pierwsza w lewo.. i powinniśmy być na wysokości PK... Tak łatwo oczywiście nie jest... pierwszy zjazd, to nie to miejsce... jakaś łąka przy Pilicy... zawracamy, kolejny zjazd... też coś nie tak...  ale widać skarpę, a raczej drzewa na niej rosnące, więc lampion musi być w okolicy, porzucamy rowery, idziemy trochę dokoła, odnajdujemy skarpę i poruszamy się wzdłuż niej... gdzieś w oddali majaczy nam biało-pomarańczowy materiał... to lampion... w linii prostej mamy góra 50 metrów... idziemy na azymut... jest.... 

Lampion... dzisiaj to chyba przedostatni
Lampion... dzisiaj to chyba przedostatni © amiga
Skarpa
Skarpa © amiga

tylko... teraz trzeba odszukać rowery... wychodzimy na drogę, odszukujemy miejsce gdzie zjechaliśmy i po góra 100m odnajdujemy rowery... 
Zawracamy... pora na...

PK8 - Brzeg rzeki

Droga leśna na szczęście nie jest zbyt piaszczysta... docieramy do asfaltu w okolicy Starego Niewierszyna...  szosa... mam ochotę ją ucałować... W Niewierszynie odbijamy na Ostrów, jedziemy szutrówką, ale jest dobrze utwardzona, nie ma niespodzianek... 
docieramy do brodu. Punkt jest po drugiej stronie o czym wiedzieliśmy, jednak zaburzyłoby to nam wariant... poza tym obiecałem, że przejdę przez rzekę... na dzień dobry wpadam w muł... moczę się do pasa... wyciągam komórki i zostawiam Karolinie... a sam idę na drugą stronę... podbijam karty... wracam... cieszę się, że to już koniec... tylko dotrzeć do mety.. .

Meta

Wpierw szuter, później asfalt i po kilku minutach jesteśmy w bazie... Mija dłuższa chwila zanim dochodzimy do siebie... idziemy coś zjeść... Centrum Taraska to ośrodek wegański z jakiś meczetem czy czymś podobnym na terenie, już w komunikacie startowym była informacja o zakazie spożywania mięsa, jajek, alkoholu... itd... boję się co będzie na obiad... 

Na mecie BikeOrient
Na mecie BikeOrient © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Jest kompot... jest dobry, ale nie wiem z czego... i jest mi wszystko jedno...  jest zupa... taka grochowa, ziemniaczana ... coś koło tego, tyle, że bez mięsa...  w skali od 1-5 ma jakieś 3.5... jadalna... Drugie danie... to surówka polana nie wiadomo czym, jakimś sosem...  i ryż z warzywami, surówka nie zachwyca jest byle jaka... ryż suchy i niejadalny... oddaję do kuchni... Coś mi się zdaje, że właśnie skończyłem moją przygodę z kuchnią wegańską...
Brakuje tradycyjnego ogniska, grilla BikeOrientowego.... ale cóż... ośrodek ma takie, a nie inne zasady...  chociaż liczyłem, że może się trafi chociaż jakiś robak... a tu nic... 

Sama impreza zorganizowana perfekcyjnie... zresztą jak zawsze... pogoda dopisała, aż za... co widać było po kolejnych osobach wpadających czy raczej padających na mecie...  Nie wiem ile wody wypito... pewnie poszło to w hektolitry... 
W okolicy 18:30 rozpoczęła się dekoracja zwycięzców, losowanie nagród... i zaczęliśmy powoli się zbierać... przed nami długa droga... 

Dzięki Karola za kolejny dzień ze mną spędzony... podtrzymywałaś mnie na duchu... gdy miałem już dość.. Dzięki :) za wszystko... 

Wyjeżdżamy z Taraski grubo po 19... a raczej przed 20... w Sulejowie stajemy przy jakimś sklepie.. .cokolwiek do picia, zimnego i nie woda...  
To był długi i gorący dzień... na dokładkę w miedzy czasie polska dostałą się do 1/4 finału Euro... wygrywając ze Szwajcarią , a myślałem, że takie rzeczy to między bajki należy włożyć...