Góry Mazowieckie z Karoliną
Niedziela, 4 września 2016
· Komentarze(2)
Kategoria do 136km, Solo, Spotkania Bikestats-owe, tam i z powrotem, W jedną stronę, W towarzystwie, Wyprawy z Karoliną
Z Karoliną umawiamy się około ósmej... więc z rana wstaję dość wcześnie, pędzę ile sił... Na miejscu chwila rozmowy, ustalamy plan... bo w ciągu tygodnia nie było jak... pomysłów było kilka, ale życie i tak je zweryfikowało, Wycieczka będzie podzielona na 2 części, pierwsza to pomysł Karoliny by zahaczyć o góry Mazowieckie w okolicach Żelechlinka, tyle, że o 13 musimy być w Tomaszowie na obiedzie :)
Prognozy mówią o możliwych deszczach tyle, że po 20... z rana temperatura w okolicach 15 stopni... względnie ciepło, później ma być gorąco, w planie nawet +30... wiatr z południowego-zachodu... Wstępna ocena odległości to około 30km do Żelechlinka, niby mamy czas, ale jednak planujemy coś zwiedzić, odwiedzić, a to przecież też zabiera czas.
Ruszamy, pierwszy krótki postój przy kościele w Lubochni, po raz pierwszy trafiam w czasie gdy nie trwa msza, gdy nie ma wiernych, kościół otwarty... Jedynie pani lodziarka jak zawsze ta sama przed bramą wejściową.
Wewnątrz rozglądamy się za ukrytymi czaszkami :) I jest... niedaleko ołtarza na niewielkim krzyżu.
W kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Lubochni © amiga
Kolejna czaszka odnaleziona © amiga
Boczny ołtarz © amiga
Z Jasienia na ołtarz © amiga
Na spokojnie możemy zwiedzić wnętrza, chwilę odsapnąć, w końcu jednak pora ruszyć dalej, czeka nas długi przelot to Żelechlinka... po drodze, nie ma nic specjalnie ciekawego, pola, troszkę lasu, ale im bliżej celu tym coraz więcej podjazdów, z horyzoncie pojawiają się wzniesienia, trochę to przypomina jurę tą z okolic Krakowa... Z daleka ciężko ocenić wysokość.
Docieramy do centrum Żelechlinka, prawdopodobnie za chwilę zacznie się msza, ludzie ciągną z każdej strony, o wejściu do środka nie ma mowy, rozglądam się czy nie ma jakiegoś sklepu otwartego, przydały by się jakieś banany, czy batony... mamy ze sobą tylko wodę w bidonach... trochę mało jak na planowane 70-80km
Kościół p.w. św. Bartłomieja Apostoła w Żelechlinku © amiga
Nie ma nic piękniejszego niż uśmiech na jej twarzy :) © amiga
Po krótkim postoju ruszamy dalej kierunek Karolinów... gdzie mamy pojechać na Ignatów, Dzielnicę, w lesie coś nam się nie zgadza z mapami... w końcu odpalam nawigację... na mapie nie ma jednej z dróg... na mapach openstreet jest udaje się ustalić pozycję i kierunek...ruszamy we właściwą stronę.. .
Chyba tam pojedziemy? © amiga
Pod kapliczką © amiga
Jednak w kilku miejscach mamy wątpliwości co to zawartości mapy, są chwile zwątpienia... zastanawiamy się gdzie jesteśmy... coś się nie zgadza, Karolina wspomina że w okolicach Dzielnicy powinna być kamienista droga... nie ma jej jednak..a może i jest tyle, że przysypana...
Łódzkie góry © amiga
Na szczycie podjazdu © amiga
Niby nie na Śląsku a Brynica jest © amiga
W końcu odnajdujemy się w terenie, na mapie faktycznie są błędy, Stajemy przy pierwszym dzisiaj młynie w Jankowicach-Kolonii kilka zdjęć i przypętał się jakiś tubylec, coś do nas mówi, pyta się skąd jedziemy... aż korci mnie by powiedzieć, ze z Katowic... Ciężko mi powiedzieć, czy chciał pomóc, czy nie, ale na bank jego obecność i próba nawiązania kontaktu była paskudna... 3 szybkie fory i jedziemy dalej, takie towarzystwo nam nie jest do niczego potrzebne.
Starty młyn wodny w Dzielnicy © amiga
Pędzi, pędzi © amiga
Staw przy młynie © amiga
Nieco dalej znajduje się dworek, po raz kolejny jego umiejscowienie nie zgadza się z tym co jest na mapie... we właściwym miejscu zatrzymujemy się tylko dzięki Karolinie :) Dziękuję... pewnie minąłbym to miejsce... zakładając, że mapa wie lepiej... a w miejscu gdzie pokazywała, nic nie było... jakieś zwykłe zabudowania wiejskie. Swoją drogą tego drzewa - pomnika przyrody też nie był ona swoim miejscu...
Zapuszczony dworek w Jankowicach © amiga
Przejeżdżając przez Rawkę ukazuje nam się młyn w Górze. Jest wielki i w całkiem niezłym stanie, mam jednak wątpliwości czy jest jeszcze używany...
Młyn w Górze © amiga
Już dojrzały czarny bez © amiga
W planie mieliśmy jeszcze pobliski Jeżów, ale... mamy 2 godziny czasu by wrócić na grilla, Niby to jedynie 40km... powinniśmy zdążyć jednak gdy odwracamy się na południe, czujemy silne podmuchy wiatru... rowery odmawiają współpracy, musimy mocno naciskać na pedały by utrzymać 20 km/h. W Węgrzynowicach trafiamy na otwarty sklep. kupujemy Grześki, coś trzeba zjeść... inaczej padniemy..
Na miejsce docieramy 6 minut przed czasem. Ufffff....
Po pysznym obiedzie, chwili odpoczynku ruszamy dalej, tym razem do Wolborza. stamtąd muszę dotrzeć do Piotrkowa Trybunalskiego.
Początkowo wyznaczamy sobie kilka miejsc które chcemy odwiedzić, jakieś młyny, jednak na niebie zaczyna się pojawiać coś czego nie miało być... to ciemne deszczowe chmury, pogoda zmienia się, wiatr coraz silniejszy, gdzieś po naszej prawej stronie widzimy, że leje, czy uda nam się to ominąć, ustalamy, że gdyby była jakaś wiata i bezie padać to stajemy by przeczekać. Kilak razy kropi deszcz, tyle, że to nic wielkiego...
Dwa krzyże © amiga
W sumie zmieniamy plany - głównie przeze mnie, szybciej i bez zwiedzania osiągamy Wolbórz, na chwilę wchodzimy na teren cmentarza. na którym znajduje się zabytkowa kaplica.
Kaplica cmentarna w Wolborzu © amiga
Tuż obok jest wielka stadnina, wjeżdżamy na jej teren...krążymy po okolicy, podziwiamy zabudowania, roślinność, widzimy konie większe, mniejsze...
Zabudowania na terenie stadniny ogierów w Bogusławicach © amiga
Spichlerz na terenie stadniny? © amiga
Karolina wśród zieleni © amiga
Mija dobre kilkanaście minut, kierunek centrum Wolborza, na niebie coś się kotłuje, słuchać od czasu do czasu grzmoty.... jeszcze tego było nam potrzeba. Pakujemy się do Pizzerii na kawę. Zaglądamy na radary... burza przechodzi właśnie nad Piotrkowem i idzie na nas... Kropi deszcz, wstępnie po głowie chodzi mi by przeczekać... jednak Karolina naciska by jeszcze podjechać pod młyn który odpuściliśmy ostatnio... Wsiadamy na rowery i jedziemy... to niedaleko... krótki postój, kilak zdjęć... niebo się rozpogadza... burza przeszła nie stwarzając problemów.
Młyn w Wolborzu © amiga
Okienko wśród zarośli © amiga
Wracamy do Wolborza, tam rozstajemy się, Karolina z Wiatrem jedzie na Tomaszów a ja pod wiatr na Piotrków... Droga jest mi coraz lepiej znana ;) gnam wzdłuż S8. Kilkanaście km bez zatrzymania, po wiatr... maksymalna prędkość nie przekracza 25 km/h. Docieram na dworzec w Piotrkowie, zaglądam na rozkład jazdy. hm... jest w czym wybierać... za około 30-40 minut są 2 pociągi, pierwszy osobowy, drugi IC. Z lekką niechęcią i po konsultacjach z panią w kasie udaje się ustalić, że to nowy skład, żadne TLK czy inne dziadostwo. Cóż... kupuję, a dworcowym sklepie coś do picia na drogę i idę na peron. Po kilkunastu minutach okazuje się, że osobowy ma 25 minut opóźnienia..., dobrze, że nim nie pojechałem... przyjeżdża Dart IC... w środku pełno, pełniście, przez chwilę chodzi mi po głowie by jednak poczekać na osobówkę, tam będzie luz... będzie miejsce na rower, po pytaniu czy jest miejsce na rower w 6 tym wagonie okazuje się że jest. Wsiadam... Dartem jadę drugi raz, miejsce na rowery takie sobie, zastanawiam się jak bardzo musi być niepełnosprawna ta osoba która projektuje miejsca na rowery... Prawie na 100% nie jeździ rowerem... nie wieszał rowera na hakach. Cokolwiek by nie mówić to w "kiblach" rower jeździł tak jak powinien... było miejsce nawet na kilkadziesiąt rowerów... Szkoda gadać...
Do Katowic docieram po 20... leje... dotarły burzowe chmury... wsiadam na rower i jadę do domu, na szczęście nie mam daleko...
To był długi dzień, ale piękny, a wszystko dzięki Karolinie :) Dziękuję...
Prognozy mówią o możliwych deszczach tyle, że po 20... z rana temperatura w okolicach 15 stopni... względnie ciepło, później ma być gorąco, w planie nawet +30... wiatr z południowego-zachodu... Wstępna ocena odległości to około 30km do Żelechlinka, niby mamy czas, ale jednak planujemy coś zwiedzić, odwiedzić, a to przecież też zabiera czas.
Ruszamy, pierwszy krótki postój przy kościele w Lubochni, po raz pierwszy trafiam w czasie gdy nie trwa msza, gdy nie ma wiernych, kościół otwarty... Jedynie pani lodziarka jak zawsze ta sama przed bramą wejściową.
Wewnątrz rozglądamy się za ukrytymi czaszkami :) I jest... niedaleko ołtarza na niewielkim krzyżu.
W kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Lubochni © amiga
Kolejna czaszka odnaleziona © amiga
Boczny ołtarz © amiga
Z Jasienia na ołtarz © amiga
Na spokojnie możemy zwiedzić wnętrza, chwilę odsapnąć, w końcu jednak pora ruszyć dalej, czeka nas długi przelot to Żelechlinka... po drodze, nie ma nic specjalnie ciekawego, pola, troszkę lasu, ale im bliżej celu tym coraz więcej podjazdów, z horyzoncie pojawiają się wzniesienia, trochę to przypomina jurę tą z okolic Krakowa... Z daleka ciężko ocenić wysokość.
Docieramy do centrum Żelechlinka, prawdopodobnie za chwilę zacznie się msza, ludzie ciągną z każdej strony, o wejściu do środka nie ma mowy, rozglądam się czy nie ma jakiegoś sklepu otwartego, przydały by się jakieś banany, czy batony... mamy ze sobą tylko wodę w bidonach... trochę mało jak na planowane 70-80km
Kościół p.w. św. Bartłomieja Apostoła w Żelechlinku © amiga
Nie ma nic piękniejszego niż uśmiech na jej twarzy :) © amiga
Po krótkim postoju ruszamy dalej kierunek Karolinów... gdzie mamy pojechać na Ignatów, Dzielnicę, w lesie coś nam się nie zgadza z mapami... w końcu odpalam nawigację... na mapie nie ma jednej z dróg... na mapach openstreet jest udaje się ustalić pozycję i kierunek...ruszamy we właściwą stronę.. .
Chyba tam pojedziemy? © amiga
Pod kapliczką © amiga
Jednak w kilku miejscach mamy wątpliwości co to zawartości mapy, są chwile zwątpienia... zastanawiamy się gdzie jesteśmy... coś się nie zgadza, Karolina wspomina że w okolicach Dzielnicy powinna być kamienista droga... nie ma jej jednak..a może i jest tyle, że przysypana...
Łódzkie góry © amiga
Na szczycie podjazdu © amiga
Niby nie na Śląsku a Brynica jest © amiga
W końcu odnajdujemy się w terenie, na mapie faktycznie są błędy, Stajemy przy pierwszym dzisiaj młynie w Jankowicach-Kolonii kilka zdjęć i przypętał się jakiś tubylec, coś do nas mówi, pyta się skąd jedziemy... aż korci mnie by powiedzieć, ze z Katowic... Ciężko mi powiedzieć, czy chciał pomóc, czy nie, ale na bank jego obecność i próba nawiązania kontaktu była paskudna... 3 szybkie fory i jedziemy dalej, takie towarzystwo nam nie jest do niczego potrzebne.
Starty młyn wodny w Dzielnicy © amiga
Pędzi, pędzi © amiga
Staw przy młynie © amiga
Nieco dalej znajduje się dworek, po raz kolejny jego umiejscowienie nie zgadza się z tym co jest na mapie... we właściwym miejscu zatrzymujemy się tylko dzięki Karolinie :) Dziękuję... pewnie minąłbym to miejsce... zakładając, że mapa wie lepiej... a w miejscu gdzie pokazywała, nic nie było... jakieś zwykłe zabudowania wiejskie. Swoją drogą tego drzewa - pomnika przyrody też nie był ona swoim miejscu...
Zapuszczony dworek w Jankowicach © amiga
Przejeżdżając przez Rawkę ukazuje nam się młyn w Górze. Jest wielki i w całkiem niezłym stanie, mam jednak wątpliwości czy jest jeszcze używany...
Młyn w Górze © amiga
Już dojrzały czarny bez © amiga
W planie mieliśmy jeszcze pobliski Jeżów, ale... mamy 2 godziny czasu by wrócić na grilla, Niby to jedynie 40km... powinniśmy zdążyć jednak gdy odwracamy się na południe, czujemy silne podmuchy wiatru... rowery odmawiają współpracy, musimy mocno naciskać na pedały by utrzymać 20 km/h. W Węgrzynowicach trafiamy na otwarty sklep. kupujemy Grześki, coś trzeba zjeść... inaczej padniemy..
Na miejsce docieramy 6 minut przed czasem. Ufffff....
Po pysznym obiedzie, chwili odpoczynku ruszamy dalej, tym razem do Wolborza. stamtąd muszę dotrzeć do Piotrkowa Trybunalskiego.
Początkowo wyznaczamy sobie kilka miejsc które chcemy odwiedzić, jakieś młyny, jednak na niebie zaczyna się pojawiać coś czego nie miało być... to ciemne deszczowe chmury, pogoda zmienia się, wiatr coraz silniejszy, gdzieś po naszej prawej stronie widzimy, że leje, czy uda nam się to ominąć, ustalamy, że gdyby była jakaś wiata i bezie padać to stajemy by przeczekać. Kilak razy kropi deszcz, tyle, że to nic wielkiego...
Dwa krzyże © amiga
W sumie zmieniamy plany - głównie przeze mnie, szybciej i bez zwiedzania osiągamy Wolbórz, na chwilę wchodzimy na teren cmentarza. na którym znajduje się zabytkowa kaplica.
Kaplica cmentarna w Wolborzu © amiga
Tuż obok jest wielka stadnina, wjeżdżamy na jej teren...krążymy po okolicy, podziwiamy zabudowania, roślinność, widzimy konie większe, mniejsze...
Zabudowania na terenie stadniny ogierów w Bogusławicach © amiga
Spichlerz na terenie stadniny? © amiga
Karolina wśród zieleni © amiga
Mija dobre kilkanaście minut, kierunek centrum Wolborza, na niebie coś się kotłuje, słuchać od czasu do czasu grzmoty.... jeszcze tego było nam potrzeba. Pakujemy się do Pizzerii na kawę. Zaglądamy na radary... burza przechodzi właśnie nad Piotrkowem i idzie na nas... Kropi deszcz, wstępnie po głowie chodzi mi by przeczekać... jednak Karolina naciska by jeszcze podjechać pod młyn który odpuściliśmy ostatnio... Wsiadamy na rowery i jedziemy... to niedaleko... krótki postój, kilak zdjęć... niebo się rozpogadza... burza przeszła nie stwarzając problemów.
Młyn w Wolborzu © amiga
Okienko wśród zarośli © amiga
Wracamy do Wolborza, tam rozstajemy się, Karolina z Wiatrem jedzie na Tomaszów a ja pod wiatr na Piotrków... Droga jest mi coraz lepiej znana ;) gnam wzdłuż S8. Kilkanaście km bez zatrzymania, po wiatr... maksymalna prędkość nie przekracza 25 km/h. Docieram na dworzec w Piotrkowie, zaglądam na rozkład jazdy. hm... jest w czym wybierać... za około 30-40 minut są 2 pociągi, pierwszy osobowy, drugi IC. Z lekką niechęcią i po konsultacjach z panią w kasie udaje się ustalić, że to nowy skład, żadne TLK czy inne dziadostwo. Cóż... kupuję, a dworcowym sklepie coś do picia na drogę i idę na peron. Po kilkunastu minutach okazuje się, że osobowy ma 25 minut opóźnienia..., dobrze, że nim nie pojechałem... przyjeżdża Dart IC... w środku pełno, pełniście, przez chwilę chodzi mi po głowie by jednak poczekać na osobówkę, tam będzie luz... będzie miejsce na rower, po pytaniu czy jest miejsce na rower w 6 tym wagonie okazuje się że jest. Wsiadam... Dartem jadę drugi raz, miejsce na rowery takie sobie, zastanawiam się jak bardzo musi być niepełnosprawna ta osoba która projektuje miejsca na rowery... Prawie na 100% nie jeździ rowerem... nie wieszał rowera na hakach. Cokolwiek by nie mówić to w "kiblach" rower jeździł tak jak powinien... było miejsce nawet na kilkadziesiąt rowerów... Szkoda gadać...
Do Katowic docieram po 20... leje... dotarły burzowe chmury... wsiadam na rower i jadę do domu, na szczęście nie mam daleko...
To był długi dzień, ale piękny, a wszystko dzięki Karolinie :) Dziękuję...