Wpisy archiwalne w kategorii

Spotkania Bikestats-owe

Dystans całkowity:20546.39 km (w terenie 4523.50 km; 22.02%)
Czas w ruchu:1178:49
Średnia prędkość:17.43 km/h
Maksymalna prędkość:64.33 km/h
Suma podjazdów:121073 m
Maks. tętno maksymalne:236 (128 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:868808 kcal
Liczba aktywności:278
Średnio na aktywność:73.91 km i 4h 14m
Więcej statystyk

Beskidzki weekend. dzień II

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(3)
The Bike Song by The Grave Architects


Niedziela, wcześnie rano, dzwoni Andrzej, właśnie wyruszają, mamy 1,5 godziny czasu do spotkania, to tak akurat aby się pozbierać i dojechać do Szczyrku, jednak, po wrażeniach poprzedniego dnia i po próbach zbicia tętna izobronikami, postanawiamy jeszcze chwilę odpocząć, chwila zamienia się w godzinę. Teraz nie ma czasu już na nic. W Ekspresowym czasie, zbieramy się z Darkiem i wyjeżdżamy, straconego czasu i tak nie nadrobimy, będzie solidne spóźnienie.

Wyjeżdżając z Pietrzykowic Górnych mylimy trasę i gratis dokładamy sobie 5km drogi przez Pietrzykowice Dolne, za karę jedziemy główną drogą Żywca do Bielska.
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do Szczyrku, chwila na zakupy, uzupełnienie elektrolitów i jedziemy na spotkanie na Salmopol, skręcamy na żółty szlak i terenem pod górkę.
Podjazd pod Salmopol © amiga


Panorama z Salmopolu © amiga


Na szczycie witamy się z Andrzejem, Krzyśkiem i Piotrkiem, dalej już pałeczkę przewodnika przejmuje Andrzej i prowadzi nas terenem, leśnymi ścieżkami, chwilami na zjazdach robi się ciepło, ale w końcu po coś tu przyjechałem. Jazda w terenie to czysta przyjemność, nie raz odzywa się brak pełnej amortyzacji w moim KTM-ie, lecz dotyczy to w zasadzie zjazdów. Gdzieś po godzinie wspólnego kręcenia w końcu znikają resztki oparów dnia poprzedniego, jedzie już się przyjemnie, nie czuję zmęczenia.

"Wariaci" na rowerach © amiga


Panorama z okolicy Czupla © amiga


W między czasie zjeżdżamy do Wisły Malinki coś zjeść i ruszamy dalej pod górkę, robi się coraz ciekawiej. Chyba zaczyna mi się podobać coraz bardziej zarówno uphill jak i downhill ;), jeszcze kilka takich wyjazdów na doszkolenie techniki i będzie dobrze.

Krzysiek na podjeździe © amiga


Darek na podjeździe © amiga


W okolicy Jaworzyny zaczynają nadciągać ciemne chmury, zaczynamy uciekać w dolinę, burze w górach to nic fajnego, szczególnie gdy wszystko wokół płynie. Zjeżdżamy do Węgierskiej Górki, po drodze chowając się na przystanku PKS aby przeczekać największą nawałnicę, chwilami nic nie widać. Po ok 30 min zaczyna się rozjaśniać, więc ruszamy dalej mijamy kolejne miejscowości i w końcu rozstajemy się, Andrzej, Piotrek i Krzysiek uciekają w kierunku Szczyrku, my musimy dotrzeć do Pietrzykowic. Podczas powrotu zatrzymujemy się tylko raz aby pofocić przy browarze. Niestety nie starczyło czasu aby odwiedzić to miejsce, ale kto wie, może następnym razem ?

Browar w Żywcu 1 © amiga


Browar w Żywcu 2 © amiga


W Pietrzykowicach jeszcze wizyta na basenie

Na basenie... © amiga


kilka ostatnich fot okolicy

Panorama Beskidów z Pietrzykowic © amiga


i ruszamy do domu przez Wisłę, w której robimy przerwę na "kolację".

Rowerki downhillowe ? © amiga


Do domu docieram ok 23:00, jestem zmęczony, ale szczęśliwy.
Jeden z fajniejszych aktywnych weekendów w tym roku, tego było mi potrzeba do pełni szczęścia. Byłą okazja na sprawdzenie się przed podjazdem na Śnieżkę, teraz już bez strachu mogę podjąć to wyzwanie, wiem, że dam radę, wiem, że podjadę.

Dzięki Darku i jego cierpliwa rodzinko za wspaniały weekend, liczę na kolejne równie udane.



Na koniec do obejrzenia Kranked 7 jeżeli ktoś tego nie widział, wrażenie chwilami mieliśmy podobne.
Kranked 7 - The.Cackle.Factor (mtb) (full movie)

Beskidzki weekend, dzień I

Sobota, 28 lipca 2012 · Komentarze(10)
O'reggano - Małe Rzeczy


Weekend spontaniczny, nietypowy i.... jak zawsze rewelacyjny, tym bardziej, że rowerowy.

Jest sobota rano, powoli zbieram się i jadę na miejsce spotkania, po drodze odwiedzając bankomat. Chwilę później dociera cała rodzina K. Darek, Anetka, Wiktor i Igor03. Pakujemy rowery, i wraz z moją rodziną, siostrą Basią, szwagrem Philippe, Valerie, Julie i Hugo w końcu ruszamy w drogę.

Cel do osiągnięcia to Pietrzykowice koło Żywca, tam jest nasza baza wypadowa. Po dorarciu i rozpakowaniu się wraz z Darkiem wsiadamy na rowery i ruszamy na podbój Beskidu Małego, zabieramy ze sobą mapy, przwewodnik i... w drogę.

Początkowo próbujemy odnaleźć żółty szlak, jednak efekt jest taki, iż jedziemy po nasypie kolejowym, później przez żwirownię i w efekcie przebijamy się przez tory ma stację pkp w Pietrzykowicach Żywieckich. Szosa będzie w tym przypadku lepsza, wbijamy się na nią, na szczęście ruch nie jest zbyt wielki, jedzie się szybko i przyjemnie, mijamy kolejne miejscowości: Zarzecze, Tresną, Czernichów,

Jezioro Żywieckie © amiga


tam odbijamy na żółty szlak na Hrobaczą. Niby asfalt, ale nachylenie daje się we znaki, dodatkowo temperatura 36 stopni skutecznie nas osłabia, odpoczywamy kilka razy. Tętno skacze powyżej 200, masakra..

Profil wysokośći Podjazd na hrobaczą

Chwila odpoczynku © amiga


W końcu docieramy do schroniska na Hrobaczej łące,

Schronisko na Hrobaczej Łące © amiga


Kapliczka w schronisku © amiga


tutaj za namową lokalnych bikerów, przyjmujemy chleb w płynie.

W Żywcu najlepiej smakuje Żywiec © amiga


Ruszamy dalej, na szczycie kilka fot i pora jechać dalej

Krzyż Tysiąclecia na Hrobaczej © amiga


Pod krzyżem © amiga


Z wizytą u Panienki... © amiga


Jedziemy szczytami, co chwila wyjeżdżając z lasu ukazują się nam fantastyczne widoki, panoramy gór i okolicy, patrząc na to wiem po co się tak męczyłem, po co wjechałem, a miejscami wciągałem rower na górę.

Panorama Beskidów z okolicy Groniczka © amiga


Godzinę później jesteśmy na Magurce Wilkowickiej, kolejne schronicko, kolejna chwila przerwy, tym razem posilamy się, uzupełniamy płyny, spędzamy w tym miejscu prawie godzinę, słuchając wowodów starych wyjadaczy na temat żywności...

Magurka Wilkowicka © amiga


Panorama Beskidów z Magurki Wilkowickiej © amiga


Kilka fot i ruszamy dalej, jednak coś poszło nie tak, gubię Darka i skręcam nie w tą drogę, szczęśliwie telefony działają i szybko naprawiam swój błąd, w zasadzie niewiele się stało, przejechałem może 1,5km zanim stwierdziłem, że coś jest mocno nie tak.

Panorama w okolicy przysłopa © amiga


Panorama z okolicy przysłopa ver.2 © amiga


Po paskudnym zjeździe z Magurki gdzie zaliczam solidne OTB, wracamy do naszej bazy wypadowej, Pietrzykowic, na miejscu czeka już na nas reszta ekipy, szybki prysznic i ruszamy do Żywca, coś zjeść. Trafiamy na fajną góralską knajpkę, spędzamy tam kolejną godzinkę i...

Pora na posiłek © amiga


wracamy do naszej bazy, jest przed północą, jednak nikomu jeszcze nie przyszło do głowy aby pójść spać, spontaniczne after party trwa do ok 2:00.

After party... © amiga


W końcu jednak zmęczenie daje się we znaki, trzeba się położyć, wcześnie rano musimy wstać i odwiedzić kilka okolicznych górek w nieco większej ekipie.

Powót, uszkodzona opona, masakra krytyczna Katowice...

Piątek, 27 lipca 2012 · Komentarze(12)
Waldek Tour - Szczęśliwej drogi już czas


Powyższy kawałek dla tych którzy wyryszają rowerami na wakacje w ten weekend ;), zresztą też wybieram się w Beskidy ;)

Pokręcony dzień, rano zauważyłem, że rozwaliłem kolejną oponę w tym sezonie, cały czas czekam na posadę testera w firmie rowerowej. Tym razem rozpruta została opona Kenda SBE na długości ok 10cm, przy obręczy (przejechane 1700km). W ciągu dnia kupiłem nowego Maxxisa Crossmarka, zobaczymy ile na nim pojeżdżę.

Ok 16:00 zaczynam się zbierać, wymieniam przy okazji uszkodzoną oponę i ruszam tym razem asfaltami, centralnie przez Zabrze, Rudę Śląską, Świętochłowice, Chorzów i Katowice. Myślałem, że pojadę szybciej, okazało się, że... jazda na czerwonej fali skutecznie spowalnia podróż. Ostatnio gdy jechałem na masę moją standardową trasą, to pomimo, że było 10km więcej przejechałem ją w podobnym czasie. Fuck....

Docieram na miejsce 2 minuty przed czasem i szok.... jest ledwie 11 osób + ja, to nie masa, to maska. To karykatura tego co powinno być w tak dużym mieście jak Katowice.
Po objeździe Katowic rozmawiamy dłuższą chwilę z Łukaszem na dolinie 3 stawów i ... spróbujemy rozruszać tą imprezę, najbliższy sprawdzian za miesiąc, niewiele czasu... . Szukamy więc kontaktu z dotychczasowymi organizatorami masy w Katowicach, ciężko powiedzieć czy już im się nie chce, czy nie mogą, może pora zmienić formułę tego spotkania. Mile widziane są też osoby które chciałby by wspomóc nas w tych działaniach. Im będzie nas więcej tym lepiej. Co z tego wyjdzie to się okaże.

Mam nadzieję że udam nam się Katowiczanie pozbierać i pokazać, że to NASZE
MIASTO i rower jest najlepszym środkiem komunikacji.

Ech.... jak sobie przypomnę Masę Zagłębiowską....

świętochłowice przepraszają © amiga


Maska krytyczna 1 © amiga


Maska Krytyczna 2 © amiga


Maska krytyczna 3 © amiga

Wyprawa do Lublińca

Sobota, 14 lipca 2012 · Komentarze(19)
Grzegorz z Ciechowa - polka galopka


Piąta rano, znowu sobota, znowu wczesna pobudka. Na szczęście mały przegląd roweru zrobiłem wczoraj. Dzisiaj muszę tylko wsiąść na rower i pojechać.

Około 6:20 dojeżdżam na umówione miejsce pod Kościołem Mariackim spotykam się z Filipem i Irkiem (niezrzeszonym na BS), jedziemy do Sosnowca na zbiórkę Cyklozy. Docieramy 15 min. przed czasem, jesteśmy pierwsi. Mija pół godziny i docierają pozostali uczestnicy wycieczki. z Bikestats są jeszcze: Avacs, Djk71, Limit, Gozdi89. W sumie uzbierała się grupa ok 20 osób.

W końcu ruszamy, jedziemy bocznymi drogami, ścieżkami polnymi, leśnymi, czyli to co tygrysy lubią najbardziej ;). Trasa wiedzie przez Czeladź, Wojkowice, Wymysłów, Brynicę, Żyglin, Miasteczko Śląskie, Kalety, Rusinowice i Lubliniec.

Rozmowy z tubylcami © amiga


W trakcie wycieczki robimy kilka przerw na uzupełnienie zapasów we "wsiowych" sklepach, zaliczmy też mały bunkier.

Wchodzimy do bunkra ? © amiga


Jeszcze tylko się podciągnąć... © amiga


Wycieczka japończyków ? © amiga


Mech przybunkrowy © amiga


Bunkier z innej strony © amiga


W końcu wjeżdżamy w lasy, jedziemy piaszczystymi ścieżkami, przed "Piłką", odbijamy na chwilę w bok i.. lądujemy na bagnach, dość dziwne miejsce, zważywszy to że wszędzie dookoła masa piachu, okolica przypomina nieco Jurę KC, a tu ni stąd ni zowąd bagna ;) - fajne.

Chwila przerwy w rezerwanie przyrody © amiga


na bagnach © amiga


Uśmiech proszę © amiga


Ruszamy dalej, czas nas nieco goni, w planie jest niby tylko 150km, ale teren daje się nam we znaki, gdzie się da (na szosach) próbujemy przyspieszać i idzie nam to całkiem sprawnie.

trzeba trochę przyspieszyć © amiga


niektórzy się nie spieszą ;P © amiga


W końcu lądujemy w Lublińcu, szybki objazd rynku i docieramy do knajpki. Trzeba coś zjeść, ceny i pasza rewelacyjne, może trzeba będzie częściej wpadać tu na obiady ;). Po ponad godzinie ruszamy dalej, zatrzymujemy się na chwilę przy Biedronce i gnamy dalej. Krótka przerwa jeszcze przy biedronce, na uzupełnienie zapasów i jedziemy.

Przydrożna kapliczka © amiga


Chwila przerwy © amiga


Ciekawe co autor miał na myśli ? © amiga


Niedaleko jednej z knajpek trafiamy na fabrykę papieru, widać, że jest lekko naruszona zębem czasu, ale jeszcze działa (zatrudnia 10 osób), zabudowania robią niesamowite wrażenie, miejmy nadzieje, że to miejsce przeżyje, być może w innej formie, podobnie jak fabryka zapałek w Częstochowie.

Fabryka papieru kiedyś prochownia © amiga


Szkoda, żeby to miejsce zostało zapomniane © amiga


Przed bramą © amiga


W Tarnowskich Górach (Darek, Irek, Filip i ja) odrywamy się od peletonu i postanawiamy jechać przez Bytom, Zabrze, Rudę Śląską i Panewniki do domu. Robimy krótkie przerwy w dolomitach,

Kwiaty w dolomitach © amiga


Dolomity v2 © amiga


przy ścianie w Miechowicach.

Gadająca ściana © amiga


Robi się już dość późno, a do Katowic wybraliśmy nie najkrótszą drogę (w końcu 200 musi pęknąć). Przed nami jeszcze ok 40km ;), w trasie jeszcze chwila na pozowanie,

Dobrze jest przypozować ;P © amiga


a w Halembie mam okazję zobaczyć piękny zachód słońca.

Piękny zachód słońca nad Halembą © amiga


Sama wycieczka była rewelacyjna, jedynie do czego mógłbym się przyczepić, to brakowało przerw postojów przy miejscach wartych zobaczenia, choćby Świerklaniec, obok którego tylko śmignęliśmy, minęliśmy również kilka ciekawych kościółków drewnianych, murowanych, olane zostały zabytki Lublińca. Trochę tego szkoda. Za to w zamian był Polo Market, Biedronka, i wsiowe sklepy ;)

Koniec narzekania i tak było zajebiście. Dzięki za super wypad, dzięki za super towarzystwo, dzięki za wszystko, na przyszłość piszę się na kolejne wypady.

Z innych spraw to organizacja samej wyprawy była wzorowa, awarii po drodze było niewiele w tym 2 złapane przeze mnie gumy + jeszcze jeden snejk (nie mój) i awaria bagażnika (pościł spaw).

Wracając do domu brakowało mi do pełni szczęścia ok 7km (do kolejnej 200), więc kawałek odprowadziłem Filipa, później wróciłem częściowo lasami, częściowo bocznymi ścieżkami nadrabiając ten mały brak. Przy wyjeździe z lasu na coś najeżdżam, słyszę przeraźliwy ssyk i... łapię kolejną panę. Dętka jest rozcięta w 2 miejscach na długości ok 6-7mm co ciekawe na oponie nie ma żadnego śladu rozcięcia. Przeszukuję środek opony, nie ma nic wbitego, nic nie lata w środku, dziwna ta awaria. Dętki już mi się skończyły więc łatam jedną z tych które mam i wracam do domu.

Jeszcze jedno wg Endomondo było ok 1900m przewyższeń.


Na Picasa web album wystawiłem zdjęcia w większości 1:1 bez obróbki, bez przeglądania, tyle że po konwersji na jpg. Można je oczywiście pobrać. Jak ktoś chce je w oryginale (ok 3GB) - format NEF to proszę o kontakt ;)
Zdjęcia

Jadą, jadą gości... - Pierwsze spotkanie BS na Stargańcu

Czwartek, 5 lipca 2012 · Komentarze(15)
Artur Andrus - Duś, duś gołąbki jadą, jadą gości...


Dzień, jak co dzień, plan napięty. W pracy staję w blokach startowych o 16:00 - nie zdarza mi się to prawie nigdy, jednak dzisiaj muszę być o 18:00 na Stargańcu, na spontanicznym spotkaniu BS wywołanym przez Monikę, Tomka i trochę mnie.
Zaczęło się tak niewinne, od tego, że Monika nigdy nie była na Stargańcu :), później już poleciało. Dwa dni temu ogłosiłem spęd na blogu i zaczęły się zgłaszać kolejne chętne osoby, do niektórych zapukałem osobiście, obdzwoniłem kilku znajomych niezrzeszonych na BikeStats-ie.

Do Katowic dotarłem w średnim tempie, temperatura dobijała, w cieniu ponad 30 stopni, jadę jedną z krótszych tras, nie mam czasu na to, aby bawić się w podjazdy, chociaż kilka górek i tam zaliczyłem :).

Na chwilę wpadam do domu, szybka kąpiel, przebieram się w coś czystego, zbieram trochę gratów i lecę na Starganiec, jestem lekko spóźniony, docieram na miejsce ok 18:10. Objeżdżam staw i… nikogo nie widzę. Ustawiam się przy głównym wjeździe i czekam, po 20 min dociera silna ekipa z Zagłębia, jedziemy na miejsce spotkania, kilka min. później docierają kolejni bikerzy, tym razem Ślązacy :),
Próbujemy chwilę odpocząć, jednak okazuje się, że niektórzy zaginęli w akcji, ruszam z odsieczą, wracam skrótami do Piotrowic i... dzwonię, dowiaduję się, że jednak znaleźli drogę tyle, że nieco inną, standardową przez Zadole i są już prawie na miejscu. Jadę po raz kolejny dzisiaj nad staw ;P. 10 min później jestem już z wszystkimi, można porozmawiać, można w końcu chwilę odpocząć.

Chwila odpoczynku © amiga


Niskie pokłony przed rowerami © amiga


chwila na pogaduchy przy ruinach © amiga


Po dłuższej chwili pora ruszyć do lasu po chrust ;), część ekipy pilnuje naszych rumaków, reszta gania po zaroślach. Białogłowy mogą zabrać się za "podniecanie ognia", idzie im to całkiem sprawnie, widać że mają duże doświadczenie ;)

Podniecamy ogień © amiga


Troszkę nas jest © amiga


W końcu "nadejszła" długo oczekiwana chwila, możemy zabrać się za pieczenie kiełbasek, a niektórzy podgrzewają camemberty. Dzięki izobronikom imprezka zaczyna się robić coraz bardziej luźna, rozmowy schodzą na nierowerowe tematy, chociaż ta tematyka i tak gdzieś tam cały czas się wplata, zresztą jakby mogło być inaczej :)

Pieczenie kiełbasek © amiga


Ognisko jak się patrzy © amiga


"Kruk ma ser" © amiga


Po 21:00 towarzystwo zaczyna powoli się rozjeżdżać, najwytrwalsi jednak zostają, pieką kolejne kiełbaski, zapijając czym tylko się da i rozmawiają, rozmawiają, rozmawiają....

Niektórzy wyjeżdżają wcześniej © amiga


O czym oni mogą rozmawiać ? © amiga


Gadające głowy © amiga


Starganiec wieczorową porą © amiga


Powoli robi się ciemno © amiga


Ostatnie pieczenie kiełbasek © amiga


Na zakończenie imprezki przyszła długo oczekiwana pora na zrobienie wspólnej foty, w końcu to chyba pierwsze takie spotkanie w Katowicach, pada propozycja cyklicznych spotkań, może połączenie ich z Masą ?

Gruppen foto © amiga



Chwilę po sesji © amiga


Jeszcze jest ktoś głodny ? © amiga


Około 22:00 pora się zbierać, jest późno, niektórzy mają ponad 40km do domu, (jestem szczęściarzem - mam tylko 6.5km). Ruszamy, chyba najlepiej znam okolice, postanawiam poprowadzić peleton, wraz z Tomkiem narzucamy tempo, po kilku km orientujemy się, że za nami nikogo nie ma.... zatrzymujemy się i czekami, gadamy, znowu czekamy i są, jadą. Ruszamy dalej, tym razem wolniej, w końcu dzień był długi, niektórzy mogą być zmęczeni. Prowadzę Bikestatsowiczów bocznymi drogami, ścieżkami, czasami jest wąsko, czasami stromo, ale wszyscy dają radę, dojeżdżamy do lasu Ochojeckiego, tam chwila na pożegnanie i ruszam do domu.
Ostatnie fotki w lesie Ochojeckim © amiga


Pożegnań czas © amiga


łysy oświetla nam drogę © amiga


15 min później już w domu, kolejna kąpiel dzisiaj i lecę na spotkanie ze znajomym który przyleciał z francji na 1 dzień. Jest 23:00 - "Old Timer Garage" (rewelacyjna knajpa w Piotrowicach), na wejście dostaję "Książęce Pszeniczne" - tego mi było trzeba, biorę kolejne, jest mi już dobrze, organizm nawodniony, spotkanie kończymy ok 1:30 (po kilku kolejnych drinkach), biegiem do domu i spać. Budzik ustawiony na 5:30 - mam czas żeby się wyspać :)


Wracając do spotkania, było rewelacyjnie, było pięknie, mam nadzieję, że imprezka stanie się cyklicznia, może uda się ją połączyć z masą i rozruszać to co jest organizowane w Katowicach, w końcu masa nie musi kończyć się w centrum.

Ps. Wieczorem może uda mi się pozbierać pełną listę uczestników i opisać zdjęcie zbiorowe. Na więcej w tej chwili nie mam czasu.

White Snow

Piątek, 29 czerwca 2012 · Komentarze(4)
Led Zeppelin immigrant Song Shrek III


Na dole wpisu cały Immigtant Song do posłuchania, przypomnienia.

Powrót z pracy zapowiadał się niewinnie, żadnych wyczynów, spokojna jazda, przyzwyczajanie się do geometrii Manfreda i tej niesamowicie szerokiej kierownicy. Sama trasa nie nastręczyła żadnych problemów, ot taki kawałek rowerówki do przejechania z Gliwic do Zabrza gdzie umówiłem się z Darkiem. Na miejscu spotkanie z jego wspaniałą rodziną i znajomymi. Kilka małych drinków i... decyzja jedziemy na "Diallo UpHill Race Śnieżka" w tym roku. Przyznam się, że dalej mam wątpliwości co do tej decyzji (co prawda już rok temu wyraziłem chęć zmierzenia się z tym wyzwaniem), czy dam radę, czy sobie poradzę, wiem jedno, jak powiedziało się A to teraz trzeba powiedzieć B. Jadę na 100%, mam miesiąc na przygotowanie się, będzie ciężko, rower musi przejść kilka zmian związanych z podjazdami, a w ciągu miesiąca muszę kilka razy zmierzyć się z kolejnymi podjazdami w Beskidach i okolicy, wydłużyć trasę do domu - wariant Mikołowski będzie optymalny. Siłownia i basen czekają.

Piękne okolice Helenki © amiga



Led Zeppelin - Immigrant Song (Live Video)

po bluzy

Czwartek, 14 czerwca 2012 · Komentarze(4)
Dzisiejszy dzień jest nietypowy. Niby mam dzień wolny, ale sporo spraw do pozałatwiania. Rano trochę prac domowych, odkładanych od dawna, ok 13:00 wizyta u lekarza, a później szybki wypad do wysuniętego na Śląsk przyczółka rowerowejnorki po zamówione bluzy. Droga rowerem cały czas w deszczu, w sklepie na ul.Szenwalda w Ochojcu pani patrzyła na mnie jakoś tak z litością ;P

Po powrocie wszystko nadawało się ponownie do prania, kolejne buty przemoczone, chyba trzeba rozszerzyć ich bazę. Dobrze by było gdyby jutro nie lało, w końcu trzeba pojechać do pracy.

PIDŻAMA PORNO - Bułgarskie Centrum Hujozy


ślad po niezłym rżnięciu © amiga


To też się działo © amiga


Koszulka na cześć KTM-a © amiga


amiga.bikestats.pl ;) © amiga




Cały koncert

Pidżama Porno - Finalista - cały koncert 2007

Na kole ku familokom

Sobota, 9 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kolejny piękny weekendowy dzień, może nie idealny, gdzieś wysoko nad nami krążą ciemne deszczowe chmury. Z Darkiem, Anetką, Wiktorem i Igorem wyruszamy ok 9:15 z Helenki, na miejsce spotkania pod Zabrzańskim Muzeum Górnictwa. Dzisiaj czeka nas wycieczka rowerowa organizowana "Na kole ku familokom". Zapowiada się ciekawie, odwiedzić mamy cztery rózne osiedla w zabrzu. Pod Muzeum spotykamy Yoasię.

Punkt pierwszy wycieczki to Kolonia B na Zaborzu, dziwne miejsce, wygląda jakby Bóg o nim zapomniał, jest to jedna z tych dzielnic gdzie po zmroku nie należy się zapuszczać, co nie zmienia faktu, że historia tego miejsca robi wrażenie.
Kolonia B – Zaborze © amiga

Kilkanaście min później ruszamy do chyba najciekawszego miejsca w Zabrzu - Zandki. Byłem tam w zeszłym roku, ale tym razem czekał na nas/na mnie genialny przewodnik Dariusz Waleriański, opowiadający niesamowite historie o tym miejscu.
Na pierwszy ogień idzie opowieść o stalowym domu,

Waleriański na os. Zandka © amiga


Mieszkańcy stalowego domu © amiga


Jednak nieopodal jest coś znacznie ciekawszego, kirkut, zachowany prawie w stanie idealnym, każda wizyta w tym miejscy jest ciekawym doświadczeniem i niesamowitym przeżyciem. Zresztą zdjęcia niech mówią same za siebie.
Urna na cmentarzu ewangielickim © amiga


Zabrzański kirkut © amiga


Pamięć o tych co odeszli © amiga


Nie wszystko jest w stanie idealnym © amiga


bluszcz na cmentarzu © amiga


Płyty nagrobne © amiga


Płyty nagrobne 2 © amiga


Płyty nagrobne 3 © amiga


Pamiętamy... © amiga


Płyty nagrobne 4 © amiga


Niektórzy tu mieszkają © amiga


Pogoda zaczyna się nieco psuć, zaczyna padać deszcz, część współuczestników rezygnuje z wycieczki, jednak nie my. Jedziemy dalej tym razem na os. Borsig w Biskupicach. Stajemy przy niepozornym budynku, jednak w środku odkrywamy coś niesamowitego kapliczkę ewangelicką, zapomnianą, opuszczona, ale na szczęście odkrytą ponownie, jest szansa na jej uratowanie, na to, że nikt nie przerobi jej na magazyn.

kaplica ewangelicka na os. Borsiga – Biskupice © amiga


Niesamowita architektura © amiga


Kapliczka ewangelicka © amiga


W kapliczce kolejne opowieści o ty miejscu i całym osiedlu.

Czas leci nieubłaganie i ruszamy do ostatniego miejsca postoju Osiedle Ballestrema w Rokitnicy. Niesamowicie piękne miejsce, piękne zadbane domy, każdy inny, żadnych sztampowych rozwiązań.

Kolejny stalowy dom - os. Ballestrema - Rokitnica © amiga


Zalotna taka © amiga


Na koniec przewodnicy informują nas o jeszcze jednaj atrakcji w Rokitnicy - tulipanowcach rosnących w pobliżu tutejszej leśniczówki. Nie jest to niestety kolejny punkt wycieczki, ruszamy więc sami. W zasadzie w piątkę, gdyż Yoasia opuszcza nas nieco wcześniej.

Pod tulipanowcem © amiga


Kwiaty tulipanowca © amiga


Wracamy na Helenkę, chwila odpoczynku i niestety musze ruszać w drogę powrotną do Katowic. Wyruszam po 17:00.


Ps. Przepraszam za tak lakoniczny opis, ale czasu mam niewiele najego uzupełnienie. Może go kiedyś poprawię ?

Było rewelacyjnie, dziękuję wszystkim uczestnikom, bez nichto już nie było by to..

I ciekawoska, zanim skończyliśmy zwiedzanie to już zostały umieszczone zdjęcia w Głosie Zabrza. Jestem na pierwszym z nich. Ciekawe czy w wersji drukowanej też będę na Pole Position ;P

A do posłuchania
Apocalyptica - The Life Burns Tour

Rudy, Rybnik, a może coś innego ?

Piątek, 8 czerwca 2012 · Komentarze(7)
Nightwish - Storytime


Jest piątek rano, 5:30, jednak dzisiaj jest inaczej, mam dzień wolny, mam czas żeby gdzieś pojeździć na rowerze, najlepiej z kimś, brakowało mi tego ostatnio. Kilka ciężkich tygodni odcisnęło na mnie swoje piętno, ale dziś mnie to nie obchodzi, umówiłem się z Darkiem na wyprawę do Rud Raciborskich. Warunek jeden musimy wrócić na 16:00 - w końcu mecz to mecz ;P siła wyższa.

Zdzwaniamy się wcześnie z rana i umawiamy się gdzieś po drodze, miejsce spotkania wypadło na hałdzie w Makoszowach, tam pochylamy się nad mapą i ustalamy wstępny plan wycieczki. Ile się da tyle będziemy jechać w terenie, jednak wykonanie planu to już zupełnie inna sprawa ;)

W każdym bądź razie pierwsza część trasy to dojazd do Chudowa, pod zamkiem wyjątkowo pusto, jakoś tak dziwnie, z drugiej strony po raz pierwszy od kilku lat mam zamek bez wszędobylskich turystów ;)

Zamek w Chudowie © amiga


Czarną rowerówką dojeżdżamy do Gierałtowic, a chwilę później pod Knurów, mieliśmy znaleźć się na czerwonym szlaku jednak gdzieś przegapiliśmy zjazd i robimy kółko wokół stawu.

Staw po Knurowem © amiga


Po kilkunastu minutach trafiamy na zgubiony wcześniej czerwony szlak, którym dojeżdżamy do nowo wybudowanej A1, teraz pora odbić na Szczygłowice, wg mapy powinniśmy jechać, żółtym szlakiem, jednak jakiś "artysta" postanowił uprzyjemnić nam jazdę oznaczając trasę naprzemiennie na żółto, niebiesko i czerwono. Może powinni ten szlak nazwać tęczowym ?

W Szczygłowicach robimy krótką przerwą, trzeba uzupełnić zapasy energii. Przeglądamy mapy i chwilę później ruszamy na Wilczą, gdzie mamy wjechać na kolejny szlak rowerowy prowadzący do Ochojca pod Rybnikiem, jednak coś poszło nie tak i ładujemy się na mocno zarośniętą polną ścieżką, wysoka trawa uprzyjemnia nam drogę, tym bardziej, że cały czas jest pod górkę ;P, za to widoki zapierają dech w piersi. Warto było zgubić drogę :).

W okolicach Ochojca wjeżdżamy się na żółty szlak, głównie dlatego, że był dobrze oznakowany, jednak zamiast w Rudach Raciborskich wyjeżdżamy przy Zbiorniku Rybnickim. W zasadzie nie ma co narzekać, bo rozszerzona wersja dzisiejszego planu zakładała dojazd w to miejsce.

Jakiś niski ten stan © amiga


Zbiornik Rybnicki © amiga



Z drugiej strony tamy © amiga


Trochę fot i pora ruszać dalej, niestety czas nie pozwala na dłuższy odpoczynek. Do rozpoczęcia Euro zostało nam ok 4 godzin. Wracamy na trasę i czarnym szlakiem docieramy w końcu do Rud Raciborskich, pierwszy postój na stacji kolejki wąskotorowej. Lubię to miejsce, lubię kolej, w zasadzie był to nasz główny cel podróży.

W końcu udaje mi się ustrzelić obiecanego kiedyś żubrzyka :)
W tle żubrzyk © amiga


Stary zegar na stacji w Rudach Raciborskich © amiga


Stoi przy stacji lokomotywa © amiga


Akcent rowerowy na stacji w Rudach © amiga


To już chyba nigdzie nie pojedzie © amiga


Więzy nie do zerwania © amiga


To wszystko jeszcze działa © amiga


Będąc w Rudach grzechem byłoby nie zaliczyć pobliskiego Zespołu Klasztorno-Pałacowego i przylegającego do niego parku.

Zespół Klasztorno-Pałacowy w Rudach Raciborskich © amiga


Zespół klasztorno-pałacowy - z innej strony © amiga


Chyba lekko go podmyło © amiga


Rzeka Ruda w Rudach Raciborskich © amiga


Pora ruszać w drogę powrotną. Opłotkami docieramy wpierw do Tworoga Małego, dalej Trachy, przy wsiowym sklepie robimy kolejną przerwę, koniecznie muszę uzupełnić poziom płynów, czuję już lekkie odwodnienie, Darek dość dziwnie na mnie patrzy jak rozwiązuję problem 1.5 litrowej butelki wody mineralnej ;P W końcu nie muszę jej wozić z zawartością.
Spoglądamy na zegarki i trzeba ruszać dalej, jedziemy przez Sośnicowice, Łany Wielkie, tam odbijamy na rowerówkę prowadzącą do Gliwic.

Palmiarnia w Gliwicach © amiga


Chwila przerwy przy palmiarni i pędzimy bocznymi ścieżkami na Helenkę, dojeżdżamy przed czasem. Otwarcie dopiero na kilkadziesiąt minut, mamy czas, żeby się przebrać, umyć, coś zjeść i zasiąść w zacnym gronie przed TV.

Kibicowanie wieczorową porą © amiga


Ślad niestety nie jest idealny, brakuje na nim kilkunastu km. (miałem włączoną pauze w endomondo)


Ps. Dzięki za towarzystwo w tej wyprawie, było rewelacyjnie, pogoda dopisała, a mecz był emocjonujący.

Do posłuchania albym Nightwish - Imaginaerum. Jestem nim dalej zachycony.

Ostrożny powrót

Niedziela, 3 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Powrót z wczorajszej imprezki dość późno, niestety ilość napojów wspomagających była na tyle spora, że do południa nie odważyłem się wsiąść na rower. Zresztą później, też jechałem z duszą na ramieniu, trasę maksymalnie skróciłem, tzn wykorzystałem Koleje Śląskie, a w Katowicach wysiadłem na Zawodziu i wróciłem poprzez Dolinę 3 Stawów i lasy Ochojeckie.
Na drogę odpaliłem początkowo KNŻ jednak później zmieniłem na Kabanos - Kiełbie we Łbie. Na dole wpisu piosenka Bagno z tej płyty.

Na pastwisku w Łośniu © amiga


KABANOS - Bagno


Ps. Dzięki za fajny weekend i super imprezkę ;)