Wyjeżdżam obłędnie późno, jest 7:30 gdy ruszam... masakra... o lasach mogę zapomnieć, i tak najwcześniej będę w firmie po 8:30... cóż... Późny wyjazd to jeszcze jeden szczegół... po 30 minutach drogi pustoszeją... Jest przyjemnie, luźno... tak jak lubię... W zasadzie tylko do Kochłowic było dzisiaj coś... i pod koniec trasy w Gliwicach na Zabskiej, ale tam się tego nie da przeskoczyć, przynajmniej do czasu gdy remonty w Gliwicach zostaną zakończone... czyli pewnie wiosna lub lato 2016.... W firmie... szybko, szybko, szybko... zanim dobrze wszedłem już kilak osób mnie zaczepiło...
Wypadam z firmy gdzieś koło 16:30 i jadę, gonię spieszy mi się, trasa wyznaczana przez nawigację, ale w większości się z nią zgadzam, muszę jak najszybciej dotrzeć do Chorzowa, w zasadzie na granicę Bytomia i Chorzowa... tam na mnie dzisiaj czekają... Z definicji droga po szosach... nie ma ani czasu na teren i las, ani nawet nie ma specjalnie gdzie, bo lasów tutaj jak na lekarstwo... Udaje mi się jednak ominąć większość ruchliwych dróg, obskoczyłem to bokami... jestem na miejscu około 17:20...
2 godziny później wychodzę, ale jeszcze nie wsiadam na rower... rozmawiam przez telefon, mija dobre kilkadziesiąt minut... w końcu uzbrajam szaraka, dosiadam go i gnam do domu... daleko nie ma... pozwalam się znów prowadzić nawigacji... miejscami nie mam pojęcia gdzie jestem, no... może mgliście, ale niektórych ulic nie przypominam sobie, nie jechałem chyba nimi nigdy wcześniej... W domu jestem gdzieś przed 21... zmęczony dzisiejszym dniem jak diabli....
Wyjeżdżam z domu o 7:07.... jest ciepło :) całe 11 stopni... i tak jestem ubrany w wariancie ciepła jesień 2015 :)... czyli wariant na reklamę lidla ;P długie gacie, długa bluza, softshell... Początkowo chciałem jechać po szosach, bo szybciej, ale... gdy jechałem przez Panewniki postanowiłem się nie wygłupiać i odbiłem w las... na Halembę, w lesie cisza, spokój, nie spotkałem żywej duszy, zresztą martwej też... ;P Za Halembą zacząłem już kombinować jak wyjechać w Gliwicach, początkowo skłaniałem się by wyjechać przez Wiosenną do Beskidzkiej, przez chwilę gdy byłem an Chudowskiej korciło mnie by przejechać przez węzeł z A4. Wyjątkowo mało samochodów było w tym miejscu, jednak zwyciężyła hałda :) na Sośnicy... trochę więcej wysiłku, trochę więcej terenu, jakiś podjazd, trochę piachu..., ale dalej zero ludzi... :) W Gliwicach niestety już nie było tak bajkowo, zjazd z bł. Czesława na Zabską to katorga, nie zazdroszczę kierowcom, swoje musieli wystać, ja oczywiście łamiąc przepisy wpakowałem się na chodnik omijając korek, na końcu zszedłem z roweru i przeszedłem przez pasy... to chyba jedyna sensowna opcja w tym miejscu, co czasu gdy nie zakończą się remonty, mam tylko nadzieję, że w tym miejscu powstanie rondo...
Wyjeżdżam około 16:25.... jest ciepło przynajmniej porównując do ostatnich dni, wyjeżdżam też wcześniej niż zwykle, szybko obieram kierunek Sośnica Hałda... co sobie będę żałował, dzień się lekko ciągnął dzisiaj... zmęczył mnie... a las, hałda, to piękne miejsce, szczególnie gdy człowiek wpakuje się na jej szczyt ;)... Lubię spoglądać w siną dal... z tego miejsca, gdzie widać wszystko dobre kilkadziesiąt km dookoła...
Krótki zjazd i jestem w Makoszowach... kolejny jeszcze krótszy podjazd, melduję się na kolejnej hałdzie - starej hałdzie w Makoszowach, teraz las... jeszcze jeden podjazd na drogę prowadzącą na kolejną hałdę tym razem tej w okolicach Borowej Wsi... Gdy jestem na Halembie korci mnie by zajechać do sklepu po niesamowicie dobry makowiec... ale nie... mijam sklep szerokim łukiem...
Zaczyna się ostatni fragment leśny, poczynając od starej hałdy w Starej Kuźni :) kawałek lasu, znów podjazd na drogę prowadzącą na podobno największą hałdę w Panewnikach...
Stąd mam już niedaleko... 6 km i jestem w domu... jestem jeszcze przed 18
Temperatura z rana jeszcze bardziej zaskakuje, termometr za oknem wskazuje 2 stopnie, a to oznacza, że gdy będę przejeżdżał przez odcinki leśne, przez pola będzie jeszcze zimniej... Sprawdzam jeszcze co podaje stacja meteo na Muchowcu... -2 stopnie... o... rzesz...
Odszukuję termoaktywną bieliznę, ubieram się cieplej, wsiadam na rower i czuję ten chłód, dzisiaj już w wielu miejscach widać oszronione samochody, rośliny, wszędzie unoszą się mgły... zastanawiam się czy gdzieś nie osadzi się szadź... ale nie ma... to jeszcze nie ten czas, nie ta temperatura... Wschodzące słońce na szczęście szybko podnosi temperaturę, już w Kochłowicach są całe 4 stopnie :), w Gliwicach około 7 :)... Na drogach trwa szaleństwo, samochody są wszędzie... korki, korki, korki... W Gliwicach ponownie najszybciej jest mi zejść z roweru i przeprowadzić go przez przejście na Zabskiej...
Po raz kolejny gorąca kąpiel stawia mnie na nogi :)
Wyjeżdżam nieco później niż myślałem, o 16... oczywiście musiało się coś posypać, i zmusiło mnie to do późniejszego wyjazdu... co prawda wiele mi to nie zmienia :), a może zmienia? Na drogach jest większy luz... ale i tak dzisiaj pakuję się na Hałdkę :), co prawda w bardziej standardowy sposób, standardową ścieżką, nie ma czasu na szaleństwa... muszę być w domu przed 19, a najlepiej przed 18:30... by zdążyć coś jeszcze zrobić, może się wykąpać, przebrać...
W lesie jest pięknie, jest przyjemnie, sporo ludzi, na rowerach, biegaczy, kijkarzy... i spacerowiczów z psami... ci ostatni mogliby nieco bardziej pilnować swoich pupilów, o ile duże psy zachowują się przewidywalnie, gorzej z tymi mikrusami... które pchają się pod koła... życie im niemiłe? chyba tak...
Trochę podjazdów, trochę zjazdów, dobrze mi się jedzie... w domu jestem ciut po zaplanowanej 18:30... zdążyłem... do 19 mam jeszcze chwilkę czasu...
7:15 na zegarku, dopiero wychodzę, czuję przerażający chłód... mogłem się ubrać cieplej, ale już jest za późno, liczę na to, że wschodzące słońce szubko ogrzeje powietrze i będzie ciut cieplej. Przez pierwsze 30 minut marzną mi dłonie, czuję zimno na stopach... chyba pora ubrać w końcu bieliznę termoaktywną, ale już nie dzisiaj, nie wrócę przecież do domu... W Panewnikach na Bałtyckiej widzę oszronione rośliny, widzę szron na samochodach, widzę ludzi skrobiących szyby, to chyba pierwszy raz w tym roku, w drugiej połowie roku... Na dokładkę na drogach jest masakra, studenci wrócili... samochody są wszędzie, jeżdżą we wszystkich kierunkach, czasami mam problem by wyjechać z podporządkowanej... za parę miesięcy się zluzuje... ale dzisiaj czeka mnie walka z samochodami...
W firmie czeka na mnie gorąca kąpiel... nogi powoli się rozmrażają... można popracować :)
Opuszczam firmę około 16:30... jest ciepło, 17 stopni, w porównaniu do poranka to upał... postanawiam wykorzystać tak ciepły wieczór i zaliczyć hałdę, przejechać lasami, ile się da...
Na hałdzie postanawiam poszaleć i przejechać przez jej szczyt... rzadko to robię, wjeżdżam po dość stromym podjeździe, chyba pierwszy raz udało mi się to zrobić, pierwszy raz też wjeżdżam tu na szaraku... góralem nigdy nie udało mi się tego podjechać.... Zresztą już wcześniej parę razy zauważyłem, że uphill szarakiem wychodzi mi zdecydowanie lepiej... Geometria inna? Może... a może pora pomyśleć o nowym góralu... z większymi kołami... ? Szarak za to zupełnie nie zdaje egzaminu na zjazdach terenowych, zbyt mała amortyzacja, zbyt wąskie opony... cóż, nie można mieć wszystkiego...
Po zjeździe z hałdy na chwilkę wyjeżdżam na szosy w Makoszowach ale tylko po to by znów pojechać na hałdę, i dalej wzdłuż Kłodnicy w okolice Halemby która dość skrzętnie również omijam, po szlakach pieszych dojeżdżam do Starej Kuźni i znów do lasu :)...
Trasa chwilę mi dzisiaj zajęła, gdy melduję się w domu, robi się już ciemnawo i... chłodno.. temperatura spadła do 11 stopni
Wiatr nie zmienił kierunku, wieje od zachodu, ale jest słabszy i to sporo słabszy... Spoglądam na termometr - 10 stopni... Pogoda nie rozpieszcza, dzisiaj już nie jadę lasami, nie gnam przez hałdy... dzisiaj spieszy mi się, wiec wybieram szosy... dzięki temu jedzie się szybciej... chociaż ciężko nazwać to, że przyjemniej... Na drogach masa samochodów, co jakiś czas wpadam na korki, pierwszy już W Piotrowicach, drugi w Panewnikach, trzeci w Kochłowicach, dalej na Wirku... dopiero gdy mija 8:00 jest nieźle, za wyjątkiem zjazdu na Zabską, gdzie znów szybciej jest pokonanie tego skrzyżowania z buta...
Mam wiatr w plecy, tylko co z tego... skoro i tak dzisiaj postanawiam pojechać lasami... a dokładniej chcę przejechać ponownie przez ostatnie moje odkrycie, ul Łączną :) w Zabrzu... przejeżdżam przez lasek Makoszowski, pakuję się na Beskidzką i tak odbijam na Łączna... , dziwne jest to, że tego wcześniej nie odkryłem...
W lesie, na ścieżkach sporo rowerzystów, trochę grzybiarzy, jednak gdy spoglądam do ich koszyków widzę, że grzybów jest niewiele, przydało by się trochę opadów...
Gdy wbijam się na Halembę postanawiam sprawdzić wariant który wskazuje mi nawigacja, z reguły ją ignoruję, ale mam dzisiaj trochę czasu, więc sprawdzę ten wariant, może się okaże, że ta alternatywa będzie szybsza, ciekawsza... Zjeżdżam na Grodzką, później na Kłodnicką, nie podoba mi się ta droga, za duży ruch... pewnie dlatego, że to łącznik z Kochłowicami..., szosy w wielu miejscach są wąskie... Skręcam w Poniatowskiego i tam już normalnie pakuję się na Ligocką...
Przez klasy Panewnickie wyjeżdżam w Katowicach... :) "Skrót" na Halembie jest zupełnie nietrafiony, zbyt długo czeka się by przejechać przez 1-go Maja... Przynajmniej mam to sprawdzone... :)