Czuję zmęczenie, przemęczenie..., jest stosunkowo chłodno, drogi niby czarne, ale -2 to nie jest dobra temperatura... Boję się, że trafię na jakiś idiotów na letnich laćkach. Przy czym wyjechałem na tyle późno, że na szczęście ruch jest dość niewielki i z każdą chwilą coraz mniejszy... Denerwuje mnie jedynie niewielki fragment w Kochłowicach, nie lubię tego odcinka... chyba muszę się przestawić na alternatywę tuż obok tzw, czerwonym szlakiem, ale i tak pod koniec trafiam na DDR-a którego nie lubię, chociaż omijam samo centrum. Pewnie docelowo będę tędy jeździł, przynajmniej w sezonie zima 2013/2014... Do domu docieram o czasie, za to jutro szykuje mi się zupełnie nierowerowy dzień... Odrobię to w piątek...
Wtorek..., budzę się wcześniej, tylko zastanawiam się czemu..., w końcu jednak sobie przypominam, że muszę być nieco wcześniej w Gliwicach..., zbieram się w ekspresowym tempie. Wychodzę i lecę szosami, dość czysto na drogach, przynajmniej na początku, za to łapią mnie wszystkie światła po drodze..., to chyba złośliwość rzeczy martwych. Najbardziej paskudny dzisiaj to fragment przez Zabrze, ale to nic dziwnego, bo trafiam tam tuż przed 8:00. Wiem, że wariactwo będzie trwało jakieś 20 min..., tyle, że w tym czasie powinienem już być w pracy. W firmie jestem delikatnie po czasie, ale nic złego się nie stało...
Powrót znowu w ciemnościach, za to względnie ciepło... W Gliwicach zatrzymuje mnie przejazd w Sośnicy, dobre kilka min czekania na przejazd pociągu... W końcu ruszam dalej, drugi denerwujący epizod przy wyjeździe z ul Matejki na rondo w Zabrzu. gdzie jakiś kretyn trąbi na mnie i okazuje na chodzik.... Chyba go pogięło, moje miejsce jest na drodze..., a nie na chodniku... Pewnie wydaje mu się że tam jest DDR. Owszem jest ale nie tu... Jest kawałek dalej na ul. Wilibalda Winklera, którą i tak będę jechał ale nie po rowerówce... Zastanawiam się kto je projektuje i dla kogo? Te drogi mają po kilkaset metrów i prowadzą donikąd, nie ma na nie wjazdu i zjazdu..., a przynajmniej takiego aby nie trzeba było łamać tzw. przepisów... Nawet policja mnie olewa widząc jak jadę po szosie w ty miejscu... Reszta drogi, bez przygód, poza małym szczegółem, również związanym z DDR-em, tym razem w Kochłowicach..., ten fragment który uważam, że jest źle zaprojektowany i wykonany. Łapię tam 2 gumy..., nie wiem co leżało, ale wyciągam z jednej dętki jakieś 2cm zardzewiałego drutu..., w drugiej jest tylko dziura... 20 min później jadę dalej... w domu czeka mnie łatanie...
Weekend lekko się przeciągnął, na dokładkę o poranku zostałem przekonany do wyjazdu nierowerowego do pracy... Po pracy ponownie ląduję na Helence, chwila na rozmowy i w końcu ok 20:00 zbieram się i w drogę. Ponownie problem sprawia mi fragment za Rokitnicą, tam gdzie jest ciemno jak diabli...., ci piesi... masakra... chociaż jedne mały odblask...
Mijam centrum Zabrza i kieruję się powoli do Kończyc gdzie odbijam na Bielszowice i Wirek. Zaczyna padać śnieg..., jeszcze tego mi brakowało dzisiaj... Sypie coraz bardziej, na dokładkę wieje silny wiatr od wchodu..., chwilami nic nie widzę... Na szczęście to tylko chwilowe załamanie pogody. Już na podjeździe w kierunku Kochłowic, pogoda się poprawia, przestaje padać, a wiatr jakby zelżał.
Końcówka już bokami, przez Panewniki, Ligotę, Piotrowice i w końcu Ochojec..., mam dość idę spać...
Po wczorajszym myciu i serwisie rowerka..., usunięciu okablowania do starego licznika Sigmy 1609 i montażu nowego licznika Sigma 1609STS dzisiaj test tego rozwiązania. Pamiętając wady Cyclomastera na dzień dobry zacząłem testy Sigmy i widzę, że jest nieźle, żadnych zakłóceń od komórki..., po prostu działa. Dzisiaj z rana test w rzeczywistych warunkach..., na drogach. Zastanawiało mnie czy nie będzie jakiś przekłamań np pod liniami wysokiego napięcia, przy stacjach bazowych GSM itp... O dziwo wygląda na to że jest nieczuła na takie numery. Świetnie się spisała, a ja pozbyłem się kabli... Sigma coś sp...a z nową generacją liczników... coś jest nie tak z podstawkami i kablami... oryginalny kabelek z Sigmy 1609 potrzebował ponad roku aby się przetrzeć z mojej winy gdy zwisał nad oponą... Nic go nie ruszało, te nowe lecą w ciągu 2-3 miesięcy. To jakieś nieporozumienie. Przy czym chyba i tak kupię jeszcze podstawkę do starego licznika..., pod warunkiem, że znajdę oryginał. Może być używany...
A dzisiejsza trasa po szosach, w nocy widać, że lało, sporo kałuż, błota. Do lasu nie wjeżdżałem poza kilkoma drobnymi epizodami po to aby ominąć korki, czy nie nadkładać niepotrzebnie drogi. W końcu jutro czeka mnie wyjazd do Krakowa na jeden z ostatnich RNO w tym roku: Funex Orient
Na zewnątrz ciemno, ale wyjeżdżam, cóż zrobić, czeka mnie za to nieco krótsza "wycieczka" rowerowa, dzisiaj do Zabrza..., a jutro skoro świt wyjazd do Krakowa na FunexOrient. Jako że pogoda nieszczególnie ostatnio rozpieszczała - padało to odpuszczam całkowicie teren, chociaż ta leśna...... Nie nie będę jednak przeginał, pociągnę nieco dłuższym wariantem, ale za to bardziej suchym, chciałem napisać przewidywalnym, ale to chyba byłaby przesada jeżeli 50% to dość ruchliwe szosy... na których już widziałem cuda... O ile przy oświetleniu latarni jedzie się dość przyjemnie i zupełnie nie przeszkadza przedwczesna noc. To problem pojawia się na końcowym odcinku do Rokitnicy gdzie zarówno szosa jak i rowerówka jest zupełnie ciemna. Na dokładkę trafiają się na niej zupełnie nieoświetleni biegacze, piesi... Chociaż mały odblask..., muszę jechać wolniej, muszę uważać. Na szczęście to tylko 2 może 3 km. Od Rokitnicy jest znowu jasno :), tylko ten podjazd... :)
Zbieram się ok 17:00, jestem na zewnątrz, wystrojony w dodatkowe odblaski po tym jak qmpela z pracy zwróciła mi uwagę, że jestem mało widoczny na drodze... co z tego, że na rami pozawieszane są odblaski, skoro plecak jest ciemny i na nim jest niewiele świecidełek. Dostałem kilka dodatkowych opasek, już zawieszone. Muszę przeszukać graty w domu powinna być tam jeszcze jedna lampka tylna, na ramę już jej chyba nie zamontuję bo urwał się uchwyt, ale... do plecaka powinno dać się ją przyczepić... szukam jakiegoś rozwiązania, do kamizelek odblaskowych jakoś nie mogę się przekonać bo i tak lądują pod plecakiem więc z tyłu niewiele widać...
Stara Sigma 1609 dalej szaleje... to na 90% problem z okablowaniem, myślę, że kabelek gdzieś się złamał, na kablu nic nie widać, mogę się jedynie domyślać, że pewnie stało się to gdzieś przy podstawce... Na tą chwilę problem rozwiązałem kupując liczniki Sigma 1609STS bezprzewodowy. kabla nie będzie. Dzisiaj dotarł, ale zamontuję go dopiero w domu jak wrócę i... wyczyszczę rower.
Kolejny wyjazd do Gliwic. Poranek mglisty, tyle, że nie leje... Wypadało się chyba w nocy. Lecę po szosach..., początkowo dość spory ruch, jednak im bliżej Gliwic tym na drogach robi się luźniej. Dojazd w okolicach 8:30 to dobry wariant..., bo Ci którzy mają na 8:00 są już w pracy, a ci którzy pracują jeżdżąc samochodami jeszcze najczęściej nie wyjechali :)
Po raz kolejny denerwuje mnie stary licznik Sigmy, zastanawiam się co jest grane, czy jest to wina licznika czy kabelka..., pewności nie mam... Może dzisiaj dotrze już zamówiony kolejny licznik... Stara Sigma wytrzymała ze mną 2 lata to i tak mistrzostwo świata... Sigma (firma) miała w zasadzie niezniszczalne liczniki jeżeli ten był w stanie ze mną tyle wytrzymać... Te nowsze są jakieś wyraźnie słabsze..., kolejny producent który chce od nas ciągnąć kasę... Szkoda... Niemniej ten zamówiony jest to jeszcze stara pancerna generacja... mam nadzieję, że też go nic nie ruszy przez 2 lata, a przy okazji nie będzie miał kabelka..., z którym mogą się dziać cuda...
W trakcie dnia zdzwaniam się z qmplem. Umawiamy się gdzieś koło 18:00-18:30 w parku Zadole. Dawno się nie widzieliśmy, dawno ze sobą nie gadaliśmy, trzeba to nadrobić... W chwili wyjazdu dość przyzwoicie, jednak już kilka km dalej znowu pada, zastanawiam się czy nie założyć przeciwdeszczówki. Deszcze nie jest jednak zbyt upierdliwy więc odpuszczam, pędzę na spotkanie. Na drogach lekko nijak, ruch w sumie niewielki, miejscami może nieco większy. Chyba najgorzej było na Wirku, najwięcej samochodów, największy ruch...
Dojeżdżam do Panewnik, krótka wizyta w bankomacie, zdzwaniam się z kumplem i spotykamy się kawałek dalej, jedziemy już wspólnie na Zadole...
Dwa grzańce później rozstajemy się i każdy pędzi w swoją stronę, do domu mam zaledwie 2 km, ale przemoczone ciuchy i niska temperatura szybko mnie wychładzają. Jest mi niemiłosiernie zimno. W końcu dojeżdżam na miejsce, szybko zrzucam mokre ciuchy i mogę się rozgrzać. Gorąca kąpiel pomaga.
Zbieram się i ruszam, pada przez całe 30km... Na drogach sporo samochodów, trzeba uważać, miejscami jakieś szaleństwo, zaciska w Piotrowicach, Ligocie i Panewnikach, dopiero od Kochłowic w zasadzie da się nieco pocisnąć, da się przyspieszyć. Za to w Zabrzu było już luźno, to samo w Gliwicach.
Niby jestem dobrze ubrany tylko co z tego... niby ciepło, ale mimo wszystko dość szczelnie, już w firmie widzę, że wypociłem dobre kilka litrów..., wszystko nadaje się do suszenia, chociaż w razie czego mam zapasowe ubranie na miejscu. Więc chyba nie będzie źle.
Rower cały uwalony we wszystko co znajdowało się na drogach, piasek, błoto itd... Trzeba go będzie nowy myć... Ciekawe czy znajdę na to dzisiaj wieczorem czas...