Piątunio o poranku... Ruszam standardowo 10 po 7. Ruch na drogach raczej podobny jak zwykle, trochę się go obawiam bo to piątek, choć cyrk raczej będzie wieczorem. Piotrowice standardowo zawalone samochodami, dzisiaj jednak kombinuję jak dotrzeć wcześniej do pracy, zapowiada się ciężki dzień. Ostatni i dzień przygotowań do firmowego dnia dziecka.
W planie nie mam lasów, raczej nastawiam się na szosy, rower pomaga :), miejscami sam jedzie, kolejne dzielnice mijam dość szybko... Krótki postój tylko w Bieszowicach na skrzyżowaniu.
Do Zabrza docieram przed ósmą, na szczęście jest względnie pusto. Podobnie zresztą jest w Gliwicach a w firmie jestem w okienku czasowym, więc chyba dobrze...
Dzień dłuższy niż się spodziewałem, z firmy wyjeżdżam dopiero po 19... kila godzin temu miałem katastrofę i odkręcenie tego zajęło 7 godzin... Ledwo żyję, marzę tylko o dojeździe do domu i łóżku...
Słońce coraz niżej, już nie grzeje tak bardzo, tam gdzie jadę w cieniu czuję wieczorny chłód. Powinienem dojechać przed zmrokiem, ale wystarczy dziura w dętce i będzie obsuwa...
W Bielszowicach widzę, że mam może pół godziny do zachodu słońca... Niedobrze, jestem dopiero w połowie drogi. Ale jakoś mocniej nie mogę nacisnąć... tym bardziej, że coś dzieje się z prawym pedałem, ma 90% poleciało w nim łożysko... Ma już swój przebieg więc mnie to nie dziwi... Na szczęście w domu mam z czego przekręcić, a nowe pedały trzeba będzie zamówić.
W domu jestem około 20:30... zmęczony, ale zadowolony, że jednak udało się wszystko połapać w ostatniej chwili...
Wczoraj odpuściłem, gdy miałem wyjść zaczęło lać... trudno, wybrałem alternatywę pociągową. Dziś jednak wracam na rower... 7:08... wiatr w plecy... dość ciepło :). Trochę zaciska na drogach...
Wylot z Katowic jak prawie zawsze problematyczny, na szczęście rower to nie samochód i nie za często stoję w korkach... unikam świateł... więc jakoś to idzie.
Coś mi zgrzyta w napędzie... nie mam pojęcia co... suport jest nowiutki, pedały? Chyba nie... może piasek pod siodełkiem, ale... gdy jadę na stojąco jest to samo... Szukanie tego staje się niezłym wyzwaniem.
W Gliwicach niespodzianka... zeszło mi powietrze z tylnego koła... 10 minut przymusowej przerwy na wymianę dętki...
Ruszam w okolicach 17... jest ciepło i wieje w twarz... W ciągu dnia chyba padało bo miejscami drogi są mokre, korci by pojechać dłuższą trasą jednak ten tydzień jest pokręcony.... wiem że wieczorem muszę nad czymś przysiąść, coś zrobić, więc gnam do domu...
Opóźnienie przy wyjeździe podobne jak wczoraj, zresztą warunki pogodowe również podobne. Pakuję się i ruszam... Na popołudnie zapowiedziane są opady... oby jednak nie. Mam w razie czego przeciwdeszczówkę.
Piotrowice jak zwykle zawalone, niestety remonty w okolicy robią swoje, a ma być jeszcze gorzej. Mam wrażenie, że na drogach jest gorzej niż wczoraj... W Kochłowicach lekko zaciska, dobrze, że piesi trochę kierują ruchem... Na Wirku mam problem ze skrętem w lewo, swoje muszę odstać. W Zabrzu korek, jestem w okolicach ósmej... cóż począć...
Dopiero Gliwice witają mnie pustymi drogami...
W firmie jestem w takim sobie czasie... ech... mogę pomarzyć o czasach gdy dojeżdżałem w czasie poniżej godziny, mam nadzieję, że forma kiedyś wróci...
Wracam do domu nieco wcześniej niż zwykle, jest 16:40 gdy ruszam... Jadę drogami, po zapowiadanych opadach nie ma śladu... Drogi puste, tyle, że w Gliwicach, w Zabrzu już tak dobrze nie ma, kilka lekkich zacisków... Spoglądam na centy paliwa na stacjach, jakiś horror... każdy polityk obiecuje, że obniży akcyzę, podatki, a jak dorwie się do władzy to słychać, że trzeba je podnieść. Szkoda gadać. Niby rower jest ekologiczny, nie pali, ale jednak nie dowozi się części rowerowych rowerami tylko samochodami... a to wpływa na cenę końcową...
Poranek 7:11... ruszam, nie jest za ciepło, mam wiatrówkę, ale i tak czuję chłód. W słońcu za to przyjemnie :), jadę drogami, nie mam czasu ani ochoty na jazdę po szlakach. W Piotrowicach standardowo zaciska, podobnie zresztą jest i w Panewnikach. Dopiero gdy wyjeżdżam z Katowic jest lepiej...
Samochodów jakby mniej, niż zwykle, ale może to efekt późniejszego wyjazdu, mam wrażenie, że wiatr mnie wspomaga, gdy widzę łopoczące fragi przy jednej ze stacji mam już pewność... Wiatr jest ze mną...
Wkrótce osiągam Zabrze i Gliwice... Zaczyna być gorąco... choć prognozy trochę straszą, ale to dopiero za kilka godzin...
Poranek zaskoczył mgłami i brakiem deszczu. Wstępnie prognozy nie były tak dobre. Cóż... zakładam błotniki i w drogę. Samochodów w Piotrowicach jak mrówków. Spore korki. Jest nieprzyjemnie, podobnie jest w Panewnikach. Za to po minięciu znaku Ruda Śląska zaczyna się luzować.
Jako że wyjechałem w końcu z nieco mniejszym opóźnieniem, mogę jechać spokojnie, nie spinać się :) W Zabrzu melduję się około 8:00. Nie lubię tej godziny, z reguły pojawiają się tutaj korki. Dzisiaj jest spokojnie. Jedynie na światłach krótki postój.
Gliwice jak zawsze puste. Zastanawiam się skąd wieje wiatr, mam wrażenie że wcale go nie ma. Za to mgły miejscami umilają jazdę.
W firmie jestem w przyzwoitym czasie, powoli mijają bóle powyprawowe. Myślę, że do weekendu będę nówka sztuka ;)
Wyjazd później niż myślałem, jest 17:20 gdy ruszam. Drogi puste, sucho. lekki wiatr w twarz. Nic wielkiego ale odczuwalne. Jazda przyjemna, jednak na nic wielkiego nie ma szans. Jeszcze czuję, zmęczenie powyprawowe. W Zabrzu leciutkie korki, rowerem jednak mogę je szybko wyminąć. Praktycznie nie stoję nigdzie.
Gdzieś od Wirku drogi są coraz bardziej mokre, musiało lać i to solidnie jeszcze kilkadziesiąt minut temu. Chyba mi się udało.
Dojeżdżając do Katowic przypominam sobie o paczkomacie, trzeba tam podjechać. Zamówiony nowy czujnik prędkości i kadencji czeka. Wieczorem może go założę :)
Przy markecie urywa mi się tylny błotnik, zahaczyłem go nogą, nie mogę znaleźć klamry, musiała odpaść wcześniej. Trudno pora go wywalić w domu mam jeszcze 2 ;)